Ruiny Mirėu

Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     

Ruiny Mirėu D4n8kZY

Kiedy zagłębisz się, Wędrowcze, dostatecznie daleko w jeden z wielu lasów krainy, dotrzesz do miejsca, które z całą pewnością nie przemknie przez system zapamiętywania bez echa. Wryje się bezczelnie w podświadomości, kodując w niej wspaniałe wspomnienia. Oto bowiem oczom Twoim okaże się rozległa polana, pokryta przez większość roku świeżą, soczystą trawą o przyjemnej dla oka, jasnozielonej barwie, napawającej największego nawet smutasa nową porcją optymizmu. Pomiędzy poszczególnymi źdźbłami roi się od rozmaitych żyjątek, wiodących spokojny prym w wielkiej, trawiastej metropolii, delektując się najznamienitszymi kroplami rosy oraz kawałeczkami roślinności. Polana, otoczona zewsząd dość bujnym i gęstym lasem, stanowi także azyl niejednego większego stwora.

Nie sama trawa jest jednak główną atrakcją - bo i cóż jest w zielsku niecodziennego? Zwłaszcza w dobie zaćmienia słońca, kiedy widać raptem czubek własnego nosa i ewentualnie kawałek otoczenia? Miękka, przyjemnie się stąpa - owszem! Jednakże...
Majaczące nieopodal, dość wysokie ruiny świadczyć mogą o tym, iż znajdował się tutaj kiedyś budynek. Dzisiaj po dawnej świątyni, gdzie ludzkie kreatury czciły zapewne najrozmaitszych bożków, pozostała jeno wysoka na wiele metrów dzwonnica oraz porozmieszczane tu i ówdzie kawałki murów, nie szczędzonych przez czas, pokruszonych oraz porośniętych gęstą siatką mchu oraz gdzieniegdzie rozmieszczonymi, czerwonymi kwiatuszkami o stosunkowo niewielkich płatkach.

Z wnętrza starej dzwonnicy dochodzi pohukiwanie sów,wymieszane z tajemniczymi, chrapliwymi pomrukami, nie należącymi zapewne do ptaków, które znajdując dziurę w dachu czy też otwór, będący kiedyś oknem, nie bacząc na nic, wlatują śmiało do środka, poszukując schronienia.
W okolicy unosi się rozległa mieszanina rozmaitych zapachów: z całą pewnością przez polanę przewija się dziennie spora dawka zwierząt, a co za tym idzie - potencjalnych ofiar. Przekąsek dla drapieżników.

Na wschód niedawno przemknęła sarna, ślady na ziemi są dość świeże, a i zapach na tyle intensywny, by móc śmiało ocenić, iż niedaleko sie oddalić zdążyła. Towarzyszące śladom, znajdujące się tu i ówdzie krople krwi zdają się sugerować, iż jest ranna.
Na zachód, nieco wcześniej, udało się stadko dzików, trudno jednak ocenić precyzyjnie, jak wielu osobników liczyło. Przeorana ziemia świadczyła zapewne o głodzie, który spowodował posunięcie się stworzeń do poszukiwania pokarmu w glebie.
Na południe z rana udało się spore stado jakiś gryzoni, wielkości sporych zajęcy, zaś na północ ruszyło coś... coś... zapach jest zbyt słaby, pewnie dawno to było... ślady zatarte, z pewnością inne stworzenia skutecznie uniemożliwiły dokładniejsze ich obejrzenie. Zdają się być spore, nie da się ukryć...
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
A któż to się tam pojawił? Czyżby panna niezaczepiajmniebooberwiesz? A może po prostu Marano, tak dla ułatwienia. Do rzeczy, moi mili! Wparowała na miejsce, by obczaić nowo znalezioną miejscówkę, jak i zapolować na coś, bo głód doskwierał jej od rana! Momencik, nie od dzisiejszego rana. Od rana dwa dni temu! Tak, nic nie wszamała. Bała się oddalić od miejsca, gdzie kręcili się inni, ale jednak głód zwyciężył. Ruszyła leniwą tylną połowę i zaczęła szukać w lesie czegoś godnego jej uwagi. I właśnie ów ruiny przyciągały ją niczym światło ćmę. Wolno i niepewnie obeszła dokoła resztki pozostałe po świątyni dwunogów, która stała tu przed kilkoma latami. Gdy skończyła patrolowanie terenu i sprawdzanie czy jest cośkoodporny, uniosła łeb ku górze i zaczęła niuchać. Wiele woni wisiało w powietrzu. Wyczuła sarnę i krew towarzyszącą jej; łatwa zdobycz, ale to nie w jej stylu. Walka nie byłaby fair. Potem zapach dzików wdarł się do jej nozdrzy; za silny przeciwnik, a wyczuwała że jest ich więcej niż jeden, nie będzie aż tak ryzykować. Potem stadko gryzoni, prawdopodobnie zajęcy. No i coś jeszcze, ale po tym stworzeniu spostrzegła też ślady. Duże ślady, niestety to 'coś' było tu dawno i nie mogła wyczuć, czym było. Ciekawość wzięła górę. Ruszyła zatem na północ, złakniona przygody jaką niosła za sobą nieznana woń. Może wyżerka będzie niezła, a i pozna nowy gatunek? Zobaczmy, co tam ciekawego przygotowała dla Maro szanowna Mistrzyni Gry! Ops, a raczej, chyba, przyszła Mistrzyni Gry! Trzymamy kciuki, skarbie!
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     

