Miejsce dla Samotnych

Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Zrozumiał. Pojął, jak wiele krzywdy jej wyrządził. Pojął, jak wiele od niej wymagał. Pojął, ile trudności kosztować ją musiało trwanie przy nim w chwili, kiedy on wykłada na światło dzienne swoje uczucia względem innej damy. Względem Carly - w dodatku. Jakby tego wszystkiego malo było. Zabawnym jest to, że zaznał miłości ze strony, z której przenigdy by się tego nie spodziewał. Zabawnym było, że wcale się jej nie domagał, nie zabiegał, nie starał się pozyskać. Nie był głupim idiotą, a jednak nie miał pojęcia, co powinien odpowiedzieć. Jakich użyć słów. Jak się zachować. Czyżby wycofany zwykle, zamknięty z własnymi uczuciami w swoim hermetycznym, ciasnym światku, stał się łamaczem serc? A może to jego wina? Może dał jej kiedykolwiek odczuć, jakoby darzył ją uczuciem głębszym niźli sympatia, rozumiana jeno jako pozytywne emocje? Czy słowem lub gestem zasugerował, iż chciałby budować z nią rodzinę? Teraz sam już nie wiedział, w którym momencie życia popełnił największy błąd; podczas kroczenia którą z dróg pobłądził, zatraciwszy majaczący niepewnie na krańcu drogi cel?
- Każdy ma w sobie szaleństwo, nie każdy jednak jest tego świadom - ozwał się spokojnym barytonem, oczywiście słyszanym jedynie w umyśle wilczycy. Wolał zacząć od owego, mniej szkodliwego komentarza, jakoby wyrok swój odraczając na późniejszy okres. Prawdą było, że w podobnej sytuacji nie znalazł się nigdy - chociaż zatem bagaż doswiadczeń posiadał pokaźny, nie wiedział, jak zareagować. Jego mądrości życiowe zawsze unikały sfery uczuć i emocji, a tutaj taka odmiana. Trzeba stanąć twarzą w twarz z kolejną waderą, którą ranił. I choć czynił to w pełni nieświadomie oraz na drodze niefartownej alei przypadków - nie czuł się mniej winnym, niż gdyby działał w pewnej rozwadze oraz z premedytacją.
- Przepraszam Cię, Abbey. Ja... Ja nie miałem bladego pojęcia - dodał jeno, na dalsze słowa tracąc... co właściwie? odwagę? wenę? nastrój? pomysł?
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
Zamyśliła się srodze, jak teraz poprowadzić ten wątek. Co teraz? Ha, było wcześniej zadać sobie to pytanie! Było pomyśleć! Tyle lat, kobieto, naucz się wreszcie! Czegokolwiek obecnie nie robiła i któregokolwiek ze sposobów, łącznie z głębokimi wdechami i wydechami, liczeniem w myślach do dziesięciu, nie wypróbowała, serce wciąż nie zwalniało. Czuła, jak podchodzi do gardła. Bezlitośnie chce ją udusić. I nie, to nie podekscytowanie, entuzjazm. To wyrok śmierci, nic więcej, ten moment jest jak ostrze noża, które przerywa ciągłość skóry na wysokości nadgarstków, ostatnie ze wszystkich towarzyskie samobójstwo. Po nim wypada unikać mienia kogokolwiek przy boku, utonąć i nie prosić o pomocną dłoń, nawet w myślach, nawet nie modlić się o ratunek. Och, stara egoistko. Och, ty szmato. Świadoma własnego szaleństwa, raniona jego egzystencją. Abbey. Ile faktów, których rozważać nie próbowała, mimo że być można dobrze zrobiłoby rozliczenie się z nimi, pod tym imieniem tkwiło.
- Cieszę się, że nie wiedziałeś, a smucę, że już wiesz - mówiąc, zmieniała natychmiastowo ton, pojawiło się wiele oficjalności, która w przypadku przyjaciół od wieków powinna być zamierzchłą przeszłością, zostawioną za zadkiem zresztą i niewidoczną nawet, a tym bardziej niewyczuwalną. Wracała. Odległość rosła jak za skinieniem czarodziejskiej różdżki. Wszak tylko odpowiedni dystans od wroga pozwala mieć wzgląd na jego ataki, a zatem - zachować bezpieczeństwo.
- To nie tak, że mam żal do ciebie. Nie mam go również do Carly. Nie wy uwikłaliście mnie w tę sytuację. Mam tylko wyjątkowo marzycielskie natchnienie, które próbuję zdusić w zarodku. Nadzieja przychodzi zbyt łatwo. Ty nie masz nikogo. Ja nie mam nikogo. Rozumiesz mnie, dostrzegasz to? Nie mogę przestać o tym myśleć. Choć nie powinnam i nie chcę w dodatku. - Wzdrygnęła się, a zarazem było w tym też coś z płaczu, ten sam rodzaj drgnięć, co mu towarzyszy, poddała się też w kwestii serca, tej fizycznej, odjęła od niego łapę, spuszczając za to nos nisko, niemal pod przednią kończynę wsuwając, byle broniła przed spojrzeniem.
/Przepraszam, jeśli wplątują się literówki, piszę na tablecie.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
- Dlaczego Cię to smuci? - spytał spokojnie, w pełnym opanowaniu. Nauczył się idealnie grać nieczułego, miał ku temu wiele okazji. Wewnątrz cały niemal 'chodził', lecz nie zamierzał własnymi emocjami zatruwać życia tej tutaj. Dostatecznie już przez niego wzięła na swe barki; a wyglądała na osłabioną na tyle, ze każdy kolejny miligram mógłby zarwać jej obciążony kręgosłup.
W podobnych sytuacjach nie znajdował się szczególnie często. Zaiste przyczyniło się to do stanu, w którym nie miał najmniejszego pojęcia, jak się zachować. Ba, nie wiedział nawet, co powinien czuć. Sterczał zatem niczym niewzruszony posąg. Na jego facjacie nie malowała się ani troska, ani gniew, ani tym bardziej radość. Zupełnie, jakoby ktoś chwycił wilka za karczycho i wrzucił do magicznej pralki, coby wyprać jego jestestwo z emocji wszelakich. Zewnętrznie było całkiem nieźle.
