Tajemne Jaskinie

Sergey
Dorosły

Sergey


Male Liczba postów : 314
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Jaki ambitny i kreatywny tytuł...
No to zaczynamy.


Tajemne Jaskinie IMG_3588

Las, góry... Pozornie nic nadzwyczajnego. Widoczek, jaki zobaczyć można w wielu miejscach na świecie. Dodajmy dla porządku, że góry wapienne, czyli, jak słyszymy na lekcjach Chemii, złożone z węglanu wapnia, o jakże trudnym do zapamiętania wzorze CaCO3. Kruchy to i niestabilny materiał, podatny na erozję. Nic więc dziwnego, że woda wypłukała tu przed wiekami mnóstwo dołków, jaskiń... W procesach krasowych, jak dowiadujemy się na lekcji geografii.
Wiatr i deszcz czynią podłoże nierównym, więc lepiej uważać, gdzie się stawia łapki - łatwo się potknąć.
Drzewa raczej niewielkie, słabo ukorzenione. Z uwagi na porę roku i pogodę, pozbawione liści.
Pogodzie też należy się kilka słów opisu. Na początek zauważmy więc całkowity brak wiatru. Cisza i ciemność... A w tej ciszy i ciemności drobne, niewielkie śniegowe płatki, opadające spokojnie na ziemię. W powietrzu czuć mróz. Chmury zasłaniają niebo, kryjąc przed naszym wzrokiem gwiazdy i księżyc.
I tyle. Wyprawę uważam za rozpoczętą. Miłej zabawy! ^^
Condesce
Artysta Malarz



Female Liczba postów : 34

     
Przemieszczała się. Można to utożsamiać od razu z tym, że powoli - jak po grudzie, aczkolwiek zawsze - zmieniała się jej sytuacja. Niemal dało się powiedzieć, że coś się działo. Ona była poza tym; może gdzieś, gdzie od samego początku swej historii nie była ograniczana niczym ptak w drucianej klatce przez pochodzenie, wygląd, cokolwiek. Krótko mówiąc, do świata bez plakietek. Mogła się tam przyczaić, co działało na tej samej zasadzie, jak w momencie, gdy dziecko kuli się w kącie. Uchodziła czyjejś uwadze. Nie płynęła pod prąd. Nie odstawała, przytulała się do ściany, a więc szalejące wkoło żywioły atakowały ją mniej, demony życia omijały dzikim wzrokiem. Była duchem. Nie zyskała z tego tytułu żadnych przywilejów, pozostawało tylko pomarzyć o mocach, umiejętnościach, bliżej prawdy jest stwierdzenie, że wybierając taką drogę życia, sporo bezpowrotnie traciła. Atencji, między innymi, nie trzeba za przykładem rozglądać się długo. Za to miała ciepły, samotny kącik, z którego parokrotnie w ciągu dnia rzuciła okiem, wychyliła łebek, prócz tego cieszyła się spokojem. Oczywiście w sytuacjach wyjątkowych, gdy na przykład sumienie mówiło, że mus zatroszczyć się o rodzeństwo - to mus. Taki wewnętrzny, oczywiście. Z zewnątrz i to przeważnie nie zdołało jej sięgnąć. Dobrze mieć swą oazę. Wtapiać się w tłum - to w gruncie rzeczy zmuszona była potrafić, aby stać się duchem. Po części jednak była w tym mistrzem po prostu z urodzenia, reszta nauki poszła jej i szybko, i łatwo. Sposobności mnogie oferowano.
Dokąd zmierzała? Pas.
Wobec takich pytań najłatwiej było się poddać. Niosły ją łapy. W ten sposób najlepiej oddałoby się kwintesencję jej dążenia. Jej dążeniem był brak dążenia ogólnie pojętego, własnego. Zmierzała dokądś razem z całym światem. Bierna bohaterka zdarzeń. Nic więcej niż świadek. Tego się trzymała: czasem przyjrzała czemuś z ciekawością, odnotowała w pamięci, analizowała, zapamiętała, przetrawiła miliard razy, wszak w oazie miała na to sporo czasu, a na brak ochoty także nie mogła narzekać. Najczęściej do wyboru było albo przeglądanie wspomnień, scenek z cudzego życia, albo ciche egzystowanie, które uprawiała na co dzień i czasem żądała ostrożnego urozmaicenia.
Gdzie była? Pas.
Tyle że to było o parę szczebli wyżej w hierarchii wartości niż większość pytań. Wypadało jednak zaliczyć to swoje rzucenie okiem w życie, co dziś robiła nieczęsto, nieciekawa otoczenia, wiedzieć, co dzieje się z materialną bazą, podczas gdy umysł wędruje. I choć samą samicę obchodziło go tyle, co musiało, warto wspomnieć, gdzie była i dokąd pozory wskazywały, że zmierza. A przede wszystkim o tym, że po powrocie myślami na tereny TU I TERAZ, jęła się potykać co krok, oczywiście dlatego, że spróbowała tego uniknąć. W tym momencie szczęście swym starym zwyczajem się od niej odwróciło. Przystanęła, zanim jej pyszczek zdołał w zawrotnym tempie zacząć zbliżać się do gleby, poza tym potoczyła spokojnym, tylko troszkę pustym spojrzeniem. Na górę, na dół, w bok, lewo, prawo. Wywnioskowała na bazie tych oględzin, iż najpewniej w którymś momencie doszła do wejścia jaskini, minęła z wolna tę część, pozwalając się pochłonąć ciemności, wilgoci, ogrodzić trzema ścianami, wolnym krokiem oddaliła od wejścia, które zmniejszało zapewne za jej plecami i teraz już płynęła z niego tylko ograniczona ilość światła. Nie przyśpieszyło to bicia serca, nie postawiło jej sierści na karku, nawet nie podsunęło myśli, że winna się w takim miejscu mieć na baczność. Niewiele się zmieniło. Takie statyczne życie. Szła dalej. Przez życie i w głąb jaskini. Bo cóż się właściwie stało? Na razie nic. Na razie nic.
Sergey
Dorosły

Sergey


Male Liczba postów : 314
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Tajemne Jaskinie Czarny_ciemnosc500


