Rapishowa

Rapish
Dorosły

Rapish


Female Liczba postów : 61

     
Imię tej istoty brzmi Rapish.

Rasa? Jeno wilk, prawdopodobnie czystej krwi.

4 lata już liczy, tak podejrzewa.

Niby się nie orientuje w terenie, ale tak łatwo się nie zgubi. Ale na poważnie, jest zapewne heteroseksualna.

Obecnie znajduje się na pozycji dorosłego osobnika.

Każdy posiada swą historię. Rapish też. Gdyby jej nie miała, to by się nie urodziła, proste.
Życie tej istoty zaczęło się niby tak samo, jak każdego. Urodziła się, później jadła i spała, jadła i spała. Rozwijała się każdego dnia, uczyła się mówić, rozpoznawać różne rzeczy. Sęk w tym, że los kazał jej przyjść na świat w niezwykle dziwnej watasze.
Zacznijmy od specyfiki tej watahy, wielkiej niczym nieduże miasteczko(ok. 500 członków, choć kiedyś było trzy razy tyle), otoczone ze wszystkich stron wysokimi górami. Każdy z członków zdawał się mieć jednolitą osobowość: wszyscy byli mili dla siebie, pomocni, nie plotkowali, nie zabijali pobratymców, dzielili się wszystkim, i tak każdego dnia. Niby stado idealne, z równie idealnymi członkami. Każdy miał dach nad głową, jedzenie, wodopój.
Miło cię widzieć.
Pomóc ci z tym?
Dziękuję, miło było cię spotkać.
Normalnie żyć, nie umierać...
Żyć...
Dziki wrzask przerwał nocną ciszę, jednak miasteczko wciąż było jakby we śnie. Nikt nie wyszedł, by zobaczyć, czy coś się stało. Żadnego poruszenia.
Chcę żyć... nie... umierać... Życie powoli uchodziło z ciemnego samca, szybko tracącego krew z rany na głowie. Leżał tak od kilku minut, zostawiony przez tajemniczego zabójcę. Obok niego leżało strzępki podartej, zapisanej kartki, zbroczone jego krwią.
Dobrze to przemyślał... gdybym był szybszy... Wilk spróbował się podnieść, jednak był już zbyt słaby, nie mógł nawet krzyczeć. Oddychał płytko i szybko, charcząc cicho. Nikt mu nie pomoże, wiedział to. Zamknął oczy, w oczekiwaniu na śmierć. Nie udało mu się przekazać wiadomości, władze będą zawiedzione. Ale w końcu ktoś się dowie, i wtedy to on będzie górą, bo jego teoria zostanie poparta prawdziwymi faktami. Na tę myśl jego pysk wykrzywił się w złośliwym grymasie.
Już niedługo... juz niedługo... Przymknął czerwone ślepia i zanucił ulubioną piosenkę. Cierpiał, rana paliła, a świadomość własnej śmiertelności powoli do niego docierała. Musiał się uspokoić. Wziął nieco głębszy wdech i zaczął po cichu śpiewać, mimo głosu, który co chwilę się załamywał i stawał się coraz cichszy. Wydając ostatnie tchnienie, był już spokojny i zrelaksowany, zaś na jego twarzy pozostał łagodny uśmiech.
Wraz z pierwszymi promieniami słońca miasteczko jakby ożyło. Najpierw wyszły trzy pięcioosobowe grupy i rozpoczęły eksplorowanie miasta, jakby czegoś szukały.
- Tej nocy zginął tylko jeden. - stwierdził sucho któryś z samców. Pozostali skineli głową i wystrzelili czerwoną flarę. Ułożyli ciało na wózku ciągniętym przez dobrze umięśnioną samicę.
- Wykrwawił się.
Kilka osobników zostało, dokładnie maskując miejsce przestępstwa. Władza nie byłaby zadowolona, gdyby członkowie zaczęli skarżyć się na zalegające ciała i smród krwi. Tym razem prace zakończono wyjątkowo szybko.
Z innych domów-nor wyszły pozostałe wilki. Szły w jedną stronę, na północ, aż dotarły na niewielki, płaski plac. Wśród nich była młoda para wilków z czwórką nie tak dawno narodzonych szczeniąt. Wśród nich była brązowa, skrzydlata samiczka. Zwała się Rapish, ale wtedy jeszcze imienia nie miała, tak jak jej rodzeństwo. Póki co zwali się Miot, ale to była nazwa ogólna. Byli Miotem Pierwszym Pary Ki i Ko. Dopiero za dwa dni mieli dostać imię, jak i przyszłą parę. Taki prosty i nieskomplikowany system, nikt się z nim nie kłócił. Nikt nie miał ochoty umrzeć.
Na placu pojawił się wielki, czarny wilk. Ogłosił jedynie, że tej nocy zginął tylko jeden osobnik. Mimo podania imienia(a każdy miał inne), żadne poruszenie nie ogarnęło stada, mimo, że wszyscy usłyszeli. To była codzienność, choć zadziwiający był fakt, że tym razem ino jedna osoba została zabita. Wszyscy uparcie wierzyli, że zabijani są ci, którzy łamią prawo, heretycy oraz te bardziej dociekliwe osobniki. Tak po prostu musiało być. Władza ma zawsze rację i potrafi sprowadzić śmierć na każdego. Nikt nie wiedział, że jest to wina morderców opłacanych przez kilka wtajemniczonych "najwyższych". Była to śmiertelnie skuteczna grupa.
Po krótkim przemówieniu wszystko wróciło do normy. Wilki rozeszły się po mieście, niektórzy poszli do domów w celu kontynuowania snu.

