Delete

Delete
Postać Specjalna

Delete


Male Liczba postów : 60

     
Imię: Delete
Rasa: Hyeer
Wiek: 6 lat
Orientacja: Bi
Ranga: Postać Specjalna
Historia:

    "Jego życie zaczęło się zwyczajnie, czyli tak samo jak każdego innego ssaka. Jednakże on nie miał wprawdzie prawdziwego ojca, gdyż matka jego, która była sarną, w jakiś sposób została skrzyżowana z hieną przez co na świat przyszedł pierwszy na świecie hyeer, właśnie on, Delete."- Mamo! Mamo! Patrz! - zakrzyknął mały brzdąc, wtem dorosła sarna pojawiła się parę metrów przed nim.- Co się dzieje, synku? - rzekła do niego spokojnym i czułym głosem podchodząc coraz bliżej.- Widziałaś? Prawie miałem tego motyla! - wskazał na drzewa.- Och, tak, widziałam, byłeś całkiem blisko."Samiec, zanim wyrósł na takiego jakim jest teraz, był ogromnie nieznośny, a spowodowane było to głównie brakiem wychowania. Od swej matki oddzielony był bardzo wcześnie, ale też bardzo wcześnie został również wypuszczony na wolność."Młody hyeer zbudził się ze snu. Miejsce, w którym teraz był było mu obce. To nie był ten mały lasek, w którym się urodził. Małe, zamknięte pomieszczenie o białych ścianach, a na jednej z nich było okno, przez które wiele dwunogów wypatrywało właśnie Delete'a.- Mamo...? - Zaczął rozglądać się wokół, jednak tej nigdzie nie było. - Mamo! - wydarł się w nadziei, że przyjdzie do niego, tak jak przychodziła wczoraj. Krzyki wychodziły z jego malutkiego gardełka jedynie po to, by spotkać się z pustą bielą ścian. Nagle ogromny huk rozniósł się po całej sali, ogromna brama, jakby od dzisiejszego garażu, otwierała się przed nim ukazując mu dżunglową zieleń.- Obiekt 812 zostaje wypuszczony. - rzekł tajemniczy głos. Młody hyeer wystraszył się niesamowicie, po czym wybiegł z tego strasznego miejsca zalewając się łzami."Dlaczego tak? Laboratoria w okolicy nie mogły uzyskać samicy tego samego gatunku przez wiele miesięcy."



Szczenięce Miesiące


Delete wyjrzał z bramy swojego małego wyimaginowanego królestwa. Pod jego włościami siedziała dobrze znana mu waderka - Medicine. Ta uśmiechała się do niego. Swoimi szczenięcymi oczkami wierciła mu dziurę w głowie.
- Cześć. - powiedziała przeciągle. Brzdąc odwzajemnił uśmiech.
- Co robisz pod moją bramą?! - zaśmiał się i poklepał ją po czuprynie. Samiczka pisnęła i odepchnęła go delikatnie.
- Heh, znów cię dziewczynka bije. - zarechotała Medicine. Delete obrzucił ją wulgarnym spojrzeniem, po czym rzucił się na nią śmiejąc się w głos. Szczeniaki zaczęły się turlać z wzniesienia. Ur obwinął się wokół tylnej łapy Delete'a. Toczyli się tak przez dłuższą chwilę po czym wylądowali na sosence. Na ich nieszczęście igiełki powbijały się niemal w każdą część ich szczenięcego ciałka. Medicine uwolniła się z uścisku gałęzi. Delete zgrabnie ułożył się na konarze drzewa wraz z Ur'em. Samiczka spojrzała na nich wyzywająco, po czym ponownie wybuchła śmiechem. Dzieciuch uśmiechnął się słodko przymykając delikatnie oczka. Ur gwałtownie odwinął się z łapy hyeer'a.
- Nie ma takiego leżenia, chodź! - powiedziała entuzjastycznie wadera i pobiegła przed siebie, Del lekko skołowany powoli zsunął się zgałęzi upadając na cztery łapy.


