Jezioro Błękitnej Wody.

Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Słysząc z jakim entuzjazmem wykrzyknął czynność, która przez praktycznie cały dzień jej towarzyszyła, poczuła jak ogarnia ją uczucie zdziwienia. Czyżby tego samca tak bardzo cieszył fakt, że podzieliła się z nim informacjami o wydarzeniach ze swojego życia? Lub był niezrównoważony psychicznie... Kto go tam wie, bynajmniej nie przeszkadzał jej charakter nowego towarzysza, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Wyprowadzenie z równowagi Marano bądź zniechęcenie jej do siebie było czymś niewiarygodnie trudnym, co być może było bardzo istotne w ich znajomości.
- Mhm, odpoczywałam - nie wiedzieć czemu potwierdziła swoje słowa, przy czym zdecydowanie kiwnęła łebkiem. Przez myśl przemknęło jej nawet, że Zero być może nie słyszy zbyt dobrze i po prostu starał się upewnić, że dobrze ją zrozumiał. - Heh, więc obydwoje mieliśmy bardzo interesujący dzień. O ile można to tak nazwać. Głupia ciemność - mruknęła, spoglądając nienawistnym i zniesmaczonym zarazem wzrokiem w stronę czarnego niczym smoła sklepienia, które poprawnie powinno zwać się niebieskim. Westchnęła ociężale. Dziękowała wszelkim bóstwom za lawę w jaskini, która dawała jej choć odrobinę światła i ciepła, które było tak bardzo wyczekiwane przez roślinność i stworzenia zamieszkujące Krainę. - Może opowiedziałbyś mi coś o sobie, Zero? Zainteresowania, przeszłość... Cokolwiek? - zagadała, chcąc podtrzymać na duchu rozmowę. Nie cierpiała głuchej ciszy, która pojawiała się często między rozmówcami. No bo o czym miała zacząć mówić? O pogodzie? To już by była czysta desperacja!
Zero
Dorosły

Zero


Male Liczba postów : 36

     
Z całą pewnością Zero nie zamierzał zniechęcać do siebie kogokolwiek, w tym także i Marano. Przeciwnie, pragnął - jak pewnie większość istot - mieć przyjaciół, spotykać się z nimi i przyjemnie spędzać wśród nich czas. Co prawda nigdy nie był przesadnie odtrącany, bo i z czasem rozmówcy pojmowali, że ma coś nie tak pod kopułą i w sporej mierze machali na to łapą - lecz to nadal nie był ten typ znajomości, który interesował naszego wilczka. Wyczuwał w nich jakąś niechęć, dla niego niezrozumiałą w żaden sposób, bo w końcu nie pojmował powodu tych emocji. Nie robił niczego celowo, więc nie rozumiał, dlaczego tak się nabzdyczyły, gnidy jedne. Poza tym był od zawsze leniem i unikał odpowiedzialności, co też nie każdemu odpowiadało. Rodzicom, ambitnym bestiom, przeszkadzał syn nierób, jednak bardzo długo wytrzymywali, dusząc to w sobie. Tłumaczyli sobie, że może to i lepiej, że nie pcha się po szczeblach kariery, lecz trwa jako przeciętny, zwyczajny wilk. Dość miał problemów i bez tego.
- Ach, właśnie! Pytanie mam. Tutaj tak zawsze? W sensie... ciemno? Jestem tu od niedawna, a przed przekroczeniem przez granicę... no ten... słońce tam było. I ja też - paplał, czując, jak bardzo się gubi i pogrąża. Podobno psowate nie pocą się, pewnie to i dobrze, inaczej tłuste krople, które na pewno wkroczyłyby na jego czoło, plecy czy inne części ciała, zdradziłyby bezlitośnie zdenerwowanie, które chwyciło go w swoje szpony. Nie chciał wyjść na dziwaka i sam nie wiedział, co gorsze: plątanie się i paplanie jak potłuczony, czy też wpadka, sugerująca, że nie ma pojęcia, co ma pomiędzy łapami. Znaczy... Teoretycznie co miał - wiedział; jednak nie potrafił sensownie przełożyć tego na płeć. Przez to, borok, nadal był prawiczkiem ;c .
- O mnie? Ale... nieciekawe ze mnie zwierzę. Nie lubię opowiadać o sobie... Lubię to, co wy wszyscy... Co wilki, znaczy. Każdej płci! Polowanie, pływanie, spędzanie czasu ze znajomymi, których nie mam... - cholera, cholera, CHOLERA. Z każdą chwilą było coraz gorzej, wiedział o tym. Zagryzł dolną wargę. Może Marano nie zauważy? jasne, na pewno. Musiałaby być chyba skończoną kretynką, by nie zauważyć, że coś jest z Zero nie w porządku. Że on jest nie w porządku.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Przyglądała się samcowi z niekrytym rozbawieniem, uroczo przekręcając łepek na bok. Mało tego! zachichotała nawet, kiedy dostrzegła jak jego język metaforycznie się plącze. Pierwszy raz ktoś był w jej obecności tak zdenerwowany i zestresowany, przez co nie wiedziała, jak powinna zareagować. Postawiła na rozluźnienie atmosfery poprzez ukazanie swej pozytywnej strony.
- Ależ Zero, spokojnie! - wykrzyknęła serdecznym tonem, błyskając kłami raz po raz, kiedy się śmiała. Uniosła zacną tylną połowę i podeszła do samca nieco bliżej, by móc mu się dokładnie przyjrzeć i nieco onieśmielić. - Kiedy przybyłam do Krainy to padła na nią klątwa powiązania z tym zaćmieniem. Od tej chwili dzieją się tu dziwne rzeczy. Wszyscy od dawna czekamy na powrót Słońca, ale ono... - znacząco podniosła wzrok mu ciemnemu niebu, po czym znów padł on na zakłopotanym basiorze - jakoś zbytnio się z tym nie spieszy - dokończyła swoją wypowiedź, uśmiechając się doń ciepło. Nie chciała go spłoszyć, przestraszyć, obrazić czy... czy cokolwiek innego, co by go do niej zraziło. Chciała się zaprzyjaźnić i poznać go bliżej, bo niewątpliwie kryła się w nim jakaś tajemnica, którą Marano za wszelką cenę chciała poznać, nawet gdyby miała dążyć do osiągnięcia owego celu po trupach. Wróć. Nie. Raczej nie zabiłaby tylko po to, by wiedzieć, jaka jest jego przeszłość. To nie jej natura, zdecydowanie. - Ty jesteś inny... - stwierdziła, kiedy zaczęła się mu przypatrywać. Nawet jego oczy to zdradzały. Miały w sobie jakąś odmienność. Albo to Baranica lubiła sobie wszystko wyolbrzymiać, albo on naprawdę wyróżniał się czymś. Tylko jeszcze nie wiedziała, czym konkretnie jest to coś. O, i tak może to nazywać. Coś. - Ukrywasz coś? - spytała, uśmiechając się do niego w sposób zachęcający do mówienia, to jest najbardziej przyjacielski, na jaki tylko było ją stać. Oczy wadery wówczas zmieniły barwę na żółtą, co oznaczało, iż przepełnia ją w danej chwili optymizm.
Zero
Dorosły

