Prastary Las

Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Ciszę, którą narzucił początkowo były tropiciel, przerwało ciężkie westchnięcie, wymykające się niepostrzeżenie z mordki wilka. W zasadzie z racji na brak języka, była to jedna z niewielu opcji wydania jakiegokolwiek dźwięku, którą mógł operować. Gdzieś tam czasem parsknie, czasem fuknie czy warknie - a wraz z nim userka, która sprawdza, jak wielki w tym udział przypada językowi. Tak czy inaczej, spora część dźwięków była zniekształconą czy ogólnie brzmiała inaczej, aniżeli w przypadku, kiedy wydaje je jednostka posiadająca ozór.
- Mam nadzieję, że Twój optymizm nie jest zaraźliwy - zauważył obojętnie, rozlegając się ciepłym, przyjaznym barytonem w umyśle samicy. Zapewne obserwator uznałby, że samica gada sama ze sobą, czyż to nie interesująca perspektywa: medyk wymagający konsultacji psychiatrycznych?
Nie wiedział, co powinien dodać, w końcu sam uważał podobnie. Chyba ta dwójeczka stanowiła idealne przykłady zgorzkniałych staruszków, przekonanych o tym, że teraz to już tylko zamówić odpowiednią trumnę i zastanowić się nad doborem odpowiednich butów lub sukienki/garnituru. Czy tego właśnie wymagali od życia? Tasiowi na pewno spotkanie to dało wiele do myślenia. Świat nie może końćzyć się na jednej Carly, nieprawdaż?
Lea
Latający Doświadczony Lekarz

Lea


Female Liczba postów : 496
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Dla Lei świat skończył się na samym Arthasie. Teraz już nic nie miało znaczenia. A Wano? Zwiódł pięknymi słówkami i zniknął. Zranił. Na moment dał zapomnieć o bólu, ale nic nie jest trwałe. Teraz, gdy zniknął przy pierwszej okazji, ból powrócił.
Czy w ogóle warto jeszcze żyć? Chyba tylko po to, by dokończyć wszystkie sprawy, zadbać o przyszłość innych. Wyszkolić Lekarza.
Innych spraw w sumie nie miała. Tylko ten jeden, ostatni cel. A potem już można umierać. Odpocząć. Po śmierci nie ma bólu. Nie ma rozdzierającej serduszko tęsknoty za rodziną. Nie ma nic. Lepsza pustka, niż ból, prawda?
Wszystko jest lepsze, niż ból serca. Rany fizyczne pomagają na bardzo krótko. Psychika jest potrzaskana, krwawiąca. Jak to możliwe, że w takim stanie wciąż mogła wstać, iść naprzód, udawać, że wszystko jest ok? I nikt nie dostrzegał tego bólu w oczach, nie słyszał sztuczności w jej głosie w tych rzadkich chwilach, gdy się śmiała. Nikt nie widział łez w jej oczach, gdy budziła się rano, wyrwana przez dźwięk okrutnego budzika ze snów, w których znów byli razem i wszystko było dobrze. On ją przytulał, obiecywał, że to się już nie powtórzy, że na zawsze będą razem...
A potem powrót do rzeczywistości, jak kubeł zimnej wody na głowę. Ból wraca, silniejszy jeszcze, niemalże zabija. Puls zwalnia, temperatura spada. Nie można jeść, a i spania lepiej unikać. Żeby znów się nie obudzić, mając w pamięci świeży obraz jego osoby. Bo to zabija. A jednak, paradoksalnie, przyciąga w jakiś sposób. Dlatego jest takie niebezpieczne.
Lea po prostu nie miała sił z tym walczyć.
- To realizm. - powiedziała cicho.
Nie uważała się ani za optymistkę, którą niegdyś była, ani za pesymistkę. Myślała o sobie jak o realistce.
Arthas miał w zwyczaju nazywać ją aniołem. Dawniej może zasługiwała na to miano. Obecnie jeśli była aniołem, to upadłym. Poranioną, złamaną, na wpół szaloną z bólu istotą ze spętanymi skrzydłami, niezdolną wstać, pozbierać się, wrócić do dawnej chwały.
Ona przynajmniej nie miała zdjęć, którymi mogłaby się w kółko zadręczać, nie wiedzieć po co. Nie miała komórki, a co za tym idzie, również tysięcy sms-ów. To dla niej lepiej, czy gorzej? Trudno stwierdzić.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Bardzo długi post. Z tego, co mówiła Panna Gracz Lei - znaczy to paskudny nastrój. Trudno zatem po uzyskaniu tejże informacji cieszyć się nadmiernie z takiego obrotu spraw. Do rzeczy jednak, bo mogłabym truć o kwestiach nijak związanych z fabuły i przez pół dnia - pytanie jednak brzmi: po co?
Taharaki już jakiś czas temu pojął, iż coś Leę martwi. Nie był, owszem, w stanie dokładnie wywnioskować czy ocenić, czymże ten stan może być spowodowany - lecz cóż się dziwić? Nie znał jej nigdy więcej, bardziej, głębiej, aniżeli jako lekarkę, która ratowała jego głupi zad. Chociaż... Nie, to łeb był głupi - a zad, zwyczajnie, obrywał za winy pustej głowy. Nie wiedział o niej niczego, bo i zbyt wiele o sobie powiedzieć teraz nie chciała; on zaś nie był typem "naciskacza", który za wszelką cenę musi wydusić wszystko z danej jednostki. Wychodził z założenia, iż jeśli kiedykolwiek ktokolwiek zaufa mu na tyle, by zwierzyć się przed nim, słowa same wypłyną z jego pyska. On zaś na pewno czuć się będzie zaszczyconym, że pomimo wielu popełnionych po drodze błędów wciąż budził choć minimum zaufania. Zastanawiał się jednocześnie, czy z kolei zaufanie komuś takiemu, jak on, nie jest przejawem głupoty i lekkomyślności. W końcu skoro zawiódł nie raz i niejednego, skąd pewność, że zawodzić nie będzie nadal?
Milczał więc, nie wiedząc, co rzec. Pocieszyciel z niego był słaby, dlatego w podobnych sytuacjach często siedział cicho. Obawiał się bowiem, że jeśli zacznie gadać, jego ponure wnętrze przejmie kontrolę a on, zamiast na duchu podnieść, dobije jeszcze bardziej. Był za to doprawdy niezłym słuchaczem czy powiernikiem. Wspierał ją całym sercem i ciałem, jednak upośledzenie na tle emocjonalnym uniemożliwiało nierzadko przekazanie tych wartości, zamienienie odczuć w słowa. Zamykał się, blokował i najchętniej odgrodziłby umysł od duszy, wysyłają tę drugą do piekła na przeszkolenie.
- Nie wierzysz już, że spotka Cię coś dobrego, prawda? - bardziej oznajmił aniżeli zapytał, zaś przyjemny baryton zdawał się nabrać niecodziennie oziębłego wydźwięku. Cóż, chwilowe zagapienie się i nieuwaga sprawiły, iż część emocji i odczuć wymknęła się spoza kontroli twardego, racjonalnego umysłu. Pora zatem zawziąć się i odzyskać panowanie nad nimi, stłamsiwszy je oraz zamknąwszy pod grubym, twardym płaszczem. Miękkie serce zawsze musi zostać dobrze skrytym, bo i łatwo je skrzywdzić. Prawda?
Lea
Latający Doświadczony Lekarz

