Ostatnią rzeczą którą chcę zobaczyć to błysk w twoim oku.

Hector
Dorosły

Hector


Male Liczba postów : 6

     
Imię
Łatwe to zapamiętania i dosyć nieskazitelne.  ''Hector''

Wiek
7 lat

Orientacja
Przemilczę tą karygodną część. Fabuła jest od tego aby się dowiedzieć.

Ranga
''Dorosły''

Historia

''Istnieją opowieści, legendy i inne takie pierdoły. Co jednak się dzieje kiedy faktycznie przybywa legenda? Albo tylko i wyłącznie jej cień? Ludzie odwracają się i starają się zagłuszyć jakiekolwiek rozgłosy.''


Pkt 1. Narodziny.

Na odległych terenach... w sumie nie aż tak daleko stąd.. istniały watahy. Podobne do tych tutaj, jednakże one były w totalnej rozsypce. Władze nie potrafiły sobie radzić ze sprawami wewnętrznymi, wojownicy woleli się obijać i chlać tyle ile się dało. Tropiciele? Chyba na samice. Nie nadawali się oni nawet na złapanie głupiego królika. Magów nie było wcale. Nie dziwcie się. Lekarze byli na tyle tępi, że jałowymi opatrunkami chcieli łatać oderwane głowy. Tak, chcieli oni ratować trupy. Były również wilki z zdolnościami wykraczającymi poza standardowe myślenie. One jednak opuściły rodziny zaraz po pierwszych krokach na ziemi. Nie byli oni najmądrzejsi na świecie, więc pewno zginęli zaraz po kilku kilometrach. Jeśli nie, to można po prostu powiedzieć o ich farcie i niczym więcej.
Była jednak pewna rodzina, która podczas tego chaosu ''utrzymała'' swoje młode w rydzach na tyle mocno aby i one nie zeszły na taką głupotę.
Urodziła się ich piątka. Ale może wpierw o rodzicach co? Otóż to byli główni myśliciele w  całym tym śmiesznym gronie. Oczywiście woleli się trzymać z tyłu i po cichu, aniżeli wystawiać się na pazury skretyniałych osobników. Wataha tamta liczyła (jedna) z co najmniej 60 osobników. Może więcej, może i mniej. Teren nie był wielki, a jednak mieściło się na nim 250 wilków. Mała armia można by rzec.
Ale wracajmy. Matka? Opiekuńcza, zaradna i inteligentna. Potrafiła sobie przywłaszczyć całe jedzenie zdobyte przez wilki innej watahy jedynie słowami! Manipulowała innymi tylko w sprawach ważniejszych dla innych. Ktoś zdychał z głodu? Nie. Ona o to dbała.
Ojciec... tą postać można w teorii pominąć. Podróżował bardzo wiele. Jeśli miał być w jakimś miejscu natychmiast to wracał jeszcze przed czasem. Umiał dokładnie się spostrzec w które miejsce wędruje. Zdolność wchodzenia na skały, nurkowanie w morzu, ucieczka przed ludźmi, stawienie czoła demonom.... można byłoby go uznać za bohatera. Tylko jak wszędzie.. musi być jeden haczyk. W tym wypadku była to jego furia. Dokładniej rzecz ujmując ''szał bitewny''. Jeśli wpadł w jakąś walkę to uruchamiało się u niego lekkie zaślepienie. Jedyne czego chciał to ofiarę doprowadzić do nieprzytomności. Nie zabijać. To w wielu wypadkach mu przeszkadzało. Nie jeden raz wracali przeciwnicy drugi raz z tą samą myślą ''zabiję'' i odchodzili na innych grzbietach (nieśli ich ci co mieliby zbierać zwłoki do rodzin). Po pewnym czasie to się opłacało. Jak? Otóż ci co przeżyli dziękowali mu za oszczędzenie ich. Walki zawsze powstawały bez sensu. Raz poszło o drzewo, drugi raz o zmianę warty na moście prowadzącym do ich Krainy. Dziwne ale przez cały okres, te watahy utrzymywały względny pokój.
Ten wilk nigdy nie zdobył żadnej pochwały. Robił to dla siebie i swojego sumienia. W końcu wilk który nie potrafi zabijać? Jak to musiało wyglądać z perspektywy innych. Teraz jednak przeszła część najważniejsza. Jak szczeniaki powstają to każdy wie. Więc nadeszła noc porodu. Ojciec starał się wynaleźć jakiegoś lekarza, który pomógłby przy odbiorze porodu. Albo chociaż naprowadziłby co zrobić. Jak można wywnioskować z poprzedniej treści - nie znalazł ani odpowiedniego osobnika ani informacji. Był tylko jeden który powiedział ''zabij ją bo potem i tak się nie przyda''.
Wilk oniemiał i wrócił do ukochanej. Cały rozpis porodu można ominąć, skrócić nawet do słów ''wszystkie urodziły się zdrowe, bez wad, a matka przeżyła''.
Narodziły się 3 samiczki i 2 samców. Jednym z samców był Hector. W pełnej swojej okazałości.
Już w pierwszych minutach po porodzie młode były gotowe ''pokazać'' swoją inteligencję.
W jaki sposób? Samiczki natychmiast poszły do matki kierując się zapachem, a faceci do ojca. Już wiadomym było kto kogo będzie wychowywał. Potem oczywiście pierwszy znak ''MLEKO!''. Tak oto pokaz inteligencji się rozsypał i nadeszła pora na instynkt.
Tak minęła pierwsza noc i pierwszy wątek.

