Bezimienny

Bunta
Dorosły

Bunta


Liczba postów : 51

     
Kim jestem?

Śmiercią?

Nie, nie przyszedłem odebrać ci życia. Chciałem tylko, byś mnie wysłuchał, ten jeden raz. Nigdy tego nie robiłeś. Uciekałeś.

A ja mam ci tak wiele do powiedzenia...

Wpierw ci się przedstawię. Nie jest to rzecz trudna, gdyż nie posiadam imienia.

Huh?

Chcesz wiedzieć, jak możesz mnie nazywać? Niech będzie Lost. Podoba mi się to słowo. Poznałem je, gdy byłem jeszcze małym, niewinnym, wilczym szczenięciem. Niestety, upływający czas odcisnął na mnie swe piętno, gdyż - nim się obejrzałem - osiągnąłem dorosłość. To nic wielkiego, gdyż żaden ze mnie doświadczony weteran, a zwyczajny czterolatek. Zdziwiony?

Nie?

Więc wysłuchaj mojej historii.

Rozpoczęła się ona wraz z narodzinami pewnego wilka, który powierzchownością nie wyróżniał się wśród wielu innych.

Dziwne, prawda?

Był to cichy, zdrowy basior. Stuprocentowy realista, stąpający twardo po ziemi. Spokojny i na pozór zrównoważony, uciekał od bójek i kłótni. Nie szukał miłości. Łagodny uśmiech zdawał się nie opuszczać jego pyska.

Coś jednak sprawiało, że z każdym dniem był coraz bardziej zagubiony.

Tego nie wiedział nawet on sam. To dlatego zaczął uciekać od rzeczywistości, błądząc w plątaninie swych myśli. Nieświadomie zaczął się zamykać we własnych świecie. Był on pełen bólu i cierpienia, które prześladowały go niczym cienie z dzieciństwa. To oni zgotowali mu to piekło. On tylko je przyjął, bez słowa protestu, czy skargi. Był zbyt młody, zbyt niedojrzały, by móc się przed tym bronić. Nie potrafił się z tym pogodzić. Nie zauważył, kiedy przestał rozmawiać z innymi wilkami. Kiedy stał się wyrzutkiem.

Nikt go nie wspierał.

Brak oczu ułatwiał mu budowanie świata opartego na własnych wyobrażeniach i doświadczeniach. Chciał widzieć go na swój własny sposób. Znał inne podstawy.

...

Nie znał kolorów, ale nigdy tego nie żałował. Kochał to, co miał. Poznawał otoczenie na własną łapę; słuchem, węchem, dotykiem i smakiem. Nie potrzebował tych, którzy próbowali tłumaczyć mu wszystko na sposób osób widzących. To oni niszczyli go. Niszczyli jego świat.

Chcieli go pokolorować. Na co ślepemu kolory?

Gdy nauczył się żyć samodzielnie, uciekł. Niestety, dla jego duszy było już za późno. Blizny pokrywające psychikę dawały o sobie znać. Przypominały o bólu i cierpieniu. Nie fizycznym, bo ono już dawno minęło. Ten stan pogłębiały usilne próby wyleczenia go. Bezwiednie zaczęto niszczyć to, co z niego zostało, wypełniając jego świat nieznanymi mu kolorami. Powoli gasili ostatnią iskrę normalności, która pozwalała mu się jakoś trzymać.

Zabijali go.

On tego nie chciał. Pragnął utracić barwy, których nigdy nie widział. Nie potrzebował ich. Miał dość. Nie potrafił już odzyskać nawet pozorów równowagi.

Znalazł się na krawędzi.

Nie wiedział, że ucieczką niczego nie zdziała. Skaza, tak mała i niewinna, pod wpływem okrutnego czasu pokryła całe jego wnętrze. Nawet tę drobną iskierkę, która  się tliła...

I zgasła.

Wtedy dla wchodzącego w dorosłość wilka nie było już powrotu. Drzwi jego klatki zamknęły się z głuchym trzaskiem, by już nigdy się nie otworzyć. Był rozerwany pomiędzy kolorami, a ich brakiem; stał pośrodku, bojąc się ruszyć. Obawiał się upadku, którym groziła każda ze stron. Czuł się jeszcze bardziej zagubiony. Do tego dołączyła samotność.

