Sophia Córka Cienia

Sophia
Dojrzewający

Sophia


Female Liczba postów : 13

     
Imię:
Jest to coś boleśnie rzeczywistego i coś co trzyma nas przywiązanych do swojej historii, grzechów i koszmarów. Nie da się tak po prostu stracić imienia, pamięć może się ulotnić, jednak zawsze możemy się spotkać z pozornie nieznaną nam osobą, która wyciągnie nóż i będzie chciała zemścić się za zło, które ponoć wyrządziliśmy. Życie może przeminąć, jednak nawet jak nasze ciało będzie gniło w objęciach ziemi to nad nami na wypolerowanej marmurowej płycie będzie widniało nasze przekleństwo. Tylko nieliczny smakują w przyjemności jaką daje anonimowość...~Sophia

Ksywa:
Kiedy rodzina znika niczym dym wśród wiatru, kiedy to co nam wydawało się od zawsze naturalne staje się nagle dziwne i nieodgadnione, pozostaje nam skrywać się wśród tych zbyt młodych i głupich aby pojąc cokolwiek. Schować się trzeba pośród tych co twoją klątwę nazwą żartem... ~Cień

Rasa:

Brat twój księżyc kroczy leniwie po nocnym niebie. Jego blask wyrywa ci z gardła wołanie rozpaczy. Dźwięk przepełniony bólem i samotnością. Twoje ciało drży. Chęć zemsty na tych, którzy cię skrzywdzili wypełnia po brzegi twoja dusze i umysł…~Wilk

Wiek:

Z wiekiem nabywa się ponoć doświadczenia i jest się coraz bliżej ogólne pojętego szczęścia. Jednak są wyjątki, czasem może się wydawać, ze całe życie jest jednym wielkim wyjątkiem i nieśmiesznym żartem. Bo przecież jak biegnie się w stronę czegoś to to nie ma prawa się oddalać... woda w wodospadzie nie płynie w górę tylko w dół a ogień nie buduje tylko niszczy. Jednak wiek tylko liczby. Pochwal się...jak wiele osiągnąłeś ~ fizycznie dwa lata duchowo ponad trzysta.

Ranga:
Żyć zamkniętym w ciasnej cielesnej powłoce... po co? Przecież można doświadczyć absolutnej wolności, można być jak ogień, który nie zna pohamowań i tańczy wesoło dając ciepło, światło, bezpieczeństwo, siejąc zniszczenie i wywołując krzyki bólu, strachu i terroru. Czuć możesz wiatr czule czeszący twoją sierść. Jednak jesteś uziemione twoje skrzydła są zbyt słabe ~Dojrzewający

Charakter:
Strach i odwaga nie idą w parze. Powinny się unicestwi po kilku chwilach walki. Jednak ty nie leżysz na ziemi pogrążona w omoku postrzelonego lwa. Idziesz przed siebie za każdym razem rozdzielając szalejące emocje. Nikt nigdy nie poznał się ile już wygrałaś walk, ani ile ich przegrałaś. Jesteś uparta, chcesz dominować, lubisz to. Wydaje ci się wtedy, że dasz radę cofnąć czas, odegrać się. Lubisz jak ktoś błaga cię o coś co możesz mu dać.
Nic nie mówisz, las i tak nie odpowie, a tutaj nie ma wiele istot z którymi mogłabyś porozmawiać. Nie uśmiechasz się, martwe zwierzęta i tak tego nie odwzajemnią.
Śmierć ci nie straszna, jednak życie napawa cię lękiem. Boisz się a twoim największy terrorem jesteś ty sama. A dokładniej to co możesz poczuć. To jest pewne uczucie, którego wszyscy poszukują i za którego dają ze sobą robić wszystko. Głupcy.  Jak kocha się kogoś to jest się słabym, bardzo słabym i wtedy nieszczęście przychodzi szybko. Nie ufaj nikomu ani nie szukaj przyjaciół, przypomnij sobie jak boli strata bliskich, jak rwie serce jak widzisz pustoszeć ich ciała. Nauczyłaś się widzę chronić samą siebie od cierpienia, jednak przyjemność cielesna też jest zdradliwa, jednak jest to jedna z twoich słabości. Pragniesz jej jak królik pragnie nory. Jest twoją ostoją i miejscem odpoczynku, zapomnienia. Dzięki komuś przestajesz być zawieszona pomiędzy światami a idziesz do nieba, chociaż na kilka chwil, chociaż na jeden księżyc.

