Bursztynowe Morze

Araksjel Gretiem
Dorosły

Araksjel Gretiem


Male Liczba postów : 23
Wiek : 27

     
Greti zaśmiał się cicho pod nosem - Tak. Jestem tutaj pierwszy raz. No jakoś nie było do tej pory żadnej szansy - Westchnął lekko, ponownie wypuszczając obłoczek miękkiej pary, co dodawało mu "smoczego" uroku i odróżniało od ciemnego tła - To teraz masz szanse ujrzeć na własne oczy to gadzie stworzenie - Dodał szybko. Przesunął swój, także kolczasty ogon po miękkim piasku. Nie wiedział co dalej powiedzieć. W takim razie chwilkę pomilczy i posłucha co wilczyca ma do opowiedzenia, ale oczywiście, ze będzie ripostował, chociaż nie koniecznie. Mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
Ciemność, ciemność i jeszcze raz ciemność. W sumie to mu nie przeszkadzało. Był przyzwyczajony do mroku, w końcu smoki najczęściej znajdują gniazdo w głębokich i zimnych jaskiniach. Lecz nie wszystkie maja takie upodobania. Tutaj przecież istnieją różnorodne rasy, o których jeszcze nic dokładnie się nie dowiedział, no może poza Ianthe, którą miał szanse spotkać. Dotychczas mijał to i owo. Okiem zerkał i orientuje się jakoś co i jak. W tej chwili począł przemycać zapach morskiej wody, której won stawał się ostrzejszy i łatwo wpadał w zmysł. Przymknął delikatnie oczy i lekko uniósł łeb.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Wilczyca lekko zgarbiła się i popatrzyła w stronę, z której dobiegał dźwięk szumiącego morza. Próbowała dopatrzyć się "wielkiej wody". Udało jej się to jedynie po części, bo przecież woda do najjaśniejszych żywiołów nie należy; mieszała się z ciemnym sklepieniem. Westchnęła głucho i powróciła wzrokiem do gada.
- Wiesz, powiem ci w sekrecie, że kiedyś miałam już do czynienia ze smokami. Jakoś nie chciałam dzielić się tą informacją, chyba rozumiesz? Prawdę mówiąc to właśnie twoi pobratymcy pomogli mi uwolnić Severynię z łap tych chciwych kundli - rzuciła nieśmiało, wodząc wzrokiem po piasku i jednocześnie rysując po wilgotnej glebie jakieś cuda niewidy. Sama nie wiedziała, co "tworzyła". - Jestem szczera, to tylko zwykła niepewność. Ostatnio zaczęła odznaczać się u mnie nieufność. Ale to nie jest dziwne po spotkaniu tego dziwnego Cosia... - mówiła spokojnie, jednak dreszcz przerażenia wstrząsnął nią na wspomnienie ciemnego nieznajomego.
Araksjel Gretiem
Dorosły

