Kącik Marano

Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
// post został wysłany przed tym, jak mi wyjaśniłaś kwestię polowania, miło, że zauważyłaś odpis : P //

Trwał na swoim miejscu, raz za razem popijając stygnący z wolna napój - co jednak wcale a wcale mu nie przeszkadzało. Przynajmniej mógł po całości odczuć wspaniale czekoladowy smak, co nie jest możliwe, gdy na ozór wylać wrzątek. Nie mlaskał ani nie siorbał, wszakże arystokracji nie wypada wydawanie pewnych dźwięków! Tak tłumaczy go userka, sama postać zaś jest, po prostu, kulturalna oraz grzeczna z powodu wychowania, na drodze którego takie właśnie przekazano mu wzorce. Nie przypominał sobie obrazu siorbiącego ojca, zatem coś musiało być na rzeczy. Mniejsza o fakt, iż z czasem obrazy ojca ulegały wykruszeniu i wyparciu w odmęty podświadomości, gdzie - pokryte metaforycznym kurzem - po prostu istniały, lecz nie stanowiły ważnego elementu jestestwa Alka. Dorastał, zatem wpływ ojca stawał się mniej odczuwalny, choć nadal widział w nim ideał. Zadajże jednakże, Czytelniku, pytanie, w czym Samuel był taki idealny - a na pewno minie spora chwila, nim odpowie cokolwiek. Nie pamiętał. Pamiętał tylko, że w ojcu miał wzór, to wszystko. Z wolna zacierały się wspomnienia, znikały przekonania, mgłą zachodził obraz poprzedniego Alfy Ognia. Zabawne, że Alek nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy...
- Masz rację, nie opuściłbym. Jestem za nią odpowiedzialny, kimże byłbym, porzucając dom, rodzinę, przyjaciół w potrzebie? Zostawiając samych sobie tych, którzy pokładają we mnie nadzieję? Uważam,że każdy członek Ognia jest odpowiedzialny za rozwój, byt i bezpieczeństwo stada. Poza tym... nie zrobiłbym tego też z czystego egoizmu. Dobrze mi tutaj i przebywanie wśród Ognistych daje mi szczęście czy satysfakcję - podjął spokojnie wątek, skinąwszy nisko łbem, jakoby sam sobie potwierdzenia udzielając. Szmaragdowe ślepia wilka uniosły się znad kubeczka, by zawisnąć w całkiem dyskretnym i subtelnym spojrzeniu na facjacie rozmówczyni.
- Chcesz może o tym więcej opowiedzieć? Wiesz, tutaj też mamy sojusz ze smokami, z którym jest jeden tylko problem: praktycznie nie ma smoków. Nigdy, co prawda, nie było ich w Krainie szczególnie wiele, dzisiaj jednak... jest żałośnie. W sumie nie tylko wśród smoków i gryfów obserwowany jest niż demograficzny; wilki też opuszczają Krainę, nie wracają. Nowych nie przybywa juz tak wielu, jak za czasów, gdy byłem raptem dzieciakiem - zauważył, nieszczególnie - prawda! - optymistycznie.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 23
Skąd : Severynia