Nastoletnie Lata


Drzwi od sali powoli otworzyły się. Słaniający się Delete wyłonił się zza nich i z braku siły ułożył się na zimnych kafelkach w korytarzu. Donośne basy i rozradowane krzyki innych uczestników zabawy dzwoniły w uszach samca. Ten nie zwrócił uwagi, że jest jedynym konającym z alkoholowego powodu w tym pomieszczeniu. W prawym kącie spoczywała czarna istota o dość znajomym wyglądzie, hyeer uniósł się z miejsca i podszedł ku skulonemu stworzeniu. Mimo iż nadmiary spożytego alkoholu robiły swoje rozpoznał w kupce sierści swoją przyjaciółkę.
- Co żeś tu robisz? - wybełkotał nieprzytomnym głosem, stworzenie spoglądnęło na Dela.
- Co? Człowieku, nie przeszkadzaj mi, Jezu. - mruknęła Medicine i ponownie zwinęła się w kłębek. Samiec przysiadł na uboczu wpatrując się intensywnie w jej bujną, zieloną grzywę przysłaniającą dwoje jej oczu. Szturchnął ją, a ta gwałtownie uniosła głowę.
- Człowieku, ej, nie pozwalaj sobie. - warknęła opryskliwie i chwiejnym krokiem weszła ponownie do sali. Delete wstał i zaczął kroczyć za przyjaciółką. Sala była pełna nieznajomych, bawiących się wilków. Tłum skupiony obok DJ'a skakał i powrzaskiwał szalenie tworząc coraz to większy harmider. Samiec zaczął brnąć przez cały ten tłum w poszukiwaniu wadery. Co kawałek zostawał szturchnięty lub pomylony z kimś innym przez co sam miał okazję do rozejrzenia się. Gdy przekopał się przez grono imprezowiczów dotarł do stołu, przy którym siedziała samica, której szukał, złapał ją gwałtownie za łapę.
- Medicine! - zakrzyknął. Ta uniosła wzrok spod kieliszka. Wtedy do samca podszedł nieznajomy mu wilk.
- Hej, stary. - krzyknął ku niemu. Del spojrzał na niego.
- Co jest? - spytał zmieszany.
- Chcesz kupić jakieś dragi? - szepnął jednak na tyle głośno by mógł on usłyszeć.
- Ech, co? Kto Cię przysłał? - odpowiedział zdziwiony i odeszli kawałek dalej od samicy.
- Nikt, handluję towarem na różnych imprezach, to co? Zainteresowany? - rzekł i położył mu łapę na ramieniu.
- W sumie potrzebowałbym czegoś, by się rozluźnić. Ile za ile? - zapytał i ściągnął łapę wilka ze swojego ramienia. Diler zaśmiał się.
- To zależy... - uśmiechnął się szelmowsko.
- Od czego? - samiec spojrzał na niego tajemniczo, basior zaśmiał się.
- No, co chcesz i ile. Twarde, miękkie? - przedstawił, a hyeer przechylił delikatnie łepetynę i podrapał się po czuprynie zastanawiając się nad wyborem.
- Pięć woreczków ketaminy poproszę. Ile płacę? - mruknął z niepewnością w głosie - A w sumie, jak najlepiej brać? - zagadnął.
- To zależy, inni łykają, wciągają... Ja polecam w żyłę, heh. - odpowiedział i dał samcowi pięć małych woreczków wypełnionych białym proszkiem przypominającym cukier puder.