Araksjel Gretiem


Male Liczba postów : 23
Wiek : 27

     
Leżał w spokoju, to nasłuchując może i wyłapując słowa Marano. Odwrócił głowę w jej stronę - Jasne. Pewnie gdybym był na Twoim miejscu, też bym trzymał to dla siebie - Potwierdził, mówiąc niskim i łagodnym tonem, a następnie zaczął dumać, spuszczając wzrok w dół. Zaraz jednak obudził się do świata żywych i uniósł swoje białe ślepka na znajomą - Naprawdę? Szczerze, to nie sądziłem, że istnieją uczciwe smoki. A...przed kim ją wyzwoliły? - Zapytał z ciekawością i dołożył następny skład wypowiedzi - Cóż, nikt nie jest w końcu doskonały. Z wiekiem każdy się zmienia. Nie ma się co martwić. Niepewność nie jest negatywną cechą, aczkolwiek w wielu przypadkach się nie sprawdza. A nieufność... Zawsze lepiej dmuchać na zimne, niż się potknąć i żałować. Przezorny zawsze ubezpieczony. Takie jest moje zdanie - Dopowiedział i uśmiechnął się nikle.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Zanim udzieliła jakiejkolwiek odpowiedzi na pytanie i przemyślenia nowego znajomego, pomilczała jeszcze kilka minut. Starała się zebrać rozbiegane myśli. Wreszcie odchrząknęła i wyprostowała się, co było zwiastunem nadchodzącej przemowy.
- Może lepiej się połapiesz, gdy opowiem ci po części moją historię. No więc... urodziłam się w malowniczej krainie zwanej Severynią. Rodzice nadali mi imię Marano, gdyż jestem identyczna jak patronka kraju, jeśli mogę tak to nazwać, która również jest moją imienniczką. Wadera ocaliła niegdyś krainę przed chciwą hydrą. Udało jej się, ale musiała poświęcić życie. Do rzeczy... Zawsze byłam wyśmiewana przez rówieśników w swoim wieku. Z powodu prostego: odmienność. Wciąż zamknięta w sobie, często musiałam wysłuchiwać kpin. Nie moja wina, że taka małomówna ze mnie samica. I przyszedł czas, gdy wrogie stado zaatakowało nasze terytorium. Oh, zapomniałabym dodać, że od zawsze interesowałam się smokami. Wiele się o nich nauczyłam. Wrócę do bitwy. Wszystkie szczeniaki miały być wyeksportowane poza teren bitewny. Nie zdążyli, gdyż wrogowie okrążyli tereny. Byliśmy w pułapce. Ale udało mi się wymknąć z łap napastników. Pałętałam się po swoich kryjówkach, gdy pewnego razu trafiłam na ogromne ślady. Zaprowadziły mnie one do smoków. Załapałam z nimi wspólny język i udało mi się je przekonać, by pomogły mi w walce. I udało się. Niestety wkrótce dowiedziałam się, że moi rodzice zginęli w bitwie. Postanowiłam zostawić to miejsce i znaleźć nowy dom. Jakimś cudem trafiłam tutaj i przyłączyłam się do Watahy Ognia... - zakończyła opowieść, łapiąc głęboki oddech. No, nieźle ją to zmęczyło. - Teraz wiesz wszystko. No więc... twoja kolej. Opowiedz mi swoją historię. - uśmiechnęła się, ukazując rząd śnieżnobiałych kłów.
Araksjel Gretiem
Dorosły

Araksjel Gretiem


Male Liczba postów : 23
Wiek : 27

     
Smok nie spuszczał oczu rozmówczyni. Słuchał jej historii z ciekawością. Pierwszy raz coś go, chociaż na chwilkę zainspirowało. Po tym jak padła prośba wadery, westchnął ciężko, wbijając gdzieś wzrok w pustynną glebę i począł zastanawiać się od czego by tu zacząć. Zaraz po namyśle rozpoczął swoje przemówienie - Hm...jeśli chcesz ją usłyszeć. A więc...Urodziłem się w zwyczajnej rodzinie smoków ognistych. Moi rodzice byli czystej krwi. Jedynie co wyróżniało naszą rasę to to, że były szkolone do zadań bojowych. No ale przejdźmy do sedna. Mieszkaliśmy w zwykłym świecie, w którym połowę planety zamieszkiwali ludzie. Przez lata było wszystko w porządku, do czasu dopóki nie wywołali nam wojny. Posłano na nas prawie całą eskortę wojskową. Oczywiście musieliśmy kontratakować. Człowiek, najzwyczajniej w świecie chciał po prostu przejąć nie swoje tereny, uznając nas zarazem za groźne gady, choć nigdy, żadna istota ludzka nie zginęła z naszych szponów. O nasze wspólne życie walczyli moi rodzice, krewni, bracia, siostry. Niestety nie wiem co się z nimi stało. Czy zginęli, czy przeżyli. Dodam też, że miałem...może jeszcze mam młodszego brata o imieniu Cinnabar. W czasie gdy wszyscy staczali między sobą bitwę z Cin ukryliśmy się w jaskini. Niestety coś poszło nie tak i nasza skrytka, zapewniająca jedyną ochronę, zawaliła się. Szybko wyszedłem za bratem, lecz ciężki, zawalający głaz przygniótł końcówkę mojego skrzydła. Stąd ta blizna - Przerwał i w momencie wypowiedzi, wysunął lekko stratowaną błonę, po czym z powrotem schował. Nie było przecież czym się chwalić. Potem dodał dalej - Uciekliśmy daleko. Znaleźli nas i chcieli złapać. Ale się wymknęliśmy. Przez tą całą panikę, zgubiłem rodzeństwo i poleciałem przed siebie. Zostałem sam no i...dotarłem tutaj - Podobnie jak u Marano opowiadanie było dość wyczerpujące i powoli wziął wydech. Przekręcił się na drugi bok - Pierwszy raz widzę kogoś kto w jakiś sposób pasjonuje się smokami - Dołożył i poruszył ogonem po piasku. 