Lea


Female Liczba postów : 496
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Posty będą dłuższe. Dużo dłuższe. To chyba jedyna dobra strona tego wszystkiego...
Ano, co do serca, prawda to szczera. Emocji okazywać nie wolno, to tylko szkodzi. Nigdy nie pomaga. Userka jest zwolenniczką żelaznej samokontroli i grania zimnego drania. W pewnym momencie zaczyna się w tę maskę wierzyć, ukrywanie uczuć staje się równie naturalne, jak oddychanie. Jedynym wtedy zagrożeniem stają się te rzadko spotykane osoby, które są w stanie dostrzec to skrzętnie ukryte, odizolowane serce. Na szczęście jest takich niewiele.
Lea odsunęła się nieco bardziej w reakcji na intonację samca. Była istotką niesamowicie wrażliwą, aż dziwne, że przeżyła tak długo z tak dużą podatnością na zranienia. W końcu jednak życie ją dorwało, stłamsiło, złamało bez większego problemu, bo miała charakter zbyt słaby, by się przed zranieniami obronić.
Faktem jest również to, że ci, których się kocha zawsze ranią najdotkliwiej. Ci, którzy otrzymują metaforyczny kluczyk do serduszka są tymi, którym najłatwiej jest je złamać. Przykre, że najczęściej to robią. Mają gdzieś, jak czuje się druga osoba, zabijają paroma słowami, po czym odwracają się, by nie widzieć wyników swych działań. Jeśli znikają całkiem, to jeszcze pół biedy. Ale gdy są tutaj, niby tuż obok, a jednak poza zasięgiem?
Arthas przynajmniej miał tyle przyzwoitości, by nie ranić słowami. Po prostu zniknął. Patrząc w ten sposób, mogło być o wiele gorzej, prawda? A samo to wystarczyło, by zgasić dla Lei słońce. Metaforyczne takie, oczywiście.
Samo jego zniknięcie wystarczyło, by straciła sens życia. Co by było, gdyby zniknięcie zamienić na raniące słowa, mury z milczenia i strachu i tą przeklętą nieosiągalność, że niby tuż obok, a jednak daleko? To zabiłoby ją o wiele szybciej, o wiele pewniej. Nie próbowałaby w ogóle tego ciągnąć.
A teraz przynajmniej stara się przed końcem uregulować wszystkie najważniejsze sprawy. Jeszcze jakoś się trzyma, planuje. Wręcz ze swego rodzaju niecierpliwością czeka na moment, gdy będzie mogła odejść, uwolnić się od bólu...
Całe życie stawiała śmierci zdecydowany opór. Teraz jednak jej pragnęła, jako wytchnienia, uwolnienia od tęsknoty i cierpienia. Chyba zasłużyła na odpoczynek? Nikt nie powinien musieć tak cierpieć.
Mimo, że ból serca tak naprawdę siedzi w głowie, odczuwała go jak najbardziej fizyczne, rozdzierał ją od wewnątrz. Tłumił wszelkie inne odczucia. W myśl zasady "dwie rzeczy jednocześnie boleć nie mogą", nie czuła wcale, gdy w bezsenne noce zatapiała zęby we własnych łapach.
Dobrze, że futro zakrywa ślady, w przeciwnym wypadku musiałaby zaopatrzyć się w bluzę z długimi rękawami. A temperatura rośnie, paradowanie w takiej staje się coraz mniej przyjemne.
Cóż... Mogła tylko pocieszyć się tym, że do zrealizowania wszystkich celów już niedaleko. A potem nadejdzie spokój. Po prostu pójdzie sama do lasu i nie wróci. Może uznają, że odeszła, uciekła? Niewiele jest osób, które się będą martwić. W sumie tylko Alek. Nikogo innego nie miała...
I tym razem nie pragnęła zostać uratowana. Wszelka chęć życia, chociażby z przyzwyczajenia, wygasła w niej już dawno.
Dłuższą chwilę milczała, nim odpowiedziała. Czy wierzy? Oczywiście, że nie. Jednak zdawało jej się, że w głosie basiora wyczuwa dezaprobatę. Często słyszymy to, czego się spodziewamy usłyszeć. Przykładowo userka dzisiaj na pytanie "Czy byłaś kiedyś w Rosji?" odpowiedziała "Przespałam całą geografię". Taa... Ogółem userka nieprzytomna jakaś mimo dzisiejszej zdrowej dawki kofeiny. Gdy się kofeinę na moment ograniczyło, była wymówka. A teraz? Zero energii...
Cóż. Bywa.
W końcu Leośka uznała, że jej to obojętne, co Taharaki sądzi o jej zachowaniu.
- Prawda. Nie wierzę.
Nie zostało jej nic, w co mogłaby wierzyć. Ledwie trzymała się na łapach, była niedożywiona, przemęczona i niestabilna psychicznie. Znikała praktycznie w oczach, kilogram za kilogramem. Kości rysowały się pod jej skórą bardziej, niż wyraźnie. Wystawały.
Jeśli nie zabije jej ból, głód i wyczerpanie, Lea zrobi to sama. Cóż. Na ten moment już raczej nie było dla mniej ratunku. Już za późno. Jedyne, co byłoby w stanie teraz ją odratować, to zamknięcie z dala od ostrych przedmiotów, w kagańcu i przymusowe karmienie. Ale takich rzeczy w Krainie nie ma. Zresztą Lea nie wybaczyłaby nigdy komuś, kto doprowadziłby do jej zamknięcia. Zbyt kochała wolność, czy raczej to wolności złudzenie, jakie posiadała. Bo tak naprawdę wolność nie istnieje od wielu stuleci. Tkwimy w klatkach własnych umysłów i przyzwyczajeń, obowiązków, tradycji, ogólnych norm i tak dalej. Nikt nie jest wolny.
Takie życie. Lajf is brutal. Tak naprawdę, odchodząc, Arthas wydał na nią wyrok śmierci.
Ciekawe, czy tego właśnie chciał? Czy wiedział o tym?
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Mam nadzieję, że wybaczysz żałośnie krótki  i nijak nieskładny post. Patrząc na post Lei - tym bardziej mi głupio.
Taharaki nie był zaskoczony odpowiedzą samicy, albowiem nie spodziewał się żadnej innej. Mogłaby ewentualnie nie udzielić żadnej odpowiedzi - niemniej i to wiele by powiedziało. Wszakże nieraz milczenie okazuje się bardziej znaczącym, niźli rzędy pięknie poskładanych słów. Dlatego zatem, gdy lekarka odparła, skłonił jedynie łbem. Co miał jej mówić? Próbować przekonać do własnych racji? Narzucić swoje zdanie? Nie, odpada. Taharaki - owszem! - mógł podzielić się z rozmówcą swoim poglądami, co i tak nie zdarzało się zbyt często; nigdy jednak nie próbował niczego nikomu narzucać, uważając to za uwłaczające jakiejkolwiek godności wilczej. Ostatnim, co mógłby odebrać Lei, było jej własne zdanie - wszakże już nawet nadziei wyrwać jej nie mógł, skoro od dawna nie tliła się ni iskierka. Nie taką ją zapamiętał, tym bardziej zastanawiającym było, jakie wydarzenia doprowadziły do tak daleko idących przemian w jej osobie. Pomógłby, ba, ciałem własnym osłonił - jeśliby zaszła potrzeba. Ale... nie miał bladego pojęcia, co tak naprawdę mógł zrobić, by działania jego odniosły jakikolwiek skutek, pozytywny i pożądany - rzecz jasna. Nie chciał jej pouczać, choć zapewne nie do końca zgadzał się z jej poglądami - których, póki co, nie znał. Czy pozna?
- Jestem w stanie jakoś Ci pomóc? Tylko, błagam, nie odpowiadaj, że nikt nie jest - spytał zatem, zdając sobie sprawę, że sam niczego nie wymyśli. Jeszcze by jej zaszkodził, bardziej, mocniej, głębiej - a tego, z całą pewnością, nie chciał. Oczywiście słowa zabrzmiały całkiem sucho, szorstko, aczkolwiek sama treść przekazu zdecydowanie mogłaby wskazywać na swego rodzaju troskę. Nie znał jej zamiarów, nie wiedział, że planuje pójść i nie wrócić. Zapewne nawet gdyby mu o tym opowiedziała, nie zabraniałby. Wyraziłby własne zdanie, bo sprawa jest z kategorii niezmiernie ważnych i poważnych, jednak nie czuł, by miał prawo jakkolwiek wpływać na jej decyzje czy postępowanie. Związać? Bez sensu. Zawsze znajdzie jakiś sposób, by dopełnić swego. Odgryzie sobie łapy i poczeka, aż się wykrwawi. Coś zawsze wymyśli. Determinacja i brak wizji innego rozwiązania, perspektyw, rozwiązania problemu - oto zabójcza mieszanka, której siłą z głowy nie wybijesz. A psychiatra z Tasia beznadziejny. Nie może leczyć, jeśli sam nie uporządkował własnych spraw.
Lea
Latający Doświadczony Lekarz

Lea


Female Liczba postów : 496
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Ten post również będzie krótki. Wczoraj bal gimnazjalny, userka po raz pierwszy i ostatni w życiu udawała dziewczynę. Paznokcie to jakiś koszmar - ani nimi chwycić czegoś po ludzku się nie da, ani pisać... Za to jak nie będę uważać, wydłubię sobie nimi oczy. Od walenia pazurami w klawiaturę paluszki bolą. Więc krótko będzie, wybacz proszę. Zrewanżuję się, napiszę esej na ponad tysiąc słów, jak tylko pazurów się pozbędę.
Spojrzała na niego smutno.
- A potrafisz cofnąć czas? Nic innego mi nie pomoże. Ale chciałabym zobaczyć jeszcze raz pewną osobę... Ostatni raz z nim porozmawiać.
Takie ostatnie, niemożliwe do spełnienia marzenie Lei. Pogadać ostatni raz z basiorem jej najbliższym, zanim jej oczy zamkną się na zawsze.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Nie wymagam od Ciebie elaboratów na miliony liter, tysiące słów, setki zdań, spokojnie. Nie przeszkadzają mi nawet posty na trzy, cztery linijki - póki, oczywiście, nie naruszają one regulaminu. Proszę, nie czuj się jakkolwiek zobowiązaną tudzież naciskaną, poczucie takie bowiem często odbiera nie tylko samą przyjemność pisania / grania, ale też i chęć, coby zasiąść do postu. Niepotrzebnie. Jesteśmy tu dla zabawy, czyż nie?
Taharaki wysłuchał jej uważnie, wcale nie będąc zaskoczonym w mierze chociażby najmniejszej brzmieniem jej słów. Wszakże - nie ukrywajmy - odpowiedź, jakiej udzieliła Lea, była nieszczególnie wyszukana; przynajmniej niezbyt wyszukaną zdawała się być część odnośnie cofania czasu. Wszakże pada często w rozmaitych serialach, jak i życiu codziennym. Po dalszych zaś słowach wywnioskował, iż mamy do czynienia z całkiem powszechnym syndromem złamanego serca. Może obwiniała się o jego odejście? Nie widziała go od dawna, zatem to mogłoby się zgadzać. Ponadto osoby, które nie czują się nijak winnymi odejścia ukochanej istoty nie łamią się chyba aż tak bardzo, wszakże pojawia się jakieś ukłucie złości i poczucia niesprawiedliwości, które pozwala jakoś funkcjonować. Pytanie brzmi: czy obwiniała się słusznie? Tego Tahaś nie mógł wiedzieć.
- Gdyby istniała taka szansa, co byś mu powiedziała? - zapytał, jakże parszywie czując się w roli psychologa, pozbawionego jakichkolwiek uprawnień. Chciał schować się w kożuchu niewzruszonego gbura, którego nie sposób złamać - jednak w Lei było coś takiego, co skutecznie łamało wszelkie bariery, które stawiał, aby oddzielić emocje od sposobu bycia. Może to poczucie, iż jest jej to winnym z racji na wszelką pomoc, której mu dostarczała na każdym kroku? A może zwyczajna sympatia? Poczucie krzywdzącego absurdu, kiedy ta, która pomaga całej Krainie, sama pomocy otrzymać nie mogła?
Lea
Latający Doświadczony Lekarz