Dorosłe Życie

Delete podszedł do swojej partnerki - Medicine, obudź się - mruknął i szturchnął ją na tyle mocno że ta wstała natychmiastowo. Patrzył na waderę - Teraz ty masz wartę - wytłumaczył, po czym ułożył się na kamieniu. Godziny mijały prędko, lecz on sam tego nie dostrzegł. Leniwie otworzył ślepia, księżycowa jasność znacznie utrudniała mu dokończenie tej pracochłonnej czynności, wstał,tak samo leniwie zresztą, i skierował się ku wyjściu.
- Em, Medi...? - zagadał znudzonym głosem.
- Ehehehe, tak? - zaśmiała się nerwowo.
- Teraz ja trzymam wartę. idź spać. - objaśnił, a kiedy ta zebrała się z miejsca delikatnie podrapał ją po boku.
Po raz kolejny czas umykał jak mysz przed kotem. Nagle do uszu Delete'a doszedł niewyraźny, jak dla niego, bełkot.
- Del, dośpij w jaskini... ej. - Medicine trąciła go nosem, ten leniwie się obudził i równie leniwym krokiem wszedł do owej groty. Hyeer jednak nie dał rady znów zasnąć, przysiadł zatem przy wejściu do schronienia i tylko czekał. Po wspaniale nudnych dwudziestu minutach Medi wróciła wraz z ogromną torbą.
- Jest wszytko? - zapytał i podbiegł do niej lekko zdenerwowany.
- Nie wiem, nie zaglądałam, ale powinno być. - wydyszała wadera i położyła delikatnie pakunek na kamieniach. Del niemal z prędkością światła otworzył go, był on wypełniony półlitrowymi ampułkami z białą cieczą.
- A właściwie, co to jest? - powiedziała, jej ton był wyraźnie pełen pytań.
- Em, co? A, em... nieważne, mała. Grunt, że wszystkie są. - powiedział i chwycił torbę - Idziemy - warknął niewyraźnie i zaczął iść, wadera szła za nim, podbiegła do niego, by móc wygodniej rozmawiać
- Odpowiesz mi? - bąknęła.
- Na co? - odpowiedział melodyjnym tonem.
- No co to jest do cholery? - warknęła.
- Coś potrzebnego - zaśmiał się. Medicine oburzyła się.
- To po to mnie wyrywasz z miasta, bym pomogła ci wykraść "coś potrzebnego"?! - warknęła i zatrzymała się. Delete odłożył torbę i podszedł do wadery
- Nie mogę ci powiedzieć co to jest... A przynajmniej nie teraz. - wytłumaczył, a jego ton wydawał się być smutny.
- Niby dla czego? Znamy się już szmat czasu! Myślę, że masz do mnie zaufanie! - głos jego partnerki był pełen goryczy i złości.
- No tak... - zaczął.
- To powiedz! - rozkazała.
- Ależ nie mogę... Chciałbym, ale... no kurde... nie mogę! - powiedział i wrócił do bagażu. - To możemy iść? - mruknął łapiąc zębiskami za torbę.
- T-tak - odparła z niezadowoleniem i szybko wyprzedziła stojącego Delete'a. Szli z piętnaście minut, hyeer szedł w ciszy za waderą, jakby nieco zgnębiony. Zbliżał się wieczór, a para znajdowała się gdzieś na skraju jakiejś wioski.
- No, to jesteśmy. - rzekł rozglądając się za miejscem, gdzie mógłby schować torbę. Medicine spoglądała na niego z odrazą, patrzyła jak zakopuje tą swoją torbę pod głazem.
- Ładnie tu, co nie? - zarzucił samiec i powrócił do wadery. Ta prędko wstała i uciekła od niego. Ur warczał na hyeera jakby go nie znał, wadera siedziała tyłem do niego, pysk oparła o drzewo.
- Ej, nie obrażaj się... Jak jutro rano dojdziemy do wioski to powiem ci, co to jest, pasuje? - powiedział ciepłym głosem i podszedł ku niej, usiadł po jej lewej stronie. - Medi? Ej... - mruknął i polizał ją po poliku.
- Nie dotykaj mnie! - warknęła i obnażyła kły, Ur zaczął zbliżać się do samca - Ur... - powiedziała samica, a ten położył się na ziemi ciągle warcząc na swego "dawnego przyjaciela". Medicine wstała i spojrzała wyzywająco na partnera, mruknęła coś niewyraźnie pod nosem i poszła przed siebie zostawiając go samego. Hyeer przez dłuższy czas kręcił się w okolicy, aczkolwiek gdy usłyszał nieznajome, wyraźnie agresywne, krzyki zdecydował się na ucieczkę, zadyszany wpadł do jaskini, gdzie spoczywała w tym momencie Medicine.
