Droga obok lasu

Arthas Merethil
Latający Wilk

Arthas Merethil


Male Liczba postów : 749
Wiek : 22

     
Droga obok lasu Twisty_section_of_the_Beaulieu_Road_near_Pig_Bush,_New_Forest_-_geograph.org.uk_-_35962
***
Ludzka asfaltowa droga, niedaleko lasu. Codziennie przejeżdża nią kilka maszyn zwanych samochodami. Lepiej nie siedzieć na środku tej ścieżki.
Kejn
Latający Doświadczony Łowca

Kejn


Male Liczba postów : 2064
Wiek : 25

     
Kein może i był tępy, ale jednak jakieś tam tereny pamięta. W sumie trzeba przyznać jedną rzecz.. szedł tutaj na ślep. Trochę mu zajęło dotarcie na to miejsce, ale jak widać przybył tutaj sam.
Może to i lepiej? NIET.
Był wykończony już tym całym podróżowaniem. Przydałby mu się jakiś odpoczynek, ale nie... trzeba trenować cały czas i nie wypaść z formy. Zobaczymy jak będzie co nie?
W każdym razie szedł trochę zdyszany obok drogi. Nie chciał zostać zauważonym przez ludzi więc starał się jakoś skradać w krzakach.. cieniach drzew. Głupotą byłoby teraz dać się zauważyć. Jeden sobie taki człowiek wyjdzie i zabije. Tylko idiota dałby się teraz wykryć.
W pewnym momencie przystanął, a właściwie się położył na brzuchu i obserwował drogę. Coś tam sobie jedzie.. teraz tylko czekać na ruch.. na drugą stronę. Bez tego nie dojdzie nigdzie. Wadery są z tyłu? Nie wiadomo. Zobaczymy później.
Arya Aemon
Latający Wilk

Arya Aemon


Female Liczba postów : 256
Wiek : 22
Skąd : A boja wiem?

     
Wadera z daleka usłyszała szum znanych jej dobrze samochodów, aż w końcu zobaczyłam drogę. Może tylko idiota dałby się zauważyć, ale przypomnę, że Arya ma białe futro, które jest dość mocno widoczne, więc kiedy nadjeżdżała jedna z tych przedziwnych maszyn skryła się za krzakiem. Podczołgała się po kryjomu do basiora.
-Sory za to warknięcie, wcześniej...-powiedziała wymijająco patrząc na przejeżdżające auto.
Kejn
Latający Doświadczony Łowca

Kejn


Male Liczba postów : 2064
Wiek : 25

     
Kein też znał akurat ten dźwięk. Za dużo lat spędzonych w Londynie mu się odbiło na psychice, ale przynajmniej zna wszystkie dźwięki ludzkich urządzeń, broni itd.
A co do ukrywania się.. to nawet mając niebieskie futro można się skryć w krzaku z gęstymi liśćmi albo za drzewem. Łatwo to można załatwić a nie każdy się skapnie, że tam coś się czai. Dużo samochodów.. oj dużo. Południe jest, że tyle ich jest? Co dziwniejsze oni nie reagują na tą noc.. hmm. Ciekawe, ale tak poza tym... ile to zaćmienie już trwa? To jest lekka przesada.
-Ta ja powinienem też tego nie robić....Nieważne. Zapomnijmy o tym. - rzucił w miarę głośno. W końcu ich ludzie nie usłyszą co nie? A nawet gdyby.. pomyślą, że to ich silnik albo coś i będzie problem z głowy.
Zostawał w tej samej pozycji czekając na uspokojenie się ruchu.. no i na Kankami.
Oby ich tylko nie zostawiła. Jest pewnie gdzieś tam z tyłu i coś robi... ale co? To już jej sprawa. Lepiej nie wiedzieć jaki jej tym razem pomysł wpadł do głowy.
Carly
Latający Szpieg

Carly


Female Liczba postów : 420
Wiek : 24

     http://davocem.blogspot.com
Cóż, mieli tu byc tylko przelotnie, jednak źle wybrali miejsce. Ich spokojną pogawędkę i sznur samochodów przerwało dudnienie, dobiegające z wnętrza ziemi. Było dosyc niepozorne - raz gasło, by wzmóc się ze zdwojoną siłą za kilka chwil. Wzbudzało niepokój, to jedno było pewne.

W pewnym momencie asfalt pękł. Ziemia zaczęła rozstępywac się na dwoje. Trąbiące samochody zwalały się na pobocza, koziołkując. Kilka iskier poleciało z silników, kilka szyb rozbiło się w drobny mak. Zrobił się prawdziwy harmider, głosy krzyczących ludzi, wybiegających na ulicę, sięgających za telefony.. To wszystko zdawało się pojawic w ułamku sekundy. To jednak wcale nie był koniec.

Ze szczeliny zaczęły wypełzac i wylatywac straszliwe stwory. Na pierwszy rzut oka wyglądały na zwierzęta. Zgubna nadzieja. Zainfekowane mutanty z łoskotem i dzikim rzężeniem ulatywały w niebo, w drzewa, nurkowały w krzakach. Nie chodziło im jednak o ludzi, którym zresztą przeszło to - o dziwo - niezauważenie. Ratowali oni samochody i swoich pobratymców. Stworom chodziło o wilki. Dopadły Keina i Aryę wyjątkowo szybko. Nie mieli nawet polu popisu, by z nimi walczyc - zdawało się, że wniknęły w ich ciała. Zainfekowały ich.


Ze względu na wasze pola w profilu:
- Kein zaznaczył "nie" na śmierc i choroby, zaś "poważne" na rany: połamana tylna, lewa łapa i dwa żebra (-50HP).
- Arya zaznaczyła "tak" na śmierc, oraz "poważne" na choroby i rany. Nie będę jej uśmiercac, ale postac będzie w bardzo ciężkim stanie - cięższym niż teraz, bo zauważyłam, że już jest słabo. Nie wiem, już złapały Cię mutanty? Sama zadecydujesz, czy chcesz jej śmierci, czy ma zostac kaleką, ew. jakiś wyjątkowo dobry medyk/mag ją uzdrowi: złamane żebro, kaszlanie krwią, gruźlica (-20HP).
Kejn
Latający Doświadczony Łowca

Kejn


Male Liczba postów : 2064
Wiek : 25

     
Wilk leżał zdezorientowany. Nie wiedział co się dzieje. Wpierw kruki a teraz to coś... siedzi w nim.
Czuł wielki ból i wiedział, że nie da rady sam stąd wyjść. No cóż.. to jest mega chamskie kiedy nie masz nawet szansy się obronić tylko po prostu bum.. giniesz nawet nie ruszając się na 1 mm. On żyje.. jakim cudem? Cholera wie. Może po prostu coś jeszcze od niego świat chce? Ami nie ma. Przyjaciele za daleko... a siedzi tutaj z waderą której w ogóle nie zna.
Leżał tak kilka sekund i patrzył na towarzyszkę.. oj jak dobrze, że Kankami nie było.
Przypomniał sobie o jednej rzeczy...
Chwycił słuchawkę i ją uruchomił włączając jednocześnie możliwość rozmawiania z innymi.
To jest do AM:
-Stary.. - przerwał w bólu - ..potrzebuję Cię.. natychmiast! Już nie kruki.. a coś.. nie wiem co zaatakowało. Nie ruszę się stąd i potrzebuję kogoś kto pomoże mi wstać... Jestem na drodze w terenach ludzki. Bez odbioru. - po tych słowach natychmiast się rozłączył.
Próbował się doczołgać do Aryi.. ale nadaremnie.
Arthas Merethil
Latający Wilk

Arthas Merethil


Male Liczba postów : 749
Wiek : 22

     
Zgodnie z komunikatem odebranym przez słuchawkę przyleciał w miejsce z którego Stanley odebrał sygnał nadawania. Wilk w stalowej zbroi, która była wyjątkowo lekka, wylądował na ziemi tuż obok przyjaciela. Natychmiast podleciał do rannego.

- Co ci się do cholery stało?

