Medicine

Medicine
Dorosły

Medicine


Female Liczba postów : 85
Wiek : 23
Skąd : Bydgoszcz Island

     
Imię: Nie jest zniewalające czy zapadające w pamięci ale coś znaczy - Medicine
Rasa: Jestem dość niespotykana, dziwna jednak jestem waderą - Ragdoll
Wiek: Czy stara, czy młoda, nie ważne bo i tak będę - Dorosła czyli 4 lata
Ranga: Nie jest nadzwyczajna po prostu jest - Brak
Historia: - Medicine, obudź się - wadera została szturchnięta z impetem, ta gwałtownie się podniosła wraz z nią Ur który nerwowo poruszał się w obrębie swoich możliwości - Teraz twoja kolej - mruknął basior wskazując łapą na wyjście z jaskini w której spoczywała chwilę temu wadera. Odwróciła się w stronę wyjścia i zaczęła powoli zbliżać się w wyznaczone miejsce. - Po co my to w ogóle robimy... - burknęła i usiadła na kamieniu który był delikatnie obrośnięty mchem. Ur ułożył się na zielonej czuprynie właścicielki - Kły Urek - pisnęła a ten odwrócił się o 90 stopni. Medicine wpatrywała się w ciemność która ją otaczała, było tak cicho... Co jakiś czas pohukiwała sowa lub Ur mlasnął donośnie. Mijała godzina, potem dwie, leniwy wzrok przyczesywał teren. Źrenica przyzwyczajona do ciemności nie spodziewała by się nagłego ataku światła. Księżyc wyłonił się zza chmur rzucając trochę światła na okolicę. Wadera zaczęła nucić coś pod nosem. Kolejny raz wpatruje się w tą ciemność między drzewami, znacznie wytężyła wzrok, robiło się coraz ciszej, tylko Ur wydawał z siebie ciche dźwięki. Wstała, powoli podnosiła łapy, łeb miała nisko. Powoli kroczyła - Em, Medi? - mruknął Delete. To szybko podniosła głowę i spojrzała na basiora - Ehehehe, tak? - zaśmiała się nerwowo  - Teraz ja trzymam wartę, idź spać - powiedział łagodnie i podszedł ku waderze. Ta zniosła wzrok na łapy samca i truchtem wróciła do jaskini.
Rankiem wadera wstała i wyszła z jaskini. Delete spał na dworze - Del, dośpij w jaskini, ej. - trąciła go nosem, ten leniwie się obudził i równie leniwym krokiem wszedł do pomieszczenia. Medicine patrzyła się chwilę na niego a potem kłusując zaczęła wchodzić w las. - Pod którym to drzewem... - mruknęła do siebie. Ur bujał się w rytm jej kroków nad uchem samicy. Oczy przyczesywały teren - To było pod brzozą, nie? - mruknęła do Ura a ten skinął. Usiadła i zaczęła wzrokiem szukać owego drzewa. Znalazła, wstała i ponownie zaczęła kłosować ku wyznaczonemu przez wzrok obiektowi. Okrążyła je i zaczęła kopać. Pod ziemię był brudna od ziemi torba, ciężka torba, jednak nie na tyle by ta nie dała rady jej unieść. Wzięła ją w pysk i zaczęła wracać, prawie że biegiem. Gdy była pod jaskinią przywitał ją Delete - Jest wszytko? - zapytał się i podbiegł do Medi - Nie wiem, nie zaglądałam ale powinno być - wydyszała i położyła delikatnie torbę na kamieniach. Basior nerwowo ale szybko otworzył torbę, była ona wypełniona półlitrowymi ampułkami z białą cieczą - A właściwie, co to jest? - powiedziała, jej ton był pełen pytań - Em, co? A, em... nie ważne. Wszystkie są - powiedział i chwycił torbę - Idziemy - warknął niewyraźnie i zaczął iść, wadera szła za nim, podbiegła do niego by móc wygodniej rozmawiać - Odpowiesz mi? - bąknęła - Na co? - odpowiedział melodyjnym tonem - No co to jest do cholery? - warknęła - Coś potrzebnego - zaśmiał się. Medicine oburzyła się - To po to mnie wyrywasz z miasta, bym pomogła ci wykraść " coś potrzebnego"?! - warknęła i zatrzymała się. Delete odłożył torbę i podszedł do wadery - Nie mogę ci powiedzieć co to jest... - powiedział smutnym tonem - Niby dla czego? Znamy się już szmat czasu! Myślę że masz do mnie zaufanie! - ton był pełen goryczy i złości - No tak... - zaczął -  To powiedz! - warknęła ponownie - Nie mogę... Chciałbym ale no kurde nie mogę! - powiedział i wrócił do torby - To możemy iść? - mruknął biorąc torbę w pysk - T-tak - odpowiedział niezadowolonym tonem i szybko wyprzedziła stojącego Delet'a. Szli z piętnaście minut, Medicine przeklinała pod nosem na basiora a ten szedł za nią w ciszy, jakby lekko przygnębiony. Pod wieczór byli niedaleko małej wioski na kraju lasu. Wilki były na niewysokim klifie porośniętym drzewami, była tam jeszcze nieduża pieczara. Malowniczy widok skąpany w promieniach zachodzącego słońca dodawał uroku okolicy - No, to jesteśmy - powiedział basior rozglądając się za miejscem gdzie mógłby schować torbę. Medicine patrzała na niego z odrazą, patrzała jak zakopuje tą torbę pod głazem. Usiadła i zwróciła wzrok na wioskę - Ładnie tu, co nie? - powiedział Delete