Zero


Male Liczba postów : 36

     
To, że zachichotała, wcale nie zbiło go z pantałyku. Często chichotano w jego obecności, chociaż z całą pewnością z innych powodów. Kiedy mieszał własną płeć, wystarczyła chwila, by ktoś to podłapał - a on wtedy stawał się ofiarą niewybrednych żartów na poziomie przedszkola. Chociaż... Nie, to już prędzej typowe gimnazjum, w przedszkolu dzieciaczki też jeszcze nie zawsze odróżniają płeć damską od męskiej. A nawet, jeśli owszem, nie wpadają na pomysł, by komukolwiek dokuczać z tego powodu. Gimbaza za to bywa bezlitosna. Westchnął krótko, nie przerywając jej wcale. Dopiero, kiedy zakończyła pytaniem o to, czy czegoś nie ukrywa, zareagował. Najpierw niewerbalnie, rumieniąc się na policzkach, czole i chyba całym ciele (po co się rozmieniać na drobne), z zakłopotania odwróciwszy łeb. Ukrywał. I to o wiele więcej, niż pewnie można by przypuszczać. Miał świadomość własnej ułomności i wiedział, jak większość na nią reaguje, więc czy było cokolwiek dziwnego w tym, że raczej się ze swoją odmiennością nie obnosił?
- Jestem nieuleczalnie chorym stworem, umrę za kilka lat - skłamał szybko, wyrzucając całe zdanie niemal na jednym wydechu. Nienawidził kłamać, jednak jeśli wpoi jej nieuleczalną, śmiertelną chorobę - może będzie w stanie nie złościć się, jeśli strzeli gafę?
- Zażywam zioła, po nich nie jestem w pełni sobą - brnął dalej, podczas kiedy userka kręci głową, zastanawiając się, o jakich ziołach mowa. Nieważne, nieważne. Wyjdzie w praniu, jak to zwykli mawiać. Zamknął oczy i mocno zacisnął szczęki. Nie do końca radził sobie z wizją własnej odmienności. Kłamał, ściemniał, zmieniał temat, odchodził gdy robiło się nieprzyjemnie - wszystko to po to jedynie, żeby nie wyjść na dewianta i chorego na głowę kretyna. Z takimi nikt nie spędza czasu. Ale za to z umierającym na jakieś schorzenie.. Kto wie?
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Zdębiała, kiedy usłyszała odpowiedź basiora. Momentalnie zaschło jej w gardle, nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku, a nawet przez kilka sekund zapomniała o oddychaniu. Złapała głęboki haust powietrza do pyska, kiedy poczuła silne duszności. Oczy wilczycy znacznie się powiększyły. Poczuła się okropnie. Zapewne był to ciężki temat dla tego wilka, a ona... ach, jak głupia bezpośrednio zapytała go o sekret! Coś okazało się być czymś... czymś złym, okropnym, obrzydliwym, potwornym!
- Och - tylko tyle była w stanie z siebie wydobyć, będąc w czymś na wzór transu bądź hipnozy i wpatrując się z oszołomieniem w Zero. Zamrugała powiekami kilkakrotnie, kiedy jej gałki oczne uległ lekkiemu wysuszeniu, które zawdzięczała długotrwałemu brakowi systematycznego nawilżania oczu. - Ja... Zero... nie miałam pojęcia... Tak mi przykro, nie chciałam o to pytać... - zaczęła się jąkać, okropnie zawstydzona swoim postępowaniem. - Czy... czy mogę ci jakoś pomóc?
Zero
Dorosły

