Abbey

Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
Imię:



   Mów mi Abbey, czyli mów mi po imieniu. Albo nie, nie mów mi wcale. Imiona mają moc, to prawda, ale czasem nawet imiona już nic nie dadzą. Game over, mawiają. Nie ważne, kto przegrał. To nie Abbey.





Wiek:



   Żyje mało, a czuje się diabelnie staro. Ale to dopiero spaczenie nabyte, nie wrodzone, zwyczajnie - jeden wiek nie odbiega wiele od jednego roku. Czas i tak minie w jakiś niezrozumiały sposób, tak jak minęło siedem lat jej życia. Aż? Tylko?





Ranga:




   Tym razem nie zostanie tak bardzo w tyle; dziś z niej przeciętny dorosły, na którego - na szczęście - nikt nie powinien zwracać uwagi. Tylko dorosły, nic, nic ważnego, nie patrz.





Historia:




   A ona wiedziała.
Gdy słuchała historii omawianych w gronie, z potrzeby udawania zażyłości zwanym „gronem przyjaciół”, miała w swoim sercu niejasne przeczucie. Happy end. Nie. Wystąpi. Potem, kiedy inne serce, serce niedawno jeszcze obdarowywane śmiałym a czułym „kocham cię” zostało złamane, jej postawą było kompletne zobojętnienie. Na początku, nim sumitowała się, że przyjaciółce – na potrzeby grona „przyjaciółce” – wypada okazać coś bardziej jednoznacznego. Żal jej więc wyglądał jak żal innych, grzeczny i ciepły, wbrew zimnym dreszczom nieokreślonych uczuć, które ją przebiegały. I w gruncie rzeczy już wtedy wywnioskowała, że związki, szczególnie te zakropione miłością, nie kończą się dobrze. Wiedziała, nawet zanim ten tam On odszedł, a tamta jedna taka Ona… nie można powiedzieć, że była daleko. Blisko, bliziutko. Metr, dwa w głąb. Tylko dusza była daleko.
A ona wiedziała. Jeszcze była za daleko od rodzinnych terenów, dopiero co wracała ze swojej małej przechadzki, ale osądziła. Wyrok jej brzmiał – zabici. Tylko dla formalności dotarła na miejsce, wdepnęła w kałużę krwi, potoczyła oczami po trupach i odetchnęła niepewnie, zawstydzona uczuciem ulgi, że przynajmniej nikogo nie ma, kto odebrałby jej tchnienie w płucach. Ale to… stosunkowo mało, jedno życie, jedna sztuka z całej watahy. I czemu akurat ona? Do dzisiaj ciężko powiedzieć, czy jednak tam nie zginęła. Troszeczkę. Zostawiła na tamtym przystanku zawartość żołądka i obawy, i ulgę oraz wiele, wiele innych rzeczy. Wyniosła skorupę mogącą oddychać, jeść, iść przed siebie. Chociaż nikt nie powiedział jej, co będzie, wiedziała, czego nie będzie na pewno.
A ona wiedziała. Ku komu nie skierowała pytania, nikt nic nie wiedział, ewentualnie – bądźmy podejrzliwi, czemu nie – nie chciał, żeby miała ułatwienie, nie dali jej wskazówek, nikt, nigdy, żadnych, lecz przebrnęła sama, nie musząc się dzielić ani zyskiem, ani kosztami. Wiedziała po prostu, że coś musi być (cholera) za zakrętem. Było.
Później czas tępił ostrze zmysłów. Przyszłość i przeszłość… wróć, pustka po nich, wyczyściła do reszty jej twardy dysk, ba, wyniszczyła system. Zrobiła z niej czarną dziurę; a czarne dziury chłoną. Chciała usidlić kogoś swoje pęta, trzymać przy sobie – ją usidlono. Z początku nie spadły na nią łańcuchy, ale po oswojeniu przyszedł czas na niewolę, po przyjaciołach nadeszły błędy. Pewnie, o wszystkim wiedziała. Zapomniała. Lecz powracało, jeden z błędów stał się ciałem, zrobiło się ciemno, jej niedoszłe gwiazdy – Taharaki, Carly, hej, pomocy! – przygasły. Ciemność ma na imię Nidalee.
Cieszę się, że jesteś, córeczko.
Zabiję cię, córeczko.
Nasz dom, jesteśmy rodziną, córeczko.
Oddaj mi moją samotność.
Co przeżyła, to jej. Nie w cenie zrozumienie, na nie nie ma kupców. Nie liczy się to, ile bliźniaczych historii, sytuacji, nosi brzemię świat. Wyszło tak. Trudno, takie życie. Ciasne, ale własne...





Charakter:



   Byłaby z niej postać raczej tragiczna – jak sama, z prawdziwym zamiłowaniem istotki marzącej, by się nad nią rozczulać, stwierdza – ale pod pewnym względem dałoby się o niej rzec, że kanciara. Gdyż pewne braki osobowości to istny raj, niezawodny sposób na życie w myśl słów „hulaj dusza, piekła nie ma”. Czego zatem brak u niej? Nie szukając daleko, nie posiadła sztuki brania odpowiedzialności w swoje łapy, zamiast tego wyćwiczyła się w ucieczkach, najwyśmienitszych unikach wobec życia, wprost majstersztyk.Zapłaciła za to instynktem, który zazwyczaj każe brać ster życia i skręcać w wymarzoną stronę. Przy tym przypadku – null; życiem swoim cieszy się jak nieco oddalony obserwator, tyle dobrego, iż bez lęku o rozwój akcji. Niemniej także nauczyła się podkreślać własną osobę pesymistycznym słówkiem lub klasycznie niemiłym, spojrzeniem swą pustką błagającym o litość, pobłażanie, choćby fałszywy szacunek. Bo atrapa lepsza niźli nicość. Ma pod sercem trochę egoizmu, a jakże, przecież uwagi chce dla siebie, bardzo mocno i z mocnym ukierunkowaniem tylko na nią, czego gotowa strzec zazdrośnie, stanowi to taką samą część jej charakterku, jak szczery smutek, żal, radykalna rozpacz, poczucie osamotnienia oraz klęski, szczątkowa nienawiść tu czy tam; innymi słowy - i teatr, i natura.





Ekwipunek:




   594 kości, jajko [wyprawa], reszty z tego, co miała, obecnie nie ma; "reszta jest milczeniem".





Atrybut:




   Zręczność, to na tyle będzie...

Coś więcej:


  • spośród arsenału jej kłów dwa są wypełnione jadem,
Carly
Latający Szpieg

Carly


Female Liczba postów : 420
Wiek : 24

     http://davocem.blogspot.com
Akcept :3 Kocham styl pisma <3