Jezioro Lobis

Selwa
Dorosły

Selwa


Female Liczba postów : 277
Skąd : Okolice Lublina

     
Wilczyca kiwnęła powoli łbem gdy Kein zaczął jej opowiadać, że musiał opuszczać przyjaciół.
- Przykro mi... - Powiedziała i spróbowała uśmiechnąć się pokrzepiająco do wilka.
Machnęła łbem aby odgonić grzywkę.
Fakt faktem opuszczając rodzinę pewnie czuła się podobnie. Nie chciała odchodzić ale miała dosyć szydzenia z niej i wyśmiewania z powodu jej koloru. A co jeżeli to prawda? A co jeżeli naprawdę przynosi pecha? Spuściła łeb i westchnęła.
- Bardzo chętnie - Powiedziała gdy Kein zaproponował jej wycieczkę. Może na chwilę zapomni o przeszłości. Machnęła kolorowym ogonem.
Kejn
Latający Doświadczony Łowca

Kejn


Male Liczba postów : 2064
Wiek : 25

     
Cóż, niestety i tak bywa. Lepiej jednak aby wiedziała o opuszczaniu przyjaciół podczas podróży, aniżeli o tych z Anglii.
Jak się userce nudzi to może sobie KP przeczytać, bo powiedzmy sobie szczerze... jak ktoś to wszystko by przeczytał to zrozumiałby jego ''konkluzje'' na różne tematy.
- Ajtam. Nie ma co płakać w sumie nad rozlanym mlekiem jak to ludzie kiedyś gadali. Wiem, że to dosyć dziwne powiedzenie z ich strony, ale w pewnym sensie je rozumiem.
Zastanawiało go tylko jedno. Skąd właściwie pomysł nad płaczem przy mleku? Nie potrafił tego pojąć. Well... ludzkie, dziwne gadanie.
No co? Każda postka ma swoje wybryki natury.
- Powiedz mi tylko Selwo jakie tereny lubisz najbardziej. Wtedy postaram się zabrać w takie miejsce w którym na pewno nie byłaś.
Gorzej jeżeli okaże się, że była wszędzie; wtedy user będzie musiał tworzyć kolejne miejsce, a nie lubił tego ze względu na to iż.. no po prostu nie jest kreatywny pod tym względem i tyle.
Wyciągnął się i uśmiechnął.
Ajć, ta wadera jednak jakoś pozytywnie działa na jego samopoczucie. Fajnie się gada, mimo iż to jest zaledwie jakiś tam początek znajomości.
Selwa
Dorosły

Selwa


Female Liczba postów : 277
Skąd : Okolice Lublina

     
Uśmiechnęła się na przysłowie które jak twierdził - mówią dwunogi.
Machnęła kolorowym ogonem i spojrzała na Keina. Zaproponował jej wycieczkę ale pyta się gdzie. Zamyśliła się.
- Hm... Nigdy nie byłam w górach... - Powiedziała wilczyca i spojrzała się pytająco na Keina. Czy jemu odpowiadają góry?
- Oczywiście, nie chciałabym się narzucać... - Powiedziała cicho. Biedna grzeczniutka Selwa zawsze bardziej martwi się o potrzeby innych i ich upodobania niż o siebie samą. Wstała przeciągając się i skrzywiła się, gdy usłyszała jak jej kręgosłup strzyka.
Podeszła do jeziora i napiła się wody a następnie znów siadła wbijając wzrok w Keina.
Kejn
Latający Doświadczony Łowca

Kejn


Male Liczba postów : 2064
Wiek : 25

     
Ach idealny wybór! Basior przy pierwszej jej wypowiedzi uśmiechnął się bardzo szeroko.
- A ja góry kocham. Zawsze uwielbiałem w nich przebywać.
Pokręcił łbem w momencie kiedy usłyszał tamtą drugą wypowiedź.
- Selwa... lubie cię i bardzo chętnie gdzieś z tobą pójdę. Nie ma co, chodź.
Był bardzo spokojny, ale.. a dobra.
Pacnął ją w grzbiet, po czym szeroki uśmiech wstąpił na jego pysk.
Ruszył gdzieś... (post z fona)

zt - dam info na pw
Selwa
Dorosły

Selwa


Female Liczba postów : 277
Skąd : Okolice Lublina

     
Selwa wstała. Lubiła Keina, wydawał się bardzo miły.
Kein powiedział, że kocha góry. Uśmiechnęła się delikatnie odsłaniając białe ząbki.
- Dziękuję - Powiedziała i wstała.
Powoli wręcz melancholijnym krokiem ruszyła za Keinem z uśmiechem. Przyśpieszyła dopiero gdy basior zniknął jej z oczu. Wtedy zaczęła powoli truchtać machając kolorowym ogonem.
W pewnej chwili stanęła obejrzała się i podeszła do jeziora. Napiła się i szybko podążyła za przyjacielem.

z.t
Koza
Dorosły

Koza


Liczba postów : 31

     
Wzgardziła mostkiem. Wzgardziła zresztą i wyspą, po prostu dlatego, że największą atrakcją, aspektem decydującym w wyborze tymczasowej przechowalni na swą osobę była obecność wody. Od lat dziwiła się tak sobie, jak zabawnym wyrokom losu, od lat nie rozgryzła systemu działania tego - fakt faktem, iże widząc wodę, cofała się w rozwoju intelektualnym, co wprawdzie brzmi groźnie, jednakże w gruncie rzeczy okazuje się orzeźwiające, dopóki ma się nad tym pełną kontrolę i dopóki się tego pożąda.
W związku z tym pozostawała ufna, że każdy smutek można rozwiać wycieczką nad wodę, a wraz w tą cieszą, która w czasie pluskania przesunie się po jej grzbiecie, odejdą troski, może zostając w obrębie zbiornika.
Rozkoszą dla niej było więc to, gdy po kilku chwilach lotu - sposób podróży wybrała z myślą o tym, coby jak najszybciej dotrzeć, bynajmniej nie ceniła mniej niż chwil w powietrzu chodzenia, może dlatego, że było dla niej i jej krótkich łapek wyjątkowo egzotyczne... i bardzo męczące, niestety także to - mogła złożyć delikatne skrzydła i z wysokości, na jakiej się w tejże sekundzie znajdowała, dać nura do w dół, w pierwszej kolejności przez powietrze, później natomiast bez utraty zapału przez wodę. Tkwiła pod nią całkiem długo, dotarłszy kilka metrów w głąb cieszy, a potem żwawo dotarła do powierzchni. Zbierało jej się na śmiech, brakowało tylko iskry, jednej; tyle potrzebowała, by zupełnie już nieskrępowana konwenansami radość w niej zapłonęła. Takowa musiała pochodzić z zewnątrz.
Tymczasem znikała i pojawiała się, odpowiednio do tego, czy była w wodzie, czy nad wodą. Nie kołowała daleko od brzegu i z pewnością zdradzał ja plus, a najprawdopodobniej stamtąd widoczne były również jej kontury.
Nidalee
Młode

Nidalee


Female Liczba postów : 4
Skąd : Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani.