Lea


Female Liczba postów : 496
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Ajtam. Tego typu obietnice składam jednak głównie sobie, jak by to nie wyglądało. Sprawia to, że mobilizuję się jeszcze bardziej, piszę więcej, lepiej. Moim ideałem byłyby posty długości KP Sergey’a. Jeśli osiągnę i utrzymam coś takiego, przestanę narzekać, że piszę kiepsko i krótko. No, w każdym razie, że krótko. Jakość wymaga jeszcze duuuuużo pracy.
Pazury zdarłam, siłą, haczykiem do spinningu. Spod prawdziwych paznokci miejscami sączy się krew, ale przynajmniej mogę podrapać się po nosie, nie obawiając się o swoje oczy. No i pisać też mogę, nareszcie! A zasada „dwie rzeczy nie mogą boleć jednocześnie” sprawia, że krwawiące palce nie są żadnym problemem.
Co by powiedziała? To pytanie trudniejsze, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Miała do powiedzenia wiele, bardzo wiele. Może nawet zbyt wiele? Coś w jej wnętrzu pragnęło wykrzyczeć prawdę o tych wszystkich nieprzespanych nocach, o bólu i tęsknocie. O każdej uronionej łzie, których przecież nie brakowało. Popłynęły ich całe strumienie, rzeki, morza… Było ich zbyt wiele, by policzyć. Tak samo zbyt wiele było nocy, gdy leżała zwinięta w kłębuszek, trzęsąc się z zimna mimo ciepłego wnętrza jaskini, piszcząc z bólu gorszego, niż fizyczny. Jakaś część jej pragnęła rzucić mu to w twarz, by zobaczyć, jak cierpi. Część niewielka, złośliwa, tłumiona jednak. Bo tak przecież nie można. Bo nie jego wina. Bo sama jest sobie winna, że go straciła, że odszedł.
Nie do końca wiedziała, co właściwie zrobiła źle. Może chodziło o to, że nie wsparła go wtedy, w tamtej kłótni? Powinna była. Przecież on był niewinny… A został zaatakowany słownie. Wtedy nie wiedziała, co robić. To wszystko ją przytłoczyło. Już i tak wtedy jej psychika była wyjątkowo krucha… Nie wytrzymała napięcia, nie pierwszy raz z resztą.
A może to przez to właśnie odszedł, że była słaba? Wciąż potrzebowała jego pomocy, a z siebie dać nic nie potrafiła mimo chęci. Chciałaby być w stanie stanowić dla niego takie oparcie, jakie on stanowił dla niej. Kochała go szczerze. A epizod z Wano? Została zmanipulowana i tyle. Tak naprawdę nic dla niego nie znaczyła, o czym przekonała się zbyt późno. To wszystko było takie… Ech… Po prostu Wano był o właściwym miejscu we właściwym czasie, a ona nie wyczuła w nim zagrożenia. Podobnie, jak Taharaki, odpowiednim gestem i słowem dostał się do jej potrzaskanego w drobne odłamki serduszka. Zmanipulował, oczarował słodkimi słówkami i zniknął. Smutek po jego odejściu był krótki, szybko przerodził się w złość. Wano był draniem. Pewnie zależało mu po prostu na szybkim numerku, albo chciał jeszcze bardziej złamać jej serduszko. Jak by nie było, celu swojego nie osiągnął, odszedł więc szybko. I dobrze, nie tęskniła za nim. Nie chciała mieć z nim nigdy nic wspólnego i chwilowa relacja z nim w żaden sposób nie zmieniła jej uczuć w stosunku do partnera.
Bo wciąż Arthasa za partnera uważała. To się nigdy nie zmieni. Byli rodziną. Na dobre i na złe, na zawsze. Gdyby wrócił, nieważne, kiedy, zawsze jej łapki byłyby dla niego otwarte. Bo przecież kochała, szczerze i prawdziwie. Oddałaby za niego życie, zrobiłaby dla niego wszystko. Przecież był tego wart. Zawsze będzie. Choćby nie wiadomo co zrobił, Lea by mu zawsze wybaczyła.
Ale te rozważania obecnie nic zmienić nie mogą – odszedł. Nie miała możliwości naprawić tego wszystkiego… A chciałaby. Naprawdę, chciałaby. Życie bez niego nie przedstawiało dla niej żadnej wartości, pragnęła je zakończyć. I to możliwie najszybciej. Jak tylko wszystko pozamyka, jak tylko będzie to możliwe. Po prostu wyjdzie, nie wróci. Może stanie nad Przepaścią, zamknie oczy i rozłoży okaleczone jej własną głupotą i obojętnością skrzydła? Nie uniosą jej, to pewne. Poleci prosto w ramiona śmierci. Umrze na własnych warunkach, nie na warunkach Władcy Świata Zmarłych I Dusz.
Ale wróćmy do początku: co by powiedziała? Czy jakiekolwiek słowa mogłyby cofnąć zło, sprawić, że wszystko będzie już dobrze? Czy cokolwiek mogła zrobić?
Na pewno by przeprosiła. Ale powtarzała to słowo tyle razy, że choć dla niej zawsze miało sens, dla otoczenia stało się już tylko pustym dźwiękiem, pozbawionym głębszego znaczenia, przekazu. Dla niej było ważne, zawsze wyrażało szczerą skruchę, świadomość, że robi źle, że znów wszystko niszczy. Albo że sprawia komuś przykrość. Zawsze przeprosiny równały się u niej poczuciu winy… Tą jednak czuła dość często. Więc i przeprosiny były częste. A rzeczy słyszane wielokrotnie niestety powszednieją… Stają się mniej ważne dla odbiorcy.
Może i tu była jej wina? Za często mówiła partnerowi, że go kocha. A może za rzadko to okazywała, przy samych słowach pozostając? Ile razy dostał od niej śniadanie do łóżka? Ile razy go chociażby przytuliła?
Nie. To on ją zawsze ratował, rozpieszczał chwilami. On jej gotował, pilnował, by dbała o swoje zdrowie, nie przemęczała się. Wiernie trwał u jej boku, gdy była chora, wielokrotnie uratował jej życie.
A ona jak mu się odwdzięczała? Nijak. Nie zrobiła nic. A powinna zrobić wiele, bardzo wiele. Może gdyby była lepsza, nie odszedłby? Miało być tak pięknie… Wspólny dom, dzieci, przyszłość…
W sumie nie pragnęła nic więcej, niż zasypiać i budzić się u jego boku, wdychając zapach jego ciała, wtulona w ciepłe futerko. Marzyła o tym, by być pierwszą osobą, jaką on rano zobaczy. Całować go na dzień dobry. Czuć się bezpiecznie w jego silnych ramionach.
Czy to jest aż tak dużo? Słono płaciła za chwilę szczęścia z nim. Ile byli razem, nim odszedł? Rok? Może nawet krócej? A teraz co?
Długi, ciągnący się bez końca czas cierpienia przekraczającego wilcze pojęcie dla wyrównania roku prawdziwego szczęścia.
Co by mu powiedziała, gdyby mogła?
Nie miała prawa prosić, by wrócił, choć właśnie tego pragnęła najbardziej. Odszedł. Miał swoje powody. Nie kochał jej?
Nie miała prawa wymagać od niego zmiany zdania. Nie mogła przecież mówić mu, jak ma żyć! Takie rzeczy najlepiej działają w drugą stronę – jakoś tak poziom endorfiny skacze, gdy się robi coś, o co prosiła ukochana osoba. Podporządkowanie się słowom kogoś, komu się ufa i kogo motywy są jasne daje zaskakująco dużo szczęścia. Bo ta druga osoba się troszczy, martwi. Bo postępując tak, jak prosi sprawia się jej przyjemność. A uśmiech tej drugiej osoby to najpiękniejsza nagroda, jaką można sobie wymarzyć. Warunek jest tylko jeden – to ma być prośba, sugestia, propozycja. Krzyczenie i grożenie nie wchodzi w grę, rodzi chęć buntu dla samej zasady, po to tylko, by móc powiedzieć „NIE!”.
Nie mogła przeprosić. Nie mogła błagać o powrót. Żalić się z bólu też nie będzie, to zwyczajnie niewłaściwe i już.
Więc co?
- Nie wiem…
Prawdopodobnie bałaby się odezwać. Zagadnięta, odpowiadałaby krótko, zwięźle, zbyt bojąc się wszystko zepsuć, by być w stanie ujawnić uczucia. A milczenie niestety nie pomaga… Wręcz przeciwnie, pogarsza sprawę. Niestety, o wszystkim dowiadujemy się już po czasie, gdy nic nie da się zrobić, gdy wszystko stracone…
No. Post ma ponad tysiąc sto wyrazów, dowód obecności bardzo dużego nagromadzenia weny. Jedyna dobra strona mojego obecnego stanu.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Potem pojawi się kolejny problem: znalezienia osoby, której będzie chciało się to czytać i które uczynią to na tyle uważnie, by fabuła się trzymała. Userzy zaczną Cię unikać, jako tej, przy których postach trzeba się nieco wysilić, co czasami bywa męczące; czasem zbyt długi post może zniechęcać. Każdy kij ma dwa końce. Co do jakości: przesadzasz, zdecydowanie.
Taharaki poczekał do momentu, aż rozmówczyni zbierze myśli. Cóż, nie spodziewał się z pewnością zbyt osobistych, intymnych zwierzeń. Chociaż, z drugiej strony, Lea wyglądała na istotę na tyle umęczoną, że, być może, potrzebowała właśnie chwili wynurzeń? Czasami gromadzimy w sobie emocje, jednak nasz umysł ma swoją pojemność; wtedy zalewamy zwierzeniami fryzjera, barmana czy taksówkarza. Bo są obcy. Bo nie wyśmieją. Bo może mają jakieś porady, które w głębi serca i tak uważamy za zbędne. Bo - w końcu - czujemy, że tak naprawdę wcale ich to nie obchodzi.
Pomimo wszystko, odpowiedź samicy nieco go zaskoczyła.
- Może więc tylko wydaje Ci się, że musisz z nim porozmawiać? Może nie potrafisz zaznać spokoju, bo czujesz, że pewne sprawy nie zostały dopięte? Może nie radzisz sobie z nadmiarem emocji? - rzucał kolejne propozycje, obserwując reakcję medyka. Możliwe, że liczył, iż jakimś niekontrolowanym trikiem zdradzi, co jej w łebku siedzi? Przybliżył się ku niej, siadając naprzeciwko niej, by otulić ją delikatnie skrzydłami.
- Chcę Ci pomóc. Jakie miałbym mieć intencje w wyrządzeniu krzywdy komuś, kto uratował mi życie? Może napisz do niego list, dając upust uczuciom? - próbował. Owszem, ton jego mózgowego barytonu wciąż brzmiał dość oschle oraz szorstko, niemniej spowodowane to było próbą zapanowania nad własnymi odczuciami.
Chciał być dla niej wsparciem. Być może już nie chodziło o samo poczucie zobowiązania, lecz o sympatię, którą wobec niej żywił? Jednak, jednak! Sam się do tego nie przyzna, nawet przed własnym sumieniem. Nie chciał się do nikogo przywiązywać w żadnym stopniu ani natężeniu.
Lea
Latający Doświadczony Lekarz

Lea


Female Liczba postów : 496
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Ano, w sumie też racja. W tą źle, w tą niedobrze. A pisanie eseju trwa wieeeeeki całe, niestety. To już nie jest odpis na dziesięć minut, a na co najmniej godzinę.
Leośka lekko pokręciła łebkiem. Wiedziała, co czuje. Wiedziała, że porozmawiać musi. Tylko się boi… Cały czas się boi. Listy? Były i listy. Pisane do szuflady w sumie. Ciekawe, kto ma ich więcej, Lea, czy sama userka, również pisząca eseje, których wysłać potem brak odwagi. U userki szuflada się nie domyka już. Starsze listy adresowane do Warszawy, nowsze, świeże adresowane dużo dalej… I nic nie zostało nigdy wysłane.
Lea nie miała jak adresować. Nie wiedziała nawet, gdzie Arthas się znajduje. Czy żyje? Czy pamięta? Czy kocha?
Raczej nie kocha, skoro odszedł… Zostawił ją. I to wszystko była jej wina…
Nie zasługiwała we własnej opinii na prawo do życia. Miała się za ostatniego śmiecia za to wszystko. Za to, że odszedł.
Nie zasługiwała na kogoś tak wspaniałego, jak on.
- Muszę z nim porozmawiać. Po prostu… Jest tego tak wiele… A z resztą, nigdy już go nie zobaczę.
List, kolejny list. Co by napisała? Pewnie coś w stylu „Przepraszam za wszystko. Naprawdę nie chciałam, żeby o tego doszło. Bez Ciebie to wszystko nie ma sensu. Gdziekolwiek teraz jesteś, pamiętaj, że zawsze będę Cię kochać. Nawet, jeśli mnie nienawidzisz. Nie zasługuję na Ciebie, ani na drugą szansę. Gdyby jednak się przydarzyła, nie zmarnowałabym jej. Chciałabym móc wszystko naprawić… Zacząć od nowa. Nigdy sobie nie wybaczę tego, że wszystko zniszczyłam. Zawsze będę Cię uważać za rodzinę. Do ostatniego uderzenia serca. Nie mam prawa prosić Cię o powrót, choć tylko o tym marzę. Byłeś moim słońcem, moim światełkiem w tunelu. Bez Ciebie została tylko ciemność… To kwestia dni, nim pochłonie mnie na zawsze.
Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy, bez ciężaru, jakim dla Ciebie byłam.
Zawsze będę Cię kochać z całego serca. Twoja Lea.”