     
Słuchała spokojnego głosu basiora. Działał wręcz kojąco dla uszu pięcioletniej lekarki, która nadal ogrzewała swe łapki za pomocą kubka z nadal ciepłym napojem. Tak jak właścicielka Alka powyżej wspomniała - owszem, kakao zdążyło wystygnąć już na tyle, by pić je swobodnie. Dlatego Marano bez przeszkód zadowalała swe kubki smakowe czekoladowym płynem, gdy tamten wypowiadał się na rozpoczęty temat. Ożywiła się nieco, kiedy to poprosił o rozwinięcie opowieści na temat historii pobytu Baranka w Severynii, kiedy była jeszcze nastolatką. Nie miała jednak czasu na życie bez żadnych trosk, gdyż kraj wówczas musiał borykać się z trudami wojennymi.
- Chętnie - odparła prawie natychmiast, uśmiechając się znacznie szerzej. Był pierwszą osobą, która o to poprosiła. Nigdy specjalnie nie przepadała za opowiadaniem o sobie i swoich przeżyciach, aczkolwiek on nie wyglądał na takiego, który przy najbliższej okazji podzieli się tymi wiadomości ze znajomymi, niczym bardzo kulturalne panie-plotkary spod bloku userki. - Smoki? Ależ wiem. Spotkałam kiedyś jednego. Zapomniałam już jego imienia. Był całkiem miły, lecz więcej na siebie nie trafiliśmy. Do rzeczy jednak. W Severynii się urodziłam i tam dorastałam. Wraz z mlekiem matki wyssałam hobby, jakim jest chłonięcie informacji na temat mistycznych gadów, dlatego też od najmłodszych lat poszukiwałam wszelkich poszlak i dowodów na ich istnienie. Dowiadywałam się wielu faktów, niektórych istotnych, niektórych wręcz przeciwnie. Zasypywałam rodziców ciekawostkami, a oni byli dumni. Poszerzałam swoją wiedzę z dnia na dzień. Cieszyłam się życiem, choć moi rówieśnicy jakoś szczególnie nie przepadali za mną i moim towarzystwem. W rodzinnym kraju uchodziłam za dziwną, ale to nieistotne. Przywykłam z czasem, i przestałam przejmować się opinią publiczną. W końcu nadeszły trudne czasy dla mieszkańców Severynii. Wrogie stado, które obserwowało nas od niezwykle długiego okresu postanowiło w końcu zaatakować. Niestety, byli potężniejsi niż komukolwiek mogłoby się to wydawać i już w pierwszych dniach wojny szala niebezpiecznie przechyliła się ku ich zwycięstwu. Nakazano natychmiastową ewakuację wilczyc i szczeniąt, aczkolwiek nim wszystkich uratowano, terytoria zostały osaczone. Nie zdążyłam również i ja, jednakże umknęłam oprawcom i skryłam się w dzikiej części Severynii. Tam nauczyłam się wszystkiego, co wilkowi jest do przetrwania niezbędne. Inaczej nie siedziałabym tutaj, a moja rola w życiu ograniczyłaby się do zostania pokarmem dla tamtejszych drapieżników. Dorastałam, uczyłam się i szukałam. Czego? Wiatru w polu. Ha, smoków! Wierzyłam wciąż w ich istnienie, nie poddawałam się, choć miliardy razy słyszałam od znajomych, że głupia jestem, jeśli wierzę w te bajki. A wierzyłam. Aż w końcu znalazłam. To dziwne, lecz udało mi się z nimi porozumieć i nakłonić do pomocy w wojnie. Z gadami u boku byłam niepokonana. Wrogi klan został unicestwiony. Po zabiciu ich alfy i dowódcy wojsk w jednym, wycofali się i więcej nie wrócili. Wykrzykiwano moje imię, byłam zadowolona i jak najszybciej pragnęłam pochwalić się swoim rodzicom oddanym w niewolę o sukcesie, jaki odniosłam. Nie mogłam ich jednak odnaleźć, a niedługo potem dotarła do mnie wieść o ich tragicznej śmierci. Skatowani, zamęczeni. Jeszcze tej samej nocy zdecydowałam się odejść; uciec niczym tchórz, nie podejmować się walki, nie próbowałam nawet przełamać się i żyć dalej bez ich obecności. Nie byłam w stanie. Nie mam pojęcia, jakim cudem trafiłam do Krainy. Do dziś się zastanawiam. I na tym kończy się moja historia. Nie będę przecież wspominała o moim pobycie tu i zawodach miłosnych. Ech, szkoda zachodu. - uśmiechnęła się doń, choć w środku pękała z żalu i goryczy. Wspomnienie o śmierci ukochanego ojca i matki oraz przypomnienie o odejściu ważnych dla niej wilków skumulowały się, tworząc coś niebezpiecznego, co bardzo zbliżyło Marano do stanu depresyjnego po raz enty. Oczy jej stały się szare, co właśnie oznaczało silne załamanie.
Nie mogła jednak rozkleić się przy Alastairze. A może mogła? Nie wiedziała. Pojedyncza łza jednak wypłynęła z prawego kącika jej lewego oka. Starła ją błyskawicznie wierzchem łapki. Niestety zaraz potem pojawiła się kolejna, i następna.
