Miejsce dla Samotnych

Arthas Merethil
Latający Wilk

Arthas Merethil


Male Liczba postów : 749
Wiek : 22

     
Miejsce dla Samotnych Night-sky-wallpaper-desktop-background-n-u-ibackgroundz.com_
***
Mimo że to miejsce jest przeznaczone szczególnie dla samotnych wilków, które nie mają szczęścia w miłości, to właśnie tutaj rodzi się najwięcej związków. Można tą lokalizację nazwać prawdziwym paradoksem. Może i tobie się poszczęści? Znajdziesz tutaj miłość swojego życia?
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Dobrze, że Taharaki nie potrafi czytać opisów miejsc. Nie zna ludzkiego języka. Inaczej mocno pogniewałby się za opis miejsca, do którego przybył. Które nie mają szczęścia w miłości? Któż by śmiał kpić z biednego byłego Bety Nocy w tak potworny oraz perfidny sposób? Tahaś miał szczęścia w miłości aż nadto! Brakowało go jedynie jego wybrankom - tak, ich niefart polegał na spotykaniu tego buraka. Mimo wszystko burak ten nie należał raczej do person, które w jakikolwiek sposób tolerują wypominanie im czegokolwiek. A już zwłaszcza tego, iż coś im nie wyszło. Miał czworo szczeniąt, każde w innym końcu świata. Posiadał nawet podrośnięte znacznie wnuczęta, które także rozpierzchły się po świecie. Zwiedzają, przeżywają przygody, są szczęśliwe - z dala od wapniaka. Czego chcieć dla nich więcej?
Szedł niespiesznie, okraszony kilkoma świeższymi bliznami - pamiątką po ostatniej wędrówce. Jednakże najbardziej dotkliwa rana pozostawała niewidoczną na pierwszy rzut oka, co jednak wcale nie czyniło z niej mniejsze brzemię. W końcu brak ozora jest już nie lada okaleczeniem. A wszystko to - standardowo! - w dobrej wierze. W chęci pomocy, z której nigdy nie wynika nic dobrego. Przynajmniej nie w przypadku owego brązowego wilka o skrzydłach błoniastych, niczym u nietoperza, rozległej bliźnie w okolicy lewego oka (Sasori, och, Sasori!) i kilku pomniejszych szramach, porozrzucanych tu i ówdzie. Każda z nich kryła za sobą wspomnienia - przeważnie bolesne. Opowieści, którymi raczej dzieciąt swych nie uraczy przed snem - bynajmniej nie ze względu na daleką ich obecność.
Przyklapnął sobie w trawie, ze zrezygnowaniem spojrzeniem swym leniwym omiótłszy krótko okolicę. Żółte ślepia walczyły z nieprzyjemnym mrokiem, niemniej jednak nie było to wcale ani łatwe, ani nawet przyjemne.
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
Abbey nie znajduje się pod wpływem żadnych środków odurzających. Czy poprawiających nastrój, jeśli ktoś chce tak rzecz nazywać. W sumie nigdy nie próbowała, żarła się z własnym smutkiem na własną łapę, jeśli nie było go czym popić.
Alkohol i jej mordeczka zapomniały o sobie nawzajem z racji zerwania kontaktów na dłuższy czas. Nikomu nie zależało na tym rozstaniu, lecz tak wyszło. I cóż z tego... wystarczy sam smutek, który męczy ją także teraz, a już nie ma radości na pyszczku, nie ma żywych iskierek w oczach, w ciele nie kryją się żadne siły, co uwidacznia krok, polegający na szuraniu przed siebie, aż nawet pazury ryją ziemię przy każdym kroku. Gdzie tu mężny duch? Odwaga? Wytrwałość?
Gdy życie dochodzi do tego etapu, chciałoby się usiąść z rodziną, powspominać, grzać się własną miłością.
Pomyślmy... Dziecko? Nie, zgodnie ze złożonymi przed samą sobą ślubami, będzie omijać ten katalog wspomnień prądem myśli. Partner? Ten nieosiągalny, ten oszukujący, może ten rycerz na białym koniu, który się nigdy nie pojawi? Odrzucamy, następne.
Matka? Ojciec? W głębi ducha pojawiła się ochota, by wyć. Nie przeszkadzało jej to, iż nie wypada zakłócać spokoju całemu światu, natomiast wyrobiona wbrew prawdziwej naturze potrzeba nierzucania się w oczy zdecydowanie odmówiła wyrażaniu emocji tak głośno. I dobrze, Abbey będzie wyglądała na twardziela. Albo na opokę, dzięki czemu być może się komuś przyda. Za to pozwoliła sobie wznieść ślepia ku niebu, ot, po cichutku, nieznacznie, na tyle, by rzucić w górę smutne spojrzenie. Nie wiedziała, co chciała na sklepieniu znaleźć, tak czy owak tego nie znalazła, więc zdecydowała się poszukać jeszcze w dole. Przy tym samo się stało, że głowa spadła, nos niemal też zaczął sunąć po ziemi.
Tak było do czasu przypadkowego zerknięcia kawałek dalej niż na czubek własnego nosa. Ciężko powiedzieć, czy widok, który uświadczyła, dla wszystkich na świecie jednostek miałby to samo znaczenie, co dla jej serducha. Owo zakołatało, szarpnęło się w piersi, próbując wydrzeć gardzielą na świeże powietrze. No, efekt był prawie tak piorunujący.
Może nie byłby w przypadku każdego. Tym niemniej Abbey widok pewnego wilczura wystarczył, by cała jej waga nie ciążyła tak bardzo, zaś łapy zaczęły chodzić dziarsko na tyle, by już w pewnym momencie nie dało się zliczyć, ile robiła kroków. Krótkotrwały przypływ odwagi. Cieszyła się i tym. Cieszyła jak szczeniak. Przebierają kończynami w tempie cwału, przebyła dystans, który prawdopodobnie nie był długi, jeśli uwzględnić ograniczające widoczność warunki atmosferyczne. Parę susów najwyżej. Nic więc dziwnego, iż rozmowy nie zdążyła zaplanować. Ani kawałeczka, ani słówka na razie nie znalazła. Przynajmniej zmieniła zbyt wymowną postawę, nim ostatnim z tych nielicznych susów wpadła swemu kochanemu-zajętemu przed nos. Milcząc. Bo bez wcześniejszego obmyślenia słów - ani rusz! W każdym razie jak dla niej. Potrzebującej w miarę dokładnych wytycznych.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Zanim ją ujrzał, pierwej ją poczuł. Nie, nie śmierdziała. Zwyczajnie, wrażliwy nos przestarzałego już, byłego dowódcy tropicieli zwykł być niesamowicie czujnym, zaś mózgowie - ściśle ze zmysłem ponadprzeciętnie rozwiniętego węchu współpracujące - szybko i sprawnie odnalazło właściwe wspomnienie. Te z kolei nie było przypieczętowane jeszcze żadną z blizn, wywołało zaś smętny zarys uśmiechu na lekko już siwiejącej mordce. Abbey. Ta sama, która niezbyt wiele mówiła - a kiedy już się odzywała, Taharaki miał wrażenie, jakoby wystarczyła nieduża iskierka, by zrównała jego postać z ziemią. Jakby nie patrzyć: jej koleżanka solidnie znowuż ucierpiała, bo Panu Wspaniałemu Opiekunowi Uciśnionych zachciało się powrócić, mieszając dawnej miłości w głowie. Kochał Carly nader życie, jednakże z racji na ową miłość los jego raczej niezbyt optymistycznie na karty historii naniesiony. Czyżby przyszło mu zdychać samotnie? Czyżby takie było przeznaczenie tego, który przecież nigdy nie obudził się z myślą: Och, jakiś to wspaniały dzień, by kogoś zranić - przybliżając się do samotnej śmierci!.
Zaraz więc entuzjazm wilka na spotkanie dawnej znajomej przygasł, zaś z pyska zniknął smutny i koślawy grymas, ustępując miejsca powadze i swego rodzaju wyniosłości. Gdy tylko jasna sylwetka zamajaczyła w polu widzenia samca, łeb jego opadł nisko i jakby wręcz bezwładnie ku podłożu, czyniąc jeden z niższych ukłonów, na które było jeszcze stać stare kości. Skrzydła złożone, przyklejone do łopatek, zaś sylwetka wyprostowana - co mogło sprawiać wrażenie, jakoby przed samicą trwał pomnik; niewzruszony kawał marmuru. W rzeczywistości było zgoła inaczej. Rzuciłby się Abb na szyję, szukając choć jednej przychylnej duszki, która nie zrugałaby go za kompletnie nieodpowiedzialne zachowanie. Faktu, iż zaiste wadera ta byłaby ostatnią istotą, która uraczyłaby go jakąkolwiek serdecznością, zdawał się nie dostrzegać.