''Czasami najlepszym wyborem jest zrezygnowanie ze swojego zdania i zakończenie kłótni z głupszym od siebie. Nie żebym nie był głupi, bo taki jest każdy człowiek. Głupotą można nazwać nawet sposób bycia egoistycznym. Wszystko zależy od punktu widzenia''

Pkt. 2. Wychowywanie.

Jak przystało na rodziców.. musieli wychować swoich podopiecznych. Wiadomo - nie było to wcale łatwe. Tym bardziej dla nich. To co się wynosi z domu to ledwo 1/4 tego co będzie w przyszłości. Reszta to ukształtowanie poprzez społeczeństwo.
Wszystko można skrócić do potrzebnych kilku zdań i zasad:
1. Nieważne kim będzie przeciwnik - nie macie prawa go zabijać. Ma też życie, ma swoją rodzinę. Nie walczy z wyboru a z przymusu. Macie prawo go rozerwać, urywać kończyny, ranić ile wlezie ale nie możecie go zabić.
2. Nie ma osób mądrzejszych od was w tym miejscu. Jedynie my.
3. Ostatnim czego chcecie to ruszyć w bój za idiotę.
4. Nie mieszajcie się w sprawy polityczne, bo to zgubi i was i nas.
5. Patrzcie wpierw na wnętrze osobnika a nie na jego dobytek.
6. Przyjaźń istnieje tylko wtedy kiedy osobnik nie rani cię bez powodu. I kiedy nie odchodzi.
7. Podróże są niepotrzebne i zwykle kończą się śmiercią.
8. Znalezione? Wyrzucone.
9. Podążaj za rozumem a nie sercem.
10. Obce osobniki są tym co chcecie uniknąć.
11. Starszy to znaczy głupszy.
12. Rodzice mają racę.
Można by pewnie tego wymieniać o wiele, wiele więcej ale po co? Wiadomo przecież jaka mogła być cała reszta tych zasad. Oczywiście one są po to aby ich przestrzegać. Czasami naginać. Czasami złamać.
Rodzice nie byli głupi w tym wypadku. Wiedzieli, że prędzej czy później wszystkie ich młode otworzą oczy i zaczną poznawać takie zjawiska jak kłamstwo, ukrywanie prawdy. Będą chciały się buntować i robić wszystko po swojemu. Ale przyjrzyjcie się dokładnie tym zasadom narzuconym na wilczki. Niektóre z tych zasad są wiadome. Przestrzegane będą na pewno, ale reszta? Do złamania natychmiast. O to im chodziło. Na początku życia będą się słuchać i dobrze. Niech uważają, że świat jest piękny, bez wojny, walk. Potem zauważą w jakim kłamstwie żyli i będą chcieli to zmieniać. Np. punkt o polityce. Skoro miałby zostać złamany.. oznaczałoby to, że mieliby iść na wyższe urzędy i pomagać tym skretyniałym osobnikom. A co jeśli dokładnie o to chodziło tym rodzicom? Odwrócona świadomość. Tak jak zostało to wspomniane - nie byli zdziczałymi kretynami. Nie wiadomo nawet nic o ich przeszłości. Przynajmniej o przeszłości matki.
Jedźmy więc dalej.
Matka wychowywała swoje córki na typowe panny z charakterem silniejszym od setek basiorów w tej Krainie.
Na kogo zaś był wychowywany basior i jego brat? Jeden na taktyka wojennego, drugi na właściwie nikogo. W jego przypadku... coś w stylu pomocy dla sióstr. Podobno ta rodzina miała być samowystarczalna. Hector głównie miał wspomagać je psychicznie. Być takim zastępcą przyjaciela. Rodzice nie przewidzieli, że szkolenie tamtego brata może skończyć się pierwszym złamaniem swojego ''regulaminu'', a w drugim przypadku.. w końcu oni też mieli prawo szukać sobie kogoś w przyszłości czyż nie? Tutaj właśnie ''samowystarczalność'' się kończyła.
Od każdej zasady są wyjątki. Po jakimś roku przybyła do nich pewna wojowniczka. Znała bardzo dobrze ojca Hectora. Cóż, można nawet i powiedzieć, że była jedną z tych ''ulubienic''. Nie miał romansu, nie. Ale cóż to? Przybyła ale nie sama. Zaraz za nią stało z 20 wojowników, 2 tropicieli i Alfa jednej z Watah. Oczywiście jegomość musiał wejść sobie z brakiem jakiegokolwiek poszanowania. Nie zwracał nawet uwagi na młode które prawie zdeptał. Zmiażdżył prawie nawet. Hector dostał jedynie w pysk z ogona. Wojownicy jednak wiedzieli że mają przewagę, więc postanowili się trochę zabawić i poznęcać nad młodym basiorem. Już się nachylił, zaczął straszyć... a tu takie bum. Hector ugryzł go w nos na tyle mocno, że ten aż się rzucił w tył z młodym.
Puścił go zażenowany w momencie kiedy wszyscy wokół zaczęli wyśmiewać tamtego wojownika. Czy to był błąd? Nie... przynajmniej tak mu się wydawało.
Ach. tłumaczę skąd ta cała obstawa. W tamtych terenach trwała.. niestabilna sytuacja. Gdzie by się nie poszło to jakaś partyzantka, oddziały. Postanowili więc dać obstawę władzy i wprowadzić stan wojenny. Te wszystkie wilki były z innej watahy.
Alfa podeszła do matki i ojca, a tamta wojowniczka podeszła do szczeniaków.
- To jest przyszłość tej Krainy. Nie dam ci tych młodych tak samo zmarnować jak zrobiłeś to sobie. - rzucił te słowa sam Alfa.
W tym momencie wszystkie szczeniaki zostały chwycone przez wilki i wyniesione. A rodzice zostali zbici tak mocno, że nie dali rady się pozbierać w pierwszych godzinach.

Pkt. 3. Nadzieja.

Wilki zostały natychmiast wrzucone do więzienia. Oczywiście cele były przepełnione, więc wrzucili ich do dziury pod ziemią. Zamknęli kratą i tyle. Zostawili jak gdyby nigdy nic.
Tej samej nocy przybyli kolejni więźniowie. Ich rodzice. O dziwo strażnicy byli na tyle tępi, że wrzucili wszystkich razem.
W zamknięciu cała rodzina spędziła kolejną noc. Jednak tutaj powstał mały błąd... dziura nie była sprawdzona nawet. Rodzice więc wzięli swoje młode na grzbiet i wieczorem kolejnego dnia zaczęli kopać dziurę. Natrafili na jakiś spływ dziwaczny. Skoczyli i wpadli to jakichś podziemnych korytarzy. Gdzie one prowadziły? Cóż.. do głównego jeziora na tej wyspie. Roześmiani wyszli stamtąd po kilku godzinach i wrócili do swojej nory. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że zaraz po ucieczce szukały ich całe oddziały! Cała Wataha nawet! Ale po paru tygodniach zrezygnowali. W końcu kto by się spodziewał aby uciekinierzy wrócili do swojego domu? Nie oni.
Minęły około 2 lata od momentu ucieczki. Alfa tamtej watahy zmarła. Wszedł na tron jego syn. Okrutny, tępy bardziej aniżeli jego ojciec.
Zaś Wataha na której znajdowała się ta rodzina.. przeżywała swego rodzaju kryzys. Alfa miała załamanie nerwowe i zwiała z Krainy. Syn? Był oczywiście.. ale był za młody aby wejść na tron. Był wieczór jakiegoś tam dnia. Rodzice szczeniaków postanowili wybrać się nad morze. W celu odświeżenia ich relacji, przemyślenia wielu spraw itp. Hector w tym momencie składał psychicznie do kupy swoją siostrę po przejściach. Złamała o wiele więcej zasad aniżeli można było się spodziewać. Ucierpiała tak jak na to zasługiwała. Przybiegł jednak brat i reszta sióstr. Oznajmił on, że poszukują władzy w tym momencie. Pierwsze pytanie padło do Hectora. ''Chciałbyś pokazać tym dupkom jak się rządzi prawdziwa Alfa?''. Tutaj basior nawet nie myślał. Rzucił od razu ''Nie''. Wilk ten bardzo surowo trzymał się zasad swoich rodziców. Niektórych przynajmniej. Siostra pocieszana również odpowiedziała, że nie. Tamta trójka pobiegła więc do sali spotkań.
Wilk wtulił się do siostry, bo już nie miał pojęcia jak ją pocieszyć. Zawsze zostawało i to czyż nie?
Kolejny tydzień minął. Brat Hectora został więc Alfą. Alfą Nowej Nadziei. Tak go zwali.

