Berendar

Berendar
Dojrzewający



Male Liczba postów : 141
Wiek : 30
Skąd : Dobczyce

     http://www.marian021093.deviantart.com
Imię: Berendar

Rasa: Wilk

Wiek: Dojrzewający, liczy już 3 lata

Orientacja: Heteroseksualna

Ranga: Dojrzewający

Historia: Berendar, tak nazwali go rodzice był jedynym samczykiem z całego potomstwa Haya i Castello. Hay był jednym z głównych myśliwych stada, był to czarny wilk z białym kolorem futra pod gardłem i przednią prawą białą łapą. Jego bystre oczy koloru niebieskiego widziały już wiele ofiar, które osobiście upolował. Był on stanowczy, gdy podjął decyzję, całą duszą oddawał się sprawie, rzadko kiedy rezygnował i nie dopuszczał tych myśli do siebie. Castello była pewnym przeciwieństwem, nigdy nie stawiała żadnej sytuacji ponad własne czy partnera zdrowie i życie. Była opiekuńcza i zawsze widziała dwie drogi wyjścia z danego problemu. Jasnobrązowe umaszczenie Castelli nie posiadało żadnych znaków szczególnych, a jej piwne oczy emanowały spokojem, tak jak zawsze.  Nie lubiła polować, w tym akurat była słaba, ale za to potrafiła bardzo dobrze opiekować się szczeniętami, na początku nie miała swoich, robiła za opiekunkę patrząc czy któreś młode pozostałych członków stada nie oddala się za bardzo. Sama jednak chciała w głębi duszy mieć własne pociechy. W końcu przyszedł ten czas, że Hay został jej partnerem. Ale to inna historia. Minęło trochę czasu i w pierwszej kolejności na świat przyszła Leya i Drana. Leya była jak matka, opiekuńcza a także zaradna. Także futro odziedziczyła po matce, a oczy po ojcu. Gdzie niegdzie miała białe wstawki na całej powierzchni futra. Była bardzo spokojna i zawsze trzymała się matki, nie zapominając o swojej siostrze. Ach tak, Drana małe diable, oj ona potrafiła dopiero zaleźć za skórę. Była zanadto żywa, cała czarna, beż żadnych znaków szczególnych jakie miał ojciec i piwne oczy. Lubiła strasznie biegać i gonić wszystko co małe i żywe, do głównych jej zabaw było przewracanie swojej siostry i walka z nią. Czasem się zdarzyło, że ojca za ogon łapała swoim pyszczkiem, ale on nic z tego sobie nie robił, był dumny z córek lecz nie przesiadywał bardzo długo z nimi. Często pilnował stada, wychodził na polowania z pozostałymi, ale gdy wracał, cóż za radość była pobawić się z pociechami. Castello nie sądziła, że będzie z niego nie tylko wspaniały ojciec, ale i partner na resztę życia.
Czas mijał… Aż w końcu pojawiła się kolejna dwójka, Saya i Berendar. Kolejna córka i pierwszy syn. Ciemnobrązowe futro Sayi powstało z wymieszania umaszczenia matki i ojca, tak samo jak u Berendara, oboje mieli piwne oczy, ale malec posiadał krawatkę jak ojciec i „skarpetkę” na tej samej nodze. Miał też wyróżniające go liczne białe wstawki na futrze, głównie nad oczami, wzdłuż grzbietu i na ogonie. Saya zawsze podążała za ojcem, ale czuła starsza siostra i matka, zawsze łapały ją w porę za kark i zanosiły na swoje miejsce. Z Berendarem sprawa wyglądała inaczej. Od małego dawał nieźle się we znaki, ciągle się gdzieś gubił, błądząc za motylem czy innymi latającymi owadami, które pociągały go swoim pięknem. Trudno przecież upilnować trójkę, oczywiście Leyi się nie liczy, gdyż ta zawsze swoje miejsce miała przy matce. Dlaczego jednak malec interesował się zanadto takimi drobiazgami? Cóż, każde szczenię jest ciekawe, ale on był bardziej niż którekolwiek. Cechowała go nieprzeciętna ciekawość, o wszystko pytał się każdego w stadzie, wszystko chciał wiedzieć. Ba, niektórzy mając już dość odpowiadania na setki, jak nie tysiące pytań, potrafili malca pogonić, by następnie śmiać się co to się Hay’owi trafiło, jego syn potrafiłby kogoś zagadać na śmierć i bezwzględnie każdy członek stada musiał się z tym zgodzić. Berendar uwielbiał przyrodę, kochał ją tak samo jak rodziców, mimo że wiedział, że aby przeżyć trzeba zabić, wiedział, że trzeba oddać jej szacunek. Dlaczego o tym należy wspominać? Jedno z jego pytań do jego matki brzmiało:
„Czemu musimy zabijać? Przecież to tak samo zasługuje na życie jak ja czy Ty mamo.”
Nie mógł tego zrozumieć, był na razie młody. Gdy tylko podrósł i miał już rok, razem z rodzeństwem mógł się oddalać, byle nie za daleko. Berendar  jednak często oddalał się od pozostałych i gubił, trzeba jednak przyznać, że był całkiem dobrym obserwatorem. Mimo, że gubienie się było znakiem rozpoznaczym młodego wilka to dużo szczegółów potrafił zapamiętać kiedy to on sam był szukany, wiedział gdzie co rośnie a nawet znał miejsca przebywania poszczególnych gatunków zwierząt, mimo że było ich tu niewiele. Wszystkim dzielił się ze stadem, każdą informacją i ciekawostką, co nie zostało pominięte przez Kardoha. Był to przywódca całego stada, a także dobry przyjaciel ojca Berendara. W końcu doszło do tego, że Kardoh postanowił porozmawiać z Hayiem.
