"Shirokuma" Owachinashi

Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Imię: Znany był jako "Biały Demon", choć niektórzy zwykli nazywać go China. Miano, którym w tej chwili się posługują, mówiąc o nim, brzmi: Shirokuma. Mało kto miał okazję usłyszeć jego prawdziwe imię, gdyż jest ono dlań skarbem równie wartościowym, co Hamidashi Tantō.

Wiek: „Nie oceniaj książki po okładce” – jest to najbardziej precyzyjne stwierdzenie odnoszące się do jego wieku. Shirokuma należy zdecydowanie do grupy doświadczonych wilków, choć jego rysy zdają się być wciąż młodzieńcze – jego ciało ma bowiem, biorąc pod uwagę wszystkie szczegóły, około czterech lat.

Orientacja: Zerowa. Lepiej nie pytaj tegoż osobnika o drogę, bo jeszcze bardziej się zgubisz. To nie są żarty! To bardzo poważna sprawa i jeden z największych problemów wilka, choć i tak niespecjalnie mu przeszkadza. Zazwyczaj.

Ambicje: Shirokuma, jeśli miałby już kimś zostać, to pewnie szpiegiem. Wpierw jednak musi dowiedzieć się o warunkach panujących w tej krainie.

Historia: W pewnym japońskim lesie żyły dwie grupy wilczych wojowników. Jedni z nich zwani byli Słonecznymi Wojownikami – pracowali oni dla wielu wilczych wiosek i bronili mieszkańców przed wrogami. Byli szanowani i uwielbiani za swe umiejętności oraz poświęcenie wykonywanej pracy. Druga organizacja nie była tak naprawdę żadną grupą, choć zwano ich Armią Demonów - byli to samowystarczalni wojownicy. Pracowali na zlecenie, wykonując rozkazy tych, którym służyli. Jeśli potrzeba, byli obrońcami, choć najczęściej zabijali za pieniądze. Obawiano się ich, ponieważ należeli do typów zdecydowanie nieobliczalnych i ciężkich do opanowania. Często wprowadzali chaos i nieporządek, więc szybko uznano ich za przestępców i zaczęto tępić. Nie było to łatwe zadanie, gdyż każdy z osobna był w stanie mierzyć się z całą armią zwykłych wojowników. Walczyli za pomocą hamidashi tantō, którymi manewrowali(trzymając je w pyskach) równie zręcznie jak człowiek w dłoni. Słoneczni Wojownicy byli tymi, którzy podjęli się trudu zwalczania ich lub zwracania na dobrą drogę.
Warto też wspomnieć o warunkach, jakie panowały w obu grupach. Jak wiadomo, zachowanie sprawności to ważna rzecz, a im młodsze ciało, tym lepsze. To dlatego szamani nieraz sporo na nich zarabiali – tworzyli pewien rodzaj leku zwany sterydem młodości, który zatrzymywał starzenie się ciała. Pojedyncza tabletka działała około miesiąca, więc ważnym było posiadać spore ich ilości. W taki sposób wojownicy długo utrzymywali młodość. W większości nie robili tego z myślą o sobie, ale o tym, by jak najdłużej móc wykonywać swe zadania w stu procentach i zarabiać na życie. I choć było to przydatne, nikt nie przepadał za tym – dłuższy czas używania sterydów niósł za sobą różnorodne skutki uboczne i nieznacznie skracał życie. Było to najlepsze, co mogli wymyślić tamtejsi szamani, aby zaradzić problemom starzenia. Postarali się nawet, by efekty jak najmniej szkodziły zdrowiu. Pomimo całej swej przydatności, nie było zbyt dużo wilków chętnych do używania tego „paskudztwa” w większych ilościach. Kto by przecież chciał, aby nagle wyrosła mu druga głowa lub dodatkowa para nóg, nieprawdaż?

