"Piwna Nuta"

Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Karaoke? Czy ktoś powiedział karaoke? Automatycznie wręcz poruszyła ogonem ze szczęścia. Uśmiech na jej pyszczku stał się jeszcze szerszy, o ile to w ogóle możliwe. Zachichotała cicho.
Też lubisz śpiewać? — pytanie zadała bardzo milusińskim głosem.
Post nie będzie długi ze względu na czas i na brak weny. No i dziwaczną klawiaturę. Właścicielka Baranka pisze z pracowni informatycznej, gdyby ktoś pytał. No więc Maro patrzyła błyszczącymi z radości ślepkami na Mortiego.
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Karmelomortimer uśmiechnął się lekko.
- A kto nie lubi? Chociaż talentu raczej nie mam.
Nie wiedział, czy ma. Nie sprawdzał jak dotąd. Cała jego wiedza o muzyce streszczała się do "możliwe, że lubię.". A na tym daleko nie zajedzie... Kosteczki przyjemnie brzęczą w kieszeni, czemu ich nie wydać?
Zjadł i wpił wszystko, co mu tam zostało, o ile zostało. Nie pamiętam i nie mam siły sprawdzać.
Wstał, po czym podał wilczycy łapkę.
- Pani pozwoli?
Bo i co mu szkodzi?
Na muzyce się nie znał, ale coś mu mówiło, że znał się na waderach. A ta tutaj wyraźnie byłaby zachwycona propozycją wspólnego odśpiewania jednej, czy dwóch piosenek.
Lubił ją. Nie wiedział, czy może jej zaufać, ale na pewno ją lubił.
Z resztą... Komu w tych niespokojnych czasach mógł zaufać?
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Zamrugała ślepkami zaskoczona. Nigdy nikt nie proponował jej wspólnego śpiewu. Nie była pewna co do tego wszystkiego. Niby lokal był pusty, więc raczej nie zbłaźni się przed nikim... Tylko Mortimer i Alastair. Mimo wszystko, chwyciła jego łapę.
Pozwolę. Z wielką chęcią. Troszeczkę się tylko stresuję, choć publiczności brak... Ale tak mam zawsze, luzik. No to... ten... idziemy? — zaśmiała się cichutko, a nawet i nerwowo.
Jeżeli on ruszy w stronę sprzętu do karaoke, to i ona popędzi za nim.
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
- Nawet jeśli ci nie wyjdzie, zawsze będziesz lepsza ode mnie. - stwierdził ze śmiechem.
Następnie podszedł do lady.
- Można prosić o odpalenie karaoke?
Po przetrzepaniu cennika userka stwierdziła, że najwyraźniej karaoke jest za darmo. I dobrze, bo Morti ciut za mało jest do swoich kosteczek przywiązany. A na polowanie nie ma szans, bo szlabany... Nie ma kiedy i jak pisać.
Smutne. Jak to rodzice potrafią wszystko rozwalić. Zanim się wtrącili były oceny, był czas na spanie, starczało kieszonkowego na jedzenie. A teraz? Trzeba zarywać noce i wykradać telefon, żeby ogarnąć odpisy. Lapek tylko, gdy ich nie ma. Jedzenie? Jakie jedzenie? Trzeba opłacić internet w telefonie, trzeba opłacić sms-y. Oceny się sypią i nic w tym dziwnego - gdy się nie śpi trudno cokolwiek umieć na sprawdzian. I jak tu zachować dobry nastrój?
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Niestety Marano przypomniało się, że ma do załatwienia coś mega pilnego. Westchnęła cicho.
Wybacz, Morti, ale muszę coś bardzo pilnego załatwić. Spotkamy się jeszcze kiedyś, możesz mnie też odwiedzić w watasze ognia. Zawsze chętnie pogadam. No to... dzięki za miło spędzony czas. — uśmiechnęła się i delikatnie cmoknęła basiora w policzek.
Szybko wyszła z lokalu, żegnając jeszcze barmana z obsesją na punkcie czyszczenia kufli. Śpieszyła się na wyprawę!

z.t.
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Ach! Wybaczcie, proszę, nieobecność. Zbierałam się psychicznie po wybuchu gazu w sąsiednim bloku. Może nie dotyczyło to bezpośrednio mnie, ale jednak... każdy trzask wywoływał strach - a i wena się ulotniła. Teraz, gdy rodziny powoli zaczynają otrzymywać mieszkania zastępcze, powoli wracam do normy.
Alastair już sięgnął za ladę po mikrofony, uśmiechając lekko, kiedy nagle klientka oznajmiła, iż wychodzi. Odprowadził ją spojrzeniem i skinął nisko łbem, zaraz jednak powracając uwagą do Wietrznego, pytająco spoglądając to na niego, to zaś na dwa piękne, wypieszczone i nierozpadające się (w odróżnieniu od tych, którymi posługiwała się w 'swoim' barze sama userka swego czasu - posklejane taśmą też w sumie prezentowały się interesująco) mikrofony. Karaoke aktualne?
- Proszę źle mnie nie zrozumieć, ale... reflektuje Pan nadal, czy bez koleżanki już nie chce Pan się bawić? - spytał. Z własnego bowiem doświadczenia wiedział, iż czasem, kiedy kobieta zrezygnuje, facet odetchnie z ulgą, że nie musi robić z siebie błazna po to jeno, by ta się dobrze bawiła. By się jej przypodobać. By zdobyć jej zainteresowanie swoją osobą.
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Pokręcił łbem.
- Nie, dzięki. Poproszę jakiegoś drinka raczej.
Jakiego? Zdawał się na barmana.