Wewnątrz natomiast... Tutaj było gorzej. Rozgoryczenie oraz złość względem własnej osoby przeplatały się niezgrabnie i nieestetycznie z żalem do Abbey o to, iż nie powiedziała wcześniej. Może wtedy zareagowałby w porę, zniknąwszy z jej życia nim się w nim na dobre zakocha? Jednocześnie nasilała się w nim nadzieja, iż może to wszystko jest jeno grą pozorów; może wilczyca jedynie zauroczeniem go obdarzyła, nieopacznie pomyliwszy je z czymś głębszym?
- Abbey, nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć - wyznał w końcu. Ku jego stłumionym niezadowoleniu nie ulżyło mu wcale, zupełnie, jakby po czasie dopiero dotarło doń, iż samica z cała pewnością w tej kwestii mu nie dopomoże.
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
Musiało się stać, co się stało: na jej pysku zajął miejsce najgorszy z uśmiechów, przesycony cynizmem. Było w nim i trochę rozbawienia, tak niewesołego, jak owo tylko może być. Z grubsza - od dobrych paru chwil jej humor był to constans, tkwiła po uszy w ciemnych, nawet nie szarych, a czarnych, nastrojach. Zmiany co prawda następowały, ale wciąż w tym jednym przedziale, jeśli nie w ogóle pomiędzy dwiema opcjami: gorzki grymas uśmiechopodobny, smutek. Smutek, gorzki grymas.
- Och, bracie, ja cię rozumiem. Mam dokładnie to samo - syknęła, o wiele ostrzej, niż w planach stało. A, małpo wredna, wypełza z siebie ohydztwo, ujawnia się prawdziwa natura pod wpływem kilku bodźców, które sprawiły, że nie wszystko idzie wyznaczonym przez twą egoistyczną duszę szlakiem. Taka jesteś! Runęła na nią ta prawda, sokół dopadł swą ofiarę, nie pozostało jej zatem nic innego, jak położyć uszy po sobie, chociaż i ta oznaka skruszenia niewiele pomogła, a zimna zawiść nieszczególnie odpuściła, niet, nadal trzymała za gardło. Czuło się, iż łapanie oddechu nie bez trudu przychodzi, tym samym miało się pewność, że tam jest. Serce jej wówczas poczęło odkrywać jeszcz jedno tempo bicia - według marszu nienawiści. Szaleju się najadła, mało komu to pójdzie na dobre.
Otworzyła pyszczydło, by znowu wypluć z siebie jakąś wypowiedź żrącą jak zajzajer, jedna w porę przełknęła nadchodzącą dawkę, ze szkodą ino dla samej siebie, bowiem jej gardło nie było przystosowane do tak niebezpiecznych substancji jak słowa o kwaśnym odczynie, takoż jej umysł, nawet jeżeli on z nimi miał częściej do czynienia. Może, wbrew temu, co na taki rozwój wskazywało, jej niefizyczny system czucia oraz myślenia abstrakcyjnego nie ulegał wypaczeniu tak szybko, aż w takim tempie nie ewoluowała w jednostkę aemocjonalną? Zdawać by się mogło, iż dochodziła do tego wniosku wystarczająco częst, coby mianować go malutkim dogmatem. Lecz nikt nie raczył jej tego uświadomić, zaś nieporadność iście szczenięca, sama nie dawała sobie z sprawami podobnej wagi rady. Niby taka księżniczka, co koniecznie potrzebuje, by ją jakiś rycerz z białym koniem pod sobą trzymał przy boku, piastował (tyle że pierw ją musi na tego rumaka wsadzić, ponieważ temu także nie podoła).
- Wśród tylu róźnych dróg przez życie każdy ma prawdo wybrać źle - zanuciła pod nosem, zapominając się - z pamięci uleciała obecność kogoś innego, uszło jej uwagi, iż to nieodpowiedni na tego typu reakcje wiek, usadniany albo starczym bzikiem, albo demencją, ewentualnie. Tylko do ilokrotnego złego wyboru ma się prawa? Przekorczyła to dotychczas? Niedługo trwała to słodkie nieistnienie, uderzenie serca czy dwa i - opamiętanie, które objawiło się energicznym zamruganiem razem z nerwowym ryciem pazurkami w podłożu. Wstała niechętnie, niestety z czystego lenistwa to wynikało, skoro już nie koiła jej bliskość starego przyjaciela. Dobrze byłoby się teraz za karę spoliczkować, ale narzucone przez anatomię ograniczenia chroniły od wyroku, spuściła tylko nos na kwintę i zmalała w jakis sposób w oczach, najpewniej i tak kuląc się jak przed ciosem, zginając łapy, by szukać bezpieczeństwa blisko ziemi.
- Nie myśl, zapomnij. Nie pomogłam ci, co? Ni w tej, ni w poprzedniej potrzebie. - Uciekł już w stronę horyzontu wzrok, kiedy to mówiła. Ciężko. Ciało sztywne, zbolałe, na duszy źle, zaś uszczypnięcie w ramię nie wybudzi z tego paskudnego snu, koszmaru, można rzec spokojnie, jako że spełnia chyba wszystkie wymagania gatunkowe.
- Pa, Taharaki. Nie powiem do zobaczenia, lepiej nie, prawda? - Wiedziała, że lepiej, toteż na odpowiedź nie czekała, skierowała siły, skonfederowała dla istotnego celu, napotykanego nam drodze raz po raz. Ucieczka. Komu w drogę - temu czas. Skierowała się tam, gdzie prowadził ją wzrok i wkrótce jej nie było. Brzydko tak odchodzić, zdawała sobie sprawę. Ale robiła gorsze rzeczy, i dziś, i w odległej przeszłości. Jak gdyby nic się nie zmieniło, ale wyszła starsza o kilka lat, zdaje się.