Marano ruszyła dziarsko przed siebie, targana zaiste ciekawością. Mamy wszyscy nadzieję, że rozwiązania tego nie przepłaci żadnym spaczeniem ani urazem - nie wiadomo w końcu, na co się porywa.

Po kilku chwilach wilczyca znalazła się z powrotem w lesie, który zdawał się gęstnieć z każdym kolejnym krokiem. Łapki basiory zmuszone były pokonywać coraz wyższe trawy oraz bardziej suche rośliny, które z dawna zakończyły swego żywota, bowiem pnące się wysoko drzewa o niesamowicie rozłożystych koronach bezlitośnie zgarniają wszelkie promienie słoneczne oraz wodę jeno dla siebie, stłamsiwszy kompletnie inną roślinność. Im głębiej w las, tym też zdawało się być zimniej.
Ale, ale! Wysiłki się opłaciły! Oto bowiem Marano znalazła się w miejscu, gdzie - najwidoczniej - nie zapuszcza się aż tak wiele zwierząt; oto bowiem na wyschniętej na wiór dzikiej alejce, wydeptanej najpewniej przez migrujące stworzenia, majaczyły nieco wyraźniejsze ślady. Także zapach zwierzęcia zdawał się być intensywniejszy, wyraźniejszy - Marano najprawdopodobniej zbliżała się do celu. Z racji na mniejszy odsetek przemykających tutaj stworzeń nie tak trudno było też wyszczególnić ową jedną, interesująca wilczycę woń.
Niestety, ogromne odciski łapsk sugerować mogły,z jakich gabarytów zwierzęciem mogła mieć do czynienia wadera. Niedźwiedź. Ale, ale! W krzakach nieopodal coś się poruszyło, by zaraz z żałosnym piskiem wyturlać się spomiędzy łamiących się przy tym z głuchym łoskotem gałązek.


Ruiny Mirėu P632drf
HP: 20 pkt
Słabe, zagubione i w zasadzie nieszkodliwe.



Mały, zagubiony baribal, którego bursztynowe oczka wpatrywały się w wilczą sylwetkę ze swego rodzaju zainteresowaniem, ale także sporą nutą lęku oraz przerażenia. Bliska obecność misia wyjaśniałaby, dlaczego woń stała się wyraźna oraz łatwa do wyłapania, jednak ślady wielkich łapsk - zmierzające dalej, głębiej, wprost - sygnalizowały, że niedźwiadek może nie być tutaj sam. Matka mogła czaić się nieopodal, szukając obiadu.
Misiaczek był niezwykle łatwym celem. Można go unicestwić potężniejszym pacnięciem łapy; był w koncu sporo mniejszy od wilka, bezbronny i opuszczony. Można też ruszyć na spotkanie matki. Można wziąć odwrót. Można poszukać innej zwierzyny, na pewno gdzieś tutaj jest. Można... wszystko można, a jak!

Opcji tak wiele, a czasu coraz mniej.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Szła i szła, łapy powolutku poczęły odmawiać jej posłuszeństwa. No już, do roboty wy bezużyteczne kończyny! Mlasnęła ze dwa razy, leciutko spragniona. Tak, mimo zimna chciało jej się pić! To jest dopiero odwrotowiec, no nie? Więc szła, a po jakimś czasie przytknęła nochal do ziemi i zaczęła niuchać. Podążała za wonią, która z chwili na chwilę stawała się coraz silniejsza. W jednej chwili z krzaków obok wytoczył się niedźwiadek, pojawił się dosłownie pod jej nosem. Podskoczyła wystraszona. Przyjrzała się małemu, był łatwym celem, a jedzenia będzie sporo. Trudno, przestała już bawić się w swoje fair'y i play'e. W kilka chwil w jej pysku znalazł się wierny sztylet. Użyje go po raz pierwszy, cóż za emocje! Lekko się trzęsła. Morderstwa to nie jej bajka, ale jak mus to mus... Nie chciała widzieć, jak odbiera życie baribalowi, więc gdy była wystarczająco blisko - zamknęła ślepka. Dla jasności: nie podeszła bardzo blisko. Od misiaka dzieliło ją z pięć kroków. Lekko wygięła głowę w tył, by po chwili wrócić ją do zwykłej pozycji i wypuścić z pyska sztylet. Usłyszała świst, kiedy to ostrze przecinało z olbrzymią prędkością powietrze. W duchu modliła się również, by w pobliżu nie było matki niedźwiadka. Inaczej... no cóż, na pewno nie wyjdzie z tej sytuacji w jednym kawałku. Powoli otworzyła oczy, by sprawdzić, czy trafiła.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     