W jaskini wydawało się nieco cieplej, niż na zewnątrz. Czy ciemniej? Raczej nie... Z racji zaćmienia na zewnątrz było równie ciemno.
Czy to złudzenie, czy też słychać było kapanie wody? Czyżby w oddali widać było mdły poblask, ledwie widoczny w ciemności?
A może to tylko złudzenie optyczne? Oczom ufać się raczej nie powinno w zbyt dużym stopniu. Zwłaszcza po ciemku, gdy mózg bez trudu może tworzyć potwory, czające się w mroku.
Słyszałaś?
Słyszysz to?
Może to nie kapanie wody, a postukiwanie długich pazurów? Może coś tam kłapie zębiskami, marząc o tym, by rozerwać gardo małej, wilczej istotki?
Uważaj... Czy to, co widzisz, jest tym, co widzisz? A może wcale tego nie ma? Czy to ślepia matki błysnęły w mroku, dostrzeżone kątem oka, znikające natychmiast? Czy w ogóle istniały, czy też ci się wydawało?
A może pozostaniesz na to obojętna? Wiemy przecież wszyscy, że strachy z ciemności o bajki. Że tu nic nie ma, że to tylko kurtka wisi na drzwiach, przypominając skrytego w mroku zabójcę, że to nie błysk demonich oczu, a wyświetlacz budzika. I co, że wybiła północ, że wszystko, co ukryte, odkrywa się i wychodzi szukać krwi...
Słodkiej, ciepłej krwi, która trzyma przy życiu. Spójrz, w tobie też taka płynie. Stanowisz łakomy kąsek, sama pośród ciemności.
Nie ufaj swoim oczom, skarbie. Zbyt łatwo jest je oszukać...
Póki się poruszasz, nie dopadną cię. A może? W końcu... Jak daleko zaniosą słabe, szczenięce łapki? Uratują ci życie?
Uważaj...
Nie wierz własnym uszom. To nie szepty. To tylko twój oddech, odbity echem i zwielokrotniony. Tak naprawdę nikogo tu przecież nie ma... Nie może być. Bo i skąd?
Condesce
Artysta Malarz



Female Liczba postów : 34

     
Dobrze byłoby się cofnąć, wyjść stąd, póki droga prowadzi w obie strony. Nie tak nieważde jednakowoż były i pewne... uroki tego miejsca, które jakkolwiek straszne, nawet bardzo, bardziej niż zwykła ciemność, posiadało niezaorzeczalną zaletę. Pozostawało odcięte od hałasu, gdy wkraczała, zdawało się puste. Niezwykle rzadkie. Poczuła, jak jej serce ściska coś, miażdży, aż bicie weszło przez chwilę na najwyższe obroty. Presja decyzji. Konieczność. Musisz zdecydować, musisz zdecydować, musisz zdecydować, musisz, mus, mus...
To ten moment, kiedy w myślach lub nawet w gardle rodzi się szept: "rany, żeby to tylko minęło". Nadto przekonanie, iż jak już się to marzenie urzeczywistni, ni z tego ni z owego człek stanie się najszczęsliwszy na świecie. Co przeważnie nie następuje, niestety. Bazując na wlepionej gdzieś pod sufitem notatce, czego nie robić w chwili stresu, uaktualnianej po każdym jego napadzie, tworzonej niemal już od najmłodszych lat, trzymała się kurczowo pierwszej jego zasady: nic na zewnątrz.
Toteż nic specjalnego z jej strony nie było do zobaczenia, minimum emocji, a żadnych złych, starannie dopracowana gra pozorów. Zresztą to jedynie w jednej setnej prawda. Pozory stoją na kłamstwie, jej zachowanie stało na przekonaniu i jako takim zobojętnieniu. Przesycona usilnym spokojem; zamknęła teraz oczka, zachwiała się, potykając o coś albo i o nic, przez własną niezdarność, spasowała. Nareszcie. Spokój. Idziemy dalej. Bez nerwów. Bez obaw. To tylko... cóż, coś, cokolwiek, nieważne. Spokojny oddech. Leniwe postrzygiwanie uchem co parę kroków, jedynie, by bez nerwów raz na jakiś czas sprawdzić, jakimi szmerami odzywa się ciemność. Zamknięta w klatce mocnej obojętności zdążała przed siebie, przekonana przez irracjonalne pobudki, iż tak winna postąpić.
Sergey
Dorosły

Sergey


Male Liczba postów : 314
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Tajemne Jaskinie Blog_jg_912445_1816978_tr_czerwone_oczy

Naprzód, naprzód, naprzód.
Gratuluję odwagi.
A może to nie odwaga, a głupota? Kto wie, czy w ciemności coś nie szczerzy kłów, nie pragnie wbić pazurów w delikatne, wilcze gardziołko?
Ślepia pojawiają się ponownie, tuż przed tobą. Jarzą się mdłym, czerwonym światłem, czekają.
Kap, kap, kap... Co to jest? Tak bardzo każdy chciałby na twoim miejscu wierzyć, że nic, że tylko woda... W końcu pod ziemią jej nie brakuje. Nawet podłoże i ściany wydają się wilgotne. Ale czy ty w to wierzysz? Czy zdołasz zapanować nad wyobraźnią, uwierzyć, że wszystko ma racjonalne wyjaśnienie?
Ślepia są już bardzo blisko. Nieruchome, czekają, aż podejdziesz. Jeszcze tylko parę metrów... Ale czy naprawdę chcesz wiedzieć, do czego ślepia należą?
Innej drogi nie ma. Naprzód, lub wstecz.
Kap, kap, kap.
Uważaj... Czy na pewno wiesz, kto jest twoim wrogiem? Czy są nim ślepia, lub ciche odgłosy? Czy jest nim zimno? Strach? A może ty sama?
Strzeż się... Możesz się tu spodziewać wszystkiego. Ta wyprawa ma być dobra, ma być wyjątkowa. Jeśli coś nie wyjdzie, nie spełnię oczekiwań, jakże wysokich, będzie to wyprawa kończąca moją karierę MG.
Więc będzie się działo.
Condesce
Artysta Malarz