Odezwałby się. Przywitał. Powiedział cokolwiek. Jednakże brak języka w gębie zapewne nie pomagał wcale. Zamiast tego mógłby nanieść łapą na piachu słowa powitania - w mroku jednak trudno dostrzec cokolwiek, co nie majaczy przed samym Twoim nosem. Milczał więc - niczym autentycznie w posąg zamieniony.
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
Natrafiwszy na coś choć minimalnie przypominającego odbicie ich samych, uczucie wadery najprawdopodobniej zostałyby spotęgowane i - mogłoby być! - rozerwałyby tamę zbudowaną z uraz. Jak jednak miały przybrać na sile, trafiwszy na coś bardziej podobnego do próżni?
Jeśli zamiast ciepła, którego sama przecież także potrzebowała, acz które też gotowa była oddawać, znalazła jak gdyby... zawód? Bo w jaki inny sposób to zinterpretować? Wkracza Abbey, radość znika. To jej oczy dostrzegły, umysł wysnuł. W dodatku nie było żadnych, włącznie z niewerbalnymi, wyjaśnień, czyli żadnych podstaw, by tę tezę obalić. Skoro nie do obalenia, znaczy trafna. Auć.
Ukradkowo diabnęła się w ozór, mogąc sobie w duchu pogratulować tylko jednego - zachowanego dotąd milczenia. Szaleńcze pląsy zawsze się ukryje za jakimś kłamstwem. Zdarza się przecież, iż się staranuje mrowisko, prawda? Czego mrówki nie lubią, przypuszczała. Z drugiej strony, postawiona w obliczu tego wszystkiego, nie chciała się za szybko wycofywać. Tęsknota przywiązywała ją do Taharakiego niczym mocny sznur i żeglarski węzeł. Jeśli go szarpać, to jest ryzyko, że okropnie weżre się w ciało. Ten wiążący Abb wpijałby się w serce. Tym gorzej.
Tymczasem, mimo że stała, fala odwagi jak przyszła, tak odchodziła. Wylewała się. Zostawała tylko przysmucona samka, stale wyglądająca podobnie do zbitego szczeniaka. Na tym przeważnie się kończyło. Nie tym razem, okrutny losie. Dziś, tu, teraz. Pod czerepem huczało jedno wielkie oraz głośne NIE. NIE docierało miarowo do wszystkich kończyn. NIE wypełniało serce. Spróbujmy się nie poddawać. Choć raz, co, okrutny losie? Zaryzykujmy sobie, zobaczymy, co wtedy się zdarzy. Zawsze lepsze to niż świt zimowy i sznur, i gałąź pod ciężarem zgięta.
Wkroczyła zapewne w sferę, do której byle nieznajomy nie powinien mieć dostępu. Miejmy nadzieję, że nie jest byle kim! Bo otóż, czerpiąc z resztek dzielności, przysunęła się bliżej chyba niż dawno do kogoś, coby swego towarzysza trącić niewinnie a przyjaźnie nosem w bok pyska.
- Taharaki! - zapiszczała, niby to ślepa na wszystko. Ot, radosna trzpiotka. Poudawajmy. A nuż kłamstwo przejdzie w prawdę?
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Kłamstwo czy nie kłamstwo - niezbyt ufny samiec zbyt łatwo nabrać się nie dał. Trudno wszakże zwieść kogoś, kto własne udręczenie pod maską obojętności skrywa, gierkami na tyle podobnymi, iż z dala przez uważnego obserwatora wyczuwalnymi. Nie mogła się zmienić tak nagle; nie mogła uwielbiać tego, którego jakiś czas temu... cóż, jak mniemał Tahaś, niekoniecznie uwielbiała. Facetem był, zatem akcje typu: spotykasz się z moją przyjaciółką, udaję więc, że wcale a wcale się w Tobie nie zadurzyłam mogły ujść jego uwadze, bezczelnie wepchnięte pod dywan tego, co rażąco oczywiste - lecz nie dla niego. Niemniej pomimo szeregu podejrzeń (przybliży się, zdzieli w łeb i ucieknie; chwyci za ucho i urwie, po czym ucieknie; zaślini futro, poudaje, że lubi; ...) nie obruszył się nijak na jej poczynania. Zamruczał wręcz krótko, jednakże dźwięk ten został standardowo zniekształconym. O ile bowiem struny głosowe sprawne, o tyle brak ozora zdecydowanie nie sprzyjał temu, by Tahaś zrozumianym przez ogół został. Zamiast tego jednak kita jego drgnęła nieznacznie, z lekka miarowym szusem omiótłszy podłoże. Głowa wilka natomiast spoczęła na karku samicy, a nos jego czujny napawał zmysły jej wonią, pocierając o futerko za uszkami wilczycy raz za razem. Od tego tarcia dredów byłby narobił, więc po kilku raptem ruchach pysk swój nieco oddalił, aby spojrzeć w jej oczęta. Zupełnie, jakby tam szukał odpowiedzi. Kim była? Czymże dzisiaj go uraczy? Jakimi emocjami zasypie?
Na razie go zaskoczyła. Pozytywnie - wiadomo.
Zamiast mordować, wydawało się, iż cieszy się na jego widok.
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
To chyba epicentrum ich dramatu - trafił swój na swego. Pech jak diabli, krótko mówiąc. Zmusza do szukania nowych zagrywek, bo inaczej jest możliwość, że nie dojdą nigdzie.
Dzisiaj była dzielna. Dzielni nie spuszczają wzroku. Toteż spoglądała mu z odpowiednim - nie świadczącym o poczuciu przegranej bądź bliskości grobu - spokojem, co tyle łatwiejszym było, że jakąś radość faktycznie piastowała, w sumie budowała na niej wszystko obecnie. Potrzebowała głębszego wdechu jako formy zapobiegania stresowaniu się, ale spokój raczej się nie mącił. Pomimo milczenia. Należała do miłośników milczenia. Jednakże teraz jej nie pasowało. Próbowało niepokoić, na złość, kiedy starała się tego unikać.
- Kopę lat. Myślałam, że osiwieję, zanim cię znowu zobaczę. Na szczęście teraz tu jesteś, a ja wciąż część futra mam w młodzieńczych kolorach - poplotła sobie; widocznie sama musiała miażdżyć milczenie i liczyć optymistycznie na dołączenie Tahiego trochę potem. Wszak dość niewiele wiedziała, żeby liczyć. Wystarczająco niewiele dostrzegała. Fakt, pomruki dziwne, ale cóż, tyle ewentualnych przyczyn... Nie martwmy się, na to przyjdzie czas. Kochana ślepota.
- Carly widziałam całkiem niedawno. I... - I nic. W ramach zakazanego tematu mieści się to, co działo się przy tym. - I myślałam, żeby w końcu znowu iść do ciebie. Poszczęściło mi się z przyjściem tu. - Gdzieś w trakcie wszystkiego zmieściło się delikatne przekrzywienie łba, prawdopodobnie w związku z przyjemnym przedsięwzięciem Taha. Uszy najpierw pochyliła w stronę łba, potem ustawiła znowu na to samo mniej więcej miejsce. W końcu sama lekko zarzuciła chorągiewką ogona. Byle okazać coś dobrego.
- Jak się masz?
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Czy Abbey obserwowała go dość uważnie, aby dostrzec swego rodzaju zmieszanie na wydźwięk tego jednego imienia? Miana, które tak bardzo mu bliskie zarazem każdorazowo rani swym brzmieniem, niczym miliardem szpil atakując serce wilka? Zranił, skrzywdził, zasmucił. Do niczego innego nie nadawał się, odkąd jeno pamiętał. Carly. Ta, która kompletnie odmieniła swój sposób bycia. Znaczy... Była pogodna i wesoła, możliwe. Niemniej przez niego i przy nim zmieniała się niemalże nie do poznania. Ona kiedyś przemieniła zgryzotą przepełnionego, niezbyt pozytywnie nastawionego do czegokolwiek samca; a on? A on odwdzięczył się krzywdami, raz za razem raniąc tak sobie bliską istotę.