Powiedział z przerażeniem. Niestety Arya jest już w lecznicy więc załóżmy że AM po nią w wrócił czy jakoś tak. Żeby równowaga wszechświata nie została zachwiana. Keinowi natychmiast podał pojemniczek Med który uśmierzy ból i wyleczy lekkie rany. Trzeba i tak zastanowić się nad wyciągnięciem pasożytów i leczeniu poważniejszych ran. Jak wilk użyje MEDa to AM powie:

- Jesteś w stanie się teraz podnieść?
Kejn
Latający Doświadczony Łowca

Kejn


Male Liczba postów : 2064
Wiek : 25

     
Hmm.. Dość szybki czas reakcji trzeba przyznać.. Może uznamy to, że Arya jakoś na własnych siłach dotarła w momencie kiedy Kein tego nie widział i był zszokowany?
Użył tego MED'a tak jak kiedyś.. baza wojskowa.. ach te dobre stare czasy. Próbował się podnieść, ale nie wychodziło mu to za dobrze. Zdjął chustę z swojej szyi i rzucił na ziemię.
-Nie dam rady iść w takim momencie. - powiedział i patrzył na chustę. Może zrozumie? Nieważne.
-To.. powiedzmy, że powiem Ci gdzie indziej. Nie chcę tutaj zostawać dłużej. - swoją łapą wskazał ludzi i auta. Ponownie upadł po nieudanej próbie wstania.. niestety. Nic to nie daje.
Arthas Merethil
Latający Wilk

Arthas Merethil


Male Liczba postów : 749
Wiek : 22

     
No cóż, niestety opcja przejęcia ludzkiego auta odpada. Może by się udało we dwóch jakoś je prowadzić ale wjechanie nim do lasu raczej jest niemożliwe. Delikatnie, jak tylko się dało, wziął Keina na plecy. Dzięki wspomaganiu z RIGu był w stanie to zrobić. Niestety latanie na pewno odpada.

- Trzymaj się, idziemy do lecznicy.

Powiedział i ruszył powoli w stronę swojego miejsca pracy. Krok po kroku, powolutku i dojdziemy. Trochę to potrwa ale musimy tam dotrzeć.

ZT
Kejn
Latający Doświadczony Łowca

Kejn


Male Liczba postów : 2064
Wiek : 25

     
W sumie nie byłby to chyba zły pomysł zabrania tego auta. Właściwie jego części np bagażnika jako prowizoryczne nosze etc. Coś takiego nie jest chyba aż tak niedozwolone co? Tylko problem wtedy byłby taki, że no ymm... gdzie to potem wywalić co nie? Przecież z tego trofeum nie zrobią. W lecznicy też to się by nie przydało. Dobra trzeba zapomnieć.
-RIG mi się wżyna... ale lepsze to niż nic.
Starał się jakoś nie zgnieść przyjaciela swoim ciężarem. Może i jest starszy i może silniejszy.. ale jednak nie na tym rzecz polega co nie?
Rozłożył swój ciężar na resztę jego ciała tak, aby było przyjacielowi lżej. Zobaczymy co z tego będzie.

zt.
Arya Aemon
Latający Wilk

Arya Aemon


Female Liczba postów : 256
Wiek : 22
Skąd : A boja wiem?

     
//Nie zauważyłam opowiadań! ^^" Wybaczcie!

A więc załóżmy, że ten to co znajduje się w tym poście stało się przed przybyciem AM by jak sam napisał, nie zaburzać równowagi wszechświata!
Tak więc Arya zanim zdążyła się zorientować co się stało, poczuła straszny ból, kiedy dziwny stwór... wszedł w nią. Może była tego świadoma lub po prostu instynkt automatycznie skierowała się lecznicy. Za bardzo nie wiem jak można byłoby to lepiej opisać.

//Widzę, że wielu MG stara się mnie uśmiercić! :3
Yumi
Latający Tropiciel

Yumi


Female Liczba postów : 148
Wiek : 27

     
Ciemność. Jak wszędzie zresztą, już nawet nie ostatnimi czasy. Bo kto wie ile to wszystko może jeszcze trwać. Kto wie jakie są boskie intencje, jak bogowie długo będą pragnęli drwić sobie z biednych, ziemskich istot. Jak długo będą z nich szydzić, chcąc odebrać im wszelkie nadzieje, a nawet jeśli nie odebrać to boleśnie zrównać z ziemią, pokazując tę ciemną stronę rzeczywistości. Czyli w zasadzie.. jedno czy drugie, wszystko prowadzi do tego samego.
Na tle asfaltu, pośród wszechobecnego mroku, już z daleka bez zadawania sobie większego trudu zauważyć drobną, białą, wilczą sylwetkę. Ogon zdawał się leniwie podążać za właścicielem, włócząc końcówką po ziemi. Każda z długich i chudych kończyn, prowadziła w wybranym kierunku, jakoby nieco koślawo, jak gdyby coś uniemożliwiało każdej z nich podstawowe funkcjonowanie. Skrzydła opuszczone, poniżej linii, w której w normalnych warunkach powinny się znajdować, wisiały nieco nad podłożem. I głowa, drobny łeb opuszczony w dół, ni to z wyczerpania, ni to w zamyśleniu, może pogrążony w smutku. Trudno powiedzieć, gdy kufa i jej wyraz nie wskazuje na żadną z emocji, jakby co najmniej była z nich wypłukaną.
A teraz tak szczerze, co ona tu robiła? Szła przed siebie poboczem, nie bacząc na samochody, które w każdym momencie mogły ją mijać. Kierowała się do Lecznicy. Tak, jako poważna, odpowiedzialna i tknięta doświadczeniem wadera właśnie tam powinna się udać. Nawet jeśli nie będą już w stanie nic zrobić, bo zbyt długo na to ne reagowała, to może chociaż będzie wiedziała w jakim jest stanie. Odbędzie kontrolną wizytę, o! Tyle, że.. coś dlugo nie mogła tam dojść.
A może jedynie sobie wmawiała, że tam się kieruje? Może w rzeczywistości szła w zupełnie przeciwnym kierunku, a sztukę okłamywania wyćwiczyła do tego stopnia, że już nawet sobie potrafiła zaślepić oczy? Nie, w tym nigdy nie była dobra. Tak czy siak.. można by w takim razie rzec, że nawet ona nie do końca jest świadoma co tutaj robi.
Noish
Dorosły

Noish


Male Liczba postów : 440
Skąd : z Marsa

     
Życie zawsze do złudzenia przypominało mu wahadłowe drzwi, które poruszają się niewyobrażalnie wolno. Bywały takie momenty i trzeba było się z tym liczyć, że drzwi zdawały się zatrzaskiwać, pogrążając człeka w mroku, nim znowu wysuwały się z obrębów ramy, otwierając drogę przed promieniami nadziei. I temu biedakowi w środku również pozwalając coś dojrzeć. Mała, Noishowa opinia, którą z przyjemnością narzucał innym, natomiast uwzględniał i to, że nie każdy brał ją za dobrą monetę oraz z pewnością nie każdy rzucał dla niej swoje zdanie. Za mało miał w sobie ten młodzieniaszek z demagoga, za to sporo z optymisty, co i dziś było widać bez szczegółowych oględzin; uniesiona głowa, kiwająca się rytmicznie kita, taneczny prawie krok, niosący wilczura, niby po ziemi, zgodnie z prawami fizyki, lecz bliżej mu było do wzniesienia się w górę na skrzydłach. Nie sprzyjało to szybkiemu gojeniu się łapy, otulonej troskliwie przez praktykantkę z Lecznicy - wspominał ją ciepło, choć nie zamienili więcej niż dwóch słów i najwidoczniej zaimponowała, bo siedziała mu w głowie, na głowie i pod głową - gipsem, bo zdecydowanie za szybko została wdrożona w życie, by dźwigać ciężary zdecydowanie dla niej za duże, młodość jednak sama prosiła się o małe niedopatrzenia, trochę beztroski - równoważnikiem stoicko spokojnej miłości byłby rok bez wiosny.
Gdzieś zatrzymał się Noish na chwilę, by unieść łapę w białym kożuszku, przeciągnąć się i wyrazić swe bezgraniczne szczęście błogim westchnieniem, gdy poczuł, jak ból ulatnia się z tychże mięśni, o które się teraz zatroszczył. Czasem zdecydowanie ograniczał swoje wymagania i właśnie wówczas stwierdzał, że są w życiu takie sytuacje, że prozaiczna, o ile nie zgoła prymitywna rozkosz wystarczy. Chociażby ogromne zmęczenie powodowało, że chwila wypoczynku w hierarchicznie uporządkowanym cenniku wartości wspinała się na szczyty. Dziś też był zmęczony, jak to być winno po narkozie i operacji zwieńczonych ucieczką ze szpitala. Zmęczony i dzięki temu w skowronkach. Niełatwy do zmienienia stan.
A jednak wkrótce się zmienił - wraz z tym momentem, kiedy zamajaczyła mu na horyzoncie nader znajoma sylwetka, przychylając siódmego w kolejności nieba, jakby w szóstym nie było odpowiedniej ilości miodu i mleka spływającego strumieniami. Ta przeprawa z raju do piękniejszego raju zamgliła mu ślepia czymś na kształt wzruszenia, może nawet w postaci cieczy, ożywiła układ krwionośny, oczywiście na czele z sercem, lecz obok tego w ułamku sekundy zdążył się zgrzać niczym członek karawany wędrującej przez pustynię. Taneczny krok nie miał w następującej scenie zastosowania, więc w jego miejsce użyty został lekki, cichutki chód, który miał w miarę możliwości uniknąć zapowiadania przyjścia jego szlachetnej osoby. Na ile było to skuteczne, to kwestia tropicielskich zmysłów matuszki. Ach, mama, matka, matula! Wreszcie, nareszcie, w końcu. Dlaczego dopiero teraz? Ale lepiej późno, byle nie za późno, niźli wcale.
- Mogę dotknąć twojego nosa? - zagaił, on, dumny, pewny siebie i jak najbardziej dorosły. W gruncie rzeczy od czasu, gdy zapytał o to po raz pierwszy, zmienił się tylko wiek, wszak nawet odbiorcę miał podówczas tego samego...
Yumi
Latający Tropiciel