Female Liczba postów : 34

     
Cisza, Condesce. Nie odwaga i brawura, spokój ducha czerpiący z przyrodzonej anemiczności zachowań, wstrzemięźliwości, uczuciowej ascezy, o którą nie zabiegała, jednakże sprezentowano ją jej tak czy inaczej. Czy też moźe to być, że ona sama sobie winna? Może, między Bogiem a prawdą, wszystko, co niby było krzywdą nadchodzącą z zewnątrz ni z tego, ni z owego, powinna zawdzięczać sobie i nikomu więcej? Mało wysiłków wymaga oskarżanie otoczenia, a za to ileż kosztuje męstwo zdolne udźwignąć takie kalumnie.
Nie jesteś dzielna, Conny.
No pewnie, że nie. I nawet nie ma złudzeń. Jaka jesteś, Conny? Tego nikt nie powinien wiedzieć. W przeciwieństwie do niektórych osób cierpiących, obnoszących się ze swą męką, machających nią każdemu przed nosem, postawiła sobie za punkt honoru nie rzucać z własną w oczy. Cicha jak myszka.
Owa myszka szła dalej, a po drodze obdarzyła w końcu ślepia spojrzeniem swych ślepi, przyglądała się im, a któraś myśl zawierała refleksję nad tym, czy i one przyglądają się jej. Zauważona? Jeśli tak, nie ma rady, jeśli nie, to na pewno kwestia sekund. Tak rozproszyła tworzącą się w głowie zbitkę wątpliwości. Wię ej wysiłku wymagało przełknię ie śliny, zatrzymującej się jak gdyby w gardle, prawie odbierając oddech. Tym niemniej żołądek pozostawał na swoim miejscu, nie wirował, nie doprowadzał ani do omdleń, ani wymiotów. Zawsze trzeba zachować głowę. Jaki wariat mógłby siedzieć w jaskini? Po co ktoś by miał? Bezsens. Więcej. Totalna bzdura.
Nie przystanęła ani na moment, zdążała w stronę oczu, jedynie mimochodem wyciszyła oddech. Cicha jak myszka. Nierzucająca się w oczy mysz. Pokonała metr, kolejny, następne, kierunek niezmienny, tempo przyzwoicie szybkie. Bzdura, nic strasznego.
- Ktoś ty? - zapytała, pewna braku odpowiedzi. Czymkolwiek to mogło być, nie oczami, a już na pewno nie należącymi do kogoś.
Sergey
Dorosły

Sergey


Male Liczba postów : 314
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Ślepia trwały nieruchomo, czekały. Mrugały od czasu do czasu, raz jedno, raz drugie. Promieniowały słabym, czerwonym światłem.
Zbliżając się coraz bardziej zauważyć mogłaś w tym słabym oświetleniu pierwsze detale. To nie było jedno stworzenie, a dwa. Każde z zwierzoroślinosamaniewiemczego stało na trójlistnej, płaskiej roślinie, wyglądającej, jakby była częścią ich samych.
Co widzisz?
Zacznijmy od części chyba-zwierzęcej. Około dwudziestocentymetrowe stworzonko składało się z kurzej łapki i okrągłej, puszystej głowy, na środku której tkwiło owo oko. Nie posiadało widocznego otworu gębowego, innych odnóży... Po prostu puszek na kurzej łapce, uważnie obserwujący otoczenie.
Część typowo roślinna to nieduży placek, na którym stała łapka stworzonka i wyrastające z tego placka trzy długie, około trzydziestocentymetrowe liście. Każdy liść obrzeżony był drobniutkimi haczykami.
Żadne z oczatych, puszystych stworzonek nie drgnęło nawet, obserwując cię ze stoickim spokojem, czekając. Nie wyglądały na specjalnie agresywne... Ale czy można zaufać czemuś tak dziwnemu?
Twój wybór. Działaj, skarbie. Działaj...

Obrazka niestety nie będzie. Mam od groma szkiców, ale nie mogę zeskanować - rodzice.
Condesce
Artysta Malarz



Female Liczba postów : 34

     
No cóż, zdaje się, że nie tym razem - fala jej nie poniesie, trzeba brać sprawy w swoje szanowne łapki. Przyjęła to z pewnym niezadowoleniem, najmocniej dotykało ono tego, iż coś stanęło na jej drodze. Miała się nie wyróżniać, nie rzucała się w oczy, a i tak coś musi zastępować jej drogę. Nie czyniąc nic, by komuś lub czemuś podpaść, miała kłopoty i tak. Czy to nie złośliwe? A gdy życie jest złośliwe... bądź jeszcze złośliwszy. Sierść na grzbiecie zjeżyła się niczym pod wpływem przemykającego się rdzeniem prądu, na krótko jedynie, aczkolwiek chyba dostatecznie dosadnie prezentując, co ona o przeklętych przeszkadzajkach sądziła. Jak. Tak. Można? Jak można? No jak? Nic nie robiła, do diaska, nie starała się im przeszkadzać, przeciwnie, tylko sobie była tuż obok, wprost idealnie wczuła się, wpasowała w rolę myszki. I co? I g... produkt defekacji. Podłość. Podłość. Podłość, od której bulwersowała się w swoim egoizmie, egocentryzmie, czerpiąc nozdrzami coraz więcej powietrza, szykując się... no cóż, do zrobienia czegoś, dla odmiany. W myślach już sklęła roślnopodobne stworzenia, ale dla czegoś, co do złudzenia przypominało zranioną godność (albo może świadomość dziecka ze skrzywdzoną psychiką), to nie wystarczyło.
Widzicie, jakie musiały być te stworzonka bezczelne, skoro zbudziły w niej nieomal bestię? Cóż z tego, iż sama sobie nie słodziła, miała zdanie co najwyżej "może być", jeśli ktoś dawał jej w kość, nie ujdzie mu to płazem. Amen. Prychnęła, cofając się w końcu o krok, w końcu wydobywając z siebie jakowąś energię; szkoda, iż życiem tryskała tylko, kiedy należało się odpłacić pięknym za nadobne. Na co dzień dobrze by jej trzymanie gardy zrobiło - każdemu robi dobrze.
Swoją drogą, userka zastanawia się, czy posty nie wypadają jej trochę chaotyczne, czy jest tu kapka spójności, bo jeśli nie ma, to musi się usprawiedliwić, że na chwilę obecną usiłuje wyczuć postać i nie zmienić jej za bardzo, a najmocniej stara się nie zrobić kopii innej swojej postaci. Raz kozie śmierć, trzeba pisać.
Cofnąwszy się, zaliczyła drobną wpadkę, którą było potknięcie i nieplanowane pacnięcie zadem o ziemię. Rzecz jasna, ostudzić jej zapału nie mogło. Wszak czy trzepnięcie byka w nos go uspokoi, kiedy już przeklęty torreador z nim zadarł? Nie sądzę. Condesce doszła właściwie do wniosku, że - wprawdzie, przypisać mu należy tylko właściwości drażniące - także temu winne są kreaturki, w żadnym razie nie jej drogie cztery łapy i gracja, a raczej jej brak. Fuknęła więc, potem prychnęła, co brzmiało w jej opinii jeszcze lepiej, a następnie uniosła przednią kończynę i niczym pewny swych niesamowitych mocy kot w pysk niegrzecznego psa, tak ona strzeliła w roślinkę, cios przy tym wymierzając mniej więcej w oko. I co z tego, że może mogłaby przejść spokojnie obok nich, więc nawet stwierdzenie, że przeszkadzały było naciągane? Dlaczego w ogóle się tu zjawiły, były, mieszkały czy co tam czyniły? Jakim prawem?