Siedem kostek spoczęło na ladzie. Wygląda na to, że Morti będzie tu bardzo lubiany... Nie żałuje kostek. A userce nie chce się patrzeć w cennik.
Spojrzał na drzwi, którymi wyszła Marano. Podjął przy tym postanowienie, że jak wszystko ogarnie i Oni nie będą deptać mu po piętach, to ją kiedyś odwiedzi. Gdy przebywanie z nim przestanie być niebezpieczne.
Ukradkiem rozejrzał się po lokalu. Względnie czysto.
A barman? Wyglądał na silnego wilka. Gdyby się wychylił, byłby w stanie trzasnąć skrzydłami Mortiego, ogłuszyć, zaatakować. Może dosięgnąłby nawet kłami do krtani, gdyby mocno się wygiął.
Krok w tył.
Nie ufać nikomu. Ostrożność przede wszystkim. Uśmiech jednak nie schodzi z pyska, pomimo kalkulacji, jak obroniłby się przed ewentualną napaścię.
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Userka zaserwuje zatem Karmelkowi swojego ulubionego drinka, na którego nigdy nie trafi. Kluby, choć szanujące się i ogłaszające na cały Śląsk, nigdy nie mają składników. Do dzisiaj chce się z tego śmiać, albowiem składnikiem brakującym są zwykle... liście mięty. Bardzo ekskluzywny składnik, którego na pewno nie można dostać chociażby na terenie centrum handlowego, w którym znajduje się bytomski klub albo na rynku w Tarnowskich Górach, gdzie znajduje się drugi z lokali, w którym userki drinkiem nie uraczono. Mojito. Zwyczajne, orzeźwiające oraz pozwalające dotrwać do rana, smaczne i doprawdy całkiem nietrudne do wykonania. O ile posiada się odrobinę mięty. Tak więc po krótkim momencie na ladzie wylądował ten koktajl, a kostki posłusznie wylądowały w sakwie Alka. Nadprogramowe kosteczki odebrał jako napiwek - przyda się, święta tuż-tuż. I tak nie miał komu kupić prezentów, to przynajmniej samemu sobie coś sprezentuje. Trudno.
- Proszę bardzo, orzeźwiające mojito dla Pana - powiedział pogodnie, posyłając w stronę Bety Wiatru jeden z dość uroczych, acz zdecydowanie mniej uwodzicielskich, uśmiechów. Nie zauważył dziwnego zachowania klienta, bo w końcu nie zwracał uwagi na to, kto jaki zachowuje dystans, kiedy Ali sobie miesza drinki. Nie jego sprawa. On tutaj tylko serwuje napoje, sprząta i wyciera dziury w kuflach.
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Mortimerowi zaczynało odbijać... Na razie nie objawiało się to niczym konkretnym, ot, ukradkowymi zerknięciami na drzwi, na obecne wilki...
Wziął drinka.
- Dziękuję.
Wrócił do stolika, który niedawno dzielił z Marano. Zanim usiadł, obejrzał dokładnie blat i krzesełka od spodu, upewniając się, że nie ma tam...
Czego? Co właściwie mogłoby tam być?
Na przykład podsłuch. Bomba. Szpieg. Cokolwiek.
Usiadł.
Następnie zerknął na drinka. A jeśli jest zatruty? Czy barman może być jednym z Onych?
Zmrużył ślepia, przyglądając się zawartości kieliszka. Nie... Widział przecież, jak drink był przygotowywany. Gdyby był zatruty, znaczyłoby to, że zatrute są wszystkie.
Dość tego! Przecież nie ma żadnych podstaw, by sądzić...
Upił nieco drinka, usiłując wyczuć w nim najlżejszy chociażby posmak trucizny. Nie wyczuł. Uspokojony tym, upił jeszcze trochę, uważnie obserwując otoczenie.
Co by zrobił, gdyby Oni wpadli drzwiami? Jakie miałby szanse?
Uciekałby. Najlepiej oknem.
Barman ma skrzydła.
Czy jest Onym?
Merethil też je ma. Ale inne.
Za dużo niewiadomych. Za dużo potencjalnych Onych. Potrzebował sprzymierzeńca. Potrzebował sposobu na demaskowanie Onych. Potrzebował kryjówki. I... Potrzebował drugiego drinka, bo nawet nie zauważył, gdy dopił pierwszego.
Dobrze się pisze postacią z paranoją, gdy się wie, czym ona jest.
Wstał i podniósł z krzesełka włosek z futra. Na futrze jest DNA. Pod żadnym pozorem nie może zostawiać śladów.
Olśniło go nagle. Może barman wie coś o Merethil'u? Jeśli tak, to może być Onym... Lub potencjalnym informatorem.
Chwycił pusty już kieliszek i wrócił do baru. Postawił kieliszek na ladzie.
- Można jeszcze jednego? - wyszczerzył się do barmana przyjaźnie, choć oczekiwał momentu, gdy ten wbije mu kły w krtań.
Dziesięć kostek zmieniło właściciela.
Trzeba zacząć jakoś rozmowę... Tak, by nie wzbudzić podejrzeń.
- Dziwne rzeczy już widywałem, ale w tej Krainie po raz pierwszy natrafiłem na metalowego wilka... - zaczął, siląc się na swobodny, zabarwiony nutką wesołości ton. - Więcej tu takich? Tamten nazywał się... E, nie pamiętam. Gadał, że jest z jakichś służb specjalnych...?
No, zobaczymy, co z ego wyniknie. Pozornie zapatrzony w pusty kieliszek, Karmel zerkał na białego wilka co chwilę. Czekał na jego reakcję...