Pierwszy raz tak bardzo mam się ochotę rozpłakać z powodu zwieszonej przeglądarki i niewysłanego postu. Tak pękny opis umierającego niedźwiadka nie wyszedł mi jeszcze nigdy - aż za serce ściskał, zaś odtworzenie tych wielu linijek opisu męki zapewne nie wyjdzie widowiskowo. Nigdy ponowny opis nie wychodzi tak trafnie, jak też pożarty przez Ognistego Liska. Witaj, Chromie, z powrotem... Podobnie, jak dopiero po przesiadce na dziesięcioletniego peceta doceniłam wygodę korzystania z laptopa; nigdy też nie wydawał mi się on aż tak szybkim, jak po owej zamianie. Do rzeczy, jednak...

Natura od zarania dziejów posiadała swoje własne prawa, którymi rządząc się na przestrzeni wieków przetrwała aż po dzisiejszy dzień. Kto nie jest w stanie żyć w zgodzie z nimi czy dostosować się do nich, prędzej czy później zostaje wydalony z wiecznego kręgu życia – bez możliwości poprawy. Jedną z zasad, umożliwiających utrzymanie w miarę względnego stanu równowagi, jest owe prymitywne ’Zjadasz, albo zostajesz zjedzony’. Los chciał, iż małe niedźwiedziątko trafiło dzisiaj do drugiej grupy…
Miś był na tyle niedaleko, iż rzucony przez bezlitosną drapieżną istotę sztylet nie utracił swej prędkości, dzięki czemu przedarł się przez zwały tłuszczyku (bo w końcu zima tuż, tuż; w zasadzie niedźwiadek dopiero podczas niej powinien przyjść na świat, pośpiech wcale mu się nie opłacił), aby wbić się w delikatny brzuszek czarnego maleństwa. Te zaś zaryczało żałośnie, upadając na bok na podłoże. Młody baribal próbował jeszcze walczyć, wykonując nie do końca skoordynowane ruchy łapkami, zupełnie, jakby zamierzał uciec od czyhającej nań śmierci, przebierając nimi w powietrzu. Jaśniejsze od reszty ciała wargi wygięły się w pełnym bólu grymasie, zaś piski zdawały się jeszcze przez moment narastać, drażniąc czuły zmysł słuchu wilczycy. Bursztynowe, iskrzące się jeszcze przez kilka chwil, niewielkie ślepka wpatrywały się błagająco w stronę morderczyni; jednak po krótkiej chwili miś zaczerpnął gwałtownie i łapczywie powietrza po raz już ostatni. Jego niewielka klatka piersiowa uniosła się nagle, aby za moment opaść z powrotem, nigdy więcej już się nie wznosząc. Skowyt ustał, zaś czarne powieczki opadły bezwładnie na oczki niedźwiadka; spod lewej z nich zaś stoczyła się nieduża łza (w końcu zwierzęta na forum często zyskują cechy typowo ludzkie, są personikowane), która przemknęła po kudłatym policzku, zrosiwszy następnie podłoże. Trudno określić, co było bezpośrednią przyczyną zgonu: urazy wewnętrzne czy może wykrwawienie się niewielkiego organizmu.

Piski niedźwiadka jednak nie obiegły lasu bez żadnego echa, usłyszała je bowiem znajdująca się kilkadziesiąt metrów dalej niedźwiedzica, której nawoływanie malca wystarczyło, aby pojęła, iż potrzebuje on pomocy. Zgrabnie zeszła z drzewa, na którym jeszcze przed momentem się znalazła, aby ruszyć szarżą w kierunku miejsca, gdzie pozostawiła małe i bezbronne dziecię.


Ruiny Mirėu XsKHKdG
HP: 140
Młoda, rozgniewana samica o potężnych kłach i pazurach;
niezbyt doświadczona w boju