Odwrócił spojrzenie, gdy rozmówczyni wspomniała o byłej partnerce emerytowanego tropiciela. Wbił wzrok w bliżej nieokreślony punkt wśród mrocznej nicości, pokręciwszy łepetyną krótko. Mimowolnie pysk wilka powędrował nieco ku dołowi, oddając w pewnym stopniu jego samopoczucie. Dalsze słowa basiory docierały doń niczym przez gęstą mgłę, zniekształcone dystansem, który przyszło im pokonać - chociaż samka znajdowała się tuż-tuż. Nie mógł się skupić na czymkolwiek, gdy w pobliżu wyczuwało się obecność Carly - nawet pod postacią jeno miana, wspomnienia, anegdoty z zamierzchłych (lub nie) czasów.
Pytanie. Najprawdopodobniej wilczyca oczekuje odpowiedzi. Taharaki westchnął zatem głupio, w tempie iście anemicznym odwróciwszy głowę w stronę towarzyszki, siląc się na grymas - który zaiste w swym zamierzeniu uśmiechem miał być; choć nie przypominał go finalnie wcale. Ot, uniesione jeno krańce siwiejącej z wolna kufy, puste wejrzenie bursztynowych, przygaszonych w swej istocie oczu, mimowolne napięcie znacznej części mięśni. Nie, nie wyglądał na istotę ni trochę szczęśliwą, ni odrobinę zadowoloną z miejsca, w którym się znalazł - w znaczeniu, rzecz jasna, metaforycznym. W końcu gdyby pomiędzy nim, a przyjaciółką rozmówczyni było wszystko w porządku, na pewno nie przyczłapałby w to miejsce.
- Mam się nie gorzej, nie lepiej niż zwykle - odpowiedział. W jaki sposób? Otóż Taharaki zyskał zdolność przekazania telepatycznych przekazów jako nagrodę za poświęcenie, które swego czasu przepłacił utratę języka. Ciepły, choć wyprany z emocji, baryton rozniósł się po umyśle wilczycy, podczas, kiedy wargi samca nawet nie drgnęły, zastygłe w komicznie tragicznym grymasie. Grymasie, który zdecydowanie mógłby przeczyć komunikatowi (względnie) werbalnemu.
- W zasadzie całkiem nieźle. A Ty? Co u Ciebie? Pewnie wiele zmieniło się od czasu naszego ostatniego spotkania? - zagaił raz jeszcze, powoli zdejmując z pyska parodię jakiegokolwiek gestu mającego na celu okazanie emocji. Powaga zastąpiła w całej swej okazałości pseudo-uśmiech, mięśnie rozluźniły się... Oczy pozostały puste. Jakby ktoś wyprał samca z jakichkolwiek odczuć. Ze ślepi wilka bił wręcz niełatwy do zniesienia czy zaakceptowania chłód. Nie wiedział, jak wiele o tym, co pomiędzy Carly a Tasiem wie Abbey. Nie wiedział, ile może powiedzieć, by na dzień dobry nie wyjśc na skończonego idiotę oraz buraka. Nie wiedzieć, dlaczego, nie chciał, aby znów tak o nim pomyślała.
Liczył, że mogą zacząć znajomość od nowa, zapomniawszy o dawnych urazach.
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
Skonfundowana. W tym momencie owo słowo określało jej stan perfekcyjnie. Gdzieś pomiędzy zszokowaniem, zakłopotaniem, zbiciem z pantałyku i ze śladową odrobiną przerażenia leżał stan, gdzie mieściła się na ten moment ona. O ile niedawno ledwie troszkę odchyliła uszy do tyłu, o tyle teraz legły one pokotem, tuląc się w obronnym geście do łba. I akurat nie sam sposób komunikacji, jakiego padła ofiarą, tak na nią wpłynął. Bywają takie zabawne sytuacje, że na niecodzienność zwraca się mniej uwagi niż na sprawy zgoła zwyczajne, a po prostu przykre. Oto jedna z nich.
Bowiem obserwowała, pożerała wzrokiem coraz gorliwiej, bo każdy kęs towarzystwa tego nieszczęsnego wygi podsycał apetyt. Nie cieszyła się przesytem towarzystwa, nie miała na tyle, by zbliżyć się do dolnej granicy zaspokojenia w interakcjach społecznych. Żeby to chociaż do baru często chadzała, zasiadać z podobnymi sobie smakoszami szlachetnych i nieszlachetnych trunków - ale gdzie tam. Byłoby to dla niej tym, czym płachta dla byka. Samotność gasi ogień problemów palących od środka. Z tą myślą wyfrunęła z rodzinnego gniazda. Jeśli zwierzysz się komuś, skończy się tym, iż nie tylko złożysz mu na barki swoje problemy, a i dostaniesz część jego. Jej przecież własny krzyż wystarczy. A poznając kogoś, musisz w końcu dojść do tego zakrętu drogi, że padną zwierzenia. Bachanalia dodatkowo tempo zaznajamiania się przyśpieszają. Nie. Nie. I ostatni raz: nie. Takie to wnioski mieściły się w regułce, której ani nikt jej nie uczył, ani właściwie nigdy sama nie sprecyzowała, ani nie nazwała, jednakże wyczuwała, dzięki temu podświadomie stosując. Zawsze wiedziała, kiedy pora czmychać oraz kiedy lepiej wcale nie pochodzić czy komuś nie dać podejść. Trzymała się zasady kurczowo. Ale nie ma regułek bez wyjątku. Jej wyjątki miały swoje miana: Carly, Taharaki oraz kilka innych, które powoli znikały z jej pamięci, budząc i żal, i tęsknotę. To znaczy te persony, których problemy mogłaby brać. Jak długo sądziła.
Zatem chyba najwyższy czas, by wesprzeć przyjaciela ramieniem. Skoro widzi, że coś nie gra. Skoro z kontekstu sytuacji może nawet wywnioskować część prawdy. I część tej wywnioskowanej prawdy będzie najprawdopodobniej... prawdziwa. Do zdobycia pewnych wniosków nie trzeba mieć kursu rozgryzania ludzi: szafa nie gra. Usiadła z wahaniem na ziemi, szacując, że w sumie chyba nie musi przyjmować wszystkiego na stojąco, a po chwili rozdziawiła także paszczękę, by odetchnąć głęboko, donośnie i ulgonośnie. Potem, czy to pod wpływem, czy z szczerej potrzeby, pospolicie podrapała się za uchem. Tak nieprzystojnie... Ale czy ona jest damą? Była, fakt. Ile to lat temu...? Ach, czort wie, tym niemniej raczej się nie stawi we własnej osobie tylko w celu zdradzenia jej tego. Nieważne...
- Pytasz, czy wiele się zmieniło. U mnie tak. U ciebie też. Widać. Słychać, że tak powiem... - Docierało do niej z wolna, iż jest świadkiem nie byle jakich dziwactw, jednak uprzednio przygotowawszy się na wszystko, zewsząd i w dowolnym kolorze, nie miała z tym już takiego ogromnego problemu. Zwyczajnie podrapała się raz jeszcze, zauważając, że to będzie ani chybi kolejny problem i zarazem kolejny temat na pogadankę.
- Zmęczyłam się, tonę w bagnie i w ogóle. Nie jest dobrze, nie jest źle. Pomiędzy wszystkim. Czyli jak gdyby nic. - Parsknęła, co miało całemu dwuosobowemu towarzystwu dodać animuszu. Wszak z wszystkiego można się pośmiać, trzeba jeno odpowiednio to przedstawić. - Powiedz, Taharaki, co w twoim słowniku znaczy "nieźle"? Jeśli mi ufasz...
Podsumowując całą akcję i reakcję, zauważyła, iż plan A (trzpiotka) nie wypalił i małą ma szansę wypalić. Nie ten rozmówca, nie ta sytuacja na podobne gierki. W związku z tym złapała się konspektu wyłożenia kart na stół, odpuściwszy sobie poprzedni projekt. Miała zresztą nadzieje, że nigdy więcej nie wpadnie na myśl, coby go wypróbowywać.
