KP Coke

Coke
Młode

Coke


Male Liczba postów : 40
Wiek : 23
Skąd : Z różowego piekła

     

Imię:
Coke. Jak widać zresztą nie jest ono zbyt długie, oryginalne i zwracające na siebie większą uwagę. Można by pomyśleć, że jego rodzice nie byli zbyt kreatywni. Może i to prawda, lecz kto właściwie zwraca większą uwagę na imię w dzisiejszych czasach? Imię Coke to środek wszechświata, to ziemia po, której stąpasz, to powietrze, którym oddychasz. Coke to wszystko i zarazem nic, coś bardzo wartościowego i równocześnie nic nie wartego. Tego wszystkiego był pewny Coke. Wiedział, że mimo słów innych nikt nie ma takiego imienia jak ok, a to był powód do dumy, bo tylko wielcy lu... wielkie wilki są niepowtarzalne. Coke to takie imię, które to sprawia, że pierwsze o czym pomyślisz będzie nieoszlifowany diament.

Rasa:
Rzecz to prosta, a zarazem niebywała, gdyż według wujka Googla i cioci Wikipedii wychodzi na jedno w co, aż trudno uwierzyć. Według cioteczki jest to stworzenie z gatunku zwierząt psowatych. Coś noszące nazwę w języku łacińskim Canis, a uściślając Canis Lupus... Wujcio natomiast na pierwszym miejscu stawia wygląd. Uważa, że ten stworek, który chodzi na czterech łapkach przez całe życie, posiada długie uszka, długi ogonek i szorstką sierść. Wszystko sprowadza się do jednego. Ta mała istotka to wilk.

Wiek:
Dokładnie dwanaście miesięcy, a jak oczywiście, każdy wie to oznacza, że ma równy rok.

Orientacja:
Czy nie jest za młody, by podejmować tak... trudne decyzje? Przecież teraz raczej nie w głowie mu takie drobnostki jak flirtowanie i miłość. Teraz ma o wiele ciekawsze rzeczy ma głowie. Do tego jego upodobania zawsze mogą się zmienić choć, gdyby już musiał odpowiedzieć to pewnie jak większość odpowiedziałby, że jest heteroseksualny. W przyszłości jednak może się to zmienić...

Ranga:
Na nic innego narazie nie może liczyć więc  ,,Młody".

Historia:

,,Coś!"
Wszędzie była masa kolorów. Od najjaśniejszej żółci po ciemny brąz. Gdzieniegdzie można było ujrzeć odrobiny karmazynu i indygo. W całej tej palecie barw przede wszystkim, jednak przeważała zieleń. Czysta, żywa zieleń, którą dzisiaj można znaleźć tylko w zakątkach, do których nie dotarł jeszcze żaden człowiek. Jest tam, gdzie niebo zawsze jest pogodne i ukazuje wszystkim swoje piękno bez cienia skromności. Panuje tutaj absolutna cisza, spokój, żadne z żywych stworzeń nie zakłóca tej harmonii. Nawet polne myszy schowały się w wysokiej trawie, by wylegiwać się w cieniach. Co jakiś czas tylko można było usłyszeć ciche kroki stada jeleni, które to odchodziło do lasu, by znaleźć tam schronienie przed słońcem, które to już opanowało całą polanę. Wydaje się, że nic już nie przerwie tej istnej sielanki panującej w okolicy... Ale cóż to? Coś słychać! Coś porusza się w trawie! Czemu myszy nagle schowały się zaskoczone? Czemu największy z jeleni przebiegł kilka metrów w popłochu tylko po to, by znów się zatrzymać i postawić wysoko głowę? Na chwilę znów zapadła cisza, wydawałoby się, że zaraz znowu będzie tu tak spokojnie jak przed paroma minutami... A jednak. Coś znowu się poruszyło! Tam w trawie, przy kamieniu! Tam coś jest! Widać! Coś stamtąd wychodzi! Stado w panice odbiegło, a z trawy wychylił się ciemny kształt. Słychać było niewyraźne niuchanie i urywany oddech. To coś w trawie zamrugało i ziewnęło potężnie. Małe główki myszek wychyliły się z norek i z ciekawością wpatrywały się w intruza. Cosiek przeciągnął się i jeszcze trochę się wychylił . Ukazały się malutkie uszka i cześć karku. Coś rozejrzało się niepewnie, a gdy nie zlokalizowało żadnego niebezpieczeństwa całkowicie wyszło ze swojej kryjówki. Pokazała się mała, lecz silnie zbudowana postać o ciemnej sierści i niepewnym spojrzeniu. Wilk zaciekawiony zrobił energicznie pare kroków i zaraz potknął się o wystający korzeń i runął jak długi na ziemię. Szczeniak był bardziej zszokowany niż obolały. Szybko dźwignął się i zrobił dla pewności jeden mały krok, jakby sprawdzał czy to aby na pewno z jego nogami nie ma jakiegoś problemu. Kiedy był już pewny swego z dumnie uniesioną głową i nie rozpamiętując swej przed chwilowej porażki ruszył przed siebie.