Niby krótkie toto, ale treściwe.
- Już wiele razy pisałam. Nawet nie wiem, gdzie on teraz jest…
Westchnęła cicho, z pewnego rodzaju rezygnacją.
Życie dla niej nie miało już żadnej wartości, żadnego sensu. Musi tylko zapewnić sobie następczynię w Lecznicy. Ostatni cel.
A potem odpoczynek.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Przez facjatę Taha przemknął grymas zastanowienia. Ach, więc pisanie nie pomogło wyzbyć się chociaż części emocji. Sama userka sądzi właśnie, iż nie samo wysłanie, lecz napisanie, powinno choć nieco oczyścić. Ona jednak listów nie pisała, lecz prowadziła bloga, którego czytali obcy ludzie - jak dzisiaj pomyślę o tych e-wynurzeniach, aż się źle robi. W każdym razie nie o userce, ale o tej parce mowa, prawda? "Nawet nie wiem, gdzie on teraz jest", Taharaki po tych słowach z truddem przełknął nieco cyniczną uwagę, że być może nie ma go już nawet wśród żywych, stwierdziwszy, iż z pewnością nie pomogą takowe słowa nikomu. Milczał więc przez chwilę, czując, jak wzbiera w nim poczucie bezsilności oraz bezradności. Skoro nawet Lea nie wiedziała, gdzie poszukiwać dawnego ukochanego, jak niby on miałby jej dopomóc? Za fraki go nie przywlecze, stawiając przed obliczem lekarki.
- A może to i lepiej, że nie musisz go oglądać? Cierpienie z czasem minie, jednak gdybyś musiała obracać się koło niego - nie byloby to już możliwe - próbował, nieco pewnie wręcz na siłę, szukać jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Czegokolwiek, co mogłoby zabrzmieć jako pocieszenie. Zdecydowanie, nie był w tym dobry. Zwłaszcza, że sam zmagał sie z dość podobnymi problemami i wiedział z własnego doświadczenia, iż to jedna z tych spraw, o których łatwo mowić, zaś czynić zdecydowanie trudniej.
Lea
Latający Doświadczony Lekarz

Lea


Female Liczba postów : 496
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Ano, Taharaki mądrze prawił. Gdyby Arthas był tuż obok, niby blisko, a nieosiągalny… Tego Lea by nie wytrzymała. To jeszcze bardziej wyniszcza. Świadomość, że ta druga osoba po prostu przestała kochać… Nie chce utrzymywać nawet znajomości, nie chce rozmawiać. Jeśli udaje się nawiązać jakąkolwiek konwersację, wymienić parę słów, pojawia się nadzieja… A następnie jest brutalnie niszczona, druzgotana, równana z ziemią.
Dużo lepiej dla Lei, że nie jest na to narażona.
Wadera oparła łepek o jedno ze skrzydeł Taharakiego.
- Może i racja, ale… To nie mija. Jest coraz gorzej…
Nie wiedziała już, co robić. Śmierć jawiła się jej jako jedyna słuszna opcja, ucieczka od bólu… Spokój. Odpoczynek.
Sposób już wybrała – skok z wysokości. Czy to nie właściwy koniec? Lea userce od jakiegoś czasu przypomina upadłego anioła. Upadek z wysoka, mimo skrzydeł… To jakoś tak pasuje. Po prostu pasuje i już.
Tym razem post krótki. Nie przemęczam już nikogo. Zwłaszcza, że ostatnio usłyszałam, że piszę idiotycznie i jest to śmieszne po prostu. To jakoś tak… Odbiera chęci do pisania czegokolwiek.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Poniższy post powstaje po dwóch nieprzespanych nocach oraz dwóch ciężkich dniach. Dlatego z góry przepraszam za jego jakość tudzież jej brak - padam, po prostu, na ryj. Za zwlokę zaś biję czołem o klawiaturę, niedobra. Ale odzyskałam laptop, teraz pisanie będzie przyjemniejsze - zatem będę częściej odpisywać. Nic się nie wiesza, nawet klawisze dzialają lepiej aniżeli przed ostatnią awarią, tylko neta czasem rwie - ale post można zawsze skopiować, prawda?
Co do Taha zaś...
Wysłuchał uważnie słów wadery. Nie protestował także wcale, gdy głowa samicy spoczęła delikatnie na jednym z jego skrzydeł. Czuł, że potrzebowała wsparcia. Tym bardziej bolało go to, jak bardzo był bezsilny. Chciał pomóc - a nie mógł. Chciał być obok - obawiał się zaś jednocześnie, iż z obecności gburowatego milczka niewiele dobrego wyniknąć może. Chciał być oparciem - a czuł jednak, że niekoniecznie Lea widzi go w roli przyjaciela. Jej zaufanie - jak wnioskował były tropiciel - zostało nadużyte o ten raz za wiele. Skrzywdzona zbyt mocno, by w całej swej kobiecej delikatności poradzić sobie z tym zjawiskiem, uczuciem, tęsknotą, bólem. Dobijało go także jednocześnie to, iż nie miał pojęcia, co powiedzieć by jakkolwiek jej pomóc.
-  Kiedy ostatnio jadłaś, Leo? - spytał zatem, bo w końcu o zaspokojeniu potrzeb podstawowych zapominać nie należy. Lekarka natomiast nie wyglądała na istotę, która normalnie przyjmuje pokarmy, a bez tego daleko nie pociągnie. Do osłabienia związanego z załamaniem nerwowych dochodzi element samego niejedzenia, zapewne wynikający z tego pierwszego. Mieszanka to na pewno nie prowadziła do niczego dobrego. Nawet zatwardziałe i pozornie niewzruszone niczym serducho Tahasia krajało się ja widok tejże wilczycy - bynajmniej nie chodziło o jej obecność, lecz stan, do jakiego doprowadził ją los. Jakim prawem? Cholera, jeśli ktokolwiek zasłużył na te cierpienia - niechaj dozna ich on sam. Wszakże kiedy uskrzydlona niosła bezinteresowną pomoc - on krzywdził i ranił na każdym kroku. Na przeciwległych szalach postawiono altruizm Lei oraz chłód i pewne wyrafinowanie Taharaki'ego. Jakim prawem, ponawiam pytanie?!
- Chodź, upoluję Ci coś. W sumie odkąd straciłem posadę tropiciela tęsknię za łowami, wiesz, takimi "dla kogoś". Sam nie potrzebuję już tak wiele pokarmu, bo raczej mało aktywny prowadzę tryb życia, a kości trzeba by rozruszać. Ewentualnie może masz ochotę na coś słodkiego? Raz na jakiś czas chyba nie jest tak bardzo szkodliwe? - próbował cierpliwie, chociaż czuł, iż obojętność wobec wszystkiego i ogólna apatia nie zezwolą waderze na potwierdzenie, przytaknięcie, wyrażenie chęci na przyjęcie pożywienia. Cóż... Westchnął, nadal nie mając bladego pojęcia, co robić. Jak pomóc. Jak wesprzeć. Nie wiedział niczego; stary - a głupi.

___________
Lea zablokowana, zatem wyprowadzam Taha. Chyba uczciwy układ?

z.t.
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Jakżem się tu znalazł? Co za miejsce to jest?

Shirokuma zmarszczył brwi, usilnie próbując przypomnieć sobie cel swojej wędrówki i powód, dla którego pojawił się właśnie w tej okolicy. Zdawało mu się, że znalazł się właśnie w jednej z tych odległych krain, o których miał okazję słyszeć. Niedawno skończyły się jego zapasy sterydów, a tutaj może ich w ogóle nie być.

Jakbym się tym przejmować miał... Pff...

Nie było mu żal. Zdecydował się rzucić to świństwo, szczególnie od kiedy niemal całkowicie stracił węch. Jedynie szkoda mu było je tak po prostu wyrzucić, bo były cholernie drogie. Czułby się z tym źle. Nie po to marnował pieniądze. Dlatego zużył ostatnie zapasy do końca.

Maa, źle być nie powinno. Śladów wrogich istot nie widać, atmosfera spokojną być się zdaje. Oby tylko me przeczucia mnie nie zmyliły. Sam Gari-san twierdził, że na mojej intuicji polegać nie jest dobrze.

Wilk powstrzymał natłok uczuć, który momentalnie wypełnił jego serce. Cholerny Tai, jak on mógł? Jakby tego było mało, okazał mu litość i kazał żyć po tak hańbiącej przegranej. China nawet nie miał siły się złościć. Niewiele odpoczywał w trakcie tej podróży, gdyż mogli go ścigać Słoneczni Wojownicy. Z resztą, zrobili to! Przez długi czas musiał przed nimi uciekać, aż nie znalazł się poza lasem. Pewnie to był kawał drogi, ale nie był w stanie zapamiętać dni, które go dzieliły od dawnej ojczyzny. Nigdy nie należał do tych, co przejmują się upływającym czasem. Jedyne co się liczyło, to przeżyć. I żyć tak, by niczego nie żałować. Skoro i tak nie miał innego wyjścia przez nieumyślnie wypowiedziane słowa, to postanowił wciąż tego się trzymać. Jak za czasów, kiedy podróżował z Błyskawicami. I później, gdy żył na własną łapę. Jedyne czego żałował, to tego, że nie był silniejszy. Bo musiał zerwać ze swym dotychczasowym życiem.

Z drugiej strony, dane mi jest rozpocząć nową podróż. To ciekawym być może.
Ongaku Jiyuu
Dojrzewający
Przedsiębiorca

Ongaku Jiyuu


Female Liczba postów : 795
Skąd : Jak to skąd? Od mentora!

     
"Dziwny, bardzo gęsty i spory las. Coś nie dla mnie, jestem tutaj za mała!" - pomyślała tajemnicza osóbka, która niezbyt dobrze orientowała się w tym niezwykle przepięknym lesie, gdzie drzewa przewyższały ją niemalże stukrotnie. Natychmiastowo pomyślała o tej smoczycy, która postanowiła ją zaatakować za to, iż pseudo-panda ją śledziła. To było nie fair! Ona taka niska ma pokonać ogromną gadzinę?! To jest niemalże niemożliwe, chociażby z tego powodu, iż ten ogromny gad nie był na zdrowych myślach, by móc się z nią pogodzić - tylko przez szczęście skoczyła do niewielkiej dziury, przez co przeżyła. Za to zyskała coś innego - kij, stale dopracowywany, który służy jej za broń oraz niezbyt zdrową nogę, chociaż z każdym dniem, z każdym wschodem i zachodem Słońca, kończyna zdaje się zdrowieć. Za jakiś czas chyba stanie się niczym doktor House, który uzależnił się od Vicordinu, leku wydawanego na receptę - będzie musiała zażywać jakiś painkiller, by nie czuć tego cierpienia. Albo i nie...?
Muzyka rozbrzemiewała do uszu całej natury, która teraz po części zanikła, lecz nadal można było poczuć jej ogromną potęgę - jakby drzewa same żyły, jakby same one oddychały... Smyczek znajdował się w prawej łapie wędrującej dziewczyny powracającej do swojego dawnego, ukochanego zawodu, który dał jej sam mentor - Ongaku. Ona ma tylko na imię Jiyuu... Tą drugą nazwę przyjęła tylko dlatego, iż bardzo szanowała swojego nauczyciela, a poza tym, po części go kochała niczym ojca. On go idealnie zastąpił, a jej prawdziwy tato - no cóż, interesował się tylko swoją karierą wojskowego. Matka tak samo - słynna lekarka, chciała chociaż po części nauczyć tego fachu swoją córkę, lecz to jej się nie udało. Zbyt często ratowała innych z ramion Śmierci, zapominając niemalże całkowicie o tym, iż jest mamą dla Jiyuu.
Niezwykła, anielska muzyka docierała także i do uszu nieznajomego - dostawała się do niego za pomocą echa. W tym lesie byłoby cicho, gdyby nie właśnie ona - artystka, prawdopodobnie jedyna w swoim rodzaju. Na prawym ramieniu pandy, a raczej wilka o takim właśnie wyglądzie, znajdowały się drewniane, zadbane skrzypce, z których wydobywały się piękne dźwięki, docierające niemalże do wszystkich serc w pobliżu. Zdawała się ona hipnotyzować po części swoim niepowtarzalnym pięknem oraz delikatnością, jakby jakiś anioł lub bóstwo tworzyło tę niesamowitą melodię. Był to prawdopodobnie jakiś utwór Vivaldiego. Chcecie wiedzieć, jaki? Otóż Wam już mówię, a jest on związany z obecną porą roku, czyli zimą. Tak... "Cztery Pory Roku"...
Jednak po krótszej chwili smyczek przestał się poruszać z ogromną precyzją po strunach, ponieważ młoda osóbka wyczuła w powietrzu nieznajomy zapach. Uśmiechnęła się tylko oraz, naiwna niczym dziecko, pobiegła w stronę jego źródła, poprawiając swoją fryzurę, a raczej niewielką grzywkę, na tyle niewielką, iż prawie niewidoczną. Ale lepsze jest to niżeli nic, co nie? Jiyuu po krótszej chwili dotarła do źródła nieznajomego zapachu i na jej twarzy zawitał naturalny, bialutki uśmiech, a policzki stały się lekko zaczerwienione. Niwatori jedynie przystanęła na jej ramieniu, patrząc na nieznajomego wilka, który był biały niczym śnieg, pokrywający niemalże całą Krainę swoim kolorem.
- Witam nieznajomego! - zawołała radośnie, przedzierając się przez krzaki oraz inne rośliny, starając się ich nie uszkodzić. W jej jednej łapie widniały skrzypce, które po krótszej chwili zniknęły w pięknym, skórzanym futerale, wraz z smyczkiem. Następnie na jej plecach zawitało także etui, bo poza nim był ten długi, wytrzymały kij. Oczywiście przygotowała się na wszelaką obronę, gdyby potencjalny nieprzyjaciel miał ją zaatakować. Wyglądał według niej dosyć młodo... - Nazywam się Jiyuu. Ongaku Jiyuu!