Yumi


Female Liczba postów : 148
Wiek : 27

     
Pod osłoną nocy, z zamiarem obejrzenia na dobranoc jakiejś ambitnej animacji filmowej, zerkając uprzednio jedynie ukradkiem w stronę forum, weszła na nie użytkowniczka. No cóż, nie miałaby serca tego nie zrobić, wiedząc, że należy to do jej powinności - czy tego chce czy nie. Zresztą.. jaka byłaby z niej userka, nie dając swojej postaci możliwości spotkania sę z ukochanym synkiem, a samemu Noishowi jakiejkolwiek konwersacji z własną matką? No kiepska. Bezapelacyjnie.
Cóż, matuszka może i wiekowo przekraczała już forumową średnią i było jej coraz bliżej końca, niż mogłaby tego chcieć, ale to nic. Trzeba umieć zestarzeć się z godnością! Trzeba przyjąć ja na klatę, jak to zdarza się niekiedy, równie niektórym, mawiać. No ale wracając do istoty, o której zaczęłam.. abstrahując od jej wieku, umiejętności jakie posiadała, które umożliwiały i ułatwiały jej funkcjonowanie na stanowisku Tropiciela, wciąż były całkiem sprawne.
Tym bardziej zapewne nawet wilk i bez takowej rangi, choćby przypadkiem usłyszałby uderzanie stwardniałej masy gipsowej o powierzchnię, jaką stanowił również twardy asfalt.
Szła przez krótką chwilę, nie zdradzając w żaden sposób świadomości, że ma towarzystwo. No, prawie żaden - pomijając poruszające się delikatnie ucho, które wydawało się strzepywać jakiś nieistniejący paproch czy też pyłek, ale nie dajmy się zwieść pozorom - nasłuchiwała, w rzeczy samej. Wciągneła głęboko powietrze do płuc za pomocą drobnego nosa, a jej nozdrza wypełnił zapach jednocześnie tak odległy, ale bliższy niż jakikolwiek. Zatrzymała się by przez krótki moment trwać w bezruchu, który przerwało drgnięcie. Zawsze tego typu spotkania były dla niej trudne, szczególnie po takiej rozłące i tylu wątpliwościach w to czy przypadkiem miała do czego wracać, dla kogo wracać. Odwróciła się gwałtownym ruchem za siebie, całkowicie ignorując ból, którego źródłem były połamane żebra.
Stanęła na wprost Noisha, wręcz rzekłabym, że pyskiem w pysk. Tuż przed samym padnięciem pytania, które automatycznie nagromadziło łzy w jej oczach. Ba! Jedna nawet pozwoliła sobie na bezczelne wydostanie się kącikiem jednego oka, aby równie bezkarnie spłynąć po futrzanym policzku. Ugh, niby w tej sytuacji rzecz normalna, ale jej to nie odpowiadało do końca. Miała dosyć swej podatności na emocje, które potrafiły szargać nią jak nic i nikt inny. Na jej chudą kufę wkradł się uśmiech, który swoją intensywnością lekko przymrużył samicze ślepia. Trwając w tym uśmiechu kiwnęła jedynie delikatnie łebkiem, nie mogąc w tym momencie wydusić z siebie choćby najmniejszego dźwięku. Oj Yumi, Ty włoski płaczku.
Noish
Dorosły

Noish


Male Liczba postów : 440
Skąd : z Marsa

     
Och, matko, matuszko, najwyższa pora, by mury runęły, bowiem gdy rzucają cień, naprawdę wielu aspektów sprawy nie widać - tak oto Yumi nie mogła dostrzec, jak znajome synowi chowa w sobie wątpliwości, a Noish nie zauważał cieniutkich, delikatnych niteczek podobieństwa biegnących od niego do matuli, przeto był w swoim zmartwieniu - tym, którego mysie ząbki wygryzały mu ukradkiem serce nawet w tej chwili, kiedy liczył się z odblaskiem niechęci, jaki można odnaleźć na facjacie tak bliskiej mu, w tak niezwykły sposób kochanej wadery, co summa summarum mogłoby się okazać stryczkiem zaciskającym się na karku i wypędzającym kręgosłup ze zwykłego ustawienia, by zaprowadzić wisielca ku śmierci - samotny i jeszcze bardziej zbolały, niż to przy takiej chorobie niezbędne. I on odczuwał, że stawanie z kimś twarzą w twarz po dłuższych rozstaniach to nie byle igraszka, to nie "dzień dobry" w tonie codziennym, zarezerwowanym dla naprawdę przeciętnych dni; nie, tu spoglądamy na górę, którą przyjdzie nam przenieść, jeżeli chcemy trafić do pobliże dawnego znajomego. Składają się na nią dni oddzielnie, przeszłe swary, tradycyjnie o wiele wyraźniejsze z takich momentach, niewypowiedziane słowa, a w najgorszych z najgorszych przypadków także pewne przeoczone daty, dni o wyjątkowym znaczeniu dla wspólnej relacji. Nieużywana przyjaźń zanika, niezadbana miłość radykalnie zmienia postać, jedynie na nienawiść chłodne milczenie potrafi wywierać dobrą presję.
Na szczęście matuszka podała mu pomocną łapę i ni z tego, ni z owego okazało się, że zmożenie wyżej wymienionej przeszkody to sprawa, owszem, niemała, lecz bez cienia wątpliwości mogło być gorzej, o wiele, wiele gorzej, chwała siłom natury, że nie ziściła się taka opcja. Nietrudno zatem rozciąć jakże słodką chwilę uśmiechem, podczas gdy oczy z zachwytem wpatrywały się w pyszczek Yumiśki, spijały z niego każdą zmianę wyrazu twarzy, a i nie było sposobu, coby przeoczyły łzę, toteż choć przyobiecał dotykanie nosa, dosyć utrudnione przez gips, nie to zajęło pierwsze miejsce na planie zachowań - zamiast tego trącił waderę nosem, przekazując po swojemu iskierkę ciepła, która zrodziła się w jego sercu, przeszła całe ciało. Jaśniał pysk, a uszy nasłuchiwały każdego słowa, którego spodziewał się w niedalekiej przyszłości, czujnie stercząc, za to trwał dotąd w bezruchu ogon, czekając lepszej okazji, by dołączyć do wyrazów radości.
- Czas minął, ale miłość została, prawda? - westchnął sentymentalnie.
Zero
Dorosły

Zero


Male Liczba postów : 36

     
Zakladając, że minęło wiele czasu, a postać Yumi jest bodajże zablokowana, mogę się chyba tutaj wbić bez obawy, że komukolwiek plany pokrzyżuję. Jeśli się mylę - nakrzyczcie, jakoś to zniosę.
Zero pojawił się w pobliskim lesie. Jakiś samochód, który właśnie przemknął po drodze, wyrwał wilka z zamyślenia, czyniąc nagły zryw jego niezbyt przypakowanego, choć też nie chuderlawego, ciałka. Rozejrzał się, zupełnie, jakby próbując odszukać źródło tak niespodziewanego i nagłego dźwięku. Nie dostrzegł od razu niczego niepokojącego, zniżył zatem tułów i na ugiętych łapach ruszył powoli w kierunku drogi. Starał się nie być zbyt widocznym, dlatego krył się to za drzewami, to za kamieniami, to za krzakami, by podejść jak najbliżej, nie ryzykując, że nagle ktoś go zauważy i unicestwi. Dostrzegł asfaltową wstęgę, jednak nie miał najmniejszego pojęcia, jakie jest jej zastosowanie. Nie wychodził z kryjówki, którą obecnie był jakiś zwalony konar drzewa, obserwując. Co to? Czy to to było źródłem hałasu, który go przestraszył?
Marquise
Dojrzewający