     
Kontury, być może i nieznane, wprowadzały chory umysł w stan ciągłego ostrzeżenia, niczym kolejno pojawiające się okienka informujące o błędzie, a pomimo naciśnięcia okej, rozumiem, możesz już zniknąć, komunikacie? okienko wracało z powrotem, aż do momentu, gdy podjęta została decyzja ignorowania biedaka. Niestety, biedaczka widząca jednym okiem nerwowo zerkała na kontury, pragnąc uniknięcia konfrontacji z nieznanym; nieznanym przyjacielem czy wrogiem, lecz czy to ważne, gdy zawsze chodzi o kontakt, cielesny słowny i wzrokowy? Nie, nie pożądała ani jednego - czmychnęła przez mostek ukradkiem, podążając za srebrnym błyskiem w wodzie, który widziała kątem oka, bezpiecznym kątkiem, wciąż pragnącym spełnić te podstawowe zachcianki. Była głodna i zmęczona, zaś utrzymujące się w górze światło, ognista kula ciepła, nie sprzyjało jej żywotowi. Nienawidziła światła. Skryła się w cieniu krzaków, pod ukryciem cienia kroczyła do brzegu wysepki, tam, gdzie wśród zanurzonych w połowie korzeni kręciły się mniejsze ryby. Była. Głodna. Spojrzysz na mnie, spojrzysz...
Utknęła w bezruchu, schroniona w chłodzie, obserwująca nieznane zagrożenie, znów kierując uwagę na irytujący komunikat. Dlaczego nie znikniesz, och? Idź już stąd, nie zabieraj mi miejsca, nie irytuj, nie zagrażaj. Czekała.

/mały edit: jak mnie tu nie chcecie dajcie znać na pw, usunę post ; )
Koza
Dorosły

Koza


Liczba postów : 31

     
Gdyby ktoś chciał ją zaskoczyć, być może sam zostałby zaskoczony; wybacz, nie tego smoka sobie wybrałeś, stary! Ten smok nie takie rzeczy przeżył, żeby dać się komuś podejść. Dlatego też w najradośniejszym uniesieniu będąc, nie mogła jednakże zignorować pewnych zmian w jej najbliższym, ba, mającym do niej przystęp otoczeniu. Gdy kołowała nad wodą, gdy spędzała nad nią swój czas, gdy pracowała ruchami skrzydeł na wzniesienie się w górę, skąd najcudowniej na świecie spadało się z powrotem do wody, bystre smocze zmysły nie mogły sobie pozwolić na zupełną bezczynność, przeczesując okolicę. Gdzieś coś się poruszyło. W związku z czym Koza w pewnym momencie zupełnie przestała się poruszać. Wpadła w wodę i na tym skończył się cykl powietrzno-wodnych pląsów, nie poszybowała kolejny raz w górę, traktując pozostanie zanurzonym jako najlepszy w tym wypadku sposób ukrycia się. Jeno kawałek pyska, a więc oczy i nozdrza, wyjrzał na światło dzienne. Dzięki wdzięcznym, sprawnym ruchom Koza była w stanie cichutko się przemieszczać przez ciecz, co też uczyniła, chcąc znaleźć się na brzegu, z dala od miejsca, gdzie jej zdaniem coś się poruszyło. Tam przez chwilę się przyczaiła, korzystając ze swych niewielkich rozmiarów. Dopiero panujący wkoło spokój zmotywował ją do ruchu i uspokoił. Chyba nic złego się nie stanie.
Wzbiła się więc znów w powietrze nad wyspą, by rzucić okiem. I tenże rzut, z wysokości malutkiej, zaś okiem niemal sokolim skierowanym w kierunku wskazanym jej wcześniej przez zdolność analizowania, pozwolił jej dostrzec coś małego, co ją zainteresowało. Zniżyła lot, grawitowała tuż nad ziemią. Zmierzała w stronę Nidalee.

EDIT:

Jednak parę ziaren w klepsydrze się przesypało, a Koza nie zauważyła nic niepokojącego ni interesującego. Zebrała się więc w drogę, używają stosownie skrzydeł. 

z. t.
Blaizekein

Blaizekein


Liczba postów : 17

     
Dotarł w nowe miejsce, nasmarowany i lśniący od maści. Dobrze że nie maskowała jego oceanicznego zapachu, przynajmniej każdy wiedział że tutaj jest. I to było w rozumowaniu Blaza caaałkowicie normalne, tak zawsze go uczyli- że ma cię czuć wszędzie aby widzieli że tu jesteś i czujesz się dobrze. Oczywiście zaraz po wylezieniu z tego lasku to wlazł do ukochanej wody, mrucząc jak kociak i taplając się. Był prawie że środek nocy (hue hue) i pełnia. Księżyc co jakiś czas chował się za coraz częstszymi, gęstymi chmurami typowymi dla jesieni. Na zimę będzie musiał zniknąć pod wodami oceanu aby się ogrzać. Nie znosi zimna, okropnie się marznie a on jeszcze jest wodny, więc zdawało mu się że zamarza tysiąc razy szybciej niż inni. Zima była też czasem kiedy to żałował że nie jest ognistym smokiem. Jednak póki co jest kolorowa jesień a on jest niebieski. I co jakiś czas szum liści ruszanych pieśnią wiatru, przerywany był przez wynurzającego się lub wyskakującego z wody, dwumetrowego smoka. A jego cielsko było bardzo długie, wielkie skrzydła zwinięte a płetwa (nie jedyna) na ogonie napędzała jego wyskoki.
Meitiana
Dorosły

Meitiana


Female Liczba postów : 178

     
Wadera, nadal nie do końca wyleczona z odniesionych ran, ale i tak w niezłym humorze zawędrowała nad jezioro z zamiarem spoczynku i błogiej, samotnej relaksacji. Nie miała coś szczęścia do tej krainy - raz młoda smoczyca bierze ją za niegodną życia i zasługującą jedynie na zagładę, drugim razem chcąc zapytać o lecznicę trafia na wilki, które ją ignorują, tu znów wplata się w spotkanie z dziwaczną bestią, która ją kiereszuje, a kiedy w końcu polegając jedynie na własnych zmysłach i przeczuciach trafia do lecznicy nie ma jej kto przyjąć. Ostatecznie lepiej poznała ze dwie osoby, których już chyba nie ma w krainie, a przynajmniej się nie pokazują. Skąd więc jej dobry humor? Chyba tylko z natury. Skoro te ziemie tak ją powitały to jak widać trzeba przymknąć na to oczy, zagryźć wargi i się przystosować co kobieta miała zapisane w genach i zakodowane w mózgownicy na stałe. Wychowała się w trudnych warunkach to i teraz jakoś sobie poradzi. Choć gdyby wiedziała, że to się tak skończy chyba zamiast ku krainie powędrowałaby w przeciwnym kierunku. Teraz jednak przyjęła na klatę te trudne początki i oswoiwszy się nieco z sytuacją postanowiła przynajmniej tej nocy porządnie wypocząć. Popatrzeć we wreszcie rozpogodzone niebo i wsłuchać się w szum coraz mniej licznych kapel liści.
Pewnym choć spokojnym krokiem weszła na mostek prowadzący na wyspę, która była jej celem, a gdy stanęła na brzegu coś ją tknęło i podeszła do czystej tafli by napić się niezwykle czystej wody (a więc najpewniej było to pragnienie). Zanurzyła końcówkę języka, ale coś jakby cień mignął w tym wodnym lustrze, tuż przed jej oczyma. Zawsze czujna i przygotowana na atak cofnęła się natychmiast i wytężyła zmysły. Może jest tak zmęczona, że tylko jej się zdawało? Ale jeśli nie - to co czai się w wodzie?
- Chyba muszę odpocząć... - Szepnęła nadal wpatrując się w pozornie spokojny brzeg jeziora.
Blaizekein

