Szmaragdowy Strumień

Gehenna
Demoniczny Łowca

Gehenna


Female Liczba postów : 241
Wiek : 32

     
Chciałabym, aby moje posty, wysylane przy braku weny, były w choć połowie tak dobre.

- Piękno - parsknęła Gehenna, ni to z rozbawieniem, ni też dezaprobatą - choć pomiędzy jedną oraz drugą tkwi zaiste cała paleta rozmaitych emocji. Nie sposób orzec więc, co to za iskierka cynicznego brzmienia stanowiła podstawę emocjonalnego nacechowania wypowiedzi samicy. Jedno zaś pewnym było: ton jej mógł przysparzać o pewne poczucie niepokoju, co z kolei pozwala niemalże od razu odrzucić opcję radości czy podziwu. Skrzywiła się także niemiłosiernie, nieświadoma nawet tego, iż jej rozmówca nawet nie może tego ujrzeć. Ogon Gehenny, przesadnie być może długi i nadmiernie puchaty, zaniedbany, poruszył się ospale po podłożu niczym leniwy boa po pożarciu o wiele większej ofiary, by finalnie spocząć niedbale tuż obok jednej z tylnych łap wadery. Nie odpowiadała jej pyszałkowatość tego tutaj, nawet, jeśli była ona jeno wymuszoną i nieszczerą. W zasadzie brak autentyczności drażnił ją jeszcze bardziej, niźli irytowałaby ją szczera i naturalna zuchwałość tego tutaj.
- Jak mniemam ten świat nie jest gotowy na przyjęcie samego Apolla w Twojej postaci - mruknęła cynicznie, nawet nie podejrzewając, iż nie każdy wilk zna ludzkie bóstwa - i to z rejonów jakże odległych, niemalże niedostępnych. Demon w końcu pochodzi nie z tego padołu, także uznać można, iż świata nieco zwiedził, ot, jakoby podróżnik, łazik pod prąd. Poruszyła głową, a głuchy trzask gdzieś w okolicy karku zasygnalizował, iż najwyższa to pora na wymianę cielska. Zdecydowanie.
- Cuchniesz krwią - skwitowała jeszcze chłodno.
Bunta
Dorosły

Bunta


Liczba postów : 51

     
Bezimienny przyjął słowa wadery całkiem obojętnie. Z ust wilków na jego temat padały o wiele gorsze rzeczy. Pamiętał to, jakby to było wczoraj. Był w czymś, co mogłoby być nazwane psychiatrykiem. Tam starali się pomóc tym, co mieli jakieś problemy z zachowaniem, psychiką... naprostowywali, tak przynajmniej twierdzili. I podobno pomagali. Ale nie jemu. Tylko przyspieszyli jego, hm, utratę kontroli nad sobą.
Myśleli, że jestem upośledzony, ha!
Powiedzenie, że śniany mają uszy, nabierało sensu w jego przypadku. Wystarczyło stanąć w odpowiedni miejscu i się skupić. Niezwykle łatwo było usłyszeć, jak mówili na temat pacjentów.
Ha! Ślepy, ale nie głuchy! Ani tym bardziej upośledzony, pff. Swoją drogą, ciekawe, cóż to jest "Apollo"...
Nie zamierzał się jednak o to zapytać. Widać, że "rozmówczyni" była w paskudnym nastroju. A może już taka była? Chyba o tym myślał, bo doznał czegoś, co się nazywa deja vu, albo jakoś tak.
- Bywa. - odparł krótko, usłyszałwszy wzmiankę o krwi.
Zdarzało mu się, i co? Jemu samemu to nie przeszkadzało, niepotrzebnie inni się tak czepiali...
Chociaż fajnie było czuć i słyszeć przerażenie u tych, hm, "uzdrowicieli umysłów". I te ich żałosne próby zatamowania krwi. Hehe.
Mało im mówił, to dlatego niewiele o nim wiedzieli i sądzili, że coś mu padło na umysł. To znaczy, nie żeby tak nie było... ale w zupełnie innym sensie. Poza tym, wspominał, że nie cierpi wzmianek o czymś, czego nie mógł zobaczyć. Ze dwie osoby drażniły go później w ten sposób.
Oszaleć można było.
Gehenna
Demoniczny Łowca

Gehenna


Female Liczba postów : 241
Wiek : 32

     
Obojętność wilka poczynała drażnić Gehennę. Ta jednak - na szczęście - po wielu treningach samokontroli nauczyła się panować nad gniewem i nie wybuchać za każdym razem, ilekroć pojawi się ktoś, kto wyraźnie nie liczy się z jej potęgą. Czemu to podobne, aby demon nie mógł odbierać szacunek, na który zasłużył z całą pewnością? Nikt się z istotami jej pokroju nie liczył, wszyscy tacy dziarscy i odważni, a nierzadko te największe kozaki nie wyrażają zgody na zadawanie ran - przykra rzecz. Bezkarność, której userka nie pojmie najprawdopodobniej już nigdy. Kiedy zaczynała przygodę z wilkami, kwestia ta wyglądała zgoła odmiennie. Sam Taharaki od Sasoriego dostał w łeb dwukrotnie i nikt do nikogo o nic żalu nie miał. Dzisiaj byle zadrapanie - a już trzeba się liczyć z fochem. Z tego powodu Heńka nie może być nawet demonem w pełnym wymiarze, prędzej pokraczną wilczycą, która ma swoje moce demoniczne, lecz niewiele jest okazji, by je wykorzystać przeciwko istotom żywym.
Jedynym wyjściem okazał się wspomniany wyżej trening. Dzięki niemu nie obawiała się, że zada nazbyt wiele ran w amoku, przeciwnie - każdy z zadawanych ciosów był przemyślany, tak, aby ofiara cierpiała możliwie najbardziej. Lubowała się także w dręczeniu natury czysto psychicznej, wszakże przemoc na umyśle dotkliwszą aniżeli ta w ciało wymierzona. Jednakże by skutecznie udręczyć duszę, potrzeba poznać słaby punkt. Każdy taki posiada. Wykorzystanie go daje niesamowitą przewagę oraz niemalże nieograniczone niczym możliwości. Jednak jaki ten tutaj może mieć słaby punkt? Zaiste związany on będzie z tym, co ukrywa. Z jego pięknem. Uśmiechnęła się leniwie, postanowiwszy jednocześnie, iż nim uderzy, wybada go dokładniej. Chociaż bowiem było jej to ciężko przyznać przed samą nawet sobą, było w naszym niedoszłym Apollu coś, co nie tylko irytowało, lecz także - albo przede wszystkim - intrygowało i ciekawiło. Inny. Dziwny. Odmienny. Przyjemnym jest raz na jakiś czas spotkać kogoś, kto nie jest kopią spotkanego wcześniej wilka - bezbarwnego, słabego, nieciekawego. Uśmiechnęła się ospale, zaś koślawy grymas, który wyłonił się na jej pysku, zapewne nie przypominał przyjaznego gestu. Nie oszukujmy się - Henna nie należy do osóbek serdecznych oraz promiennych, tak więc cóz w tym dziwnego?
- Nie jesteś szczególnie wygadany. Ach, ileż to przykrości napotkać Cię musiało, byś przed każdą znajomością murem stawał! - rzuciła bez wyrzutu, a że aktorką była wyśmienitą - idealnie wyważyła brzmienie głosu pomiędzy pewnym, subtelnym współczuciem (mało kto "po przejściach" nie reaguje złością na zbyt jawne współczucie) oraz wyraźną chęcią dodania otuchy. Dusza nieczysta była sprytnym tworem; bestią, której okiełznanie zaiste zajmie wiele czasu; cwanym, aczkolwiek w pewnym znaczeniu tego słowa także prymitywnym, potworem. Nie cofnie się, bo to nie w jej naturze. Nie zaatakuje, bo najpierw cierpliwie przyczai się, wyczekując na odpowiedni moment. Grała nieźle, a i jakieś podstawy manipulacji pojęła, choć zważywszy na realia forum - nie jest prostym ich wykorzystanie. Userzy nierzadko (znając treść całego postu) zmieniają losy oraz postępowanie postaci, wszakże przed bystrym spojrzeniem Gracza nic się nie ukryje, zaś przywiązanie do prowadzonej istotki nakazuje modyfikować jej zachowania tak, by przypadkiem za mocno nie oberwała... Ale, ale! Skąd tyle żalu i marudzenia w treści tego postu? Och, ogarnij się, Cammy!
- Największe nieszczęścia zawsze spotykają tych, którzy najmniej na nie zasługują, bo i niczym nikomu nie zawinili - dodał niski głos, zaś w jego brzmieniu nie pojawiła się żadna iskra, mogąca wskazywać na to, jak bardzo rechocze jej wnętrze. Na zewnątrz jednak otaczał ją jeno chłodna obojętność, ewentualnie jakieś namiastki imitacji pozytywnych emocji - pojawiających się nie dlatego, by je czuła, lecz dlatego jedynie, by pozyskać choć minimum jego zaufania czy sympatii. Usiadła ciężko, oblizując anemicznie kufę po raz już, zdawałoby się, niezliczony. Och, tak, nieszczęścia zawsze spotykają tych niewinnych - wszakże jedyną ich winą jest pojawienie się w złym miejscu w nieodpowiednim czasie, ot, stając na przykład na drodze Gehenny. A ona? Ona przecież nie wymagała wiele: szacunku, służenia jej osobie, wychwalania jej pod niebio... tfu! nie, nie wypowiemy tego nigdy! Wychwalania, po prostu. Liczenia się  z jej potęgą i oddawania należnych jej honorów, łącznie z dobrami materialnymi. Być na każde jej skinienie palcem, by wypełniać wszelkie kaprysy i fanaberie (nawet te niedorzeczne i absurdalne), bez narzekania i marudzenia. To przecież tak niewiele - a świat jednak nie zamierza tychże wymogów wypełnić. Biedna Heńka, żadnej dobre duszyczki, która by skromne potrzeby demonicznej waćpanny wypełniła...
Bunta
Dorosły