Wygląd:

Czy ktoś, kto z całych sił chce zniknąć może mieć wygląd? Owszem a wnet musi... aby za każdym razem gdy się spojrzy w lustro przypominało się kogo się straciło, bo twoje rysy twarzy, twoje niebieskie oczy, delikatna jak puch sierść. Przekazane ci zostały w genach tak samo jak smukła sylwetka. Ciekawe kto i ile lat temu szczycił twoimi pięknymi skrzydłami. Wszyscy jednak przeminęli i obowiązek noszenia tych cech został pozostawiony tobie, a ty zamiast z dumą nosić głowę do góry kulisz się o chowasz po lasach. Kiedyś twoje imię było wdzięczne. Twoja sierść biała i czarna symbolizowała harmonię. Teraz zaś czerń zawładnęła tobą, oszczędzając tylko niewinne i słabe skrzydła. Nie ważne jak usilnie starasz się oszpecić, ile nosisz na sobie blizn i siniaków twoja przeszłość cię nie opuści. Zawsze jak twoje uczucia zaczynają ciemnieć ciemniejesz wraz z nimi, mogłabyś być jak zwykły wilk, gdyby nie to, że zbratałaś się z cieniem.

Historia:

Legendy rodziły się i rodzić się będą. Słowa pędzą jak strzała wśród pustyni. Zmieniane są przez usta mówiących i umysły słuchaczy, jednak pamięć pozostaje ta sama. Z dalekiego wschodu słuchać głosy o bohaterach odzianych w zbroję i katany. Na zachodzie zaś bogowie stąpią po ziemi kusząc śmiertelne wadery. Za spokojnym oceanem duchy tych co płomień życia przestał się tlić stąpają na ziemię zrodzeni z dymu. Są jednak legendy, które doskonałe w swym przekazie aż strach zmieniać. Zostają więc niewzruszone latami. Żyją wiecznie i przekazywane z ust do ust potrafią opowiedzieć historię tego świata. Jedną z nich jest legenda o Córce Cienia ucałowanej przez Śmierć i władczyni Piekieł…

„Śmierć jest najsprawiedliwszą z pierwotnych rodziców. Zycie daje tym co mają, biednym wiatr w oczy kieruje. Śmierć zaś zabiera po równo każdemu z nas”