- Co je...? - wydusiła.
- Zamknij się. - warknął przerywając, ta posłusznie zamilczała. Wtedy przyciągnął ją do cienia i położył łapę na jej pysku. Siedzieli tak chwilę aż zaczęło zbliżać się światło, nie słoneczne, a raczej światło pochodni. Zbliżały się męskie głosy, wiele męskich głosów. W jednym momencie przyczyny światła i owego hałasu przybyły na odpowiednie miejsce, by obie strony mogły  się wzajemnie zobaczyć.
- Tu są! Ej! - zaczął krzyczeć jeden z basiorów. Cała chmara zaczęła podchodzić do pieczary, śmiechy i powarkiwania odbijały się od ścian. Delete puścił pysk wadery i wstał.
- Nie mam tego! - warknął, tamci wymienili spojrzenia i wybuchli śmiechem.
- Nam nie o to chodzi, chodzi nam o was... Jesteście na naszym terenie. - zaśmiał się jeden z nieznajomych.
- Dalej, wyłaźcie - powiedział kolejny z rozwścieczonych wilków, był on widocznym szefem tej całej bandy.
Po dość długim marszu znaleźli się u bramy wioski. Grupa poszukiwaczy rozeszła się do domów, tylko trzy wilki oraz ich boss dalej szli wraz z Delete'em i Medicine. Wadera była zniesmaczona faktem, a samiec roztrzęsiony tym, że ważna dla niego torba spoczywa teraz zakopana w ziemi daleko od niego. Doszli do małego budynku z krzywo przybitą tabliczką "komisariat policji". Weszli do środka. Było to małe kwadratowe pomieszczenie, pod jedną ze ścian stało biurko zawalone papierami, a za nim szara wadera, która spała nieco śliniąc parę kartek. Z tego pokoju wychodziła para drzwi.
- Na lewo - warknął jeden z wilków, wtedy śpiąca wadera nagle obudziła się rozsypując dookoła papiery.
- Nie śpij - mruknął, któryś z trzech basiorów.
- Nie spałam - bąknęła. Medicine weszła pierwsza przez wyznaczone drzwi. Były tam dwie cele które były naprzeciw siebie. Otworzyli drzwi cel, Delete wszedł wciąż roztrzęsiony. Samica patrzyła się tępo w kraty - Wchodź...! - warknął jeden  i popchnął ją na tyle mocno że straciła równowagę i wpadła z impetem do celi ocierając pyskiem o podłogę.
- Zostaw ją! - warknął Delete i obnażył kły. Tamci zaśmiali się w głos i wyszli. Wadera leżała tak przez chwilę, wstała i spojrzała na partnera.
- Gratulacje, skończyliśmy w pace. - warknęła. Hyeer zmierzył ją wzrokiem pełnym rozpaczy.
- Ja-ja przepraszam. - powiedział. Ta odwróciła się do niego tyłem i usiadła. Zaczęła grzebać we włosach, wyciągnęła z nich po prostu... pilnik. Wstała i podciągnęła się do okiennych krat.
- Skąd ty masz...? - powiedział powoli.
- Zawsze noszę przy sobie, ale nawet ja nie wiem jakim cudem znalazł się w moich włosach. - objaśniła i spojrzała na zdziwionego samca. Zaśmiała się i wróciła do piłowania jednej z trzech krat.
- Ale mnie też uwolnisz, prawda? - spytał z niepewnością w głosie. Samica przestała na moment i spojrzała na sufit.
- Ugh... nie wiem, może. - westchnęła i kontynuowała. Zaczęła rechotać pod nosem. Delete siedział i patrzył jak wadera piłuje kraty. Jedna krata poszła.
- To jak? Wypuścisz mnie? - rzekł, nadal niepewnie.
- Nie wiem. - westchnęła. Wtedy zza drzwi wydobyło się głuche uderzenie i przekleństwo. Hyeer zlęknął się nieco, a Medicine zeskoczyła z parapetu okna. Patrzyła na drzwi, dobrze, że kraty powypadały na zewnątrz budynku. Cisza, nikt nie wchodzi. Siedziała jeszcze tak przez chwilę, a Del wpatrywał się w nią, błagał ją o wolność swoim wzrokiem pełnym smutku i cierpienia.