z. t.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
A Taharaki? Taharaki stał jak ciołek, kompletnie pogubiony we własnym jestestwie - co zaś mowa o kompletnym zagubieniu w emocjach, motywach i zachowaniach swej przyjaciółki? Czyżby nic nie było już takim, jak ongiś? Odchodziła, jakby nigdy nic, nie dając mu najmniejszej nawet szansy, coby podjął jakąkolwiek próbę wybronienia siebie. Stał, patrząc, jak znikała. Bezlitośnie, pozostawiwszy go tutaj samego. Dobra, może nie był taki w pełni sam - bo w końcu, jakby nie patrzyć, towarzyszyła mu cała masa emocji, z którymi czuł, iż przestaje sobie radzić; dodatkowo pałętały się wokół niego jakieś zbłąkane, niezbyt optymistyczne myśli, zawalając bezczelnie jego umysł, i tak już dostatecznie ograniczony w 'wolnej sferze'. Nie tak, wszystko nie tak! Zależało mu na tamtej istotce, dość - zdawałoby się - niezrównoważonej oraz może wręcz obłąkanej i szalonej; z tym, że nie jako na partnerce, lecz przyjaciółce. Powierniczce. Nie miał jej za złe, iż - jak to ujęła - nie pomogła "ni w tej, ni w poprzedniej potrzebie". Notabene to ona potrzebowała pomocy, a ten - jakże wszak egoistycznie! - zatruwał jej życie własnymi niepewnościami.
A Taharaki? Taharaki stał jak ciołek, odtwarzając w swej wyobraźni całą sytuację raz za razem, kolejny za kolejnym, następny za następnym. Przy każdej próbie rozgrywał w swych wyobrażeniach scenariusze rozmaite, niczym szachowy mistrz, próbujący nie tylko wykonać prowadzący do zwycięstwa ruch, lecz także przewidzieć zachowanie oponenta. Gdybanie wilka zdawało się nie mieć końca, ciągnąć w nieskończoność, każda kolejna próba goniła poprzedniczkę. Teraz, gdy nie było obok osoby Abbey, wynajdowanie coraz nowszych rozwiązań zdawało się przychodzić zdecydowanie łatwiej, niż w chwilach, kiedy czuł niemal jej oddech na własnym ciele, a jej zapach napawał jego ponadprzeciętny węch. Zupełnie, jakby obecność samicy zwyczajnie go rozpraszała, uniemożliwiała racjonalne myślenie. Jak mógł się zachować? Jak się zachował? Dlaczego postąpił w ten, a nie w inny sposób? Tak wiele pytani, zaś odpowiedzi znikąd. Niepewność ustawiała się w szeregu za wątpliwością, zaś nieopodal nich majaczyła niemal cała armia rozterek. Chociaż bowiem tak naprawdę nie był niczemu winien, czuł się zgoła inaczej, przekonany o tym, iż nikt nie zakochuje się ot, tak - na pstryknięcie palcem. Bo taki kaprys. Bo akurat ma się ochotę popłakać wieczorem do poduszki. Na pewno zawinił. Przeskrobał coś i jakoś karmił wilczycę złudnymi nadziejami, niemniej mimo najszczerszych prób nie był w stanie przypomnieć sobie, co tak naprawdę mogło przyczynić się do nieszczęścia kompanki.
A Taharaki? Taharaki stał jak ciołek, wlepiając tępe spojrzenie w stronę punktu, który niegdyś był Abbey, a teraz stanowił jeno skrawek wszechobecnej ciemności, uniemożliwiającej skutecznie wypatrzenie, gdzie tak naprawdę udała się wadera. Wadera bliska jego sercu - lecz nie w sposób, którego chciałaby ona sama. Niestety. Chociaż nigdy nie marzył o zbytnim powodzeniu u płci przeciwnej, tym samym nie zamierzając za panienkami się uganiać, o tyle łamał niewieście serca, bezczelnie i bezlitośnie, jedno za drugim, drugie za trzecim - chociaż najprawdopodobniej inaczej brzmieć to powinno, albowiem kolejność niejako została przez owe wymienienie naruszoną. W końcu to najpierw było pierwsze, dopiero potem drugie, a za nim - trzecie. Żegnaj, przesadna dokładności - witaj czysta swobodo pisania. Koniec syropku, naprawdę czuję się naćpana. Wiem już, dlaczego wielu artystów maści wszelakiej tworzyło "na haju".
A Taharaki? Taharaki stał jak ciołek, czując, jak narasta w nim rozpacz spowodowana koszmarnym poczuciem bezradności. Nie mógł nic zrobić - a myśl ta przytłaczała z każdą kolejną chwilą bardziej i bardziej, za kark w podłoże basiora owego wbijając. Bolało. Było nieprzyjemne. Jednocześnie zdawało się, jakoby było całkiem potrzebne i wręcz niezbędne. Pomogło przemyśleć kilka kwestii, istotniejszych niźli zdawało się dotąd staremu, gorzkniejącemu z wolna, weteranowi. Bo i nie bójmy się nieoficjalnie tak go nazywać - rangę doświadczonego wybrałam dlań jego dlatego, iż był dość dawno nieaktywnym, głupio zatem pchać go do grona zasłużonych weteranów. Dla samej userki zawsze będzie jedną z tych jednostek, które coś do watahy i w życie forum włożyły. Tak, czy inaczej jednak... gdzie byl teraz? Czuł, jakoby życie uciekało mu między palcami, przeciekając złośliwie szydząc jednocześnie z jego osoby. Doświadczenia ciążyły, trwając niezłomnie na barkach staruszka, który... który nie miał nawet nikogo, komu mógłby się wygadać, na dobrą sprawę. Jedynie Yumi się ostała, jednak po co jedyną zaprzyjaźnioną istotę zrażać własnymi ułomnościami, natury rozmaitej?
A Taharaki? Taharaki stał jak ciołek, zastanawiając się, dokąd zmierza jego życie. Do grobu - to oczywiste! Ale... czy po drodze minie się jeszcze nieco szczęścia? Zazna się znów przyjaźni? Spotka nowe jednostki, od których wiele może się nauczyć nawet taki stary wyga, jakim był on sam? Czy wszystko juz stracone? W końcu... W końcu wszyscy odchodzą, zostają po nich tylko słowa, jak swego czasu na blogu swoim napisał niejaki Kominek. Jakie słowa zostaną po nim? Czy poza przepełnionymi jadem, cynizmem, smutnymi oraz gorzkimi znajdzie się nieco miejsca na komplementy czy życzliwe uwagi?
A Taharaki? Taharaki ruszył przed siebie, z nisko zwieszonym, ciężkim od przemyśleń, łbem. Powłócząc lekko starymi łapami podążał... sam w zasadzie nie wiedział, dokąd. Kiedyś jeszcze odnajdzie Abbey. Nie może pozostawić po soibe żadnych niedomkniętych spraw, niedokończonych rozmów, niezamkniętych spotkań. Nie wiedział, jak wiele pozostało mu czasu - należało się spieszyć, bo w końcu każdy dzień może okazać się tym ostatnim.
Z drugiej strony... Czy na kryzys wieku średniego nie było dla Tahi'ego zbyt późno?