i usiadł obok wadery. Ta szybko wstała i odeszła od niego. Ur warczał na basiora, wadera siedziała tyłem do niego, pysk oparła o drzewo i wpatrywała się w korę - Nie obrażaj się... Jak jutro rano dojdziemy do wioski to powiem ci co to jest, pasuje? - powiedział ciepłym głosem i podszedł do niej, usiadł po jej lewej stronie - Medi? Ej... - mruknął i polizał ją po poliku - Nie dotykaj mnie! - warknęła i obnażyła kły, Ur zaczął zbliżać się ku Delet'owi - Ur... - powiedziała a ten położył się na ziemi ciągle warcząc na basiora. Medicine wstała i spojrzała wyzywająco na samca, mruknęła coś pod nosem i poszła przed siebie. Weszła do pieczary, leżała tak i leżała, przez ten cały czas zrobiło się już ciemno. Wpatrywała się tępo w ciemność, gdy nagle przybiegł do niej Delete - Co jest? - powiedziała chrypliwym głosem - Zamknij się! - warknął basior, ta posłusznie zamilczała. Wtedy przyciągnął ją do cienia i położył łapę na jej pysku. Siedzieli tak chwilę - Co... - burknęła i wtedy zaczęło zbliżać się światło, nie słoneczne a raczej światło pochodni. Zbliżały się męskie głosy, dużo męskich głosów. Gdy przyczyny światła i owego hałasu przybyły na odpowiednie miejsce by Delete i Medicine mogli ich zobaczyć, okazało się że to wręcz pielgrzymka tyle że z pochodniami i bronią białą w pyskach. Chmara wilków z wioski przybyła tutaj po nich. Ur uniósł się - Siadaj! Ur! - rozkazała cicho wadera - Tu są! Ej! - zaczął krzyczeć jeden z basiorów. Cała chmara zaczęła podchodzić do pieczary, śmiechy i powarkiwania odbijały się od ścian. Delete puścił pysk wadery i wstał - Nie mam tego! - warknął, tamci wymienili spojrzenia i wybuchli śmiechem - Nam nie o to chodzi, chodzi nam o was... Jesteście na naszym terenie - zaśmiał się jeden z nieznajomych - Dalej, wyłaźcie - powiedział jeden z wilków z lewej strony, był on widocznym szefem, wielki i już z oczu można było wyczytać "ten błysk".
Po dość długim marszu znaleźli się u bramy wioski. grupa poszukiwaczy rozeszła się do domów, tylko trzy wilki i "szef" dalej szli. Medicine zniesmaczona faktem a Delete roztrzęsiony tym że ważna torba spoczywa zakopana w ziemi. Doszli do małego budynku z krzywo przybitą tabliczką "policja". Weszli. Było to małe kwadratowe pomieszczenie, pod jedną z ścian było biurko zawalone papierami a za nim siedziała szara wadera która spała. Z tego pokoju wychodziły para drzwi - Na lewo - warknął jeden z wilków, wtedy śpiąca wadera nagle obudziła się rozsypując dookoła papiery - Co? Poszukiwacze zaginionego guza? - powiedziała wadera i wstała zbierając papiery - Nie śpij - mruknął jeden z wilków - Nie spałam - bąknęła. Medicine weszła pierwsza przez wyznaczone drzwi. Były tam dwie cele które były naprzeciw siebie. Otworzyli drzwi cel, Delete wszedł roztrzęsiony. Medicine patrzyła się tępo w kraty - Wchodź...! - warknął jeden z basiorów i popchnął ją na tyle mocno że straciła równowagę i wpadła z impetem do celi ocierając pyskiem w podłogę - Zostaw ją! - warknął Delet i obnażył kły. Tamci się zaśmiali i wyszli. Wadera leżała tak przez chwilę, wstała i spojrzała się na basiora - Gratulacje, skończyliśmy w pace - warknęła Medicine. Delete spojrzał się na nią - Ja... ja przepraszam - powiedział. Ta odwróciła się do niego tyłem i usiadła. Zaczęła grzebać we włosach, wyciągnęła z nich... pilnik. Wstała i podciągnęła się do okiennych krat - Skąd ty masz...? - powiedział powoli - Zawsze noszę przy sobie ale nawet ja nie wiem jakim cudem był w moich włosach - powiedziała i spojrzała na zdziwionego basiora. Zaśmiała się i wróciła do piłowania jednej z trzech krat - Ale mnie też uwolnisz, nie? - powiedział basior. Ta przestała na chwilę i spojrzała na sufit - Eh... nie wiem, może... - westchnęła i kontynuowała. Zaczęła się cicho śmiać. Delete siedział i patrzył jak wadera piłuje kraty. Jedna krata - To mnie wypuścisz? - powiedział entuzjastycznie - Nie wiem... - westchnęła. Wtedy zza drzwi wydobył się głuche uderzenie i przekleństwo. Medicine zeskoczyła z parapetu okna. Patrzyła na drzwi, dobrze że kraty powypadały na zewnątrz budynku i na pewno leżą gdzieś w krzakach. Cisza, nikt nie wchodzi. Siedziała jeszcze tak przez chwilę, czuła na sobie to spojrzenie przyjaciela, błagające prawie na kolanach o wolność ciało. Ale nie ma zamiaru, nie że jej się nie chce, wystawił ją, prawie co życia nie straciła... Tamto miejsce było straszne, jednak nie gorsze niż jej teraźniejsze położenie, he, teraz to ona jest w przysłowiowym "raju"...


