Na jego słowa uśmiechnęła się jeno szkaradnie, nie obdarzywszy jednak jego słuchu ni jednym słowem podziękowania. To nie w jej stylu. Jednak, aby nie wyjść na kompletnego buraka, skinęła nieco z musu łbem. Następnie spojrzała na umazane sokami ofiary szpony, by zaraz lubieżnie oblizać je z krwi, mlasnąwszy raz za razem głucho.
- W sumie nie jestem nawet głodna, więc jak masz chęć przygarnij mięso czy skórę; a nuż Tobie się przyda. Ja wezmę sobie tylko jedno - rzekła obojętnie, niespiesznie i z pewnego rodzaju gracją podchodząc do łba. W pustych, martwych oczętach sarny majaczyła jeno jakaś nuta dawnego przerażenia i rezygnacji, zaś zastygłe w bólu wargi wykrzywionymi pozostały. Zdejmie się skórę, wypcha czymś i będzie śliczne trofeum do powieszenia nad kominkiem, nieprawdaż?
Oczka zapłonęły, głowa zaś uniosła się ponad podłoże, wyraźnie unoszona samą siła mentalną. Cóz, minusem tejże metody (narzuconym przez samą userkę Gehe, doceńmy) było to, iż niezbędnym był kontakt wzrokowy z podnoszoną rzeczą.
- O ile pozwolisz, ten łebek całkiem uroczo się prezentuje. Miło będzie widzieć go od razu po przebudzeniu - rzuciła, nieco ironicznie, jednak nie miejmy jej tego za złe. W gruncie rzeczy to taka miła istotka!