Blaizekein


Liczba postów : 17

     
Tak w ogóle to jakby wilczyca się przyjrzała, to mogła zauważyć pod jednym z drzew torbę którą zostawił tam smok. A w torbie same "skraby" Wracając do "widziała (smoka) cień" to się nie myliła. Faktycznie coś a raczej ktoś tam był, ktoś duży jak dla wilczycy i dzięki jej czujności nie skończyła jako przekąska Blaza. Bo widzicie, smok zanurzył się na chwilę ku dnie "płytkiego" jeziora, aby pooglądać czy aby nie ma tam czegoś ciekawego. Zauważył gdy wypływał, że na brzegu stoi wilk. Super, kolacja sama przyszła. I już już miał ją pochwycić kiedy...zmienił kurs. I to właśnie w tym momencie kiedy zwracał, wilczyca go zzauważyła. Co go powstrzymało? A no to, że ostatni wilk to mówił a nie można jeść tego co gada no chyba że ci się naprzykrzy, wtedy to inna sprawa. Samiec popłynął jeszcze raz na dno i rozpędził się, wysjakując z wody w momencie gdy ona wspomniała o wyspaniu się. Wyobrażacie sobie. Stoicie a tutaj nagle w świetle księżyca wyskakuje z wody piękne, majestatyczne i najprawdopodobniej groźne zwierze. Aby impet z jakim miał opaść tuż przy wilki nie był tak duży, rozłożył skrzydła i uderzył lekko w ziemię "na deskę" Jego ogon poruszał się jak wąż a długa szyja wygięła się w literę "S" aby łatwiej było mu spojrzeć na wilka. Nastawił na sztorc wszystkie swoje płetwy i zapytał - U-hy teszz gadaszss jak wsh-wszysscy?- Jak można było zauważyć na starcie, smok miał jakieś dziwne problemy z mową.
Meitiana
Dorosły

Meitiana


Female Liczba postów : 178

     
Mimo iż wadera miała już pewien staż w Krainie to był on jednak za krótki, albo ona zbyt twardogłowa, by przywyknąć do takich nagłych zwrotów akcji. W ogóle do niedawna uważała smoki za stwory z mitów i legend (dopiero po dotarciu tutaj musiała zweryfikować swoje poglądy) i spotkanie z jakimkolwiek ich przedstawicielem mocno ją szokował. A ten tutaj obecny kawaler objawił się w doprawdy widowiskowy sposób! Jego płetwiaste wyrostki najeżone na wszystkie strony, wielka płetwa na ogonie i małe oczka spoglądające na wilko-psa z góry robiły piorunujące wrażenie. Meitiana ocknęła się z szoku dopiero gdy 'potwór' skierował do niej koślawo wypowiedziane - niemal wysyczał - pytanie. Chwilkę stała jak solny posąg niezdolna do sprawnego operowania umysłem (oraz ciałem) i przetworzenia w głowie informacji. Po paru sekundach jednak udało jej się przełknąć ślinę, powoli pokręcić łbem jakby sądziła, że smok jak zjawa rozwieje się w powietrzu i zniknie jej z pola widzenia, a na końcu delikatnie poruszyć łapą i odpowiedzieć cicho, ale wyraźnie:
- Tak... też umiem mówić - W jej łagodnym głosie nadal odbijały się nutki niedowierzania w rzeczywistość, choć seplenienie smoka o dziwo działało bardzo otrzeźwiająco na jej przemęczony umysł. I teraz tylko pytanie - co dalej? Meitiana nie znała się na smokach. W ogóle miała wrażenie, że przestaje się znać na kimkolwiek - była nudna, poważna i roztropna i najwyraźniej odpychała od siebie wszystkie możliwe stworzenia, za wyłączeniem (jak wspaniale!) przeogromnych gadów. Jakieś fatum? Tyle, że trzeźwo myśląca wadera nie wierzyła w takie rzeczy. Przynajmniej do niedawna. No i do tego samego 'niedawna' najpewniej z warczeniem rzuciła się na przód, a potem na boki by zmylić bestię i uciec jak najdalej, jak na dzikiego wilka, ex-wojownika przystało. Takie gierki jednak nie miały racji bytu w tym obrzydliwie skomplikowanym świecie - należało więc zadać sobie pytanie - co zrobiliby tutejsi?
I tak Meitiana, podłamana już w swoich dawnych przyzwyczajeniach spróbowała spojrzeć na smoka zupełnie innymi oczyma - może tak jak na wilka? Ale czy tak było dobrze? Trzeba się przekonać.
- N-nie... nie wiedziałam, że ktoś tu jest - Powiedziała po chwili wahania. Dziwnie się czuła kierując słowa do kogoś kto w jej mniemaniu powinien być stworem z legendy, ale należało spróbować. - Jesteś smokiem, prawda? Najprawdziwszym... - Uśmiechnęła się blado i na chwilę spojrzała jakby zażenowana w ziemię. Szybko jednak jej doświadczenie wojownika dało o sobie znać i czujnie spojrzała ponownie na przybysza z jeziora.
- Nie uda mi się już żyć w przekonaniu, że smoki nie istnieją, mam rację? - Gdy zadała to retoryczne pytanie jej uśmiech stał się oznaką pogodnej rezygnacji, a twarz przybrała łagodny wyraz. Nie, żeby nie była gotowa do ataku lub ucieczki, ale dookoła było tak cicho, a ona tyle już się namęczyła, że nie w głowie jej było spinanie mięśni i rzucanie się na prawo i lewo bez wyraźnego powodu.
Blaizekein