W nocy Berendara obudziło trącenie w kark, otworzył oczy i ujrzał ojca, który gestykulował głową by za nim poszedł, chciał z nim porozmawiać, póki noc trwała a reszta rodziny smacznie spała. Poszli na skałę na skraju lasu, skąd widok był przepiękny, nawet w świetle księżyca. W oddali było widać pola, a na nich wysokie trawy smagane lekkim wiaterkiem uginając je. Za to góry, chyba były najpiękniejsze, majestatyczne i sięgały, aż po obłoki. Chwile tak Berendar kontemplował, aż w końcu ojciec zaczął. Nie chciał ograniczać syna, ale dla bezpieczeństwa jego i całego stada miał zostać w obozie i nigdzie się nie oddalać.
Minęło zaledwie kilka dni, Berendar miał dość, tylko siedział i nasłuchiwał co się dzieje wokół. Leże całego stada mieściło się w lesie w niewielkim zagłębieniu, gdzie groty, robiły za domy. Kawał dalej były mokradła, które były niebezpieczne. Mówiło się o śmierci kilku dawnych członków, gdy próbowali dostać się tam, gdzie najczęściej przechadzały się jelenie. Głównym pożywieniem stały się zające, których nie brakowało, a czasem jakaś kura też się trafiła. Pół dnia drogi z centrum leża dokładnie w kierunku południowym, była spora wioska ludzi, mieli tyle kur, że raczej nie zauważyli jak tygodniowo dwie lub trzy znikną. Berendar czuł się samotny, matka nie wiedziała co już robić, nawet ojciec nic na to nie poradził. Siostry już wybrały, a on jak ten kołek wbity po środku pola. Już miał dwa lata, a mimo to tak bardzo odczuwał samotność.
Nadchodziły smutne dla niego czasy, wilki w jego wieku powoli szukały partnerów, co prawda sam miał na oku pewną wilczycę. Ale jego starania sczezły, chciał przynieść dorodną kokoszkę z wioski ludzkiej, w nocy udawał się na zwiad i tak co dwa dni, obserwował kiedy by nadażyła się najlepsza okazja by pochwycić, tą najdorodniejszą. Nie zapominał, że nad ranem gdy pierwsze promyki słońca przebiją się korony drzew, musi wrócić, gdyż kara obowiązywała go nadal.
Nadszedł w końcu ten dzień, idealny. Powoli, po cichu przemieszczał się w stronę wybiegu kur, przeskoczył przez ogrodzenie. W chatach nic się już nie paliło, tak jak zauważył, wtedy ludzie spali. Ale nie mógł wieczności tutaj spędzić. Zobaczył budynki gdzie, jak wywnioskował, znajdowały się kury, próbował się tam dostać, w końcu jednak postanowił podkopać się trochę i takim sposobem, utorował sobie całkiem niezłą drogę do swojego celu. Rozglądając się po całym budynku, które ludzie zwali kurnikiem znalazł kilka sztuk dorodnych. Pochwycił jedną, ale cisza została przerwana, podniósł się jazgot, który na pewno ludzie mogli usłyszeć, czym prędzej ruszył do ucieczki, tą samą drogą którą się dostał. Gdy był blisko ogrodzenia usłyszał, jak ktoś biegnie w stronę kurnika i krzycząc „Wilk” gdy w końcu zauważyli go, przeskakującego ponad ogrodzeniem. Za sobą usłyszał, coś jak grom i za chwile coś uderzyło w drzewo zagłębiając się w nie. Przestraszył się, bo to coś przeleciało tuż nad głową. Berendar zmierzał w stronę swojego rodzinnego domu. Praktycznie wrócił porankiem, ale oczywiście jego zdobycz nie zdobyła uznania wybranki, z resztą ona już uzyskała coś lepszego od innego. Smutny z opuszczonym łbem zaniósł kurę do domu. Oczywiście nie obyło się bez utarczki z ojcem, ale on sam zdał sobie sprawę o co chodziło i poszło to zaraz w niepamięć. Jedyne co martwiło samych rodziców, to stan ich syna. Był samotny… Załamał się, a kurę oddał matce bo z obecnym samopoczuciem to raczej ona to lepiej spożytkuje aniżeli on sam. Po tym wydarzeniu jedyny syn Haya nie jadł prawie nic przez tydzień. W końcu zajęła się tym Leya, która uzgadniając ze stadem postanowiła zabrać brata na wyprawę, co by mu to miało poprawić humor. Rodzice wyrazili zgodę, a reszta stada w większości się zgodziła.
Podczas wyprawy Berendar milczał, a Leya starała się podnieść go na duchu. Oczywiście próbowała wmówić, że wybranka nie była warta tego co czuł Berendar. On sam zapytał się, czy wszystko u niej gra, czy z jej wybrańcem się układa. Nie usłyszał zaprzeczenia, ale jakie zadowolenie mógł rozpoznać w głosie siostry, która tyle czasu mu poświęcała, gdy ten był zaledwie szczenięciem. Kiedy on się gubił, większość ze stada go szukała, głównie myśliwi, ojciec no i Leya w własnej osobie. Doskonale po którymś takim razie, wiedziała, w których miejscach może go znaleźć. W końcu brat to gaduła i o wszystkim opowiadał, ale w samym natłoku rozmów siostra wyłapywała poszczególne charakterystyczne miejsca i w swojej głowie miała mapę z obszarem, gdzie on może się znajdować. I tak wędrowali przez las, aż trzeba było zrobić przerwę, Leya udała się na chwilę po coś do zjedzenia, a Berendar czekał na nią cierpliwie. Minęło może kilka minut, jak siostra wróciła z zającem w pysku. Pożywili się i ruszyli przed siebie dalej, między nimi nie wywiązała się dalsza rozmowa, brat nie wykazywał chęci, by na cokolwiek odpowiadać lub zainicjować. Zbliżało się późne popołudnie, co było znakiem by czas wracać. Jak zauważył, trasa wyprawy to nic innego jak zatoczony okrąg wokół leża, ostatnim etapem było przejście obok wioski, skąd Berendar przyniósł kurę. Oczywiście musieli uważać, gdyż ludzie boją się i w efekcie mogą zostać przez nich zaatakowani. W końcu wilki zauważone blisko wioski uznawane były za niebezpieczeństwo dla zwierząt gospodarczych.  Im bliżej leża, tym większy niepokój czuła Leya. W pewnym momencie usłyszała trzask, a Berendar nawet uwagi nie zwrócił. Coś było w lesie, gdy tylko siostra zwróciła na to bratu uwagę, zaraz ten wziął się za siebie i przestał rozmyślać nad niedoszłą wybranką serca, myśl ta jakże trapiła ciągle jego biedne serce.