Niewielkie oświetlenie dawały księżyc i gwiazdy, dostateczne jednak, by zmęczony podróżą osobnik mógł dostrzec drogę przed sobą. W pobliżu nie było jakichkolwiek znaków wskazujących na to, aby ktoś jeszcze podążał tą drogą. Powinien być to niepokojący fakt, rodzący obawę w sercu i nieprzyjemne myśli w głowie, ale dla wędrowca przynosił ulgę i koił napięte nerwy. Wilk zwany Shirokuma został już dawno temu rozpoznany jako jeden z Armii Demonów, a jego sława sprawiała, że na każdym kroku napotykał Słonecznych Wojowników i przeróżnych łowców nagród. Jego głowa warta była już 40.000 kości, więc ciężko mu było znaleźć pracę wśród prawych obywateli. Od pewnego czasu jego jedynymi zleceniami były zabójstwa i kradzieże. I choć zbrzydło mu to niesamowicie, nie miał innego wyjścia – opuszczenie rodzimych stron nie wchodziło w grę. Pozostało mu kontynuować wędrówkę. Naciągnął mocniej kaptur szmacianego płaszcza na głowę. W tych stronach jeszcze nie bywał, więc nie wiedział czego się spodziewać. W ciemności wolał być rozpoznany jako „kolejna zagubiona dusza”.
Kolejny dzień drogi zgotował tajemniczemu wilkowi niespodziankę w postaci sporych rozmiarów wilczej wioski, która niespodziewanie pojawiła się przed nim, jakby wcześniej jej tam nie było. Była to wina nierównego terenu, który od dłuższego czasu utrudniał mu podróż. Shirokuma natychmiast stał się ostrożniejszy, ale zdjął kaptur z głowy. Nie należał do tych, co boją się swej sławy, jakakolwiek by nie była. Wierzył w swe umiejętności, o niesamowitym szczęściu nie wspominając. W pierwszej kolejności uzupełnił zapasy w pobliskim sklepie, a następnie znalazł nocleg. Był jeszcze wczesny poranek, ale całonocna podróż nieco go zmęczyła. W obliczu senności tylko jedno miało dla niego sens – pójść spać. Nie należał do osób leniwych, ale lubił być wyspany, kiedy wykonywał zlecenia.
Słoneczni Wojownicy dość szybko zauważyli przybycie przestępcy do wioski. Nie spieszyli się z działaniem – musieli być precyzyjni. Od kilku lat ich cel - „Biały Demon” Chi – pozostawał tak samo nieuchwytny. Postanowili nie robić niepotrzebnego rabanu i wysyłali tylko jednego wilka na zwiady. Wszystko wskazywało na to, że cel spał w najlepsze.

- Jak on może tak spokojnie spać, będąc usilnie poszukiwanym przez wszystkich Słonecznych Wojowników?

