Grób obok starej rezydencji

Lacie
Wieczny Dzieciak

Lacie


Female Liczba postów : 805

     
*
Po krótkiej chwili tutaj dotarli. Ale kto? Alice wraz ze swoją grupką. Bawili się radośnie, albowiem świeciło mocno i trwało lato. Były to niezbyt dojrzałe istoty, pozbawione wszelakich zasad. Ich "stado" zostało pozbawione zasad, dzięki czemu każdy mógł do niego dołączyć. Tak oto nasza kochana waderka była szczęśliwa, pozbawiona wszelakiej smutności. Żyła życiem, prowadząc je szczęśliwie wokół przyjaciół. Ptaki radośnie śpiewały, grupka młodzieńców także. Lekko wiaterek wiał w dawną osobowość, nieco pozbawiając ciepła. Pomimo białego futerka, już bardziej dorosła niżeli młoda, ta odczuwała narastające gorąco. Rezydencja składała się z dużego budynku, prawodpodobnie zamieszkałego przez ludzi. Obecna pora roku nie dawała nikomu już spokoju, zachęcając do aktywności fizycznej. Młoda poczuła lekkie dotknięcie w bok, lekko obrażając się. Pobiegła w stronę dużego, starego drzewa, którego wiek wynosił pewnie z kilkaset lat. Ci próbowali ją uspokoić, lecz na darmo. Tak oto pozostała na chwilkę samotna, wraz z ptakami, które wydawały ze siebie piękne dźwięki. Ruszyła się z miejsca, a po chwili straciła grunt pod nogami.
- Co... co się dzieje?! - wypowiedziała zdziwiona całą sytuacją.
Tak oto upadła z wysokości około 7 metrów, na szczęście nie łamiąc sobie niczego. Wstała powoli, patrząc na drzewo, którego, jak się okazało - domyślną lokalizacją jest pod ziemią. Miejsce to wyglądało dosyć dziwnie - tuż przed ogromną rośliną znajdował się grób z białym krzyżem, trochę zarośnięty mchem. Na środku napis, lecz ledwo widoczny od warstwy zbierającego się kurzu. Alice kichnęła głośno, albowiem jej charakter był wtedy o wiele inny. Hałaśliwa, niezdarna i dosyć obrażalska dziewczyna. W powietrzu unosiły się małe białe kulki, które emitowały jasnym światełkiem. Widocznie miały one coś do przekazania, ale co dokładnie? Ach, zapomniałam dodać, że na krzyżu znajdował się łańcuszek zmarłej osoby oraz jego czerwono-biały płaszcz. Dorastająca podeszła do kurhany (albowiem grób tutaj nie pasuje, gdyż to jest mały, ziemny kopiec), wycierając łapką napis na przedmiocie. Pisało wyraźnie "Celia". Ta sobie powoli przypomniała, do kogo imię pasuje, jednak na początku gdzieś jej w kościele dzwoniło.
- Mamo! Przepraszam, że cię zostawiłam samą! - powiedziała, płakając przy tym. Chwyciła płaszcz, z którego wydobywała się duża energia.
"No tak... To jej płaszcz. Pachnie nią..." - pomyślała, przytulając obiekt do siebie. Pod płaszczem był mniejszy łańcuszek, z wisiorkiem bardzo podobnym do krzyża. Po krótkiej chwili zaczął świecić jasną mocą, prawdopodobnie Celia przekazała medalionowi troszeczkę swojej dobrej energii.
- Alice, co tak długo?! - zaczęła niepokoić się smoczyca wody.
- Przepraszam, już idę!
Ostatni raz położyła swoją łapę na ogromnym krzyżu, zamykając oczy i skupiając swój umysł, dziękując jej w umyśle za to, co jej pozostawiła. Przed wyjściem odwróciła się do tyłu, płakając z uśmiechem na twarzy.
"Spoczywaj w spokoju, kochana mamusiu!" - życzyła jej wszystkiego dobrego w innym świecie.
*
Grób obok starej rezydencji Latest?cb=20110528033808

Miejsce obrośnięte mchem, w ziemi znajduje się ogromne, spróchniałe drzewo, które pilnuje krużganki. Tylko niektóre promyki światła przedarły się przez całkowitą ciemność. Kto wie - być może jeszcze raz tutaj Alice trafi, by pomodlić się za swoją matkę?