Mam nadzieję, że się nie wetkałam niepotrzebnie :3.
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
//Mah, popiszę z tamtą osobą w innym miejscu xdd

Owachinashi zawsze cenił dobrą muzykę, więc gdy tylko usłyszał pierwsze dźwięki, stanął w miejscu. Skoro i tak w pobliżu było spokojnie, postanowił zaczekać na niecodziennego grajka, który najwyraźniej się zbliżał. Póki atmosfera była spokojna, nie czuł niepokoju. Odwrócił się frontem do nieznajomej istoty, nim ta jeszcze znalazła się w zasięgu jego wzroku i obserwował. Nie minęło dużo czasu, gdy jego oczom ukazała się, hm, panda. Panda przypominająca wilka. Wyraz zaskoczenia rozjaśnił na chwilę twarz basiora, ale szybko o swe miejsce upomniała się powaga, zaś zanikająca przez krótką chwilę aura tajemniczości z powrotem się zagęściła. Złote, przepełnione olbrzymią pewnością siebie ślepia bez żadnych problemów nawiązały kontakt wzrokowy. Nieznajoma nie wyglądała na groźne stworzenie, więc biały wilk pozwolił sobie usiąść. Prawda, że istniała możliwość, iż to tylko pozory i wilcza panda mogła nagle stać się jakąś potężną, mroczną istotą, ale China wierzył w swój refleks i wytrzymałość. Z resztą, ile to już razy uchodził z życiem z dużo gorszych sytuacji?

Konbanwa. - powiedział, zważywszy na fakt, że zbliżał się wieczór.

A przynajmniej tak mu się wydawało, bo zaczynało się ściemniać. Chyba, że to jemu pociemniało już w oczach ze zmęczenia. Miło było jednak usłyszeć słowa znane mu z czasów, gdy wszystko było po staremu. Trochę mu się zapomniało ojczystego języka, hehe. Może sobie przypomni, jak userka wreszcie się w stu procentach weźmie za ten japoński. Ale nie wiadomo, czy to nastąpi. Hehe.

Ongakuka? - Wilk spojrzał pytająco na pandopodobną, odrobinę przekręcając nazwę - Muzykiem cię zwą, Jiyuu-chan? Maa, toż to zawód. Bardzo praca porządna. Podziwiam.

Owachinashi nie był typem, który z dystansem podchodził do każdego obcego. Stojąca przed nim samica wydała mu się osobą całkiem otwartą i miłą, a nawet trochę dziecinną. Być może to był zły osąd, ale tak było mu łatwiej cokolwiek o niej myśleć. W końcu, nie należał do tych, co doszukują się we wszystkim głębi. Chyba, że widziałby w tym pułapkę, ale to już zupełnie co innego. Łatwo wyczuć napięcie, które się tworzy, gdy ktoś chce zrobić coś złego.

Mnie zwą Shirokuma, ale jakkolwiek mnie określisz, tak dobrze będzie. Pewnie i tak wymyślić będzie ciężko coś, czego nie słyszałbym już o mnie dotąd. - Kąciki ust Chiny podniosły się w niewyraźnym uśmiechu, ale nie sprawiał on ani trochę łagodniejszego wrażenia. Dla uważnego obserwatora przypominałby raczej pewnego siebie, tajemniczego skrytobójcę na urlopie, zważywszy na krótkie ostrze przypięte do przedniej łapy, zupełnie niezasłonięte oraz luźną postawę. Z resztą, przyznać tu muszę, że basior w tej chwili najchętniej poszedłby spać. I wcześniej napiłby się sake. I poszedł spać.

Maa, czemu dom tak daleko być musi? Kierunek nawet uciekł mi z głowy. Gdyby na obrzeżach zatrzymać by mi dane było... Ale nie, ci Słoneczni Wojownicy wejść w paradę mi musieli. Już sił nawet na złość nie mam. - przez te myśli stracił dobry humor(o ile takowy w ogóle posiadał), i nawet ta imitacja uśmiechu gdzieś mu uciekła.
Ongaku Jiyuu
Dojrzewający
Przedsiębiorca

Ongaku Jiyuu


Female Liczba postów : 795
Skąd : Jak to skąd? Od mentora!

     
/Okay xd.
Ongaku Jiyuu uderzyła lekko swoją nóżką w podłoże, by pozbyć się śniegu, który niemalże sparaliżował jej biedne paluszki u nóg, a następnie uśmiechnęła się - tak, jak w chwili, gdy dołączyła do Krainy i spotkała wiele osób. Jednak z tym białym wilkiem nie miała okazji porozmawiać!
- On-ga-ku! Chociaż... możesz mnie nazywać tak, jak chcesz! - na jej pyszczku pojawił się stos białych niczym śnieg ząbków, w tym dwa całkiem spore kły, które wyrosły waderze w ciągu ostatnich kilku miesięcy zamieszkiwania w tym niezwykłym miejscu, pełnym tajemnic oraz niebezpieczeństw, jak i czasami prawdziwych przyjaciół. W szczególności polubiła Alastaira, który obsłużył dzieweczkę w Piwnej Nucie, lokalu, gdzie miała po raz pierwszy raz szansę, by pochwalić się pięknością muzyki za pomocą niewielkiego przedstawienia. No i nie zmarnowała tej szansy! - Wywnioskowałeś to z imienia czy z melodii, którą przed chwileczką grałam?
Jej czerwona koszulka stała się pod wpływem śniegu lekko różowa, jednak ten efekt bardzo szybko zniknął, gdyż wiatr postanowił lekko zawiać, wprowadzając dosyć ładne ubranie w ruch - w jeden mig wszystkie płatki śniegu zniknęły z jej stroju, a młoda chwyciła się lekko za swoje czarne uszy, lekko szpiczaste, starając się je chociaż lekko ocieplić. I chociaż jej ciepło było, ponieważ, jak każda panda, posiada swoje zapasy tłuszczu, wołała lato. Cieplutkie, gdzie ptaki śpiewają radośnie w harmonii z naturą, która także tutaj panowała, jakby miała swoją własną, niesamowitą moc. Podejrzane to było dla niej, jednak nie pozwoliła sobie zaprzątać tym głowy, a skupić się bardziej na nieznajomym, który, po krótszym czasie, postanowił wyjawić swoje prawdziwe imię. To znaczy, ona tak sądziła. Nie wiedziała dokładnie, jak nazywa się ten basior, jednak przyjęła oficjalnie, iż na jego dowodzie widnieje Shirokuma. Jiyuu zdołała się dziwić oraz swoje oczy powiększyć niemalże czterokrotnie, a zdawały się one niemalże wylecieć. Niwatori nadal siedziała, lekko skulona, ponieważ nie wyleciała do ciepłych krajów afrykańskich - wolała pozostać tutaj wraz ze swoją przyjaciółką. Spojrzała jedynie lekko swoimi ciemnymi oczami na wtapiającego się w tło wilka, by następnie zrobić sobie krótką drzemkę.
- Shirokuma?! Czyżby to nie biały demon oznacza? Czyli spotkałam rzeczywiście kogoś, kto zna po części ten język! - niemalże zaczęła skakać, jednak tego nie zrobiła, a to ze względu na sójkę. Wystarczyło kilkanaście sekund, by uspokoiła swój zapał, a następnie spokojnie dodała, lecz nadal z ogromną ekscytacją, nie mogąc się powstrzymać niemalże od zadawania przeróżnych pytań, ale zdołała się zatrzymać przed tym. - Jednak wolę cię, mój kochany, nazywać Shiro. Jak dla mnie lepiej do brzmi, no i krócej!
Uwaga, Ongaku przygotowuje się do pracy w lokalu. Musi być miła, a raczej jest to w jej pandziej naturze. I pomyśleć, że w lecie była najzwyczajniejszym wilkiem, takim jak on, lecz oczy w kolorze błękitu nieba, a futro niczym zboże lub słomiane klocki (czy jak to się nazywa :D) na farmie. Jednak nie myślcie, że Ongaku jest tępa! W szczególności poznawaniu uczuć. Ona jest w stanie nadal wyczuwać emocje, niektóre większe, niektóre mniejsze. Także z pyska widziała, iż Shiro jest całkiem pewny siebie, dodatkowo spokojny oraz wyluzowany. W sumie - widać to było z jego postawy. Po chwili młoda zobaczyła coś dziwnego, coś niebezpiecznego, no i bardzo fajnego - dziwne ostrze. Całkiem widoczne, nieosłonięte. A ona ma tylko jakiś drewniany, bardzo wytrzymały, kij! Oczywiście widoczny przez cały czas, bo dziwne, dwa końce wydobywały się z dołu i z góry.
- Interesująca broń na łapie! - powiedziała, kucając, żeby dokładniej przyjrzeć się ostrzu, jednak nadal stała w tym samym miejscu. Dziwnie zaczęła przekręcać swoim łebkiem, by dobrze chwycić swoimi ciemnymi oczami kawałek metalu. Nie wiedziała dokładnie, co to za broń - przecież nie jest wielkim rzeczoznawcą, poza tym, w tym interesie siedzi około 2 miesiące!
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Wilk nie spieszyl sie z odpowiedzia. Nie lubil sie spieszyc bez powodu. Dawal sobie czas na zastanowienie sie nad odpowiedzia poki mogl. Z reszta, byl zmeczony dluga podroza, ktora byla za nim.