Pytający otrzymał w odpowiedzi jedynie obojętne wzruszenie ramion ze strony towarzyszów. Po kilku chwilach ich dowódca postanowił, że można ustawić się za drzwiami pomieszczenia i czekać, aż przestępca – niczego nieświadomy – opuści pokój. Pozostawili też dwójkę wilków na zewnątrz i trójkę na schodach prowadzących w dół. Znajdowali się na piętrze, więc nie spodziewali się ucieczki oknem. Pozostało tylko czekać, aż Shirokuma się obudzi.
Minęły trzy godziny, i nawet najcierpliwsi wojownicy zaczynali się nudzić. Ich poświęcenie zostało wynagrodzone dopiero po kolejnej godzinie, kiedy usłyszeli, że ich ofiara wstała i szykuje się do dalszej drogi. Natychmiast napięcie wypełniło atmosferę. Niedługo będą mieli okazję złapać tak groźnego przestępcę! Ich marzenie zostały jednak zniszczone łatwo jak szkło, którego brzęk dotarł nagle do uszu Słonecznych.
Biały basior już od dłuższego czasu wiedział, że komitet powitalny czekał pod drzwiami. Ich taktyka była mu zdecydowanie na łapę – mógł spać cały dzień, a oni i tak będą czekać. Prawdopodobnie. Zdecydował się zaryzykować i zasnął na cztery godziny. Wtedy to postanowił, że mądrym wyjściem będzie jednak uciec. Spokojnie uszykował się do drogi, wziął rozbieg przez cały pokój i wybił się z całych sił od ziemi. Szkło natychmiast pękło pod naporem jego potężnego ciała. Wysokość nie grała tu zbyt dużej roli – stawy jego łap były już całkiem mocne od tego rodzaju upadków. Musiał tylko uważać na szkło, dlatego starał się wybić tak, aby wylądować jak najdalej. Tuż po zetknięciu z ziemią skulił głowę mocniej i, zwinięty mocno w kulkę, przeturlał się dalej. Trochę się obił i jedna z mniejszych ran się otworzyła, ale nie dbał o to. Nie wolno było lekceważyć Słonecznych Wojowników. Żałował, że nie zwrócił na to wcześniej uwagi – była to wioska chroniona przez nich. Westchnął tęsknie za ciepłym łóżkiem, choć nie czuł już zmęczenia. Lubił spać, ale w tej chwili musiał czym prędzej uciekać. Jeszcze mu tego brakowało, by pozwolił wrogowi nadrobić odległość! Mógł biec długo, ale nie rozwijał jakichś niesamowitych prędkości. Pod tym względem był zdecydowanie przeciętny.

- Dlatego muszę być sprytny. – powiedział do siebie, szczerząc zęby w czymś w rodzaju uśmiechu.

Biegł, nie oglądając się za siebie. Słyszał, jak pogoń ruszyła za nim, ale nie przejął się tym bardziej niż krwią, która niespiesznie spływała po jego boku. Pół godziny wyczerpującego biegu, i natrafił na rzekę. Nie była zbyt szeroka, ale jej prąd był dość szybki. Chęć ratowania swego życia przełamała niechęć do wody. Przy odrobinie szczęścia nie pójdzie na dno, a znajdzie się dużo dalej. Nie lubił niepotrzebnej walki, a to mogło pozwolić mu jej uniknąć.
Słoneczni Wojownicy najwyraźniej zrezygnowali ze ścigania go, więc mógł trochę odpocząć. Przemierzał las w spacerowym tempie, nie trzymając się żadnej określonej drogi. I takim oto sposobem wpadł do jakiejś nory. Nie było tu nikogo – ta myśl wystarczyła, by natychmiast zasnął.
Tajemnicze szmery dotarły do jego uszu. Nie wiedział, ile dokładnie spał, ale zmęczenie zdążyło opuścić jego ciało. Szybko wyskoczył z dziury i jego wzrok natrafił na szarego wilka. Wyglądał na dość starego.

- Konbanwa, China - kun.

W odpowiedzi na powitanie kąciki ust białego basiora uniosły się nieznacznie, choć w sercu pojawiła się niepewność i obawa.

- Wpadłem ja, nieprawdaż, Tai?

Wilk nieznacznie kiwnął głową, chwycił w zęby miecz i ruszył na Shirokumę.

* * * *

Owachinashi urodził się wczesną wiosną w jednej z mniej znanych, niechronionych przez Słonecznych Wojowników wiosek. Często tu można było natrafić na jakichś przestępców, ale nawet oni byli tu jedynie przelotnie. Rzadko się cokolwiek działo w miejscach jak to, nawet nie było miejsc na noclegi, a jedynym sklepem był malutki bar. To właśnie tu pewnego dnia zawitała pewna znana grupa przestępców, którzy zwani byli „Błyskawicami”. Przybyli kupić nieco sake i zaopatrzenie na drogę. Niespecjalnie ukrywali się ze swą obecnością, a każdy miał na jakimś elemencie ubioru wyraźną błyskawicę. Postanowili oni rozbić obóz w pobliżu wioski i za jakiś czas ruszyć w dalszą drogę. Początkowo mieszkańcy z obawą na nich spoglądali i rzadziej wychodzili z domów, ale po tygodniu spokoju zrezygnowali z niepotrzebnej czujności. Nawet szczeniaki bawiły się bez strachu na drogach, czasem tylko zwracając uwagę na znane na cały las twarze. Szczególnie zainteresował się nimi pewien biały dzieciak. Przez cały czas ich obserwował, aż w końcu wyszedł przed nich, jakby chciał zagrodzić im drogę.