Czy barman jest Onym?
Post jest beznadziejnie nieskładny. Pełen chrzanienia o niczym. Wygląda na długi, bo nie oszczędzałam enter'a... Zawsze jakiś sposób, hę? Długo tak udawać się raczej nie da, ale...
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Tym razem jednak niecodzienne zachowanie Karmela nie uszło uwadze Alastair'a. W końcu... W końcu mogło się okazać, iż to jakiś ziomek z sanepidu, co tylko szuka pretekstu, aby puścić go zz torbami. Albo zwyczajny żul, co się schleje i zacznie rozwalać wszystko, co wpadnie mu pod łapę. Dlatego więc nieco nieufnie, aczkolwiek całkiem dyskretnie - znad czyszczonego niepozornie kufla - obserwował poczynania klienta, by w razie czego wywalić go na zbity pysk. Teraz, po ostatnim spotkaniu z wodami Jeziora Zmian, nie obawiał się przywalić w łeb, gdy ktoś będzie się tego jawnie domagać. Na razie jednak wszystko zdawało się być w porządku, lecz ostrożności nigdy za wiele. Bar wciąż był dla niego zbyt ważnym, by ot tak pozwolić na jego zdewastowanie.
Kiedy Beta Wiatru zaczęła podążać w stronę lady, Alastair odstawił kufel. Na wszelki wypadek, by mieć wolne łapy w razie potencjalnej potyczki. Uspokoił się nieco, gdy ten złożył zamówienie na drinka. Uspokoił się jeszcze bardziej, kiedy ujrzał spory napiwek. Cóż, nie wiedział jeszcze, że zaiste stanowił on zapłatę za informację, niczym w znanych scenach w znanych filmach. Potakująco skinął więc łbem, by za moment przygotować kolejne mojito, które też po krótkiej chwili stanęło niedaleko Karmelka na blacie. Zgarnął kości i dopiero potem raczył udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi. Wszystko po kolei, bo się zrobi bałagan - a chaos był ostatnim, czego obecnie potrzebował.
- Metalowy wilk ze służb specjalnych? Z metalowych wilków znam tylko jednego, ale nie pamiętam teraz nic o żadnych służbach - odparł zdawkowo, celowo unikając wypowiedzenia imienia znienawidzonego przez siebie wilka. Nie wiedział w końcu nawet o tym, że należał do Wiatru; co mowa zaś o SBW? Nawet, jeśli podczas ich ostatniego spotkania informacja taka padła, z pewnością był zbyt zaaferowany, by na to zwrócić uwagę. Może za Arthasem - mówiąc delikatnie - nie przepadał, jednak mimo wszystko... To facet Lei. Klient zaś zachowywał się dziwnie... Coś tu było zbyt grubymi nićmi szyte. Alastair nie chciał przelewu krwi Merethil'a. Cioteczce pękłoby serce. Kto wie, jakie zamiary ma tenże osobnik?
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Wziął drinka. Tym razem bez większych obaw spróbował. Delektował się nim przez chwilę, nim się odezwał.
- Nie ma tu takich więcej? I chwała bogu. Wszystkim bogom. Już jeden to za dużo. Siedzi sobie taki na tym swoim posterunku i uważa się za władcę wszechświata...
Pokręcił łbem, jakby z naganą dla metalowego wilka.
Zerknął na barmana.
Na razie nie mógł z jego reakcji nic wywnioskować poza tym, że Merethil'a zna.
Czy Karmel chciał rozlewu krwi? Raczej nie... Chciał w dowolny sposób wyeliminować zagrożenie. Równie chętnie przystałby na pranie mózgu Onemu, przekupienie go, czy wygnanie. Ale jeśli będzie musiał zabić, by odzyskać spokój, zrobi to.
Czy chciał wiele? Chciał tylko wiedzieć, kim był. Czemu chcieli go zabić. I zyskać pewność, że nie spróbują zabić ponownie. Chciał żyć i być bezpiecznym.
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
"uważa się za władcę wszechświata", jakże mu to pasowało do Arthasa. Może i było zgoła inaczej; może wcale nie zachowywał się jak buc; jednak ze względu na niechęć do tejże postaci oraz pewne uprzedzenia względem tego samca widział go zupełnie inaczej. Zakrzywiona urazami percepcja nie ułatwiała funkcjonowania z myślą, iż poczciwa Lea została narażona tak bardzo na wpływy Merethil'a. Niemniej dla jej dobra postanowił nieco odpuścić, co nie znaczyło bynajmniej, aby nabrał ufności względem metalowego.
- Nie wiem, czy jest ich więcej. Ja sam znam tylko jednego, lecz nie znam wszystkich w Krainie - odpowiedział, spoglądając na Karmela spod umarszczonego nieco czoła. Nadal pozostawał w stosunku do niego nieufnym, bo i dlaczego miałby ufać komuś, kto tak dziwnie się zachowuje? Alastair sięgnął po jakieś chipsy, wysypał na miseczkę i postawił na blacie, gdzieś niedaleko wilka, gestem łbem sugerując, aby się częstował.
- W zasadzie skądże u Pana takie zainteresowanie metalowymi stworzeniami? Nie wyglądasz mi na typ szalonego naukowca - zapytał spokojnie, w dalszej części wypowiedzi wprowadzając żartobliwą nutkę do tony swego głosu.
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Poczęstował się chipsami. Chrupał je przez chwilę, rozmyślając nad odpowiedzią. Ile może zdradzić?
Nic. Nic nie wolno mu zdradzić.