Po tym krótkim(zaiste krótkim) wprowadzeniu powróćmy jednak do wątku głównego, czyli naszej Rapish. Początkowo nazywała się Ri, a przeznaczonym jej osobnikiem miał być Ro, gdy tylko oboje dorosną. A później mieliby mieć szczeniaki, wyżywić je, polować dla stada... jak każdy. A póki co miała po prostu widywać się z tym osobnikiem. Jej rodzeństwo też musiało tak robić, tyle, że każdy miał inne imię i inną drugą połówkę. Rodzice zaś musieli się nimi zajmować, jak i polować. Bywało, że rodzeństwo zostawało same. W nocy nikt nie wychodził z domu, wszyscy się bali. To był zakaz obejmujący wszystkich, a każdy kto wyszedł musiał zginąć w przeciągu kilku dni. Gdyby ktoś przeżył spotkanie z grupą morderców, mógłby stwierdzić, że z pewnością takich potworów nie widział. Wyglądały jak wilki, ale były olbrzymie i chodziły na dwóch łapach, zaś w rękach dzierżyły sztylety. Nikt nie dorównywał im szybkością.

Mając już 3 lata, Rapish zaczynała dostrzegać to, czego nikt inny nie dostrzegał. Niejednokrotnie warowała pod mocnymi drzwiami nory, nasłuchując. Wiedziała, że często ktoś się tam kręcił, a jak słyszała jakiś wrzask, dostawała gęsiej skórki. Za każdym razem myślała nad tym, kto to tym razem, i ciekawiło ją, kto jest sprawcą tych zabójstw. Pewnego razu postanowiła wyjść w nocy, zupełnie po kryjomu. Będąc niezwykle szybką, może nawet najszybszą w stadzie, niezbyt się obawiała. Bardziej skupiała się na próbie ukrycia swej obecności. Nie musiała długo czekać, aż natrafiła na straszną istotę. Zastygła ukryta w krzaku, obserwując to COŚ. Zdawać się mogło, że przestała oddychać, jednak starała się jedynie nie zwrócić na siebie uwagi. Udało jej się. Cudem ustała na łapach. Gdy istota zniknęła z jej pola widzenia, wróciła szybko do nory.