Szczeniak wyskoczył zza krzaków wskakując zarazem na przyjaciela - Mam cię Del! - zaśmiała się i położyła łapę na jego oku. Ten zepchnął ją z swojego ciała. Wylądowała na plecach. Powoli wstała i zaszarżowała na rówieśnika. Ten ominął ją i zaczął się śmiać. Medi radośnie patrzyła na basiorka, który uśmiechał się do niej. Zaczął na nią biec a ta uciekać. Te dzieciaki, w głowie tylko zabawa - na tym można opisać dzieciństwo Medicine.


Jako dojrzewająca wadera miała mniej różowe życie, prawie cała rodzina się od niej odwróciła, tylko Delete i Ur jej zostali ale ta dzielnie to zniosła. Nie podróżowała, siedziała na swoim "kawałku podłogi" i wyruszała tylko w znane jej miejsca. Można wtedy nazwać ją ,,typowym mieszczuchem". Wtedy nie miała grona przyjaciół bo nawet nie było takowych do poznania w jej okolicy, kto normalny mieszkał by na odludziu tam gdzie nawet o schronienie ciężko? No tylko ona, ale nie przeszkadzało jej to. Miała za to ładne widoki, duże zielone pole i spokój.


Dopiero jako dorosła wadera jej życie nabrało większego "hop". Ciągle nie było jej w jej włościach, nogi ją niosły. Poznała nawet samca który miał do nie nieco większe plany jednak jej dosłownie - nierozłączny przyjaciel ocalił jej poraz pierwszy skórę. Wtedy zaczynają się życiowe schody, nie codziennie zobaczymy wędrującego wilka z flaszką pięćdziesiątki, nie? Więc tak, podróżowała z alkoholem i papierosami.