- Po prostu pierwszy raz spotkałem się z czymś takim. Nie jestem pewien, czy to w ogóle był wilk... Z taką ilością metalowych elementów? Cóż, specjalnie miły też nie był. Sterczał na tym swoim moście i ani ominąć, ani przeskoczyć.
Upił łyczek drinka.
- Wiem. - rzekł - On nazywał się... Merethil. Jakoś tak. Ciekawe, czy to ten sam, co twój znajomy?
Poczęstował się jeszcze jednym chipsem, czekając na odpowiedź, uśmiechając się przyjaźnie, choć wewnętrznie drżał ze strachu, że na dźwięk nazwiska Onego barman skoczy mu do gardła.
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Alastair parsknął jeno z pewnego rodzaju pogardą. Pokręcił krótko łbem, zastanawiając się, czy to tylko jakaś gra, czy autentyczna rozmowa w celu zabicia czasu. Nie wiedząc, dlaczego, coś podpowiadało mu, iż to nie są zwyczajne pogaduszki...
- Ten sam. Athas Merethil jak malowany - orzekł jedynie, nieufnie spoglądając ja rozmówcę. Nie potrafił uwierzyć w jego tłumaczenia. Nie potrafił uwierzyć, iż u podłoż rozmowy leży zwyczajna ciekawość, nie będącą napędzana innymi siłami.
- Jest to wilk, a czy miły... Nie wiem. Nie poznałem go dostatecznie dobrze - rzekł, niejako ocierając się o samą krawędź kłamstwa. Nie uważał, by AM był ideałem, wzorem cnót czy czymkolwiek innym - lecz nie mógł też powiedzieć o nim złego słowa. Nie zwykł źle mówić o nieobecnych ani nijak ich nie oczerniał, bo i nie jemu oceniać. Sam w końcu najmilszy dla metalowego nie był, więc ciężko było mu stwierdzić, jak jest faktycznie. W łebku Alka nadal majaczył krzywy i zakłamany obraz tamtego osobnika. Nie wyplewisz, nie ma szans...
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Skinął łbem, jakby się tego spodziewał.
- Widać nie tylko mi się naprzykrzał.
Uśmiechnął się lekko, nieco złośliwie.
- Przyjacielu, a może spłatalibyśmy mu razem drobnego psikusa?
Zaśmiał się cicho, po czym dopił drinka. Znów poczęstował się chpisami.
Teraz miał już pewność, że barman nie był Onym. Nie wiadomo, jakie łączyły ich związki, ale na pewno nie przyjacielskie. Może ten tutaj będzie miał jakieś informacje, które pomogą?
Oby.
Tragiczny brak weny...
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Alastair zmarszczył lekko czoło.
- Psikusa? - powtórzył, zaciągnąwszy ton wypowiedzi pod pytanie. Nie bardzo rozumiał, co ten tutaj miał na myśli, Halloween dawno się skończyło. Może klient ten nie zdawał sobie z tego sprawy? Może wątpil? Może zaspało mu się i przeoczył co nieco? Jedno było pewne: Alastair dość sceptycznie podchodził do jego osoby. Nie wiedzieć, dlaczego, coś mu w owym osobniku nie pasowało. Nie chodziło tutaj nawet o samą przynależność do Wiatru, bo o tej w końcu nawet najmniejszego pojęcia nie miał. Coś go w postawie Karmela jednocześnie intrygowało, jak i niepokoiło.
- Nie mam w zwyczaju wykręcać innym glupich numerów, jeśli do tego pijesz - dodał. Nie darzył co prawda Arthasa sympatią, niemniej jednak załatwi to inaczej. Jak mężczyźni: za wszarz i po mordzie. Żadne podrzucanie pod drzwi sztucznych kup ani owijanie papierem toaletowym domu czy samochodu. Wyrósł, chyba.
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Ah, wybacz przeoczenie. Nie zauważyłam posta, w przeciwnym razie zapewne bym już odpisała. Albo przynajmniej przeprosiła za brak odpisu, spróbowała się usprawiedliwić. A tymczasem prawda jest taka, żem gapa. Przeoczyłam, nie zauważyłam, widać potrzebuję nowych okularów. No cóż.
Mortimerokarmel westchnął z niezadowoleniem. Ten tutaj nie nada się raczej na pomocnika... Nie wie też nic przydatnego. Czas spadać...
- Nie to nie. Tak tylko pytam, z ciekawości.
Poczęstował się jeszcze chipsami, po czym wstał. Uśmiechnął się przepraszająco.
- Niestety na mnie już pora, zasiedziałem się trochę. Do widzenia.
Najspokojniej w świecie sprawdził, czy nigdzie nie zostawił DNA w postaci kłaczka sierści, po czym wyszedł, by nie blokować miejsca.

zt.
Lea
Latający Doświadczony Lekarz

Lea


Female Liczba postów : 496
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Lea przybyła i tutaj.
Przybyła... Z wielu różnych powodów. Chyba głównie dlatego, że przejrzała na oczy. Że Alastair miał rację.
Szanowny pan Arthas Merethil zniknął ponownie. Nie widziała go na oczy od... Tygodnia? Dwóch? Może dłużej? Wydawało jej się, jakby trwało to od wieków.
Oszukał ją. Zniknął, ledwo spuściła go z oczu. Zostawił... Zostawił ją samą.
Znowu.
I teraz co? Wróci za rok? Za dwa? A może wcale?
Miała dość. Miała dość ciągłych kłamstw, niespełnionych obietnic...
I dlatego przyszła tutaj. Bo nie dawała już rady, bo potrzebowała kogoś bliskiego. Potrzebowała, żeby ktoś ją przytulił i obiecał, że będzie dobrze.