//Wybacz za późne odpisywanie ;c//
Pan Naukowiec
Dorosły

Pan Naukowiec


Male Liczba postów : 26

     
Zatopiony w swych przemyśleniach nawet nie zwrócił uwagi, kiedy jego chuderlawe łapki zaniosły go nad Bursztynowe Morze, aktualnie w barwie lekkiego i całkiem przyjemnego błękitu. Pół obecny wzrok zatrzymał się chwilowo na spokojnym, subtelnych falach, by potem zamknąć je na chwile, nie widząc nic prócz błogiej ciemności, wsłuchując się tylko w wodę łagodnie obijającą się o brzeg plaży.
Lubił takie chwile, moment na samotność. Nigdy zbytnio mu nie przeszkadzała, a wręcz samotniczy tryb życia wręcz mu odpowiadał. Łatwiej. Wygodniej.
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Karmel przybył tu, szukając kogoś, kogo nie będzie lubił rudy kot.
Powód dość dziwny, ale jak się zastanowić, równie dobry, jak każdy inny.
Może krótki opis? Wilk ma ranę na łbie, gojącą się już i obwiązaną czymś, co kiedyś było rękawem munduru. Oprócz tego cały pysk ma brudny od białego proszku - mąki. Mąka sypie się niego na każdym kroku, nadając mu wygląd półducha i zostawiając wyraźny trop.
Kot zaś porusza się z gracją, idąc powoli na dwa metry przed wilkiem. Jest rudy i ma oczy koloru bursztynów. I właśnie się zatrzymał, widząc wilka w masce. Zjeżył sierść, najwyraźniej biorąc go za kogoś innego.
Karmel zauważył to natychmiast.
Spróbował otrzepać się z mąki. Nie wyszło. Wzbiła się tylko jej chmura, na moment niemalże całkowicie przesłaniając wilka.
Pan Naukowiec
Dorosły

Pan Naukowiec


Male Liczba postów : 26

     
Jego piękna, cudowna chwila samotności i spokoju została przerwana - ale nie poczuł ani cienia złości. Może i chwila jak ta są głęboko w jego sercu, ale czas ożywić trochę to zmęczone ciało. A przynajmniej spróbować.
Odwrócił się więc w stronę zapachu czegoś nowego i mu nieznanego - zauważając tylko jakiś biały, dziwny dym, z którego chwilę potem wydobył się nieco poturbowany wilk z mniejszym towarzyszem. Trzeba przyznać, że nieco go sytuacja ta zaciekawiła, więc wstał i niedbale otrzepując się z piasku, z wolna ruszył w stronę nieznajomego.
- Dzień dobry - wychrypiał spokojnie, przekierowując na niego swe brązowe oczyska.
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Karmel skinął łbem na powitanie, podchodząc nieco bliżej.
- Dzień dobry.
Chwilę się zastanawiał, nim rzekł.
- Potrzebuję twojej pomocy. Wiesz, kim jestem?
Usiadł, wzniecając kolejną chmurę mąki. Następnie wpatrzył się w oczodoły maski, czekając na odpowiedź.
Osobnik wyglądał podejrzanie. Ale... Według reakcji kota był godzien zaufania. Poza tym... Kiedyś musiał się z nim spotkać, prawda? Skoro tak, to może mimo wyglądu nie był on taki groźny...?
Albo on, rzekomo beta wiatru, przestawał z półświatkiem. Mało prawdopodobne.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Kiedy smok opowiadał o swoim życiu, Marano słuchała jego słów w milczeniu. Wpatrywała się w niego błyszczącymi ślepiami. Zainteresowanie rosło w jej oczach.
Bardzo ciekawa historia — skomentowała, gdy skończył. — Ty pierwszy raz spotykasz kogoś, kto interesuje się twoją rasą, a ja pierwszy raz spotykam smoka w  t e j  krainie. Myślałam, że żyją tu tylko wilki. Niektórzy szepczą, iż gryfy też zamieszkują to miejsce... Chciałabym kiedyś jakiegoś spotkać. Ciekawi mnie ich zachowanie w różnych sytuacjach... — mruknęła, a jej głos był pełny fascynacji.
Dotychczas siedziała, i wciąż trwała w tej pozycji. Jedyne co się zmieniło to ciężar ciała utrzymywany wciąż w większości na lewej łapie; teraz dała jej odpocząć i utrzymywała się na prawej. Oczywiście nie było tego widać gołym okiem. Wilczyca zgrabnym ruchem poprawiła grzywkę, którą nieco rozwalił jej nadmorski wiatr. Prychnęła cicho z niezadowoleniem. Ciężko było ułożyć jej "włosy". Po w miarę dobrym przywróceniu czupryny do stanu podstawowego, podrapała się wolno prawą łapą za uchem po tej samej stronie. Wciągnęła do płuc sporo powietrza. Było ostre i rześkie, takie jakie lubiła najbardziej. Przejechała jęzorem po ostrych kłach i popatrzyła na smoka.
Jeśli wolno mi spytać... to jakiej rasy jesteś? — niepewnym głosem zadała pytanie. Odwróciła wzrok, by po kilku sekundach wtórnie spojrzeć na swego rozmówcę. Brwi wilczycy delikatnie się uniosły.
Kejn
Latający Doświadczony Łowca