Minął kolejny rok, kiedy pierwszy strach minął i samica ponownie wyszła z nory. Dwanaście miesięcy przemyśleń i odkryła, że władza ich oszukuje, a tak naprawdę zabijają te dziwne istoty. Nawet przez grube drzwi rozpoznawała ich kroki, gdyż chodziły na dwóch nogach i stąpały ciężko. Wyruszywszy w nocy wiedziała już, na co się porywa. Specjalnie wybrała na tyle późną porę, by było ciemno, a na tyle jasną, by miała pewność, że niedługo zacznie świtać. Za pomocą błota i łajna jeleni spróbowała ukryć swój zapach; jelenie nie były niczym nowym w tych terenach. I tak oto odkryła tajemnicę. Jako że umiała czytać i pisać(każdy wilk z tego stada posiadał w przednich łapach tak skonstruowane palce, że dawał radę chwytać długopis czy ołówek, ale lekki) sporządziła krótki raport na temat swoich obserwacji. Pech chciał, że zauważył ją jeden z wilkopodobnych, gdy skończyła pisać. Ze strachem zauważyła, że istota ta poruszała się niezwykle szybko. Nim wadera zdążyła ruszyć z miejsca, jej prawe skrzydło zostało poważnie uszkodzone, a pióra i krew wplątały się w pazury istoty, lub też spadły na ziemię. Mimo bólu rozrywającego bok(została zraniona w okolicy stawu i w połowie skrzydła) postanowiła ratować sie ucieczką. Nie przeliczyła się co do swojej szybkości, gdyż nawet ta istota nie mogła jej dogonić. Nie na tym się jednak skupiła. Przyciągnęła skrzydło bo boku, choć nie było to zupełnie bezbolesne, ale nie chciała zanieczyścić rany. Na szczęście, zaczynało już świtać i wilkopodobny porzucił ucieczkę, zdecydowany kolejnej nocy ją kontynuować. Z doświadczenia wiedział, że "detektywi" nie tylko na jedną noc wychodzą. Niestety, przeliczył się. W dzień Rapish przekazała raport kilku osobom i opowiedziała im o nocnej wycieczce. Oczywiście, gdyby została jeszcze kilka dni, wiedziałaby, że całe stado się zbuntowało i razem zabiło władze i grupę(po tej walce członków stada pozostało niespełna stu). Oczywiście, wataha zaczęła od nowa, z nową i lepszą władzą. Wadera się o tym nie dowiedziała, gdyż ruszyła w swoją stronę. Obawiała się, że ktoś może ją śledzić. Czuła lodowate spojrzenie na swoim karku każdego dnia i nocy. Przez ten czas opatrzona i zadbana rana na skrzydle zagoiła się, ale kości były połamane. Jakimś cudem je poskładała i unieruchomiła, lecz trwało to ponad godzinę, może dłużej.

Dwa tygodnie po opuszczeniu stada uczucie bycia śledzoną stało się nie do zniesienia. Kilka bezsennych nocy nisczyło ją od środka, zaś z jej psychiką było coraz gorzej. Zmuszona była żywić się padliną, gdyż nawet jej nogi już nie były takie szybkie jak jeszcze nie tak dawno temu. Zaczynała mieć myśli samobójcze, wariowała.
- I czego tak szczerzysz tę gębę? - ozwał się głos. Rapish otrząsnęła się i z przerażeniem zaczęła się rozglądać. Ten ton wydawał się jej znajomy. Zachrypnięty i ostry, nieprzyjemny dla uszu. Czyżby... czyżby któryś z wilkopodobnych przeżył i ją odnalazł? Serce skoczyło jej momentalnie do gardła.
- K-kim jesteś? - zapytała się, bezskutecznie ukrywając strach. Zamknęła oczy na chwilę, by się uspokoić, niestety, to najgorsze co zrobić mogła. Tuż przed nią pojawił się wyższy trzydzieści centymetrów, masywny wilk. Zdziwiło ją to, że chodził na czterech łapach, a nie dwóch. Teraz nie wydawał się taki straszny, choć sztylet był przywiązany do jego łapy.
- Och? Robiliśmy to jedynie dlatego, by móc szybciej biegać i wyglądać straszniej. Takie z resztą otrzymaliśmy polecenie. To było uciążliwe i męczące. - odpowiedział sucho, szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu. Gdy usiadł, Rapish uczyniła tak samo. Cały strach minął, pozostała niepewność.
- Umiesz czytać mi w myślach? - zapytała się, stawiając uszy na sztorc w geście zainteresowania.
- Oczywiście. Jestem duchem, ale coś zatrzymało mnie przy tobie. Chyba lepiej było dla mnie zadźgać się sztyletem... - wilkopodobny zdawał się być zirytowany, w przeciwieństwie do wadery, która miała mnóstwo pytań.
- Nie męcz mnie swoimi pytaniami. Mam na imię Hyuu, a ty jesteś Rapish. Tyle nam wystarczy o sobie wiedzieć, bo i tak niedługo znajdę sposób, by ciebie opuścić. - "Jak najszybciej", dodał w myśli. Nie miał ochoty użerać się z wilkami.