Alternatywą do przytulenia mógłby być też kieliszek czegoś mocniejszego i joint. Jak za dawnych, dobrych czasów... Cóż, Lea nie zawsze była stara. A święta nie była nigdy.
Weszła do lokalu, jakby niepewnie. Czy nie przeszkadza?
Nie chciała być sama, ale... zrozumiałaby, gdyby Alek był zajęty. Wyszłaby. Poszła do tego pustego domu, usiadła naprzeciwko czajnika i zaczęła płakać.
Nawet nie zauważyła, kiedy minęły święta. Zajęta pracą i wyglądaniem partnera w ogóle ich nie odczuła, nie czerpała z nich radości. A przecież, jako osóbka wysoko ceniąca sobie rodzinę, potrzebowała takich rzeczy.
Przyszła tutaj. Do siostrzeńca, który okazał się mieć rację. Przyszła przeprosić... Może trochę pogadać o niczym. Ukryć zaczerwienione od płaczu oczy pod grzywką, spędzić z Alkiem czas. Bo kochała. Bo na ten moment był jej jedyną rodziną.
Potrzebowała go.
Przybyła. Chuda, zmarznięta, trzęsąca się z zimna. Na jej futerku osiadło kilka płatków śniegu. Grzywka opadała na zielone ślepia, ograniczając widoczność... Ale też kryjąc oczy Lei przed wzrokiem innych. Nie chciała nikogo martwić.
W lokalu mały ruch... Może nie przeszkadza aż tak bardzo?
Zamknęła drzwi i stanęła przy nich, rozglądając się.
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Nie przeszkadzala wcale. Na cioteczkę Leę Ali czas znajdzie zawsze. Może nabrał nieco na gburowatości, lecz nie na tyle, by zapomnieć o tych, którzy są mu bliscy. Szybko więc wyskoczył przez ladę, by ruszyć w stronę wyraźnie zziębniętej ciotki. Przy okazji złapał jakiś kocyk, zwinięty i czekający na wykorzystanie pod ladą. Znaczy... Źle! Kocyk pod ladą, czekający na wykorzystanie. Nie wykorzystanie pod ladą, ale kocyk. Za dużo nauki, to szkodzi.
- Witaj! Jakże dobrze Cię widzieć! Siadaj, zaraz zrobię herbaty - powiedział wesoło, narzucając lekarce kocyk. Domyślał się, że sprawa jest poważna, ale taktu nieco posiadał, więc nie zasypywał milionem pytań od momentu przekroczenia przez nią progu. Przyszła. Czyli albo chciała porozmawiać, albo wygarnąć mu ostatnie zachowanie, albo napić się czegoś. Zerknął nieufnie na wilczycę. Porozmawiać. W końcu znał jej stosunek do miejsc tego pokroju i wiedział, że bez istotnego powodu nie zjawiłaby się w Nucie.
Lea
Latający Doświadczony Lekarz

Lea


Female Liczba postów : 496
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Lea nie zawsze była stara! Też miała prawo chcieć się napić.
Opatuliła się szczelnie kocykiem, siadając na jednym z barowych stołków przy ladzie.
Uśmiechnęła się lekko, jakby bez przekonania.
- Witaj. Ciebie też miło widzieć kochanieńki.
Tęskniła za nim. Bardzo.
Przyszła, by przeprosić, przyznać rację. Pewnie się tego spodziewał, domyślał. Może nawet na to czekał.
Siedziała, opatulona kocykiem, usiłując powstrzymać drżenie łap.
Arthas odszedł... Znowu. Znowu to samo, znowu zostawił, ledwie spuściła z oczu. Znowu nie wie nawet, czy on żyje i co się z nim dzieje. Gdzie teraz jest? Czy myśli o niej?
Po cholerę wracał na tak krótko? Wpadł, uraczył ją kłamstwami i słodkimi słówkami, obiecał, że zostanie... I odszedł.
A ona cierpiała przez niego. Który to już raz?
To wszystko... To od góry do dołu było jednym wielkim błędem. Powinna go była spławić na samym początku, w Lecznicy. Wtedy to wszystko by się nie wydarzyło... Nie zakochałaby się. Nie wpuściłaby do swojego życia i nie pozwoliłaby przewrócić go do góry nogami.
Wtedy... Był zachód słońca, sok, kremówki, kolacja... Wtedy wydawał się taki szczery. Była pewna, że to ten jedyny, że ułoży sobie z nim życie. A tymczasem co?
Została oszukana. Który to już raz? Stare, głupie serce nigdy się nie nauczy.
Odszedł, zniknął, przepadł. A ona została sama z tęsknotą, z bólem serduszka. I nie miała pojęcia, co dalej.
Miała wielką ochotę zwinąć się w kłębek pod kocykiem i dalej płakać. Bo, choć to głupie, nic się nie nauczyła. Mimo chęci, wciąż nie mogło jej przestać zależeć. Wciąż kochała.
Nie mogła dojść do ładu z emocjami. Cisza w domu ją zabijała. Czuła się tam, wśród tej pustki, okropnie samotna...
Przyszła tutaj, bo z bliskich miała tylko Alka. I bo i jego bardzo mocno kochała, traktowała wręcz jak własnego syna. I bo bardzo potrzebowała w tej chwili towarzystwa, pragnęła, by ktoś ją przytulił i obiecał, że będzie dobrze. Zastanawiające, jak łatwo w to wtedy uwierzyć. Będzie dobrze.
Cóż...