Trzask łamanych gałęzi, mający miejsce coraz bliżej i bliżej, mógł zwiastować nawet mało domyślnej istocie, w jakim stanie emocjonalnym znajduje się taranująca wszystko po drodze samica. Niedźwiedzica nie baczyła na żadną z przeszkód (czy to wbijające się w ciało gałęzie, czy zastępujące jej drogę, nieliczne i nierozważne zwierzęta, czy też niszczone w biegu krzaki), gnając niemal na złamanie karku w stronę Marano. Wadera mogła dostrzec ruch pomiędzy drzewami, sugerujący, iż Pani Miś jest coraz bliżej z każdą chwilą, niemniej wciąż pozostawała na tyle daleko, iż próba ucieczki (prawdopodobnie!) mogłaby zakończyć się powodzeniem. Warkot, wrzaski, wołanie – oto dźwięki, jakimi uraczyła ucho wilczycy zdesperowana matka, poszukująca swego pierwotnego. Niedźwiedzica była młoda, ‘niedoświadczona życiowo’ do tego stopnia, iż nie była w stanie (obecnie, przynajmniej) przedłużyć gatunku. Kupa mięśni, obdarzona nie tylko wielkimi kłami ale też potężnymi pazurami – bronią skłonną do siania zniszczenia i unicestwienia wielu zwierząt gatunków rozmaitych – napędzana była dodatkowo gniewem i złością.
Kto ośmielił się doprowadzać jej dziecko do płaczu?! Nie podejrzewała nawet, iż  - prawdopodobnie – za moment oczom niedźwiedzcy  ukaże się widok  jej kochanego dzieciątka, leżącego w kałuży własnej krwi ze sztyletem tkwiącym w niewielkim, niezdolnym do samoobrony, ciałku.


Pikanterii dodać może także fakt, iż Marano nie była tutaj zupełnie sama…
Oto bowiem tropem basiory podążał mężczyzna. Mężczyzna, którego zbudziło gwałtowne zerwanie się ptaków, towarzyszące pojawieniu się wilczycy w okolicy starej dzwonnicy, w której drzemał sobie w najlepsze.
Na razie jednak wilczyca mogła tylko poczuć jego woń, o ile oczywiście skupiłaby się na czymś więcej, niźli gotowa do ataku, nacierająca na nią niedźwiedzica. Dotąd skupiła się na łowach oraz na ofierze, toteż zapach dwunożnej istoty umknął, uznany najprawdopodobniej za mniej ważny.

Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Wilczyca słysząc piskliwe odgłosy, które wydawał z siebie mały baribal miała ochotę uciec. Albo pozbyć się na kilka sekund uszu. Zamiast tego padła wręcz na ziemię i zasłoniła swoje uszyska łapami, by choć trochę złagodzić ból. Kiedy nie słyszała już nic, powoli uniosła się i podeszła do ofiary. Przełknęła dość głośno ślinę i szturchnęła ciałko łapą. Klatka piersiowa niedźwiadka nie unosiła się. Trup, nieboszczyk. Zabiła go. Zamordowała bezbronne i słabe stworzenie tylko po to, by pozbyć się głodu. Ale teraz już nawet apetyt jej odebrało. Poczuła, że ją mdli; odczuwała już smak żółci w pysku. Mało brakowało, a puściłaby pawia. Wokół unosił się zapach śmierci. Jej łapy lekko drgały.
Co ja zrobiłam... — szepnęła wręcz, spoglądając na nieruchomy pyszczek malca. — Zabiłam... Pierwszy raz w życiu... Użyłam sztyletu... Nie powinnam mieć prawa do życia! — podniosła głos i spojrzała w niebo.
Spłoszyła ptaki siedzące na pobliskich drzewach. Gardło ścisnęło jej się niebezpiecznie; łzy powoli napływały do jej wielkich ślepi. Z wielkim żalem wyszarpnęła swój sztylet z ciałka baribala. Ściekała po nim wciąż gorąca krew. Ostrożnie wsunęła broń za niewielki pas, ukryty dobrze pod sierścią. Kolejna fala współczucia i obrzydzenia do samej siebie uderzyła ją. Pewnie zaczęłaby lamentować, gdyby nie tyci szczególik... Rozwścieczona niedźwiedzica! Jej smutek na widok martwego misiaka... Oh nie, to pewnie jego matka. Marano zaczęła szybko się cofać. Niedźwiedź jest potężniejszy od wilka. Bała się. Cała roztrzęsiona obserwowała matkę. Nie mogła zostać pokarmem dla niedźwiedzicy. Wiedziała przecież, że jeżeli nie zacznie trzeźwo myśleć to skończy jako przekąska dla rozwścieczonej rodzicielki. Po raz kolejny dobyła swojej, dotychczas niezawodnej, broni. Złapała głęboki wdech. Co jej tam... Poszła na żywioł i z miną pełną determinacji ruszyła przed siebie. W pewnym momencie odbiła się zręcznie od ziemi. Miała w planach wbicie w grzbiet niedźwiedzicy sztylet. Niestety odbiła się od boku zwierzęcia i przeturlała po ziemi, wzbudzając tumany pyłu do życia, gdyż w tym miejscu nie było trawy. Zakaszlała. Bała się, tak strasznie się bała!


//I tutaj prośba do szanownej MG: chciałabym, by niedźwiedzica zadała Marano jedną silną [może być ich więcej, ale nie aż tak silnych] ranę. Tak mocną, aby pozostała jej blizna. Miejsce na jej ciele, w którym ma się ona znaleźć pozostawiam tobie; aby tylko była widoczna, długa i szeroka!//
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     

Nim niedźwiedzica ostatecznie zorientowała się w sytuacji, nim dojrzała tkwiącego w kałuży krwi, wyprowadzony został na nią atak. Z racji, na brak wytycznych odnośnie polowań (nie jestem w stanie odnaleźć tematu - jeśli istnieje - poza działam dla MG - przepraszam, poprawię się), użyję prostego myku, dotyczącego rzutu kośćmi, aby obiektywnie osądzić, czy akcja wilczycy się powiodła. Z racji na jakość postów postaci Marano zmienię nieco 'skalę', coby szanse powodzenia były lepsze. Jednak... powoli!