zt.  
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Nienawidził tego miejsca. Nienawidził tak mocno, jak niczego innego wcześniej, ani niczego innego później. Nazbyt wiele skojarzeń, raczej mało przyjemnych, jak chociażby ostatnie spotkanie Abbey. Zrozumiał, że stworzony jest jedynie po to, by ranić oraz krzywdzić. Zakołował ponad lokacją raz, zakołował drugi - zupełnie, jakoby wahając się, czy powinien tutaj wylądować. Zwykle kiedy pojawiał się w Miejscu dla Samotnych, coś szło 'nie tak'; tracił przyjaciół, ranił bliskich, krzywdził niewinnych. Niecelowo, zwykle. Czasami... czuł się nie do końca sobą, zupełnie, jakby kontrolę nad jego życiem przejmował jaki złośliwy diabeł, czort bezlitosny i w środkach sadystycznego upustu nieprzebierający. Uważnym wejrzenie omiótł otoczenie. Tak niewiele się zmieniło. Zupełnie, jakby czas stanął w miejscu - a wszelkie zło było tylko ułudą. Niewiele wartą gratką.
Stare kości zaczynały jednak domagać się odpoczynku, toteż zniżył lot, by przy następnym okrążaniu tego zakątka wylądować, bynajmniej nie lekko czy dbając o jakąkolwiek namiastkę elegancji w swych czynach. W zasadzie, szczerze powiedziawszy, z głuchym łoskotem spadł z nieba, uginając kończyny, co uratowało go przed połamaniem na wykałaczki kości łapsk. Amortyzacja, nawet jeśli względnie słaba i niedbała, niejednokrotnie pozwoliła ocalić mu zapyziałe życie, którego wcale nie lubił, a którego jednak zakończyć nie potrafił. Z dawna złożona obietnica, iże odnajdzie Carly i będzie jej cichym aniołem stróżem nie pozwalała zerwać z tym światem, aczkolwiek niejednokrotnie wizja skoczenia w przepaść, bez rozkładania skrzydeł, wydawała się tak atrakcyjną, iż pokonanie pokusy niemalże graniczyło z cudem.
Rozejrzał się po okolicy; nieco chyba zbyt gwałtownie, bowiem kręgi szyjne zdecydowanie się sprzeciwiły tak śmiałym poczynaniom, trzaskając wcale niecicho. Poruszył wargami, bezgłośnie przeklinając stawy, po których rozeszła się niedyskretna fala bólu, krótkotrwałego i ulotnego na całe szczęście. Chyba jeszcze trochę pożyje. Plasnął zadem na trawę, składając całkiem okazałe skrzydła.
Jak tam, świecie?
Wardress
Latająca Doświadczona Beta Nocy