A userka zastanawia się, w którym akapicie zniknął jej ten wymarzony sens i ta wymarzona spójność posta. Przypuszczalnie gdzieś po pięciu dłuższych zdaniach. Z drugiej strony to całkiem miłe, kiedy się ma tyle myśli z ideami, że w poście nie da się ich liczebność zmieścić. Zależy, jak to smakuje odbiorcom...
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Zaiste odbiorcy obecnemu smakowałoby jeszcze bardziej - gdyby tylko nie wpędzało w tak paskudne kompleksy. Myślałam, że pisać potrafię. A potem pojawia się ktoś, kto udowadnia, jak wiele do tego stanu jeszcze brakuje oraz uzmysławia, ile jeszcze treningu mnie czeka. A czasu wraz z wkraczaniem w kolejne fazy życia coraz mniej... Przykre, starość - nie radość, jak mawiał wieszcz.
Taharaki nie odrywał nieco może niezbyt dyskretnego spojrzenia od postaci przemawiającej wadery, z niemałą zachłannością oczekując kolejnych jej słów. Jakże wiele pozytywów dostarczyła samą swoją obecnością! Ile bodźców kryło się pod pozornie niewinnym, przypadkowym spotkaniem dwójki nie najmłodszych już, wilczych istnień - które znały się jeszcze z czasów młodzieńczej doskonałości. Dzisiaj? Kimże Taharaki był dzisiaj? Oszpeconym bliznami, pozbawionym ozora nikim. Kiedyś coś znaczył, lecz któż dzisiaj pamięta dawnych bohaterów? Kto dzisiaj potakująco łbem poruszy i uśmiechnie się choć krótko na wspomnienie Atrity? Samuela? Xytherian'a? Waspa? Eleny? Renny? Kaji? Karenaj? Quedr'a? Komu "Inna" nie będzie kojarzyć się jedynie z określeniem stosowanym po to, by napiętnować odmienność?
Wśród tych wszelkich zapomnianych 'osobistości' tkwił i ona: podstarzały burak o siwiejącej mordzie, którego marzenia o posiadaniu rodziny spierzchły na niczym; a wszelkie podjęte przez niego próby bycia szczęśliwym lub szczęściem obdarowania innych istot kończyły się zupełnie przeciwnie, niźli zamierzałby. Krzywdził. Był nikim - dla watahy, dla bliskich, dla rodziny, dla dawnych znajomych, dla samego siebie. Trudno określić, które 'dla' bolało najbardziej.
- "Nie jest dobrze, nie jest źle. Pomiędzy wszystkim. Czyli jak gdyby nic" - zacytował jej poprzednią wypowiedź, uśmiechnąwszy posępnie. Zupełnie, jakby w jej własnych słowach skrywała się odpowiedź na pytanie, którym uraczyła dość czułe zmysły - chociaż zważywszy na wiek, najpewniej nie stanowiły narzędzi tak doskonałych, jak jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Spojrzał na nią wymownie.
- I cośmy z naszym życiem uczynili, Abbey? Dokąd nas to wszystko zawiodło? - rozległo się w umyśle samicy spokojne zapytanie. Dwa, w zasadzie. Jedno jednakże ściśle z drugiego wynikało - i to niezależnie od tego, które z nich potraktujemy jako te nadrzędne. W 'tonie' jego nie czaiła się żadna nuta wyrzutu; bardziej pewna doza rezygnacji oraz melancholii, nostalgii za tym, co bezpowrotnie utracone. Gdzie się znajdowali? W bagnie - jak odparła przed zadaniem pytania jego rozmówczyni. Problem w tym, iż tonęli oboje. A gdy potencjalny pomagier tonie razem z Tobą, wraz z nim umierają wszelkie nadzieje.
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
Zaraz, zaraz. Będzie tutaj rozbieżność zdań całkowita. Bo ja też myślałam, że pisać potrafię, ale czytając posty drogiej towarzyszki zmieniłam to na może chociaż dorastam jej do pięt albo może kiedyś dorosnę.
Cóż, zaś Abbey mierzyła się z postawionymi pytaniami razem i jeszcze każdym z osobna, a którąkolwiek z dróg zmóc ich nie próbowała, żadną nie mogła. Obawiała się, że to jest dla niej niewykonalne. Tak w skrytości ducha, bowiem jak tu oficjalnie przyznać, iż ma na to nerwy i serce za słabe? Niemożliwe, by z otwartymi ramionami (i od razu optymizmem, pft!) przyjąć porażkę takich rozmiarów. Teoretycznie póki tego nie zaakceptuje, wciąż pozostaje w wirze beznadziejnej walki.
Uczyniła dużo. Czasem chcąc dobrze, czasem z głębi ducha źle, od czego niezależnie efekt osiągała bliźniaczy. Null. Nic. Zero albo minus jeden co najwyżej.
- Ani nie jesteśmy u początku wędrówki, ani nie dotarliśmy do końca. Jesteśmy dalej pod znakiem zapytania - odrzekła wymijająco, wszak rzeczy po imieniu nie umiała nazwać, a co ważniejsze - za nic nie chciała. - Ale co zrobić? Boisz się jutra? Zawsze jest szansa, że go nawet nie dożyjemy... - Pociecha wcale nie podobna do pociechy. Sądziła, ba, była pewna, że nie pociesza ni odrobinę. Ją tylko przygnębiła; na języku nie było kolejnych ponurych słów, cofała się natomiast nieco w czasie, docierając, wracając do tej skorupy ponurości, z której wykaraskała się wraz z początkiem spotkania. Widać tam jej miejsce. Powinna uszczelnić wszystkie szczeliny, którymi do tego bezpiecznego zakątka wnikał świat zewnętrzny, utopić się w myślach, rozrywkach i wszystkim, czego mogła zażywać bez cudzego akompaniamentu. No dobrze, za to zabierze się później. Jeśli pierw nie utonie tu razem ze swoim sponiewieranym przez życie druhem. A jeśli utonie, oszczędzi to ewentualnie tego i owego.
- Mniejsza o to, co robiliśmy do tego czasu - zaczęła, siląc się na wydobycie ze swego gardła zdecydowanego tonu, jednak nie było skąd wyczarować mocy na tak mocną wymowę. - Lepiej pomóż mi wymyślić, co wypada nam teraz począć. W końcu przeszłości nie zmienimy. Do diabła z nią.
Niemniej wcale nie tak łatwo wysłać przeszłość do diabła - to jasne. Ile razy się nie spróbuje, wielkie istnieje prawdopodobieństwo, iż się tak czy tak nie uda. Na to są specjalne sztuki, nieznane byle śmiertelnikowi. Niewiele przecież istotek wygrywa z fatum, które nad nimi wisi. Czemuż by miała akurat ona albo on, skoro tylu innym nie wyszło?
Warknęła jedynie na to fatum, bezsilna, okradziona przez pęd czasu z dóbr, co do jednego, kosztująca przeważnie złości, smutku i żalu. Za zwyczajna, by dokonać czegoś wielkiego. Zbyt słaba, jak również zbyt samotna, by chociażby żyć normalnie. Wszystko z b y t, wszystko z a. Nigdy d o ś ć, nigdy na t y l e. W warknięciu mieściło się wiele, a przypuszczalnie właśnie Taharaki wiedział, co szczególnie. Przed kim jak przed kim, lecz nie przed nim istniała potrzeba tłumaczenia się.
- Albo przynajmniej powiedz... co ty masz zamiar zrobić? Skoro na razie ciągle żyjesz. Przynajmniej powiedz, co cię gnębi...
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
UWAGA! MIGRENA! PONIŻSZY POST CZYTASZ
JEDYNIE NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!


Jedna kawa za drugą i można względnie funkcjonować. Wilki kawy zwykle nie pijają, zatem w przypadku Taharaki'ego nie będzie tak łatwo. Oczywiście uważnie słów wilczycy wysłuchał, spojrzenie jasnych, bursztynowych oczu wbijając w facjatę znajomej.
- Martwię się, że już od dawna bliżej mi do mety, niźli do startu, Abbey - rozległ się nieco cichszy, stłumiony nieco dźwięk. W umyśle wadery, oczywiście. Brzmiał zupełne tak, jakoby mówca uwięzionym był w jakimś zamkniętym pomieszczeniu, choć przecie znajdował się tuż obok niej. Emocje. Emocje nieco zakłóciły jasność i klarowność komunikatu.