Lea w końcu podniosła spuszczony na kwintę nosek. Trzeba to w końcu powiedzieć... Im szybciej, tym lepiej, prawda?
- Miałeś rację. Co do Arthasa... Co do wszystkiego.
No, przyznała to wreszcie. Miał rację.
Na przyszłość będzie się go grzecznie słuchać.
Zastanawiające, że jako o wiele młodszy ma udzielać jej rad. Cóż... Lea może i stara, ale w tego typu sprawach wciąż głupia.
Alek miał bardziej obiektywne spojrzenie na świat i na całą tę chorą sytuację. Może gdyby go wtedy posłuchała, cierpiałaby mniej?
Prawdopodobnie tak. Byłoby łatwiej to znieść, gdyby to ona to zakończyła. A tak, zostawiona... Ostro dostała po zadku.
Ale chyba sobie na to zasłużyła. Było słuchać. Jakby od razu spytała siostrzeńca o zdanie, nic by się nie stało, prawda?
Ma nauczkę na przyszłość. Zapamięta tę lekcję z pewnością na długo.
Czekała na odpowiedź Alka. Jak on zareaguje na te słowa?
Miała nadzieję, że nie będzie zły, że nie posłuchała... I że obejdzie się bez "a nie mówiłem?".
Ale pewności nie ma. Tak swoją drogą, to zasłużyła na to.
Lea
Latający Doświadczony Lekarz

Lea


Female Liczba postów : 496
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Nie wytrzymała przedłużającego się milczenia siostrzeńca. Wydawało jej się, że milczenie to jest wrogie, przesycone słowami "a nie mówiłem", "dobrze ci tak, było słuchać" i innymi tego typu zwrotami, rozdzierającymi jej serce.
Nie mógł zrobić nic gorszego, niż to milczenie.
- Przepraszam... - szepnęła cichutko.
Wstała, czy raczej wręcz spadła ze stołka, obijając kościsty zadek na ziemi.
Pragnęła uciec, zniknąć, zapaść się pod ziemię.
Liczyła, że Alek ją zrozumie, wysłucha... Przeliczyła się.
Nie dała rady, nie wytrzymała.
Poskładała szybko kocyk i położyła na stołku, a potem wyszła, skinąwszy jeszcze siostrzeńcowi głową na pożegnanie.
Grzywka dobrze maskowała spływające po pyszczku wadery łzy... Ukrywała je dość długo, by Lea zdążyła opuścić lokal. Na zewnątrz już nie powstrzymywała ich, spływały po jej pyszczku, kapały na ziemię. Szła powoli. Wyglądała, jakby miała się zaraz przewrócić.
Gdzie poszła? Do domu. Spakować się. A potem gdzie? Nie wiedziała...

zt.
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
Którędy teraz? Odpowiedź na to pytanie wymykała się niczym piasek pomiędzy palcami, już choćby dlatego, że nie wiedziała, gdzie chce skierować swoje kroki. Nie potrafiła zdecydować się, czy ma biec, czy iść, czy stać w miejscu, próbowała więc każdego, w żadnym przedsięwzięciu nie znajdując spokoju i wskutek tego wpadając w szał, od którego iskrzyły się jej przerażone ślepia, a łapy plątały, raz po raz niemal powodując, że nos zderzał się z ziemią. Zawsze tuż-tuż, sekundę przed zderzeniem z podłożem odzyskiwała równowagę i stawała na czterech koślawych łapach. Spokoju psychicznego jednak nie odzyskała ani na chwilę. Była wściekła, a przy tym przerażona, a jeszcze przy tym zaciekawiona, a jeszcze przy tym zdziwiona. A nade wszystko chciało jej się śmiać, jednak najprawdopodobniej nie byłby to szlachetny odgłos wymykający się z przyjemnym łaskotaniem z serca i uruchamiający fałdy głosowe w wyrazie szczęścia. Przypuszczalnie byłaby to inna, alternatywna forma na wyplucie jadu, który żarł jej duszę.
Gdy po raz któryś zerwała się do biegu, nie zdążyła nawet wystartować, nim dorwał ją pech, odwieczny towarzysz wszystkich przygód, złych i dobrych i wreszcie, tym razem, raz pierwszy, aczkolwiek raczej nie ostatni, splątały się jej łapy i nie rozplątały w porę, więc zaryła nosem w ziemię, poznając skórą każdy z kamieni podłoża, po którym właśnie stąpała. Każdy pozostawił an niej ślad po sobie, nie zawsze tylko siniec, z niektórych podpisów, naruszających skórę, płynęła krew. Nie dodawało jej to uroku, a i tak nie było go za wiele. Sama postawa wystraszonego szczenięcia zmieniała ją od stóp do głów w coś nieprzyjemnego. Coś. Poza tym zaś w wielu miejscach miała wygryzioną sierść, z pewnością nie imponowała krzywymi szczudłami, jakie dopiero z przymrużeniem oka można by nazwać łapami, niosła nisko głowę, osłaniając ją, otulając uszami, ilekroć dawała radę, szukała bezpieczeństwa pod wszelkimi ścianami czy drzewami. Nie szła prosto, słaniała się, pokonywała swą trasę to bardziej po lewej, to bardziej po prawej, co summa summarum musiało sprawiać, że z czyjejś perspektywy poruszała się zygzakiem, co najmniej lekkim.