Jakieś głosy wydobywały się z okolic leża. Gdy tylko oboje się zbliżyli, zobaczyli grupę ludzi zmierzającą w stronę ich bliskich. Czym prędzej pobiegli by zaalarmować wszystkich. Nie było już tu bezpiecznie. Gdy tylko dotarli, na szczęście przed ludźmi, oznajmili wszystkim o sytuacji i postanowili poszukać innego, lepszego miejsca. Trzeba było brać szczenięta za kark, bo same nie były by zdolne do ucieczki. Berendar nadstawił uszy i usłyszał pisk, pojedynczego szczeniaka który, został sam, od razu pochwycił go i już biegł z nim za resztą, gdy nagle usłyszał znajomy głos i dźwięk wbijanego dziwnego przedmiotu w drzewo. Nie było wygodnie biegnąc ze szczeniakiem, ale nie mógł go tak zostawić. Wszystko by poszło jak należy, ale coś go nagle odepchnęło. To była jego siostra Leya, kazała mu biegnąć jak najszybciej się da. Ona sama zwróciła uwagę na siebie i odciągnęła resztę, by brat mógł bezpiecznie uciec z młodym.
Minęło trochę czasu, zanim dołączył do pozostałych, matka młodego oczywiście się odnalazła. A Berendar padł na ziemie i strasznie sapał z wycieńczenia. Z wystającym językiem, oddychał bardzo szybko, by ochłodzić się. Ale zmartwił się, bo nie widział siostry. Ta po chwili pojawiła się, ale szła jakoś dziwnie, co zwróciło uwagę brata, który powiadomił resztę stada o jej przybyciu. Jednak Leya nie uszła daleko i padła na ściółkę leśną, aż kilka liści się podniosło w powietrze. Przerażenie pojawiło się w sercu Berendara, podbiegł do nie i trącając pyskiem usiłował podnieść siostrę. Zobaczył tylko strugę krwi, wydobywającą się z jej boku. Siostra tylko spytała, czy szczenię odnalazło matkę. Brat zapewnił ją, kiwnięciem głowy.
„Co Ci jest Leya? Proszę wstań…” – wypowiedział Berendar
„Braciszku, czas się pożegnać. Dobrze się spisałeś… Ja już niedługo odejdę do przodków. Mam nadzieję, że znajdziesz to szczęście, którego tak bardzo pragniesz… *ciężki oddech*… doświadczyć. Nie zapominaj o mnie, jeszcze niedawno musiałam Cię przyprowadzać, bo wiecznie się gubiłeś. Czas na mnie…” – te słowa Leyi były ostatnimi.
Leya odeszła, a brat położył łeb na jej szyi. Wszyscy którzy to widzieli zaraz przepełnili się smutkiem, zwłaszcza rodzice i rodzeństwo. Jednak najbardziej odczuł to Berendar, który przez 3 dni leżał tak. Próbowali go odciągnąć, ale on uparty leżał tak cały czas. Nie zdawał sobie sprawy, że ciepło jego ciała, nie wróci życia siostrze.
Matka podeszła do syna –„Berendarze, choć. Ona odeszła do innego świata. Tam gdzie nasi przodkowie”- Berendar musnął nosem ostatni raz pysk swojej siostry i ze spuszczoną głową poszedł z matką.
Od tego czasu Berendar zamilkł. Nic już się nie odzywał, a wszyscy patrzyli na niego, jakby to była jego wina, a szczególnie tak uważał partner Leyi, z którym miał starcie. Został przez niego poturbowany, a on sam nie zdecydował się walczyć, tak jakby chciał umrzeć. Z pomocą przyszedł Hay i Kardoh, odgonili napastnika, mimo to Berendar nie chciał się podnieść. Ojciec prosił go, ale to nic nie skutkowało. Gdy tylko przeszedł na drugą stronę popatrz synowi w oczy zobaczył lejące się łzy po pysku dorastającego wilka. I tak w dwójkę, Kardoh i Hay próbowali przemówić mu do rozumu. Berendar wstał, ale na ich prośby, by żył dalej, pomagał i przestał się użalać i obwiniać odpowiedział
„Lepiej będzie jak odejdę ze stada. Wybaczcie… Ojcze to z mojej winy się stało, gdybym był uważny, ludzka broń, nie dosięgneła by Leyi. Nie mogę żyć już z wami. Wszyscy patrzą na mnie, jak na zarazę niosącą śmierć. Wybacz…” – opuścił łeb nisko, dalej wylewając łzy. Ojciec swoim pyskiem podniósł jego głowę…
Hay i Kardoh postanowili, Berendar może opuścić stado. Ale już nie mógł się zbliżać, ze względu na Varoka, partnera Leyi który obwiniał Berenadra za jej śmierć. Dla jego dobra musiał się trzymać z dala, ojciec dobrze wiedział, że syn nie jest zdolny walczyć. Berendar stał się samotnikiem, a między młodymi wilkami w stadzie powstała przestroga…
Tak Berendar teraz otrzymał przydomek Niosący Śmierć…
Co się z nim stało? Już minął rok, zatem teraz liczyłby 3 lata… Ponoć odkrył jak przejść przez pobliskie mokradła za którymi nikt jeszcze nie był, a gdzie on znalazł swoje leże. Mówi się o jaskini na mokradłach bądź za nimi. Ale nikt oprócz samego Berendara nikt o tym nie wie, gdzie on sam przebywa…