Blaizekein


Liczba postów : 17

     
Smok w pewnym momencie zamknął ślepia i wyglądał na bardzo zrelaksowanego i... nie słuchał co ona mówi? Tak, to było prawdą ale nie dał tego po sobie poznać, więc co piąte słowo wadery wydawał z siebie coś na kształt krótkiego "hm" Wyobraził sobie teraz jak jest na ciepłej...plaży. Och jak on tęsknił za tym a przecież przed chwilą tam był. A zdawało się że to wieczność! Czuł jak powoli jego maść znoowu wysycha i znoowu trzeba będzie iść i łowić, dorobić kolejną porcję. Jednocześnie chciał mieć swoją jaskinię pełną kości. O tak, inni lubią złoto a on uwielbiał perły i kości, szczególnie te rybie! Nie wiedział jeszcze, że kości można tutaj zdobyć handlem i że jest to jakaś cena a dla niego coś takiego jak "cena" czy "waluta" to pojęcia zupełnie obce. I tak nagle zdał sobie sprawę, że głos wilka gdzieś utonął w otchłani jego mózgu, co oznaczało iż skończyła mówić. Otworzył oczy i powiedział po swojemu - Nehe'thos auh Kehayu deneyao- a potem spojrzał na nią, jakby oczekując odpowiedzi. Po jakichś 20 sekundach, uderzył się łapą w czoło (zaznaczmy, iż między jego palcami jest błona) i przejechał nią sobie po pysku. Wyszczerzył się do niej i zaczął składać i rozkładać swoją płetwo-grzebień czy cuś tam na łbie mówią już w ich języku
- Tsja...Ma rh-h.. hm.. Rrrację? Arrbusy s-są kh-o-dobre. Ssmoki jak-h najbh-najbhardziej ssą. A mnie nie khasszdy o-g-ogarnia. S-Zwą mnie Bla.. B.. Blaz- i TERAZ oczekiwał odpowiedzi.
Meitiana
Dorosły

Meitiana


Female Liczba postów : 178

     
Gdyby Meitiana nie była w dzieciństwie twardo uczona dyscypliny i kultury osobistej otworzyłaby szeroko pysk, wybałuszyła oczy i patrzyła na smoka bez krzty zrozumienia - tak jednak opanowała się, spróbowała zrobić normalną minę i jak najszybciej połapać się w tym co smok powie... wydukał. Wcześniej powiedział coś bardzo płynnie, ale w języku jakiego nigdy nie słyszała. Za to tego co powiedział przed chwilą... no, czegoś takiego także była świadkiem po raz pierwszy. Miała jednak wrażenie, że zrozumiała... część. Znaczy - zrozumiała wyrazy, ale nie mogła pojąć co do ich sytuacji miały jakieś arbuzy. Tym bardziej, że nie za bardzo wiedziała co to jest arbuz. Zrozumiała, że coś do jedzenia, ale co? Dodajmy, że wychowywała się w wysokich górach, a tam nawet ludzkie osady nie obfitowały w egzotyczne (i nie) owoce.
- Blaz, tak? - Powtórzyła, wcale nie będąc pewną czy smok nie przeinaczył swojego własnego imienia, a przecież nie wypadało jej nazywać go... ekhm - niepoprawnie. Swoją drogą ona nadal mu się nie przedstawiła - do tej pory nie czuła takiej potrzeby, ale teraz uznała to za jak najbardziej naturalne:
- Ja nazywam się Meitiana - Skinęła głową w geście kulturalnego przywitania (z opóźnieniem, ale zawsze) - Miło mi... cię poznać - Uśmiechnęła się trochę koślawo, bo i nadal tłoczyły się w jej głowie mieszane uczucia, ale postanowiła zrobić jak najlepsze wrażenie, a przynajmniej imponującego gada nie prowokować.
Blaizekein

Blaizekein


Liczba postów : 17

     
Teraz Blaz zaczął się oblizywać, robił to co przyszło mu go głowy a w sumie...! Przybliżył łeb do wadery i skosztował ją, znaczy się polizał ją pozostawiając rybi zapach na jej przedniej części ciała a potem najzwyczajniej w świecie wstał i wrócił do wody. Zniknął w niej cały, dając jakby wrażenie iż całkowicie zignorował wilczycę! Ale spokojnie, zaraz jego głowa i płetwy czy jak kto woli kryzy, pojawiła się nad wodą a morsko-zielone ślepia przypatrywały się uważnie obcej. Blaz wydał z siebie coś na kształt mruczenia jak u kota a potem sam z siebie się zaśmiał - Faajnie. Sskon-skąund jssteś? Masssz lic-li-czne ran-rrrany- Jego uwagę skupiła jego torba, która od tak leżała sobie pod drzewem. Powoli odpływały jego myśli w kolejną przeszłość. Jak to kiedyś spotkał ludzi na plaży . Wygonili oni z lasu sarnę a on z tego skorzystał, wyskoczył z wody i jednym kłapnięciem złapał i zabił sarnę. Usłyszał ludzi i jakieś inne odgłosy od niezidentyfikowanego obiektu (psy) Kiedy zauważył takie oszczepy jakie mają syreny to zwiał z "zdobyczą" i zjadłwszy w spokoju pod wodą...zdarł skórę z sarny i tak zrobił sobie torbę. Spojrzał na...jak ona miała na imię? Nieważne, potem sobie przypomni.
Meitiana
Dorosły

Meitiana


Female Liczba postów : 178

     
Meitianę aż poraziło gdy wielki, lepki jęzor niemal uniósł jej przednie łapy nad ziemię i dreszcz przeszedł  przez całe jej ciało - po raz pierwszy zdarzyło jej się coś takiego. Ale czy kogoś to dziwi? Ja tam sądzę, że niewiele osób zostało polizanych przez wielkiego smoka morskiego z wadą wymowy. Chociaż ona akurat nie ma tu nic do rzeczy. Tak czy siak szok za szokiem. Szczęście, że nie otworzył jej rany na boku. A jakby otworzył i spróbował? Czy on w ogóle lubi mięso? A gdyby ogarnął go szał i nagła żądza krwi? Wadera nie wykluczała takiej opcji dlatego postanowiła nie dać się tak zaskoczyć po raz kolejny - następnym razem nie da się podejść! (Z tym, że łatwiej było powiedzieć niż zrobić).
Na szczęście miała chwilkę na 'ogarnięcie się' kiedy Blaz zniknął pod powierzchnią wody. Kiedy znów się wynurzył była już spokojniejsza i gotowa na dalszą część konwersacji (i nowe dziwaczne pomysły gada).
- Przyszłam z gór, całkiem daleko stąd. Wcześniej nie ruszałam się stamtąd ani na krok, więc teraz mogę wykorzystać okazję i pooglądać bardziej zróżnicowane krajobrazy. - Odpowiedziała z uśmiechem, już coraz mniej nerwowym, a bardziej naturalnym. - A te blizny... - Tu poczuła mocniejsze uderzenie serca i ciepło dumy rozchodzące się po jej ciele - To pamiątki po polowaniach na niedźwiedzie. - Teraz jej uśmiech przybrał bardziej drapieżny wyraz, a oczy błysnęły dziką pewnością siebie. Trafił w punkt! To był jej ulubiony temat - duma, hobby i obowiązek - specyficzny dla ich rodziny. Chociaż tak swoją drogą... Czym są niedźwiedzie w porównaniu do smoków? Dla niej jednak był to nadal największy wróg i najcięższa zwierzyna. Zaabsorbowana zapomniała wspomnieć, że najnowsze rany odniosła w zupełnie innych okolicznościach - podświadomie uznała to jednak za nieistotne.
- To twoja torba? - Zapytała wskazując skórzany tobołek leżący pod drzewem i zmieniając przy okazji temat, by przypadkiem nie zacząć się rozgadywać na tematy najpewniej smokowi obojętne. Lepiej niech on coś po... wyduka i da jej się zorientować w swoim sposobie myślenia.
Bezalcour
Dorosły