- Co robicie w naszej wiosce? – zapytał, próbując zamiast strachu przywołać pewność siebie i grozę.

O tyle mu się to udało, że dał radę powstrzymać atak płaczu, gdy lider przestępców wystąpił mu naprzeciw. Kilku mieszkańców zamurowało ze strachu. „Cóż ten młodzieniec robi? Chce zdenerwować tak groźne wilki? Co za dureń, przecież zginie!”

- N-nie zabijesz mnie! Mam broń! Nie boję się ciebie! – wykrzyknął szczeniak, cofając się o krok, gdy olbrzymi basior znalazł się tuż przed nim.

Złapał w zęby nieduży nóż, który miał przypięty do przedniej łapy. Dorosły wilk zmarszczył lekko brwi, co przeraziło dzieciaka, ale już po krótkiej chwili się roześmiał. Puknął młodzieńca w głowę, wytrącając mu tym samym nóż z pyska.

- Wybacz mi, Sentōki-san – powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu – Wydaje mi się, że jeszcze ciut za wcześnie, abyś mógł się ze mną mierzyć. Ale jeśli szukasz towarzystwa, zapraszamy do naszego małego obozu!

Szczeniak patrzył się wilkowi w oczy i za nic nie mógł zrozumieć tego, co się działo – podobnie jak inni mieszkańcy wioski, którzy widzieli tę scenę. Minęła dłuższa chwila, nim odpowiedział.

- N-nie zamierzacie mmnie… z-zabić? – zapytał, jąkając się.

Basior pokręcił głową, jakby nie wierzył w to co właśnie usłyszał. Poczochrał malca łapą po głowie.

- Nie zabijamy bez zlecenia. – stwierdził pogodnie i ruszył dalej, pozostawiając Owachinashi’ego samego.

Grupa pięciu wilków ruszyła za swym przywódcą.
Znów zapadła noc. Grupa złożona z sześciu zupełnie różnych psowatych siedziała wokół ogniska, tocząc zażartą dyskusję. Ciężko było stwierdzić, czy się kłócili. Jeden z nich – przywódca grupy – siedział nieco dalej, wpatrując się gdzieś w dal.

- Co tak siedzisz, Gari? – zapytał szary wilk o imieniu Tai, odłączając się na chwilę od rozmowy.

- Czekam, aż nasz mały gość raczy wyjść z tych krzaków. – stwierdził pogodnie, patrząc gdzieś w bok.

Brązowy samiec już miał coś powiedzieć, kiedy z krzaków wytoczył się biały szczeniak.

- P-przepraszam, nie chciałem… To znaczy… - malec nie wiedział do końca, co mógłby powiedzieć – Znaczy… zaprosiliście mnie… i-i… No! Nie zabijecie mnie, prawda?

Na te słowa cała grupa umilkła i nastała chwila ciszy, która wystarczyła, by młodzian z płaczem zaczął się cofać.

- P-przepra-aszam, już mnie t-tu nie mma! – powiedział, odwracając się szybko.

Jego ucieczkę przerwało głośne „Czekaj!”, które padło ze strony Gari’ego. To nie to, że postanowił posłuchać – zwyczajnie skamieniał ze strachu. Nim się otrząsnął, wielki basior znalazł się przed nim.