Panna Baribal wrzasnęła głucho, dostrzegając wilczycę i - najpewniej - uznając ją za potencjalnego nieprzyjaciela. Niebezpieczeństwo dla jej maleństwa. Biedna, nie wiedziała jeszcze, iż spóźniła się o raptem dwa posty - jakkolwiek przeliczyć je można na realia czasowe. Wspięła się na tylne łapy, coby sprawiać wrażenie większego potwora. Pewne jest, iż wadera w pojedynkę nie podoła pokonaniu tejże bestii. Jak widać, zdrowy rozsądek i duma miały nie po drodze, toteż wyposażona w sztylet istota ruszyła ku morderczej, bezlitosnej maszynie. Generator rzutu kośćmi sprzyja - na razie, przynajmniej - naszej bohaterce: kostka wskazała 5 oczek {SCREEN}, w razie czego mogę dołączyć pod koniec screen całej listy rzutów, by nie było, iż którakolwiek symulacja została powtórzoną. Przy przyjętej ‘skali’ jednoznacznym jest to z pełnym powodzeniem akcji (czyt. natarcie sztyletem na grzbiet niedźwiedzicy). Baribal warknął donośnie, w akcie bólu powróciwszy do stabilniejszej i wygodniejszej pozycji, w której wszystkie cztery kończyny stworzenia oparły się na podłożu. Sztylet utknął pomiędzy dwoma żebrami potężnego stworzenia, któremu – po raz kolejny – brakło nieco refleksu. Zdenerwowanie ogromnego ssaka narosło niemalże do granic możliwości, a piana poczęła ściekać po bokach jasnego pyska. Niedźwiedź odwrócił spojrzenie, szukając nim Marano, lecz poza nią w polu widzenia baribala znalazło się jej młode, do którego szybko podbiegła (zbyt wielkie słowa na określenie dwóch susów, których potrzebowała, aby znaleźć się tuż obok niedźwiedziątka) i trąciła lekko nosem, z matczyną czułością. Zawyła przeciągle, kiedy zorientowała się, iż nie wróci już z własnym dzieciątkiem do rodzimej gawry. Do domku, w którym przyjdzie jej przebiedować samotnie.

Głuchy,  donośny i przepełniony nie tylko samym gniewem, ale też i wściekłością, rozniósł się ponownie po otoczeniu, stanowiąc akt przejmującej rozpaczy. Ileż razy w filmach przyrodniczych mogliśmy być światkami, kiedy zwierzęta okazywały się bardziej ludzkimi od przedstawicieli naszego gatunku? Ileż to kaczuszek zostało wychowanych przez kotki, podczas kiedy kobietom w ręce wpadały zbyt śliskie kocyki? Ile zwierzęcych matek wzruszało nas własną matczyną troską i tęsknotą – tą najważniejszą, autentyczną, bezinteresowną  (o ile nie przyjmiemy za ‘interes’ przedłużenia gatunku)?
Cóż więc dziwnego lub jakkolwiek zaskakującego było w tym, że dostatecznie już podenerwowana, niedźwiedzia rodzicielka wpadła w kompletną furię? Chęć zemsty już sama w sobie jest narzędziem niebezpiecznym i śmiercionośnym, zaś jeśli dodamy do niej matkę, która napotkała własne dziecko w stanie, w którym nikt nikogo zastać by nie chciał, wychodzi zagłada na czterech łapach, ciemnym gęstym futrze i smugami śliny po bokach wyposażonego w nieprzyjemne kły pyska. Warknęła głucho i – nim Marano zdążyłaby uciec, gdyby nawet podjęła tego typu próby – ruszyła szarżą prosto na waderę. Tumany gryzącego w oczy kurzu to zbyt mało, aby zatrzymać tak sfrustrowanego potwora.  Niedźwiedzica uderzyła potężnie barkiem w ciało wilczycy, przewróciwszy ją na podłoże i pospiesznie, zanim zdąży się pozbierać, uderzyła ją mocno łapskiem w bok pyska. Kłęby włosów oraz grzywki Marano zatańczyły na wietrze, opadając na podłoże, zaś od prawego ucha, poprzez szyję, niemal aż do samego barku tkanka została poważnie uszkodzoną i naruszoną. Potężne pieczenie oraz ból sugerowały, jak rozległa jest to rana. W ramach upewnienia w tymże przekonaniu wystarczyło spojrzeć na podłoże, na które z wolna upadały czerwone, duże krople. Na szczęście dla Marano obeszło się bez naruszenia tętnicy – chociaż z pewnością niewiele brakowało. Ot, odwróciłaby facjatę, próbowałaby nieco bardziej odskoczyć, oddalić się – mogłoby skończyć się o wiele gorzej.