Marquise


Female Liczba postów : 23
Skąd : Szczecin

     
Szybciej, szybciej.. przebieraj tymi długimi łapami, byle jak najdalej..
Krajobraz od dobrej godziny stał niezmiennie w swoim stałym stanie. Dookoła otaczały ją wysokie i chude pnie iglaków, przeróżne krzewy czy młode drzewka. Nawet mech wciąż obrastał po tej samej stronie, co znaczyło, że biegła przed siebie kierując się w tym samym kierunku. W głowie miała mętlik, obrazy pędziły zamiennie, wciąż wracając od końca do początku, zataczając pełne koło niezliczoną ilość razy. Biegła, nie myślała ani o odpoczynku, ani o chwilowym odpoczynku. Nie obracała się za siebie, chciała to wszystko zostawić i miała nadzieję, że im dalej ucieknie, tym bardziej to wszystko zostanie faktycznie za nią. Im dalej znajdzie się od tamtego miejsca tym mniej prawdopodobnym będzie, aby mogło ono do niej jakkolwiek wrócić.
W uszach pobrzmiewał jej dźwięk krzyków, wrzasków, trzasków, a to wszystko kończył rozdzierający od środka wybuch. Okropieństwo. Wszystko jej się mieszało, nie wiedziała dokąd zmierza. Ale wiedziała, że wszędzie będzie lepiej, wszędzie byleby z dala od tych dwunożnych bestii o krzywych, wklęsłych pyskach.
Wiatr bawił się jej długim futrem, zawiewał co chwila odgarniając bujną ciemną grzywę z lazurowych oczu wyposażonych w wachlarz długich, ciemnych rzęs. Nagle zaczęło robić się nieco jaśniej, spośród uprzednio gęsto porośniętego lasu zaczęło docierać światło, wiedziała, że dalej znajduje się otwarta przestrzeń. Czyżby las się kończył? Trafiła w końcu na jakąś łąkę czy polanę? Gdzieś gdzie w końcu nie będzie musiała biec, gdzie będzie mogła wyłożyć się nie przejmując się żadnym choćby najmniejszym mankamentem, gdzie będzie mogła raczyć swoje nozdrza świeżym zapachem traw, kwiatów, powietrza, którego tak długo jej brakowało. Przeskoczyła przez jakieś niewielkie, powalone drzewo. Była coraz bliżej, w jej oczach zaczął tlić się płomyczek nadziei, jednakże nie trwało to długo, bo lada moment po prostu... zgasł.
Owszem, las się skończył, niezaprzeczalnie. Szkoda, że jedynie na kilka metrów, które wypełnione były jakąś szarą, twardą masą z białymi pasami pośrodku. Do jej czułych uszu dotarł dziwny dźwięk, jakiś nieznany wcześniej, zniekształcony szum. Cofnęła się o kilka kroków, kuląc się za gęstą roślinnością i podkulając pod sobą ogon. Z niezwykłą prędkością nagle pojawił się i w mgnieniu oka zniknął jakiś przemieszczający się na kołach przedmiot. Ponownie zapanowała cisza. Zamrugała kilka razy oczyma, zacisnęła mocniej szczęki, zadarła łeb do góry i zawyła krótko z bezradności.
Risu
Dojrzewający

Risu


Male Liczba postów : 61

     
Młody, jasno umaszczony wilk biegł, albo raczej truchtał spokojnie przez obsypany śniegiem i rozjaśniony dzięki temu las nucąc sobie pod nosem jakąś wesołą melodię. Na swoich przydługich nogach poruszał się żwawo choć nieco niezdarnie, niekiedy przypominając uczącego się chodzić źrebaka kiedy podskakiwał lub potykał się o coś, co zdarzało się zdecydowanie częściej niż od przysłowiowego święta, chociażby dlatego, że miał w zwyczaju trzymać głowę w chmurach, a wzrok ponad poziomem gruntu. Teraz także robił to samo co najpierw skutkowało paroma podrygami gdy wpadał w różnej wielkości dołki, czy zahaczał nogami o splątane nad powierzchnią ziemi korzenie, ale nie równało się to z plaśnięciem pyskiem w zaspę, kiedy w końcu za którymś razem na dobre stracił równowagę. Rozciągnięty na ziemi młodzieniec z białą stertą zamiast głowy wydał z siebie tylko cichy jęk, po czym uznał, że zanim wstanie poleży jeszcze chwilkę, aż będzie w stanie poprawnie policzyć ile ma łap. Czy wyglądał rozkosznie, śmiesznie czy może głupio nie będę oceniać, ale zjawiskiem był nietypowym - chociażby dlatego, że kaberu nie są zbyt często spotykane w pobliżu śniegu. Ten tutaj też odczuwał, że klimat jaki tu panował zdecydowanie nie był jego domeną - marzł okrutnie, a i tak się zrobił przez ostatnie tygodnie jakiś taki bardziej puchaty. W sumie podobało mu się to, ale co zrobi jak zacznie linieć? Takie odłażące kłaki to pewnie masa problemów i wyglądają nienazbyt przyjemnie. No, ale co tam - o tym przyjdzie mu myśleć na wiosnę. Teraz zaś należało pozbierać swoje policzone kończyny, podnieść tułów, unieść szyję i wstać. Z pewnymi oporami, bo zaczął od tyłu zamiast od przodu, ale udał mu się ten manewr i mógł wznowić swoje czynne poszukiwania. A czego szukał? Oj nie nie, zapytajcie lepiej - kogo? A tego to i sam Risu nie wiedział! Pragnął po prostu zamienić z kimś słówko, zobaczyć kto tu żyje, dopytać czy mógłby mu coś więcej o tym miejscu powiedzieć i tym podobne z lekka organizacyjne sprawy, choć w sumie na takim charakterze spotkania zależało mu najmniej. Jeśli miałby wybierać to wolałby zdecydowanie przyjemnie z kimś pogawędzić o pogodzie niźli słuchać wywarkiwanych przez zęby nawet najprzydatniejszych informacji. Poza tym czy naprawdę musiał dostawać suche dane by czegoś się dowiedzieć? Albo ważniejsze - czy po otrzymaniu ich znalazłby to czego szuka? Pewne to nie jest, zwłaszcza, że chyba najbardziej zależało mu właśnie na znalezieniu towarzystwa. O resztę pomartwi się potem.
W końcu nasz nieco tchórzliwy optymista dotarł do miejsca gdzie zarówno śnieg jak i leśna ściółka ustępowały w większości twardej, szarawej nawierzchni, a drzewa znikały tak jak to dzieje się w pobliżu strumieni czy też na skałach. I tak jak w tamtych przypadkach tak i teraz nie dziwiło to Risu za bardzo - skulił się jednak gdy niemal tuż przed jego nosem przemknął czterokołowy pojazd, któremu towarzyszyły hałas i zimne prądy powietrza. Dziwne... niby wyglądał tak jak te, które młodzian pamiętał jeszcze z czasów dzieciństwa, ale zarazem różnił się od nich wieloma szczegółami. No, nie wszystkie zdążył wychwycić, bo zamknął oczy, ale już sam dźwięk brzmiał obco - a tamte były znajome. I pewno myślałby o tym dłużej próbując uzmysłowić sobie co jeszcze mu się tu nie zgadzało, ale niespodziewanie usłyszał przeciągłe wycie, którego źródło znajdowało się zastraszająco blisko niego - gdzieś po drugiej stronie drogi.
Franka najpierw zmroziło, ale rozpoznał po głosie, że to nie wrogie ostrzeżenie, a jakby jęk żałości co nie tyle go ośmieliło, co było impulsem do przeskoczenia na drugą stronę i zaniesienia pomocy - wszak bez powodu nikt tak przejmująco by nie wył. Na szczęście młodzik nie pomyślał nawet czego się może spodziewać, bo wziąłby zapewne i uciekł zanimby dotarł do nieznajomej - a tak udało mu się w kilka sekund znaleźć parę metrów od niej i nawet wlepić w nią wielkie błękitne oczy o wiecznie zdziwionym wyrazie. Dziewczyna była sama, rozczochrana nieco, z futrem biało-czarnym i puszystym ogonem. Z niewiadomych względów sprawiała przygnębiające wrażenie, może przez spojrzenie, może przez postawę - nie zmieniało to jednak faktu, że pierwszym odruchem kaberu było przyjazne zagadanie do niej i może zbliżenie się o jeszcze parę kroków. Jednak uważne ich stawianie nie było jego najmocniejszą stroną, więc ostatecznie zamiast ostrożnie podejść dookoła przedarł się bokiem przez mizerne krzaki i stanąwszy bliżej samiczki na szeroko rozstawionych nogach (nie była to jednak niestety oznaka pewności siebie, a jedynie obawy przed utratą równowagi) zniżył nieco łeb i zapytał:
- Hej, wszystko w porządku? Coś się stało?
Wypowiadając te słowa zerkał to na nią to na boki, jakby obawiając się, że zaraz pojawi się to co ją tak pognębiło i teraz z kolei zacznie zabawiać się jego osobą, albo i od razu dobije ich oboje. Samej dziewczyny za zagrożenie nie brał, bo - może i nie słusznie - był bardzo ufny w stosunku do przedstawicieli własnego gatunku, a nawet i paru innych o ile tylko mówili zrozumiale i nie wykazywali chęci do zjedzenia go nie zapytawszy nawet o to czy nie chciałby najpierw opowiedzieć im o swojej podróży. A jaka była ta osoba?
Marquise
Dojrzewający