Zero


Male Liczba postów : 36

     
Jakby nie czuł się dostatecznie podle po skłamaniu, Marano przejęła się jego słowami. Polożył po sobie uszy, bo w końcu nie chciał, aby zrobiło jej się przykro. W zasadzie często zastanawiał się, czasami naprawdę nie wolałby być umierający niż... no, taki... Inny. Umieranie było czymś normalnym, podobnie jak nieuleczalne choroby. Nie był jeden, jedyny, który mógł zachorować albo nagle umrzeć, jakby nigdy nic, niekoniecznie we śnie. Westchnął głęboko, podchodząc do Marano. Cholera, dlaczego poczuła się tak źle? Czemu się nim przejęła? Przecież nawet sie nie znali, on nawet nie miał pewności, czy jest babą czy chłopem! Ludzie, zlitujcie się. Sam na siebie bata ukręcił, czując się jak ostatnie zero...
- Przepraszam, to kłamstwo. Nie umieram. Nie jem ziół. Nie choruję... Jest coś innego, gorszego... Wstydzę się, wiesz? Wszyscy się śmieją, traktują mnie jak dziwolągą i nikt nie potrafi tego zrozumieć... - wujaśnił niepewnie, z zakłopotaniem drapiąc się po brodzie i za uszami. Nie miał w końcu pojęcia, jak zareaguje jego rozmówczyni na fakt, że skłamał - i to w tak obrzydliwy sposób. Jednak miał sumienie, czasem zdarzało mu się przejmować tym, co czują inni. Dlatego nie chciał, aby było tej istotce przykro i by o cokolwiek się obwiniała. Nie ufał jej jednak na tyle, by bez problemu zdradzić, co go boli. Jednakże bywa tak, że im bardziej chcemy coś w sobie dusić, tym bardziej owe coś chce się wydostać. Czasami wystarczy byle bodziec, by nagle pęknąć i wybuchnąć, niezależnie od tego, kto znajduje się obok nas.
- Przepraszam... - powtórzył szeptem, zwieszając ze skruchą głowę.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Znów ogarnęło ją oszołomienie, kiedy usłyszała jak przyznał się do swojego kłamstwa. W pierwszych chwilach poczuła się wściekła. Żartowanie ze śmiertelnych chorób?! Co to za typ, który jest na tyle bezczelny, by okłamać Marano w tej kwestii?! Już szykowała się, by na niego nawrzeszczeć, kiedy usłyszała dalszą część. Przeprosił. Ze skruchą. Żałował. Od razu wyraz jej pyszczka złagodniał i popatrzyła na niego ze współczuciem. Musiał mieć naprawdę bardzo poważny problem. Dobre serce wadery nakazało jej spróbować pomóc temu biedakowi.
Wolno wyciągnęła swoją łapkę przed siebie i uniosła jego łeb, by móc spojrzeć mu w oczy. W ten sposób mogła być pewna, że jest z nią szczery. Gdyby zaczął odwracać wzrok, wówczas wiedziałaby, że znów zaczyna kłamać.
- Wybaczam ci. Mimo, że oszukałeś mnie w bardzo niefajny sposób. Potrzebujesz pomocy, ja to widzę i wiem. Chcę ci ją dać, ale musisz być wobec mnie szczery, Zero. Inaczej nic z tego nie wyjdzie. Zaufaj mi, tylko tego chcę. Jeśli to zrobisz... ja odpłacę się tym samym. Co ty na to? - zaproponowała, nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego. Uśmiechnęła się nawet z zamiarem dodania odrobiny otuchy temu zagubionemu w świecie basiorowi. Wyglądał na miłego, a Marano zapałała do niego sympatią.
Zero
Dorosły

Zero


Male Liczba postów : 36

     
Zamarł, kiedy poczuł jej dotyk. Jakaś doza czułości, delikatności, współczucia... Nie spotykał tego zbyt często. W zasadzie nie pamiętał, kiedy po raz ostatni ktokolwiek go dotknął w sposób inny, niż uderzenie. Matka, kiedy oznajmił, że chce odejść - a ona próbowała go przekonać, że to zły pomysł. Że nie powinien. Zapewniała, że kocha i akceptuje takim, jakim jest. Ale... to matka, nie mogła inaczej. Okłamał ją wtedy, powiedział, że zostanie. Nocą wymknął się, nie zostawiając nawet marnej wiadomości. Uciekł, jak ostatni tchórz, bez pożegnania, bo i obawiając się, że nie będzie w stanie opuścić rodzicielki, że jej łzy skutecznie go zatrzymają w miejscu, gdzie - zwyczajnie - źle się czuł. Nie rozumiała tego, nie pozwalała mu dorosnąć i żyć tak, jakby chciał. Matki zawsze wiedzą, co jest najlepsze dla ich dzieci. Wtedy... też tak na niego patrzyła. Mówiła podobnym tonem. Och, w zasadzie była taka podobna do Marano - chociaż nie wiedział, czy była tej samej płci. Jego uszka nadal trwały przyklejone do łepetyny, a w oczach malowała się niepewność.
- Bardzo nie lubię o tym mówić, to.. żałosne - wyznał, ostatnie słowo wyrzucając z siebie z niesłychanym obrzydzeniem, żalem, gniewem - skierowanym na samego siebie. Dlaczego musiał się taki urodzić? Dlaczego własnie on? Mało było wstrętnych łobuzów w watasze, naprawdę nie mogło wypaść na żadnego z nich? Tylko na biednego Zero... który nikomu nie zawinił. Jedyną jego winą było to, że istniał. Śmial się urodzić. Westchnął ciężko, podejmując próbę zwieszenia łba. Jak rozumiem, Marano uniosła jego pyszczek, ale nie przytrzymała go w górze?
- Jestem nienormalna... - wyznał.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Nie miała pojęcia, że w jego głowie kotłuje się aż tyle myśli i wspomnień. Nadal patrzyła na niego łagodnym i przepełnionym współczuciem wzrokiem. Z niewiadomych przyczyn martwiła się o niego i nie chciała, by był smutny. Widziała w nim jakieś podobieństwo do siebie, zanim jeszcze wyruszyła na wyprawę i stała się nieco odważniejsza niż wcześniej. Był niepewnym odmieńcem. Tak bardzo pragnęła mu pomóc... Zapomniała o wszystkich sprawach, którymi do tej pory zaprzątała sobie myśli. Liczyły się teraz jedynie jego problemy, i nic więcej. Z determinacją wymalowaną na mordce przyglądała się basiorowi. Uchyliła lekko pyszczek, gdy usłyszała jego ostatnie słowo. "Nienormalna". Była pewna, że wcale się nie przejęzyczył. Tu musiał być pies pogrzebany.
- A nie powinieneś powiedzieć... nienormalny? - kolejny raz z trudem przełknęła ślinę, nie przestając się na niego gapić.
Zero
Dorosły