Nagle – nie wiadomo w pełni, skąd – pojawił się typowo ludzki wytwór. Strzała. Strzała, która ze świstem przecięła powietrze, by za moment wbić się w ciało niedźwiedzicy – nieopodal sztyletu, który nadal sterczał groźnie spomiędzy żeber. Panna Misiowa ryknęła przeciągle, zaś z pobliskich zarośli dało się usłyszeć ludzki krzyk. Trudno ocenić, co krzyczała podbiegająca sylwetka, jednak z pewnością nawet wilczyca rozpracować mogła grymas zdenerwowania, który majaczył na jej twarzy.


Ruiny Mirėu XpRYuhQ
HP: 100
Młoda kobieta, uzbrojona w łuk
i kołczan ze strzałami

Pora na ruch Marano. Człowiek - o zgrozo! - nie wygląda na wrogo nastawionego względem wilczycy, jednak nie wiadomo nigdy, co różowym dwunogom do głowy strzeli. Niedźwiedzica wciąż żyła, bo przecież jakże inaczej mogłoby być, kiedy strzała nie wbiła się na tyle głęboko, aby od razu wykończyć kupę mięśni? Niemniej widać wyraźne jej osłabienie, lecz - nie zapominajmy! - sama wilcza bohaterka po nosie solidnie oberwała. Po metaforycznym nosie. Podpowiem, że mam namiary na ciekawą niespodziankę - lecz czy dojdzie ona do skutku zależy tylko i wyłącznie od Userki kreującej Marano.


Podsumowanie

    Zdrowie Marano = 85 HP
  • obfite krwawienie z rany biegnącej od prawego ucha niemal do prawego barku (blizna może okazać się nieco krótszą - do uznania kreatorki Marano),
  • osłabienie,
  • ból ;

    Zdrowie Niedźwiedzia = 90 HP
  • wbity sztylet + rana pomiędzy żebrami,
  • wbita strzała + rana pomiędzy żebrami,
  • obfite krwawienie

    Zdrowie człowieka = 100 HP
  • brak obrażeń
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
To wszystko działo się tak szybko! Wilczycy wydawało się, że mijają sekundy, gdy tymczasem wydarzenie toczyło się nieco wolniej. Szybko dysząc obserwowała jak w niedźwiedzicy wzrasta gniew; przeraziła ją furia szalejąca w oczach zwierzęcia. Marano była bezsilna; zdawała sobie sprawę z tego, że nie wskóra nic próbą ucieczki, więc pozwoliła matce na zadanie ciosu. Oczywiście nie spodziewała się, że będzie on aż tak mocny. Z głośnym jękiem uderzyła o ziemię, kiedy dosłownie zmusiła ją do tego samica baribala. Myślała, że to koniec. Wielka pomyłka. Krzyknęła z bólu, gdy poczuła jak pazury Pani Miś rozrywają jej skórę. W całym swoim życiu nigdy nie czuła tak wielkiego pieczenia; tak, jakby ktoś posypywał jej świeże rany solą lub zalewał sokiem cytrynowym. Mimowolnie z jej oczu wyciekły łzy; nie miała na to nawet najmniejszego wpływu. Nabrała gwałtownie sporą dawkę powietrza do płuc. Jej ciałem wstrząsnęła dziwna drgawka, wywołana ogromnym bólem. Cały entuzjazm w jej oczach wygasł nagle. Umęczonym wzrokiem spojrzała na ziemię obok siebie, całą splamioną szkarłatną cieczą; a co najgorsze - jej własną. Kolejny głęboki wdech. Jej serce przyspieszyło rytm. Nie miała sił, by wstać. Teraz była łatwym celem dla niedźwiedzicy, której - swoją drogą - póki co nie widziała. Miała wrażenie, że za chwilę kopnie w kalendarz. Wtedy do jej uszu dobiegł dziwny świst przecinanego powietrza. Potem przeciągliwy ryk Pani Baribal. Marano powoli zaczęła się podnosić, aczkolwiek każdy - nawet najmniejszy - ruch sprawiał jej ogromną trudność i przyprawiał o okropny ból. Czym zawiniła bogom, by teraz tak cierpieć? Chciała jedynie pozbyć się natrętnego uczucia głodu... Przecież prawo natury takie jest: przegrywa słabszy. W tym wypadku najwyraźniej to także się sprawdzało. Niedźwiedzica górowała nad nią wyraźnie siłą. Znów przypomniała sobie o strzale. Dostrzegła w pobliskich chaszczach ludzką sylwetkę; na twarzy dwunoga malowało się zdenerwowanie. Marano wciąż leżała, ale podpierała się przednimi łapami o ziemię, stopniowo unosząc się coraz wyżej. Nie wiedziała teraz, co uczynić. Najprawdopodobniej nic już zrobić nie mogła. Jeżeli baribalowa jej nie wykończy, zrobi to z pewnością ów łuczniczka. Bezsilna, zapędzona w kozi róg. Koniec, basta, finito. Tutaj najwyraźniej kończy się żywot młodej wadery. Wciąż jednak pozostawała nadzieja, że któreś ze stworzeń zlituje się nad nią. Rana nawet ociupinę nie przestała boleć; dodatkowo granulki kurzu i brudu dostały się do niej... Wreszcie stanęła na łapach, chwiejąc się; kończyny trzęsły jej się i wydawać by się mogło, że za chwilę padnie i już nie wstanie. Mimo wszystko trzymała się życia uparcie i nie zamierzała puścić.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     