Charakter: Od chwili tragedii Berendar stał się samotnikiem. Boi się zawierać nowe znajomości, ze względu na to, że uważa siebie za zwiastun śmierci. Stąd też, jest indywidualistą do pewnego stopnia, a czy byłby w stanie należeć do jakiegoś stada? To czas pokaże. Jego inteligencja jest nie przeciętna, a raczej nawet na dobrym poziomie, dzięki licznym wyprawom jakie odbywa i obserwacjom nabiera niezbędnej wiedzy o terenach, roślinach, zagrożeniach i innych tematach. Stał się małomówny, aby z nim się dogadać, trzeba się natrudzić i przekonać do siebie. Stał się w stosunku do świata nieufny i dwa razy myśli za nim coś zrobi.

Ekwipunek: 50 kości

Coś więcej: Ciemnobrązowe futro i liczne znaki rozpoznawcze jak biała krawatka na szyi, łapa  i liczne białe wstawki wzdłuż grzbietu i na ogonie oraz nad oczami to znak rozpoznawczy. Jego piwne oczy widziały tragedię, przez którą stał się małomówny.

Atrybut: Wiedza
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Okej, wszystko ładnie i sprawnie. Życzę ci miłej gry i licznych przyjemnych chwil spędzonych w naszym gronie!

A K C E P T U J Ę !