Gdy dobro jest zmieszane ze złem, światło z cieniem a nicość z pychą…wtedy możemy mówić o chaosie. Można by rzec, ze chaos został zwalczony wraz z powstaniem świata, jednak tak nie jest. Chaos nie został uporządkowany. Vita, bogini życia nasza matka i stwórczyni wilków zdołała okiełznać wszechmocny chaos. Umieściła jego cząstkę w każdym z nas, a gdy bóg śmierci Shatter zabierał wraz z ostatnim tchnieniem ciała i duszę to chaos się uwalniał. Dlatego bogowie postanowili stworzyć Dzieci Cienia. Śmiertelne istoty, zrodzone z najczystszej harmonii i równowagi. Ich silne serca potrafiły pochwycić chaos i zatrzymać jego destruktywne działanie dopóki Matka nie znalazła odpowiedniego dla tej cząstki miejsca.
Dzieci Cienia były cichymi aniołami, które królowały niezauważone nad spokojem tego świata. Według legendy ich futra w połowie białe i czarne były delikatne i ulotne jak poranna mgła. Oczy świeciły lazurowym błękitem. Nieliczni z nich posiadali skrzydła, które unosiły ich ciała nad chmury i pozwalały dostać się do boskich rodziców. Ich doskonałość sprawiała, Że nie miały one trudności z nawiązaniem więzi z żywiołami, czasem, jak było to konieczne posługiwały się ich mocą. Wilki te były nieziemsko piękne, jednak nie mogły wyjść na światło dnia. Zamieniały się wtedy w kroczące zjawy niepotrafiące odnaleźć swojej duszy. Wiele Dzieci Cienia padło ofiarą trujących dla ich jestestwa promieniom słonecznym. A ci, którym się udało wrócić do fizycznej postaci na zawsze traciły swoją harmonię i stawały się albo piekielnym albo niebiańskim bytem. Pomimo strat boscy wysłańcy przez wieki sprawiali piecze nad ładem na świecie. Aż pewnego dnia inne wilki dowiedziały się o ich istnieniu. Zawładnięte żądzą władzy i zaślepione chaosem postanowiły uwięzić wszystkie Dzieci Cienia. Rozpoczęła się długa i krwawa rzeź. Biało-czarne wilki nieprzyzwyczajone do nienawiści padały ofiarą porywaczy i zabójców. Tak też stało się z młodą Córką Cienia Sophią…
Wilczyca wstała tego wieczoru tak jak wstawał każdego dnia. Minęła chwila zanim jej szczenięce ciałko całkiem zaakceptowało przymus rozbudzenia się. Jej delikatne, jeszcze nie do końca rozwinięte skrzydełka ułożyły się na plecach wilczycy. Rozejrzała się po jaskini w której mieszkała, pusto. Rodziców nie było. Nie zmartwiła się tym zbytnio. Przyzwyczaiła się do bycia samą i szczególnie jej to nie przeszkadzało. Spokojnym krokiem zaczęła zmierzać do wyjścia. Miała tak wiele rzeczy do zrobienia tej nocy! Musiała poćwiczyć z mistrzem latanie i zaklęcia magii wiatru, która ponoć była jej talentem. Mała uśmiechnęła się promiennie na te myśl. Jednak jak dotarła na powierzchnię na jej pyszczku pojawił się szok. Niebo płonęło. Tego Sophia była pewna. Poczuła ból, jej biedne oczka przyzwyczajone do nocnych ciemności sprzeciwiały się przyjęciu tak dużej ilości światła. Widok ten był przerażający i piękny zarazem. Widziała jednak światło. Śmiertelnie niebezpieczne. Wysłuchała wiele historii o tym jak jej pobratymcy wystawieni na działanie tej nienamacalnej trucizny  po prostu zamieniali się w nieme i bezduszne cienie. Tracili całą wolną wolę i zostawali przyłączeni to do zwykłego drzewa to do innego stworzenia, którego zostawali odwiecznymi towarzyszami. Na myśl o taki przerażającym istnieniu pogrążonym w nicości Sophia poczuła strach. Postanowiła więc zostać więc tam gdzie jest i przyglądać się w bezpiecznej odległości jak raz za razem niebo wracało do znanego jej od zawsze granatu. Gdy już noc całkowicie zapanowała nad ogniem mała wilczyca poczuła dreszcz przebiegający jej po plecach. Nie zdawała sobie sprawy, że oto właśnie pierwszy raz w życiu ujrzała słońce. Postała jeszcze chwilę patrząc się intensywnie na horyzont, tak jakby ogień mógł się znów rozniecić, po dłuższej chwili postawiła pierwszy krok i ruszyła w stronę Lasu Tysiąca Szeptów, gdzie miała spotkać się z mistrzem. Stawiała kroki powoli nasłuchując wszystkiego co się dookoła niej dzieje. Jej serce płatało fikołki za każdym razem gdy wiatr poruszał liśćmi i gnał pośród traw. Cieszyła się każdą chwilą a duszą już szybowała w chmurach. Jej małe skrzydełka poruszyły się nieznacznie. One też pragnęły lotu, chociaż jeszcze były tak kruche.
Gdy wilczyca skręciła w leśną uliczkę i piękne zabarwione tęczą drzewa otuliły ją swoim spokojem, usłyszała szepty. Podniosła uszy aby głosy zmarłych przodków stały się wyraźniejsze. Słyszała jednak tylko strzępki zdań. Ponoć do tego trzeba dorosnąć. Szła więc tylko co jakiś czas próbując odgadnąć kto i w jakim celu do niej przemawia…oczywiście bez skutku.  
-Jestem mistrzu!- powiedziała jak dotarła na polanę. Odpowiedziała jej jednak głucha cisza. Nie było nikogo. Jej malutkie serce zabiło mocniej. Nawet szepty ucichły. Rozejrzała się. W rogu polany dostrzegła głaz. Nie zwróciłaby na niego uwagi gdyby nie to, że na tym kamieniu było coś wyrzeźbione. Podeszła i przyjrzała się napisowi.
„Uciekaj Sophia”
Dłuższą chwilę zajęło jej pojęcie znaczenia tych słów. Nie wzięłaby ich tak bardzo do siebie, gdyby nie maleńka, prawie niezauważalna plamka krwi. Mistrz nie krwawił. Nikt nigdy nie wyrządziłby mu krzywdę. Był zbyt mądry, zbyt zwinny, zbyt silny! Ciało zareagowało szybciej niż szczenięcy umysł mógł pomyśleć. Biegła przed siebie nie zwracając uwagi na to w którą stronę zmierza. Niedługo po tym zgubiła ścieżkę i orientację. Jak stanęła w miejscu zdała sobie sprawę, że nie wie gdzie jest. Jej urywany oddech unosił się echem po milczącym lesie. Wszystkie kolory wydawały się teraz takie blade. Czy tak właśnie działa strach? Mała wilczyca czuła jak wewnątrz niej uczucia raz po raz szaleją. Nie wiedział już do końca co czuje. Czy przerażenie, zagubienie a może złość? Usiadła opierając się o drzewo a jej lazurowe oczy zaszły łzami. Nie była przyzwyczajona do wewnętrznego rozdarcia. Jej idealne ciało jak i umyśl nie są do tego przygotowane. Nie wiedziała co ma robić. Rozejrzała się zagubiona po lesie. Zwinęła się w kłębek i zaczęła cicho łkać.