- Carly. Znów ją zawiodłem, Abb. Po raz kolejny. To był przysłowiowy gwóźdź do trumny, wszystko inne... jakoś znoszę i sobie radzę.


Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
Trumny, śmierć i smutek, zaprawdę paskudna się tu robi mieszanka. A na przeciw żalom Taharakiego nie powinno się wysuwać byle banału, sprawa wymaga rozłożenia na części pierwsze. Twardy orzech do zgryzienia. Przez chwilę dało się ujrzeć na pysku wadery zmarszczenia i ruchy mięśni charakterystyczne dla warczenia, jedynie samego odgłosu zabrakło, bowiem choć wilcza, nie aż tak w gruncie rzeczy kreatywna, mimika do spółki z całym ciałem odzwierciedlały uczucia wyraziście i właściwie rządziły się przede wszystkim własnymi prawami, tak nad głosem cudem zachowała pełną władzę. Dotychczas. Kto jednak zaświadczy, że tak pozostanie, kiedy stanie się nawet większym kłębkiem nerwów, niż jest teraz? Jest zgoła prawdopodobne, iż pod wieloma kolejnymi względami zatraci umiejętność panowania nad sobą. Marny wtedy czeka żyjątka z jej otoczenia los. Co prawda nie bardziej marny, niż psi los, jaki sama sobie wtedy na pewno zgotuje. Westchnęła głucho, a nerwowość wkoło niej zagęściła się na tyle, iż stała prawie-prawie namacalna.
- Dopóki żyjesz, zawsze będziesz kogoś zawodził. Żeby tego uniknąć, musiałbyś całkowicie zniknąć innym z oczu, zagrzebać się w jaskini, zapaść pod ziemię. Mam szczerą nadzieję, że przejmujesz się za bardzo. W końcu co takiego złego mógłbyś zrobić? - Ugryzła rzecz z tej strony, umniejszając. Wszak jej przyjaciel patrzył z bardzo subiektywnej perspektywy, a ona, bezstronny obserwator, ma spore szanse ujrzeć tego smoka inaczej.
Jasne, że w to wierzyła, ba, była pewna. On przesadza, on tylko przesadza. Pewna a nerwowa. Ułożywszy ogon, okryty resztkami futra, które godne wyliniałego szczura, z wszech stron nieładne, obok siebie, przytrzasnęła go jedną łapą do ziemi, a drugą usiłowała oskubywać z wspomnianych resztek niczym gospodyni kurczaka na rosół.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Wykrzywił jeno pysk w reakcji. Tej pierwszej, zanim jeszcze rozum działać począł, zamieniając zgrabnie grymas sceptycznego rozbawienia w coś na kształt poważnego zasłuchania. Zniknąć z oczu? A czy nie próbował? Ile istot spotkał od swojego powrotu? Poza Abbey, zastanówmy się... Mortimer i Carly. Ach i jeszcze Marano. Na wszystkie w zasadzie natknął się przez przypadek, szukając chwili wytchnienia oraz spokoju. Wyszło jak zawsze, a więc całkiem przeciwnie do tego, co sobie zamierzył. Trudno, żadna nowość. Pokręcił krótko łepetyną i zamachnął się nieco skrzydłami, aby te nie cierpiały zbyt mocno, w przepaść bezruchu strąconymi będąc.
- Co mógłbym zrobić? Ha. Jak wiele wiesz? Nic. Ona mi zaufała. Śmiem przypuszczać, że pokochała. A ja? Najpierw opuściłem. Kiedy wróciłem znów obiecałem, że będziemy razem do zakończenia tego zasranego świata, po czym ją zdradziłem i znów zniknąłem. Teraz? Znów się pojawiłem. Nie wiem, na co liczyłem... Zawaliłem na całej linii, Abbey. Nie dziwię się, że ona nie chce mnie znać. Dziwiłbym się, gdyby było inaczej... Co u niej? Jak się miewa? - spytał. Nadal w końcu zainteresowany był jej osobą. Wolałby też usłyszeć, że jakoś sobie radzi. NIe chodziło już tutaj nawet o wiecznie męczące go sumienie, lecz o zwyczajną troskę. Czystą oraz bezinteresowną - bo w końcu jaka inna miałaby być, skoro nakierowaną jest na istotę, którą wciąż się mocno kocha, nawet, jeśli ona nienawidzi?
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
Jednego nie da się pominąć: takie słowa sprawiają, że rozum od razu wysyła do pyska komunikat "MILCZ", zapalając jeszcze dla wzmocnienia czerwone światełko, aby pod żadnym wypadkiem do tego rozkazu nie śmiano się nie stosować. Tyle po nadziei, miała i na nic się ona przydała. Skwapliwie odbiła swoją frustrację, drapiąc ogon pazurzyskami dopóty, dopóki nie udało jej się usunąć jeszcze odrobiny sierści. Kępka wte czy wewte jest doprawdy niczym albo ma ancora mniejszą wartość. Mnóstwo lat się ten ogon wysłużył, a raczej nie tak długo jeszcze jego służba potrwa. Ile w końcu taki jeden, taki marny byt pociągnie? Długo nic nie odrzekła, by drugi nie wyskoczyć jak filip z konopii. Na przekór potrzebie myśli wlokły się teraz z trudem, toczyły nie szybciej niż bydło wracające z rześkiego powietrza na łące tudzież nie chętniej.
- Tę stronę życia, miłosną, znam z opowieści - rzuciła, nie smutno, nie wesoło, ton został wypełniony głównie przez chęć usprawiedliwienia się, ją też miał wyrażać. - Moja matka opowiadając swoje historie, wpajała mi, że tak w związku to ma być, nie wolno się łamać po najgorszym nawet zawodzie sercowym, najpaskudniejszej kłótni bądź zdradzie. Twierdziła, że miłość będzie nieśmiertelna, pozostanie zawsze nienaruszona, pomimo dowolnych potknięć. Ale moja matka lubiła dostrzegać same dobre strony spraw. Właściwie nigdy nie słyszałam od niej o innych.
"...ale znajdywałam je sama, zwykle tarczyło rozejrzeć się wkoło" - dopełniła. Zaraz w duchu parsknęła na tę konkluzję. Wyolbrzymioną. Z charakterem ironii, autoironii. "Bez przesady" - pomyślała. "Bez przesady."
- Nie masz kompletnie szczęścia, martwisz się, ale ja ci wiele nie powiem. Nie, żebym nie chciała, jednak nic nie wiem. Spotkałam Carly w jednych z najdziwniejszych okoliczności, w których spotkanie mogło się odbywać, więc nie rozmawiałyśmy za dużo. Powiem ci tylko to, że wyglądała jak Carly, którą znam; jak opoka, strażniczka i anioł.
Poświęciła waderze kilka myśli. Ciepłych, miłych i stęsknionych. Carly. O tyle rzeczy będzie musiała ją zapytać. A może właśnie nie.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Słuchał uważnie, albowiem za słuchacza nie najgorszego uchodził. Zwykle było tak, iż głównie słuchał, odzywał się natomiast nieczęsto. Zdecydowanie brak ozora nie przeszkadzał dlatego, że nie mógł nim kłapać na prawo oraz lewo, lecz dlatego, iż nie mógł odczuwać smaków potraw, liznąć nikogo po policzku, oblizać mordy czy zwilżyć ciemnego nosa. Gadanie nie było w jego stylu w zasadzie od nigdy. Podobnie, jak okazywanie słabości. A za jedną z największych uważał właśnie emocje. Kto czuł, ten był słaby. Kto okazywał innym sposób, w który czuje, odsłaniał własną pierś, narażając ją na atak. A ten byłby niezmiernie prostym do wymierzenia. Pokazanie komuś, iż cierpimy, jest niczym pchanie mu w łapy oręża śmiercionośnego. Dlaczego więc przy Abbey zachowywał się tak bardzo inaczej? Odmiennie? Jak nie Taharaki? Dlaczego paplał o sobie, o swoich emocjach, o bolączkach?
Potrząsnął na koniec słów wilczycy głową, coby zaraz przywrócić stan świadomości do pełnej gotowości, wspomnienia pozostawiając jedynie tam, gdzie słuszne ich miejsce - w najczarniejsze zakamarki umysłu, spychając je w rejony mniej ważne czy istotne, by w pełni "cieszyć się" chwilą bieżącą i nie spoglądać na nią przez pryzmat przeszłości.