''Nigdy nie zostawiaj rodziny bez opieki. Możesz ją jedynie tym zniszczyć.''

Pkt. 4. Władza.

Mijał rok od momentu kiedy brat naszego antagonisty został Alfą. Sytuacja w tym gronie była taka jak nigdy. Zero walk, zero wojen, sytuacja stabilna. Póki idioci podążają za słowem narzuconym z góry to nie są szkodliwi. Jednak są pewne odstępstwa od norm głupoty nagle. Zwyczajnie rodzice tych młodych zaczęli się zajmować porzuconymi szczeniakami. Swoje wychowali, to czemu nie mogą innych? Tych które z góry są skazane na porażkę? No właśnie.
Siostry się rozleniwiły, zepsuły. Jak wiadomo - władza niszczy nie od dziś.
Jednak jedna siostra.. ta pocieszana, była nadal taka sama jak od startu. Hector głównie się trzymał u jej boku. Był gotów wiele rzeczy poświęcić dla niej, a ona dla niego. To było zżycie rodzeństwa.
Cóż... trwało to długo, a można nawet i rzec, że do dzisiaj. Mijał rok kolejny. W sumie wyszło na to, że całe rodzeństwo miało już 5 lat. Pewnego dnia basior i jego siostra szli pustą drogą. Po środku niczego można powiedzieć. Las, las i tyle. Spotkali pewnego wilka który bez wahania rzucił się na siostrę. Przyłożył pazury do jej twarzy (dokładniej do pyska i oczu), , tylne łapy zaś bardzo mocno usztywniły waderę.
- Syn Alfy poprzedniej. Moje zamiary znasz jeżeli jesteś Hectorem. - powiedział basior.
Faktycznie. Wilk znał zamiary tego tutaj osobnika. Skinął jeno łbem i wskazał miejsce pomiędzy trzema drzewami. Chodziło o kierunek. Dodatkowo napisał na ziemi słowo ''Solidarność'' po czym je skreślił. A tutaj taka mała niespodzianka. Hector słowem się nie odezwał przez całe życie. Wszystkie jego myśli i mowa niewerbalna zastępowały słowa. Starczyło mu to przez bite 5 lat. Wszyscy myśleli, że ten urodził się po prostu.. no.. niemową. Błąd.
Przeciwny basior zszedł z siostry i pobiegł we wskazane miejsce. Samica miała wyrzuty co do brata i od razu się z nim tym podzieliła. Wystarczyło jedynie spojrzenie. Oboje nie mówili nic. Tylko, że ona przestała się odzywać w wieku 4 lat (rok wcześniej od tego momentu).
W końcu jednak ten moment minął. Przeleciał kolejny dzień.

Pkt. 5. Anarchia.