,,Pułapka"
Tam w trawie coś było. Problem tylko polegał na tym co to było, bo szczeniak ewidentnie tego nie wiedział. Schował się w krzakach i bacznie obserwował to coś. Nie wyglądało jakby miało dobre zamiary. Coke podniósł wysoko pyszczek i zamknął oczy. Jego nosek ledwo widocznie zadrżał i wilk opuścił łeb. Bardzo wyraźnie czuł zapach tego czegoś, ale za żadne skarby, nieważne jakby się starał nie mógł go rozpoznać. Tkwił już tak od jakiś dwudziestu minut w bezruchu, ukryty i z naprężonym, każdym mięśniem swojego ciała. To coś nie wyglądało jak którekolwiek wcześniej poznane mu zwierzę. W ogóle nie wyglądało jak by żyło. Tkwiło tylko w jednym miejscu, w połowie zagrzebane liściami. Coke tylko przypadkiem dostrzegł to coś. Gonił małego Cytrynka, aż w pewnym momencie motylek usiadł tuż koło tego, po czym odleciał. Szczeniak jednak go już nie gonił, schował się w krzakach i obserwował. Miało srebrną barwę i było zakończone cienkimi i trochę stępionymi kolcami. Dodatkowo było prawie jego wielkości. Szczeniak w końcu, jednak się przełamał i powoli wychylił się z krzaków. Przywarł do ziemi i bardzo ostrożnie ruszył w kierunku tego czegoś, kiedy był już przy tym warknął ostrzegawczo. Nie zareagowało, to coś nadal tkwiło w bezruchu. Szczeniak niepewnie wysunął łapę i musnął nią delikatnie bok tego czegoś. Było zimne i twarde w dotyku zupełnie jak, niektóre przedmioty, które znajdywał w lesie. Pewien lis powiedział mu, że to są puszki porzucane przez ludzi. Coke nie wiedział kim byli rzekomi "ludzie" i wolał nie wiedzieć. Myśl, że o rozmowie z lisem go uspokoiła. To pewnie też była jakaś puszka. Może i jej nie przypominało, ale w dotyku były podobne, choć ta była twardsza i bardziej chropowata. Odetchnął z ulgi i uśmiechnął się do siebie na myśl, że jeszcze przed chwilą był pewny, że to coś może być niebezpieczne. Postanowił zostawić tą "puszkę" i ruszyć dalej. Zrobił krok, coś zgrzytnęło i szczeniak zobaczył niczym w puszczonym w zwolnionym tępię filmie jak "puszka" zaciska się na jego łapie i wbija w nią swoje kolce.
Sidła zastawione przez człowieka były przeznaczone na większe zwierzęta od Coke i przede wszystkim mocniej zbudowanych łapach. Ciężki metal przygniótł delikatną i kruchą łapkę szczeniaka i bez trudu ją złamał. Przez las przedarło się głośne, pełne rozpaczy i bólu wycie. Popłynęło mu po pyszczku kilka łez i spróbował wyciągnąć ranną łapę. Jakże mógł być tak głupi?! Nagle usłyszał czyjeś kroki. Zamarł i podniósł z nadzieją głowę mając nadzieję, że ktoś go usłyszał i przybył mu pomóc. To co, jednak ujrzał było dla niego wielkim szokiem. Zza drzew wychyliła się istota chodząca na dwóch nogach, była ogromna, a przynajmniej dla takiego małego szczeniaka jak on. Coke nie miał żadnych wątpliwości to był człowiek. Zapiszczał z bólu, kiedy poczuł, że metalowa pułapka mocniej się na nim zaciska. Postać stanęła nad nim, promienie słoneczne raziły szczeniaka więc jedyne co ujrzał to błysk ludzkich oczu i rękę sięgającą w jego kierunku.