Zero


Male Liczba postów : 36

     
Cholera. Zamrugał nerwowo. No nie, tak się starał... a kiedy pojawiło się nieco więcej emocji, niż był w stanie udźwignąć, zaczął popełniać błedy. I to tak głupie, proste, żałosne. Przełknął głośno ślinę, w tempie godnym czempiona wśród ślimaków przenosząc z powrotem spojrzenie na facjatę samicy. Naprawdę tak powiedział? Przekręcił głowę w lewo, spoglądając na nią z zainteresowaniem. Rozchylił powoluteńku wargi, jakby obawiając się, że zbyt szybkie otworzenie pyska zakończy się przynajmniej śmiercią w straszliwych męczarniach. Minęła chwila, zanim drżący pysk opuściły poniżej przytoczone słowa:
- Nienormalny. Jasne, że tak powinienem powiedzieć! W końcu jestem stuprocentowym samcem, prawda? Spójrz na to! - rzucił, odwracając się do niej bokiem i demonstracyjnie unosząc jedną z tylnych łap, prezentując swoją płeć. Dlatego minęło tak wiele czasu, zanim się ozwał: analizował końcówki i formy wyrazów, którymi zwracała się do niego Marano, by być pewnym, czy jest samcem, czy samicą. Po kilkukrotnym upewnieniu się, że tym razem nie strzeli gafy, zaprezentował dzielnie to, co miał pomiędzy łapami. Nie wiedział, że nie wypada. Skad miałby wiedzieć, kiedy kwestie intymności są jedynie niewiele znaczącymi zlepkami liter?
- Musiałem się pomylić - dodał pospiesznie, nadal trwając w demonstracyjnej pozie.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Uchyliła pyszczek, kiedy odwrócił się do niej bokiem i uniósł łapę, ukazując swoją męskość. Wpatrywała się w jego członka z przerażeniem, a po kilkunastu sekundach odwróciła łeb na bok i zakryła łapką oczy, nie chcąc kontynuować swojego... um, "podziwiania". Zacisnęła zęby, czując lekkie obrzydzenie. A więc niezbyt ogarnięty świr, nie mający żadnego pojęcia o kulturze. Marano nagle naszła ochota na śmiech. Sytuacja z perspektywy narratora musiała wyglądać niebywale komicznie. Powstrzymała się jednak, uznając chichot w tej chwili za niestosowny.
- Opuść tę łapę, przestań, to obrzydliwe... - mruknęła, na nowo odczuwając obrzydzenie. Kwas żołądkowy cofnął jej się do gardła. Mdłości znacznie się nasiliły. To nie było zbyt ciekawe doznanie. Jeszcze nigdy żaden basior nie postanowił pochwalić się przed nią swoją męskością. Ani w taki, ani w inny sposób. Nigdy nie miała bliższej styczności z płcią przeciwną. - Chyba niewiele wiesz o intymności, kulturze i płciach, co? - spytała, nadal nie zmieniając swojej pozycji. Jak nie patrzyła, tak i nadal nie patrzy. W tej chwili żałowała, że ma oczy. Chętnie by je sobie wydrapała zaraz po tym, jak wyszkoli tego młodzieniaszka.
Zero
Dorosły

Zero


Male Liczba postów : 36

     
No nie, świetnie. Znowu zrobił coś nie tak? Wspaniale, doprawdy! Westchnął głośno, odstawiając kończynę i siadając naprzeciw niej, pyskiem skierowany w jej stronę. Nie wiedział, że źle zrobił i czuł się z tym bardzo głupio. Najchętniej rozpłakałby się rzewnymi łzami, czuł jednak, że spowodowałoby to (znowu...) popsucie nastroju Marano. A nie chciał, była dla niego taka miła i wyrozumiała... Zwiesił głowę, pochylając się znacznie. Ogon ciasno oplótł podbrzusze, które jeszcze przed momentem prezentował z taką dumą. Teraz chciał schować wszystko to, co tam miał. W zasadzie najchętniej sam wepchnąłby się do mysiej dziury, izolując od świata.
- Przepraszam... - rzucił znów.
- Jestem beznadziejny, ja... nie chciałem robić niczego obrzydliwego... To samo wyszło. Naprawdę. Po prostu zawsze byłam dziwna... dziwny... inny... - plątał się coraz bardziej i bardziej. W tej chwili doprawdy miał ochotę wysadzić się w powietrze, skoczyć w przepaść, przywiązać kamień do gardła, nogi zalać betonem i zanurkować. Chciał zrobić cokolwiek, byleby zniknąć z oczu Marano. Pazury przednich łap wbil mocno w podłoże, próbując odreagować jakkolwiek nerwy. Co miał począć? Przyznać się?
- Nie wiem... uczą mnie, wmawiają, ale jestem za głupi, żeby rozumieć. Zapominam. Naprawdę, staram się i nie robię tego celowo... Samo wychodzi... Proszę, nie złość się na mnie.. - wyznał w końcu, oczekując na krzyki złości, dzikie ryki rozbawienia albo subtelny, stlumiony łapką czy czymkolwiek innym chichot. Wszyscy tak reagowali. Ba, czasami nawet używali tych trzech opcji, jedna po drugiej, po kolei.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Jeśli tak dalej pójdzie to doprowadzi mnie do szaleństwa. Och, co za samiec.
Odsłoniła łapką oczęta i spojrzała na niego, słysząc, iż z powrotem można było na niego normalnie patrzeć i nie stracić przy tym wzroku oraz ostatniego pokarmu, jaki w jej żołądku się aktualnie znajdował i który tak buntowniczo starał się wrócić na zewnątrz. Westchnęła, kręcąc głową.
- Hej, spokojnie... - usiadła nieco wygodniej, w dość dziwnej pozycji. Uniosła przednią część ciała i utrzymała się w ten sposób. Podparła na łapce swój pyszczek, "łokciem" opierając się o drugą łapę i patrząc na basiora uważnie. - Tylko nie panikuj, proszę. Nie jestem na ciebie zła, Zero. Wiem, że jesteś inny, zdążyłam to zauważyć. To nie jest dobre miejsce na naukę podstaw... - wymamrotała, a ostatnie zdanie skierowała bardziej do siebie niźli do tego dziwnego osobnika. Mogłaby go zabrać do siebie i tam zacząć "szkolenie". Co prawda trochę niezręczne dla wilczycy byłoby opowiadanie o intymnych sprawach, ale czego nie robi się dla dobra innych?
Zero
Dorosły