Nikogo przy nim nie było. Nigdy.

Nie zauważył nawet, kiedy ten psychopatyczny uśmiech zaczął gościć na jego pysku. Nie wzywał jednak pomocy. Zrozumiał, że było już dlań za późno. Był powoli rozrywany na wielobarwne kawałki, których kolorów nie widział; umiał je jedynie nazwać. Stał się niestabilnym psychicznie mordercą. Tylko te pozbawione kolorów resztki pozwalały mu trzeźwo myśleć i tworzyć plany. Zabijał, podchodząc do tego strategicznie. Stał się legendą.

Stał się seryjnym mordercą.

Zabitym kaleczył oczy; to był jego znak rozpoznawczy. Cieszył się jak wariat, gdy o nim mówiono. Spryt kazał mu kłamać, że stracił wzrok podczas walki z tym nieznajomym wilkiem. Oddalał od siebie podejrzenia. Nie przeczuwał tylko, że z tego stanu można go było wyciągnąć. To był szok, jakby ktoś wylał mu na głowę wiadro lodowatej wody, wyrywając tym samym z dziwnego odrętwienia.

Powinęła mu się noga.

Ofiara była gotowa na wszystko. Broniła się dzielnie, nie szczędząc sił. Walczyła w obronie swych dręczycieli. Dlaczego? Przecież się nią nie przejmowali, życzyli jej śmierci. Mimo to, ona nie uciekała. Wilk zobaczył w niej kogoś, kim mógł być. W otaczającym go murze pojawiła się malutka wyrwa, zwiastując nadzieję dla jego umęczonej duszy. Już nie chciał jej zabić. Zrobił krok do przodu, z niepokojem obserwując, jak zmieniało się jego otoczenie.

Upadł.

Już nie stał na krawędzi. Kolory wyblakły, przynosząc mu ulgę. Przestały niszczyć jego świat. Niestety, strat już nie dało się naprawić. I choć dalej nie było dla niego ratunku, nauczył się z tym żyć. Bo blizny zawsze pozostają.

Zawsze.

Czy to była historia o mnie? Może.

Ale czy na pewno?
Bunta
Dorosły

Bunta


Liczba postów : 51

     
Imię: Nie posiada takowego. Lubi jednak, gdy ktoś go nazywa Lost; jest to jedyna rzecz z jego dzieciństwa, o której mówi. Jeśli w ogóle mówi.

Rasa: Swym wyglądem przypomina zdecydowanie wilka, choć posiada smukłą, niezbyt zgrabną sylwetkę i długie, chude łapy. Jest też całkiem wysoki i wygląda na słabo umięśnionego.

Wiek: Lost już od czterech lat chodzi po świecie, zatruwając go swoją obecnością.

Orientacja: Heteroseksualny, bo nie czuje pociągu do płci przeciwnej. A może aseksualny? Albo też coś pomiędzy... kto go tam wie.

Ranga: Wiele nie osiągnął, dopiero pojawił się w Watasze Wody jako zwykły dorosły. Gdyby to były inne realia, to z pewnością dzierżyłby miano byłego mordercy. Na szczęście, nie mówi wiele o tym okresie życia, kiedy zabijał.

Historia: "Wszedłeś w nowe środowisko i okazało się, iż jest tam tak wielu ludzi, że wśród nich zagubiłeś samego siebie, a w zgiełku codzienności nawet tego nie zauważyłeś."
To ta opisana na górze. Nie było się ciężko domyślić, prawda? *sigh*