,,Starzec"

Było ciemno, z oddali słyszał szczekanie psów i cichy warkot, który pewnie należał do pracującej niedaleko maszyny czy czegoś podobnego. Szczeniak bał się otworzyc oczy, bo był pewny, że gdy tylko to zrobi ujrzy coś strasznego. Nieważne co to będzie, wiedział po prostu, że to na pewno będzie straszne. Poruszył się niespokojnie i poczuł nagły ból w łapie, był on jednak o wiele mniejszy niż, kiedy ją sobie dopiero uszkodził. Nadal nie otwierając oczu zbliżył pysk do rannej nogi i tracił ją delikatnie nosem. Spodziewał się, że poczuje w dotyku swoją sierść i zapach świeżej krwi, ale tak nie było. Jego łapa była czymś owinięta i pachniała jakimiś specyfikami nieznanymi szczeniaku. Jeszcze raz powąchał kończynę z ciekawością, potem po chwili wahania otworzył jedno oko, a następnie drugie. Zobaczył swoją nogę, ale było z nią coś nie tak była cała biała, a raczej nie ona była tylko to coś co ją owijało. Wyglądało to trochę jak jakaś dziwna skóra. Złapał za materiał zębami i szarpnął mocno, by go zdjąć. Nagle usłyszał kroki, coś zaskrzypiało i stanął przed nim człowiek. Coke puścił zaskoczony materiał, a ten rozciągnięty i zaginiony opadł bezwładnie na łapę.
-No i co ty robisz? Chcesz sobie jeszcze bardziej łapę uszkodzić? Nie wolno ci gryźć bandażu!- Powiedziała istota i spojrzała na niego groźnie.
Szczeniak na słowo "bandaż" spojrzał na niego nie rozumiejąc i przekrzywił zabawnie główkę.
Z zaintrygowaniem przyglądał się mężczyźnie. Na oko miał pewnie siedemdziesiąt może osiemdziesiąt lat. Na głowie widoczne były pozostałości jego dawnej, bujnej czupryny. Stał zgarbiony i kulał na prawą nogę. Był ubrany w powydzieraną, brudną koszulę w kratkę i szorty. Teraz patrzył na szczeniaka wesoło.
Coke nie miał zielonego pojęcia o co ty chodzi. Najpierw ten człowiek próbuje go  zabić, a teraz wygląda jakby było wręcz przeciwnie.
Starzec ukucnął naprzeciwko niego i sięgnął dłonią po ranną łapę. Wilk zapiszczał przestraszony i skulił się. Obnażył kły i chciał przestraszyć go, jednak on tylko się roześmiał.
-Uspokój się nic ci nie zrobię. ..-A po chwili wahania znów się odezwał. - Myślisz, że to ja ci to zrobiłem?
Coke dowiedział się, że znajduje się na małej farmie,  której właścicielem był ów człowiek. Znalazł go w pułapce zakładanej przez kłusowników. Starzec powiedział, że  od lat stara się ich pozbyć z lasu, bo wiele razy jego psy wpadały w sieci i zdychały. Mimo, że wiele ludzi uważa, że zwierzęta nie rozumieją tego co do nich się mówi to farmer wyglądał jakby mocno w to wierzył. I tak też było. Szczeniak uważnie słuchał, każdego jego słowa i powoli zaczynał mu ufać.
Jego łapa była poważnie złamana, jednakże nie aż tak, by nie dało się tego uleczyć. Problem polegał, jednak na tym, że starzec nie mógł zbyt długo trzymać w domu wilka, ponieważ bał się, że jego psy mogłyby mu coś zrobić. Nie mógł też zostawić szczeniaka na pastwę losu, bo przecież, jak twierdził, nie jest barbarzyńcą. Zostało więc postanowione, że jak tylko łapa mu się zrośnie wróci do lasu.