Bunta


Liczba postów : 51

     
Na współczucie nieznajomej bezimienny zaśmiał się nerwowo, choć jak śmiech to nie brzmiało - było zbyt chrapliwe.
Hehe, ona mi współczuje. Hehe. Cóż za niesamowita zmiana nastawienia.
Nie potrafiłby jednak jej zaufać. Było jej coś dziwnego, co go w pewien sposób, hm, zadziwiało. Z sympatią byłoby jeszcze gorzej. Nie zapominajmy, że to - w pewnej części, może nawet sporej - psychopata, a także były seryjny morderca. Tacy nie nawykli do ufania innym, raczej do oceniania swych ofiar i poziomu trudności zabicia ich. No, przynajmniej tak było w jego przypadku. Poznawał kogoś, nim go mordował. Jakiś tam spryt posiadał, atakował z zaskoczenia. A polubił dotąd jedynie niewinną i delikatną Ongaku Jiyuu, która była dobrą osóbką i zamiast okazywać nadmiar niepotrzebnego współczucia, po prostu z nim rozmawiała. Chyba, bo ostatnio jestem zmęczona i słabo z moją pamięcią - jeśli było inaczej, to przepraszam! Tak to jest, jak się chodzi przez ponad tydzień spać koło czwartej nad ranem. Ech!
Dziwna osoba. Nie chciałbym musieć z nią żyć.
Współczucia było mu już zdecydowanie w nadmiarze. W miejscu, gdzie próbowano go wyleczyć, za dużo go miał. Nieraz zupełnie sztucznego. To dlatego zareagował nerwowo: współczucie kojarzyło mu się z "psychiatrykiem", psychiatryk z drogą, którą przebył, aby tam dotrzeć(nie w z własnej woli! No i chodzi o lata, niż o taką drogę drogę), a drogę tą kojarzył z dzieciństwem, które było dla niego wspomnieniem ciemności, smrodu i upiornych odgłosów, które go otaczały, bólu fizycznego i psychicznego, który mu zadawno.
Ale nie chcę o tym myśleć. Nie chcę wspominać! Arg, nienawidzę cię, głupi umyśle!
Bezimienny skrzywił się groźnie, wypierając "obrazy" ze szczenięcych lat. Nie lubił o tym myśleć. Nie lubił żyć przeszłością, bo była dla niego bolesna. Kiedyś to była klatka, w której nieświadomie się zamknął i nie potrafił znaleźć kluczy do niej, ale w końcu poszedł inną drogą - zniszczył kraty. Tylko, że utknął gdzieś po drodze, i wciąż nie mógł zaakceptować tego, co się wtedy stało. To dlatego mina mu zrzędła. To było wredne ze strony wadery, że mu współczuła. Taka logika Lost'a. Bo ci, co współczują, są wredni i okropni.
Nie licząc Jiyuu. Jej mógłbym wybaczyć. Jest młoda.
Tak naprawdę, to szkoda byłoby mu zrobić coś złego komuś tak dobremu. On sam wiedział już, ile stracił będąc mordercą. Jedyne czego nie wiedział, to to, że wciąż otaczał go ten stabilny, pewny mur; zwyczajnie nie był tego świadom.
- Niekoniecznie. - odparł.
I tu pragnę powiedzieć, że znów parsknął śmiechem, który tym razem byłby szczery, ale przez bolące gardło był krótki i chrapliwy. Niewiele różnił się od poprzedniego. Co go tak rozśmieszyło? Wspomnienie, że największe nieszczęścia spotykają tych, co nic nie zawinili.
Ale ja zawiniłem za każdym razem, kiedy łamałem dane słowo. Przyszłość o tym wiedziała, więc przeszłość zawczasu pomyślała o karze.
Oczywiście, że to nie był zbyt logiczny tok myślenia, ale kto mógłby poręczyć za to, że basior nie miał od początku jakiejś choroby psychicznej?
Gehenna
Demoniczny Łowca