- Nie mamy nic przeciwko takiemu towarzystwu, więc byłoby nam miło, gdybyś postanowił zostać. – stwierdził pogodnie wilk. – O ile twoi rodzice nie zabiją nas za przetrzymywanie ciebie o tak późnej porze.

Na te słowa Owachinashi zwiesił głowę i wbił wzrok w ziemię.

- Moi rodzice nie żyją… - kilka łez skapnęło na ziemię, ale nic ponadto, gdyż reakcja przestępcy znów wprawiła go w osłupienie.

- O, to w takim razie nie ma się o co martwić! – stwierdził radośnie – Zapraszamy.

Od tego momentu Owachinashi spędzał całe dnie razem z grupą wilków. Nawet mieszkańcy wioski zaczynali czasem z nimi rozmawiać. Minął kolejny tydzień nim się okazało, że ktoś o obecności Błyskawic doniósł Słonecznym Wojownikom.

- Czemu musicie już iść? – zapytał szczeniak, nie powstrzymując płynących łez.

Gari westchnął, pełen bezsilności. Towarzysze nie zamierzali mu pomagać w tym kłopotliwym położeniu.

- Jak już ci mówiłem, ktoś na nas doniósł, i…

- To zabierzcie mnie ze sobą! – przerwał natychmiast szczeniak.

Grupa wymieniła między sobą pełne zdziwienia spojrzenia, ale nie włączali się do rozmowy. Wszyscy zdążyli polubić tego pełnego życia, choć płaczliwego tchórza, ale nie mogli sobie wyobrazić, aby mogli go ze sobą wziąć.

- To jest niebezpieczne, możesz zginąć! – wrzasnął Gari, powoli tracąc cierpliwość.

Nie takiej odpowiedzi jednak spodziewał się od kogoś tak młodego.

- To najwyżej zginę! – wrzasnął, wściekły na dorosłego – I tak nie mam tu życia! Myślisz, że komu chce się niańczyć sierotę? Przy was przynajmniej… Przynajmniej nie traktujecie mnie jak śmiecia, który ciągle tylko zawadza… Nie mam nic do stracenia!

Gari wypuścił powietrze przez zęby, próbując się uspokoić.

- Jeśli będziesz nam zawadzał, zostawimy cię w najbliższej wiosce. Co ty na to? – zaproponował wreszcie. – Skoro nie masz nic do stracenia, to równie dobrze możesz zacząć żyć gdzieś indziej.

Lider Błyskawic spodziewał się, że młody nie przystanie na tę propozycję i będzie się kłócić, ale po raz kolejny dał się zaskoczyć.

- W porządku! – odpowiedział biały szczeniak, pełen zapału. – Ale zobaczysz, nie będę dla was ciężarem! Nauczę się nawet walczyć, i nie będę tak płakać, i nie będę się bać!

W odpowiedzi Gari znów westchnął i zakrył na chwilę łapą oczy.

- No dobra. Grupa, zbieramy się!

Złapał malca w zęby i ruszył wraz ze swoimi towarzyszami. W taki sposób rozpoczęła się kariera przestępcza Owachinashi’ego.

* * * * *

Szary wilk wykonał kolejne skuteczne cięcie. Shirokuma już zaczął odczuwać zmęczenie spowodowane całonocną wędrówką, ucieczką i walką z nurtem. Za krótko odpoczywał. Otworzyła się kolejna jego rana.

- Nie powinno się pływać z takimi ranami, China-kun. – skarcił go żartobliwie Tai.

Białemu wilkowi humor nie dopisywał w takim stopniu jak dawnemu członkowi Błyskawic.

- Zdrajca! – stwierdził sucho, zatrzymując atak przeciwnika.

Ten odskoczył w tym i pokręcił głową.

- Oj, przesadzasz! Zawsze byłem Słonecznym Wojownikiem. Tylko tak byłem w stanie się nimi zająć, przecież wiesz! – Tai po raz kolejny uszkodził bok Chiny.