Marquise


Female Liczba postów : 23
Skąd : Szczecin

     
A to dopiero użytkowniczka Risu zaszalała z napisaniem lektury. Patrząc na obecną godzinę, aż się przeraziłam! Ale zmierzyłam się z tym zadaniem, stanęłam z nim twarzą w twarz! Może nie z prawidłową odwagą, bo odwlekałam odpis tak z kilkanaście minut i z niesamowitym zaangażowaniem spoglądałam się w telewizję, korzystając z ostatniego dnia przed kolejnym tygodniem nauki. Ale wszystko jest dla ludzi, dla wilków też, bez deszczu nie ma kalafiorów i inne interesujące sentencje, których można dowiedzieć się na ćwiczeniach z "filozofii z elementami logiki", swoją drogą - szczerze polecam.
Nie wiedziała co ze sobą zrobić, poczuła się jakby ktoś ponownie wpakował ją do klatki i zamknął na klucz, a potem bez słowa, jedynie z cynicznym uśmiechem na ustach odwrócił się i odszedł. Dlaczego aż tak dramatycznie zareagowała na tak błahą w zasadzie sytuację? Cóż, najprawdopodobniej tylko i wyłącznie przez jej obecną formę psychiczną, która na ten moment jest w stanie wyczerpania. Chociaż poprawienie jej nie jest takie trudne, wystarczyłoby jedynie kilka godzin snu, syty posiłek i słońce, które na nowo wniosłoby blask do jej światopoglądu. Niby nie dużo, a jednak teraz oddałaby za to wszystko.
Westchnęła kilka razy, uprzednio nabierając wielki haust powietrza w płuca. Pisnęła głośno i podskoczyła w powietrze, wykonując jednocześnie półobrót, tym samym stając na wprost samczyka o jasnym futrze. Przyglądała mu się przez chwilę w milczeniu. Z wielkich oczu powoli znikał czający się w spojrzeniu strach, a ona czuła jak gdyby lada moment miało jej wyskoczyć serce z klatki piersiowej. Jaką ulgę poczuła w momencie, gdy dotarło w końcu do niej, że widzi przed sobą przedstawiciela swojego gatunku. No, na pewno rodziny psowatych, bo trudno powiedzieć czy na pewno był to wilk, był chyba mniej wilczy niż by wypadało. A może jej się tylko tak wydawało? W końcu co ona mogła wiedzieć o wilkach czystej krwi, będąc zamkniętą i odciętą od stworzeń w ich naturalnej postaci, wszystkie które widziała - martwe lub też nie - były w choćby najmniejszym stopniu zmodyfikowane.
- N-n-nie.. wszystko w p-porządku. - Zatrzepotała kilkukrotnie długimi rzęsami delikatnie się zacinając. Jej przerażony wyraz pyszczka wydawał się być teraz bardziej zdziwionym, przypominała teraz dziecko przyłapane na stłuczeniu ulubionego wazonu mamy, które próbowało usprawiedliwić się wymówką doskonałą, bo przecież chochliki kornwalijskie uwielbiają psocić.
Czując niepewność bijącą od wilka oraz bacznie obserwując jego chodzące na boki oczu, sama poczuła się jeszcze mniej pewnie. A może nic nie było w porządku? Może było jeszcze gorzej niż jej się wydawało? Może to czego miała się obawiać miało dopiero nadejść? Może jednak nie dane było jej zaznać wolności i zanim jej zasmakowało miało coś się zadziać? I w zasadzie.. pewnie mogliby się tak wzajemnie nakręcać w kółko.
Risu
Dojrzewający

Risu


Male Liczba postów : 61

     
Muszę przyznać, że rozpisałam się tak niechcący - tak patrzyłam żeby za krótkie nie wyszło, miałam jeszcze parę przerw na grę i inne rzeczy i w końcu się zagapiłam XD No, ale dałaś radę, więc chyba jeszcze nie przegięłam - a teraz powrócę do fabuły...
Trzeba przyznać, że dziewczyna wypowiadając to jedyne, choć kluczowe zdanie nie wyglądała zbyt pewnie. A gdy spojrzała na nerwowo rozglądającego się Risu to wrażenie się spotęgowało. Faktycznie mogliby się nakręcać w kółko, bo w końcu żadne z nich nie wiedziało tak naprawdę o co chodzi drugiemu. Jednak, że to byłaby nie tylko dziwaczna co i niezbyt wciągająca sytuacja młodzieniec po chwili wahania zdecydował się rozwiać wątpliwości i co nieco wyjaśnić - chociażby po to by dowiedzieć się czy nic mu nie grozi.
- Wyglądasz na wystraszoną... coś cię goni? Jeśli tak to wiejemy szybko, póki mamy szansę! - Powiedział prosto z mostu prostując się gwałtownie. Tonem mówił zdecydowanym, ale jego młodzieńczy głos zawsze brzmiał stosunkowo miękko, więc żadko kiedy robiło to na kim wrażenie. Jednak to nie były jedyne pomysły jakie wpadły do jego blond czerepu:
- A jeśli nie goni, to powiedz, bo nerwicy dostaję kiedy tak nie wiem co tu się czai! - Wyznał i rzucił jej błagalne spojrzenie błękitnych ślepi - tak, to jedno wychodziło mu dobrze -tylko, że teraz nie był już uroczą, puchatą kulką, a wyrośniętym młodzikiem o przydługich łapach i szpiczastych uszach, więc urok tak trochę pryskał. No, ale nic.
Nie zauważywszy nawet kiedy zaczął nerwowo dreptać w miejscu i machać nagląco ogonem. Szybko udzielał mu się nastrój niepewności i paniki - gdyby był odważny pewnie byłby nieczuły na takie bodźce, gdyby był mniej otwarty wolałby zapewne ukryć takie uczucia przed nieznajomą, a gdyby był casanową to ukrywałby je przed dziewczyną przez wzgląd na jej płeć i niewątpliwy urok. Nie był jednak żadnym z nich, więc przystępował z nogi na nogę i wyciągał szyję, by zobaczyć co ukrywa się za krzakami. Nie ma co, właśnie takiej pomocy potrzebuje każda dama w opałach! Ale ta nie była każdą, a jedną, której historia jest ciekawa, a wygląd ujmujący, więc muszę dowiedzieć się więcej. No i Risu przy okazji też.
- Znam drogę do bezpieczniejszych miejsc. Bez problemu cię zaprowadzę jeśli chcesz. - Zaoferował z niepewnym uśmiechem - nie był on jednak niepewny dlatego, że chłopak nie chciał się do dziewczyny uśmiechnąć, o nie! - jednak przez wzgląd na to, że jego wygląd szczerze niczym lustro oddawał to co czuło wnętrze, nie umiał zakryć ogarniającej go paniki. Nie znaczy to jednak, że miał zamiar zostawić tu zagubioną królewnę na pastwę niebezpieczeństwa - był tchórzem, ale honorowym! Jeżeli zwieje to z nią na plecach!
Marquise
Dojrzewający