Wilczyca przestała liczyć minuty i pozwoliła upływać godzinom. Tak naprawdę całkowicie straciła poczucie czasu. Do rzeczywistości przywrócił ją dopiero dźwięk czyjś łap. Postawiła uszy i podniosła głowę wycierając pyszczek łapą. Ujrzała zmierzającą ku niej postać smukłej wadery o krótkiej brązowej sierści. Nieznajoma miała trzy kolczyki w prawym uchu i jeden w lewym. Jej szyje zaś zdobił złoty naszyjnik. Była w średnim wieku jednak jej zielone oczy błyszczały jak u szczeniaka.
-Co się stało?- spytała z troską. Sophia zawahała się przez chwile czy odpowiedzieć. Jednak Nieznajowa w żadnym stopniu nie wyglądała na niebezpieczną. Przekrzywiła mały łepek i odezwała się cichym wzrokiem.
-Zgubiłam się-
Wadera cmoknęła i uśmiechnęła się ciepło
-Tak myślałam. Pewnie jesteś głodna. Chodź mój obóz jest niedaleko. Dostaniesz coś do jedzenia a potem pomogę ci odnaleźć drogę do domu co ty na to?-
-Naprawdę zrobiłaby to pani?- spytała. Jej oczka aż się zeszkliły z radości. Podniosła się na łapy nagle ożywiona machała ogonem.
-No jasne chodź za mną!- po tych słowach wadera odwróciła się i ruszyła w las żywym tempem. Mała Sophia musiała co jakiś czas truchtać aby dotrzymać jej kroku. Po kilkunastu minutach marszu dotarły do małego obozowiska. Wystawione były trzy namioty a na środku tliło się ognisko. Mała wilczyca ominęła jego światło łukiem i spojrzała się  pytająco na waderę.
-Gdzie jest reszta?- spytała rozglądając się w poszukiwaniu pozostałych wilków.
-Ach oni…- odparła z uśmiechem –pewnie gdzieś polują…wiesz faceci- stwierdziła i zachichotała. Sophia uśmiechnęła się w ślad za nią chociaż nie rozumiała do końca tego żartu. Wpatrzyła się w tańczący ogień i przypomniała sobie widok z przed kilku godzin. Wstrzymała oddech. Piękno płonącego nieba dalej był nie do ogarnięcia i samo wspomnienie przyśpieszało bicie serca małej wilczycy. Do rzeczywistości przywrócił ją głos nieznajomej i stuk miski o ziemię.
-Widzę trafiłam na marzycielkę- stwierdziła z uśmiechem –smacznego- dodała kiwając pyskiem w stronę jedzenia.
-A pani nie je?-spytała Sophia
-Ja?- spytała drapiąc się po głowie –już jadłam, jestem dawno po kolacji- stwierdziła. Na te słowa mała wilczyca wzruszyła ramionami. Danie okazało się upieczonym królikiem przyprawionym rozmaitymi ziołami. Mała wilczyca szybko zjadła swoją porcję i zadowolą stwierdziła, że jej brzuszek jest pełny.
Nagle dopadło ją zmęczenie. Powieki zaczęły ważyć tonę. Wydało jej się to dziwne skierowała więc wzrok w stronę nieznajomej wilczycy. Ta uśmiechnęła się szyderczo. W przypływie strachu Sophia spróbowała wstać jednak nie udało jej się zrobić pół kroku a padła bezwładnie na ziemię. Środek nasenny zadziałał bez zarzutu.
Małej wilczycy śniło się że jest uwięziona przez rwący wir rzeki. Za każdym razem kiedy udawało jej się uwolnić i wznieść w powietrze to piekielne fale ściągały ją z powrotem w objęcia wody. Walczyła tak bardzo długo aż opadła z sił. Chciał się wznieść ale nie mogła. A gdy spróbowała ruszyć swoimi skrzydłami odkryła, ze została ich pozbawiona.
Zerwała się ze skowytem. Uderzyła głową w cos twardego i obraz zatańczył jej przed oczami. Zajęło jej chwilę połączenie faktów. Rozejrzała się. Znajdowała się bardzo małej klatce. Sklepienie było tak nisko, że nawet nie mogła stanąć na wyprostowanych łapach. Szybko odwróciła łepek w poszukiwaniu skrzydeł. Były tam. Co prawda szczelnie skrępowane przez węzły, ale wciąż je miał przy sobie. Ta myśl dodała jej otuchy. Spojrzała na pomieszczenie, w którym znajdowała się klatka. Było ciemne, ale bez wątpienia całe z drewna. Zaczęła się zastanawiać gdzie się znajduje i gdzie podziała się tamta zakłamana wadera. Nie musiała długo się zastanawiać ponieważ po chwilę sufit się otworzył i po drabinie zeszła właśnie jej oprawczyni. Sophia się najeżyła. Mała wilczyca ukazała zęby. Nieznajoma w odpowiedzi prychnęła tylko z pogardą.
-No i co tak się zgrywasz. Ja jest tutaj a to ty siedzisz w klatce. Nie jesteś w warunkach żeby straszyć- Po tych słowach podeszła i zdjęła skórzane okrycie z klatki. Okazała się ona cała ze szkła. Sophia poczuła jak robi jej się gorąco i położywszy uszy po sobie skuliła się tak nisko jak mogła.
-O no właśnie takiego zachowania po tobie oczekiwałam. Zobaczymy na ile się zdadzą czary naszego maga. Ponoć potrafi cię przywrócić do cielesnej postaci- nie dając dodatkowych tłumaczeń wepchnęła szklaną klatkę prosto pod strumień światła.
Z gardła Sophii wydobył się wrzask. Wilczyca miała wrażenie jakby jej ciało płonęło żywym ogniem. Wiła się na wszystkie strony aby tylko pozwolić ustać tej udręce. Jej pazury zostawiały zadrapania na szkle a skrzydła tak mocno napierały na węzły, że skóra pękała tworząc paskudne i obficie krwawiące rany. W końcu jednak do ciała małej wilczycy wkroczył spokój. Poczuła się nagle lekka i wolna. Nie wiedział już czego tak bardzo się bała. Nie znała swojego imienia i pochodzenia. Nie pamiętała jak wygląda.
Stała się cieniem
Błogostan trwał jednak nie dłużej niż słońce królowało na niebie potem w kolejnych katuszach wróciła do swojego ciała. Sophia potrzebowała długiej chwili aby zbadać sama siebie. Puszczała mimo uszu komentarze zachwyty nieznajomej wadery. Czuła że wyglądała inaczej. I Rzeczywiście tak było. Jej sierść stała się czarna jak smoła. Tylko skrzydła pozostały śnieżnobiałe, jednak ukryte pod węzłami i bandażami nie były widoczne.