I tak rozpoczęła się podróż Rapish, podczas której odkryła, że Hyuu nie potrafi się materializować i nic jej nie może zrobić. Innym z resztą też. I nie może oddziaływać na otoczenie. No, i dotarła do tej krainy. Postanowiła dołączyć do Watahy Ognia.

Rapish charakteryzuje się pozornie łagodnym usposobieniem. Mówi językiem prostym i bywa niezdarna, czasem tylko rzuca jakimś mądrym zdaniem. Wydaje się, że jedyne co potrafi to szybko biegać. Nieraz zachowuje się tchórzliwie i bezradnie, zazwyczaj potrzebuje pomocy w dużej ilości rzeczy i nie jest zbyt rozgarnięta. To osoba o raczej niskim poziomie inteligencji, myśląca wolniej i łatwa.
Bywa jednak, że pozory mylą. Ra jest tak naprawdę osobą sprytną, potrafi szybko i sprawnie analizować sytuację i jeszcze szybciej uciekać. Sprawnie myśli i panuje nad swym ciałem. No i udaje. Celowo potyka się o coś i prosi o pomoc, a tak naprawdę jest leniwa. Jeśli zaś chodzi o jej tchórzostwo, zazwyczaj jest udawane, lubi w ten sposób wykorzystywać innym. Nie, nie jest wbrew pozorom złośliwa. Urodziła się w trudnej rodzinie, gdzie rodziciele nie poświecali jej dużo uwagi, a uczyła się w specjalnej szkole. Po prostu nie lubi okazywać swych prawdziwych emocji i nie potrafi zachować się w większej grupie. Mimo to, uchodziłaby za inteligentną osobę, gdyby chciała to okazać innym. No i za bardzo rozgarniętą, choć nieodpowiedzialną. Nie lubi też dużo mówić o sobie.

Posiada lekki długopis i kartki, które trzyma w sakiewce + 50 kości.

Coś więcej? Chyba tylko tyle, że widzi ducha wilkopodobnej istoty, która nie może się od niej oddalić i nazywa się Hyuu. Widzą ją tylko ci, którym chce się pokazać, gdyż jest to istota niezwykle złośliwa wobec Rapish. Oczywiście, tak będzie tylko jeśli admi wyraziłby zgodę, bo jeśli nie, to będzie widoczna tylko dla Rapiszy.

Jej atrybutem jest szybkość. I tyle.
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Nie znam nieprawdziwego faktu - ot, sama definicja; niemniej pojmuję to jako swego rodzaju kpinę, zatem przymykam oko. I staraj się wyrzekać gwarowych określeń ('ino') - przynajmniej w kwestiach narratora ; ) .

Piękna KP, bardzo interesująca historia!
Akcept, oczywiście! Baw się dobrze!

Co do ducha: uzgodnij to z Administracją - ja nie posiadam odpowiednich kompetencji ; )