- Maa, przezwisko me tłumaczono raczej jako niedźwiedź biały. - odpowiedzial wreszcie - Co zaś się tyczy nazwy, jaką określić ciebie śmiałem, to przepraszam najmocniej za pomyłkę, jeśli takowa zajść by miała. Uznałem, że istota tworząca te anielskie brzmienia muzykiem być musi, i to nie byle jakim.

Nie dalo sie nie zauwazyc dosc niecodziennego ukladania zdan. Niestety, basior wciaz nie znal perfekcyjnie tutejszego jezyka i nie wiedzial dokladnie, jak ma mowic. Powiedzmy, ze nauki pobieral z naprawde roznych zrodel. Ale wrocmy do glownego watku, bo oto z ust Jiyuu padly kolejne slowa, ktore wilkowi bylo dane uslyszec.

- Jakkolwiek mnie nazwiesz, przyjmę to z godnością, boś jest naprawdę fascynującą i niecodzienną istotą, Jiyuu-chan. - stwierdzil wlasnie, gdy wtem niecodienna panda zwrocila uwage na jego bron - Jest to tantou, typowa broń typów takich jak ja chociażby. I jakże pięknie zdobiona, nawet jeśli wygląda prosto! Mogąc taką wspaniałość dzierżyć, nawet najpiękniejsza kobieta zdaje się być niczym się innym jak tłem. To ostrze jest w stanie roztrzaskać skałę, jeśli trafi w odpowiednie łapy. Nosi też na sobie krew wielu zacnych mężów, co czyni zeń jeszcze większą wspaniałość. Nigdy go nie splamiłem nieuczciwym atakiem w plecy przeciwnika. Bo widzisz, to taka moja zasada, że każda ma ofiara oblicze swego zabójcy zobaczyć musiała choć przez chwilę. Nigdy żem przeciwnie nie czynił.

China moglby tak mowic i mowic o wspanialosci swego hamidashi tantou, ale zdecydowal, ze nie chodzilo mu o zanudzenie Jiyuu. Jeszcze tylko w ramach prezentacji chwycil mocna rekojesc "nozyka" w zeby i zaprezentowal ostrze, ktorego wzory przypominaly wzburzone fale. Po krotkiej chwili jednak ponownie je schowal, gdyz nie lubil wyciagac go bez powodu. Z reszta, niepredko jakikolwiek bedzie mial. Zapewne.

- Maa, wybacz mi pytanie, Jiyuu-chan - dodal nagle, przypominajac sobie dreczace go pytanie - Pandą tyś jest, czy reprezentujesz gatunek wilczy?

//mah, pisze z tabsa, tylko dialogi ozdobilam znakami polskimi xd
Ongaku Jiyuu
Dojrzewający
Przedsiębiorca

Ongaku Jiyuu


Female Liczba postów : 795
Skąd : Jak to skąd? Od mentora!

     
Jiyuu westchnęła, karcąc swój tępy mózg za to, iż usłyszała dzięki niemu nie "kuma", tylko właśnie "akuma". Lekko zdenerwowana uśmiechnęła się, patrząc w szarawe, lecz troszeczkę błękitne niebo, z którego spadały właśnie te białe, unikatowe płatki śniegu. Niby zwyczajne, lecz wyjątkowe, chociażby dla niej. Dwa lata... Co się zapewne równa dwóm zimom. Gdy młoda, pełna radości istotka wypuściła ze swojego małego pyszczka z niewielkimi kłami powietrze, wytworzył się dosyć spory kłębek białego dymu, a klatka piersiowa opadła. Bardziej raczej przypomina człowieka niżeli wilka lub jakiekolwiek zwierzę, ale czy to jest naprawdę ważne? To przecież nie jest jej wina, iż nie wiedziała, że jezioro, do którego weszła, jest pełne niespodzianek. Od tamtego wydarzenia już niemalże nigdy nie wchodzi do jezior! Ale, tak czy siak, się przełamie, gdy będzie jej gorąco lub pragnienie się odezwie.
- Przepraszam, przesłyszałam się i usłyszałam "akuma" zamiast "kuma" - zrobiła niewielki pokłon, troszeczkę skrępowana obecną sytuacją. Jak ona mogła się pomylić?! Chwyciła się za swój czarno-biały łebek, by następnie dodać kilka słów, które tworzą niemalże całe zdanie lub też i kilka. - To moja pasja... I tyle! Nic więcej, po prostu uważam, że jeżeli mogę dać komuś chociaż odrobinkę radości, staram się to robić... - zarumieniła się lekko, a cały stos zębów ponownie się pojawił na jej pyszczku z różowym noskiem.
Wiatr lekko zawiał w jej odsłonięte futerko, znowu strasząc swoimi świstami. Gdzieś w tle parę liści popłynęło wraz z jego nurtem, zimnym oraz dosyć niemiłym, jednak wyglądało to całkiem ładnie. Następnie zeschnięte części drzewa gdzieś wpadły do białego puchu, który postanowił pokryć całą Krainę swoim pięknem oraz bielą bijącą w oczy, chociaż czasami i przeszkadzającą. Chyba każdy z nas wie, że jeżeli zacznie się gapić w śnieg na dłuższy czas, to z naszych oczu polecą łzy. Tak samo, jeżeli odwrócimy się twarzą w stronę chłodnego powietrza - zatem Jiyuu oczy się troszeczkę zaszkliły, jednak nie z powodu szczęścia czy radości. Po prostu z przymusu Matki Natury.
- Bardzo ładnie zdobiona, z tego, co widzę. Każde najlepsze ostrze zostaje wykute z rąk mistrza, jednak wiadomo, że także osoba wyszkolona musi potrafić dzierżyć broń w swoich łapach. Bez tego może stanowić również zagrożenie dla samej osoby - oznajmiła, spoglądając powoli niemalże pod każdym kątem na niecodzienną broń, która nazywała się Tantou (omijając kreskę nad "o" oraz zamieniając na "ou"). Zafascynowała ją na tyle, iż nie mogła z niej spuścić swoich oczu - naprawdę była piękna! - Wiesz, ale jakbym ja, na tyle głupia i niedoświadczona w samoobronie, została zaatakowana, starałabym się wykorzystać ten moment pokazania twarzy, by uderzyć na tyle mocno, a następnie uciec. To chyba po części niesie ze sobą ryzyko... - zastanowiła się, siadając na jakimś sporym kamieniu. Potem tylko stworzyła słynną pozę Sherlocka Holmesa, opierając swój łokieć o niezbyt chudą nogę , bo prawdę rzecz mówiąc - pandy nie są zbytnio chude. Aby ta miała sylwetkę niczym zwyczajny wilk, musiałaby nie jeść przez kilka dni. Coś jak ja normalnie! - Chociaż czasami chyba lepiej jest nie wiedzieć, że przyjaciel wbija nam nóż w plecy...
Jiyuu spojrzała na Niwatori, która spała niczym głaz na jej ramieniu, pomimo gwałtownych ruchów dziewczyny. Było to dosyć ciekawe - ta została tutaj tylko dla niej. Nie poleciała do ciepłych krajów. Kto wie, może sójki w ogóle nie opuszczają Krainy?
- Nie ma problemu - mruknęła, machając swoimi nogami do przodu i do tyłu, niczym prawdziwe dziecko na huśtawce. - Wilczy. To znaczy, chyba...
Nigdy się nad tym Ongaku nie zastanawiała - kim naprawdę jest? Pandą czy może wilkiem? Ogon niczym u prawdziwego psa miotał się radośnie, jakby miał własny mózg oraz serce, a jak wiadomo - pandy mają je krótkie. Uszy... lekko szpiczaste, jednak trochę podobne do prawdziwego miśka. - Kim jestem? - pomyślała.
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Shirokuma nie byl zdziwiony wygladem Jiyuu, gdyz widywal juz dwunozne osobniki, a gatunku ludzkiego nie mial okazji poznac. Z reszta, wokol niego krecily sie duzo dziwniejsze stwory, ktorych wolaloby sie nie ujrzec nawet we snie. Mowa tu o przeroznych demonach i cieniach, poteznych i groznych, z ktorymi lepiej bitki nie zaczynac. Nawet ktos o umiejetnosciach Chiny ledwo uszedlby z zyciem z takiego starcia. Jesli w ogole. Sam Misiek tylko raz walczyl z demonem w pojedynke, a i nim wygral, kilka jego kosci peklo. Sam stwor nie nalezal do najsilniejszych.

- Maa, spróbowałabyś uciec, powiadasz... - basior na chwile spuscil glowe, w gescie zamyslenia. Trwalo to dobra chwile, bo do najszybciej myslacych to on nie nalezal. Jednak, gdy tylko znow sie wyprostowal, na jego twarz zawital cien paskudnego, demonicznego usmiechu, ktory czesciowo odslonil mocne zeby. - Ale co jeśli przeciwnik szybko i z zaskoczenia by zaatakował? Krótka chwila ułamkiem sekundy być może. Tyle wystarczy, by się pokazać. Byle nie atakować pleców, bo to hańba jakaś, nie zwycięstwo. A trzeba mieć refleks niesamowity, by uciec ostrzu doświadczonego mordercy, który zna słabe punkty i w walce szybko analizuje sytuację oraz dostosować się umie, nawet jeśli okaże się, że musi walczyć otwarcie. - w tym momencie wyraz pyska Chiny wrocil do normy, a on sam wypuscil powoli powietrze przez zeby, jakby odprawial jakis rytual uspokajajacy - Sam okazję być miałem zaatakowany w ten sposób, i wpierw oddalić się bardzo musiałem, by móc broń wyciągnąć. A i tak zranić się dałem, zupełnie wbrew własnej woli. Niestety, pomimo refleksu, i mi szybkości nieraz brakuje. Jak to mówił mój stary przyjaciel, niesamowite szczęście po mej stronie jest, dlatego jeszcze żyję.

Ta rozmowa naprawde ozywila wilka, szczegolnie ze uwielbial, gdy ktos jego ostrze zachwalal. Oczywiscie, ze byla to robota mistrza! Materialy tez pierwszymi lepszymi nie byly, ale tworca broni wlozyl w nia cale swe serce. I chwala mu za to, bo takie arcydzielo to rzadkosc. Robil to co kochal, nawet jesli niewielu podziwialo owoce jego pracy. "Bo wyrabial tez bron dla tych zlych". Ale co to mialo do rzeczy, tego zlotooki nie mogl pojac.
Nagle jednak stalo sie cos niesamowitego. Oto bowiem do wilka w pelni dotarlo, co jakis czas temu powiedziala panda. Jego reakcja wydawac sie mogla zabawna, rodem z komedii: opadla mu dolna szczeka, a zrenice zwezyly sie do niesamowitych rozmiarow. Pelen obraz zdziwienia i niedowierzania. Doslownie.

- Ty... - zaczal, obrzucajac niespokojnym spojrzeniem waderke - Ty twierdzisz, że byłbym w stanie okazać się tak wielką bezdusznością, by przyjaciela swego zabić? Toż to do pomyślenia nie jest! -
Owachinashi spuscil pysk i odchylil uszy, wzdychajac. - Jiyuu-chan, niedobrze mówić takie rzeczy... Nie urodziłem się tylko po to, by zabijać. Dużo innych rzeczy też robię! Albo i robiłem, pókim opłatę dostawał... I pókim w mej ojczyźnie żył...