Zero


Male Liczba postów : 36

     
Wypuścił głośno powietrze, nagromadzone dotąd w płucach w sporych dawkach. Nie wiedział, jak bardzo może być irytujący. W końcu nie chciał. Nigdy nie chciał ani sprawiać przykrości, ani być komukolwiek problemem. Dlatego, kiedy do jego uszu dotarło określenie związane z nauką podstaw, zgarbił się jeszcze bardziej. Nie, to chyba nie był najlepszy pomysł. Marnowałby jedynie jej cenny czas, a i tak nic by do niego nie dotarło.
- Marano... Wielu próbowało. Jestem niewyuczal...ny - wyjaśnił spokojnie, nie bez wstydu ani zażenowania. Odwrócił spojrzenie, zawieszając je na tafli jeziora. Nie chciał, naprawdę nie chciał, by ktokolwiek marnowal na niego czas.
- Mam tylko jedną prośbę... Nie mów nikomu, dobrze? - poprosił, powracając spojrzeniem na jej pyszczek. W jego ślepkach majaczyła błagalna nuta. Nie tak wyobrażał sobie to spotkanie. Myślał, że może nowe miejsce cokolwiek zmieni. Wiedział już, że to niemożliwe. Był inny, a od tego nie było ucieczki.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Brak ambicji i chęci na naukę sprawił, że chwilowo zwątpiła. Ale szybko sama siebie skarciła w myślach za poddawanie się i postanowiła, że nie odpuści. Pomoże mu, choćby miało jej to zająć całe życie. Położyła łapki na jego ramionach, by bardziej zaakcentować słowa, które wkrótce miały z niej wyjść. A właściwie z jej pyszczka.
- Posłuchaj, Zero. Należę do grona wilków, które nigdy, przenigdy się nie poddają i nie rezygnują ze swoich postanowień. A ja już ustaliłam sobie cel: pomogę ci i sprawię, że będziesz normalnym wilkiem, takim jak wszyscy. Może mi to zająć całe życie, ale to nie jest ważne. Grunt, byś wreszcie mógł normalnie funkcjonować. Zaczniemy od czegoś, co może być bardzo pomocne. Zmienimy ci imię, bo aktualne nie jest zbyt optymistyczne. Co na to powiesz, hę? - nadal trzymała swoje łapy w tym samym miejscu. Na jej pyszczku wolno rozkwitł szeroki promienny uśmiech, którym obdarzyła basiora zagubionego we współczesnym świecie. Gdyby tylko się zgodził na ten jeden krok, ona zaczęłaby go zmieniać i nauczać.
Zero
Dorosły

Zero


Male Liczba postów : 36

     
- Kota można zagłaskać na śmierć. Pomagając innym na siłę można jedynie narobić problemów i jeszcze bardziej ich skrzywdzić, wiem co mówię - powiedział spokojnie. Emocje powoli opadały do akceptowalnego stanu, nie wpływającego już tak bardzo na trzeźwość myślenia. Upór wadery z jednej strony go zainteresował, z drugiej jednak nieco irytował. Miło mu jednak było, że się nie poddawała. Chciała mu pomóc, wiedział o tym. Tym bardziej jednak nie chcial przyjąć pomocy - wiedział, jak się skończy. Tak samo, jak zawsze. Nie chciał zawieść po raz kolejny. Może to naiwne, lecz wierzył, że sam sobie poradzi. W końcu przetrwał ze swoją dolegliwością już kilka lat, dlaczego miałby nie przetrwać wielu kolejnych? Uśmiechnął się niepewnie, spoglądając na jej pyszczek. Śliczny, ale nie ośmieliłby się powiedzieć tego głośno.
- Kiedyś miałam inne imię. Obecne bardziej do mnie pasuje - wyznał po krótkiej chwili spędzonej w milczeniu. Dotyk samicy bardzo mu odpowiadał, jednak nie był pewien, czy z całą pewnością wypada mówić o takich rzeczach. Ukazaniem tego i owego zachwycona nie była, wolał nie ryzykować. Nie chciał po raz kolejny dostarczyć jej powodu do zmartwień, obrzydzenia, smutku - czy czegokolwiek innego. Za dobra dla niego była. Słabym by to bylo podziękowaniem.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
A jednak nie był kompletnym szaleńcem za jakiego do niedawna go uważała. W tej chwili wolno zaczęła postrzegać go jako inteligentnego - na swój sposób - wilka, który ma poważny problem tylko w jednej kwestii. Całe szczęście. Dało się go naprawić. Nie żeby traktowała go jak rzecz materialną, broń Boże! Widząc, że nie reaguje negatywnie na jej dotyk, pozostawiła łapki na jego ramionach.
- Więc dlaczego zmieniłeś je na takie... niemiłe w stosunku do samego siebie? Zdradzisz mi swoje poprzednie imię? Naprawdę nie chcę się do ciebie zwracać "Zero". - westchnęła, wzrokiem znów odnajdując jego oczy. Nawet w nich kryła się jakaś tajemnica, którą ciekawość Marano próbowała za wszelką cenę odkryć. Był dla niej zagadką.
Podświadomość wilczycy popatrzyła na nią pobłażliwie, wychylając się zza jakiejś ogromnej księgi i z okularami na nosie, kręcąc jednocześnie głową z politowaniem dla tej głupiutkiej samicy. Często obierała sobie cele nie do osiągnięcia, ale uparcie wierzyła, że kiedyś się uda. Uparta niczym osioł.
Zero
Dorosły