Jak można się było spodziewać - syn tamtejszej Alfy poleciał wprost do brata tylko po to aby go zabić. W jakim innym celu mógłby się tam zjawić przecież? Zamach był udaremniony i tylko ten zginął.
Hector wraz z siostrą wrócił do nory w której się wychowali. Tak jakoś wzięło ich na wspominki. Nagle przyleciała nasza ''szanowna'' Alfa Nowej Nadziei.
- HECTOR! Wyłaź natychmiast! Chcę tylko ciebie zabić gnoju! - krzyczał wściekły.
Siostra mówiła basiorowi aby ten nie wychodził.. ale nie posłuchał jej tym razem.
Wyszedł i spojrzał w oczy bratu. Obok stała też i ochrona Alfy.
- Patrzcie na niego! Cholerny niemowa a jednocześnie zdrajca! Gdyby nie fakt, że nie potrafisz mówić to natychmiast uciąłbym ci język! Zamiast tego zginiecie oboje. Ty i ta żałosna siostra. - mówił nadal wściekły. Na samym końcu się roześmiał.
Hector jedynie stanął jak gdyby nigdy nic.
- Dowódca tak samo żałosny jak reszta świty. Doprowadziłeś do pokoju ale jakim kosztem? To przez ciebie tamta Alfa zwiała. Pamiętam bardzo dobrze to wszystko. Strach i groźba konfliktu wszystkich Watah. Tego pragnąłeś? Dotarcia do władzy i zostania pustym? Nic nie wartym? - POWIEDZIAŁ na spokojnie.
I w tym momencie władzę zagięło. nie wiedział po pierwsze jak odpowiedzieć, a po drugie nie spodziewał się tego. Hector głos miał jak narrator jakiś. Coś jak user.
Jednak Alfę zagięło do tego stopnia, że aż postanowił się wycofać. Wilk poszedł do siostry i razem zabrali się do szukania rodziców. Wiedzieli oboje co się zaraz stanie. To była tylko kwestia czasu zanim dojdzie do czegoś złego.

''Ci których potrzebujesz nie istnieją. Przychodzą w złym momencie, za późno. Licz na siebie przede wszystkim i nie kieruj się opinią innych.''

Pkt. 6. Wybory.