Gehenna


Female Liczba postów : 241
Wiek : 32

     
Cóż, u mnie chodzenie spać o czwartej było normą, póki nie wybiłam się z rytmu, zarywajac ostatnią noc - aby nie spać, jak rodzinka z wakacji przyjedzie, bo psa trzeba było ogarnąć. Jazgot i siusianie pod siebie z radości - z tym lepiej zejść na podwórko, niz czekać w przedpokoju. No i noszenie bagaży, przy okazji. Ale do rzeczy!
Cóż, widocznie nawet subtelna nuta współczucia, o której wyraźnie wspomniałam, była zbyt mocno odczuwalnym, przesadnie nacechowanym uczuciem. Widocznie była słabszą aktorką, niźli przypuszczałam - a szkoda, bo demon na pewno należy do istot na tyle ekskluzywnych, że nie powinno się tego tak beznadziejnie marnować. Mlasnęła głucho. Owszem, nie spodziewała się, by ten się nagle rozgadał. Normalna rozmowa? Może by i próbowała, ale jak, skoro ten tutaj najzwyczajniej w świecie jej to uniemożliwiał? Dobrze, że nie miała pojęcia o tym, iż to ją o to obwinia. Mogłoby wszakże wtedy wypełznąć daleko poza rozmowę. Nad gniewem panowała, jednak chęć ukarania niektórych za zniewagę traktowała już zgoła odmiennie. Przekrzywiła nieco głowę, oczekując reakcji. Zaraz, zaraz... To już? Doprawdy? Raczył podarować jej ślicznym uszom aż jedno, zdawkowo rzucone, określenie? Z trudem powstrzymała ostrzegawcze warknięcie - choć też nie do końca pojmowała, dlaczego miałaby traktować go ulgowo. Jeszcze - bezczelnie! - ją wyśmiał. A nawet, jeśli nie ją, to napad śmiechu {a moze to po prostu atak astmy?} stanowił reakcję na jej słowa i postawy. Podsunęła się, blisko, bliziuteńko, ot, pysk miała koło samego ucha samca. Ewentualnie koło kaptura, pod którym schowany byłby radar samca. Odór krwi nasilił się, zupełnie, jakby czujny nos łowczyni znalazł się blisko jego źródła. Zastanawiające!
- Nie nauczyli Cię choć odrobiny szacunku dla silniejszych, prawda? Nie masz za grosz wyobraźni, skoro nie wiesz, czymże taka lekkomyślność może się zakończyć - wyszeptała spokojnie. Jedną z przednich łap uderzyła o podłoże, zaś pod jej kończyną pojawiła się szpara. Ot, jakoby ziemia rozstąpiła się z cichym trzaskiem. Z tejże szczeliny wyjrzała namiastka krzewu cierniowego, rosnąca w zadziwiającym tempie, aby po krótkiej chwili delikatnie opleść się wokół jednej z przednich łap samca. Uśmiechnęła się cynicznie, odsunąwszy na kilkadziesiąt centymetrów od samca, siadając wygodnie. Czas na przedstawienie.
- Mawiają, że na naukę nigdy nie jest za późno - zauważyła tonem mędrca, nauczyciela, mentora. Płomyki w ślepiach zdawały się szaleć - nasycone złością oraz chęcią zadania bólu. Udręczenie kogoś słabszego zawsze ją napędzało. Póki co gałązka cierniowa ledwo-ledwo przylegała do ciała bezimiennego, tak więc nie odczuwał on bólu - jeno poczucie pewnego dyskomfortu, związanego ze skrępowaniem łapy twardą odnogą krzewu.
Bunta
Dorosły

Bunta


Liczba postów : 51

     
Może nie tyle słabą aktorką, bo nie zrozumiałam do końca, jak chłoptaś miałby zareagować na współczucie Heni. Wybacz, ostatnio nie myślę zbyt dobrze, powinnam obrać regularną porę snu, na przykład drugą w nocy. Gorzej, że nieraz czas na sen zarywam tylko po to, aby dać ujście mej wenie twórczej, wtedy nic mnie nie zmusi do tak "niskiej" czynności jak spanie. To dziwne, bo zazwyczaj chętnie się kładę spać.
Ale, ale! Wróćmy do fabuły.
Otóż bezimienny(nie miał aktualnie kaptura na głowie, żeby nie było) niezbyt lubił, gdy ktoś naruszał jego przestrzeń osobistą, ale z czystej grzeczności to zignorował. A może nie miał ochoty się kłócić? Przecież kłócenie się jest takie... ech, niskie! Dla słabych. Chociaż, czy można to podpisać pod kłótnię? Wadera była zwyczajnie niemiła i wredna, o! Do takiego wniosku właśnie doszedł. Wtedy też usłyszał jakiś dziwny dźwięk, cichy trzask, gdy samica tupnęła łapą o podłoże. Jego uszy poleciały do przodu, w geście zaciekawienia. Słyszał, jak nieznajoma się nieco oddala, poczuł też, iż jego łapa została skrępowana przez coś. Nie żeby się nie zdziwił, bo pierwszy raz się coś takiego przydarzyło, a on nie przypominał sobie, by przed chwilą w tym miejscu było coś, ani by tamta zrobiła coś poza tupnięciem.
Dziiiwne. Może ona to, hm, wyczarowała? Podobno czary są możliwe.
Jego głowa przekrzywiła się nieco na bok, a on sam spróbował pomocować się z tym czymś. Nie był specjalnie silny, toteż zapewne niewiele uczynił, jeśli w ogóle.
- Co to? - zapytał, kryjąc ciekawość.
Na ogół rzadko okazywał coś takiego jak zainteresowanie, toteż zakrył je maską obojętności, którą tak dobrze nakładał na swój chrapliwy głos. Nie było to trudne, bo i tak nie był zbyt wyraźny.
Gehenna
Demoniczny Łowca

Gehenna


Female Liczba postów : 241
Wiek : 32

     
Weny wciąż zero, przepraszam.

Demoniczna nie podejrzewała nadal, że ma do czynienia ze ślepcem - bo i skąd, kiedy nikt nie zasugerował jej czegoś tak, hm, nieoczywistego? Pod czaszką, skrywającą w zasadzie całość jestestwa niezakapturzonego kapturnika, ukryć można było doprawdy wiele. Nie tylko ślepotę, lecz nawet dziurę w łbie, z której wyciekałby mózg. Smakowity obraz, nieprawdaż? Gehenna oblizałą się zatem lubieżnie, bo widocznie i ona doszła właśnie do podobnych wniosków.
- To? Jedynie próbka tego, jak można skończyć, podpadając niewłaściwym istotom - odpowiedziała zdawkowo, wpatrując się w niego z bezpiecznej odległości. Dla niego, oczywiście. I w zasadzie nie tyle 'bezpiecznej', ile 'względnie bezpiecznej', wszakże wystarczył jeden gest demonicznej, by ciernie mocno przyległy do jego łapy, wbijając w tkankę kolce. Na razie jednak nie drgnęła, podobnie jak krzew, niczym lina przytrzymujący jego kończynę.
- Liczę więc, że ładnie mnie przeprosisz, wyrażając jawnie, jak jesteś marnym pomiotem, niemogącym nawet mierzyć się z kimś mojego pokroju - oznajmiła spokojnie, nie próbując nawet ściskać jego łapy. Co to by była za gra, która zakończyłaby się tak szybko? Zero w niej zabawy, zero ubawu, zero jakichkolwiek pozytywnych doznań. Satysfakcji też niewiele. A nie o to zwykle Heńce chodziło!
Berenika
Latający Wojownik, Przewodnik
Latający Wojownik, Przewodnik