- Em, Medicine? - mruknął Delete.
- Umm, co? - odpowiedziała i szybko odwróciła głowę w jego stronę.
- Czemu machasz tym pilnikiem w powietrzu? - powiedział pokazując łapą na przedmiot. Wszystkie kraty były już przepiłowane, a ona ślepo gapiąc się w okno macha tym pilnikiem chyba nadal próbując odciąć resztę niewidzialnych krat. Uśmiechnęła się.
- No, to do zobaczenia w przyszłości, Del! - puściła mu całusa i przecisnęła się przez prostokątny otwór.
- Medicine! - krzyknął Delete, drzwi do cel otworzyły się z hukiem, kiedy samiec z ogromną agresją i siłą uderzył w ścianę łapą. Cisza po tym hałasie wskazywała na to, że wszyscy pracownicy wybrali się na nocny lunch. Samiec uniósł łeb spoglądając na otwarte drzwi. Wyszedł przez nie, jakby nigdy nic. Złapał za klamkę od kolejnych drzwi, zaczął szarpać nią chaotycznie, warknął coś wulgarnego pod nosem, i otworzył je. Znalazł się po raz kolejny w tym małym pomieszczeniu, gdzie stało biurko, a nad nim droga ucieczki, okno. Wskoczył na krzesło, sięgnął pierwszą lepszą rzecz na biurku pomiędzy papierami i wybił szkło, po czym zwinnie wyszedł przez nie. Uciekł z aresztu, i to w taki prosty sposób. Położył się na trawie za budynkiem i zaczął dyszeć.
- Udało się. - Szepnął sam do siebie z wyraźną radością w głosie. Wstał leniwie i ruszył przed siebie. Po dwóch miesiącach samotnej włóczęgi osiedlił się w jakiejś wiosce, której mieszkańcy byli niesamowicie mili.
- Dzień dobry. - do namiotu wszedł nieznajomy wilk.
- Witam. W czym mogę pomóc? - odparł Delete.
- Wie pan, chciałbym dowiedzieć się czegoś o mojej przyszłości.
- Niech pan siądzie zatem. - Hyeer położył łapy na stoliku składając je ze sobą. Klient samca posłusznie usiadł naprzeciw wróżbicie. - Dotknie pan kuli.
Wilk posłuchał i co mu kazano - zrobił. Del zrobił to samo i natychmiastowo do jego mózgu wstąpił ogrom informacji. Zaczął mówić:
- Pańska partnerka bardzo przyczyni się do rozwoju waszych przyszłych dzieci, a raczej jednego. Nie będzie zdradzać, ani kłócić się z panem. Widzę jednak, że będzie pan miał wypadek w najbliższych trzech miesiącach, trafi pan do szpitala, ale wyzdrowieje pan też bardzo szybko. Później zaczną się kłopoty z policją, dostanie pan karę za pobicie nieletniego w czasie odprowadzania dziecka do szkoły, ów nieletni zaatakował pańskie dziecko na własnych oczach. Biedak trafi do szpitala, nie wiem jednak czy rany, których doświadczy będą poważne.
Hyeer ściągnął łapy z kuli i spojrzał na klienta.
- Sto kości się należy. - rzekł, a wilk wręczył mu wyznaczoną ilość waluty. Nawet nie skomentował przyszłości, którą mu przepowiedziano.
- Słyszałem, że dziś pan wyjeżdża. - zagadał.
- Oj tak... - odparł wróżbita chowając kości do sakiewki. - Dziś w świat. - westchnął.
- Ach... - mruknął na to klient. - To do widzenia, może jeszcze kiedyś się zobaczymy. - wstał z krzesła i wyszedł z namiotu. Delete siedział tak przy stole przez dłuższą chwilę, aż sam zaczął się zbierać. Złożył swoje "miejsce pracy" i z wielkim plecakiem wyruszył w podróż. Po tygodniu znalazł kolejną miejscówkę na kolejne zarobki, jednak klientów nie było wcale. Wilki przechodziły obok, jakby w ogóle nie zauważały dość dużych rozmiarów namiotu oraz przybysza stojącego obok. Sporadycznie ktoś podszedł i zagadał co tu się dzieje, lecz odchodził z wzrokiem przykutym do wróżbity.
- Co się dzieje? - pytał sam siebie siedząc w namiocie i trzymając w sercu tą iskierkę nadziei, że wreszcie ktoś przyjdzie i skorzysta z jego usług. Pewnego dnia wyszedł znów na świeże powietrze, gdzie spotkał dwójkę wilczaków.