Czas leciał nieubłagane, na niekorzyść tej dwójki bohaterów. Skąd te określenie się znalazło? Otóż ze względu na fakt, że nie rzucili się w te wszystkie wydarzenia, nie dali się zepsuć. Nie stali się żałośni jak wiele osobników wokół.
Przez teren leśny, ''wodny'' (zwany tak ze względu na fakt iż był tam tylko jeden, długi na 100 metrów most; obok była sama woda) aż w końcu dotarli do celu. Przynajmniej im się tak wydawało. Znaleźli się w terenie.. dosyć dziwnym jak na tutejsze standardy. Był to bowiem las w kolorach wiosennych przez cały rok. Wokół tego terenu można zauważyć jedynie pochodnie. Jest to ogólnie rzecz biorąc ''element'' zbędny. Czasami jest warto wspomnieć takie szczegóły, a czasami nie. Wiadomo przecież nie od dzisiaj - nie wszyscy są dobrzy w opisie tego co znajduje się wokół.
Wracając.
Dobiegli w końcu w miejsce. Wszyscy myśleli, że tak naprawdę jest idealnie. Teraz już wiedzą jedno.. nigdy tak nie było. Hector stanął jakby zobaczył ducha. Rozejrzał się wokół. Nie było totalnie nikogo. Siostra również zniknęła nagle.
Nie rozumiał co się właśnie stało. Nie ma ani jego rodziny, ani żadnego osobnika wokół żyjącego. Co się dzieje?!
Wiedział, że w takich dziwnych wypadkach zawsze było jedno miejsce do którego dążyli dosłownie wszyscy. Na wzgórzu był pewien budynek. Rozbudowany i pozostawiony przez ludzi. Można to ująć krótko: architektura japońska, miesząca nawet do 500 wojowników. Nie trzeba nic więcej tłumaczyć. Nie chodzi tu o taki istniejący, po prostu mniej więcej budową przypominał tamtą kulturę. Równie dobrze mogli go zrobić amerykanie. Ale o to mniejsza, bo ludzi nie ma. W każdym razie...
Problem polegał na tym, że to o czym myślał... mogło wyjaśnić zniknięcie dosłownie wszystkich ale nie siostry! A co jeśli faktycznie zgubiła się gdzieś? Że jest kilkanaście metrów za nim albo coś w tym stylu? Nie, to nie ma sensu. Przecież biegła równie z nim, jak on jej nie upilnował?! Dobra, cofamy się wpierw po nią. Musi być gdzieś niedaleko przecież. Tak jak pomyślał, tak też i zrobił. Zaczął się cofać. Biegł, nie zwracał uwagi nawet na to czy w coś nie walnie. Bez siostry nikt mu nie uwierzy. Poza tym walić to czy ktoś wierzy czy nie. Odnajdzie ją, weźmie rodziców i zwieją od tego kretyna.
Poszukiwania trwały kilka godzin. Nie znalazł jej.
Wybiegła mu nagle na drogę dwójka wilków. Wyglądali dosyć tępo... zapewne jacyś podrzędni wojownicy. Wychowani przez tak zwaną ulicę.
Stanęli na wprost niego i wyszczerzyli swoje kły.
- Szukajcie lepiej swojego Alfy. Nie traćcie na mnie czasu. Sami dobrze wiecie, że nie dam rady nic zrobić ani wam ani całej reszcie.
Oba wilki się roześmiały. Czy faktycznie się na to nabrali czy nie, to tego nie da się określić po dziś dzień. Jednak potem musieli dorzucić swoje słynne trzy grosze.
- A co to nas obchodzi? Rozkaz to rozkaz. Skoro Alfa go wydała to zostanie on wykonany! - rzucili wojowniczym tonem.
Już mieli się rzucać na wilka, ale ten postanowił zmienić trochę podejście. Podszedł do nich o dwa kroki z bardzo poważną miną. Po chwili roześmiał się niczym demon.
- Zadziwia mnie fakt, że jesteście na tyle tępi aby słuchać się rozkazów kogoś, kto ma was totalnie w zadzie. Byście chociaż pobiegli i zażądali zapłaty. W końcu od kiedy wojownicy robią za darmo wszystko? Mam dla was prostą propozycję. Ja tylko szukam jednej samicy. Dacie mi informację gdzie jest, a ja zniknę z nią po około godzinie. Zaoszczędzicie sobie nerwów i sumienia jeśli puścicie mnie wolno. W końcu po co wam zabijać skoro możecie dostać to samo za samo pójście sobie? Ja tutaj nie mam zamiaru nigdy wracać. Dajcie mi informację gdzie jest Annet  i puśćcie wolno. Dostaniecie dokładnie to samo a zapobiegniecie rewolucji. Ona ma w przeciwieństwie do mnie wpływy. Jakbym teraz zginął to wysłałaby całą armię tylko po to aby pozbyć się was i całej waszej rodziny. W ramach zemsty. - powiedział bardzo spokojnie. Nie zaciął się nawet na chwilę. Wyglądało to jakby od razu wiedział co powiedzieć. Jakby nie wymyślał a wiedział już wszystko. Każde następstwo, każdą sytuację, każdy wyjątek.