- Ja... przepraszam. To silniejsze ode mnie. Wybacz. - wyjąkała, starając się ze wszystkich sił zapanować nad nieplanowanym potokiem łez. Z jej gardła wydarł się cichy szloch. Zbyt wiele emocji na tak kruchą i słabą psychikę, jaką dysponowała Marano.
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Słuchał jej uważnie, nie przerywając ni jednym słowem, ni jednym mlaśnięciem, ni jednym siorbnięciem, ni jednym nawet nazbyt głębokim i głośnym oddechem. Milczał, w skupieniu obserwując pyszczek samicy, ot, jakoby doszukując się przejawów jakichkolwiek emocji, które mogłyby stanowić pewne dopełnienie wypowiedzi. Historię chłonął z należytym szacunkiem względem zarówno samej Marano, jak i innych postaci, przewijających się w poszczególnych jej częściach; układał w głowie chronologiczny ciąg zdarzeń, tworzył łańcuchy przyczynowo-skutkowe, niczym na wypracowaniach szkolnych, przygotowujących licealistów do zdania matury, analizował i interpretował - jedyna zaś różnica polegała na tym, iż nie istniał tutaj żaden klucz, w którego trafienie świadczy o być lub nie być. Nie musiał przejmować się tym, jak uformuje własne myśli oraz w jaki sposób - ewentualnie! - zaprezentuje swe stanowisko, dzieląc się wnioskami z rozmówcą. A myśli miał sporo - i niemal każdą gotów był dzielić się z Marano; od wyrażenia podziwu dla niestrudzonego uporu i determinacji lekarki, poprzez wyrażenie żalu dotyczącego utraty bliskich, na samych słowach, będących próbą pokrzepienia, kończąc.
Los jednak zażądał inaczej, powodując, iż jasny samiec ni jednej z myśli samicy nie przekazał.
- Nie przepraszaj. Popłacz, to Ci pomoże, nie warto kryć emocji w sobie - inaczej pewnego dnia wykończysz się nerwowo - powiedział nieszczególnie głośno, ba, ton jego wypowiedzi wyraźnie uległ wyciszeniu, majacząc niebezpiecznie na cienkiej granicy pomiędzy półszeptem a szeptem w pełni swej postaci. Impuls odegrał swoją wymagającą, oskarową rolę, pognawszy wilka w stronę uskrzydlonej wilczycy, aby łapa jego, męska zaiste, ujęła delikatnie jej niewielkie, kruche - jak mogłoby się zaiste zdawać - ciałko. Otulił ją też skrzydłami, przytulił mocno i pewnie, choć zarazem i z nienagannym wyczuciem, chcąc dodać jej nieco otuchy. Nie znam chyba faceta, który nie czułby się głupio, gdy kobieta u jego boku łezki ociera. Ujął niemocno jej pyszczek, ot, wetknąwszy jedną z "dłoni" pod jej bródkę, unosząc lekko pyszczek i następnie, tę samą łapą, otarł subtelnie i z pewną czułością słone krople.
- Jesteś bardzo dzielna, wiesz? - szepnął jeszcze, nieznacznie uniósłszy krańce białej kufy, wykonując tym samym pokrzepiający, dumą po brzegi wypełniony, ciepły uśmiech. Będzie dobrze. Wiedział o tym. Czuł, że i ona zdaje sobie z tego sprawę. Sam też nie raz i nie dwa rozklejał się na wspomnienie o przeszłości. O utraconych, bliskich sercu, istnieniach. O matce, której na dobrą sprawę nigdy nie poznał, ba, jako dziecko obwiniał się o jej zniknięcie. Pewnie nie był dość fajny, aby matula go chciała. Chciał być jej wsparciem, wszakże czyż nie taka jego rola; przynajmniej jedna z wielu?
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Bardzo głupio było mu opuszczać Marano w takim stanie, bo i nie wypada damy w potrzebie porzucać. Niemniej nakręca mi się nowa fabuła i potrzeba miejsca, a tutaj zastój od dawien dawna - i śmiem, niestety, podejrzewać, że lepiej nie będzie. Drogą eliminacji padło na Marano jako na tę, od której przyjdzie Alkowi się wyrwać, przepraszam. W każdym razie, nie przeciągając już, bo i po co z postu robić na siłę maślane masło, wstał, przeprosił, za kakao podziękował i wyjaśnił, iż musi już iść. Obowiązki wzywają. Skłonił jej nisko łbem, oferując ewentualną pomoc w przyszłości, bo i liczyć na niego mogła zawsze: jako piękna wilczyca oraz jako członkini watahy, której danym było mu przewodzić.

zt.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 23
Skąd : Severynia

     
Marano się nie gniewała. Sprawy alfy i inne są znacznie ważniejsze niż jej prywatne problemy. Skinęła mu głową na znak, iż wszystko rozumie, nie ma za co przepraszać, a potem odprowadziła basiora swym wzrokiem pełnym bólu i żalu. Cóż, na tym kończy się prawdopodobnie ich wspólna przygoda. Niemniej jednak pozostaną znajomymi. Bądź przyjaciółmi. Obydwie opcje odpowiadały wilczycy.
W końcu także i ona zdecydowała się wstać oraz wyruszyć na spacer, by zapomnieć o smutkach i cieszyć się słońcem, które powróciło.

zt.
Sponsored content