Bezalcour


Male Liczba postów : 44

     
Zmęczone dłużącą się podróżą ciało gruchnęło o ziemię, kiedy Voltaire niedbale uwalił się na glebę, obierając sobie za tymczasowe legowisko skrawek powierzchni niewielkiej wysepki. Z cichym pomrukiem zadowolenia i niewielkim uśmiechem czającym się w kącikach warg, przewrócił się na plecy, by przymknąć oczy i odetchnąć głęboko. Z pozoru można by dojść do wniosku, że wilczur nie dbał zbytnio o swoje bezpieczeństwo; bo kto ceniący sobie życie odsłania tak perfidnie swoje najwrażliwsze części ciała? W tym momencie w końcu nie tylko jego odsłonięty brzuch świecił zachęcająco swą śnieżną sierścią, ale również i szyję wydawał się bezczelnie wystawiać, jakby zachętę dla ewentualnych napastników. Wbrew jednak tym pozorom - wybranie wysepki na miejsce odpoczynku było czysto strategicznym posunięciem. Należy bowiem zauważyć, że ułożył się tak, by móc spokojnie obserwować prowadzący na wysepkę mostek - żaden gość nie zaskoczyłby go, nadchodząc od tej strony, a było to jedyna droga niewymagająca wchodzenia do wody, której chlupotanie zapewne również ostrzegłoby go w porę o zbliżającym się intruzie, gdyby ten zdecydował się przez nią przeprawić.
"Starzejesz się, Cour. Zapomniałeś o istotach latających" - usłyszał pod swą czaszką cichy głosik i zaraz jego powieki rozwarły się odrobinę, zaś po zadowolonym uśmiechu nie było już śladu. A więc - nici z porządnego wypoczynku; należało przecież obserwować nieboskłon. Zwłaszcza, że to właśnie z góry atakowały najpodlejsze kreatury, cholera. A był, szlag by to, tak piekielnie zmęczony. Czuł, że mięśnie wciąż ma napięte po długim, pośpiesznym marszu; tępy ból prawej, tylnej łapy nie dawał mu spokoju i mocno nadszarpywał nerwy. "Starzejesz się, biedaku".
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Nad jezioro zawitał Owachinashi. Nie miał szczególnego zamiaru, by się tutaj zjawić. Czy zapach wody go przywiódł? Oj, co to, to nie! Wilk ten posiadał węch słabszy nawet od ludzkiego, zniszczony bowiem pewnymi sterydami, które popularne były w okolicy, w której dane mu się było urodzić. W bardzo dużej okolicy. Ale nie przejmował się tym zbytnio, gdyż wciąż miał dobry słuch i wzrok, a także potrafił maskować swój zapach. Tego ostatniego jednak nie robił zbyt często, szczególnie tutaj, gdzie nie dostawał żadnych misji do wykonania. Nie musiał już z tego żyć. Nie mógł. Na pewno nie z zabijania. Kradzieże? Obrona jednostki, grupy? Cóż, o ile nie będzie musiał nikogo zabijać. Prócz zwierzyny, gdy głód mu doskwierał, nawet jeśli nie zwykł polować. Taką właśnie przysięgę złożył, a honor nie pozwalał mu jej złamać. Póki co nie przeszkadzało mu to, bo Kraina wydawała się być bardzo spokojnym miejscem. Dotąd nikt go nie zaatakował, śledzony również nie był. Nie wątpił w swe zdolności w wykrywaniu niechcianych bytów wokół siebie. No chyba, że podążał za nim naprawdę doświadczony skrytobójca, ale tym będzie się musiał przejmować, gdy okaże się to być prawdą. Póki co podszedł do zbiornika wody i się napił. Dużo wędrował, biegał, przechodził przez trudne tereny. Nie chciał stracić swojej formy. Mimo to, nie czuł wielkiego zmęczenia. Przy okazji mógł chociaż trochę poznać tę olbrzymią krainę. Miał też nadzieję, że może znajdzie Ongaku Jiyuu, ale chyba się na to nie zapowiadało. Już dawno temu zgubił drogę do jej lokalu. Po części dlatego ciągle podróżował - by ją odnaleźć. Niby takie proste, ale nie w jego przypadku. On cały czas był zagubiony, i to wcale nie w przenośnym sensie. Czy też psychicznym, kto to wie. Zwyczajnie nie mógł nigdy odnaleźć drogi, dlatego musiał żyć z wykonywania różnych misji, które nie wymagały zbyt dalekich podróży. Nie lubił żyć bez pieniędzy, bo nie mógł ich wtedy wydawać na sake. Tak jak teraz, choć póki co mu jeszcze trochę zostało. Gdyby tylko mógł znaleźć jakiś sklep...
Wracając do rzeczywistości, Kuma zauważył obcego wilka. To znaczy, wszyscy tu byli dla niego obcy, nie licząc raptem dwójki wilków. Przeciągnął się niespiesznie i ruszył mostkiem. Kroczył powoli, co nadawało mu pewnego majestatu, zaś aura tajemniczości unosiła się wokół niego. Ale to było normalne w tym przypadku. Prawie zawsze się tak zachowywał, nawet jeśli w środku był całkiem infantylnym wilkiem, który łatwo poddawał się emocjom takim jak ekscytacja, czy też wzruszenie.
- Konbanwa. - przywitał się zgodnie z porą, jaką z założenia był wieczór, i zatrzymał jakieś trzy metry od wilka.
Bezalcour
Dorosły