Wardress


Female Liczba postów : 217
Wiek : 30

     
Ok kilkunastu dni Wardress śmiało i - mimo strzykających stawów - z uśmiechem na pysku odwiedzała różne, zapomniane zakątki tego ogromnego świata. Rzadko bywała w tym miejscu, zwłaszcza, że od dziecka towarzyszył jej Shadow, największa, szczera i odważna miłość. Kiedy już odszedł po raz trzeci nic nie było w stanie jej zwrócić zdrowia psychicznego oprócz samotności. Po tak długiej przerwie postanowiła, że odwiedzi każde miejsce tej krainy, choćby po to, by poznać ją na nowo. Nowe drzewa, młode krzewy, świeże kwiaty. Wszystko budziło się do życia za sprawą pory roku, ale także dzięki temu, że stary rozum wiele zapomniał przez te kilka lat. Rzadko używała skrzydeł, wolała chodzić, mając nadzieję, że takie cardio pomoże jej jeszcze trochę pożyć na tym łez padole. Wkroczyła do miejsca, gdzie zwykły przychodzić samotne wilki. Czy ona była samotna? Ponownie otaczały ją wilki Nocy, ale nie poznała jeszcze wielu z nich. Sercem chyba już zawsze pozostanie samotna, żaden z następców jej partnera nie był w stanie sprostać jej wymaganiom. Najpierw przyjaźń, długa, potem dopiero można iść krok dalej. Właściwie najbardziej cierpiała fizycznie - zero ciepła drugiego wilka, wyczyszczenia futra czy delikatnych muśnięć nosem od długich lat nie uczuła na swojej skórze. Teraz idealnie pasowała do tego ponurego miejsca. Rozprostowała skrzydła. Niedawna, mała rana na skrzydle już dawno się wygoiła. Z daleka majaczył jej ciemny kształt, ale nie odczuwała strachu. Już bardzo, bardzo długo.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
/ w pracy, na szybko.

Taharaki poruszył leniwie nozdrzami, kiedy jakaś nieznana mu dotąd woń podrażniła czułe receptory. Poza nim znajdował się tutaj ktoś jeszcze; ktoś na tyle zręczny oraz, zdawać by się mogło, zarazem na tyle delikatny, iż krok posiadał cichy, sprężysty, jakoby niełatwy do wyłapania. Dlatego nie tyle dźwięk stawianych łap, ile właśnie zapach Wardress, uświadomił starego wygę, iże nie jest tutaj jedyną żyjącą istotą. Niespiesznie odwrócił głowę, wszak w pewnym wieku pośpiech oraz brawura w nawet najprostszych czynnościach nie jest wskazaną, by zaraz dojrzeć jej jasną sylwetkę.
Tahaś nigdy nie należał do istot nader towarzyskich, a jednak - pomimo tej swoistej przywry, zaiste niejednemu przeszkadzającej - nigdy też nie mógł narzekać na odrzucenie. Niejednokrotnie usłyszał, że w jego słowach kryje się wiele mądrości, lecz wcale nie czuł się przez to sprytniejszym tudzież bardziej inteligentnym - prędzej komplementy tego typu przypominały mu o sporym bagażu doświadczeń, starości oraz niedołężności, która dla aktywnego ongiś tropiciela była stratą ogromną.
Nie drgnął ani na milimetr, jedynie niezgrabnie powracając do siadu, na wszelki wypadek, jakby basiora okazała się nie mieć nazbyt pozytywnych zamiarów. Życie nauczyło go tego, jak przewrotnym może okazać się los, zatem starał się minimalizować skutki nieroztropności czy braku uwagi nieco może przesadzoną nieufnością i ostrożnością. Skinął jedynie głową, zarówno w geście powitania, jak i akceptacji jej obecności w tym miejscu. Nie odrywał od niej wejrzenia żółtych, pozbawionych wyrazu, ślepi.
Wardress
Latająca Doświadczona Beta Nocy