Obaj przeciwnicy byli tak samo poranieni, choć Owachinashi był coraz bardziej zmęczony. Jego oddech stał się ciężki i nieco chrapliwy. Od utraty krwi zrobiło mu się słabo. Po kolejnej godzinie walki padł bez sił na ziemię. Szary wilk usiadł, wciąż szczerząc zęby.

- Przegrałeś, China-kun.

- Dobij mnie. – poprosił China przez zaciśnięte zęby.

Tai w odpowiedzi się roześmiał, tym samym jeszcze bardziej irytując Owachinashi’ego.

- Oj, jeszcze się na coś przydasz światu! – stwierdził pogodnie. – Szkoda zabijać kogoś tak młodego. Gdyby nie te cholerne sterydy, miałbyś dopiero sześć lat, prawda?

W białym wilku się zagotowało.

- To hańba, żyć po takiej przegranej! – wrzasnął, ile fabryka dała. – Myślisz, że chcę dalej żyć? To nie ma już żadnego sensu!

Tai westchnął ciężko, nieco poważniejąc. – Mógłbyś stać się Słonecznym Wojownikiem. Myślę, że mimo wszystko masz szansę.

Wyraz zacięcia pojawił się na twarzy Shirokumy.

- Nigdy! Zabij mnie! Zrób ze mną co chcesz!

Kąciki ust Tai’ego uniosły się w delikatnym uśmiechu.

- Skoro mogę zrobić z tobą co chcę… - zaczął, patrząc prosto oczy zaskoczonego wilka – W takim razie każę ci żyć z tą hańbą. Z drugiej strony, masz opuścić ten las, ten kraj. Możesz walczyć, ale nie możesz zabijać. Co ty na to? Umowa stoi? Masz żyć, rozumiesz?

Owachinashi nieco zdębiał, ale z drugiej strony… nie po to tyle przeżył, by teraz umrzeć. Nie w taki sposób. I pomimo całej swej niechęci do dawnego towarzysza, postanowił się z nim zgodzić.

- Skoro tak sprawę stawiasz, to chyba nie mam innego wyboru, Tai. – stwierdził. – Obiecuję, że dotrzymam słowa – będę żył z tą hańbą i opuszczę ten kraj. Już więcej nikogo nie zabiję.

- Cieszę się, że się zrozumieliśmy. A teraz opatrzę twoje rany. Gdy tylko wyzdrowiejesz, masz wyruszyć. Tylko uważaj na siebie. – powiedział szary wilk. – Zawsze cię lubiłem, smarkaczu.

I tak rozpoczął się kolejny etap w życiu Shirokumy – albo raczej Owachinashi’ego.