W jej małym szaleństwie odezwał się cichy głosik przeszłości, niby zamkniętej w grubych okładkach tomiszcza życia Abbey, która po syntezie z innym pechowym wilczurem teoretycznie umarła, zaś teoretycznie narodziła się na nowo. Głos mówił, by szła i – ku wielkiej radości tej skołatanej duszy, nie widzącej nigdzie w miarę jasnego celu – instruowała także, jaki kierunek obrać, więcej, zdradzał cel na końcu drogi. Tak oto doszła do „Piwnej Nuty”, dla niej raczej będącej nutą dawnej symfonii. Niełatwo było jej wejść do środka, gdyż tak teraz, jak ciągle od ostatnich kilku dni, czuła się obca, niechciana, jak ktoś, kto wtargnął bez pozwolenia, ktoś, kto prosi się o karę, szuka guza. Fakt faktem, że dużo przedtem, za lat w miarę normalnych, również nie przychodziło jej z łatwością goszczenie w miejscach publicznych, aczkolwiek nie zapierało to oddechu – jak teraz. Jednak weszła, tylko dlatego z poczucia obowiązku. Odgórnego, niewyjaśnionego oraz bardzo mocno odczuwalnego.
To, czym na dzień dzisiejszy była (niemal upiór, wyrzut sumienia, karykatura?), stanęło w drzwiach i spoglądało długo, bez słowa, którym nie władała pewnie.
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Nie poznał jej, co było raczej w pełni normalne oraz wytłumaczalne. Czy psychika i wspomnienia należały do Abbey, bo ciało było już z pewnością zupełnie innym. Wytwarzało zapach? Ten sam, inny, a może w ogóle było go brak? Alastair nie miał najmniejszego pojęcia, co właśnie stanęło w drzwiach lokalu, tym bardziej nie mógł podejrzewać nawet, kto skrywał się w tym jakże obco wyglądającym ciele. Znał? Nie znał? Pamiętał? A może nie? Nikt normalny nie ucieka się do tego typu przemyśleń, więc wolnym od nich był także sam właściciel "Nuty", który uznał z góry, jakże krzywdząco zaiste, iż istota ta jest mu w pełni obcą. Jako mag nie wyczuł niczego niepokojącego, odrzucił zatem opcję, jakoby zawitał doń sam demon czy upiór, lecz pewności nie miał. Miał za to wrażenie, że stworzenie to jest oslabionym, czyżby po spotkaniu z bogami?
- Ach, dzień dobry! Albo wieczór dobry? Albo cokolwiek, byle dobre! Jak nasze drinki, Tadaaam! - zawołał, wymachując opróżnioną już w części butelką wódki. Zmartwienie cioteczki odbiło się i na jego samopoczuciu, a że bar od dawna klientów już nie widział, pozwolił się zaskoczyć na popijaniu w pracy. Odstawił butelkę, gestem łapy zachęcając Abbey do opuszczenia drzwi i wstąpienia głębiej.
- Usiądź, proszę. Co podać? - spytał jeszcze, przecierając ściereczką wargi.
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
Zaś ona uświadomiła sobie, że częścią duszy - połową, może jedną trzecią? - zna tę personę, pozostałą częścią za to, że powinna znać, ale nie może sobie za Karnatakę przypomnieć. I tak oto raz jeszcze jej uczucia przypominały roztwór, w którym lwią część zajmowało zaniepokojenie, ale uzupełniała je i radość. Niewiele jej mogło dać poczucia bezpieczeństwa uczucie, że chyba jej gdzieś ten pysk kiedyś mignął w tłumie albo nawet zamieniła z jego posiadaczem kilka słów, lecz na pozytywne uczucia była obecnie tak łakoma, że najmniejsza dawka działała jak upajająco jak narkotyk i zdawała się szeptać na położone płasko w nerwach ucho: "jesteś w domu". Bezpiecznie, bezpiecznie, bezpiecznie, bezpiecznie. Bezpieczeństwo, tak wątpliwie de facto, a dla niej pewne jak mur.
- Dzień... dobry... - szepnęła z przejęciem, co było odpowiednie, zważywszy na to, że to pierwsze jej "cywilizowane" poczynania, pierwsze słowa od dosyć długiego czasu, pierwsze przesunięcie centrum zainteresowania z rachunku własnych krzywd na sprawy bardziej codzienne. Przez pewien czas po przemianie wczuła się w rolę pustelnicy, troszkę, trochę, jednakże zarazem wystarczająca liczba godzin, aby ślady tego pozostawały na jej psychice. Znikały jednak w momentach takich jak ten, kiedy z błahych pobudek potrafiła uśmiechnąć się szeroko. Ta chwila na swój sposób była szczególna, jako że nie uśmiechnęła się szeroko, a bardzo szeroko i jeszcze bardziej radośnie, wyrażając tym bezmiar swojego szczęścia. Bardzo ulotnego, jeśli już o tym mowa. Zaraz zginęło w odmętach kolejnej fali przetaczającej się przez duszę. Facjatę dalej wyścielał niebotycznie szeroki uśmiech, a ślepia znów rozbłysnęły żywymi iskierkami - generalnie dosyć obcymi tym dwóm bajorom tonącym pośród ciemnej barwy pyska, czasem lepiej dostrzegalnymi właśnie dzięki takim oznakom błogości - ale z tyłu głowy kłębiły się czarne myśli. Co teraz? Usiąść zgodnie z rozkazem? Czy to stuprocentowo dobry pomysł? Proste czynności zaczynały sprawiać jej coraz więcej problemów i nie mijało to z biegiem czasu, przeciwnie, odkrywała, że wszystko to staje się trudniejsze. Z dnia na dzień, jakby każda przespana lub nieprzespana noc odbierała jej zdolność życia. Umiejętność zachowywania się normalnie. Dotąd nie było tych nocy tak znowu wiele - co będzie potem?