Marquise


Female Liczba postów : 23
Skąd : Szczecin

     
Czasami dochodzę do wniosku, że zarówno postaci na tym forum, fabułę jak i posty biorę zbyt na poważnie. A jeśli nie ja to na pewno moja wyobraźnia, która wymusiła na mnie parsknięcie śmiechem, o ile nie nazwać tego nawet chichotem, gdy zobaczyłam jak Risu ucieka z Markizą na plecach. Aj, gdyby tylko to przydawało się w jakikolwiek produktywny sposób w życiu rzeczywistym, a o to raczej trudno. Ach jo..
- N-nie.. na prawdę.. wszystko jest w porządku. - Powtórzyła się pilnując by jej głos zdawał się być bardziej opanowanym. Zastanowiła się przez chwilę nad tym co powiedział samczyk. Ją? Coś goni? Przeszłość. Na pewno przeszłość, ale przed nią nie da się uciec. Wiedziała, że od tego nieszczęsnego laboratorium jest już daleko, na pewno wystarczająco, by ponownie do niego nie wrócić. A zresztą.. nawet gdyby miała tam wrócić, gdyby mieli ją jakimś cudem znaleźć, to zaciągnęliby ją do tych ruin? Bo inaczej pozostałości nie dało się pewnie już nazwać. Ale tym lepiej. Miała szczerą nadzieję, że sam wybuch pozwoli komuś z zewnątrz zająć się tym miejscem i nie pozwolić, aby powstało kiedykolwiek na nowo.
Wyrywając się z zamyślenia ponownie spojrzała na nieznajomego, który właśnie w tym momencie wpatrywał się w nią błagalnie tymi wielkimi, błękitnymi oczyma, tak bardzo kolorystycznie podobnymi do jej ślepi, oczami, którymi wydawać by się mogło że dociera w głąb jej umysłu, po drodze zahaczając o świadomość, podświadomość, a nawet i nieświadomość. Co gorsza, jego następna wypowiedź zdawała się być odpowiedzią na jej kłębiące się w głowie myśli, cóż za zbieg okoliczności. Ale wiedziała, że to niemożliwe, wątpiła w takie nadwilcze umiejętności jak czytanie w myślach czy inne.. Choć nie mogła ukryć, że gdyby tylko słyszał każdą z jej niemych wypowiedzi, oznajmiłaby, że jest pełna podziwu dla jego trafnie użytych słów.
- Nie goni. - Powiedziała w końcu, chyba zarówno do młodego basiora, jak i do siebie, chcąc się delikatnie podbudować, podbudować swoją pewność, zapewnić chociażby stałość obecnej sytuacji. Na jej pyszczku zdawał się skrywać delikatny uśmiech, kąciki nawet chyba delikatnie zawędrowały ku górze. I nawet jeśli uśmiech nie był odzwierciedleniem jakiejkolwiek euforii czy chociażby najmniejszego entuzjazmu, z pewnością świadczył o pewnym opanowaniu, jakoby właśnie docierało do niej, że chociażby dzięki temu, że nie jest już sama grozi jej o wiele mniej, o ile nawet nic. I jeśli samczyk nie uważał się za rycerza w lśniącej zbroi, który każdą damę wyrwie z opałów, to dla jej obecnego nastroju był dużym oparciem. Nawet w tonacji jej głosu można było wyczuć już nieco inne zabarwienie.
Czy ona tego chce? Ona tego pragnie! Potrzebuje środowiska, w którym bez najmniejszego zawahania będzie mogła stwierdzić, że jest bezpieczna, że jest wolna, że otacza ją jedynie natura przyjazna dla jej mieszkańców. Ale przecież nie rzuci się Risu na szyję, nie wykrzyczy tego jak bardzo potrzebuje by ją stąd zabrał ani nic z tych rzeczy bo po pierwsze.. wyszłaby na totalną panikarę i to w takim delikatnym określeniu, żeby oszczędzić sobie psychopatek i tym podobnych, a po drugie takie zachowanie w zasadzie jej do głowy by nie przyszło, co innego o jej userce.
- Naprawdę? Możesz mnie stąd zabrać? Z dala od tych.. ryczących maszyn? - Zapytała starając się już być nieco bardziej komunikatywną, co trzeba przyznać, że przychodziło jej to z trudnością. Cóż, jak się przez długi czas z pojedynczymi przerwami nie miało do kogo otworzyć pyska, to faktycznie, może być to nie lada wyzwaniem. No, ale jakby na to nie spojrzeć pytanie było zbędne, bo przecież samczyk sam jej zaoferował pomoc. Może je powtarzając chciała jedynie jeszcze raz samą siebie przekonać, albo je po prostu przeanalizować. - Tak, poproszę. - Dodała krótko po chwili energicznie i twierdząco potakując łebkiem i tym samym pozwalając bujnej grzywce opaść na jedno z oczu. Oj, jak najszybciej musi stać się nieco bardziej pewna siebie, bo póki co wizerunek "ciepłej kluchy" nie bardzo jej odpowiada.
Risu
Dojrzewający

Risu


Male Liczba postów : 61

     
Całe szczęście, że Marquise nic (materialnego) nie goniło, bo gdyby inaczej się rzeczy miały to zobaczyłaby, że Risiak w ogóle nie ma predyspozycji do bycia rycerzem, ale za to okazałby się świetnym rumakiem gdy w panicznym odruchu zgarnąłby ją z ziemi i popędził przed siebie w galopie obłąkańca. Oczywiście gdyby mógł sobie wybrać charakter pewnie dodałby sobie nieco odwagi, a ujął troszeczkę z nieśmiałości, która powoli zaczynała o sobie przypominać, ale tego zrobić nie mógł i w sumie cieszył się tym co ma. Ma poczucie humoru, ciekawe pomysły i pogodne nastawienie - czego więcej może chcieć podróżnik w jego wieku? Bo stał się podróżnikiem! Kiedy przekroczył granice rezerwatu i dopadła go samotność, niepewność i lęk przed nieznanym postanowił sobie, że osiądzie w najbliższym stadzie jakie zobaczy i więcej już tyłka nie ruszy! Utwierdziły go w tym trudy podróży - głód, upał, mróz, sidła kłusowników, nieprzyjaciele i brak towarzystwa. Ale kiedy już przebił się przez pierwsze niepewności, fazę załamania i marudzenia spostrzegł, że takie wędrowanie przed siebie niesie za sobą niezwykłe przeżycia, nową wiedzę i dziwną radość, która wypełniała go na nowo wraz z każdym wschodem słońca. Zaczął spotykać bardziej otwartych tubylców, główkować i radzić sobie starymi i nowymi metodami ze wszystkimi przeciwieństwami, z którymi musiał się zmierzyć. I gdy tak o tym myślał to tyle ile nauczył się podczas i tak dość krótkiej wędrówki to jego starzy wychowawcy uczyli go przez niemal dwa lata. Teraz gdy szedł przed siebie czuł niezwykłą satysfakcję i choć pragnął się czasem gdzieś zatrzymać i przez kilka dni pointegrować się z lokalnymi grupami to jednak nie mógł powstrzymać się od dalszej wędrówki. I wiedział, że tu będzie miał duużo miejsc do zobaczenia i odkrycia. Jedyne co mu trochę przeszkadzało to fakt, że gdziekolwiek nie idzie to robi to sam. Nie był typem samotnika - choć kochał się włóczyć to o wiele chętniej robiłby to z grupą, w której każdy członek byłby potrzebny i z którą mógłby się pośmiać i nieco zabawić, a także - było nie było - mógłby być chroniony. No i pchany tam gdzie sam by nie polazł, bo Risiak choć czuł się odkrywcą to jednak zawężał poszukiwania do najbezpieczniejszych i najprzyjemniej wyglądających miejsc, co nieco ograniczało zasięg jego podróży, a także paletę doznań, których mógł doświadczyć (choć to mu w sumie nie bardzo przeszkadzało). Pamiętał jednak... ale chwila, ja nie o tym powinnam! Przecież obok niego stoi piękna młoda kobieta, która zasługuje na więcej uwagi!
Młodzik odetchnął z ulgą, gdy dziewczyna (która jak już nadmieniłam była urodziwym stworzeniem) oznajmiła, że nie goni jej nic, a już na pewno nic co mogłoby mu zagrozić. Od razu uspokojony przestał przystępować z nogi na nogę, za to wyszczerzył się jak głupi, kiedy tylko usłyszał kolejne zdanie, które w jego uszach brzmiało o wiele bardziej entuzjastycznie niż w rzeczywistości, choć miało też odcień błagalny.
- Od aut? Nie ma problemu! - Potwierdził i bez ociągania wybrał właściwy kierunek marszu (łatwo się ekscytował i widać to było po jego żywych i nieco dziecinnych (ale za to szczerych) reakcjach), który zaraz też zainicjował.
- Nie wszyscy lubią dźwięki jakie one wydają. Do nas podjeżdżali takimi większymi, z grubszymi, em... oponami! Tak, to to na kołach. A może to JEST koło? Nie jestem pewny, kiedyś może uda mi się sprawdzić - Zaczął mówić i stanął na skraju ulicy rozglądając się uważnie - Tu jeżdżą szybciej... chodź, musimy przejść na drugą stronę! - Zakomenderował i wyskoczył na twardą nawierzchnię. Póki co nie było niczego widać ani słychać, więc mogli przejść spokojnie, choć pewnie i tak zrobią to szybciutko - przynajmniej Risu włączył swój skaczący trucht, który gdy miał dużo energii był jego ulubionym sposobem przemieszczania się.
- Nie znam tutejszych ścieżek i miejsc, w które można by pójść, ale jeśli pójdziemy tamtędy to oddalimy się od drogi i samo...chodów. A potem... potem idę przed siebie. - Przyznał w tym samym momencie orientując się jak bardzo nie ma planu, wobec czego wcale może nie być aż tak pomocny jak sobie założył... a najgorzej, że wydurnił się tak przed dziewczyną! Noż cholercia, raz mu mogło się udać zrobić dobre wrażenie, być przydatnym i pokazać, że - HA! - potrafi sobie radzić w różnych sytuacjach. Ale przecież on tylko łaził sobie bez większego celu ciesząc się swoją podróżą i tym co spotykał na swojej drodze - a w krainie był tak krótko, że znał raptem dwa, może trzy miejsca, w czym jedno, w którym są teraz! Nagle poczuł się dobity co szybko odbiło się na jego twarzy i posturze, bo przygarbił się i spojrzał wzdychając na swoje łapy, ale pragnął zatuszować ten stan, więc różnie szybko jak opuścił łeb teraz się wyprostował i odwrócił w stronę waderki:
- Ja... faktycznie nie znam żadnych pewnych miejsc, nie zdążyłem tu w sumie nic sprawdzić... ale jeżeli ci to nie przeszkadza i no... - Zaczął się jąkać, bowiem niepewność postanowiła wraz z nieśmiałością ścisnąć go za gardło - Jeżeli nie masz żadnych planów i obowiązków, do których musisz wracać... - ,,To może chciałabyś pójść ze mną?" pomyślał, ale natychmiast poczuł gorąco napływające mu do policzków i paraliżujące poniekąd jego umysł. Nie, nie! Nie może palnąć czegoś takiego! Przecież dziewczyna na pewno ma tu gdzieś dom, rodzinę, pewno jakiś znajomych i własne życie, o których droga Risu by nie zahaczała! Powinien od razu właśnie o to spytać, a nie jak głupi wyobrażać sobie nie wiadomo co.
- Znaczy ten! Odporowadzę cię do domu! - Wykrzyknął w końcu spanikowany i o mało nie usiadł na ziemi. Serce waliło mu dziko, a łapy drżały lekko - jedno dobre, że jak wsadził je w śnieg to nie było widać. Tak - blondzik bardzo łatwo zmieniał nastroje, ale to co przychodziło mu jeszcze łatwiej niż zwykłe ,,humorki" to wpadanie w sidła niezwykle potężnej jak na takie smukłe ciałko nieśmiałości, bądź też jej siostry paniki. Miał tak odkąd pamiętał - bał się wielu rzeczy, a onieśmielały go przede wszystkim kobiety, z którymi w młodości praktycznie nie miał do czynienia. Właściwie najnaturalniejszym dla niego było towarzystwo o wiele starszych od niego mężczyzn, przy których czuł się o wiele pewniej - znał wachlarz ich zachowań, a i wielu nowych rzeczy mógł się dowiedzieć co skupiało jego uwagę. Za to dziewczyny, jego rówieśnicy, czy nawet szczenięta - była to dla niego nowość, a to co nieznane zarówno bardzo go ciekawiło jak i niepokoiło. A najgorsze, że wszystko było po nim widać!
Marquise
Dojrzewający