Bezalcour


Male Liczba postów : 44

     
Utrzymanie uniesionych powiek w momencie, kiedy rozluźnienie nieśpiesznie wkradało się w poszczególne części ciała, rozkurczając mięśnie i pozwalając im odpocząć, nie było prostym zadaniem. Tym bardziej, jeśli niemal całą dobę nieprzerwanie się maszerowało - i to właściwie bez żadnego konkretnego celu. Włóczenie się było dla niego nawykiem takim samym, jak - dajmy na to - otrząsanie się po wyjściu z wody; nawykiem wpisanym już w naturę, którego ciężko się pozbyć i bez którego stosowania odczuwa się pewien dyskomfort. Niemniej walczył ze swoim zmęczeniem dzielnie, nieustannie i uparcie kontrolując zarówno nieboskłon, jak i kątem oka mając też na uwadze mostek. Chciał odpocząć, jednak obecna sytuacja już po paru minutach zaczęła go męczyć. Nie było nic przyjemnego w leżeniu na grzbiecie i zmuszaniu się do czujności, kiedy zarówno ciało, jak i umysł domagały się chwili wolnego od pracy. Zirytowany zaczął zastanawiać się już, czy nie lepiej będzie wstać i ruszyć dalej, w tym momencie jednak jego uwagę przykuł ruch na mostku. Przekręcił się natychmiast, aby ułożyć się na brzuchu i uniósł łeb, przypatrując się zbliżającemu się intruzowi. Jego puchate ogonisko poruszyło się łagodnie, jakby w minimalistycznym objawie przyjaznego nastawienia, poza tym jednak niczym innym nie zdradzał ani zadowolenia z przybycia obcego, ani też niezadowolenia. Wydawał się być obojętny, ot, neutralny, w rysach jego pyska zaś majaczyło nawet jakieś znudzenie. Jego łuki brwiowe podskoczyły łagodnie, gdy padło nieznane mu zupełnie słowo, które - jak wywnioskował - miało być chyba powitaniem. Zamiast jednak kulturalnie odpowiedzieć, jak na dobrze wychowanego wilczura przystało, odparł ździebko mniej stosownie:
- Lepiej, by nie było to żadne obcojęzyczne wyzwisko, białasie - jego ton, wbrew dość twardym, ostrym słowom, zabrzmiał wręcz delikatnie. W kącikach jego ust zaigrał cień uśmiechu, nie pozwolił sobie jednak jeszcze na tak otwarty wyraz przyjaznego nastawienia. Zamiast tego lustrował z uwagą nieznajomego, taksując go spojrzeniem z wręcz bezczelną śmiałością.
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Spokoju i powagi Chiny nie zmąciło zdanie, które wypowiedział wilk. Być może dlatego, że tutejszy język nie był jego rodzimym, i nie wiedział, czy "białasie" miało brzmieć jakkolwiek obraźliwie. Z resztą, nie był on typem, który odpowiadał na zaczepki. To znaczy, nie zawsze. Nie zawsze odpowiadał na zaczepki. Z resztą, wdawanie się w kłótnie i bójki nie było rzeczą mądrą, choć w jego sytuacji mogłoby to zabrzmieć dziwnie. "Białas" nie należał pod wieloma względami do typów szczególnie inteligentnych i błyskotliwych. Wystarczyło mu, że wiedział, ile potrzeba na dobre sake i coś do jedzenia. Niestety, od czasu opuszczenia rodzimych stron wiele rzeczy się pozmieniało.
- Wyzwiskiem to nie jest, tylko przywitaniem. - stwierdził wilk.
Spokojnie przyglądał się nieznajomemu. Zdecydowanie go nie widział, stuprocentowo stwierdzić to mógł po jego zachowaniu. I dobrze, nie lubił zapominać, że kogoś poznał, nawet jeśli zdarzało mu się to naprawdę rzadko. Jego problemy obejmowały raczej odszukiwanie drogi, co bywało dużym problemem. Dlatego najczęściej łapał złoczyńców lub bronił jakieś osobniki, gdyż to było dla niego najopłacalniejszym zadaniem. Chyba, że pracował z kimś. Tak jak za czasów, gdy jego przyjaciele...
Ale to nie były wspomnienia, które chciałby teraz przetwarzać w swej głowie. Zamiast tego, wolał skupić się na czarnym nieznajomym i dźwiękach dookoła. To było zdecydowanie lepsze zajęcie na tę chwilę.
- Mam może spotkać przyjemność kogoś, kto w tej Krainie żyje czas dłuższy? - zapytał, nie dbając o to, czy zdanie było dobrze sformułowane. Dla niego zdawało się być w porządku, ale to dlatego, że on sam wiedział, o co mu chodziło.
Usiadł, gdyż skoro miał okazję trochę odpocząć, to warto było skorzystać, nawet jeśli zbyt zmęczony nie był. Nie było dobrym wyjściem, niepotrzebnie tracić siły. Gdyby ktoś jednak zdecydował się go zaatakować, to mógłby być z góry na gorszej pozycji, nawet jeśli nie straconej. Choć najpewniej by uciekł, nigdy nie miał nic przeciwko ucieczkom. Szczególnie teraz, gdy nie musiał walczyć. Chociaż wolałby trudniejszy teren, bo po płaskiej powierzchni pierwszy lepszy szybszy wilk by go mógł dopaść.
Bezalcour
Dorosły

Bezalcour


Male Liczba postów : 44

     
Voltaire nie spuszczał spojrzenia z nieznajomego ani na moment. Możnaby wręcz odnieść wrażenie, że miał nadzieję cokolwiek dokonać za pomocą samego kontaktu wzrokowego. Niczym dzieciak, który wpatruje się w pustą puszkę po coli, aby sprawdzić, czy przypadkiem los nie obdarzył go nadnaturalną zdolnością telekinezy. Jeszcze parę sekund po tym, jak obcy mu odpowiedział, Bezalcour niewzruszenie wciąż przeszywał go spojrzeniem. Potem jednak prychnął w duchu, przeniósł spojrzenie na widok roztaczający się za jego nowym rozmówcą i rozciągnął swoje wargi w krzywym grymasie ewidentnego rozczarowania. Liczył najwyraźniej na jakąś bardziej kreatywną odpowiedź, coś mniej... do bólu zwyczajnego i przewidywalnego. Choć faktycznie od jakiegoś czasu cenił sobie spokój, nie oznaczało to jednak, że był chętny przyjmować nudę i monotonię do swojego życia z otwartymi ramionami. Wciąż lubił się bawić, choć teraz zwyczajnie preferował igraszki nieszkodliwe, najlepiej też niefizyczne. Widocznie jednak Biały nie był jednostką zdolną do zapewnienia mu choć krztyny rozrywki większej niż mało znacząca pogawędka. Ślepia Bezalcoura zwęziły się, jakby zauważył za postacią Owachinashiego coś interesującego, nie raczył też ostatecznie się poprawić i odpowiedzieć na przywitanie czy jakkolwiek inaczej pociągnąć ten temat.
- Dziś po raz pierwszy postawiłem łapę na tutejszym gruncie - odpowiedział zgodnie z prawdą, by dopiero po chwili z manierą flegmatyka przenieść znów znudzone, obojętne spojrzenie na intruza. - Raczej nie będę mógł ci więc pomóc. A ty... - uciął, nie kończąc pytania, milczał przez dobre trzy sekundy, po czym w końcu rzekł rzecz inną, niż pierwotnie zamierzał: - Jestem Bezalcour.
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
China raczej nie był wilkiem, który mógłby dostarczyć rozrywki. Bywał infantylny i ożywiony, ale tylko jak coś się działo, albo jak mówił na znany i lubiany temat. W tej chwili otoczenie było spokojnie, więc i on nie widział powodu, aby się w przenośnym sensie unosić, w jakikolwiek sposób. Dlatego też siedział, niby całkowicie skupiony na rozmówcy, chociaż w międzyczasie błądził myślami w bliżej nieokreślonym kierunku. Nigdy nie było łatwym stwierdzić, co mu chodziło po głowie, chyba że miał to wprost wypisane na pysku. Za to na pewno można było powiedzieć, że nad czymś myślał. Zapewne coś, co nie miało wielkiego znaczenia, przynajmniej dla "osób z zewnątrz".
- Belzacour. - powtórzył wilk, niemal jak echo.
Niemal, gdyż z błędem. Tak samo jak ja, gdy za każdym razem czytam to imię. Kuma przekrzywił nieco głowę na bok.
- Bezarucour. - spróbował powtórzyć, i tym razem klęskę poniosła sama wymowa.
Litera "l" czasem mu nie wychodziła, nawet jeśli udało mu się w większym stopniu przywyknąć do polskiego. Pokręcił głową i westchnął cicho.
- Beza. - stwierdził wreszcie, nieco zrezygnowany. Zaiste trudne imię. - Mnie możesz zwać Kuma. - dodał jeszcze.
Trochę mu było szkoda, że nieznajomy był nowy w tych stronach. To już sam China ciut więcej wiedział, gdyż był tu jakiś czas, i spotkał dobroduszną Jiyuu, która mu trochę o tych stronach opowiedziała i dała jeść, a nawet podała mu sake! To naprawdę wspaniałe z jej strony. To był jeden z powodów, dla których chciał ją znów spotkać. Taki najgłówniejszy.
Ktoś jednak za bardzo odpłynął, a może coś w organizmie źle zadziałało? Cokolwiek by to nie było, sprawiło, że oczy wilka się nagle zamknęły, a przednie łapy w nierównej kolejności ugięły się pod nim. W ten oto sposób Kuma, nieco skulony, przewrócił się na bok. Czy mu serducho stanęło, czy coś innego się stało, kto wie? Jednego jestem pewna, trzeba trzymać się problemów jakie postaci posiadają, jeśli takowe posiadają.
Bezalcour
Dorosły