Gdyby kobieta dopomogła wykończyć niedźwiedzia - a więc stworzenie, na które wilki w pojedynkę nie powinny polować - okazałoby się to zaiste niesprawiedliwym, także opcję tę na bok odrzucamy. Raz, raz! Zapomniane. Co dalej?

Kolejna strzała, tym razem utkwiła w przedniej łapie niedźwiedzia. Cichy świst, słabnący z każdą chwilą, wskazywał na proces wygasania wibracji, nim strzała ostatecznie się zatrzymała. Baribal wrzasnął z bólu, unosząc zranioną łapę i przysiadając na zadzie. Przez moment wymachiwał przednimi kończynami, zupełnie, jakby komuś machał - z tymże gest ten wykonywał aż nader entuzjastycznie, jakby desperacko próbując wyzbyć się tkwiącej na wysokości przedramienia strzały. Ta jednak nie zamierzała wypaść. Kobieta zaś, dostrzegając osłabienie wadery, podbiegła ku niej, pochyliwszy się nad zwierzęciem. Nie przejmowała się tym, iż dziki zwierz mógłby ją pożreć. Bo w sumie... mógłby? Zdawał się być na to zbyt słabym.
-Jangan takut saya(malajski: "nie obawiaj się mnie") - szepnęła, zerwawszy kawał chusty, którą miała przewiązany pas. Nie przejmowała się tym, czy wadera ją zrozumie czy też nie. W końcu nikt nie wierzy chyba w pełne porozumienie pomiędzy ludźmi a jakimikolwiek zwierzętami? W każdym jednak razie łuczniczka dobyła wody, którą nosiła w bukłaku zawieszonym na szyi, by zamoczyć nim chustę i delikatnie omyć ranę. Na razie tak prosty zabieg przemycia musi wystarczyć.
-  Apa yang mengagumkan saya cara anda menggunakan senjata. ("imponuje mi sposób, w jaki posługujesz się bronią") - dodała jeszcze, korzystając z chwili, podczas której niedźwiedzica próbowała pozbyć się przeszkadzającą jej strzałą w łapie.

Pani Baribal zmieniła nieco front, trzaskając łapą o pień drzewa - tym samym, zamiast poprawiać swoją sytuację, jedynie mocniej i dotkliwiej raniła obolałą już i tak łapę. Kobieta spojrzała krótko na niedźwiedzia, aby zaraz wsadzić dwa palce do ust i zagwizdać przeciągle. Następnie zaś chwyciła truchło małego misia, by zaraz rzucić nim lekko przed waderę.
Na zawołanie - niczym wytresowany piesek - przybył przyjaciel łuczniczki. Trzask łamanych drzew (nie gałęzi, a całych pni oraz konarów) zdecydowanie mógł świadczyć o wielkości owego stworzenia. Baribal przy tym to pryszcz! Trzepot ogromnych skrzydeł mógł świadczyć o naturze stworzenia oraz środowisku, w którym czuło się najlepiej: jego przeznaczeniem było pokonywanie kolejnych mil drogą powietrzną. Skrzydła oraz rozmiar zwierzęcia wyraźnie nie pasowały do leśnego krajobrazu - zapewne dlatego też istota ta człowiekowi nie towarzyszyła.



HP: 300
Choć może nie wygląda - potężny smok ognisty



Smok wypadł prosto na niedźwiedzia, co było dla baribala niemałym zaskoczeniem. Jak mawiają (nie tylko w typowym polskim gimnazjum): Na każdego kozaka znajdzie się większy kozak. Tak było i w tym przypadku. Niedźwiedzica spłoszyła się i - kulejąc znacznie oraz o mało nie przewracając się co kilka kroków - odbiegła w popłochu, przerażona wizją spotkania z gadem oko w oko. Na szczęście zanim zdążyła zniknąć z pola widzenia, smok zgrabnie (mimo swej masy) wyrwał spomiędzy żeber sztylet wadery, trzymając go pomiędzy wielkimi kłami. Nagle bron, którą posługiwała się wilczyca, mogła wydać się tak malutka...
Ziejący ogniem gad wylądował stosunkowo niedaleko, łamiąc przy tym i przewracając kilka całkiem niemałych drzew. Łuski stworzenia były podrapane i porysowane, jak widać i on wprawiony był w boju.