- Abb, wszystko w opowieściach zdaje się być prostsze, łatwiejsze. Ale dość o mnie, bo jeszcze poczuję się ważny. Co u Ciebie? Wiele się zmieniło? - W końcu wiemy nie od dzisiaj, iż w uciążliwych dla nas chwilach warto odbić piłeczkę zgrabnie zastosowanym, choć wcale nie zgrabnym, "a ty?". - Ja zdecydowanie swoją wypowiedź rozwinąłem - czas na Ciebie.
Poprawił się nieco w siadzie i machnął krótko skrzydłami, bowiem starość ma to do siebie, iż zbyt długo nieużywane kości zaczynają sprawiać dyskomfort. Zbyt długo używane także. Och, złoty środku, dostarcz nam podpowiedzi! Jego cynamonowe oczęta łagodnie wpatrywały się w oblicze koleżanki, a kraniec puszystej kity poruszyła się z wolna, lecz całkiem gwałtownie, okazując cień zdenerwowania, odmalowany w sylwetce oraz umyśle wilka.
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
Bo on się poczuje ważny! A dlaczegóż to miałby się nie poczuć? Takie nieopaczne wypowiedzenia - jedna z przyczyn, pod wpływem których chciałoby się wyć wniebogłosy, wyzywać od durniów i kląć. Mimo czego milczy się jak nasycony spokojem głaz. Miałby się poczuć ważny... Był. Ten stary, durny pryk, w jej oczach ważnym był co najmniej znacząco bardziej niż większość świata żywych i umarłych, w sercu leżał na jednej z najwyższych półek, może nawet tuż za teczką "skrzywdzone JA". I może nawet z nikim tego miejsca nie dzielił, a jeśli nawet, to z nieznaczną ilością osób. Niewiele rekwizytów w ogóle zostawało magazynowanych w jej sercu. W każdym razie na "pozytywnej" półce.
I cóż, dlatego tym bardziej należało zatroszczyć się o wycieranie kurzu i naprawienie tych, co leżały...
- Odkryłam, że gdy byłam młoda... jak to dawno temu było... posiadałam niezmiernie więcej rozumu, niż zostało mi dzisiaj. A mówili, że z doświadczeniem przychodzi mądrość. - Zrobiła chwilę przerwy, z planem namyślenia się, ile posmęcić, ile ukryć, jednak skończyło się na zdumieniu, ileż to różnych rzeczy różne figury obiecywały. Ileż to kiedyś było marzeń. Ona w to kiedyś wierzyła, zdaje się. Gdzie teraz ta wiara? Nie pogardziłaby, choćby zbudowaną na kłamstwie.
- Przez króciutki czas miałam partnera, którego nigdy nie chciałam i nie potrzebowałam, a który, jak się okazało, mnie także nie chciał. Związek niemal jednodniowy. Po którym zostaje żal na długo, długo. Żal i dziecko, którego nigdy nie chciałam, którym nie wiem, jak się zająć. Które nie będzie miało ojca. Nie chcesz może zostać ojcem mojego szczeniaka? - Ton zmieniał się miarowo, tak jak końcówka dnia przechodzi z początek nocy: zaczęła z bólem, nim jego miejsce ustąpiła rezygnacja, na tym odcinku wkrótce zabrzmiał gniew w nieznacznym wybuchu, wreszcie zakończyła tę prezentację palety uczuciowej wybuchem rechotu po swych ostatnich, wyparskanych słowach.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Wieść o szczeniaku nieco zaskoczyła Tahasia. Nie wiedzieć, dlaczego, Abbey była ostatnim istnieniem, które widziałby w roli opiekuńczej matki. Nie ma co się oszukiwać, wilczyca ta była dość specyficzną oraz niecodzienną personą. Jej profil raczej mało komu nasuwał się na myśl jako skojarzenie opiekuńczej, oddanej rodzicielki. Do typowej Matki - Polki było jej zdecydowanie dalej, aniżeli bliżej. Wszelkie te myśli nasuwały mu rozmaite wnioski oraz domysły. Abbey się zmieniła? A może to on daleko ruszył we własnych opiniach? Może zbytnio dał się zwieść pozorom? A może tak naprawdę wcale jej nie znał? Wiele wątpliwości, wiele niejasności. A odpowiedzi znikąd. Postanowił zatem jedynie nieco bardziej uważać na to, na których pozorach i w jakim stopniu polega. Najlepiej nie polegać na nich wcale, jednakże zadanie te na pewno nie należałoby do najłatwiejszych.
Uśmiechnął się półgębkiem, niejako w reakcji na jej słowa. Nie był to uśmiech bynajmniej wymuszony; nie stanowił także przejawu niechęci czy pogardy względem wilczycy. Najprawdopodobniej miał on za zadanie jakkolwiek podnieść waderę na duchu, chociaż Tahi podejrzewał, że osiągnie skutek zgoła odmienny od tego, który uzyskać by chciał.
- Żal po związku, w którym obojgu na sobie zależy a jedno coś spieprzy, wcale nie jest mniej dotkliwym, Abbey. Więc możemy sobie podać tutaj łapę. Co do ojcostwa... Cóż, nigdy nie byłem dobrym ojcem dla własnych szczeniąt, jeszcze gorszym dziadkiem dla wnucząt - odparł ze skruchą, choć usilnie próbował zmodyfikować ją na nieco weselszą nutę, zamieniając żal w żartobliwą nutę. Jak wyszło - można się domyśleć.
Nie traktował jej słów w pełni poważnie, podejrzewając, iż także i ona posunęła się do zaprezentowanego powyżej myku: udawaj żart, może nie zauważą, jak mocno cierpisz. Gdzieś tam jednak pozostawiał sobie furtkę, wyjście ewakuacyjne, małe i ciasne - na wypadek, gdyby jednak okazało się, że propozycja owa złożona została w pełni rozwagi i poważnie. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak mawiali wszelcy mądrzy i inteligentni. Że też Taharaki do nich nie mógł należeć.. Wślizgnąć się do owego hermetycznie zamkniętego światka, cicho oraz niepostrzeżenie, niczym szczur lub złodziej. Po to, by rozsiąść się wygodnie i cieszyć urokami życia.
Nie. On był skończonym głąbem. Popełniał gafy, jedna za drugą. To jedyne, co ostatnio mu wychodziło - nieważne, jak bardzo przygnębiająco by to nie zabrzmiało.
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
- Życie - rzekła, nie namyślając się, jako że myśl ta zawsze była w pierwszej linii, pośród tych, które wżerały się w świadomość, by wygryźć drogę innym, które później zalewały falą, zduszały. Wżerały. Bowiem rozważania to sam ból, jakże dobrze byłoby nie mieć rozumu albo chociaż tematu płodzącego refleksje. Chociaż tyle. Zaś wygląda na to, iż i to zbyt wiele.
Za kolejną odpowiedź można poczytywać smętne westchnięcie, z którym przyjęła informacje, jakiej spodziewała się od dawna: wszystko do kitu, szans nie ma. A choć sądziła tak od samego początku... szkoda, po prostu szkoda. Nie inaczej niż lwia część jednostek na świecie, chciała znaleźć ziarnko prawdy w przesadnie optymistycznie nastawionej bajce.
- Dziwnie jest być matką. Dziwnie jest być mną. Gdy to na siebie nałożyć... można się domyślić. - Wreszcie, tyle to trwało, ale szczęśliwie jej pyszczek rozjaśnił się nie bardzo szczęśliwym uśmiechem. Przetworzona wersja tego, co samiec proponował jej. Czy raczej podróbka, w którą włożyła mniej sił, gdyż na tym akurat jej nie zbywało.
Na cóż jej łapa? Na cóż jej świadomość, że komuś ino trochę lepiej, równie źle albo gorzej, najgorzej? Znów zrodziła się w niej chęć wycia, znów przeszła przez nią od czubka nosa po końcówkę ogona. Bezdźwięcznie.