Berenika


Female Liczba postów : 296
Wiek : 23
Skąd : Nie wiem. :v

     
Sloneczne, cieple miejsce? Calkiem dobry wybor. Pominmy już fakt, ze Ber trafils tu przypadkowo, lecac sobie niespiesznie. A jednak milo bylo tu odpoczac. Mogla nawet napic sie wody. Z tej opcji zreszta skorzystala chetnie. Rozprostowala skrzydla, po czym je zlozyla i rozejrzala sie. Byla juz tu kiedys? Byc moze. Pewnie dawno temu, jesli juz. Gdyby nie pewien przypadek, mialaby juz zdrowo ponad szesnascie lat, a tak miala szesc. Choc nie, moze ciut wiecej. A mimo to wciaz czula sie troche jak taka, powiedzmy, babcia? No, na pew o bardzo doswiadczona osoba. Przeciez naprawdę duzo w swym zyciu przeszla. Jedyne czego zalowala to fakt, ze nie mogla odnaleźć reszty swej rodziny. Shinq, Barta i reszty jej wnukow, a takze te trojke dzieci, ktore kiedys wychowywala sama po tym, jak jej partner zginal. Pozniej byl Gress, ktory tez gdzies zniknal. Bialorozowa wadera westchnela gleboko, siadajac w losowym miejscu. Byla sama, wiec miala czas dla siebie, by porozmyslac. Szkoda tylko, ze jej mysli obraly tak nieprzyjemny kierunek. Chociaz? Juz nie bylo jej smutno. Miala wciaz cale zycie przed soba i nie zamierzala go zmarnowac na uzalanie sie nad swym losem. Byla przecies silnym wojownikiem! Kiedys nawet dowodzila wojownikami, choc zbyt wiele do roboty nie bylo. Za malo wojownikow w watasze, zadnych wojen. To w sumie dobrze. Moglaby zaczac szkolic przyszlych wojownikow. Niezaleznie od watahy. Na pewno byliby pomocni w tej Krainie, gdyby znow pojawilo sie jakies zlo. Tak bowiem slyszala, choc jej nie bylo. Wpierw pewien potwor ja polamal, pozniej opuscila na troche Kraine by odpoczac od tych okropnych ciemnosci. I teraz znow wrocila, miala tylko nadzieje, ze juz na stale. Bo nawet jesli w zyciu bywalo roznie, to tu byl przeciez jej dom.
Vincent
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik

Vincent


Male Liczba postów : 369

     
Tam, tadadam! Fanfary zapowiedziały przybycie rycerza w lśniącej zbroi. Dzierżył on klejnot jasny niczym słońce, a wszystkie potwory umykały przed nim w popłochu.
No chyba, że tylko to sobie wyobraził, tak jak smoki grające na trąbach i ogłaszające jego przybycie. Miał bujną wyobraźnię. Całe szczęście, że z tego się wyrasta. Jeszcze większe - że do momentu wyrośnięcia jeszcze dużo czasu. Na razie może się bawić i korzystać z życia na całego, cieszyć się młodością. To cudowny czas i trzeba go dobrze wykorzystać, zwłaszcza, że docenia się go dopiero, gdy przeminie.
Przybył więc. Przynajmniej sam fakt pojawienia się tutaj był realny, niezmyślony. Przybył. Rozejrzał się w poszukiwaniu smoków, które mógłby pokonać, ale żadnego nie dostrzegł. Zauważył za to wilczycę. Czyżby dama w opresji?
Ostrożnie chwycił klejnot w kształcie jaja w zęby i ruszył w kierunku wadery. Wydawał z siebie przy tym radosne piski, ani trochę nie ukrywające jego obecności.
Dopiero tuż przed samą waderą rozpoczął gwałtowne hamowanie. Nawet się udało. Rozciągnął się na ziemi, noskiem tuż naprzeciwko wilczycy, przyglądając się jej łapom z bardzo bliska.
- Można pani zadawać pytania? - zapytał, nie czekając na pozwolenie na zadanie pytania o zadawanie pytań.
Nie chciał przecież być niegrzeczny. Znaczy, bardziej, niż zwykle. Uważał się raczej za złego wilczka mimo starań, by stać się lepszym.
Berenika
Latający Wojownik, Przewodnik
Latający Wojownik, Przewodnik

Berenika


Female Liczba postów : 296
Wiek : 23
Skąd : Nie wiem. :v

     
Berenika byla zamyslona, wiec mlodego przybysza zauwazyla wtedy, gdy ten zaczal sie dosc szybko zblizac w jej kierunku, wydajac radosne piski. Choc bylo to dosc nagle, nie wystraszyla sie. Raczej zdziwila. Przyjrzala sie uwaznie malej, mknacej kuleczce. Coz taki maluch robil sam w takim miejscu? Wadera z doswiadczenia wiedziala, ze w Krainie nie zawsze bylo nw tyle bezpiecznie, aby maluchy mogly sobie hasac ile dusza zapragnie. Poza tym, ciezko bylo takiej istotce skombinowac dobre jedzenie. Poki co jednak zdecydowala sie siedziec spokojnie, gdyz szczeniak sam z siebie zdecydowal sie do niej podejsc. Choc, coz, w dosc zabawny sposob. Ber zasmiala sie cieplo, szczerzac lekko zeby. Takiego hamowania jeszcze nie widziala. I choc miala ponadprzecietny wzrok, to jeszcze dala sobie czas, aby z bliska przyjrzec sie mlodemu wilczkowi. Ale w tym samym momencie mlodzian zadziwil ja kolejna rzecza - dosc nietypowym pytaniem. Skrzydlata usmiechnela sie.

- Oczywiscie. - stwierdzila, nie kryjac nawet, jak bardzo zdziwily ja slowa wilczka. - A tobie można zadawać pytania? - zapytala pogodnie.

Ciekawe, coz taki maluch robil tu sam... Wciaz ja to gryzlo i nie dawalo spokoju. Juz teraz mogłaby sie zapytac, ale nie byla niecierpliwa. Nie az tak bardzo, by od razu wywalac z pytaniami do kazdego dopiero napotkanego stworzenia.
Vincent
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik

Vincent


Male Liczba postów : 369

     
Próbował się nie gapić na jej skrzydła. Naprawdę próbował. Pierwszy raz widział skrzydlatego wilka, ale okazywanie zdumienia mogło być niegrzeczne... Więc próbował.
Chyba nawet się udało. Ze skrzydeł wzrok przeniósł na pyszczek wilczycy. Uśmiechała się - dobry znak. Nie przeszkodził chyba w niczym ważnym, chyba udało mu się zrobić dobre wrażenie, wyglądać na grzecznego wilczka.
Czy jemu wolno zadawać pytania? Zaskoczyło go to pytanie. Jemu zawsze wolno zadawać pytania.
- Tak, proszę pani.
Pokiwał energicznie łebkiem. Również wyszczerzył śnieżnobiałe ząbki w szerokim, radosnym uśmiechu.
O co to on miał zapytać? To na pewno było coś ważnego, jednak pytanie wilczycy nieco "wybiło go z rytmu". Chwilę, dłuższą chwilę zbierał myśli. Co to on miał...? Na pewno nie było to pytanie o skrzydła. Nic niegrzecznego. Wręcz przeciwnie. On jest rycerzem, a rycerze są bardzo grzeczni. I rycerze ratują damy z opresji, właśnie!
- Czy jest pani może damą w opresji? - zapytał więc.
Tak, to było to pytanie. Z całą pewnością to. Zadowolony z siebie, zamachał ogonkiem lekko. Wciąż leżał na brzuszku przed waderą, więc wyglądało to trochę, jakby polował na jej łapki. Nie miał jednak nic złego na myśli, słowo honoru rycerza!
Berenika
Latający Wojownik, Przewodnik
Latający Wojownik, Przewodnik

Berenika


Female Liczba postów : 296
Wiek : 23
Skąd : Nie wiem. :v

     
Dama w opresji? Glowa Ber - rownie puchata co reszta ciala - przechylila sie na bok w zdumieniu. Nigdy tak osobie nie pomyslala, raczej sama byla kims w rodzaju "ratownika". To znaczy, wojownika. Wiec to jej zadaniem bylo stawac w obronie innych. Szczegolnie, ze staz miala juz naprawde dlugi, byla nawet samym dowodca. No i jej niezle umiesnione, a mimo to wciaz calkiem gibkie i zgrabne cialo mowilo samo za siebie. Bo pomimo sily i wytrzymalosci byla rowniez zreczna. No, taki dobor artybutow ze strony userki. Trzeba korzystac, ze ma sie okreslone rangi! Poza tym, jak na tak stara postac, to ciezko sie bylo dziwic. Nawet jesli chwilowo miala tylko szesc lat. Po dluzszym zastanowieniu znow usmiechnela sie lagodnie, jak to miala w zwyczaju. Swoja droga, zabawne polaczenie - lagodna, ciepla wojowniczka. A mimo to potrafila byc twarda i nieugieta pod ta cala pogoda ducha.