Zamykasz oczy.
Robisz to często, on też to widzi.
Robisz to gdy płaczesz, myślisz i całujesz.
Nie otwieraj ich teraz! Nie! Nie patrz jak bardzo się zmieniłaś!
Strach…
Nienawiść…
Złość…
Zaciśnij powieki! Zrób to mocniej niż kiedykolwiek!
Powiedział mi twój sekret. Zdradził cię, ale mnie możesz ufać.
Nie martw się posłuchaj mnie. Tylko na chwilę! Ty nie lecisz! Spójrz!
Boisz się? Dopiero teraz poczułaś powiew wiatru we włosach? Nie krzycz… zbyt długo udawałaś ślepą. Przeoczyłaś chwilę, kiedy przekroczyłaś granicę, kiedy straciłaś skrzydła.
teraz spadasz w dół, lecisz na samo dno.
Zamknij oczy i spróbuj pomyśleć, że to tylko zły sen.


Katusze trwały miesiącami. Mała wilczyca dawno straciła rachubę ile dni minęło. Jednak powoli uczyła się jak kontrolować swoją cienistą postać. Zauważyła, ze może się poruszać tylko i wyłącznie po cieniach ludzi i przedmiotów, oraz jak się skupi może kontrolować ich ruchem. Ale praktyka ta była wyjątkowo męcząca, dlatego nie używała jej w ogóle. Podczas swoich dziennych „spacerów” zdołała się dowiedzieć gdzie jest, no przynajmniej zbliżeniowo. Okazało się, że znajduje się na pokładzie statku. Wilki, które ją porwały są handlarzami niewolników. Posmakowała już słony smak niewoli. Nie chciała całe życie komuś służyć. I to wtedy w jej głowie zrodził się plan ucieczki.
Poczekała na nadejście dnia. Przemieniła się i zaczęła poruszać się niezauważona po pokładzie. W końcu idąc cieniem masztu weszła do wody i przeczekała tam nadejście nocy. Gdy wreszcie zmieniła się z powrotem w wilka zaczęła płynąc. Jednak nie wiedziała, że woda jest aż tak zimna. Po kilku godzinach zaczęła opadać z sił. Dreszcze wstrząsały jej ciałem a mokre skrzydła coraz to bardziej ciążyły. Nie wiedziała kiedy trochę słonej wody nalało jej się do pyska. Nie zdołała powstrzymać kaszlu. Wody było co raz to więcej. Parzyła jej oczy i przeszywała do kości. Pomimo ostrej walki Sophia przegrała. Jej nastoletnie ciało opadło na dno oceanu. Pieczenie w płucach było niczym w porywaniu z bólem jaki czuła przy przemianie, nie zwróciła więc na niego uwagi. I tak już nie miała siły. Jej świadomość powoli się ulatniała. Tak jak jej ciało znikała w czeluściach bezkresnego oceanu.