- Zbudowałeś rodzinę, hm? Dużą... - zagaiła, niby to z ciekawością. Nie całkowicie byłoby kłamstwem stwierdzenie, że uczuła ciekawość; ciekawiło ją, czy słuchając o czyjejś historii, pocznie się chwilkę mniej przejmować sobą, a zatem tymczasowo ozdrowieje. Na jakiś czas strzepnie z siebie ciężkie kropelki smutku. Nim znów nie spadną.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
- Nie zapominaj, Abbey, że minus i minus nierzadko dają plus - odparł w odpowiedzi na pierwsze jej słowa, dotyczące 'dziwności' bycia Abbey i 'dziwności' bycia matką, zaś na jego przyprószoną z lekka siwizną kufę wpełzł serdeczny uśmiech. Ostatnio, pomimo zmartwień, uśmiechał się dość często: spotkał w końcu dwie istoty (poza Carls, ofc!) z przeszłości, które ongiś wiele dla niego znaczyły. Jak się jeszcze dowie, iż Nocy przewodzi Berenika, nie posieje się chyba z radości. W każdym jednak razie: spotkanie z Abb oraz z Yumi wyraźnie poprawiły mu nastrój. A może jedynie wytworzyły grubą zasłonę z pozorów, przez które nie tak łatwo przebrnąć, coby dostać się do prawdziwego jestestwa tegoż wilka? W zasadzie... Czy to istotne? Nie. Nie teraz, nie w tym momencie, nie przy tej wilczycy.
- Sporą... czwórka szczeniąt, jedno z nich doczekało się własnego miotu... Dawno to było, ledwo jako-tako odnalazłem się w tej Krainie. Przylgnąłem więc  w tym całym zagubieniu do jednej wadery; pierwszej, która ku mnie łapę wyciągnęła. Dzisiaj wiem, jak wielka to była pomyłka... Któż by pomyślał, że z czasem ja odejdę od niej, Carly opuści Wasp'a. Zupełnie, jakby było to nam planowane. - Źle, skończony kretynie! ŹLE! Znów Carly? O nie! NIE NIE NIE!
Taharaki pospiesznie potrząsnął głupim swym łbem, by wyzbyć się owej pięknej niewiasty, tak powabnie, sprytnie i niezauważalnie przemykającej do obarczonego niejednym zmartwieniem umysłu wilka. Niedobrze. Obsesja jak nic. Obsesje powinno się leczyć, inaczej to one zawładną ciałem - kiedy tylko umysł całkiem już pożrą. Obsesje mają to do siebie, że nigdy im dość. Są żarłoczne niczym mało która ze znanych światu bestii.
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
Znała Taharakiego - od ich spotkania kapka czasu zdążyła już minąć. Dałaby sobie głowę wraz ze wszystkimi czterema łapami i ogonem - jeśli ten kikut również by chciano - uciąć, że nie o to mu chodziło, a jednak... no, Abb, stara, jesteś minusem. Jednym. Wielkim. Cholernym. Minusem. Cała wataha problemów, zaczynając na rozterkach natury sercowej i egzystencjalnej, kończąc hen za depresją poporodową, dopadły ją wyjątkowo zgodnie, co złożyło się między innymi na to, iż wydobyć z niej westchnięcie nie było trudno. Najnowszy wniosek dokonał tego bez trudności. Niewiele, odrobinka i westchnięcia mogą przeobrazić się w coś gorszego, bardziej wyżerającego serce. Od dawien dawna miała ochotę załkać, przewidywała, iż uczyni to prędzej czy później, przy czym liczyła od początku, iż tego upokarzającego aktu - bez którego,tak jak paru innych podobnych, chciała się obyć do końca życia, właściwie po to, by samej sobie udowodnić własną niezłomność i posiadanie resztek (wszak te mogły się ostać w jakiś szczelinach, a na więcej nie warto robić sobie nadzieję) godności - dopuści się w ścisłej samotności. Ale tutaj, dając przyjacielowi możliwość otarcia gorzkich łez? Albo zapłakania do spółki. Spośród czego wolała zdecydowanie to pierwsze, dwie nędze to bez wątpienia gorzej niż jedna. Skoro jeszcze obie niemałe.
Widać, iż temat Carly był nieśmiertelny oraz powracał jak choroba. Carly. Carly. Carly. Wtłaczała to imię z wysiłkiem do głowy, byle odnaleźć liczne a cudowne obrazy związane z nim. Niech jej teraz będą podporą. Jej. Najchętniej znalazłaby też sposób, żeby podbudować nimi Taha. Ale chcieć sobie można równie dobrze gwiazdki z nieba. Jednak jedno był jasne - padło imię, więc przepadło. Duch przyjaciółki władał teraz myślami Abbey, nie zapowiedział, kiedy planuje je opuścić.
- A co zrobisz, jeśli ci wybaczy? - Przechyliła głowę nieznacznie, jako że tego domagały się cierpiące kręgi szyjne, potem nie miała już ich zamiaru prostować: i wysiłku sporo kosztuje taki ruch, i najpewniej powiąże się to z niewygodą. Tego brakuje, by kolejne niewygody ją osłabiały; dość, że oddychanie przybierało rozmiar herkulesowej pracy, klatka piersiowa jak gdyby walczyła z tonowym naciskiem, chcąc pracować, obie powieki dążyły do ziszczenia marzenia o odcięciu się od świata i w owym dążeniu chciały zatrzasnąć na bliżej nieokreślony czas. Nie podejmowała się zatem kolejnych ruchów, gdyż za pewną delikatnością natury, charakteru, szło odruchowe unikanie przeciążania się. Nie ma sił. Tak słabo. Jak gdyby o krok od omdlenia. Przymknęła wpół powieki, co sprawiło, iże w gruncie rzeczy od tego była już najwyżej pół kroku. Żeby tak zamknąć sobie oczy po wieczność alibo chociaż dość długo, by świat się skończył. Choć, ostatnie i głęboko ukryte, ziemskie pragnienia powstrzymywał od tego. Nie potrafiła dla nich żyć, przez nie nie potrafiła nie żyć. Do tych najdrobniejszych z marzeń należało rozmawianie. Dokładnie takie jak obecnie, dokładnie z tą osobą. Rozmowa. Niekrzepiąca, ale pożądana. Dołująca, skoro na samym dnie duszy zalegał żal po tym, jak nie odnalazła rycerza na białym koniu w tym momencie, gdy by się przydał, lecz mimo to.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Pytanie przyjaciółki z pewnością wywołało moment autentycznej zadumy, o czystym i w pełni autentycznym podłożu. Co by zrobił? Jakoś nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał, najwidoczniej w pełni przekonany już o własnym losie. Prawda, Carly kobietą była wspaniałą, jednakże i ona na pewno w swej cierpliwości i wytrzymałości posiada pewne granice. Pojawił się przy niej chyba jedynie dlatego, iż userka uwielbia dręczyć niczemu niewinne postaci; nie zaś dlatego, by odczuwał takową potrzebę. Co prawda chciałby móc ją oglądać w dzień i w nocy, jednakże wiedział, z jak wielkim cierpieniem jest to powiązane - nierozerwalnie, niestety. Przywoływał swoją osobą raczej najczarniejsze wspomnienia, czyż nie? Nikt nie byłby w stanie wybaczyć mu po raz kolejny. Westchnął krótko. Jakby się zachował? Co by zrobił?
- Niewiele by to zmieniło, Abbey. Nadal czułbym się podle i nie próbował na nowo pojawić się w jej życiu. Dość. Ma prawo zaznać szczęścia, a ja... cóż, ja tego nikomu nie ułatwiam - ozwał się znowu w jej głowie, spokojnie oraz z pozoru kompletnie obojętnie.
Uczucia targały całym wnętrzem, przewracając raz za razem kolejne organy: wątroba dawno już znalazła się na miejscu śledziony; żołądek zamienił pozycję z jelitami; płuca ścisnęły się nieznośnie a serce podeszła do gardzieli. Za wiele. Za wiele nie tylko dla Carls, ale i dla niego samego. Pokręcił przecząco i dość energicznie łbem, zupełnie, jakoby obawiał się, iż sam komunikat pseudo-werbalny to zbyt mało, aby oddać własne weto.