Oczywiście, wilk z gory uznal, ze mowiac o wbiciu przyjacielowi noza w plecy, muzyczka miala na mysli jego osobe. A nawet jesli nie, to tam gdzie zyl, takie niehonorowe istoty dlugo miejsca nie zagrzewaly. Zaden szanujacy sie wojownik nie potrafil darowac zabicia towarzysza, nawet jesli sytuacja nie miala z nim samym nic wspolnego. Gdyby China tak bardzo nie polubil pandy, to najpewniej zirytowalby sie! Choc to nic strasznego, zwazywszy na przysiege, ktora zlozyl Tai'emu...
Ongaku Jiyuu
Dojrzewający
Przedsiębiorca

Ongaku Jiyuu


Female Liczba postów : 795
Skąd : Jak to skąd? Od mentora!

     
- Yup - oznajmiła cichutko, spoglądając na drzewa oraz inne rzeczy dookoła, które przykuwały jej dziecięcą uwagę. Ta to potrafiła się przyczepić do czegoś niczym prawdziwe dziecko, jednak nie odbiegała od słów białego wilka, który opowiadał jej coś na temat walk. Ona jedynie żałowała, iż jest słaba, jeżeli chodzi o atak, ale jakimś cudem troszeczkę bardziej wytrzymała od innych - zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. A to z tego powodu, iż przeszłość ją trochę zahartowała w optymizmie. Niwatori po krótszej chwili obudziła się, trzepając lekko swoim malutkim łebkiem, by następie polecieć, znaleźć chociaż jakieś pożywienie. Może ziarna? Nah, chyba niemożliwe w tej porze roku, gdyż tylko ludzie mają to pożywienie. Teraz jej łańcuchem pokarmowym będą ogólnie robaki oraz jakieś owoce. O ile te małe bezkręgowce nie zniknęły całkowicie pod ziemią, a jabłka na drzewach jeszcze się jakoś trzymają. - Trzeba mieć strasznie dużo szczęścia. Ale znając życie, pobiegłabym niczym prawdziwa wariatka, wrzeszcząc na całą okolicę, że ktoś mnie próbuje zabić. Tak samo niemalże, jak mnie zaczął gonić niedźwiedź - jakimś cudem przeżyłam. No i spotkałam smoka, który zbyt miły dla mnie nie był. A raczej dwa - jeden z nich chciał rzucić we mnie ościami ryby, a w mojego kolegę małżami. Dla niego było to śmieszne, lecz dla mnie zbytnio nie - dziewczyna lekko zamknęła swoje oczy, by następnie otworzyć je oraz spojrzeć na Krainę, siedząc dalej w tym samym i jednym miejscu. Nadal zbytnio dobrze nie mogła manewrować swoją skręconą nogą, której postanowiła nie nastawiać - bo skąd ona miała wiedzieć, że należy coś takiego zrobić?
Płatki śniegu upadały delikatnie na warstwę wytworzonego już wcześniej białego puchu, który był niemalże równy, lecz zakłócony przez ślady dwóch obecnych tutaj osób. Można byłoby coś narysować, jednak na stówę nie nogą. Zatem młoda, lekko uśmiechnięta, chwyciła swoją drewnianą broń, by następnie coś nią namalować. A co to było? To takie oczywiste, że nawet nie trzeba zadawać tego pytaniu - na śniegu widniała sylwetka jakiegoś stworzenia, które posiadało bardzo puszystą grzywę wokół głowy oraz całkiem spore kły. Jego łapy zdawały się być całkiem potężnymi, jednak całe ciało nie było zbyt duże - jak to w przypadku syndromu Highlandera. Ogon zakończony był niewielką ilością troszeczkę dłuższej sierści, zatem po tym opisie moźna wywnioskować tylko jedno - to był lew. Potężny, budzący strach w sercu, lew. Większość osób uciekłoby na jego widok, jednak nie ona, nie obecna tutaj panda. Ona by się nie bała go, bardzo pokochała Ongaku. Jej jedynego mentora, który zdołał zastąpić także i rodziców, najbliższą osobę w życiu. Po krótszej chwili dziewczyna westchnęła głęboko, wsłuchując się w słowa białego niczym śnieg basiora, by potem tylko swoją jedyną sprawną nóżką ostrożnie usunąć rysunek na tym białym puchu.
- Nie to miałam na myśli, Shiro! - zaczęła niemalże wymachiwać głupio swoimi rękami, starając się go uspokoić, ponieważ nie to miała na myśli. - Chodzi mi o to, iż czasami nawet najlepsi przyjaciele potrafią z czystej chciwości wbić nam nóż w plecy, zranić nasze uczucia. Czasami z żądzy pieniędzy, czasami z powodu zakochania. Mówiąc o tym, nie miałam na myśli ciebie - poza tym, nie lubię oceniać innych po tym, co robili. Liczy się tylko rzeczywistość. Chociaż dla mnie...
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Och, a więc to nie było o nim. Shirokuma natychmiast się uspokoił. Z resztą, Jiyuu powiedziała coś jeszcze, co zmusiło go do krótkiego zastanowienia się.

- Wiesz, Jiyuu-chan... - zaczął, na krótką chwilę spuszczając wzrok i spoglądając gdzieś w bok, nim znów wrócił do "punktu wyjścia" - Mówisz, że z krzykiem byś uciekła. Ale, w przypadku specjalisty mogłabyś szansy nawet nie mieć zareagować. Chyba, że sama masz taki refleks, że zdążyłabyś cokolwiek zrobić. W dużej części przypadków zaskoczenie potrafi unieruchomić. No chyba, że się tchórzem jest takim, który przed byle szelestem ucieka. - tu kąciki ust wilka znów się uniosły na krótką chwilę - Tchórze trudni do zabicia bywają, bo tylko takiemu przed nos skoczysz, a ten już z wrzaskiem ucieka, choć nawet nie wie, czy coś zaatakować go pragnie. Z drugiej strony, myślisz, że w jakich miejscach mordercy wyczekują swej ofiary? W moich wioski potrafiły być oddalone o wiele kilometrów od siebie. Dlatego w grupach się podróżowało! - nuta entuzjazmu zabarwiła w ostatnim zdaniu głos Chiny, choć była ledwo zauważalna. Lubił rozmawiać na takie tematy, choć o sobie samym starał się wiele nie mówić. Tyle udało się Gari'emu wbić mu do głowy, a i tak, jakby się go zapytać, odpowiedziałby bez oporu. Nie należał do zbyt rozgarniętych osób, cóż. Nawet kłamać nie umiał, choć nie oznaczało to, że nie dotrzymywał obietnic - Albo wynajmowało się takich jak ja, czyli wojowników, którzy za określoną sumę pieniędzy służyli swą siłą tym, którzy potrzebowali jej użyczyć na swoje potrzeby.

Fakt faktem, Owachinashi nieco się ożywił. Rzadko miał okazję z kimś tak porozmawiać, bo mało kto w jego stronach akceptował takich, co za pieniądze byli zdolni nawet zabić lub coś ukraść. Do takowych należał właśnie ów Biały Niedźwiedź. Nie darzył zbytnimi sentymentami obcych, więc nie miał oporów przed mordowaniem ich na zlecenie, jeśli mu się to opłacało. Winę ponosili mieszkańcy jego wioski, którzy ledwo się nim zajmowali, ponieważ był sierotą. Zwykłą, szarą przybłędą, którą traktowali jak ostatniego darmozjada. Szczególnie, że nie był nigdy zbyt inteligentny i był okropnym tchórzem oraz beksą. Dopiero grupa wilków zwana Błyskawicami się nim zaopiekowała, i stał się ich kolejnym kompanem. Dzięki nim wyrósł na prawdziwego mężczyznę! Nawet tak zwani "przybrani rodzice" nie zajmowali się jego wychowaniem z takim uporem jak oni. Stał się odważny i silny. Bardzo, bardzo silny. I zyskał sławę równie wielką jak oni, a później nawet większą. Co prawda jako kryminalista, ale... od zawsze chciał, by w świecie huczało o nim, nawet jeśli pod określeniem "najgorszy z najgorszych". Z resztą, wcale siebie za takiego nie uważał. Wykonywał po prostu swoją pracę, a i tak nie przyjmował zleceń, które mu się zwyczajnie nie opłacały. Nie lubił grać bohatera, dobroczyńcą też nigdy nie był. Po prostu wojownikiem do wynajęcia, który służył swym ostrzem tym, którzy potrafili docenić jego umiejętności. No chyba, że naprawdę potrzebował pieniędzy. A i tak kilka razy zdarzyło mu się kogoś mimochodem poratować, w taki czy inny sposób. Nie to co Słoneczni Wojownicy, którzy byli uznawani za wzór do naśladowania, i bronili wioski przed napaściami bandytów. Swoją drogą... towarzysze Chiny robili coś podobnego, choć raczej pośrodku wioski stawiali swój znak - błyskawicę, by zasygnalizować, że dana wioska należy do nich, i jak ktoś podniesie na nią łapę, to musi się szykować na to, że zadarł z jedną z najsilniejszych i najgroźniejszych grup. Nawet, jeśli samych Błyskawic zbyt wielu nie było, a i byli ciągle w podróży. Ale, i tak coś to dawało, szczególnie po paru incydentach, gdy dowiedzieli się, że "chronione" przez nich wioski zostały zniszczone. Wystarczyło, że poznali tożsamość przeciwników. Potrafili takich ścigać tygodniami, niezależnie od ich ilości. Aż do skutku. To było dopiero pełne przygód życie! Cały czas się coś działo. A on, Owachinashi, ostatnimi czasy odrobinę się rozleniwił. Ale to dobrze, przecież i tak miał więcej czasu na sen. A w razie czego, to potrafił się dostosować!
Dość przeciągania : D

- "Chociaż dla mnie..."? - obrzucił pandę pytającym spojrzeniem - Przydałoby się dokończyć, co się zaczęło, by ciekawość nie zżarła innej osoby.
Ongaku Jiyuu
Dojrzewający
Przedsiębiorca

Ongaku Jiyuu


Female Liczba postów : 795
Skąd : Jak to skąd? Od mentora!