Wardress


Female Liczba postów : 217
Wiek : 30

     
Dostrzegła z daleka ciut nieufne skinienie łbem. Tak czy siak nie obawiała się ze strony wilka żadnego, nietaktownego ruchu. Tym bardziej, że on już niedługo dowie się, z kim ma do czynienia. Pewnym siebie krokiem ruszyła przed siebie. Z każdą chwilą dystans pomiędzy nimi miał się ku końcowi. W momencie, w którym dzieliły ich już zaledwie dwa, góra trzy metry, wadera usiadła i bacznie przyglądała się wilkowi. - Oh, wreszcie trafiłam na kogoś, kto jest bliski memu wieku. - uśmiechnęła się lekko złośliwie. - Witam, jestem Wardress, darujmy sobie konwenanse. Beta watahy Nocy. - dodała po chwili już nieco mniej zjadliwie. Jej uwagę przykuły wilcze skrzydła, myślała, że takich wilków jak ona jest niewiele. A jednak. To już któraś Nocna istota, posiadająca ten dar, który kiedyś mocno ją wyróżniał spomiędzy braci i sióstr w watasze. Machnęła leniwie ogonem wciągając przy tym nosem piękną woń otaczających to miejsce kwiatów, które jeszcze niedawno budziły się do życia, a już wypuszczają przedostatnie pąki.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Podczas własnego betowania Nocą zdążył pojąć, jak niewiele dla młodszego od tej dwójki pokolenia oznaczają wysokie tytuły i rangi kierownicze. Dlatego sam nigdy nie żądał padania przed nim na pysk; podobnie nie zamierzal do przesady oddawać czci Wardress. Dobrze widzieć, że wataha nadal istnieje, choć od czasu jego "rządów" wiele wody upłynęło, wielu bylo po nim. Skinął raz jeszcze głową, siadając nieco wygodniej.
Wyrwał nieco suchej trawy, by na ziemi nanieść, dość ładnymi i względnie starannie naniesionymi, niemal prostymi literami jedno tylko słowo: TAHARAKI. Poruszył ospale lewym uchem, podnosząc spojrzenie znad gleby na jasny pyszczek wilczycy. Ostatnio Nocą dowodzili sami... hmm... dawno urodzeni. Nie był pewien, czy to dobrze; czy nie przydałoby się nieco świeżej krwi i nowego spojrzenia na kwestie organizacyjne.
Wardress
Latająca Doświadczona Beta Nocy

Wardress


Female Liczba postów : 217
Wiek : 30

     
- Miło mi Cię poznać. Dawno tu nie byłeś, prawda? Wszystko wygląda inaczej... - szepnęła zapatrując się w niebo i najbliższe, stare drzewa. - Naszych wiekowych braci już pewnie w większości pochłonęła ziemia. A my dalej się trzymamy. - uśmiechnęła się lekko po chwili widząc, że wilk wpatruje się w jej pyszczek. - Nie wiem o czym myślisz. Zdradź mi, na twoim pysku maluje się dziwny grymas. - dodała i machnęła spokojnie ogonem. Nie kojarzyła tego wilka - być może doszedł do watahy, kiedy ona zwariowała i odeszła? A może jednak był, tylko po cichu? Na uboczu? Widać pamięć płata często różne figle, spośród wielu lat życia wiele momentów już się zatraciło, odeszło w dosłowną niepamięć.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
/ w pracy, w biegu.

Taharaki pojawił się, o ile dobrze pamiętam, po zniknięciu Wardress. To było tyle lat, któż by spamiętał? W każdym jednak razie nie kojarzył jej, jednak na starość pamięć już nie ta, więc nie byłby tak śmiały, by stanowczo zawyrokować, iże się nigdy nie spotkali. Czuł, że są sobie całkowicie obcymi, niemniej jednak wiedział już, jak złudnymi czasami potrafią być przeczucia i intuicja.
Słuchał uważnie jej słów. Jako osobnik pozbawiony języka w gębie (dosłownie, bynajmniej nie w przenośni) nie miał nazbyt wielkiego pola do popisu w ramach odpowiedzi. Znaczy... miał, owszem - ale nie korzystał z niego nazbyt często i nie w przypadku tak sobie obcych jednostek. Uniósł zatem krańce pyska w krzywym półuśmiechu, reagując kolejno na pytania skinieniami czy kręceniem głową, w czasie, gdy zapytania te padały:
TAK, dawno tu nie był,
NIE, nie wszystko wygląda inaczej - pewne kwestie się nie zmieniły odkąd był tu ostatnio,
TAK, prawdopodobnie przynajmniej część znajomych nie stąpa po tym padole.
Kiedy spytała o wyraz pyska, ten mimowolnie uległ pewnej zmianie: uśmiech się poszerzył, nabrał jednak nieco ironicznego, prześmiewczego wyrazu. Gdyby sam wiedział, co siedzi mu w głowie... Niepewnie rozchylił pysk, pochylając głowę w taki sposób, coby wilczyca mogła ujrzeć wybrakowanie w kwestii aparatu mowy emerytowanego tropiciela.
Wardress
Latająca Doświadczona Beta Nocy