Bezalcour


Male Liczba postów : 44

     
W swej czarnawej łepetynie tymczasem Bezalcour począł analizować sobie niespiesznie obecną sytuację, plusy i minusy ewentualnego odejścia, za i przeciw pozostaniu na miejscu. Wydawało mu się bowiem, że opuszki łapsk mrowią go łagodnie, jakby domagały się ruchu, zmiany miejsca położenia na jakieś bardziej dogodniejsze odpoczynkowi, choć równie dobrze owe mrowienie mogło być figlem jego własnej wyobraźni. Z drugiej zaś strony, choć biały nie wydawał się być towarzystwem szczególnie żywotnym czy ciekawym, ponoć nie wolno przecież oceniać po pozorach, polegać całkowicie na pierwszym wrażeniu i z góry spisywać kogoś na straty, czyż nie? Być może po dłuższej pogawędce Voltaire zdołałby ujrzeć Chinę w innym świetle. A przede wszystkim: biały mógł mieć informacje, a te przecież bywały przydatne.
Jego kąciki ust zadrżały, kiedy usłyszał próby białego w powtórzeniu jego imienia. Faktycznie, Voltaire posiadał dość nietypowe miano i niejednemu sprawiało ono kłopot. Może lepiej byłoby, gdyby przedstawiał się pierwszym imieniem, a z pewnością byłoby prościej dla jego rozmówców - nie robił tego jednak. Kto wie, może podobało mu się to, jak niektórzy łamali sobie języki i to, jak niezręcznie próbowali unikać jego wypowiadania, kiedy wypadało im z głowy. Kiedy jednak padł skrót "Beza", ośmiolatek ściągnął brwi w wyrazie dezaprobaty, choć rozbawienie wciąż igrało mu na wargach.
- Nie, proszę, tylko nie Beza. Nienawidzę tego zdrobnienia - rzekł pośpiesznie marudnym niemal tonem. - Mów mi Cour - zaraz podsunął mu inny skrót, coby biedak nie musiał się męczyć z całym imieniem albo nie irytował go tą głupią Bezą. Co prawda nadal było mu to nie w smak, bo nie lubił, gdy ledwo znane mu jednostki zwracały się do niego, używając ksywki, jednak czasami nie było innego wyjścia. No, mógł też przedstawić swoje pierwsze imię, fakt, ale jak już wspomniałam - z bliżej nieokreślonych powodów zwykle tego unikał.
- Miło poznać, Kuma - mruknął dość niedbale, strzygąc uszami; kąciki warg trwały uniesienione, co wyraźnie złagodziło wyraz jego pyska. - Więc, Kuma, pozwól, że zapy... - nie zdążył nawet dokończyć, bo w tym momencie z jego rozmówcą stało się coś zaiste niespodziewanego. Bezalcour miał wrażenie, że ogląda całą tę sytuację w spowolnionym tempie: ślepia białego wilczura zamknęły się niespodziewanie, a sam zaraz najzwyczajniej przewrócił się na bok, najwyraźniej straciwszy przytomność. W pierwszej chwili Voltaire nawet nie drgnął, jakby nie posiadał nawet tego naturalnego odruchu nakazującego rzucenie się na pomoc upadającemu.
- Kuma? - spytał dopiero po kilku sekundach, przypatrując się swojemu towarzyszowi zaskoczony. Raczył się w końcu podnieść z ziemi, aby zbliżyć się do leżącego,  choć wyraźnie miał pewne wątpliwości, czy powinien to robić. Równie dobrze mogłaby to być jakaś pułapka czy żart, czyż nie? Acz głupio by było, gdyby wilczur zdechł, bo Voltaire był zbyt nieufny by sprawdzić, czy temu przypadkiem nie odciął się dopływ powietrza. - Jeśli to jest jakiś żart, przysięgam, młokosie, że połamię ci kręgosłup i urwę ten śliczny łeb, jasne? - burknął pod nosem, aby w końcu podejść i pochylić się nad nieprzytomnym. Schylił się tak, aby jego policzek znalazł się tuż przed kufą śpiącego i jednocześnie spojrzał na klatkę piersiową białego, coby upewnić się, że ten oddycha. Być może powinien zacząć panikować albo przynajmniej spróbować ocucić biedaka. Cóż, mógłby, faktycznie.
I ze wszystkich możliwych sposobów, zdecydował się - a jakżeby inaczej - na spoliczkowanie nieprzytomnego. Nawet nie próbował być przy tym delikatny.
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Sytuacja z imieniem przypomniała mi trochę sytuację z pewnej mangi, gdzie dwójka dziwnych kotów w kształcie donutów spotkała podobnego im kota, który przedstawił im się jako Baumcougar. I choć na wstępie powiedział im, że mogą mu mówić Cougar, to ci pierwsi i tak zaczęli go nazywać Baum. Ale, wracając.
"Młokos" nie żartował, ale jedno można było stwierdzić na pewno - oddychał. I to nie jakoś szybko czy nienaturalnie, tylko głęboko i spokojnie. Niestety, nie było mu dane usłyszeć gróźb wilka, więc nie mógł ewentualnie przyspieszyć swego wybudzenia. Z resztą, jakby chciał. To znaczy, nie wypadało zasypiać w trakcie rozmowy, bo to brak kultury, ale China nie wiedział co to kultura. I choć to nie oznaczało, że zachowywał się jak pierwszy lepszy niechluj - bo tak nie było - to zdarzało mu się zachowywać naprawdę niestosownie do sytuacji. Tak jak teraz, zasnąć w trakcie rozmowy. Czy to jakaś choroba, czy zwykłe przyzwyczajenie - ciężko stwierdzić. Być może wyrobił się w nim ten odruch, by móc odpocząć, kiedy jest spokojnie. Tak czy tak, spoliczkowanie zdawało się w pierwszym momencie nie działać, ale okazało się, że to po prostu wolna reakcja Chiny. Może za bardzo się zrelaksował?
Nos białego wilka drgnął nieznacznie, a po chwili otworzyły się oczy. Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał nieprzytomnie na wilka, ale szybko potrząsnął głową i się ogarnął. Cóż on tu robił? Ach, tak! Przecież prowadził rozmowę z nieznajomym o imieniu Belz... Bezal... cour? Tak, chyba tak to szło. Z resztą, zawsze mógł mu nadać jakąś nazwę, często tak robił. I to niekoniecznie z powodu takiego, że miano rozmówcy mu uciekło. Szkoda mu tylko było, że wilkowi nie podobało się "Beza". Dla Chiny brzmiało fajnie. Nigdy się nie spotkał z taką nazwą, a na dodatek była niesamowicie prosta. Ale w sumie, Cour też brzmiało "fajnie", nie?
- Powiedzieć coś chciałeś? - zapytał, jak gdyby nic się w ogóle nie stało.
Prawdę mówiąc, Kuma niezbyt dobrze pamiętał, czy zasnął. Prawda, film mu się urwał w momencie, gdy Cour zaczynał coś mówić, ale jak się ocknął, to dalej siedział... czy jakoś tak. Nie wnikał zbytnio, bo nic mu się nie stało. Tylko pysk go bolał. Podniósł łapę i pomasował miejsce, które aż za bardzo czuł. Może nie był to jakiś wielki ból w porównaniu z tym co dotąd przeszedł, ale z pewnością nie było to również zwyczajne swędzenie. Może jakiś kamień na niego spadł i wpadł do wody? Tak, to bardzo prawdopodobne, ale chyba tylko w głowie samego wilka.
Bezalcour
Dorosły