Zero


Male Liczba postów : 36

     
Nie reagował na jej dotyk negatywnie, bo gdzieś tam na dnie serduszka zawsze tego pragnął. Jednak problemy, z którymi się borykał, sprawiały, że nie wiedział, kim tak naprawdę jest. A kiedy nie znasz własnej tożsamości, budowane jakichkolwiek relacji z innymi wilkami jest znacznie utrudnionym. Skupiał się na poznaniu siebie samego, resztę świata spychając na dalszy plan. Stąd brak zaangażowania w cokolwiek oraz unikanie wszelkiej odpowiedzialności, jaka mogłaby spaść na jego barki (na których i bez tego jest już sporo). Nie każdy to rozumiał, nie każdy chciał to zrozumieć. Dla sporej części świata był on dziwnym wariatem, unikającym obowiązków, bo leń, bo cwaniak, bo obibok. Nikt nie zastanowił się, czy zbyt pochopne osądy nie skrzywdzą Zero. Zero czy też...
- Ace. Rodzice nazwali mnie Ace. Ale nie czuję się godnym tego imienia - rzucił od niechcenia, chociaż fakt ten tak naprawdę bardzo go dotykał.
Radził sobie całkiem nieźle, w końcu na początku nie tak łatwo było się Marano zorientować, w czym rzecz. Dopiero gdy pojawiają się silne emocje, a on przestaje analizować i zastanawiać się nad tym, co mówi, bo sytuacja jest zbyt dynamiczną na racjonalizację, gubi się, błądzi, zdradza. Trudno zatem zarzucić, że jakieś tam pokłady sprytu nie obijają się o osobę tego wilka.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Była zadowolona z faktu, że zdecydował się podać jej swoje poprzednie imię. Nie miała pojęcia, czy czyni to z chęcią lub bez niej. Intuicja jednak podpowiadała, że nie był do tego skory, a zdecydował się zdradzić tę informację tylko po to, by dała mu wreszcie spokój. Och, nie, nie, mój drogi. Nie ma tak łatwo, ona i tak będzie drążyć temat póki nie osiągnie celu! Skinęła energicznie głową na znak, iż zrozumiała, choć tu właściwie nie było nic do rozumienia. Miała rozdrabniać się nad znaczeniem jego miana? Bezsens! Chciała to się dowiedziała, i koniec bajki.
- No dobrze, ACE - położyła silny nacisk na jego prawidłowe imię, dumna z postępu. To już chyba coś znaczy, prawda? Zaczyna się do niej przekonywać i być może darzyć zaufaniem! Ta myśl jedynie nakręcała Marano - mówisz, że nie jesteś godzien tego imienia? Odczuwam silne wrażenie, że strasznie w tej sprawie wyolbrzymiasz, ale nie mogę tego stwierdzić. Powiesz mi, czemu tak twierdzisz? - spytała, a jej ton stał się ostrożny i z lekka niepewny, jakby obawiała się, iż urazi tym pytaniem basiora. Zdążyła już zauważyć, że jego charakter jest odrobinę wybuchowy. Nie wiedziała, kiedy będzie smutny, kiedy wesoły, a kiedy - wściekły. Wilk zagadka.

E D I T:
Wadera, niesiona nagle dziwnym magicznym instynktem pożegnała gwałtownie basiora, obiecując mu ponowne spotkanie, po czym opuściła jezioro. Źrenice w jej oczach pomniejszyły się znacznie, kiedy przyszła niespodziewana zmiana nastroju. Zdecydowanym krokiem szła przed siebie, nie oglądając się nawet za Zero.

zt.
//Przepraszam, potrzebuję miejsca!
Zero
Dorosły

Zero


Male Liczba postów : 36

     
Ach, więc pomylił się. Na nią też nie może liczyć. Chciał odpowiedzieć - ale nie zdążył. W obietnicę ponownego spotkania nie uwierzył, nie jeden raz już słyszał podobne słowa od osób, których nigdy więcej nie zobaczył. Westchnął więc smętnie, spojrzał raz jeszcze na taflę jeziora, po czym odwrócił się i odszedł, w kierunku przeciwnym do tego, w którym odbiegła jego niedawna rozmówczyni. Był zerem, zdecydowanie. Nawet gotów był wyjaśnić, czemu tak się czuje. Jednak niestabilna namiastka zaufania, którą zaczął darzyć Marano, pękła nagle niczym bańka mydlana. Dlaczego znów dał się nabrać, że tym razem może być inaczej? Głupi, głupi Zero!

zt.
Kankami
Dorosły

Kankami


Female Liczba postów : 324

     
Kankami bardzo potrzebowała małej przechadzki i to już od dłuższego czasu - odkąd tylko się obudziła, a i tak zrobiła to wyjątkowo późno, bo dopiero w południe. I choć pogoda wydawała się być niezbyt sprzyjająca (choćby ze względu na kłębowisko sinych chmur zakrywających połaciami niebo) po kilku minutach siedzenia w miejscu i rozciągania się doszło do niej, że najchętniej wybrałaby się nad jakąś wodę. Brała pod uwagę morze, jednak tam mogły pojawić się większe niż chciała fale, albo porywisty wiatr, zaś nad jeziorem - las dookoła, mały zbiorniczek i tylko lekkie zmarszczki na błękitnej tafli wody, która i tak poszarzała przez odbicie zachmurzonego nieba. Kąpać się dziewczyna na razie nie miała zamiaru, ale za to w najlepsze zaczęła truchtać wzdłuż brzegu, od czasu do czasu wykonując podskoki czy inne ćwiczenia, które nie tylko pomogły jej rozruszać mięśnie, ale także wprawiły ją w jeszcze lepszy niż zwykle nastrój. Choć oczywiście najchętniej wzięłaby kogoś za kark i przyciągnęła tu ze sobą, w tej chwili nie miała takiej możliwości. Szkoda, bo dla kogo, ale dla niej spędzanie czasu samotnie nigdy nie było tak ekscytujące jak rozmowa z kimś.
Tsuki
Wieczny Dzieciak