Marquise


Female Liczba postów : 23
Skąd : Szczecin

     
Odpiszę niestety krótko i zwięźle, ale postaram się ująć w poście jak najważniejsze i konkretne informacje, jutro z rana trzeba wstać do pracy, a i dzisiaj po niej jestem wyczerpana i już czuję jak padam na buzię, że tak to delikatnie określę, choć w zasadzie "padać na pysk" ze strony wilka nie byłoby w żadnym stopniu nie na miejscu. Za chaotyczność z góry bardzo przepraszam i obiecuję poprawę dnia następnego!
Och, a gdyby to jej dane było od samego początku zaplanować swoją osobę! Wybrać cechy charakteru, historię, nawet sam wygląd.. ile to by się zmieniło! Chociaż pewnie gdyby tylko miała taką możliwość nawet by się tutaj nie pojawiła. Ale jakby spojrzeć na to z innej strony.. zapewne stałoby się wręcz przeciwnie, pojawiłaby się, przecież w jakiś tam sposób znalazłaby się w głowie użytkowniczki, która czy tego chce czy nie - wprowadziłaby ją do tego świata. W zasadzie tylko do mnie może mieć pretensje, że wszystko poukładało się w taki, a nie inny sposób. Ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to ostatecznie będzie zadowolona ze swego żywota, także ten.. trzymamy kciuki i te sprawy.
Otworzyła nieco szerzej oczy ze zdziwienia gdy młodziak z niebywałą prędkością zaczął wylewać z siebie różne informacje odnośnie tych.. jak to on powiedział.. auć?, aut? No, któregoś na pewno z tych dwóch. Ale skąd on to wiedział? W sumie mogłaby troszkę się nad tym pogłowić, jednakże wiedziała, że o wiele prościej będzie spytać gdy nadarzy się taka sytuacja. A gdyby jednak taka nie miała miejsca.. kiedyś nakarmi swoją ciekawość. Chociaż w pewien sposób przerażającym było posiadanie takiej wiedzy, cóż, wszystko wskazuje na to, że samczyk też musiał mieć do czynienia z dwunożnymi, choć zdaje się, że było ono nieco bardziej pozytywne, niż ona mogłaby obstawiać.
Idąc w ślady wilczka również podeszła do krawędzi drogi, zrobiła to oczywiście o wiele ostrożniej, mimo pośpieszenia przez Risu. Na szarej powierzchni nie było śniegu, leżał on tylko pod bokach ciemny i brudny od spalin. Pochyliła nad nim delikatnie nos i zaczęła zaznajamiać się z jego wonią. Następnie stawiając kilka kroków do przodu, skupiła swój zmysł węchu na asfalcie, który w zasadzie nie miał konkretnego zapachu. Zapewne przez panującą obecnie zimę i kujące w nozdrza chłodne powietrze. Wyprostowała się i tak jak towarzysz rozejrzała się na boki - za późno, bo prawie będąc na środku drogi, ale jednak zawsze. A bezpieczeństwo drogie dzieci to podstawa!
Gdy doszła już na drugą stronę jezdni spojrzała na wilczka z zainteresowaniem, skupiając się również na dalej wypowiadanych przez niego słowach. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie należy do milczków, a wręcz przeciwnie - uwielbia dyskutować, typowa gaduła! Choć.. mogło jej się tak tylko wydawać, a trzeba przeciez pamiętać, żeby nie oceniać po pozorach, książek po okładce i takich tam..
W pewnym momencie wyraz jej kufy wydawał się być ponownie nieco weselszym. Mało tego! Z jej pyszczka wydobył się cichy chichot, spowodowany zmieniającymi się nastrojami Risu, które uzewnętrzniał za pomocą zmiennej postawy czy gestykulacji. Był naprawdę ciekawym przedstawicielem wilczej rasy. Przekrzywiła delikatnie głowę, a uszka postawiła na sztorc, w zasadzie czekając aż potok jego słów skończy się propozycją udania się w jakieś miejsce, a nawet właśnie poznania jakiegoś nowego. Nie da się ukryć, że w towarzystwie czułaby się pewniej, a z pewnością raźniej. Nie nadawała się do samotnej wędrówki, nie w miejscu, którego funkcjonowania i panujących zasad kompletnie nie znała. Znajdowała się w wielkiej niewiadomej, zapewne pięknej ale niewiadomej. A wszystko co jest nam nieznane wydaje się być strasznym.
W pierwszym momencie wzdrygnęła się na krzyk, który wydobył się z gardła samczyka, jednak nie była to reakcja typowo lękowa, po prostu się tego nie spodziewała. Samego uniesionego głosu, tak nagłego i głośnego dokończenia zdania, które wcześniej tak długo rozbudowywał. Uśmiechnęła się delikatnie, jednak prosto do niego. Nie do końca rozumiała to co działo się z jej towarzyszem, nie miała pojęcia o towarzyszących mu odczuciach, dlatego też jego zachowanie była dla niej dość nietypowych, choć w żadnym wypadku nie odbierała tego negatywnie.
- A może.. mogłabym pójść z tobą? - Zapytała krótko. No cóż, ona jeszcze nie widziała w tym nic zbyt bezpośredniego. Co myślała to też starała się mówić, nie chcąc niczego trzymać w sobie, by potem gdzieś gnieździło się w odmętach podświadomości, by któregoś dnia wylać się z niej z większym impetem. - W zasadzie to.. też nie znam tu żadnych miejsc, ale jak chcesz, mogę ci pomóc jakieś poznać albo.. znaleźć. - Machnęła nieznacznie ogonem, odpowiadając już nieco mniej pewnie, choć powód zmiany jej głosu był nawet jej nieznany. Może nie przyzwyczaiła się jeszcze do swojego głosu, może mówienie było dla niej jeszcze troszkę.. niezręczne? Trudno powiedzieć. - Nie chcę wracać do domu. - Póki co fakt odnośnie braku miejsca, które mogłaby nazwać domem mogła ukryć. Jeśli nadarzy się okazja czy konieczność by się taką informacją pochwalić, zapewne to zrobi. Teraz uwazała to za kompletnie zbędne.
Risu
Dojrzewający