/Wybacz, ciężko mi szło zbieranie się. Uwzględniając, że są ferie, raczej mogę obiecać, iż będzie lepiej.
Sergey
Dorosły

Sergey


Male Liczba postów : 314
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Cóż, nie tylko ty masz z zebraniem się kłopoty. Ja jednak zebrać się muszę, wszak obowiązek nakazuje...
Co do spójności, jest ona dokładnie taka sama, jak zawsze w twoich postach. Ni lepsza, ni gorsza. Normalna, rzec można nawet - ciekawa. Lubię twój nietypowy sposób pisania, wiesz?

Zajmijmy się jednak lepiej stworzonkami, które userka w przypływie natchnienia (a może nadmiaru cukru i czegoś na k) ochrzciła Roger i Larry. Nie pytaj, czemu tak. Po prostu tak i już.
Uderzony Roger przewrócił się, zaciskając uderzone oko. Z racji braku otworu gębowego nie wydał żadnego odgłosu. Odpychając się kurzą łapką próbował niezgrabnie (i niezbyt szybko) wydostać się poza zasięg wilczych łapek.
Larry przyglądał się temu beznamiętnie, nie reagując w żaden sposób. Bo i po co? Był tylko dziwnym, na wpół roślinnym stworkiem, obca mu była empatia. Nie posiadał też raczej mózgu. Cóż... Ewolucja nie była dla dziwnych istotek łaskawa.
Co zrobisz teraz? Uciekniesz? Ponowisz atak na Rogera? A może na Larry'ego? A może po prostu pójdziesz dalej? A może masz inny pomysł? Wszak ogranicza cię tylko wyobraźnia i małe, słabe, szczenięce ciałko.
Działaj...
Condesce
Artysta Malarz



Female Liczba postów : 34

     
Gdyby wilcza mimika była bardziej skora do współpracy, wiele ujrzałby teraz obserwator, który akurat z jakiś niewyjaśnionych przyczyn zdecydowałby się wlepiać gały w samiczkę. Jednak nie była, poza tym uwzględnijmy, iż Condesce to persona całkiem specyficzna, a takie mają również specyficzne reakcje, więc każdy przysiągłby, że obecnie wczuła się w rolę głazu, zimna, obojętna i spokojna - spokojem ciszy przed burzą. Tymczasem grały w niej takie emocje, które u jednostek ludzkich odbijają się jakimś kolorami na twarzy, przy czym akurat przeważa czerwień jako dowód zdenerwowania, jak również rozmaitymi drganiami, do których przyczyna się zapewne te czternaście mięśni pracujących na utrzymanie marsowej miny, co nie zawsze jest proste, jak wie każdy postawiony chociaż raz pod murem. Wszystkie te pomocne środki wyrazu były dla niej niedostępne. Czekała więc - bezbarwna, w najlepszym wypadku szara. Jakkolwiek krew nie szumiała jej w uszach, nie mieściła się też w przedziale spokoju czy zobojętnienia. Coś odczuwała. O czymś myślała. Coś planowała, coś chciała przedsięwziąć. Co?
Nie zaczęło się groźnie. Na dobry początek z wolna oblizała ozorem pysk, niby to odcinając się zupełnie od bieżącego wątku, zajęła się i tym, i prostą czynnością: oglądaniem swoich pazurków u tej łapy, która przedtem zabrała się do łojenia skóry osobliwemu przeciwnikowi. Z pazurkami wszystko było w jak najlepszym porządku, wydawały się użyteczne, całe i zdrowe, na co enty raz prychnęła. No dobrze, tak sobie poczynacie, roślinki? Nieładnie, nie podoba się, tak nie będzie. Nie odpuści; i nie odpuściła, zaraz susikiem, raczej niewielkim, dopadła do Rogera, przytrzymując go łapką, przy tej okazji testując, jak dobrze wilcze pazury mogą się w coś wbijać, zaś ząbki zanurzając w kurze łapce. Odczuła z siebie wyjątkową dumę, choćby dlatego, że spróbowała.

Żyję. Wiem, że nie bardzo widać. Ostatnie dni towarzyszyło mi hasło: "It is not my day." Mea culpa, wybacz.
Sergey
Dorosły

Sergey


Male Liczba postów : 314
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Roger próbował się szarpać, lecz z braku kończyn wychodziło mu to raczej mizernie.
Zarówno pazurki, jak i ząbki wilczycy wbiły się. Z ranek stworka wypływać zaczęła przezroczysta, gorzka i lepka ciecz.
Nie wiadomo skąd w jaskini pojawiła się całkiem spora ćma. Krążyła przez chwilę nad skatowanym Rogerem, przyciągana czerwonym blaskiem oka. Następnie podleciała do Larry'ego...
Trzy liście zatrzasnęły się natychmiast z cichym szelestem, więżąc ćmę i Larry'ego w roślinnym kokonie.
Gdzieś dalej, przed tobą, pojawiło się kolejne troje czerwonych oczu.
Co teraz? Dalej znęcasz się nad Roger'em? Dla odmiany idziesz pomęczyć Larry'ego? A może kierujesz się dalej naprzód? A może wracasz?
Tyle opcji... Jest ich zapewne dużo więcej, ale trudno je wymieniać, straciwszy czucie w palcach. Ziiiimno jest, a pisanie z fona do najprostszych nie należy. Z tego samego powodu brak obrazka i niekolorowa wypowiedź.
Ale lepiej z fona, niż wcale, prawda?
Condesce
Artysta Malarz