Kejn


Male Liczba postów : 2064
Wiek : 25

     
Nadciąga MG!

Pac! Pac!
Nieduża, żółta żabka pojawiła się nie wiadomo skąd.
Pac! Pac! Pac!
Już wiadomo, skąd. Z nieba. Z ciemnego, nocnego nieba spadają żaby. Żółta żaba żarła żur, jak w wyliczance dla dzieci. Malutkie, niepozorne liściołazy straszliwe... Wyglądają słodko, nie sądzicie?
Pac, pac, pac...
Żabami pada. Lecą z nieba, spadają na wilki, spadają do wody. Skaczą i rechocą wesoło.
Pac, pac, pac.
Ziemia szybko robi się żółta od niewielkich płazów.
Pac, pac, pac.
Ktoś tam na górze nieźle się zdenerwował, że rzuca jadowitymi liściołazami.
Pac, pac, pac.
I stop. Nagle ulewa żabek ustaje. Wszędzie ich pełno.
Miłej zabawy, Marano, Karmelku, Panie Naukowcu.
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Karmel zakrztusił się mąką. Znowu. Zakaszlał głośno.
Żaby? Żaby z nieba? To sprawka Onych, czy halucynacje?
Wygląda na to, że jednak dostał za mocno w łeb. Amnezja nie była jedynym skutkiem ubocznym.
Żaby... Deszcz żab...
Żółtych żab na dodatek.
Zamknął oczy, licząc po cichu, że gdy je otworzy, żab już nie będzie.
Były.
Potrząsnął parę razy łbem, wzniecając kolejną chmurę mąki. Następnie rozejrzał się. Jego wzrok zatrzymał się na wilczycy stojącej niedaleko. Podszedł.
Jako Mortimer już skinął jej łbem.
- Witaj. Czy ty też widzisz żaby? - spytał.
Marny tekst na podryw... Ale i podrywu żadnego nie planował.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Żaby? POWAŻNIE?! Marano miała wrażenie, że sfiksowała. Chyba o jedna skała rozwalona głową za dużo! Przerażona nie wiedziała, co począć. Rozglądała się rozpaczliwe w poszukiwaniu jakiejś kryjówki. Niestety jej sokole oczy nie dostrzegły nic, więc w geście bezradności upadła na ziemię i przylgnęła ciałem do zimnego piasku. Zacisnęła oczy. Czuła, jak uderzają ją obślizgłe ciała płazów. Przysypała ją ich niewielka ilość. Gdy przestała odczuwać kolejne uderzenia w grzbiet, powoli uchyliła ślepka i uniosła się. Rozprostowała łapy i spróbowała uspokoić. Ktoś tam u góry chyba się na nią uwziął... Jak nie choroba, z której cudem wyszła żywa to teraz deszcz żab! Za jakie grzechy?! Była na skraju szaleństwa. Mało brakowało, a za chwilę zaczęłaby się śmiać i wylądowałaby w psychiatryku! Udało jej się na szczęście nieco opanować. Za to najróżniejsze uczucia poczęły nią targać. Miała ochotę śmiać się, płakać, krzyczeć, milczeć, skakać, siedzieć, zabijać i umierać... i to wszystko jednocześnie. Oszaleć można, czyż nie? Wdech i wydech, wdech i wydech... Jakimś wieeeelkim cudem wreszcie się uspokoiła. Może nie do końca, no ale... I wtem do jej uszu dobiegł jakiś męski głos. Czy też widzi te żaby? Trzymajcie ją, bo chyba jest w ukrytej kamerze!
Czy też je widzę? Czy widzę te żaby? To jakiś żart, kpisz sobie ze mnie?! — powoli odwróciła łeb, a potem całą resztę swej osoby w stronę rozmówcy. Jej prawa brew uniosła się. — Tak, wyobraź sobie, że również widzę te żółte płazy! Nie oszalałeś, nie przewidziało ci się, nie sfiksowałeś, nie masz zwidów, nie dorzucili ci niczego do śniadania! Jednym słowem: nie, nie tylko ty je widzisz i nie tylko na ciebie uwzięli się ci z góry! Tak, wiem że to nie jedno słowo, ale tak się mówi! — krzyknęła. Czy ona jednak aby na pewno dobrze się czuła? Chyba nie...
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Morti aż się cofnął przed atakiem wściekłości wadery. Na szczęście tylko werbalnym...