Tili tili bum
Woda parzy oczy
Unieruchamia zmęczone łapy
Które już przestały
Utrzymywać mnie na powierzchni

Obudził ją wesoły dziecięcy śpiew. Rozejrzała się dookoła widząc tylko ciemność. Była w jakimś podziemnym korytarzu, a przynajmniej tak to wyglądało. Rozejrzała się dookoła i postawiła uszy, ale nie uchwyciła żadnego dźwięku. Spojrzała na swoje mokre futro i otrząsnęła się. Przecież się topiła…Po dłuższym zastanowieniu doszła do wniosku, ze musi to być jakaś podwodna jaskinia i ona akurat miała szczęście do niej trafić. Odkryła również z przyjemnością, że jej skrzydła są wreszcie wolne. Poruszyła nimi czując ból zastanych mięśni. Nie trwał on jednak długo. Po kilku minutach nastąpiła nie do opisania ulga. Rozejrzała się jeszcze raz i postanowiła sprawdzić gdzie prowadzi korytarz. Popędzana ciekawością postawiła pierwszy krok, potem kolejny i następny. Po dłuższej chwili rozległ się ten sam dziecięcy głos. Tym razem jednak był wyraźniejszy.

Tili tili bum
Ciemność cię straszy
Tak jak straszyła cię gdy byłaś mała
Tak i teraz potwory o czerwonych oczach
Zmuszają cię do ciszy.

-Jest tam ktoś spytała?- odpowiedziała jej cisza. Głos nie odezwał się ponownie. Sophia była zdeterminowała dowiedzieć się skąd pochodzi. Przyśpieszyła kroku. Jej łapy nie wydawały żadnego dźwięku. Dopiero teraz to zauważyła. Przystanęła aby sprawdzić co jest nie tak z podłożem. Nie zauważyła niczego dziwnego. No ale jakby nie patrząc poruszała się po tej ziemi jak zjawa. Nagle mrożący krew w żyłach śmiech znów zakłócił ciszę.