Charakter: Lost jest zdecydowanie anormalny. Nikt do końca nie wie, czy tak po prostu ma, czy też posiada jakieś choroby psychicznie, ale łatwo zauważyć jego niecodzienne zachowanie. Mówi niewiele(przez co ma trochę zachrypnięty, niezbyt przyjemny głos), porusza się cicho, głowę nosi nisko. Miewa chwile, kiedy zachowuje się tak jak kiedyś; niczym rasowy psychopata. Na ogół jednak nie zabija. Odwykł już od tego. Rzadko się uśmiecha, twarz kryje pod maską. Dosłownie. Ma zwyczaj włóczenia się bez większego celu. Odporny na kobiece wdzięki, nawet nie myśli o znalezieniu drugiej połówki. Lubi swoją samotność, o ile dookoła niego są inne wilki. Jego zachowanie bywa irytujące, szczególnie gdy w kółko powtarza mniej więcej to samo. Dzieje tak w przypadku, gdy ktoś pyta o jego przeszłość. Nie jest szczególnie przyjacielski; nie zależy mu na nawiązywaniu znajomości. Niemal całkowicie zamknięty w sobie, ciężko do niego dotrzeć. W sensie, że nikt tego nie dokonał. Jeszcze. Dlaczego dołączył do watahy? Żeby sprawiać pozory kogoś w miarę normalnego, stabilnego. Marzenie, prawda? I tak nie przywiązuje większej wagi do tego, czy jest w stadzie, czy też nie. Nie żeby mógł je zdradzić, bo do takich nie należy. Jest uczciwy na swój własny, oryginalny sposób, a przynajmniej tak mu się wydaje. Ma dość wysokie mniemanie o sobie, dlatego do kłótliwych osobników odnosi się z pogardą i wyższością, mówiąc, że "z takimi to on się nie zadaje, bo mu do pięt nie dorastają". Zazwyczaj, chcąc nie chcąc, sam w ten sposób prowokuje do kłótni. Unika jedynie bójek, gdyż boi się przeszłości. Boi się powrócić do swojego stylu życia. W głębi duszy cały czas jest niespokojny i pełen obaw...
Ale to siedzi w nim. Jest niewidoczne dla tych, co go otaczają. To go w pewien sposób uspokaja. Nie cierpi, gdy ktoś próbuje naruszyć jego prywatność i zmusić do wyznań.

Ekwipunek: Sztylet przywiązany do prawej łapy; kiedyś nim zabijał, ale nie potrafi się go pozbyć. Posiada też pięćdziesiąt kości.

Coś więcej: Lost jest ślepy, gdyż ktoś okaleczył jego oczy. Nie posiada powiek, Gdy nie nosi swojej maski, widać wyraźnie krwawą miazgę, z której w chwilach skrajności wypływa szkarłatna ciecz. Czemu? Tego nie wie on sam.

Wygląd: Sierść wilka jest barwy ciemnoszarej, na głowie ma brązową grzywkę. Skóra(widać ją, bo w jednym miejscu jest naderwana), nos i poduszki łap są ciemnoniebieskie. Nie posiada oczu; zamiast nich widnieje krwawa miazga, z której czasem wypływa krew. Jest niezwykle puchaty, ale miejscami widać braki w futrze, jakby kiedyś zostało ono wyrwane. Nic dziwnego, skoro nosi na sobie wiele blizn, a miejscami jego futro jest naderwane. Ogólnie nie wygląda zbyt ciekawie. Jego sylwetka jest smukła, ale niezgrabna. Łapy ma jakby za długie, strasznie chude, a ogon poszarpany. Twarz kryje pod maską, która jest po prostu czaszką jakiegoś dziwnego zwierzęcia. Dzięki temu jego "ślepia" nie rzucają się tak bardzo w oczy. To znaczy, o ile nie wypływa z nich krew. Nosi też zazwyczaj czarną bluzę z kapturem, która jest dostosowana do jego kształtu ciała. Tam, gdzie mieszkał, wszyscy nosili tego typu ubrania. Ludzie dla nich szyli. Dlaczego? Czyżby tamte wilki były ludzkimi eksperymentami? Kto wie, kto wie...

Atrybut: Basior ten nie odznacza się siłą, gdyż wtedy nie musiałby zabijać z zaskoczenia. Nie jest też przystosowany do długich podróży. Można jednak z całą pewnością stwierdzić, że osiągnął niezwykłą elastyczność i sprawność ruchów; jego atrybutem jest zręczność.
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Świetna karta, bardzo przyjemnie się czyta. Oryginalny styl pisania - cenię wysoko!


A K C E P T U J Ę
życzę udanej gry!
Sponsored content