Risu


Male Liczba postów : 61

     
Gdyby wiedziała jakie wrażenie zrobiło na Franku jej pytanie, będące właściwie odpowiedzią na jego myśli, których nie odważył się zamienić w słowa, mogłaby poczuć się jak królowa, rządząca stanem jego ducha. W jednej chwili przegnała uczucie zakłopotania, a może nawet winy, które nieco przygniotły towarzyską i otwartą naturę chłopaka przy okazji ośmielając go i powodując, że jego ogon kilka razy gwałtownie poruszył się na boki. Myślę, że rzadko miała okazję widywać tak szczery uśmiech i tyle radosnych iskier podniecenia ile iskrzyło się teraz w jego niewinnym spojrzeniu. Przez chwilę patrzył na nią jak na księżniczkę, albo i inne cudo zanim otrząsnął się i nakazał sobie opanowanie emocji, co oczywiście mu się nie udało, bo zarówno jego ciało jak i wnętrze nie za bardzo lubiły słuchać rozkazów umysłu, nad którym jako jedynym miał całkowitą kontrolę. Udało mu się jednak nie wybuchnąć entuzjastycznym okrzykiem zanim skończyła mówić i chwycić jej za łapę, by trzymając ją w uścisku wymachać ją ze stawów. Tak więc wyraźnie podekscytowany zaczekał aż wypowie ostatnie zdanie, na które odpowiedział niemal natychmiast, wystrzeliwując odpowiedź jak ze zbyt długo naciąganej procy, przez co nie do końca zdążył się zastanowić jak będą one brzmiały po zestawieniu razem:
- To świetnie! - Wykrzyknął zatem nim dotarło do niego, że dziewczyna właśnie wyznała, że nie chce wracać do domu. A ku temu na pewno był powód i na pewno nie był ,,świetny!". Risu, idioto, nędzniku ostatni! Tak zganił się za swój brak opanowania i nieumiejętność dostosowywania poziomu swojego podniecenia do sytuacji. Omal nie zawył kiedy zorientował się, że go poniosło. I natychmiast spróbował się wytłumaczyć:
- Znaczy, nie że świetnie! Nie! Znaczy, że nie chcesz wracać! Bo ten... wolałbym abyś chciała, ale NIE! Nie dlatego, że nie chcę byś ze mną poszła, tylko bo wolałbym abyś była szczęśliwa i... to jest..., o jeny, pomóż, bo już nie wiem... - dokończył bezsilnie, a spuszczając głowę niemal nie oparł się o jej bark. Ale przecież mówił szczerze - nie chciał by komuś źle się powodziło, ale zarazem cieszył się, że będzie mieć towarzyszkę. Bo to, że chętnie ją zabierze ze sobą było oczywiste.
- Nie cieszę się z tego, że nie chcesz wracać... ale bardzo mi miło, że chcesz ze mną pójść. Dziękuję. - Odparł po chwili, kiedy już się uspokoił i spojrzał na nią z rozczulającą wdzięcznością i dziwnym oddaniem. Była jego pierwszą kompanką, a bardzo brakowało mu towarzysza podróży! Poza tym czasem wydawała się być tak zagubiona jak on... widział po oczach. Znaczy bardziej czuł niż widział, gdyż widzieć uczymy się z czasem, a on tak doświadczony nie był - ale był wrażliwy i łatwo wyłapywał takie rzeczy. Ale pewien był, że znajdzie z nią wspólny język i że oboje mogą się wiele od siebie nauczyć - pokazać to czego nie zna drugie. No i byli w podobnym wieku, a ich sytuacja na chwilę obecną także nie za bardzo się różniła - oboje szli dalej bez żadnego towarzysza. Znaczy, aż do teraz.
Marquise
Dojrzewający

Marquise


Female Liczba postów : 23
Skąd : Szczecin

     
W zasadzie określenie samczyka słowem "niesamowity" mogło być najbardziej właściwym jakiego by użyć w odniesieniu do niego samego. Naprawdę jego sposób bycia był dla niej w dużej mierze intrygującym, o ile mogła tak to nazwać. Pierwszy raz w czasie swojej niedługiej egzystencji miała kontakt z tak barwną według niej, żywą i emanującą wręcz namacalnymi emocjami postacią. Już pomijając fakt, że przez ostatni rok czy nawet półtora miało mało kontaktu z kimkolwiek, po prostu Risu był dla niej czymś kompletnie nowym, z czym miała pewność, że w choćby najmniejszym calu nie miała styczności.
Jego zachowanie momentami ją nieco krępowało, może nawet niekiedy zdawało się ją zawstydzać, ale miało w sobie coś, co ożywiało w niej tę szczenięcą ciekawość, której rozwój kiedyś drastycznie zahamowano, a teraz mogła ją z siebie wyrzucić i pozwolić dalej się rozwijać. Ponownie się wzdrygnęła, choć jak i wcześniej nie było w tym nic złego, ot, zwykła reakcja, całkowicie mimowolna. Kąciki jej pyszczka znów powędrowały ku górze, tym razem nieco pewniej, a spowodowała to dłuższa wypowiedź dojrzewającego basiora, który sam zdawał się plątać w wypowiadanych słowach, o ile nie we własnych myślach.
Przechyliła delikatnie głowę ku prawej stronie, tym samym sprawiając, że prawe ucho subtelnie oklapło, lewe natomiast stanęło prawie że na baczność ku górze, jej ogon natomiast leniwie przemieścił się z jednej strony na drugą. Oczy zaś wydawały się przyjąć nieco cieplejszy odcień błękitu. Cóż, dziwnym to dla niej było wrażeniem, ale ten samczyk naprawdę zdawał się zarażać ją swoim pozytywizmem. Było to dla niej odczucie dość obce, ale jakieś takie cieplutkie w środku.
- To ja ci powinnam dziękować, uratowałeś mnie przed tym.. no.. sachodeem. - Odpowiedziała krótko nieco przeinaczając nazwę, nadal skrywając obraz pojazdu gdzieś z tyłu swojego umysłu. Może rzecz pozornie niewielka, jednak dla niej zderzenie z tego typu rzeczywistością nie należało do najprostszych. Ona zaś chciałaby móc widzieć, albo chociaż czuć to co Risu, jednakże jej empatia była na poziomie nieco zacofanym, zatrzymując się na jej egocentrycznym etapie. Owszem - potrafi odczuwać to co inni, jednakże gdyby takie emocje należały do negatywnych, a jej zadaniem byłoby takowym zapobiec, umiałaby jedynie wesprzeć w sposób, który ją samą podniósłby na duchu, co jest efektem jeszcze nie do końca rozwiniętej umiejętności postawienia się w czyjejś sytuacji, przyjęcia czyjejś roli. Ale spokojnie, wszystko pod kontrolą, Markiza zdąży wszystko nadrobić i dogonić swój właściwy stan rzeczy.
Poderwała się z siadu, prostując chude kończyny, zakładając, że wcześniej mogła na chwilę przycupnąć. Z tym niewielkim, acz ciepłym uśmiechem na kufie machnęła głową w nieznanym sobie kierunku, w geście chęci rozpoczęcia wspólnej wędrówki.
- Aj, przepraszam cię najmocniej! Jestem Marquise. - Dodała po chwili swoim delikatnym, dziewczęcym głosem, który wpierw zabrzmiał nader pewnie, zaś już później nieco stracił na tej swojej "pewności", powodując, że ostatnie sylaby swojej wypowiedzi prawie wyszeptała. No wiedziała, że o czymś zapomniała. A jednak przedstawienie swojego imienia wybawcy było informacją dość istotną. Zresztą dość mało przyjemnie byłoby sobie współtowarzyszyć nawet nie znając swoich imion, prawda?
Sponsored content