     
- Hm...? - mruknęła dosyć cicho, spoglądając wpierw na swoje nóżki, by następnie zwrócić ciemne oczy ku szarawemu niebu. Zima... Czy jest coś piękniejszego? Jednak i ta pora roku potrafi być zabójcza, lecz dla niej jest ona całkiem dobra, bo ma dużo tłuszczu oraz ciepłe, mięciutkie futerko, o które zaczęła dbać, wchodząc coraz bardziej w dojrzewanie. Tak oto poprawiła swoje czerwone, zdobione motywem chińskim, spodnie, dała swoje rączki do góry, by się rozciągnąć, bo dla niej siedzenie nie jest zbyt dobrze i potrafią jej zdrętwieć kończyny. Przy okazji zaczęła strzelać radośnie swoimi paluszkami, a w tym kciuk był najgłośniejszym ze wszystkich, dlatego panda lubiła nim wydawać dźwięk uderzenia czegoś metalowego o metalowe coś. Tak samo, jak autorka tego żałosnego postu. No cóż, brak weny nie dopisuje zbytnio, zatem mogę tylko przepraszać, że ten post będzie troszeczkę marniejszy. - To nie wiem. Zbytnio się na sobie nie znam, niestety. Dlatego się unika ciemnych pomieszczeń oraz uliczek, dróżek, unika parków i w ogóle! Co jednak nie mi się sprawdza, bo i tak chodzę sama, niezależnie od tego, czy mamy dzień, czy noc. Tak oto narażam się sama na niebezpieczeństwo - lekko się zaśmiała, zakrywając swoje usta lekko dłonią, by następnie wstać powoli oraz się znowu poruszyć, ponieważ brak gimnastyki dla niej oznaczało to, iż będzie jeszcze o niebo grubsza! Ona ma metabolizm jak ja, ale gdybym także ćwiczyła rano przez kilka minut, byłabym chudsza. Ale cii! Jestem leniem! Poza tym, musiała zapracować na swoją nóżkę, która skręcona była i chyba niezbyt dobrze przez ostatnie kilka tygodni się naprawiła - przecież powinna ją nastawić! - Mnie tam na pieniądzach nie zależy, ale oczywiście trochę tam ich mam, tak na czarną godzinę - oznajmiła, uśmiechając się lekko, a przy tym pokazała ponownie swój bialutki stos lekko naostrzonych ząbków, których kolor był niemalże podobny do białych płatków śniegu. Widać było natychmiastowo, iż dziewczyna jest bardzo optymistycznie nastawiona do życia, jakby w jej sercu nie było żadnych złych emocji, a uśmiech na tyle naturalny, że nie wzbudzający żadnych podejrzeń. Bo i po co, jeżeli Jiyuu jest w 100% szczera z innymi, że nie potrafi w ogóle kłamać?
Tak oto zastanowiła się ta dzieweczka nad Ongaku, który umarł śmiercią naturalną - o ile mógł być dzieckiem, nie można spotkać istoty nieśmiertelnej aż do końca, chyba że jest to jakiś bóg lub boginka. A na szczęście muzyczka nie spotkała jeszcze kogoś takiego - no i dobrze. Mogłoby się to skończyć dla niej źle, a to dlatego, iż ostatnio zyskała po części na odwadze co do walki. Że nie należy uciekać. Że czasami jest ona konieczna, nawet pomimo tego, iż jej w rzeczywistości nie chcemy. Ale należy czasami odpuścić, w szczególności wtedy, gdy jest to możliwe - nie ma po co drapać się niczym koty, skoro można jakiś sojusz utworzyć.
- Czasami można spotkać osoby, które potrafią skarcić za przeszłość. Np. za to, że się zabijało albo za to, że coś się złego zrobiło. Albo za to, że było się kiedyś kim niedobrym. I one zwykle nie mogą dostrzec tego, że ktoś się zmienił - oznajmiła, na chwilę tracąc swój uśmiech, lecz po chwili on wrócił, a dodała troszeczkę złośliwie, niczym prawdziwe dziecko, pokazując swój czerwono-rożowy jęzorek. Nie po to, by go obrazić, lecz troszeczkę rozśmieszyć. - Lubię się nieraz droczyć, trzymając kogoś w niewiedzy!
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Jak zwykle, Shirokuma nie spieszył się z odpowiedzią. Poczekał, aż Jiyuu powiedziała to, co miała do powiedzenia, aż w końcu sam zaczął myśleć, jak by tu sensownie odpowiedzieć. Nie wyszło to jednak do końca, gdyż nagle panda pokazała mu język. Na gest ów wyrwało mu się krótkie i niezbyt głośne "khy", które było parsknięciem wynikającym w powstrzymywania śmiechu. Przecież niejednokrotnie Gari pokazywał mu język, gdy się z nim droczył! Kiedyś go to irytowało, ale teraz jest przyjemnym wspomnieniem, dzięki któremu wciąż pamięta o grupie, która go przygarnęła i wychowała na sumiennego wojownika, pomimo tego, że za młodu był okropnym ciężarem i sprawiał sporo kłopotów.

- Rację masz, Jiyuu-chan! - przyznał energicznie - Ale i tacy się zdarzyć mogą, co potrafią cię skarcić za pracę, z której się utrzymujesz, a także za priorytety twe i przekonania. Dużo ich jest, co tak irytują i wciąż porównują do takich, co to swe życie oddają za robienie rzeczy, z których nic nie mają. Prawdę powiedziawszy, sam być bym nie chciał bohaterem, ale szanuję i podziwiam takowych wilków, nawet jeśli porównywać mnie do nich by mieli. Bo takowi nic nie zrobili, jeno działają tak, jak uznają to za słuszne. Z chęcią pozbyłbym się próżnych plotkarzy i obmawiaczy z tego świata, ale żelazną taką zasadę trzymam, że zabijam tylko za pieniądze, choć teraz, prawdę mówiąc, nie zabijam.

Pomimo całego zmęczenia i głodu, Shirokuma z chwili na chwilę zdawał się ożywiać. Nawet słowa wypływające z jego ust stawały się coraz mniej przemyślane i bardziej chaotyczne. Było tak dlatego, że mówił nieco szybciej i energiczniej. Dawno go tak rozmowa nie pochłonęła, nawet jeśli ten stopień pochłonięcia można by poddać dyskusji, ale przynajmniej nie myślał już o pójściu spać. W normalnych przypadkach, po pewnym czasie zaczynał mieć rozmówcę w głębokim poważaniu i zwyczajnie zasypiał, a teraz nie to było mu w głowie. No chyba, że odstawione na bok pragnienie by nagle dało się we znaki i go pochłonęło, bo i tak się zdarzało, że mimowolnie w trakcie rozmowy sen doń przychodził.

- Ale z niebezpieczeństwami nie ma żartów, Jiyuu-chan, jeśli powrócić mam do twych poprzednich słów. - zmienił nagle temat, znów poważniejąc i tracąc część swej poprzedniej żywotności - Nie wiem jak jest tutaj, ale wiele niebezpieczeństw czyha w świecie, i nawet jeśli kraina ta do stosunkowo bezpiecznych się liczy, to nigdy wiedzieć się nie da, czy nie raczy postawić tu swej łapy ktoś, kto radość czerpałby z mordowania niewinnych istot. Powinnaś tam chodzić, gdzie więcej osób się znajduje, i nie zapuszczać się w miejsca ciemne i opustoszałe, nawet jeśli znaczyć by to miało drogę wiele dłuższą. Bezpieczeństwo ponad wszystko!

Nagły przypływ życiowej mądrości, pomyśleć można. W końcu, Shirokuma powiedział naprawdę mądre rzeczy. Tylko, że to akurat było to, co Gari wbijał mu do głowy całe dzieciństwo, gdyż nawet za dzieciaka biały wilk nie miał żadnego wyczucia i nie rozróżniał bezpieczeństwa od niebezpieczeństwa, chyba, że zauważył zagrożenie dla swego życia. Oto dlaczego pakował cały czas opiekunów w kłopoty - zadarł z kimś nieodpowiednim, a gdy już zaczął wykonywać "misje" - chodził skrótami, którymi nikt nie uczęszczał. W drugim przypadku, zaczęło się wszystko w wieku ponad dwóch lat, kiedy to i on pracę rozpoczął, aby szybciej nabyć odpowiednich umiejętności. A i tak jego wręcz dziecinny brak wyczucia pozostał. Meh, na stratega by się nie nadał.
Ongaku Jiyuu
Dojrzewający
Przedsiębiorca

Ongaku Jiyuu


Female Liczba postów : 795
Skąd : Jak to skąd? Od mentora!

     
Ongaku na początku się uśmiechnęła, wysłuchując spokojnie słów wilka, który okazał się być bardzo intrygującym gościem - a to nie ze względu na to, iż miał superową broń, lecz po prostu miał "to coś" w sobie. Coś, co sprawiało, że rozmowa z nim to czysta przyjemność. A w sumie - jakbyście znali bardzo dobrze Ongaku, zauważylibyście, że ona nawet nie boi strasznych postaci, jak na przykład Losta. Na początku opanowywał ją strach, a nogi nie mogły się poruszyć, jednak prowadziła z nim spokojną rozmowę, pomimo tego, iż sama postać była przerażająca - strumyk krwi spływający ku dole, lecz nie wyglądała ona na zwyczajną, a dodatkowo ta czaszka jakiegoś zwierzęcia...
- Najważniejsze według mnie to jest mieć własne zdanie na temat czegoś. Dodatkowo niezbyt lubię, gdy ktoś narzuca mi swoją wolę, szczególnie wtedy, kiedy tego nie chcę. Jak na przykład moi rodzice... - na chwilę się zatrzymała, biorąc głęboki oddech, aż klatka piersiowa się rozkurczyła. Po kilku sekundach wypuściła biały kłębek dymu, by powiedzieć następne kilka, dosyć smutnych zdań, jednak i tak była cały czas uśmiechnięta. Nie lubiła zbytnio rozmawiać o swoich rodzicach, jednak pamiętała zawsze o osobie, która spowodowała, iż na jej buzi (prawie) zawsze widnieje stos białych, błyszczących zębów, jak w to reklamie pasty - bez żadnej próchnicy, byleby ten powalający uśmiech. - Moi rodzice byli... specyficzni dosyć. Tworzyli zgrany duet - matka lekarka, a ojciec wojownik. Niestety, ale każdy z nich znikał co jakiś czas i bardzo rzadko ich widywałam. Opiekowała się mną na początku jakaś niania, z którą nie utrzymywałam bliższego kontaktu, a następnie Ongaku, mój mentor.
I na tę myśl się lekko zarumieniła - aż sobie poprzypominała wszystko na jego temat - że to on nauczył ją grać na skrzypcach, że to on pomagał jej we wszystkim, a co najważniejsze, nie czuł się wtedy samotny. Okrutny los jest tego, co wieczne życie i wieczną młodość ma, niestety. Patrzenie na to, jak ktoś umiera dookoła Ciebie może być przygnębiające, a dodatkowo jak się zakochasz, możesz szybko zostać opuszczonym, przynajmniej z tego powodu, iż ten dar (albo i też grzech) powoduje, że jesteś niemalże nieśmiertelny. Tak trochę trudno jest patrzeć na to, jak jesteś taki sam, a druga połówka Twego serca się starzeje... Ale o tym Jiyuu zbytnio nie myślała, utrzymywała się ciągle w optymizmie.
- No wieeeeem, ale nie mam żadnego towarzysza, a dodatkowo dosyć mało jest tutaj wilków! Może to i dobrze dla mnie, a może i źle... - zaczęła się znowu zastanawiać, tworząc słynną pozę Sherlocka Holmesa razy dwa, żeby pokazać, jak to ona się zamyśla. O ile dziewczyna spotkała sporo osób, nie może ich znaleźć od kilku miesięcy - a szkoda, pogadałaby z kimś! Ale przynajmniej ma tutaj Shiro, co jest dla niej całkiem miłą niespodzianką, chociażby z tego powodu, iż dawno nie rozmawiała. - Za to spotkałam takiego jednego pana, z którym otwieramy powoli lokal! - postanowiła się pochwalić tym, co robi właśnie w tej chwili, będąc niemalże potrojoną postacią. To dosyć śmieszne, lecz prawdziwe, dosyć trudno jest określić czasy, gdy po prostu postać znajduje się w kilku miejscach naraz.
Sponsored content