- Em, Medicine...? - mruknął Delete - Eyem... Co? - odpowiedziała i szybko odwróciła głowę w jego stronę - Czemu machasz tym pilnikiem w powietrzu? - powiedział pokazując łapą na okno. Wadera spojrzała na wskazywane miejsce i faktycznie, wszystkie kraty przepiłowane a ona macha tym pilnikiem. Uśmiechnęła się - No, to do zobaczenia w przyszłości Del! - machnęła do niego łapą na pożegnanie i przecisnęła się przez prostokątny otwór - Medicine! - krzyknął Delete, drzwi do cel otworzyły się z hukiem bo na pewno otwierający użył za dużo siły i uderzył w ścinę. Wadera leżała w krzakach malin obok prętów. Był ciemno na dworze, niebo było zachmurzone. Ta leżała przez chwilę. Gdy upewniła się że na razie może opuścić swoją prowizoryczną kryjówkę. Wstała i otrzepała się. Rozejrzała się czy na pewno można uciekać, w końcu to taka spontaniczna ucieczka... A tam, raz się żyje? A raz! No to komu w drogę temu aviomarin. Puściła się pędem przez główną ulicę, ciemną główną ulicę. Orla łapa trochę przeszkadzała podczas szaleńczego pędu jednak nic nie mogło zatrzymać Medicine, no, może jakieś cukierki. Oczywiście udało jej się uciec jednak miała na sumieniu samotnego Delete'a, ciekawe co on teraz porabia? Może go wypuścili? Eh... Cóż, Medicine dawała sobie radę przez kilka miesięcy, łapy ją ponownie nosiły po górach jednak teraz bez alkoholu. Aż udało jej się dostrzec do pewnej Krainy spowitej dla nie tajemnicą...

Charakter: Nasza Medicine jest bardzo sympatyczną osóbką. Zwykle pierwsze spotkanie z jakimś nieznajomym kończy się na wymienieniem się adresami zamieszkania. Do niej można także przypisać "inteligentne" poczucie humoru, sarkazm i odrobinę szaleństwa, bo w końcu nie każdy rozmawia z odbiciem w wodzie czy samemu w pomieszczeniu, czyż nie? Jest też świetną aktorką, jej szafy czy plecaki są prawie do połowy wypełnione różnymi rekwizytami o różnej tematyce jednak nie róbmy z niej wielkiej gwiazdy Woollywood, po prostu lubi się przebierać za słynne postacie takie jak Wolfin Moonrone czy Gelwis Preclei. Lubi też zgrywać nieprzystępną, co może dodawać jej trochę uroku. Zadumana, tak, potrafi przeleżeć cały dzień i rozmyślać nad sensem utworzenia świata czy innych filozoficznych rzeczy. Ta wadera bardzo lubi muzykę, nie ważne jaką, byle coś fajnie grało. Póki co to jej mocne strony, ale teraz weźmy koło ratunkowe i wskoczymy na głębokie ciemne wody. Miewa ataki niewytłumaczalnej furii (odmiana autyzmu?) czy samookaleczenia, potrafi komuś odgryźć kawałek ucha czy pokąsać łapę. Na tle czasu nabawiła się kilku uzależnień takich jak alkohol czy papierosy, ale Bóg stoi nad jej duszą i nie dopuścił do narkotyków aczkolwiek widziała je i to nie raz. Bywa że spędza samotnie większość dnia, ale to tylko z jej własnej przyczyny - lubi czasem pobyć sama. Niekiedy lubi zabawić się w psychopatycznego chirurga, już tłumaczę i objaśniam, ma pochowane w swoim zakątku różne igły i nicie - nie tylko krawieckie - oraz części, ciała oczywiście, jednak nie za duże ani nie za bardzo... cuchnące. Namierza sobie wtedy ofiarę, zwykle jakieś zwierzątko, mysz czy coś większego, jakąś wydrę, no i bierze się do pracy. Efekty jej pracy zachowuje dola siebie... Więc masz bardzo małe prawdopodobieństwo że zobaczysz jakąś świnkę morską z dwoma ogonami, it's life... Czy ktoś zarzyna świnię? A nie... Medicine śpiewa...
Ekwipunek: Pilnik do pazurów i 50 kości
Coś więcej: Jej ogon ma na imię Ur i żyje, nie posiada oczu więc widzi to co jego właścicielka.

Atrybut: Charyzma
Carly
Latający Szpieg

Carly


Female Liczba postów : 420
Wiek : 24

     http://davocem.blogspot.com
Dosyc zabawna karta, historia strasznie poplątana i ciężko się ją czyta, ale niech będzie. Opcjonalnie jest ok. Akcept.