Bezalcour


Male Liczba postów : 44

     
Bezalcour musiał wprawdzie jedno przyznać - Owachinashi zdołał postawić go w sytuacji, w której nigdy wcześniej się nie znalazł. Zwiedził dość spory kawałek świata, spotkał dziesiątki przeróżnych istot i setki przedstawicieli jego własnego gatunku; nigdy jednak nie trafiło się, by ktoś raptownie zasnął podczas rozmowy. A gdy Beziu dostrzegł łagodne, spokojne ruchy klatki piersiowej i wyczuł na swoim policzku ciepły oddech towarzysza, był niemal w stu procentach pewien, iż ten właśnie zwyczajnie spał. Oczywiście, mógł również zemdleć, acz chwilę wcześniej nic nie wskazywało na to, by Owachinashi miał być osłabiony ani też nie wykazywał innych objawów wzbudzających niepokój. Nie powinno chyba też dziwić, że Bezalcour najzwyczajniej w świecie poczuł się dogłębnie urażony. Może właśnie dlatego wymierzył towarzyszowi tak niedelikatny policzek, ot, z powodu zranionej dumy. Bo jak to tak - zasypiać podczas gawędzenia z nim? Nie chodziło już nawet o kulturę, moi drodzy, ale o fakt, iż Kuma miałby uważać go za personę aż do tego stopnia nudną, że aż swym towarzystwem usypiającą. Dla Bezalcoura zaś, który nudy szczerze nienawidził, odkąd tylko dane mu było zaczerpnąć pierwszy haust powietrza z ziemskiej atmosfery, była to obraza niemal równie ciężka jak splunięcie mu prosto w pysk. Nic dziwnego więc, że zaskoczenie zarysowane na jego facjacie prędko przekształciło się w grymas rozdrażnienia i niemal wrogości. Co prawda, nie był głupi i zdawał sobie sprawę, że tak niespodziewane zapadanie w sen w trakcie rozmowy mogło być, a nawet najprawdopodobniej było, objawem jakiejś choroby czy zaburzenia, niemniej to wcale nie łagodziło sprawy w jego oczach. Wyprostował się natychmiast, kiedy tylko dostrzegł poruszenie się nozdrzy Kumy, by spojrzeć na niego z góry z nieskrywaną urazą widoczną w hebanowych ślepiach. Potem nie drgnął już, nie cofnął się nawet, tak więc kiedy jego rozmówca podniósł się do siadu, znajdowali się niebezpiecznie blisko siebie.
- Na twoim miejscu zacząłbym szukać jakiegoś leku na tę dziwaczną dolegliwość. Co byś zrobił, gdybym był mordercą z zamiłowania lub gdyby z jakiegoś powodu twoja śmierć była mi na rękę? - spytał tonem mało już wesołym, a raczej za to poważnym. Zatapiał teraz swe spojrzenia w złocie tęczówek znajdujących się naprzeciw. - Nie zrobiłbyś nic, Kumo. Byłbyś już martwy - po tych słowach zamilkł na chwilę, acz nie odsunął się jeszcze. Pozwolił, by jego słowa wsiąknęły w powietrze i w świadomość Owachinashiego, po czym na jego wargach pojawił się nieprzyjemny uśmieszek. - Dam ci małą radę, Kumo, bo mimo wszystko wydajesz się być porządnym wilczyskiem i może nawet odrobinę cię polubiłem: nie zasypiaj przy mnie więcej - możnaby uznać to za groźbę, jednak w istocie nią nie było. Zwykłe ostrzeżenie, ot; wplecenie w atmosferę trochę napięcia i danie upustu własnemu rozdrażnieniu. To nie tak, że faktycznie chciałby go zabić: spoglądając jednak wstecz na jego przeszłość, dało się wyraźnie zauważyć, że Bezalcour nie było osobnikiem o czystym sumieniu, a nawet niespecjalnie mu zależało, by czystym się stać. W końcu uniósł swoje łapsko, by z krzywym uśmiechem klepnąć białego w bark w jakby pokrzepiającym, poufałym geście, po czym w końcu odsunął się od niego, by usiąść na przeciwko w stosownej już odległości.
- Chciałem zapytać, jak długo tutaj jesteś i czy jesteś w stanie cokolwiek mi o tym miejscu powiedzieć? Zdaje się, że zabawię tutaj trochę czasu - kontynuował rozmowę, jak gdyby nigdy nic; oczywiście, jeśli tylko Owachinashi dał mu szansę, by ją kontynuować, bo zareagować na poprzednie słowa mógł przecież różnie.
Sponsored content