- Wojownikowi raczej nie przystoi, by ktoś go ratował - stwierdzila wreszcie - więc nie sądzę, abym była damą w opresji.

Swoja droga, ona tez miala wazne pytanie do mlodziana. Nie mogla pozwolic, by taki uroczy mlodzian zostal sam na pastwe losu! Szczegolnie, ze mogl popasc w zle towarzystwo! Mogl zginac z glodu, albo... albo...! Oj, Ber, chyba przesadzasz, nieprawdaz?

- Jesteś tu sam? - zapytala, lekko zmartwiona. Rozejrzala sie, liczac na ujrzenie kogos doroslego, ale sie przeliczyla. - Niebezpiecznie jest takiemu młodemu rycerzowi hasać samemu po tej Krainie. Gdzie są twoi opiekuni? - zapytala jeszcze. Chciala ewentualnie pomoc mlodemu odnalezc jego rodzicow. - Swoją drogą, jak ci na imię? Mi możesz mówić Berenika. - dodala, zanim szczeniak zdazyl cokolwiek odpowiedziec.
Vincent
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik

Vincent


Male Liczba postów : 369

     
Zdaje się, że znów muszę otworzyć laptopa i poprawić złącze. Chyba je przykleję. Znaczek "~" na czas prac technicznych proszę interpretować jako wykrzyknik. Coś się przesunęło i laptop tak czyta klawisz wykrzyknika. ;_;

Wojownik~
Pyszczek Vincenta ułożył się w idealnie okrągłe O. Prawdziwy wojownik~ To coś jak rycerz, prawda? W każdym razie autorytet, wzór rycerskości. Ktoś podziwiany przez szczeniaka.
Zaraz więc malec pozbierał się, usiadł w miarę prosto, wciąż z otwartym pyszczkiem wpatrując się w wilczycę.
- Wojoooowniiik? A wie pani, pani damo wojownik, że ja też jestem wojownikiem? Takim troszeczkę. Ja jestem rycerzem~ Chciałbym być wojownikiem. Czy wszyscy wojownicy mają skrzydła?
Ajj... Ale się wyrwał. Trochę się rozpędził, prawda? Zasłonił pyszczek łapką na chwilę. Nie wolno tyle mówić~ Jego rodzice nigdy tego nie lubili. To niegrzeczne. Nie wolno.
- To znaczy... Miło mi panią poznać. Nazywam się Vincent. Przepraszam za moje zachowanie. Tak, jestem tu sam.
Mniej słów, mniej szkód, czyż nie? Nie chciał być niegrzeczny. Naprawdę nie chciał. Nie mógł nic poradzić na to, że jest złym wilczkiem... Ale jeszcze nie wszyscy o tym wiedzą. Jeśli dla wszystkich będzie miły i grzeczny, to może nie zauważą, że jest niedobry?
- Mój kamień mnie pilnuje proszę pani. Dostałem go od Mikołaja. - dodał jeszcze niepewnie.
Za dużo mówi. Stanowczo za dużo.
Berenika
Latający Wojownik, Przewodnik
Latający Wojownik, Przewodnik

Berenika


Female Liczba postów : 296
Wiek : 23
Skąd : Nie wiem. :v

     
Szczeniak ten byl naprawde zywa istotka. To milo widziec, ze mlodziez - a przynajmniej pojedyncze przypadki - w tych czasach jest tak pelna energii. Przeciez Ber sama taka byla swego czasu! Nawet wtedy, bardzo dawno temu, kiedy miala jeszcze inaczej na imie. Swoja droga, czemu zmienila imie? Hm, to zastanawiajace. Juz nie pamiętala nawet. Spojrzala na mlodego, gdyz pod wplywem zamyslenia jej wzrok powedrowal gdzies indziej. Bardziej w dal. Usmiechnela sie wiec cieplo, spieszac sie z odpowiedziami.

- Rycerz to bardzo poważna rola, widać jesteś naprawdę odważny. - stwierdzila pogodnie. - Nie, nie wszyscy wojownicy maja skrzydła. Ja się z moimi urodziłam, choć nie od początku byłam w stanie latać.

Przyjrzala sie znow wilczkowi. A wiec mial na imie Vincent! Nigdy wcześnie nie spotkala nikogo o takim imieniu, ani tez oststnimi czasy, a wiec na sto procent nie znala go. Ale ale, nie bylo przy nim nikogo? Wadera wyraznie sie zmartwila.

- Nie przepraszaj za swoje zachowanie - miło się rozmawia z gadatliwymi wilkami, przynajmniej mi. - odparla, posylajac mu krotki, lagodny usmiech. - Martwi mnie jednak fakt, że jesteś tu sam. Gdzie są twoi rodzice? Mogę ci pomóc ich znaleźć. - Skrzydlata spuscila na chwile glowe, jakby sie nad czyms głęboko zastanawiala, co bylo z reszta prawda. No, w sumie miala duzo czasu. Podniosla glowe. Pomoze mu odnaleźć jego dom!
Vincent
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik

Vincent


Male Liczba postów : 369

     
Wykrzykniku mój! Jakże ja cię uwielbiam!

W reakcji na uśmiech wilczycy, Vince rozchmurzył się natychmiast, odpowiadając szerokim uśmiechem. Skrzydlata wojowniczka chyba go polubiła! Zamerdał ponownie długim, puszystym ogonkiem, ciesząc się tym faktem.
- Jestem bardzo odważny, proszę pani! Nie boję się smoków, potworów, ani nawet szpinaku!
Przecież wszyscy wiemy, że nie ma nic bardziej przerażającego nad szpinak, prawda?
- Chciaaałbym mieć skrzydła. Jak myślisz proszę pani, urosną mi? Jak będę bardzo bardzo chciał?
Gdyby miał skrzydła, mógłby polecieć daleeeko, do gwiazd! Spotkałby tam kosmitów i razem z nimi poszedłby na pizzę!
Na wzmiankę o szukaniu rodziców jego uśmiech zbladł nieco. Ale malec starał się go utrzymać, mimo wszystko!
- Moi rodzice nie chcą, żeby mnie znaleziono. Byłem niegrzeczny i mama wrzuciła mnie do wody. I popłynąłem daleeeko w świat!
Starał się, by i w tej wypowiedzi słychać było tylko radość i entuzjazm, choć wcale ich nie czuł. Bolało go postępowanie rodziców. Ale nie wolno mu tego okazać! Musi być silny,
Berenika
Latający Wojownik, Przewodnik
Latający Wojownik, Przewodnik

Berenika


Female Liczba postów : 296
Wiek : 23
Skąd : Nie wiem. :v

     
Szeroki usmiech rozjasnil oblicze Ber, gdy szczeniak powiedzial, ze jest bardzo odwazny. Widać energii mu nie brakowalo! O wyobrazni nie wspomnialam, gdyz Ber widziala juz wszystko, co wymienil - smoki, a nawet potwory. No i szpinak tym bardziej. Ona wolala papierowki(lub jakkolwiek zwa sie te zielone jablka). Stara historia, jeszcze daaawno przed przeniesieniem forum.