Female Liczba postów : 34

     
Patrzała długo na Larry'ego, który ku jej nie najmniejszemu zdumieniu... zrobił coś, a choć nie była to rzecz szokująca, może na tutejsze standardy tak normalna, jak siły grawitacji, zatrzymało ją to na chwilę w trakcie dokonywania morderstwa. Bo przecie było to coś ala morderstwo, tak po prostu, bez podobnych zamiarów, nie testuje się ząbków na kimś, kto nie jest towarzyszem szczenięcych zabaw. Gdyby ktoś jej to zarzucił, nie miałaby nawet cienkiej linii obrony, że to przypadkiem. Chciała Rogera wykończyć i ot, spróbowała, nic mniej i nic więcej.
A teraz Larry odwiódł ją od tej myśli, nie tyle zniechęcił, co sprawił, że prawie zapomniała, czym podłym się parała, mimo że nadal stała przy swojej ofierze. Oblizała pyszczek, krocząc z wolna na swych cienkich łapkach do Larry'ego, by i jego omieść spojrzeniem. Przybliżywszy się, raz jeszcze użyła łapy w celu pacnięcia roślinki, natomiast na tym się skończyło i arsenał białych igiełek nie był kolejny raz angażowany do jatki. Zadowolona, iże udało jej się sprezentować, na co ją stać, odpuściła i sobie, i faunie razem z florą tymczasowo, udając się w dalszą drogę, ku kolejnym czerwonym punktom. Nastawienie jej się trochę zmieniało, im dalej szła, można by rzecz, że wyszła w trybu bojowego, bo tamtymi już nie chciała się zajmować, planowała najspokojniej w świecie je ominąć, przejść dalej, utonąć głębiej w tajemniczej krainie i - jak to przy tego typu osobowościach bywa - raczej żadna ziemska siła by jej od tego nie odwiodła. Trzeba zbadać resztę jaskini. Naprzód, wiara.
Sergey
Dorosły

Sergey


Male Liczba postów : 314
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Tajemne Jaskinie Gelatinous-cube

Uderzając w roślinę mogła odnieść wrażenie, jakby atakowała kamień. Larry siedział bezpiecznie w swoim schronieniu, prawdopodobnie spożywając zwabioną przed chwilą ćmę.
Im dalej w głąb jaskini szła nasza bohaterka, tym więcej par oczu, trójc, kwartetów i solo oczu napotykała. Dzięki ich światłu mogła dostrzec niewyraźne zarysy ścian jaskini...
Która nagle się urwała. Co widzisz przed sobą? Ścianę. Pod ścianą leżącą... A może stojącą? Trudno to określić.
Pod ścianą znajdowała się duża żelatynowa kostka, również wydzielająca lekkie światło. Kostka o krawędzi około trzech metrów. Wewnątrz kostki można było dostrzec resztki kości, ludzkich i nie tylko, parę sztuk stalowego oręża i nadtrawione, bliżej nieokreślone stworzenie.
Przez sześcian możesz dojrzeć otwór w ścianie, dość duży, by dało się nim przejść na drugą stronę. Tylko, że kostka ściśle przylegała do ściany - ani minąć, ani przeskoczyć.
Co teraz?
Condesce
Artysta Malarz



Female Liczba postów : 34

     
Kostka. Kostki się nie spodziewała. Taka to myśl zaświtała jej w głowie. Wszystkiego, tylko nie kostki. W gruncie rzeczy może być jednak tak, że gdyby nie kostka, o czymkolwiek innym rozmyślałaby, że kompletnie ją zaskoczyło. Poddała się więc, a poddanie to pociągało za sobą zaprzestanie zamartwienia się czymkolwiek, od kostki zaczynając, kończąc na oczach w ciemności - czyli na problemie przed jej nosem zaczynając, do żelatynowego tworu bowiem miała blisko, podszedłszy nieomal na tyle, by trącać go nosem. Wszakże nie chciała, by dystans dzielący ją i przeszkodę wprowadził choćby minimalny zamęt w oględzinach, jakie przeprowadzała. Spokojnie, dokładnie. Myśl, Condesce, co jak co, lecz głowę akurat masz i lepiej rób z niej sensowny użytek, bowiem inne atrybuty oraz wątpliwe szczęście chętnie podłożą świnię. Tak, cogito - ergo sum. Nie myślę, nie ma mnie, jestem niczym. Niedaleko miała do tytułu "niczego", toteż należało dołożyć wszelkich starań ukierunkowanych na podniesienie własnego statusu, możliwości, uzupełnienie listy dokonań, jak dotąd ani nie długiej, ani nie chwalebnej. Samoocena zostanie zapewne nie bardzo wysoka, jednak z tym da się żyć, nawet jeżeli żywot w tym stylu wykazuje pewne podobieństwa ze spacerem na bosaka po hamadzie. Oglądaj, Condesce, jako że oczy masz i jeszcze możesz stosownie do boskich założeń je wykorzystać, mrużąc może co niemiara, ale z jako takim efektem, miejmy nadzieję.
Zatem pierw stanęła blisko jednej ściany, tej położnej na przeciwko zasłanianego przez kostkę przejścia, spuściła nieco pyszczek, coby nie narażać nosa na spotkanie z substancją, aczkolwiek zerknąć z bardzo bliska, potem stanęła do kostki bokiem, zerknęła i z tej perspektywy na wszelki wypadek, czy to licząc na jakieś cudowne objawienie, jakiego dozna, zerkając kątem oka, czy to z innych pobudek. Później z kolei przemieściła się wzdłuż wszystkich ścian, nadal jak ognia unikając kontaktu. Nic się w tym momencie nie działo. No cóż, w jej życiu ostatnio w ogóle nie wiele się działo, co może miało wyrównać średnią, skoro u zarania jej krótkiego istnienia rozegrały się już dantejskie sceny. Ale kogo to obchodzi? Ją na pewno najmniej. Nieważne, bardzo, ale to bardzo, wręcz niewyobrażalnie bardzo - nieważne. Nieważne i tylko zapominała się czasem oraz zagapiała przez te wspomnienia o znikomym znaczeniu, w związku z czym teraz na przykład prawie wpadła na ścianę, gdy zakończyła obchód. Warknęła pod nosem na ten lapsus i przeszła dalej - przycupnęła na zadku, zadzierając głowę i lustrując to, co po wyżej. Nie ograniczała się do sześcianu, omiotła też wzrokiem tyle otoczenia, ile wyłowiły jej młode oczy. No cóż.
Na sam koniec trąciła galaretę łapą, mruknęła z wyrzutem "ble" i uzupełniła tę ekspresję równie wymownym wyrazem na pyszczku, nim przytuliła się bokiem do ściany jaskini, aby pokonać jak najkrótszą drogę przez tę masę - bo że staranuje przeszkodę, tego była pewna. Może tam znajdzie lepszy świat? Nie, na to chyba szans nie ma. Szkoda. Albo nie. Jednakże nie bacząc na to, czy włazi do piekła, czy do nieba, oparła przednie łapki na bocznej ściance i dopomagając się pazurkami, naparła na nią, coby się przedrzeć na drugą stronę. Położyła ino uszy po sobie, czego nikt ważny pewnie widzieć nie miał sposobności, a więc i nikt nie przypisze tego uczuciu strachu. I dobrze.
Miałaby teraz zawracać? Równie bezsensowne jak wszystko inne. Przecie gorzej i tak nie będzie.
Sergey
Dorosły