Tili tili bum
Woda parzy oczy
Unieruchamia zmęczone łapy
Które już przestały
Utrzymywać cię na powierzchni

Wilczyca. Zaczęła biec przed siebie. Nie zwracając już uwagi na to czy narusza jakieś prawa fizyki. Głos dziewczynki coraz bardziej się zniekształcał. W końcu Sophia zrozumiała gdzie jest i właściwie przestała się bać.
-Ojcze Shatter, wiem , ze to ty- powiedziała spokojny acz donośnym głosem. W jednej chwili cała iluzja znikła. Sophia znajdowała się w podziemnym zamku w ostatnim z kręgów piekielnych. Sala była ogromna. Cała wykonana ze szkarłatnego marmuru i obsydianu. Witraże w ogromnych oknach przedstawiały krwawe i makabryczne sceny wojny, głodu i epidemii. Wilczyca poczuła jak po plecach przechodzi jej dreszcz niepokoju. Jej wzrok zatrzymał się na złotym tronie gdzie zasiadywał jej pradawny ojciec –Śmierć. Był to Trupo blady wilk o ogromnych gryfich skrzydłach, które wraz z peleryną ze smoczej skóry prawie całkiem okrywały jego postać. Sophia bez namysłu ukłoniła się przed nim. Bóg nie odezwał się. Zeskoczył jednak ze swojego tronu i powolnym krokiem szedł w stronę wilczycy. Jego skrzydła były tak duże że obcierały się o ziemię. Jak dzieliło ich już tylko kilkanaście centymetrów.
-Córko moja. Moje serce krwawiło gdy ujrzałem, że najzdolniejsze z moich dzieci zostało porwane i zamknięte w klatce. I jeszcze ten znak- mówiąc to dotknął niebieski symbol półksiężyca który Sophia nawet nie wiedziała, że ma –chcieli kontrolować boski twór jak zabawkę. Jedyne co mogłem zrobić to zabrać cię do siebie, do krainy śmierci. Pragnę abyś królowała tutaj na moim tronie gdy ja będę na świecie siał plagi i zarazę, gdy będę zbierał błąkające się dusze i ważył ich sumienie. Czy jesteś gotowa przyjąć ten zaszczyt?-
Jego słowa oblały Sophię jak kubeł zimnej wody. Czuła że cała drży. Kiwnęła jednak penie głową. Nie wiedziała, czy wolno jest jej się odzywać.
I tak właśnie zaczęło się jej kilku stuletnie panowanie nad piekłem. Była prawą i sprawiedliwą władczynią. Piekielne byty darzyły ją szacunkiem a grzesznicy, którzy tutaj odbywały swoją odwieczną karę byli traktowani sprawiedliwie. Ojciec Smierć czasem przychodził sprawdzić jak miewa się jego ulubienica i za każdym razem chwalił jej najlepsze cechy. Mówił również że urosła, chociaż prawda była taka, że jej nieśmiertelne ciało w ogóle się nie zmieniało. Tak powoli rok za rokiem mijały stulecia.
Pewnego dnia jednak…sama nie pamięta dlaczego. Obudziła się w nieznanym miejscu. Cała zraniona i poobijana. Czyżby coś się stało w jej podziemnym królestwie? A tak w ogóle skąd ona pochodzi? Starała się złapać wspomnienia, które ulatywały jak oszalałe z jej głowy. Czuła jak ogarnia ją panika jak w jej umyśle nie zostało nic prócz jej imienia i panicznego strachu przez światłem dziennym. Wysiliła umysł i zdołała wyciągnąć z niego tylko jedno zdanie.
„Przypomnisz sobie jak przyjdzie czas”
Ale co miała sobie niby przypomnieć? I kiedy? Spróbowała wstać jednak jej mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Poczuła ciężar na plecach. Obejrzała się i niemałe było jej zdziwienie gdy ujrzała skrzydła wyrastające z jej ciała. Spróbowała nimi ruszyć drgnęły lekko, jednak były wycieńczone, tak jak reszta jej ciała. W końcu oparła pysk o ziemię i zamknęła oczy. Skupiła się na krwi płynącej w jej żyłach i zmusiła się do wstania na równe nogi. Powolnym krokiem ciągnąc po ziemi skrzydła szła przed siebie w poszukiwaniu wspomnień i domu, który utraciła…
Shathow
Dowódca Wojowników
Przedsiębiorca

Shathow


Female Liczba postów : 643
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Piękna historia. Jestem pod wrażeniem. Łapaj akcepta i pozwolenie na udziwnienie w postaci skrzydeł. Jednak dopóki nie zdobędziesz rangi Latający Wilk, nie możesz latać.
Witaj na forum i życzę świetnej zabawy! ^^