- Wątpię, by skrzydła mogły sobie po prostu wyrosnąć - odpowiedziala, znow popadajac w zamyslenie, tylko tym razem na duuuzo krocej niz zwykle. - Ale na pewno istnieją sposoby na to, by można było je stworzyć.

Jednak gdy Vincent opowiedzial z grubsza swoja historie, wrecz ja zmrozilo od srodka. Naprawde! Sama miala kiedys szczeniaki, i nigdy w zyciu nie zrobilaby im czegos tak okrutnego... Zmarszczyla lekko brwi, oburzona, i wbila wzrok w ziemie tuz przed soba.

- Nawet jeśli byłeś niegrzeczny, to nie powinno się robić czegoś tak karygodnego jak wrzucenie dziecka do wody... - wymamrotala, bardziej do siebie niz do malca. Zdecydowala sie jednak szybko uspokoic. Nie chciala by mlody pomyslal przypadkiem, ze to on mogl byc zrodlem jej gniewu. Przeniosla spojrzenie znow na Vincenta, choc ciezko bylo to tak nazwac, bo byl dosc blisko niej. Przywolala na twarz mozliwie najcieplejszy usmiech, choc ciezko jej bylo to zrobic po tym co usłyszała. - Nie będziesz miał nic przeciwko, młody rycerzu, jeśli w takim razie to ja się tobą zaopiekuję? - zapytala, dając malcowi mozliwosc wyboru. Choc pewnie i tak, jesli nie przyjmie propozycji, bedzie miala na niego oko w miare mozliwosci. Nie mogla pozwolic, by hasal sobie sam! No!
Vincent
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik

Vincent


Male Liczba postów : 369

     
Vince zastrzygł uszami.
- A jak będę bardzo bardzo bardzo chciał?
Skrzydła nie urosną od samego chcenia? To nie mieściło się w niedużym łebku szczeniaka. On chciał bardzo, bardzo, bardzo!
Kolejne słowa wojowniczki zaskoczyły go.
- Ale mama ma zawsze rację... - zaproestował niepewnie.
Mama ma zawsze rację. To mu powtarzano, kiedy jeszcze miał mamę. Wpajano mu to niczym mantrę, w którą ślepo wierzył.
Jak się tak zastanowić, ślepo wierzył we wszystko, co rodzice mu powiedzieli. Cóż, był przecież jeszcze bardzo mały.
W reakcji na pytanie wojowniczki, zastrzygł uszami. Zastanawiał się.
- A czy nauczy mnie pani wojownikowania?
Bardzo by chciał umieć walczyć ze smokami jeszcze lepiej, niż dotychczas!
Berenika
Latający Wojownik, Przewodnik
Latający Wojownik, Przewodnik

Berenika


Female Liczba postów : 296
Wiek : 23
Skąd : Nie wiem. :v

     
Ber pokrecila glowa.

- Choćbyś najmocniej tego pragnął, to musiałbyś przede wszystkim coś robić w celu zdobycia ich. Chociażby zdobyć przedmiot albo specjalny napój, który by je utworzył. - odparla spokojnie.

No coz, szczeniak byl mlodziutki. Takie maluchy sklonne byly wierzyc w wiele rzeczy. Westchnela dyskretnie, gdy Vincent powiedzial, ze "mama ma zawsze rację". Zmarszczyla lekko brwi i spojrzala w ziemie znajdujaca sie tuz przed jej lapami. Wygladala jednak bardziej na zamyslona - nie wygladala ani troche groznie.

- Dorośli nie zawsze mają rację, Vincent. Bywają okrutni. Nawet takie młode wilczki jak ty bywają złe i robią niedobre rzeczy. - stwierdzila, po czym wypuscila dłużej powietrze z pluc, przenoszac wzrok chwilowo na niebo. Choc tu bylo dosc cieplo, to ono wciaz nie wygladalo zachecajaco.

Ale to nic. Berenice to nie przeszkadzalo. Przynajmniej mogla odsapnac od tej uporczywej bieli, ktora chwilami meczyla jej oczy. Bylo jej juz dostatecznie duzo, na jej ciele. Nawet Vincent byl caly - a przynajmniej prawie cały - biały. Ale to juz takie zle nie bylo. Snieg szczypal w lapy. Nie zeby narzekala, ale fakt faktem, zimno do najlepszych rzeczy nie nalezalo. No chyba, ze w upalne lato.
Ale odlozmy to na bok, gdyz Ber wlasnie usmiechnela sie cieplo na pytanie mlodego.

- Oczywiscie, ze tak. - odpowiedziala pogodnie. W sumie, dawno nikogo nie uczyla. Nawet jesli Vinc byl bardzo mlodziutki, to wciąż mogla mu pare rzeczy wytłumaczyć! A gdy bedzie starszy, i wciaz bedzie chcial zostac Wojem - zaczac uczyc na powaznie! No, piekne plany snujesz, Ber. Jeszcze skonczy sie na tym, ze bedziesz go namawiac do dolaczenia do Watahy Nocy... Ale nie, ona nie byla typem zdolnym naciskac na kogos, by cos zrobil. Z reszta, czy w ogole o czyms takim pomyslala?
Vincent
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik

Vincent


Male Liczba postów : 369

     
Ależ Vincent też potrafi szczypać w łapy! ;>
Wilczek pokiwał łebkiem.
- Mam magiczny kamień od Mikołaja. Wystarczy?
Pokazał wilczycy kamień w kształcie jaja. Był z niego bardzo dumny! Opiekował się nim najlepiej, jak potrafił. Śpiewał mu nawet piosenki, jak nikt nie patrzył!
- Ale mama mówiła, że zawsze ma rację. Tylko ja byłem niedobry. Moje rodzeństwo było dobre. Mama i tata też byli dobrzy, sami tak mówili!
Żelazna Vincentowa logika jest niczym indjańskie kowadło z książek Cejrowskiego.
Słysząc, że wilczyca się zgadza, uśmiechnął się szeroko.
- Jeej! Dziękidziękidziękidziękidzięki! Obiecuję być grzeczny i pilnie się uczyć!
Pani wojowniczka nauczy go, jak zabijać potwory!
Berenika
Latający Wojownik, Przewodnik
Latający Wojownik, Przewodnik

Berenika


Female Liczba postów : 296
Wiek : 23
Skąd : Nie wiem. :v

     
xdd
Berenika przyjrzała się uważnie kamieniowi. Pierwszy raz taki widziała. Był całkiem ładny. Tylko... od Mikołaja? Hm, w sumie takowa osoba była gdzieś tutaj ostatnio, ale to tylko plotki, które słyszała. Widać to jednak prawda! Ciekawe, kim był ów Mikołaj...

- To zależy od tego, jakie on ma magiczne właściwości. - wytłumaczyła szczeniakowi.

Na kolejne słowa wilczka zmarszczyła lekko brwi i po raz kolejny skupiła swój wzrok na innym punkcie, gdzieś hen! daleko. Cóż za rodzina, w której się biedny malec wychowywał... Skrzydlata pokręciła głową.

- Nawet jeśli byłeś niedobry, to po prostu nie wolno wyrzucać dzieci do wody. - stwierdziła zupełnie poważnie - Tak się po prostu nie robi! Poza tym, naprawdę nie wyglądasz mi na aż tak złą osóbkę.

Gdy jednak szczeniak podziękował jej energicznie, nie była w stanie się nie uśmiechnąć. Tak więc wyraz jej twarzy znów się ocieplił, a nawet zaśmiała się cicho, nie otwierając nawet pyska.