Tsuki


Male Liczba postów : 303

     
Wkurzyłam się, gdy bez powiadomienia mój internet został odłączony, a ja chciałam wysłać dosyć długiego i fajnego posta, zatem ten będzie żmudny i nudny. Przepraszam ;___;.
Właśnie po tych terenach stąpał wilczek, który dopiero co został przyjęty na te tereny, a raczej do Watahy Nocy. Ach, jak on dawno nie był w jakimś ugrupowaniu, być może zatęsknił za czyjąś bliskością! Ale do rzeczy! Wilczek w tym miejscu znalazł się na stówkę przypadkowo, nic nim nie kierowało, po prostu chciał zobaczyć, co tutaj jest takiego ciekawego, że to miejsce wychwalają! Jego drobne ciałko przemieszczało się wśród ściółki liści, którą taranował, biegnąc sobie radośnie ku jej źródła, jednak po chwili ta psotna zabawa mu się znudziła - musiał znaleźć sobie inne, bardziej interesujące i zabawniejsze zajęcie! Tak oto zaczął poruszać się nieświadomie w stronę jeziora, mając na sobie niebieskawy płaszcz, w którym wyglądał niezwykle słodko, dodatkowo jego sylwetka nie przypominała tej męskiej, wręcz przeciwnie - tą kobiecą! A może ze zapachem jest tak samo? Po chwili zauważył przeogromną górę, przy której wyglądał niczym mrówka, a na jego pyszczku pojawiło się wielkie "O", które pokazało, jakie ten krajobraz zrobił na nim wrażenie! Ale nie było tego widać z daleka, ponieważ miał na sobie swoje ludzkie ubranie. Jednak coś małego zaintrygowało, a raczej to, iż po prostu wyczuł czyjąś woń, której jeszcze nie znał, lecz była ona wilcza. Tak oto ruszył do przodu, aż zauważył piękne jezioro, którego barwy były podobne do jego płaszczu! Błękitne oczy obserwowały zza krzaków nieznajomą, która uprawiała najprawdopodobniej sport, by być w formie, w sumie - Zukiemu też by się to przydało, żeby miał bardziej umięśnioną sylwetkę, ale co tam, on woli słodycze! Gdyby wiedział, że dzisiaj w sklepie znalazłam Czekotubkę to by oszalał z radości i najprawdopodobniej by mi ją wziął, jednak już ją zeżarłam (sorry, Księżyc). Tak oto na jego szyi znalazła się skórzana torba, w której była kompletna pustka. Oby nie został zauważony przez kobietę, ponieważ nie lubi dorosłych, jakby żywił do nich urazę za to, że jest bardzo niski. Zukisaki, uśmiech! W tym swoim płaszczu wyglądał przeuroczo, jakby był czymś bardzo słodkim, jakby był... czekoladą?
Kankami
Dorosły

Kankami


Female Liczba postów : 324

     
Wadera biegała i wyczyniała przeróżne pół-powietrzne akrobacje będące wariantami podskoków, skrętów i przykuców jeszcze dobre kilka minut, aż lekko zdyszana i na nowo (paradoksalnie) w pełni sił postanowiła nieco zwolnić i spokojnie przejść się wzdłuż... albo nie, jeszcze trochę pobiega! I tak zaliczywszy wewnętrznego kopa znów rzuciła się przed siebie niczym szczenie dostające głupawki i poleciała wprost na krzaki - na krzaki za którymi czaił się młody przybysz. Nie ważne jakiego refleksu by nie miał nie mógł już uciec niezauważony i choć uniknął bezpośredniego zderzenia z rozpędzoną wilczycą (choć był to porządny fart) to został odkryty!
Fałdy płaszczyka zafalowały niczym wzburzone wody, prąd powietrza wytworzony przez pęd Kamci chlasnął młodego po uszach, a sama wadera zahamowała z piskiem opon gwałtownie robiąc popisowy półobrót w złocistym piachu. To, że trochę tego sypkiego daru poleciało na szczeniaka to już inna sprawa.
- Ojej! - Krzyknęła nad wyraz elokwentnie wadera i podeszła do białego dzieciaka szczerząc się radośnie.
- A ty co tu, mały? - Zapytała przyjaźnie, machając rytmicznie długą kitą - Czemu się czaisz w krzakach? Było się przyłączyć! I jeny jaki masz fajny kubraczek! Pelerynka! - Krzyknęła zachwycona porywając szczeniaka do góry, tak więc mógł się poczuć najprawdziwszym Superman'em.
- Ale ekstra! Skąd masz? Też bym chciała... Mają większe i zielone? Lubię zielony! W sumie inne kolory też, ale najbardziej to żółty i może czerwony... Ale nieważne, Kankami jestem! Kankami Ibikko dokładniej, z wędrownej watahy... znasz takie? Jak nie to ci o nich opowiem, bo jak widzę nasza tradycja zanika i już mało kto nas kojarzy (może to dobrze?), ale czekaj, jak masz na imię? Nie mogę do ciebie gadać nie wiedząc jak masz na imię! W sumie już gadam, ale to nic, nie liczy się! Hahaha!
Po ostatnim wybuchu śmiechu zamknęła się na moment i wlepiła w szczeniaka roziskrzone spojrzenie czekoladowych oczu. Co jej opowie? Jakim typem wilka jest? Czy ją polubi? A może nagle zniknie jej z oczu jak lubili czynić co poniektórzy? Pojęcia nie miała, ale już cieszyła się na spotkanie z nową osóbką. Uwielbiała poznawać nowe osoby tak jak spotykać starych znajomych. Pytanie czy inni lubili spotkania z nią tak samo jak ona z nimi?

____________________________________
Znam to uczucie >< Po prostu załamać się i powiedzieć ,,walę to... nie chce mi się". Tym bardziej dzięki, że napisałaś :'3
Tsuki
Wieczny Dzieciak

