Góra Feniksów

Anaela
Wieczny Dzieciak

Anaela


Female Liczba postów : 142

     
Bo ponoć początki i końce są najtrudniejsze. A w takich sytuacjach szczególnie. Anna nie odczuwała najmniejszej przykrości z powodu tego, że jej towarzyszka odeszła. Za to podskoczyła nerwowo, gdy przy odlocie gadzinki skapnęło jej na główkę i grzbiet coś mokrego, a zaraz tym niespodziewanym zjawiskiem tak się przejęła, iż dostała leciutkiej czkawki. Toteż znów podskoczyła w miejscu, właściwie z tego zaskoczenia... jeszcze bardziej zaskoczona.
Po chwili opuściła miejsce, wykonując show złożone z najdziwniejszych manewrów, wśród których najczęściej pojawiał się motyw wzbijania w górę i opadania, czy to na łapki, czy na zadek (grunt, że nie na głowę). Poza tym dużo kręciła się w miejscu, a kilkakrotnie nawet cofała. Droga szła jej bardzo powoli; lecz gdzie jej się śpieszyło w tym wieku?

z.t
Condesce
Artysta Malarz



Female Liczba postów : 34

     
Nie należała do grona ostrożnych, więc jej trasę wskazywały krwawe ślady łap. Nie zraziła się pierwszym skaleczeniem o kamień, jeno rozdrażniło ją następne zranienie, a ente z kolejnych sprawiło, że zdecydowała się zemścić - celu zemsty nie precyzując, toteż trudno ocenić, czy jej się udało - czego dokonała, zaciskając palce łapy na kamieniu, nieomal topiąc ostre krawędzie w swojej krwi, w pozostałych tkankach. Potem jedynie prychnęła, odrzucając skałę, a przy tym strzepując krew jak coś zbędnego, ciążącego. Ciężka jak życie, hn?
Tego było dość, by znalazła się po przeciwnej stronie barykady, w opozycji do absolutnie całego świata, który był jej wrogiem od zawsze, na zawsze. By zagryzała nienawistnie zęby. By na grzbiecie jeżyła jej się sierść.
Zarazem ceniła coś w tym miejscu. Brak niepożądanych oczu, czyli swoistą permisję na robienie rzeczy głupich, bezsensownych, bezcelowych. Na ataki furii, do których nie dopuściłaby jej jako taka ogłada, gdyby zdarzyło znajdywać się w czyimś towarzystwie, nawet niekoniecznie zacnym. Gdy nie ma nikogo u boku, nie ma komu ograniczać. Samemu naturalnie ma się tyle ograniczeń, że żywot wciąż ma niedobry smak, lecz zawsze z domieszką słodyczy zamiast absolutnie gorzkiego. Czy więc była wściekła, czy szczęśliwa, czy rozżalona? Mieszanina, uczuciowy koktajl Mołotowa, za przyczyną którego aż nią trzepało. Grunt, że nie musiała tego ukrywać.
Wędrowała przed siebie, trzęsąc się, brocząc krwią, sarkając pod nosem, rozgarniając ową doświadczoną dziś mocno łapą odłamki skalne, których kobiercem usłana była jej droga - w sumie nie tylko dosłownie. Wreszcie zatrzymała się, choć nie zdobyła jeszcze szczytu, była paręnaście jardów od niego, z niejaką dumą popatrzyła za siebie. Lubiła własny upór, czując co prawda, iż zwodzi ją na manowce. Nie wróżyła sobie dobrego losu, ale oczekiwała, że taki przymiot będzie nieocenionym pomocnikiem w próbie przetrwania. Gdyby naturalnie zechciała ją podjąć, a w tej sprawie ciągle jeszcze się namyślała.
Riven
Dorosły

Riven


Male Liczba postów : 68

     
Być może i zagubił swego przewodnika, lecz czy warto na to zwracać uwagę, gdy wycieczkę można odbyć samemu, lub pół-samemu? Krukon nadawał się na nowego tourist guide, a jemu ufał bardziej, niż nieznanemu wilkowi, który z chęcią oprowadziłby go po terenach... Czy też sprowadził na śmierć. Wciąż nie czuł się pewien; nie wiedział, jak na niego patrzą, czy z lękiem, ciekawością, podobną niepewnością czy nienawiścią. A może niektórzy wiedzieli, wiedzieli, kim Riven jest, a powstrzymywało ich tylko, zaledwie, małe pytanie - dlaczego tu jesteś? po co? Być może znali prawdę, której nie starał się zapomnieć, pamiętał, choć przez całun lat, tracąc obraz i tylko obraz; wciąż miał przed sobą smak i zapach wilczego mięsa. Czy znając prawdę witaliby go tak namiętnie, jak dotychczas? Krakanie krukona wyrwało go z ponurego zanurzenia, jakim był potok myśli i niepewności; ostrożnie wdrapał się wyżej. Pomimo zamyślenia zdążył zauważyć, że skały tu kaleczą i droga nie będzie prosta, jednak ufał swemu towarzyszowi. Stąpał ostrożnie, co ostrzejsze skałki rozgarniając czy odrzucając z swej drogi.
Zejdźcie mi z oczu!
Gdyby tylko je miał, prawda? Choć, z innej strony na to patrząc, miał je. Tylko nie tam, gdzie powinny być. Być może niedługo uda mu się to zmienić - odzyskanie wzroku zawsze było jednym z jego małych celów, pójściem w przód. Słońce zdawało się znów świecić, czuł napływające ciepło i lekki wiaterek... z którym napłynęła jedna z najsłodszych woni, jaką znał. Nie była to wilkorzyca, oj nie, lecz delikatniejsza struktura, którą również mógł nazwać samicą, pięknością. Wilczyca. Całkiem blisko, już, tuż. Strącił kolejne kamienie, nie chcąc ranić opuszek. Niepotrzebna strata krwi.
Condesce
Artysta Malarz