Wardress


Female Liczba postów : 217
Wiek : 30

     
- To dość... Niespotykane. No cóż, w takim razie na pewno jesteś dobrym słuchaczem. - uśmiechnęła się. Widać, że wilki z tych terenów przeszły swego czasu niemałe piekło. Jeden z metalową łapą, jeden bez języka... Położyła się obok wilka. Po przeładowaniu w głowie wszystkich jego skinień i zaprzeczeń nasunęło jej się kilka dodatkowych pytań, ale postanowiła, że nie będzie go na razie męczyć. Ale tego sobie nie mogła darować. - Możesz normalnie polować? - zapytała. To jasne, że kłami można dalej rozerwać i żuć, ale czy sam język nie jest do tego równie potrzebny? Kto wie, może to wilk, który zrezygnował z mięsa na rzecz miękkich roślin? Właściwie pytanie było dziwnie naszpikowane tonem nadopiekuńczości i potrzeby wyładowania na kimś swoich niespełnionych ambicji kochającej (i kochanej) matki. Gdyby ten wilk faktycznie miał z tym problem, gotowa była upolować mu cokolwiek, co nadawałoby się do jedzenia.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
/ Na szybko w pracy, przepraszam, wczoraj miałam zakręcony dzień :C

Mimowolnie uniósł prawy kraniec pyska, kiedy samica w tak lekki sposób wypowiedziała się na temat jego ułomności. Sam nauczył się z tym żyć, miał na to w końcu sporo czasu. Poza tym w tej uwadze krył się - poniekąd! - komplement. Fakt, był dobrym słuchaczem. W zasadzie był nim jeszcze zanim utracił ozór. Odkąd tylko pamięć sięga, wolał słuchać, niźli opowiadać. Teraz przynajmniej miał bezsprzeczny argument za tym, by milczeć.
Skinął łbem. Dawał sobie radę. Jeśli którakolwiek z kości nazbyt mocno się odznaczała i sterczała bardziej, niźli powinna - winna była nie dieta, lecz wiek basiora. Choć, faktycznie, brak języka zdecydowanie miał swoje wady, jak chociażby brak poczucia smaku. Ongiś, jako Dowódca Tropicieli, oznaczał się ponadprzeciętnym węchem. Dzisiaj jednak wszelkie zmysły były przytępione, w tym i ten niegdyś 'ponad przeciętnej'. Poruszył leniwie uchem.
Czy mógł jej zaufać? Była betą. Powinien darzyć ją nie tylko samym szacunkiem, lecz i zaufaniem. Jednak, odkąd pamięć sięga, Taharaki nie przebierał w emocjach, trzymając ich namiastki w sobie. Nie ufał i nie wymagał zaufania od innych. A mimo tego, jakimś niezrozumiałym dla niego sposobem, darzono go nie tylko sympatią, ale i niejeden gotów był powierzyć swoje życie w jego łapy.
Wardress
Latająca Doświadczona Beta Nocy