- Przepraszam, nie chciałem... Czy ja coś powiedziałem nie tak?
Usiadł, po czym ponownie spróbował się otrzepać z mąki. Przy okazji zdjął małą żółtą żabkę z głowy i przyjrzał się jej uważnie.
Czy te kolorowe nie były przypadkiem jadowite?
Szybko odrzucił żabkę najdalej, jak potrafił. Ale co to zmieni? Było ich tu pełno. Dotykały go setki płazów. Setki trujących żółtych zwierzątek...
I to by było na tyle, jeśli chodzi o przeżycie.
- Jestem Mortimer. Wiesz... One chyba są jadowite.
Rozejrzał się w poszukiwaniu kota. Może przynajmniej ten zdechnie? Nie... Siedzi bezpiecznie na jakiejś skale, daleko od żab. Znając Karmelowomortimerowe szczęście, nie oberwał wystarczającą ich ilością.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Oczy Marano jakby nagłe wyszły lekko na wierzch. Cóż, na gatunkach żab to ona się nie znała i nie uważała, by ta wiedza była praktyczna. Nie w jej przypadku. Nie startowała na nauczycielkę biologii ani żadnym zoologiem po uniwersytetach też nie zamierzała zostać.
Że... że co?! Ja-jadowite?! — krzyknęła, przy czym rozejrzała się, patrząc przerażonym wzrokiem na żółte żaby. Jadowite?! JADOWITE?! — Oh, proszę, obudźcie mnie! Niech to będzie zły sen, najgorszy z możliwych koszmarów! — jęknęła.
W pewnym momencie jeden z płazów znalazł się na jej łapie. Z piskiem podskoczyła i niemalże wskoczyła Mortimerowi na grzbiet! Zamiast wgramolenia się na niego, znalazła się błyskawicznie obok samca. Skuliła się i kłapnęła szczękami na szykującą się do skoku na jej łeb żabkę.
Możesz mi mówić Marano. — rzuciła w pewnej chwili, wciąż się rozglądając. Nadal łapy miała podkurczone i prawie ocierała się ciałem o nowego znajomego.
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Morti strząsnął żółtą żabkę z barku Marano.
- Lepiej jednak ich nie jedz. - poradził.
Ostrożnie się rozejrzał. Onych ani śladu. Morze... W morzu może być bezpieczniej. W wodzie nie żyją naturalnie trujące żabki. One to bardziej w lesie...
Możliwe, że morzem udałoby się im odejść poza zasięg żabiej ulewy.
No chyba, że była nad całą Krainą... Wtedy nie byłoby miło.
Wdech, wydech.
- Spokojnie. Posłuchaj, Marano. Teraz powoli pójdziemy w kierunku morza. Wszystko będzie dobrze. Woda spłucze to świństwo. Spokojnie. Dobrze?
Spokojnie, spokojnie. Powtarzał to głównie dla siebie. By nie stracić kontroli nad głosem, nie zabrzmieć przypadkiem jak Karmel.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Jej szczęki lekko drgały z przerażenia. Nie dość, że obrzydliwe to jeszcze trujące! A mógł jej tego nie mówić, pewnie zniosłaby to wszystko o wiele lepiej żyjąc w niewiedzy! Ten śluz, który teraz ściekał po jej sierści, zlepiając ją... ohyda! Wilczyca skrzywiła się lekko.
Wiesz, nie mam w zwyczaju jedzenia czegoś, co może mnie zabić... — parsknęła, a pomimo że chciała zabrzmieć poważnie to nie wytrzymała i cichutko jednak zachichotała. No kto by się nie zaśmiał z takiego tekstu, co? No łapka w górę, kto nie?
Marano przełknęła ślinę dość głośno. Cel: dotrzeć do morza. Niby to takie proste, a jednak przeszkodą były żabki, takie tycie i niewinne... jednakże niosące śmiertelną truciznę!
Dobra, pójdziemy do tej głupiej wody, ale nie odchodzisz ode mnie ani na krok, zrozumiano? No to wio... — westchnęła cicho i wolnym krokiem zaczęła stawiać łapy przed sobą i posuwać się dalej. Miała nadzieję, że Mortimer jest tuż obok i nie odstępuje od niej nawet na kilka centymetrów! Szła i szła, i szła, i szła... Nie czuła, by cokolwiek zmoczyło jej łapy.