- Trzymam cię za słowo, młody rycerzu. - odparła pogodnie i lekko poczochrała kudełki na głowie młodego.

A więc znów będzie szkolić... No, przynajmniej długo już dzierżyła posadę Wojownika! Postara się, aby zapewnić Vincent'owi możliwie najlepsze szkolenie. Chociaż dopiero jak będzie starszy, będą zapewne mogli się poważnie wziąć za trening. Ale tak też się da coś zrobić, zdecydowanie. I przynajmniej będzie mogła otwarcie mieć oko na wilczka!
Vincent
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik

Vincent


Male Liczba postów : 369

     
Ze skrzydeł nic nie będzie. Z kamienia wykluł się lew Okruszek. Ale w tym miejscu Vince jeszcze o tym nie wie, nie uprzedzajmy faktów!
Wilczek lekko pokiwał łebkiem.
- Na pewno ma ich dużo! Może z czasem skrzydła wyrosną?
Druga wypowiedź wojowniczki zaskoczyła go, wręcz zdziwiła. Przechylił łepek na bok.
- Dlaaaaczeeegoo? - Oglądaliście kiedyś Kubusia Puchatka i Hefalumpy? W pewnym momencie młody hefalump zadaje to pytanie z identyczną intonacją.
W opinii Vincenta to, co mówią dorośli, jest święte. Przecież dorośli nie kłamią. Nikt nie kłamie. Młody wilczuś nie znał jeszcze nawet pojęcia kłamstwa. A skoro wszystko jest prawdą...
- Mama mówiła, że jestem zły. Na pewno jestem.
To było żelazne przekonanie tkwiące w szczeniaku od momenu narodzin. Trudno, by szybko się zmieniło.
- Tak jest pani damo wojowniczko! Nie zawiodę pani! - uśmiechnął się do wilczycy rozbrajająco.
Wciąż nie znał jej imienia. Ale "pani damo wojowniczko" brzmiało nie najgorzej, prawda?
Berenika
Latający Wojownik, Przewodnik
Latający Wojownik, Przewodnik

Berenika


Female Liczba postów : 296
Wiek : 23
Skąd : Nie wiem. :v

     
Na szczeniece "dlaczego" i reszte slow Ber zdziwila sie troche, ale widac po prostu takie idealy w nim zakorzeniono. To dosc nieciekawie, ale chyba ciezko bedzie to zmienic. Wadera westchnela dyskretnie, po czym usmiechnela sie cieplo.

- No cóż, ja i tak swoje wiem. - stwierdzila pogodnie. W tej chwili nie bylo sensu wyklocac sie o wlasne przekonania.

W ogole klotnie dobre nie byly, a Berenika nie czula sie w tej chwili na silach, aby robic wyklady. Bo czasem jej sie tak zdarzalo. No, babcia juz byla. Moze tak jej po prostu zostalo. Swoja droga, jakim cudem Vincent nie znal imienia Skrzydlatej, skoro ta mu sie przedstawiala jakis czas temu? Znaczy, nie czepiam sie, choc to tak moglo zabrzmiec. Po prostu nie chce mi sie pisac. Troszku mi sie zachorowalo i ciezko mi zbyt duzo z siebie wykrzesac. Nie liczac pisania o sobie, oczywiście! Taki moj nieladny nawyk.

- A właściwie, to jak długo jesteś w tej Krainie? Wiesz może coś o niej? - zapytala, nie bedac do konca pewna, czy nie pytała juz wczesniej o cos takiego. Ale usmiechnela sie entuzjastycznie. - Jeśli chcesz, to mogę ci opowiedzieć nawet historię tej Krainy! Chyba, że ją słyszałeś.

No, Ber znala te historie. Te kilkanascie lat sporo wiedzy jej dało odnosnie niektorych rzeczy. Sama historie pewnie w jakiejs starej ksiazce przeczytała, albo usluszala od kogos.
Vincent
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik
Dorosły Przedsiębiorca, Przewodnik

Vincent


Male Liczba postów : 369

     
Vince pokiwał łebkiem.
- Ja też wiem! - oznajmił radośnie.
Nie był do końca pewien, co właściwie wie, ale na pewno coś wiedział.
Na pytanie wilczycy zareagował zmarszzeniem czoła i wyciągnięciem przed siebie łapek. Wilki też mają palce, a na nich właśnie próbował policzyć.
- Dwie łapki i troszkę. - stwierdził w końcu.
Skomplikowana ta "matetyka". Zwłaszcza, że tak naprawdę nie wiedział, ile jest tego "troszkę". Nie miał na czym policzyć - wszak łapki się skończyły.
- Tak, widziałem taką wieeeelką dziurę. I Mikołaja! Więc wiem, że tu są.
Gdy padło słowo "opowiedzieć", oczka szczeniaka się zaświeciły.
- Poproooooooszę! - zawołał.
Zwinął się w kłębuszek przy łapkach wilczycy, czekając na bajkę.
Asher

Asher


Male Liczba postów : 2

     
Asher delikatnie, łapa za łapą, przemierzał pobliskie krainy w poszukiwaniu czegoś co jest warte jego uwagi. Wiatr nie był zbyt silny, jedynie delikatnie muskał jego śnieżnobiałe futro, a panująca temperatura pasowała mu idealnie.
Basior szedł już sporą część dnia, więc łeb miał nisko, uszy oklapnięte, a łapy wraz z ogonem szurały delikatnie o podłoże. Lubił ten stan odrętwienia, kiedy jedyne o czym myślisz to żeby iść. Wtedy masz czyste i lekkie myśli.
Jego krwiste oczy powoli zaczęły przykrywać powieki, i już wiedział, że jego trans będzie musiał się zakończyć, o ile nie chce paść plackiem. W pewnym momencie jego nozdrza wyłapały zapach. A dokładniej dwa. Wypuścił powietrze i zatrzymał się. Najpierw podniósł uszy, które wyłapały cichy dialog. Kiedy doszedł do wniosku, że jego uczestnikami są wilki strząsł pył z sierści i rozejrzał się dookoła. Dawno nikogo nie spotkał i czuł wewnętrzną potrzebę otwarcia jadaczki.
Ruszył sprężystym krokiem w stronę źródła dźwięku i zapachu. Podczas tej małej przechadzki zorientował się w jak pięknym miejscu się znajduję. Wszechobecna zieleń była wyjątkowo przyjemna dla oka, unoszący się leśny zapach tylko prosił się o wąchanie, a dźwięk delikatnie szumiących liści był istnie melodyjny.
Chyba się w tym wszystkim zatracił, bo niemal nie zauważył, że wyszedł na otwartą przestrzeń.
Jego oczom ukazała się wilczyca i igrające obok niej szczenie.
-O, witam! - wydusił dosyć drętwo. Właśnie sobie zdał sprawę od jak dawna z nikim nie rozmawiał. W ogóle od dawna nikogo nie widział.
Berenika
Latający Wojownik, Przewodnik
Latający Wojownik, Przewodnik

Berenika


Female Liczba postów : 296
Wiek : 23
Skąd : Nie wiem. :v

     
Ber już miała zacząć opowiadać młodemu historię Krainy, kiedy ktoś nowy się pojawił. Obcy. Odwróciła głowę w jego kierunku wpierw nieco nieufnie, ale jej wyraz twarzy szybko uległ zmianie - posłała mu lekki, ciepły uśmiech.

- Witaj, nieznajomy. - odpowiedziała.