Wardress


Female Liczba postów : 217
Wiek : 30

     
- To dobrze. Swoją drogą, czasem milczenie jest cenniejsze niż słowo. Przynajmniej mam pewność, że nie wygadasz moich tajemnic. Oczywiście, gdybym Ci jakieś powierzyła. - powiedziała początkowo z lekkim, mało zauważalnym grymasem (bo przecież nie mogła się nim "zaopiekować"), ale pod koniec już na jej pysku górował uśmiech i wyrwało się drobne parsknięcie śmiechem. Przyglądała się wilkowi. Brnęła przez wspomnienia sprzed i po odejściu z watahy, próbowała sobie przypomnieć czy zna tego wilka. Ta myśl wciąż nie dawała jej spokoju. - Szkoda, że w grę nie wchodzi zapytanie Cię o Twoją historię, czy przeszłość. Strasznie dużo patyków musiałbyś poukładać, żebym cokolwiek zrozumiała. Ale to nic. Twoje ślepia mówią mi bardzo dużo. - dodała pogodnie przerzucając wzrok na niebo. Poruszyła się delikatnie i wyprostowała skrzydła ostrożnie, by nie dźgnąć wilka w bok.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Westchnął krótko. Postanowił zaryzykować.
- W zasadzie jest sposób, w jaki mogę się porozumiewać - odezwał się nagle w umyśle Wardress za pomocą zdolności telepatycznych, z którymi z wiadomych powodów się nie obnosił. Dar ten stanowił pewną rekompensatę za poniesione straty fizyczne, bo moralnych wynagrodzić nie sposób. Jednak była to zarazem najpilniej strzeżona tajemnica byłego Tropiciela, Dowódcy, Bety. Chyba alfować nie miał okazji, aczkolwiek nie jestem też w pełni pewna. Tak czy inaczej sam z władz kojarzył chyba tylko Atritę i być może pobieżnie Xytheriana. Kawał dobrej historii. Oblizałby właśnie pysk, bo userka ma w zwyczaju tego typu czynności wplatać w posty i doprawdy z niemałym trudem przychodzi jej przypominanie sobie o defekcie ulubionej przed laty postaci. Jedynej, która jest ze mną tyle czasu. Ale, do rzeczy!
Spojrzał łagodnie na samicę. Spotykał się z paniką i fascynacją. Nieobce były mu strach przed nieznanym, niecodziennym - jak i niezdrowe zainteresowanie. Nie był pewien, jak zareaguje wilczyca. Najpewniej z racji wieku wiele już widziała, jednak czy spotkała się z telepatycznymi odpałami? Spokojnie, nie grzebał w umyśle i nie czytał w myślach. Potrafił jedynie przekazywać własne słowa, decydując, czy 'słyszeć' je ma tylko jeden wybraniec, czy raczej całe zebrane towarzystwo. Był odmieńcem. Jednak dawno już przestało mu to przeszkadzać. Nie przestało jednak innym wilkom.
- Jednak rzadko z tego korzystam - dodał ciepłym barytonem, dokładnie tym samym, którym posługiwał się jeszcze przed felernym wypadkiem, w którym utracił dar mowy.
Wardress
Latająca Doświadczona Beta Nocy

Wardress


Female Liczba postów : 217
Wiek : 30

     
Na dźwięk głosu w swojej głowie lekko się wzdrygnęła. Nie spotkała się nigdy z taką... Umiejętnością, ale była to cecha na tyle nieszkodliwa, że jednak Ward dała radę utrzymać emocje na wodzy. Cóż, spotykała wilki z głęboko zakorzenionymi psychozami, sama przechodziła kiedyś... Takie niewielkie załamanie nerwowe, napady szału i inne bzdety, które z powodzeniem wymazała z pamięci. - Bardzo ciekawe. Podoba mi się. Możesz siać strach w umysłach nieświadomych wrogów. - powiedziała spokojnie odwracając łeb w stronę wilka. Zafascynował ją i to dość mocno. - Widzisz mój przyjacielu, każdy z Nas ma pewne możliwości, zdolności. Widzę, że posiadasz także zdolność latania. Byłbyś ciekawą... Wybacz prostotę tego określenia, bronią. Słowa mogą ranić, a takie przesłane wprost do umysłu mogą spowodować silny strach przed samym sobą. Zwłaszcza, jeśli jesteś niewidoczny z poziomu ziemi. - uśmiechnęła się lekko i oblizała pysk, cóż, userka ma świadomość, że jej wilczyca coś takiego wykonać może, ale nie potrafi odpowiedzieć w myślach, co jest niesamowite. Wadera złożyła pysk na łapach i machnęła leniwie ogonem. - Tutaj przychodzą samotne wilki celem odnalezienia miłości swojego życia. - rzuciła od niechcenia wbijając wzrok w najbliższą, młodą sosenkę, rosnącą kilka metrów od nich.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
/ na szybko, w pracy. Przepraszam :C

Uśmiechnął się krzywo, unosząc jedynie lewy kraniec pyska. Pewne nawyki nie przemijają nigdy, choć był czas, kiedy Taharaki - szczęśliwy u boku ukochanej Carls - był w stanie wykonać podobny gest, jednak w o wiele ładniejszy, bardziej wprawny sposób. Potem wszystko spieprzył.
- Jakieś pięć lat temu może i owszem. W obecnym stanie prędzej bym się rozpadł narażając Noc na pośmiewisko, niźli budził strach, szacunek czy poważanie - wyznał oschle, bez cienia smutku czy nostalgii. Dawno temu uchodził za mistrza duszenia emocji w sobie, na drodze wielu lat ćwiczeń i treningów zaś doszedł niemalże do perfekcji. Choć więc pewien smutek i nostalgia wdarły się do jego jestestwa, o tyle zewnętrznego świata nie ujrzały w żadnym nierozważnym geście.
- Cóż, nie zawsze działa to w tym kierunku - skomentował uwagę wadery na temat specyfiki miejsca, w którym się znajdowali. - Ostatnim razem kiedy tu byłem utraciłem przyjaciółkę, jedną z bardzo nielicznych, które się ostały - wyjaśnił. Stał się wtedy jeszcze bardziej samotnym, zakładając, iż takowy stan rzeczy w ogóle miał prawo bytu.
Sponsored content