- Hej. - zaczepił jednego z nich. - Gdzie ja jestem?
- W raju, proszę pana. - odparł, po czym ulotnił się.
- Co? - zapytał, ale nie miał już kto mu odpowiedzieć.
Charakter: Życie Delete'a wręcz składa się z kabaretu, nieważne jak bardzo poważna będzie twoja wypowiedź, on i tak zamieni ją w żart, z którego sam, jako zdenerwowany wcześniej wilczur, zaczniesz się śmiać, jakby emocje, których przed sekundą doświadczałeś nigdy przedtem się wcale nie pojawiły.
Oprócz tego do charakteru tego skromnego hyeera zaliczamy romantyczność jakiej nikt nigdy nie spotkał na świecie. Samiec bowiem zna się nie tylko na kobietach, ale również na mężczyznach, wie co może zadowolić nawet najbardziej niedostępnego samica czy samicę na świecie. Ulubione miejsce, restauracja, stolik w niej? Nie zdążysz mu odpowiedzieć, a on już sam sobie odpowie.
Hmm, i coby tu jeszcze... ach, tak - podobno nowe przyjaźnie biją do Dela drzwiami, oknami i Bóg wie czym jeszcze. Zwykle inni lubią go słuchać i wszyscy dobrze bawią się z nim świetnie nieważne gdzie są, czy w toalecie, czy na koncercie najgorszego Disco Polo w krainie.
Tyle piszemy o zaletach, może zaczniemy też opowiadać trochę o wadach naszego kochanego hieno-jelonka? Tak więc, zacznijmy.
Jest alkoholikiem, więc pija też dużo alkoholu, lecz dopiero po dziesięciu mocnych piwach upija się na tyle, by nie móc ruszyć nawet uchem.
Delete jest bardzo leniwy, gdyby mógł, przeleżałby całą wieczność na wygodnej kanapie gapiąc się w monitor od komputera bądź ekran telewizora.
Niekiedy jest na tyle poważny, że trudno jest się z nim porozumieć. Zwykle w takich sytuacjach zaczyna rzucać trudnymi, niezrozumiałymi dla zwykłych szczeniaków, słowami, które wbrew pozorom mają w jego wypowiedziach sens.
Szczery aż zagojone, już od lat, rany zaczynają nagle boleć jak szalone. Jedynie na litość mógłby powstrzymać się i zacząć kłamać, lecz w normalnych sytuacjach po prostu tak się nie da i prędzej czy później ktoś musi wybiec z sali zapłakując się po czubek głowy.
Ekwipunek: ~ Naszyjnik, na którym zawieszony jest szklany prostokącik, w którym tli się płomień wiecznego ognia.
~ Bransoletka - połowa serca z napisem "I Lo" z czego reszta jest na drugiej połowie owego serca.
~ Plecak, w którym umieszczony jest cały jego namiot wróżbiarski wraz z Kartami Tarota oraz Magiczną Kulą.
~ Kości.
Coś więcej: ~ Jest hyeerem, inaczej hieno-jeleniem, alkoholikiem a także charakternikiem (wróżbitą) po odsiadce w więzieniu za przemyt narkotyków.
~ Z jego czaszki wyrastają małe rogi, które osiągają swoją prawdziwą wielkość dopiero w wieku starczym u każdego hyeera.
~ Jako alkoholik codziennie wypija co najmniej osiem butelek najmocniejszego piwa jakie znajdzie.
~ Potrafi, przepowiadać przyszłość z ułożenia sierści/łusek/piór, wróżyć z kart tarota, magicznej kuli oraz z fusów od kawy.
~ Jest wegetarianinem - żywi się jedynie owadami i wszelaką roślinnością.

Atrybut: Charyzma
Arthas Merethil
Latający Wilk

Arthas Merethil


Male Liczba postów : 749
Wiek : 23

     
KP ładne i ciekawe na swój sposób, wiem też że posiadasz zgodę od Lee. Jednak dla takiego udziwnienia masz za krótką historię wynoszącą 276 słów. Przy zwykłych udziwnieniach wymagamy więcej. Proszę rozpisz swoje opowiadanie do 700+ i wyślij mi PW, wtedy nie powinno już być żadnych przeciwwskazań  ;3


EDIT:

Woho, napisałaś nawet więcej niż wymagałem, 2566 słów to jest coś za co z czystym sumieniem mogę dać akcept. Śmigaj więc na fabułę ;>