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
- Mhmmmm... - mruknęła z cichą, prawie całkiem ukrytą nutą zainteresowania; w myślach rachowała, bo ponoć jeśli los rzuca cytrynę, czym prędzej warto wygrzebać w książce kucharskiej przepis na lemoniadę. Wyciekało z niej więc mimowoli i zainteresowanie, i nawet delikatne poruszenie, takich rozmiarów, jak gdyby drgała niechcący potrącona palcem struna, prawie wcale, minimalna fala drgań, przeznaczona wyłącznie bardzo czułym uszom. Skrobnęła pazurkami Bogu ducha winną glebę, tak tylko, by poczuć coś namacalnego pod łapą na dowód, że ciągle znajduje się gdzieś, co zawsze jest lepsze od znajdowania się głęboko nigdzie. Zarazem przekonała się, iż mięśnie w dalszym ciągu umożliwiają jakieś drobne poruszenia, a nawet, no proszę, jak to wiele - posiada komplet pazurów. W sumie to nie jest aż tak wybrakowana, jak się nad tym zastanowić. Może leniwa, może wiele dotychczas nie osiągnęła, a najdalej, gdzie zaszła, to do pubu, ale czy jest gorsza? E tam. Nie jest gorsza.
Jest tylko przerażona, smutna, zmęczona, niepewna, niechętna i rozeźlona. Ot, tyle. Tyle, a spokojnie wystarczyło lub nawet była zanadto, coby przebłysk pozytywnego myślenia trwał nie dłużej niż podróż spadającej gwiazdy po niebie. Raz, dwa, trzy i gaśnie.
Carly. Ona. Ona. Carly. Nikt. Ktoś. Siła, wsparcie - tego uosobieniem była przyjaciółka. A ona... pasożyt szukający swego żywiciela? Kleszcz? Odszukała łapskiem ogon, a razem z garścią kłaków wykorzeniła z umysłu większość myśli, pozostawiając - na nie nie wiedziała, co poradzić, a spytać... kogo? - ino przetrwalniki, które dadzą w kość jutro, pojutrze, w gorzkiej przyszłości. Pasażyt przecież też nie ma łatwo... Pasożyt też walczy, chociaż inaczej...
Z niejakim przygnębieniem stwierdziła, ze na jedno oko nieszczególnie coś widzi, przymknęła je więc, otworzyła, zamrugała, co pomogło tyle co nic, zgodnie z jej przewidywaniami, po czym spróbowała się pocieszyć tym, że jeszcze  spora część jej stawów działa, tylko kręgosłup szwankuje, z marnym generalnie efektem końcowym, następnie oblizała ozorem mordkę ze sporą dawką nieświadomości, w jakiej właściwie jest teraz sytuacji, zatopiona w zapomnieniu. Zapominamy. Zapominamy całą przeszłość od A do Z. Od szczeniaka do dzisiaj. Coraz więcej wysiłku wymaga przeglądania katalogów wspomnień, z biegiem czasu mniej, mniej w nich jest. Zapominamy. Dawne dzieje są jej niepotrzebne.
- Może ktoś byłby z tobą szczęśliwy... - powiedziało jej się niebacznie. Odpowiedzi tej zresztą udzieliła natychmiast po ostatniej wypowiedzi samca - bezgłośnie, dla samej siebie. A gdy zaczekała nieco, zebrało się w niej dość poczucia przegranej, dość dobrze poparty dowodami wniosek, że niewiele ma do stracenia, jeśli w ogóle cokolwiek, iż mogła powiedzieć to równie dobrze jak nie mówić, równie dobrze jak zastąpić jakimś pustym farmazonem, mającym mało wspólnego z prawdziwymi jej rojeniami.
Taharaki
Latający Doświadczony Wilk

Taharaki


Male Liczba postów : 412

     
Emerytowany tropiciel pokręcił jeno przecząco łepetyną, jakoby zamierzając po raz kolejny, z nienagannym uporem oraz zaparciem, zaprzeczyć słowom samicy. Nie wierzył wcale w to, aby ktokolwiek mógł być przy nim szczęśliwym. Prędzej czy później każdego ranił oraz zawodził - zawsze tak było, odkąd tylko sięga pamięcią. Matka, rodzeństwo, Carly... A pomiędzy etapami krzywdzenia owych 'segmentów' żywota swego pojawiały się całe rzesze innych, mniej znaczących, jednostek. To powiedział coś szczerego - choć niemiłego dla ucha odbiorcy; to w zdenerwowaniu skoczył komu do gardła; to zaś nie spełnił czyjejś prośby, chociażby ostatnio odmowa zakupów na koszt oraz korzyść Mortimer'a. Dlaczego miałby choć przez krótki ułamek chwili pomyśleć, iż mogłoby być inaczej?
Userka doda od siebie, iż o ile Tahi to bohater iście tragiczny, o tyle jednak miał na swoim koncie i kilka dobrych uczynków. Nie był ideałem, jednakże i do ostatniej zakały wilczego rodu mu zgoła daleko.
- Może tylko jakiś masochista, ostatnio jednak nie spotykam ich wcale - odparł, podejmując (niekoniecznie w pełni udaną) próbę obrócenia sytuacji w żart. Spojrzenie cynamonowych oczu spoczęło na facjacie samicy, zaś krańce pyska uniosły się niespiesznie i nieco pokracznie w grymasie, który zapewne stanowić miał marną podróbkę uśmiechu. Niewiele wart falsyfikat, do tego dość nieudolnie wykonany. Kraniec brązowej kity poruszył się nieco niespokojnie, jakby stanowiąc antenę, wzdłuż której przemknęła drobna dawna zdenerwowania, wprowadzając ją tym samym w ruchu. Drgnięcie, ledwo zauważalne, acz na tyle widoczne, że w ramach paradoksu spojrzeniu i uwadze ujść nie mogło.
Abbey
Hybryda

Abbey


Female Liczba postów : 254
Skąd : skądinąd

     
Starczy tego. A pod tym kryło się całe to cackanie - ze sobą, z nim, z prawdą, z łgarstwami. Ej, Abbey, jesteś masochistką. Dobrze wiedzieć. Zaśmiała się na taki stan rzeczy, bez nerwów, ale i nie bez cynizmu w znacznej dawce, potraktowała to jak nowe odkrycie, które de facto było obrazem z podejrzeń, wykreowanym tak dawno temu, że data nikomu nie znana. No pewnie, od zawsze była masochistą. Śmiech cyniczny przeszedł w takiż rechot, przez swoją chrapliwość jakby smętniejszy. Nie cichł dziwnie długo, zdawać się mogło, że śmieje się światu w twarz. Czy Taharakiemu również? Ciężko powiedzieć, a przy tym może lepiej nie być posiadaczem tej wiedzy, niekoniecznie bowiem znaczy to - być szczęśliwy posiadaczem. Chociaż o jednym można poświadczyć: choćby śmiała się ze złośliwości w czyjś pyszczek, nie stanowi to gwarancji zaczątków nienawiści. Cynizm od dawien dawna sam sobie rzepkę skrobie.
Trudno zarazem powiedzieć, jak powinno się interpretować uśmiech, w którym koniec końców zmieścił się śmiech ze wszystkimi niesionymi przez siebie uczuciami i który był zwieńczeniem tego mimowolnego właściwie wybuchu. Można rzec chyba tylko o zerowej zawartości radości weń, tyle, niewiele.
Zarzuciła łbem, trzepnęła kosmykami grzywki, w ruch wprawiła również kark i okolice, przez dźwignięcie się i otrzepanie od niechcenia. Wydłużała pauzę, miejsce, gdzie byłyby perypetie w dramacie, mieszczące się, jeśli userka isn't mistaken, przed punktem kulminacyjnym.
- Myślę, że nie mam innej możliwości, niż się wygadać. To może być jasne, ale chcę to z siebie wyrzucić. Zły moment, nic nie poradzę. Uwielbiam cię. Uwielbiam. Kocham. Oddam ci całe moje życie, w sumie pustawe. Jesteś wszystkim. Czymś, a ja nie mam nic. Chcę ciebie. - Przyłożyła łapkę do piersi i gdyby nie ciało, nie kości, nie lodowy mur w jej puersi, byłaby dotknęła serca. Nie dotykała go w tej nieromantycznej chwili dla nadania jej piękna, nie, ono łopotało, bolało, bo tłukło się w tam niebotycznie, zaś ona chciała je wyrwać. Tym smętniej opuściła głowę, przy czym odezwały się trzaskiem kości. Zły moment, ty stara egoistko, masochistko. On opiwiada o swoich problemach, a ty wykładasz jeszcze swoje kart na stół.
- I cóż. Oszalałam - dodała, mając pierw zamiar umniejszać wagę niedawnej wypowiedzi, choc wyszło... jak zawsze.
Sponsored content