Nie miała co być taka nieufna. Jako wojownik, wciąż jej było ciężko do tego przywyknąć. Ale nie wyczuwała jakichś złych intencji ze strony obcego basiora. No tak, obiecała sobie, że bardziej zaufa swoim umiejętnościom. Przecież miała duże doświadczenie w walce! Ile to już trzymała swą posadę? Oj, na pewno długo, choć straciła rachubę czasu. To wszystko wina tej niesamowitej wyprawy, podczas której przez pewne właściwości tamtego terenu została odmłodzona. Wciąż nie wiedziała jakim cudem, ale miała nadzieję, że z panem Szwedem wszystko w porządku. Bardzo jej pomógł. Aaale~! Przecież mały Vincent czekał na opowiadanie. Tak więc odwróciła głowę w stronę szczeniaka i odchrząknęła cicho.

- Kilkadziesiąt tysięcy lat temu kraina ta była spokojnym miejscem, słońce świeciło przymilnie, wiatr lubieżnie rozwiewał sierść, a ocean szumiał spokojnie, kładąc wszystkie zbłąkane dusze do snu. Mieszkańcy zwykli zwać to miejsce rajem - ba, uznali za piękniejsze, niż eden! Wilki, Smoki i Gryfy żyły w pokoju i zgodzie, zjednoczeni i silni. A przynajmniej było tak do przybycia grupy nieznanych . Choć z początku zdawali się być nikim więcej niż tylko szczęśliwcami, który odnaleźli to niebo - to już niedługo wszyscy mieli zobaczyć swój błąd. Ugrupowanie składało się z szóstki osobników - czwórki wilków, gryfa i smoka. - do tego momentu recytowała śpiewnie, gdyż początek znała na pamięć. Nie chciała jednak zanudzać młodego, więc postanowiła, że w dużej części mu to streści. Z resztą, nie wszystko znała tak dokładnie, by móc z pamięci mu opowiedzieć. - Najstarszy z grupy był odziany w czerń. Krążyły plotki, iż widziano go tylko w świetle księżyca, a podczas świtu zmieniał się w kupę odrażających, rozkładających się mięśni ledwo trzymających się pożółkłych kości. Wiele stworzeń było ciekawych tajemnicy, którą ów skrywał. Wreszcie jego słuchacze ustanowili go swoim liderem - tak powstała Wataha Nocy.
Kolejny był nieco młodszy, przeciwieństwo swego brata. Impulsywny, agresywny i żądny władzy. Był również mistrzem magii ognia. Wielbił zniszczenie i sianie terroru. Widząc poczynania swego brata również zapragnął stworzyć własną grupę. Zmusił słabsze wilki do stania się częścią jego ugrupowania, a ci przerażeni jego potęgą sami postanawiali zasilać jego szeregi. Wreszcie przeniósł się na południe Krainy i wybudował pałac u stóp aktywnego wtedy wulkanu. Zaczął również wojnę z wilkami, które nie należały do żadnej grupy.
Trzeci z nich, najmłodszy, w życiu kierował się spokojem i rozwagą. Miał duże serce i dzielił się nim z tymi, którzy tego potrzebowali, służąc im swoją radą, dobrocią czy przysługą. Martwiły go poczynania Ognistego wilka, ponieważ bał się o życia innych. To on więc stanął w pierwszym rzędzie, gdy wysłannicy południa postanowili zacząć spór krwawo i brutalnie. Samodzielnie odparł ich ataki, chcąc przywrócić ład i harmonię. I później rozpoczęły się bitwy, i gdy Ogień był już bliski wygranej, szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Stada Wiatru - bo tak siebie zwać lubili. Stało się to przez aktywną pomoc Ugrupowania Nocy oraz Grona Gryfów, którzy zdecydowali się pomóc. Gdy praktycznie dotknęli już granic Południa wilki księżyca ukazały swój podstęp i pojmali Wietrznego wilka, po czym zabrali prosto do Władcy Ognia, zaraz potem znikając. Pojmanego więziono siedem dni i siedem nocy, a potem kazano rozszarpać na oczach jego grupy. Tak też Wietrzne Stado poddało się, uciekając za Wielkie Jezioro na górzyste tereny.
Ostatni z nich był największą zagadką. Nie był tajemniczy, nie był też otwarty. Nie spokojny, nie żywiołowy. Trzymał się z daleka. Mówiono, że jest psychopatą pogrążonym w swym szaleństwie, że nic nie je, ani nie pije, że nie potrafi mówić, ale umie kontaktować się ze zwierzętami - w końcu, że on sam jest ucieleśnieniem wody. Słysząc te pogłoski, wilk pozostawał neutralny wobec nich. Nie zaprzeczał, nie potwierdzał. Wojnę spędził w ukryciu. Gdy Stado Wiatru zostało pokonane, postanowił pomóc niezrzeszonym, by uniknęli oni rychłej śmierci. Śpiewając Pieśń Wodnistej Iluzji zahipnotyzował on część samotników i zaprowadził na wyspę koło krainy, by po dotarciu przerwać swój czar. Tam zostali, skrywając się pod bezpieczeństwem swej własnej grupy, Watahy Wody. Nie mieli wyboru - wodne stworzenie więziło ich, wytwarzając koło krainy pole ochronne. Zniknęło wraz z jego śmiercią - poprzez spalenie. Jak czarownicę. Zwierzęta nie były zadowolone ograniczoną wolnością i tak postanowiły zakończyć ów spór. Ponoć niekiedy, w pełnie księżyca usłyszeć można, jak jego pieśń rozbrzmiewa po raz kolejny, niesiona wraz z szumem strumyka.
Gryfica i Smok trzymali się razem już od przybycia do krainy. Zwani byli Świetlistymi, gdyż przynosili zgodę i pokój skuteczniej niż wszyscy, którzy tego próbowali. Postanowili założyć wspólne ugrupowanie, gdy i inni zaczęli to robić. Zamieszkali na wschodzie, z dala od sporów. Gdzie zapewne żyliby w zgodzie do dziś. Gdy Władca Ognia zaczął opanowywać krainę, Gryfy, jako waleczne i odważne stworzenia, postanowiły jak najszybciej pomóc, Smoki natomiast wolały się w konflikt nie mieszać. Nastąpiło kilka sprzeczek, nawet bójek - i tak losy Smoków i Gryfów na zawsze rozdzieliły się. Świetlisty Smok postanowił przenieść swoje stado na tereny górzyste, jak się później okazało - koło Watahy Nocy.
Historia ta urywa się przy śmierci Ognistego Wilka. Nigdy przedtem i nigdy później nie było władcy tak okrutnego i bezlitosnego jak on, nie było też wilka tak tajemniczego i inteligentnego jak przywódca Watahy Nocy, osoby tak dobrodusznej i oddanej jak Wietrzny Wilk, ani stworzenia tak szaleńczego i odmiennego jak uosobienie Wody.


Wadera częściowo recytowała i częściowo mówiła własnymi słowami, po części przez moje lenistwo. Po zakończeniu historii jeszcze raz odchrząknęła i przyjrzała się uważnie młodemu. Jakie wrażenie wywarła na nim historia? Może go zanudziła, może zainteresowała? Ber nie mówiła raczej jednostajnym i monotonnym głosem, więc może nie powinno być tak źle... Chyba, że Vincent nie lubił długich historii. Ale co tam, najwyżej po prostu jej o tym powie, i będzie unikała takie rozgadywania się!

- I co o tym myślisz? - zapytała się, pełna entuzjazmu. Kochała tę historię, ale nie będzie zła, jeśli białemu wilczkowi się nie spodoba.
Sponsored content