Tsuki


Male Liczba postów : 303

     
Młody osobnik pod względem fizycznym cały czas obserwował tajemniczą waderę tak czujnie, żeby nie został zauważony. Wilczek nienawidzi dorosłych, najchętniej by tutaj nie przychodził, ale cóż biedak ma zrobić, skoro chce mu się tym razem pić? To, co wyczyniała obecna tutaj nieznajoma było wyjątkowo dziwne, jakby dostała jakiegoś udaru lub coś, przynajmniej tak to odbierał Zuki. O, jakby dostała głupawki! Czy tak się stało? Tego nie wiedział, dopóki jego szczęście anonimowości zostało nagle przerwane, gdy zauważył, iż szarżuje na niego ta wilczyca, którą właśnie obserwował. Tak oto skrył się za krzakami, chowając pysk jeszcze bardziej w płaszczyku, a raczej w kapturku, a następnie spróbował zwiać, jako że nic mu się nie stało, ponieważ ten ktosiek w niego nie trafił. Ale młodzik uznał, iż nie ma już sensu uciekać, zatem siedział grzecznie na tyłku, mrucząc coś pod swoim czarnym noskiem. Ale co tam, dopiero wszystko się zaczyna! Nagle poczuł gwałtowne podniesienie do góry, a następnie niczym kot trzymał się tak mocno łapy nieznajomej, chociaż najchętniej by ją ugryzł, by go opuściła. Niestety, ale jego słabe ciałko i mizerne kości mogłyby zostać skaleczone podczas czegoś takiego, więc postanowił, iż powie parę słów do znajomej.
- Nie jestem mały! - wykrzyknął swoim dziwnym głosikiem, który raczej się już nie zmieni, lekko czerwieniąc się, to ze zdenerwowania, to ze zawstydzenia, jednak i tak go wnerwiło trochę, iż został uznany za szczeniaka. Postanowił jednak, iż nie będzie wnikał w swój wiek oraz wygląd, lecz coś jeszcze bardziej rozdrażniło malca, który w duchu czuł się ogromnym smokiem lub innym, mitycznym stworzeniem. - To nie jest pelerynka! To jest mój płaszcz! - właśnie w tej chwili młodzieniec zastanawiał się, dlaczego przyszedł akurat w to miejsce. Już widać było, iż paja jadem do tej kobiety, co go za dziecko uważa. Zaczął więc wymachiwać łapkami, co jeszcze bardziej wyglądało słodko! - Upuść mnie na ziemię!
Cóż, niezły początek znajomości. Być może Zuki ją polubi, ale nie na tym etapie, gdy się dowiaduje nowych rzeczy o nowej osobie i robi swoje "pierwsze wrażenie". Gdy oczy Kankami, która po paplaninie swoich słów się przedstawiła, powędrowały na błękitne oczy młodego, ten przestał na nią patrzeć, jakby miał jakieś wyrzuty sumienia, albo "nie patrzę, bo zawsze kłamię".
- Księżyc. Zwą mnie Księżycem! - oznajmił, odkrywając swoją główkę spod kapturka, żeby wadera mogła lepiej się mu przyjrzeć. I chociaż to nie jest jego prawdziwe imię, lecz ksywka, wieczny dzieciak woli, żeby na niego właśnie tak mówiono. Był na tyle malutki, że przypominał jednorocznego szczeniaka, jednak doskonale wiedział, jak wykorzystać swój niski wzrost. Mimo to chciałby urosnąć chociaż ciut wyżej, żeby czuć się na równi z innymi. Jego torba była pusta, a jak z torbą nieznajomej, hmmm? Na razie nie wyczuwał żadnego gwałtownego impulsu, który kazałby mu ukraść jaką rzecz. Na razie...
Kankami
Dorosły

Kankami


Female Liczba postów : 324

     
Odezwał się! Odezwał! Ah, Kankami uwiebiała kiedy się odzywali! Tak trochę wbrew pozorom, bo najpierw zazwyczaj nie dawała nowo poznanym (i nie tylko) dojść do słowa, ale potem można się było przekonać, że oczekuje odpowiedzi na wszystkie uprzednio zadane pytania. W przypadku białego nie otrzymała wszystkich, ale naprawdę mało kto przy pierwszym spotkaniu łapał jej tok myślenia. Powinna się cieszyć, że jej mały nie olał i nie wycofał się w zarośla. Ale kto chciałby ją zostawić!?
- Jak na mój gust jesteś całkiem niziutki - Odparła z nie dla wszystkich codzienną szczerością, ale bez żadnych nieprzyjemnych podtekstów i łapą porównała ich wzrost. Zuki nie sięgał jej do łopatek, więc chyba jednak się nie myliła.
- Ale płaszczyk to masz niesamowicie fajny! Kurczę, zakosiłabym ci go, ale dzieciaków nie okradam... hahaha, nie, już nie. - Poklepała go po głowie i usiadła obok nadal machając puchatym ogoniszczem. Malec był taki słodki kiedy się buntował! Kan w ogóle lubiła dzieciaki... i dorosłych... i starych... i wszystkie płci i... no, ogólnie była dość otwartą osobą. I potrafiła przyczepić się do kogoś jak guma do włosów - bez nożyczek lepiej się nie zbliżać!
- Podoba mi się Twoje imię. Tak, jest zdecydowanie cool, tylko dziwnie będzie tak do ciebie ,,Księżyc" mówić... albo nie, jest spoko! - Klasnęła i zatarła zadowolona łapki. To jednak nie był koniec ~ A gdyby Zuki chciałby od niej uciec to niech wie, że za bardzo jest złakniona towarzystwa aby go całego puścić.
- A co ty tu porabiasz co? Nie widziałam Cię wcześniej... jesteś tu od niedawna? No, oczywiście mogłam cię wcześniej Księżycku po prostu nie zauważyć, ale mnie nie powinno się to zdarzać! - Znów zaczęła wpadać w słowotok - był to u niej stan naturalny i doprawdy nie należało zwracać na to zbytniej uwagi. No, chyba, że ktoś chciał.
- A jak ci się podoba moje imię? Pamiętasz je jeszcze? Wymieniłam je tylko raz...nie, dwa razy! No, ale pod rząd, więc mogło to ujść twojej uwadze - przypomnę ci więc, żebyś nie czuł się niezręcznie kiedy w rozmowie nagle będziesz potrzebował go użyć: Jestem Kankami. Kan-ka-mi. W sumie jak chcesz możesz mi mówić Kan, lubię ten skrót. I co jeszcze... - Zamyśliła się na chwilkę i zaczęła pocierać łapką podbródek spoglądając przy okazji kątem oczu gdzieś na korony drzew. U niej myślenie przeważnie tak wyglądało.
- Nie no, już nie ma co dodawać - teraz twoja kolej! - Oznajmiła i klapnęła na brzuch tuż przed jego noskiem, by zacząć z bliska wgapiać się w niego wścibsko-przyjaznymi oczętami.
Sponsored content