Wojownicy bez zastanowienia od razu podali miejsce w którym się znajdowała.
Wiadomym było to, że od razu poleci tam ten wilk. Przez całą drogę rozmyślał jedynie o tym co zrobi jak ją znajdzie. Nie ruszała go cała ta Kraina. Równie dobrze mogłaby teraz płonąć, znikać, zostać zaatakowaną przez demony. On miał to wszystko gdzieś.
Po 15 minutach dobiegł do celu. Miejsce to było nadzwyczaj dziwne. Wyobraźcie sobie, że idąc lasem napotykacie jakiś wielki krąg. Na ziemi macie narysowany jakiś znak którego nie rozpoznajecie... a dopiero po chwili kojarzy wam się jedynie słowo ''sekta''.
Niemożliwym było aby jego siostra trafiła tutaj z własnej woli. Tak więc idąc tym tropem, zaczął szukać wilków które mniej więcej wiedziały co się tutaj dzieje. Nie znalazł nikogo znowu. To się robi coraz dziwniejsze. A co jeśli żadnych cywilów już tutaj nie było? W sumie mogło to być.. prawdopodobne. O, światło!
Wilk bez zastanowienia wszedł do.. jaskini. Tak, stamtąd o dziwo pochodziło światło. Było dosyć ciemno. To nie była zima na pewno. Porę możecie zgadnąć sobie sami. Wszedł powoli. Jego krok był na tyle pewny jakby wchodził do własnej Krainy. Jakby wiedział, że nic nie jest w stanie go zabić. Jakby po prostu był nie do pokonania. Za wysokie mniemanie o sobie? Nie. Pokazanie swojego rodzaju ''siły''? Tak. Nikt przecież nigdy nie powiedział, że grać można przed wszystkimi. Aktorem był dosyć dobrym.
Co znajdowało się w środku? 5 wilków o czarnej jak węgiel barwie sierści oraz jego siostra. Ona była jakaś dziwna. Podrapana, zapłakana, poraniona. Nie minęła nawet sekunda zanim rzuciła się na swojego brata. Ale tylko po to aby ten ją stąd zabrał. Wilki zawyły i przygotowały się do ataku. Hector nie czekał. Od razu rzucił się na pierwszego. Rozszarpał mu gardło, jeszcze zanim tamci się rzucili. Siostra wybiegła z tamtego pomieszczenia. Poczeka zapewne na zewnątrz. To był moment w którym wilk złamał zasadę. Zabił. Te dwa wilki wydawały się już słabsze, przerażone. Basior nie wycofywał się. Rzucił się na drugiego ale tylko po to aby wywalić go na grzbiet, po czym skoczył na drugiego tak, aby ten odleciał w tył (przy uderzeniu) i walnął w ścianę. Chwyt udany, a brak zawahania ze strony Hectora, pozwolił mu na dodatkowe przywalenie mu w głowę. Jednak nie zrobił to na odwal. Jego atak polegał jedynie na tym, że chciał natychmiast zmiażdżyć mu łeb. Zrobił to faktycznie. Tamten który został powalony.. ocknął się. Widział, że został już sam. Wolał się wycofać. Zrobił to oczywiście. Uciekał jak jakieś spłoszone zwierze na które obecnie ktoś polował. Hector nie miał zamiaru mu odpuścić. Dogonił go zaraz przy wyjściu i powalił. Chwycił jego pysk i przejechał nim po ziemi. Wyleciały jakieś trzy zębiska stworzeniu. Już nie czekając dłużej - zabił go przegryzając mu szyję.
- Kto? - rzucił z zniecierpliwieniem Hector.
Wadera jedynie spojrzała się na niego pustym wzrokiem. Wiedziała, że ten odczyta z jej twarzy słowo ''brat marnotrawny''.
Wilk pokręcił łbem. Tak, to przecież musiał być on. Ale nie jest tak głupi.
- Powinniśmy się stąd wynieść po prostu. Ale po tym.. zdecydowałem zniszczyć wszystko co tutaj żyje. Każdego idiotę, każdego kto chce rządzić. Wszystkich. - powiedział wściekły i zawył do księżyca.
Wskazał siostrze jedynie żeby podążała za nim. Miał co do tej Krainy pewne plany.
Gdzie pobiegł? Na główny most wspominany już jakiś czas temu. Opuści tą Krainę natychmiast i pójdzie do miejsca, gdzie nawet jego ojciec bałby się ruszyć.