Sergey


Male Liczba postów : 314
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Miękka galaretka ustępowała pod wilczymi łapkami. Każdy z nią kontakt jednak bolał, powodował przykre i silne pieczenie. Za pieczeniem postępowało lodowate odrętwienie, strata czucia w łapkach...
Czy przebijanie się na wylot przez kostkę aby na pewno jest mądre?
Kostek ożywił się jakby, ścianki wyczuwalnie zafalowały. Kilka pęcherzyków powietrza uleciało ku górze, po czym wydostało się z żelatynowego potwora z głośnym "uff!".
Oprócz tego nie wydarzyło się nic interesującego.
Co teraz? Możesz pchać się dalej. Możesz zawrócić. Możesz zamrzeć w bezruchu. Możesz... W sumie wszystko możesz. Ogranicza cię tylko twoja własna kreatywność, nie będę więc podsuwać gotowych rozwiązań.
Do dzieła, droga Con... wilczyco. Wstyd przyznać, ale wciąż mam problemy z poprawnym napisaniem imienia.
Condesce
Artysta Malarz



Female Liczba postów : 34

     
Mogła pchać się dalej - więc niczym pod wpływem zasady bezwładności będzie się pchała, po prostu siłą rzeczy, siłą rozpędu, dlatego tylko, że tak zdecydowała. Jeśli nie będzie konsekwentna w swoim postępowaniu, co jej jeszcze zostanie? Jak to sobie nie jeden raz wcześniej uświadomiła - z odrobiną melancholii nader często odnawiała pewne prawdy objawione odnośnie swojej osoby niczym stare rany, niszcząc regularnie skrzepy, by nie tracić z oczu czerwieni krwi, swego rodzaju memento mori - niewiele albo jeszcze mniej. Tymi nielicznymi zaletami trzeba by rozporządzać dobrze. Trzeba by uważać. Dużo się tych powinności znajdzie. To lepiej nie szukać.
Nie zdawała się jednak działać aż tak bezmyślnie, co uwydatniło się szczególnie w momencie, gdy zatrzymała się, coby spróbować poruszyć palcami u łap, skontrolować je podejrzliwie. Ani chybi musiała więc używać szarych komórek do podstawowych obliczeń na warunkach ją otaczających, tyle że najpewniej nie korzystała z otrzymanych wyników, co jest już inną śpiewką. Ale czasem to miło być bezmyślnym, bowiem wtedy masz pewność, że nikt nie ma władzy nad twoim postępowaniem, może akurat łącznie z tobą, jednak nie ma podejrzenia, że śpiewasz cudzą piosenkę - marionetka musi się poruszać według jakiegoś schematu, jak kreatywny a nietuzinkowy by on nie był, bo inaczej przedstawienie raczej traci sens, a marionetkarz poklask. Ona w takim razie byłaby beznadziejną marionetką, więc współpraca z nią stawałaby się nieustającą serią porażek, samobójstw scenicznych. Bazując na tym, musiała być wolna od czyjegokolwiek wpływu. Tego jej było trzeba. Tę niezależność mieć jak w banku, bez tego jak bez tlenu.
Zatrzymała się, lecz nie na długo, Rubikon przekroczyła i basta, przejdzie przez kostkę, nawet po trupach, nawet po własnym, jeśli tak się sprawy ułożą. Użyła swojej niewielkiej masy, kompletnie przenosząc ciężar ciała na dwie łapy, coby wpijały się łatwiej. No cóż, jeśli konsekwencje miały okazać się co najmniej niemiłe, to nie bacząc na to, zmierzała ku nim niby rozpędzony pociąg. Szkoda czasu na niepewność. Oblizała przy tym nerwowo pysk, obrzydzona w dalszym ciągu, a jeszcze bardziej, gdy przemknęła jej przez łepetynę myśl, iże się być może podobnego paskudztwa nałyka, kiedy wsunie pyszczek w tajemnicze odmęty. Wręcz bolesna myśl. Dobrze, że żołądek - nieprzyzwyczajony ogólnie do bycia pełnym - dawał wyczuć idealną, nieskażoną, czystą pustkę, dzięki której nie będzie mogła wymiotować. Posłuszna samej sobie, łamiąc sprawnie własną wolę, czy to - nazwijmy to tak - dobrą, czy to złą, równie bezwzględna, gdy chodziło o słabości, co gdy chodziło o naturalne, moralnie prawidłowe bariery, schyliła głowę, prowadząc ją w ślad łapek. Jeśli wierzyć mantrze podwórkowych i salonowych mruczków, warunkiem jest głowa. Głowa odpowiednich rozmiarów, żeby mogła wejść, ewentualnie dziura taka, aby głowa weszła, w każdym razie wymiary muszą się mniej więcej zgadzać. Głowa. A reszta pójdzie.
Sergey
Dorosły

Sergey


Male Liczba postów : 314
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Wcisnąć się w kostkę udało, owszem. Zamknęła się za waderką z głośnym "ciamk!".
Bolesne pieczenie było wszechobecne. Con mogła się czuć, jakby oblano ją kwasem. Zaraz za tym, jakże nieprzyjemnym wrażeniem, szło jednak lodowate odrętwienie, zobojętnienie, cisza... Chyba tylko cudem udało jej się wyjść z tego cało. No, mniej więcej. Na łapkach, które jako pierwsze kontakt z żelatyną pojawiły się rozległe, płytkie, słabo krwawiące ranki. Czucie całkiem jednak zanikło, co sprawiało, że na razie młoda wilczyca nie odczuwała bólu.
A teraz wchodzimy w pole "profil" i odejmujemy dziesięć hp. Niby nic, ale zawsze coś, niefajna sprawa, akie oparzenia. Łapki Con zostały wręcz nadtrawione.
Czucia nasza mała bohaterka obecnie nie miała wcale. Mogło się jej zdawać, że w ogóle ciała nie posiada. Zachowała zdolność ruchu... I to ją uratowało. Z ciamknięciem wypadła po drugiej stronie żelatynowego potwora, w bezpieczną (czy aby na pewno?) ciemność tunelu.
Condesce
Artysta Malarz