Usiąść. Tak powiedział. Przecież sobie tego nie wyobraziła, tego była pewna... prawie. Nigdy nie miała podobnych przewidzeń, acz każdy dzień może być tym, w którym się one pojawią, prawda? Nieprawda, prawda, że nieprawda? Co? Proszę? Słucham? Ale nie słyszę, nie widzę, nie rozumiem i nie chcę żadnego z tych elementów poznawczych. Nie poznaję.
- Czy mnie tu kiedyś nie było? - Zebrała wszystkie siły, jakimi miała szczęście teraz dysponować, by jej głos brzmiał identycznie, jak to miałoby miejsce u każdego, kto najspokojniej w świecie przyszedł spędzić miłe chwile przy kieliszku, innymi słowy by sposób mówienia był przeciwieństwem jej standardowego obecnie samopoczucia, a także pomimo tego, iż pytanie wybrała jedno z tych mających mniej wspólnego z szarą zwykłością niż gadki o pogodzie; choć zarazem z kosmosu go nie wzięła - czego to się nie robiło po pijaku, no nie? Łatwo można pozapominać nazwy, adresy, a gdy chce się w późniejszym, pokacowym czasie cofnąć do niedawnego edenu w którejś knajpie, okazuje się, że trzeba nieomal dosiadać pegaza, bowiem w pamięci dno i sześć stóp mułu. Nie ma czym się gryźć, pocieszała się, że podejrzeń budzić nie będzie. Łudziła się. Złudzenia bez podstaw, złudzenia jak najbardziej naiwne to jedyny odcień optymizmu, jaki był jej dany.
Nie myśląc o tych swoich problemach, a w zamian obracając w głowie inne, ruszyła swe wychudłe cielsko, szczudła poniosły ją w głąb, na tyle tylko, co by było, iż do środka naprawdę weszła i nie blokuje drzwi. Tu już zatrzymała się strapiona, poniekąd przytłoczona tym, że jest tyle miejsc, na których można usiąść.
Gdzie? Gdzie? Gdzie? Dlaczego to takie trudne? Nie miała bladego pojęcia. Całość sprzyjała rozwijaniu się w prawdziwym dobrobycie paniki.
Abbey. Nie to samo ciało, umysł też nie ten sam, wszakże jakieś osiemdziesiąt procent stanowiła wybuchowa mieszanka dwóch osobowości, gryzących się ze sobą, niedopasowanych, lecz zgoła siłą zbitych w jedność, może dziesięć procent zasługiwało, by uznać je za dawną Abb. Reszta? Coś jakby Sprężyna, nawet mocna Sprężyna, niestety optymizm tego wilka na wiele się wobec pozostałego składu nie zdawał. W efekcie do rozpoznania niełatwy, nowy w gruncie rzeczy twór, który dzielił z oryginałami prawie wyłącznie niedolę - smutki Abbey, ból Sprężyny, sporadycznie uśmiechał się i cieszył niczym ten drugi. Ach, okrutny bywa los.
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Hmmm. Czy już tu była? Alastair zmarszczył lekko nosek, zastanawiając się nad tą kwestią. Dobre pytanie! Pytanie, które nasunęło i w zakamarki umysłu ognistej alfy szereg wątpliwości i niepewności. Nie wiedząc, dlaczego, kiedy istota owa zadała to pytanie, pochłonęły go rozmaite niejasności. Może przewinęła się, jako jeden z kilku klientów? Może usiadła gdzieś w ciemnym rogu, uniemożliwiając dokładniejsze przyjrzenie się jej jestestwu i zapamiętanie aparycji? Po sposobie bycia wnioskował (może juz niezbyt trzeźwo, lecz pal licho!) że gość nie należał do najśmielszych person, toteż opcja skrywania się przed wzrokiem czułego na kobiece wdzięki barmana było dość prawdopodobne, nieprawdaż? Wyjaśniałoby także, dlaczego sama hybryda nie jest przekonaną co do znajomości Nuty. Gdyby lokal stanowił spełnienie marzen dotyczących miejsca idealnego na spędzanie wolnego czasu, z pewnością wiedziałaby, iż jej lapa już tutaj stanęła. Nie był więc pewien, co powinien odpowiedzieć, dlatego przetarł jeszcze kufel, chociaż ten dawno już uchodzić powinien za niemalże sterylnie czysty. Odstawił naczynie, z uśmiechem spoglądając na klientkę. Bo chyba była kobietą, prawda?
- Cóż, nie jestem pewien. Wyglądasz dość niecodziennie i wyjątkowo pięknie, raczej bym zapamiętał, gdybyśmy już się spotkali. Chyba, że zajrzałaś tutaj pod moją nieobecność, kiedy pracowała tutaj jeszcze jednak barmanka - odpowiedział spokojnie, czując, jak z wolna alkohol zaczyna dawać o sobie znać. Wyrzuty sumienia, spowodowane tym, jak ostatnio potraktował tak bliską mu Leę, zdecydowanie nie pomagały panować nad emocjami oraz nie odstawiały na bok ochoty sięgnięcia po kolejny łyk stojącej pod ladą wódki. Tak blisko, na wyciągnięcie łapy... Zerknął mimowolnie w stronę niedbale postawionego trunku, opróżnionej niemalże do połowy już butelki. Obok sok, bo Ali - panicz Watahy Ognia w końcu! - gardziołko miał delikatne i niekoniecznie wielbił się w jego przepalaniu. Zwykle pił piwo. Nie miał pojęcia, dlaczego rozpacz popchnęła go bezczelnie w stronę mocniejszych trunków.
Sponsored content