Pkt. 7. Szansa na lepszą przyszłość.

Gdzie dotarli więc na terenach poza tą Krainą? (nadal nie jest mowa o tej forumowej)
Otóż jest pewne miejsce dla osób.. znudzonych życiem. Jest to krótko mówiąc wielki dom. Również stworzony w dziwnej architekturze. Nie można określić tego jako ludzka, ale nie jest również i wilcza. W końcu wiadomo - budynków wilk nie zbuduje.
Same drzwi nie robiły wielkiego wrażenia. Ot jakieś tam 10 metrowe i stalowe. Nie wiadomo nawet po co do takiego miejsca.. aż takie zabezpieczenia.

|HISTORIA ZOSTANIE DOKOŃCZONA SWEGO CZASU|

Charakter:
- Miły
- Zaskakujący
- Nie odróżnia ludzi złych od bezkarnych
- Często nieprzewidywalny pod wieloma względami
- Spokojny jeśli znajduje się przy osobach swego pokroju
- Nie mówi za wiele
- Introwertyk


Ekwipunek Oraz coś więcej: BRAK

Atrybut:
Charyzma
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Jezu, że też chciało ci się tyle pisać. Podziwiam! Ładna karta, interesująca historia. Powiem nawet, że iście pomysłowa.


A K C E P T U J Ę !