I co teraz panie geniuuuuu-! — przeciągnęła ostatnią literkę, nie dokańczając zdania.
W jednej chwili poczuła uderzenie zimna i zaraz przykryła ją wielka fala. Jakiś odpływ był czy co?! Szczęście to jej dzisiaj nie sprzyjało, tak samo jak szanownej autorce, która prawie miała wypadek samochodowy i autko do którego wsiadała niespodziewanie szarpnęło w przód przy odpalaniu, po czym została jej pamiątka na nóżce w postaci siniaka! Ale to nie o niej tutaj toczy się dyskusja, tylko o naszej Marano, która teraz była pod wodą. Wynurzyła się jakimś cudem na powierzchnię.
Nie umiem pływać! — wrzasnęła jedynie, a potem kolejna fala ją przykryła.
Gdzie, oh gdzie jej superhiroł, który wybawi ją z opresji?!
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Nie odchodził od niej, wcale nie zamierzał. Szedł tuż obok, razem z nią powoli wycofując się do wody. I strącając wspinające się po ich łapach żabki.
Fakt, morze bywa wredne...
Ale, o dziwo, Mortimer pływać potrafił. Lubił morza.
Zanurkował więc bez wahania za wilczycą. Bo w końcu musiał zrobić coś dobrego. To wynika z prostej statystyki.
Woda w miejscu, gdzie się zanurzył zrobiła się mętna od spłukanej z sierści mąki.
Wracając: zanurkował i złapał Marano, po czym przyholował dość blisko brzegu, by była w stanie stanąć na własnych łapach.
- Wszystko w porządku? - spytał z troską.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Co to było za piekło! Kiedy tylko poczuła, że nie znajduje się już pod wodą - złapała gwałtownie głęboki oddech, wydając z siebie głośne 'hyy!'. Wypluła z pyska wodę. Zakaszlała, dławiąc się słoną cieczą. Oczy miała zaciśnięte. Dreptała wolno, a fale szarpały nią na boki.
Wszy-wszystko w porządku... — wychrypiała.
Chwiała się na łapkach. Straciła wiele sił. W jednej chwili przed oczami przeleciało jej całe życie! No, Marcia, chyba pora nauczyć się pływać! Nie wychodziła na ląd, tam były żaby, które skuteczniej i szybciej od morza odbierały życie. Wiatr dmuchnął w nią, przez co zadrżała z zimna. Zaszczękała kłami. Cała ociekała wodą. Podeszła jeszcze ociupinkę bliżej brzegu. Teraz woda sięgała jej do "kolan". Wciąż jej postawa zależna była od siły kolejnych fal. Woda... jej kolejny największy wróg... Myślała nad wszystkim. Zawdzięczała temu tam obok życie. Mortimer uratował ją od utonięcia. Zbierała się na jakieś podziękowania, ale gdy już miała coś powiedzieć... głos po prostu znikał, nie mogła nic z siebie wydusić. Wypluła do wody trochę swojej śliny, próbując pozbyć się słonego posmaku.
Mortimer... ja... ja dziękuję... Uratowałeś mnie, a przecież nie musiałeś, bo dopiero się poznaliśmy i... i w ogóle... Po prostu dziękuję. Bardzo. A słuchaj... do którego stada należysz? — jej głos był słaby; starała się mówić jak najgłośniej, by przekrzyczeć szum fal i szalejący wiatr.
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Morti stał między nią, a morzem, by w razie czego ją złapać.
- Nie ma sprawy. Nie mógłbym cię przecież tak zostawić!
Westchnął cicho.
- Nie mam pojęcia. To długa historia.
Nabrał wody w łapy, po czym zaczął energicznie czyścić futro z wszelkich ewentualnych resztek toksycznego żabiego śluzu. Wolał mieć pewność, że nic nie zostało. Bo mogłoby być niemiło...
W końcu zanurzył łeb, łapą szorując kark, grzywkę, pysk i tak dalej. Wynurzył się po chwili, parskając.