,,Kraina"

Nadszedł czas. Starzec niósł go na dłoniach i co jakiś czas drżącą ręką głaskał go między uszami. Po jakiś dwudziestu minutach marszu zatrzymał się i postawił szczeniaka na ziemi. Odpiął mu z szyi skórzany pasek, który służył jako obróżka. Spojrzał smutno na szczeniaka, ostatni raz pogłaskał go po grzbiecie i w milczeniu odszedł. Coke przysiągł na ziemi i patrzył za odchodzącym mężczyzną. Przez chwilę chciał pobiec za nim, znów wtulić się w jego ramiona, pobawić się z nim w chowanego jak to często wcześniej robili. Przypomniał sobie jak zaledwie wczoraj leżał i ogrzewał się przy kominku wraz ze stara Meggi.
Meggi była osiemnastoletnim owczarkiem niemieckim. Z powodu jej sędziwego wieku nie mogła już pomagać farmerowi ani w polu, ani na pastwisku więc jedyne co robiła to odganiała myszy co i tak robiła z trudem. Teraz szła powoli przy nodze starca i razem z nim wracała do domu.
Westchnął głośno i spojrzał na swoją zdrową już łapę. Po przygodzie z metalową pułapką jedynym śladem były duże blizny na przedniej nodze. Mimowolnie wzdrygnął się na samo wspomnienie tamtego wydarzenia.
Spojrzał na południe. Poprzedniego dnia spytał starej Meggi co ma ze sobą zrobić, a ta opowiedziała mu o jakiejś krainie, gdzie żyją wilki. Powiedziała, że tam mógłby zaleźć schronienie, dom... Czy jakby to chciał nazwać. Według niej żyją tam też gryfy i smoki, ale kiedy szczeniak spytaj ją co to, ona tylko się zaśmiała i powiedziała, że skoro jest taki ciekawski to niech sam to sprawdzi. Coke więc podjął decyzję. Postanowił udać się tam i zamieszkać, a gdy dorośnie to wrócić tutaj i odwiedzić staruszka. Tak więc ułożywszy sobie cały plan ruszył dziarsko przed siebie, pogwizdując przy tym wesoło.

Charakter:
Jak można się domyślić jak, każdy młodziak jest ciekawy świata. Coke jest szczeniakiem pełnym energii. Jego głowę w dziewięćdziesięciu procentach zajmuje zabawa. Jest bardzo dociekliwy i niestety bardzo często to ukazuje. Uwielbia zabawiać się w zagadki, lecz z rozwiązywaniem ich ma już większy problem. Często wiele istot zastanawia czy da się równocześnie coś kochać i nienawidzić... Coke to potrafi i takimi właśnie uczuciami darzy tę grę. Wróćmy do tematu. Mimo, że szczeniak jest taki radosny i pełny życia to wcale nie jest taką  wielką duszą towarzystwa jak można, by się spodziewać. Oczywiście lubi towarzystwo i nic nienawidzi bardziej niż samotności, ale trudno mu zawierać nowe znajomości przez swoją nieufność. Przez to, że podchodzi, do każdego z wielką ostrożnością dużo osób myśli, że szczeniak wcale nie chce z nikim rozmawiać i woli być sam lub denerwują się i niecierpliwią. Jak każdy szczeniak, Coke jest w jakimś tam stopniu naiwny. Spokojnie uwierzy, w każdą powiedzianą mu rzecz ,,że niebo jest różowe", ,,że chmury są z waty cukrowej" i, ,,że słonie potrafią latać". Coke oprócz tych wszystkich wymienionych powyżej cech jest miły i darzy innych uprzejmością. Jest też nieśmiały co czasami ma wpływ, niestety negatywny na jego zawieranie nowych znajomości. Zdarza mu się też być zbyt porywczym i często się denerwuje. Nienawidzi, kiedy ktoś sobie z niego drwi, wyśmiewa się itp. W tedy często zachowuje się jak małe, ludzkie dziecko i zaczyna krzyczeć i tupać łapkami co zazwyczaj tylko pogarsza sprawę.

Ekwipunek:
Srebrny łańcuszek z malutką, lazurową zawieszką w kształcie róży i krótki sztylet schowany w skórzanej pochwie.

Coś więcej:
~~~

Atrybut:
Szybkość

Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Świetnie rozpisana karta.

A K C E P T U J Ę
z najwyższą przyjemnością.
Życzę wielu godzin świetnej zabawy.