Female Liczba postów : 34

     
Powinszowała sama sobie czujności, o tak, odczuła wielką dumę z dosyć małej rzeczy, jaką było to, że nie zapomniała o ostrożności, miała baczenie na okolicę, a w konsekwencji w porę dostrzegła Rivena. Nie ulękła się go, ta delikatna struktura, to kruche nawet na tle swoich jestestwo; nie uciekła, tak w pojęciu całościowym, jak i nawet wzrokiem, zamiast tego wciągnęła w nozdrza woń przybysza - i wtedy bez ratunku wpadła w sidła ciekawości. Chciała go obejrzeć, rychło awansował w jej hierarchii z potencjalnego zagrożenia na atrakcję.
Unosząc głowę, wyprężając nieomal pierś, jakby chciała przed całym światem sprawiać wrażenie mocniejszej niż w rzeczywistości, zastrzygła uchem, a potem także z wolna poczęła kroczyć ku samcowi, milcząca, kołysząc się na smukłych łapach, stąpając ostrożniej niż przedtem w celu uniknięcia następnych zranień. Nie zaprzestała węszenia, aż nie znalazła się o wiele bliżej, aż nie zaczęła wpijać wzroku w ten ogromny kontur, jakim był samiec.
Riven
Dorosły

Riven


Male Liczba postów : 68

     
Słodycz poczęła się zbliżać; wyczuwał narastający jej zapach, a duże, śmiesznie okrągłe uszy wychwyciły jej cichutkie kroki. Były lekkie i delikatne, nie tylko nos drażnił zapach krwi, zapewne poranione od ostrych tu kamieni, które wilkor rozrzucał na boki, torując sobie ścieżkę bez ostryg kujących w opuszki. Kroczki wskazywały na delikatność, kobiecość istoty - ba, wbrew pozorom kultura, w jakiej wychowano Rivena, okazywała inną kobiecość niż tą, którą przedstawiała mu drobna wilczyca w pobliżu. Samice wilkorów były równie wielkie i silne jak samce, choć odrobinę mniejsze, zdolne do noszenia potomstwa i karmienia go; ich kopulacja była równie krwawa jak walki, gdy to samiec miał zwyczaj drapać i gryźć samicę, która odwdzięczała się tym samym, kąsając go po łapach. Nierzadko zdarzało się, że samce nosiły więcej blizn od własnych samic niźli od wygranych pojedynków. A to, cudo istnienia, jakie miał przed sobą było... słodkie, niewinne i jeszcze słodsze, niż mógł myśleć. Zwolnił kroku, gdy zapach nasilił się na tyle, iż pewny był kontaktu. Kontaktu, a może i czegoś więcej? W jego kulturze rzadko zdarzała się miłość - silni dobierali się z silnymi. Nastawił uszu, delikatnie okrążając drobne ciałko, badając je nosem, a nawet pozwalając sobie ją tknąć - nos tknął sierść, sunąc od łopatki, poprzez bok, aż po jeden z pośladków, gdzie dokończył obchód. Z zmarszczonym węglem na końcu pyska. Bez słów, milczący. Jedynie krukon krakał w pobliżu.
Tsuki
Wieczny Dzieciak

Tsuki


Male Liczba postów : 303

     
Nie wiadomo, po co tutaj przyszedł ten wojownik. Nie no, on nie jest wojownikiem. Jest po prostu najzwyczajniejszym wilkiem, jakiego możecie spotkać w tej Krainie - opadająca grzywka na prawe oko, dziwny, dosyć piskliwy głos oraz niebieski płaszcz to jego znaki rozpoznawcze. Torba, w której znajduje się od teraz pokruszona szklanka Świętego Mikołaja, stała się łatwym źródłem skaleczenia - ostre kawałki porcelany są w stanie z łatwością przeciąć skórę młodego osobnika. Ale... czy aż tak młodego, jak nam się zdaje? Czy on rzeczywiście ma tyle lat, na ile wygląda? No cóż, wypadki chodzą po wilkach, nawet tych najmłodszych i niewinnych.
Wziął zatem głęboki oddech, mając na swojej łapie niewielkie skaleczenie spowodowane pierwszą nieostrożnością podczas wspinaczki. Jednak Tsuki jest dobrym pokonywaczem gór i wszelakich wzniesień, zatem postarał się o to, by nie doznać kolejnych obrażeń. Po wejściu na dziwną górę, młody posmarował swoją łapę dziwnym kremem, który dostał od Tempusa, ruszając do przodu. Jego kroki były stanowcze i żwawsze niż zwykle, a w uszach znajdowały się słuchawki. Młody nie wiedział jeszcze, co go spotka na tych terenach...
- Dziwna miejscówa... - powiedział cicho do siebie, byleby nie uciec z ogromnym krzykiem. Co to za miejsce? Przecież nie przypomina zwykłej góry... Musiał zdjąć swój sprzęt, a to wszystko po to, by nie zostać zaskoczonym przez kogoś, kogo nie zna. W powietrzu unosiła się nieznana dla niego woń, a na wilgotnej ziemi co kilka metrów znajdował się odcisk jego skaleczonej łapy, oczywiście w kolorze szkarłatnym. Wiatr delikatnie muskał jego sierść, a niebezpieczeństwo nadal go nie opuszczało. Musiał być czujny, taki więc się stał. Oczy bacznie obserwowały otoczenie, uszy stanęły niczym antenki przygotowane na odbiór jakiegoś sygnału od nadajnika, a płuca przyspieszyły oddech i wydech. Tak oto do jego ciała napłynęła adrenalina - hormon ucieczki i walki.
Sponsored content