Również splunął do wody. Czynność ta niestety prawie nie pomaga. Ale cóż...
Zimno. Brr. Ale wytrzyma, dobrze jest. W końcu to nie pierwszy raz...
Nie pierwszy?
Sprawdzi to jakoś. Teraz ma ważniejsze sprawy na głowie.
- Polecam kąpiel. Spokojnie, asekuruję cię. Płytko jest. - rzekł - A potem wybierzemy się na poszukiwanie miejsca, gdzie nie padało żabami.
Uśmiechnął się zachęcająco do Marano.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Wilczyca powoli się uspokoiła. Wróciła do żywych, hura! Wolno schyliła łeb i zaczęła łapami zmywać z głowy pozostałości śluzu. Potem tułów, ogonek i kończyny! Wreszcie odetchnęła i otrzepała się z wody na tyle, ile mogła to zrobić. Popatrzyła na Mortimera.
Opuszczenie tego miejsca chyba nie jest takim złym pomysłem, tylko że... dotychczas rozmawiałam tutaj z moim nowym znajomym. Teraz już go nie widzę... — rozejrzała się, po czym westchnęła. — Ciekawi mnie jednak, dlaczego akurat żaby. Przecież to... nieludzkie, nienormalne, chore wręcz! Mam dziwne wrażenie, że świat się na mnie uwziął. Najpierw ta głupia choroba, która mnie prawie zabiła, a teraz... teraz jakieś jadowite, obślizgłe żaby! Mam dość, serdecznie dość! Nie wiem, co ja jeszcze robię w tej Krainie! Zaćmienia słońca i dziwne stwory z mackami! To wszystko jest takie jakieś... dziwne! Ugh! — sapnęła. Długa przemowa, czyż nie? Dyszała cicho. Zmęczyła się, no co! — Poniosło mnie trochę... Chodźmy już stąd, naprawdę zaczyna się robić niefajnie... Te płazy źle na mnie działają... — już miała iść, kiedy to nagle ŁUP! i leży pyskiem w wodzie. Na szczęście było płytko i wróciła do pionu bez najmniejszej trudności.
Popatrzyła najpierw załamanym wzrokiem na Mortimera, po czym niespodziewanie wybuchnęła głośnym śmiechem.
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Morti również się uśmiechał, chcąc dodać jej odwagi.
- Ostrożnie! - powiedział. - Powoli, spokojnie, kroczek za kroczkiem stąd chodźmy.
Była w szoku. Należało ją jak najszybciej stąd zabrać, posadzić w jakimś bezpiecznym miejscu i dać jej dojść do siebie.
Bezpiecznym miejscu? Mortimer takich nie znał. Ale już nie musiał... Teraz, gdy wygląd jego się zmienił, nie ma nic, co wskazywało na jego Karmelowatość. To znaczy, że nie musi już aż tak pilnować swoich kroków. Póki nikt nie wie, że jest Karmelem, ma szansę przeżyć. Nawet całkiem sporą szansę.
A, propo. Woda zmyła znaczną część perfumów, którymi maskował swój zapach. Jak tylko wyjdą na brzeg musi się tym zająć.
Ale to potem. Teraz najważniejszą sprawą jest zabranie stąd Marano.
- No, idziemy. - rzucił na zachętę, uśmiechając się do niej.
Uczynił krok naprzód. Jeśli wilczyca ruszy, będzie szedł u jej boku.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Wilczyca machnęła lekko ogonem i podążyła za nowym znajomym. Nadal jednak miała się na baczności; może już częściowo mu zaufała, ale zanim całkiem się do nie przekona to z pewnością minie jeszcze trochę czasu. Wolno dreptała obok Mortimera.
Może wybierzemy się do jakiegoś przytulnego miejsca, przykładowo baru? O, gdyby było tam jeszcze karaoke! Co ty na to? Miło spędzimy czas! Raczej w tamtym lokalu nie będzie porozrzucanych wokół jadowitych płazów — zachichotała. — Pozostaje wybór miejsca... Ale ty się tym zajmij, dobrze? Nie umiem dobrze wybierać. Pamiętaj, aby było karaoke i smaczne przekąski! — przypomniała znów, uśmiechając się szeroko.