Charakter: Owachinashi jest wilkiem roztaczającym wokół siebie aurę tajemniczości. Na jego twarzy wiecznie widnieje wyraz powagi, ale też bije od niego niezwykła pewność siebie i spokój ducha. Sprawia wrażenie nieustraszonego, ale przekłada się to również na rzeczywistość. Ciężko sprawić, by się bał lub chodził wiecznie spięty – w swym tak zwanym życiu widział i przeżył naprawdę wiele, dzięki czemu zahartował się emocjonalnie. Z drugiej strony, ciężko całkowicie wykorzenić typowe dla siebie zachowania – wciąż łatwo go doprowadził do łez, jeśli się go wytrąci z równowagi. Nie ma to nic wspólnego ze strachem, a samemu Shirokumie niespecjalnie to przeszkadza – w końcu, płacz to nic złego. Pozostaje jednak inny problem; wilk ten nie grzeszy inteligencją i zdecydowanie nie jest błyskotliwym typem. Ciężko zastawić na niego pułapkę, bo potrafi dostrzec najdrobniejsze zmiany w zachowaniu i atmosferze, ale to jedyne przejawy pozornej inteligencji, gdyż jego drogi ucieczki bywają… cóż, dość ekstremalne. Pod tym względem China jest nieobliczalny, i tylko dzięki temu nikt go jeszcze nie złapał. A jeśli komuś wydaje się, że to wszystko jest przemyślane, to jest w dużym błędzie. Owachinashi zawsze wybiera opcję, która pozwoli mu uniknąć walki i chociaż w jednym procencie zagwarantuje przeżycie. Między innymi dlatego potrafi się rzucić w pięciu metrów w dół lub skoczyć do wody, choć nie umie pływać – a nóż widelec przeżyje. Jego postrzeganie świata jest niezwykle proste i dość naiwne. Nic do tego mają sterydy, naprawdę. Ale jak go tak bliżej poznać, to jest całkiem żywą istotą, pomimo całej swej głupoty, i potrafi zachowywać się naprawdę dziecinnie. Poza tym, łatwo się ekscytuje, a powody jego określonych zachowań potrafią być naprawdę banalne. I ten brak wyczucia... Cóż, dość beznadziejny przypadek. Ale zawsze może się przydać jako obrońca dla swych przyjaciół, a obietnic dotrzymuje choćby miał przez to zginąć. Całkiem lojalny i zdolny do poświęceń osobnik, jeśli umie się z nim wytrzymać, bo i bezczelności mu nie brak.

Ekwipunek: Hamidashi tantō, okrągły, drewniany wisiorek z wyrytą błyskawicą + 50 kości

Coś więcej:
* ojczystym językiem Owachinashi jest japoński, ale był zmuszony nauczyć się polskiego, który zdecydowanie polubił, nawet jeśli często się myli i przekręca kolejność słów;
* brał tak zwane Sterydy Młodości, których nadużywanie zdążyło odcisnąć na nim wyraźne piętno – ma przytępiony węch;
* kolejnym skutkiem ubocznym jest zaburzenie pamięci. Nie jest w stanie zapamiętać dokładnie terenu, po którym się porusza, dlatego ciągle się gubi;
* często też zapomina o tym, co mu się mówi, a w krytycznych sytuacjach – że z kimś rozmawia. Ta ostatnia sytuacja zdarza się niezwykle rzadko, a i tak po jakimś czasie wilk sobie o wszystkim częściowo przypomina;
* kolejnym ważnym faktem jest to, że, choć zazwyczaj jest niezwykle poważny, to gdy coś się dzieje, jest zazwyczaj pierwszym, kto w jakikolwiek sposób reaguje. Każdy niespodziewany impuls pobudza go do życia i sprawia, że może być nieprzewidywalny;
* Shirokuma - prawie zawsze używa tego przezwiska – nigdy nikogo nie zabije i jest szczery do bólu. Uważa ze składaniem obietnic, bo prędzej sam się zabije, nim jakąś złamie(chyba, że dla czyjegoś dobra, gdy uzna słuszność sprawy);
* łatwo idzie zyskać i stracić jego zaufanie;
* Niedźwiadek lubi spać, czasem nawet zdarza mu się zasnąć w trakcie rozmowy;

Atrybut: Może i jest całkiem silny, a krótki miecz w jego pysku jest równie zabójczy co w dłoni człowieka, ale zdecydowanie szczególnie wilk ten rozwinął się pod względem wytrzymałości. Ciekawe czemu?

Relacje

dobre - Ongaku Jiyuu[przyjaciółka[[sake!]], Naravi[dobra znajoma], Bezalcour[[bardzo dobry wilk]], Kantiagon[[przybrany dzieciok!]]
neutralne - Madame Lakeshia[niedawno poznana], Ignisea[niedawno poznana], Testament[[bardzo dziwny wilk]]
złe - ...?
Ongaku Jiyuu
Dojrzewający
Przedsiębiorca

Ongaku Jiyuu


Female Liczba postów : 795
Skąd : Jak to skąd? Od mentora!

     
Leci akcept :D.