Co dalej? Kontynuujemy polowanie? Zabijamy ludzia? Smoka? Szukamy czegoś jeszcze? Uciekamy?


Podsumowanie

    Zdrowie Marano = 80 HP (-5 za nieustające silne krwawienie)
  • obfite krwawienie z rany biegnącej od prawego ucha niemal do prawego barku (blizna może okazać się nieco krótszą - do uznania kreatorki Marano),
  • osłabienie,
  • ból ;

    Zdrowie Smoka = 300 HP
  • brak świeżych obrażeń, jedynie ślady po starych zadrapaniach


    Zdrowie człowieka = 100 HP
  • brak obrażeń
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
No to chyba powoli czas się zbierać do domku! Pardon, po drodze trza zahaczyć musowo o lecznicę...
Wilczyca zamrugała trzykrotnie, dość szybko. Wydawało jej się, że śni. Jak to? Dwunogi to przecież bezlitosne bestie, które tylko czekają, by wbić nam nóż w plecy lub postrzelić strzałą... A jednak nie. Wyjątek, a może to po prostu jakieś wynagrodzenie od bogów za te wszystkie męki? Średnio rozumiała słowa kobiety; nawet nie wiedziała, po jakiemu do niej nawija. Kiedy człowiek przemywał jej ranę, Marano zaciskała kły z bólu. Nie chciała widzieć tej ogromnej szramy, wolała odwracać głowę i wzrok w całkiem przeciwną stronę. Zaczekała aż kobieta skończy 'zabieg'. Wilczyca przestąpiła z łapy na łapę i rozejrzała się. Machnęła ogonem ze dwa razy. Potem uniosła ślepia na wybawicielkę. Nie miała pojęcia, w jaki sposób może jej podziękować. Przecież nie uda im się porozumieć za pomocą słów. Myślała intensywnie i w rezultacie jedynie otarła się o nogę łuczniczki, jak to robią udomowione pieski; cóż za poniżenie... Potem odwróciła się w stronę smoka i spostrzegła swój sztylet w jego szponach. A może tak jej go odda? Patrzyła nań wyczekującym wzrokiem.
Żeby nie przedłużać, uznajmy już, że jej go oddał. Następnie Marano podeszła do swej zdobyczy i za pomocą pyska zwinnie podrzuciła; niedźwiadek wylądował na jej grzbiecie. Albo był taki ciężki, albo to osłabienie dawało się we znaki. Samica zawyła krótko i odbiegła kawałek. Stojąc na niewielkim wzgórzu spojrzała jeszcze raz na kobietę i jej gada. Gdyby nie rana i towarzyszący jej potworny ból, zapewne ruszyłaby w dalsze poszukiwania jedzenia, by nagromadzić tego trochę w swojej siedzibie, którą wkrótce miała 'zbudować'.
Tak więc prosimy o ogólne podsumowanie, Pani MaGister!
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     

Smok oddał, a jakże. W końcu co mu z tak mikrego oręża? Miał ogień, kły, szpony i skrzydła - wystarczyło mu to do obrony, a i respekt wśród niedźwiedzi wywoływało.

Kobietę wmurowało, kiedy wilczyca otarła się o jej nogę. A może to nieznana dotąd rasa psa a ona przeoczyła swoją szansę na Nobla? Zaniepokojona stanem zdrowia gestem głowy wskazała na Marano, smok natomiast znak ten idealnie podłapał, aby za moment podfrunąć ku niej (co tak kilka drzew, takie tam - leśne domino...), by następnie zgrabnie - jak na swe gabaryty - podciąć nogi waderze, łapiąc ją na swój grzbiet. Pieszo do lecznicy nie pójdzie! Uznajmy zatem, że tam wyląduje na nogach, ze skrzydła czyniąc zjeżdżalnię. Taki był mój zamiar - nie wypuszczę więc, bez jego zrealizowania, mwaha! Kobieta uśmiechnęła się raz jeszcze, w geście pożegnania machając w stronę znikającej parki. Niecodziennej parki.



Podsumowanie


    Zdrowie Marano = 75 HP (-5 za nieustające silne krwawienie, ostatni minus, Lea Cię naprawi)


  • obfite krwawienie z rany biegnącej od prawego ucha niemal do prawego barku (blizna może okazać się nieco krótszą - do uznania kreatorki Marano),

  • osłabienie,

  • ból ;


NAGRODY

  • 85kości (nieco ponad połowa rosłego misia, więcej niż zając - mniej niż dzik)
  • Smocza Łuska - przyłożenie jej do rany (nawet bardzo rozległej) w momencie powoduje ekspresowe jej gojenie; do jednokrotnego wykorzystania - UŻYĆ MĄDRZE!

Sponsored content