z.t.
Mortimerkokarmelku, wybierz proszę miejsce [Piwna Nuta może być XD] i jak już tu będziesz dawać zt to rzuć linkiem! Złapię!
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Ah. Jakoś przeoczyłam ten odpis, żyłam w będzie. Wybacz to opóźnienie.

Morti uśmiechnął się lekko.
- Coś ciepłego na pewno nam się przyda.
Wybierz miejsce i niech to będzie Piwna Nuta... Dobrze więc. Chodźmy do Piwnej Nuty.
Wilk szedł, szedł i szedł, aż wyszedł z tematu.
Post jest niemożliwie krótki, wiem. Ale podczas pisania i tak ze dwa razy oparłam głowę na klawiaturze... Jesus, za jakie grzechy mam chodzić do szkoły? Ja chcę się wyspać!

zt -> https://wilki94.forumpolish.com/t121-piwna-nuta pisz pierwsza.
Tempus
Lekarz

Tempus


Male Liczba postów : 262
Wiek : 26
Skąd : Kraina Czasu

     
Powoli truchtając za towarzyszką ,dotarli do plaży, która okryta piaskową kołderką, mieniła się pryzmatami, od światła gwiazd. Wszystko wyglądało uroczo i bajkowo, jako że zaćmienie słońca dalej dawało o sobie znać. Można było słyszeć cichy szum, który rozkosznie ,wędrował po jego uszku. Wilk widząc krajobraz zatrzymał się i spojrzał wielkimi oczkami, czując jak ta głębia obrazu pochłania go. Przez nadmiar emocji, aż usiadł by nie paść nagle. Jakby nie patrzeć ,Tempus po raz pierwszy miał okazje dostrzec na żywo tenże widok.
-Tu jest...wspaniale...
Szepnął pod noskiem, po chwili spoglądając kątem oka na towarzyszkę.
-Wheat, tu jest super. Dziękuję że pokazałaś mi takie miejsce...nawet nie wiesz, jak moja dusza domaga się takich wyjątkowych widoków.
Rzekł entuzjastycznie, machając ogonkiem. Gdyby jeszcze był bardziej śmiały, skoczyłby na nią z tej radości jak i bycia wdzięcznym. Zaczął szurać lewą łapką po piachu, czując ten miły dotyk, delikatnie smyrający opuszki. Dłużej nie myśląc, wilk mimo chłodu i zimna, zaczął biec wzdłuż brzegu, czując jak lodowata woda, przeszywa jego łapki. Niczym małe dziecko, śmiejąc się i ciesząc, wilk odbiegł do innego świata, gdzie mógł spełniać swoje marzenia.
Sponsored content