Female Liczba postów : 34

     
Nieszczęsne jej powieki walczyły o bezpieczeństwo oczu, ściśnięte, zwarte, jakby miały scalić się w jedność. Głupia, głupia, głupia ona, uświadomiła sobie. Nie wadziły jej mniejsze i większe zadrapania, a nawet nie czuła lęku przed złamaniami, ale na myśl, że miałaby przestać widzieć, nie usłyszeć już nigdy więcej czegokolwiek, a szczególnie ostrzegawczego szmeru zbliżającego się zagrożenia, że poznawanie świata będzie toczyło się dalej bez czegokolwiek, co by uderzało w jej nos. Czy wreszcie, iż nie będzie potrafiła nawet wyczuć, na czym stoi... to napawało ją grozą większą, niż napawałby obraz jakiegokolwiek zranienia malujący się w myślach, choćby miało ono towarzyszyć jej już przez cały parszywy żywot. Wielkie było jej przejęcie, gdy odkryła, iż jedna z rzeczy, na którą zawsze liczyła najwięcej, jeden z najważniejszych zmysłów, często ostatnia bariera między nią a Śmiercią, odchodziła daleko, poza zasięg jej możliwości. Okropne emocje oplatały absurdalną w jej opinii sytuację, kiedy szła, a czuła się, jakby wcale tego nie robiła. A może to nie absurd? Może to coś z piekła rodem?
Wyrwawszy się z kostki, popełzła chwilę po ziemi, zbyt zszokowana, by podjąć się bardziej naturalnego sposobu przemieszczania. Cal, drugi i trzeci, dopiero wtedy zebrała się w sobie i spróbowała stanąć na łapki - aż do skutku, choć dziwne były jej mięśnie, obce ciało. Wówczas zbliżyła ową obcą kończynę przednią, rozczapierzając palce wilczych łap niczym niezgrabne szpony powykrzywianego przez reumatyzm monstrum, by zapobiegliwie przetrzeć ślepia, których do tego momentu nie śmiała otwierać. Tego by jej brakowało. Westchnęła żałośnie nad swoim losem, co było dobrą odpowiedzią na każde wyzwanie losu; potem poszła powolutku dalej, tym razem ze zniwelowaną dawną obojętnością, raczej trochę przejęta tym, że za żadne skarby Azteków nie powinna wracać znaną drogą, najeżoną podobnymi pułapkami - toteż przed siebie. Gdzie będzie ich mniej albo więcej - cóż, poszła przed siebie, coby się w najbliższym czasie przekonać.
Co ty robisz? Nic i wszystko.
Sergey
Dorosły

Sergey


Male Liczba postów : 314
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Lodowate odrętwienie przemijało z wolna, zmieniając się w nieprzyjemne szczypanie. Przetarte łapką ślepka piekły i szczypały również, jednak na szczęście nie dostało się do nich dość zabójczej żelatyny, by coś złego mogło im się stać. Dobrze, że były osłonięte, a potem przetarte, bo inaczej mogłoby się to skończyć dużo gorzej...
W sumie było w miarę spokojnie. Ciemność, cisza...
ŁIIIIIIIIII!
Świdrujące zawodzenie pojawiło się w tym samym momencie, w którym Con wpadła na coś, niewidocznego w ciemnościach. Miękkie, nieco wilgotne, większe bez wątpienia od naszej małej waderki. Trudno więcej odkryć w całkowitych ciemnościach.
I to coś właśnie wrzasnęło, gdy wilczyca tego dotknęła.
Co teraz?
Condesce
Artysta Malarz



Female Liczba postów : 34

     
Co teraz? Pierwsza odpowiedź, jaka się nasuwa w jej akurat przypadku, jest nader prosta. Zbaraniała w stu procentach, całkowicie, na wskroś, wzdłuż i wszerz, co sprawiło, że w ułamku sekundy usztywniła łapy, zaś w dwóch ułamkach sekundy już całe cielsko, zamierając w bezruchu, a dla uzupełnienia zachowując także bezdech. Potem z wolna obudziło się czy to jedno ucho, drażnione wrzaskiem, który to dźwięk natomiast ją samą, rozpatrywaną jako całość, raczej straszył niż irytował, czy to źrenica - ta przemykała się ukradkiem, ślizgała po dostarczającej nieszczególnej obfitości szczegółów ciemności, stróżując fortecy, jaką było jej ciało. Tego bastionu - osobiście tak by wolała - lepiej nie naruszać, nie niszczyć jego granic, takich jak chociażby skóra, obecnie ukryta pod grubym puchem młodzieńczej sierści, postawionej na baczność w odpowiedzi na nieprzyjazne bodźce dostarczane przez otoczenie. Lepiej byłoby dla niej i... dla kogoś jeszcze z pewnością... gdyby zachowała pierwotną formę, całkiem przecież estetyczną; wszak w niej oko mogły drażnić co najwyżej wyraźnie zarysowane żebra i kręgosłup.
Nie opuszczało jej co prawda spięcie, ale też w pewnym momencie przestało hamować ruchy, toteż badając otoczenie łapką, przesunęła się w lewo i zarazem w tył, mniej więcej wymierzając to tak, aby zwiększać odległość między sobą a tajemniczą kreaturą, przy założeniu, że owa pozostaje tam, gdzie ją Condesce zastała. Coś nie widziała jej się rozmowa z takim stworzenie, bo któż normalny znalazłby się w takim miejscu i to w tak perfidnie groźnych czasach? Zamiast tego odezwała się więc zgodnie z prawem pięści i zawarczała, po cofnięciu się o ten pierwszy, poniekąd symboliczny krok, na swoim miejscu, tyle że w tej konfiguracji, by brzuch był bliżej ziemi, kończyny dosyć sprężyste, skłonne jej posłuchać w razie gdyby przyszło jej skakać, albo z pobożnym zamiarem ratowania skóry, albo z mniej szlachetnym zamiarem walki, co wydawało się jej debilizmem, aczkolwiek mogło się okazać głupotą konieczną. A bo to wiesz? Dla podkreślenia tajemniczej istocie grozy sytuacji, czyli również własnej powagi, siły i takich tam cechy niby pozytywnych teraz, niby przez nią posiadanych, przesunęła pazurkami po kamieniu, wywołując przy tym stosownych a niemiły dźwięk.
Sergey
Dorosły

Sergey


Male Liczba postów : 314
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Tajemnicza istota nie drgnęła nawet. Nie wydała też ani jednego dźwięku. Udało ci się ją ominąć bez żadnych problemów.
A może ci się wydawało? Może jej tam wcale nie ma? Może cała ta ciemność zaczyna oddziaływać na twój umysł, zaludnia mrok potworami?
Nieprzyjemny zgrzyt pazurów niesie się echem po korytarzach, powraca do ciebie, zdaje się dobiegać z daleka. Może gdzieś tam ktoś cię przedrzeźnia?
Brak tu już lśniących w ciemnościach oczu na kurzych nóżkach. Czerń jest jednolita, nieprzenikniona. Skąd możesz wiedzieć, czy coś się w niej nie czai?
Wokół panowała cisza i bezruch, lecz nawet to w tych okolicznościach wydawało się straszne i wrogie.
Condesce
Artysta Malarz



Female Liczba postów : 34

     
Cisza ponoć ma różny charakter. Ta nie budziła zaufania, nie, gorszej niż ta nie mogła sobie wyimaginować, zresztą nawet nie chciała, skoro tak działała tak wielką siłą strachu... Westchnęła cichutko, co miała zrobić wyłącznie w duchu, a co jednakże zapragnęło wolności i zaistnienia i wyrwało się z jej pyszczka, pomimo zaciśniętych zębów. Szczęki bowiem zwierały się tym mocniej, im więcej myślała o otoczeniu, bowiem z kolei wraz z pogłębianiem analizy niewidocznej scenerii - analizy, oczywiście, bazującej na przypuszczaniach i niepokojąco mglistej, nijakiej, ba! prawie nieistniejącej - czuła się mniej usatysfakcjonowana, mniej, mniej i mniej... coby nie rzec, iż zaniepokojona albo i przestraszona.
O ile nie drgnęła z początku ona sama, niewidzialna ręka zdawała się mieć kontakt fizyczny z jej futrem, nurzać w nim palce i stroszyć kark, powiększając nieco cherlawe cielsko samki. Zmysły tymczasem skłonne były zwariować, pozbawiając ją zdolności logicznego rozumowania, sensownych decyzji, pokroju tych, czy rzucać się do ucieczki, czy tulić w poszukiwaniu schronienia przy podłożu, czy bieg w przód, w prawdo, w lewo, na oślep, a może dążyć, owszem, ale ostrożnie, po omacku? Musiała zdecydować, więc i zdecydowała, dochodząc do starej, lecz jarej konkluzji, iż to przecie wszystko jedno. Uniosła więc przed siebie przednią łapę, zataczając nią kręgi, sprawdzając tylko to, czy nikt bądź nic nie stoi przed nią i poczęła leźć w tę stronę, w którą idąc powinna się oddalać od tajemniczego stworzenia, zważywszy na to, gdzie ostatnio na nie wpadła.
Sergey
Dorosły

Sergey


Male Liczba postów : 314
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Jej łapka ponownie natrafiła na coś o podobnej strukturze. Skutki były identyczne, świdrujący wrzask poniósł się korytarzami. Czyżby to było to samo? Tak szybko, tak bezdźwięcznie się przemieściło? A może były dwa?
Ciemność utrudniała orientację...
Krzyk ucichł. Cisza wydawała się jeszcze gęstsza, jeszcze bardziej przytłaczająca. Napierała na Con, wwiercała się w uszy, pożerała każdy oddech, każdy szelest.
Boisz się?
Nie wiadomo, co kryje ciemność. Co to jest? Jest za tobą? Przed tobą? Pod, nad, obok?
Uważaj... Nie wiesz, co to jest i czego chce. Lepiej strzeż każdego kolejnego kroku.
I wybacz proszę tak długą przerwę w odpisach - testy gimnazjalne mordują wenę.
Condesce
Artysta Malarz



Female Liczba postów : 34

     
Dość, dość, dość. Raz jeszcze, raz z pewnością nie ostatni - dość tego. Swych ostrych zębów użyła przeciwko sobie samej, kąsając się wściekle i w związku z tą złością od razu niemal do krwi. Dziabnęła się pierw w ozór, następnie przysunęła ową podniesioną jak dotąd łapkę do pyszczka i poczęła przez chwilę obgryzać nerwowo. Teatr, w którym grała główną heroinę zdawał się prowadzić ją... ach, żeby do nikąd, ale tak dobrze nie było i spodziewała się, nie chcąc co prawda o tym myśleć,.krwawego punktu kulminacyjnego. Ale skoro taki koniec wywróżyła sobie z ciemności, musiała coś z nim zrobić, spróbować rozwiązać ten problem jak każdy inny, a że najlepszą obroną jest atak, encore odczuła powinność zebrania odwagi. Przede wszystkim zagęściła ruchy, poczynając rzucać się to tu, to tam, chaotycznie, acz miarowo atakując każdą stronę świata, skoro gdzieś musiał być cel. Jakiś, bo cóż, nie potrafiła spodziewać się, nie miała ani czasu, ani chęci na rozstrzyganie takiej sprawy przy użyciu szarych komórek.
Nataniel
Dojrzewający

Nataniel


Male Liczba postów : 160

     
Odbijała się od miękkich kształtów, raniła je. Wrzaski były ogłuszające, wysokie. Mogła poczuć, jak ziemia drży pod jej łapami. Jej pyszczek ociekał słodką, zieloną, fosforyzującą cieczą, rozświetlającą mrok, ukazującą kolonię ogromnych grzybów. Z każdej zadanej przez Con rany płynęła jasna ciecz.
Światło, choć nikłe, pozwalało dostrzec zarysy grzybów, ciągnących się na kolejne cztery metry w przód. A co dalej? Dalej światło nie sięgało.
Co teraz? Co planujesz, droga Con?
Zranione grzyby nie przestawały krzyczeć, nie milkły.
Zmiana kolorku, yay!


Ajć, znów pomyliłam konta -,-
Sponsored content