Jezioro Lobis

Arthas Merethil
Latający Wilk

Arthas Merethil


Male Liczba postów : 749
Wiek : 22

     
Jezioro Lobis 5064282494_b8c0f17f32_z
***
Jezioro to jest jednym z najmniejszych zbiorników wodnych Krainy. Jego wody są zazwyczaj przyjemnie ciepłe oraz niesłychanie czyste. Mniej więcej na środku akwenu znajduje się nieduża wysepka - miejsce szczególnie uwielbiane przez wilki z Watahy Ognia, które uwielbiają wygrzewać się na słońcu. Na wysepkę prowadzi drewniany mostek.
Kreiza
Dorosły

Kreiza


Female Liczba postów : 130

     
Czy czuliście kiedyś strach? Z pewnością. A obrzydzenie? To też. Są to podstawowe jednostki uczuć człowieka, a może raczej - jedne z tych bardziej powszechnych. Niektórych przeraża widok ogromnego pająka, a innych obrzydzają flaki ludzkie. Wyobrażacie sobie połączenie tych dwóch zgoła innych uczuć? Nie? W takim razie macie ciężki orzech do zgryzienia, gdyż właśnie tak wasze postacie czują się w towarzystwie Regisa. Na jego widok strach ich przeszywa, a po pewnej chwili i obrzydzenie. Czy brzydząc się kimś jednocześnie nim wzgardzamy? Z reguły tak jest, ale nie tutaj. Tutaj moi drodzy czujecie strach przed wzgardą, a jednocześnie wzbiera wam się na wymioty.
Powrócił. Zawitał ponownie, przyszedł na przechadzkę, w piękny ten dzień. Wychudzony. Wybrudzony. Z brązowymi śladami po zeschniętej krwi na futrze. Chciał się umyć, po prostu, zwyczajnie umyć. Po tak długiej wędrówce. Ale przecież w jego towarzystwie nic normalnie dziać się nie może. Tradycyjnie las zamilkł. Jezioro zastygło, nawet niebo! zakryło się chmurami, jakby kryjąc się przed widokiem tak strasznym.
Kroczył powoli, bez specjalnego pośpiechu. Wielkie, kościste cielsko stawiało łapę za łapą, pozostawiając po sobie zgniłą trawę. Przyzwyczaił się do takich widoków. Cieszył się nimi. Toteż na jego czarnym pysku ponury uśmiech zawitał. Zmierzał ku małemu zbiorniczkowi, jak to i userka wcześniej wspomniała, wykąpać się chciał. Jezioro było zastygłe, zdawało się być martwe. Ryby w swej trwodze schowały się przed ich nowym gościem.
Zanurzając łapę brudną od zaschniętej krwi, dało się widzieć czerwone niby atrament smugi, które wiły się smutnie. Im więcej ciała jego do wody przybywało, tym więcej było tych pięknych i przerażających smużek. Kiedy to już cały w zbiorniku siedział, zmieniło ono swój kolor. Niegdyś przejrzyste, a teraz brudne i brunatne.
- Głodny jestem. - Wysyczał siedząc tak w wodzie. Wystawała jedynie szyja jego znad tafli, toteż wydawał się być niesporych rozmiarów, a w istocie! no cóż, było zgoła inaczej.
Wysunął wężowaty język i musnął nim tafle kosztując wody. Po co? Sam nie wiedział, nie potrzebował jej. Wypluł ją demonstracyjnie.
- Twój koniec wyczuwam. Bliski jest bardzo, nadchodzi wręcz. Strzeż się, przyjacielu. - Zakrakał Har'thin nerwowo drepcząc po głowie upiora i nerwowo kręcąc swą dość sporą jak na kruka głową. Czerwone jego ślepia patrzyły w jeden punkt. Regis też to wyczuwał.
- AaaAHAHAHAHAHAHAHAHAaa! - Głośny, skrzekliwy głos niczym sztylet wbity w czyjeś ciało przerwał ciszę. - Za mądrego Cię miałem, wiesz? - Parsknął i jednym ruchem zrzucił ptaka ze swego łba, który cudem uniknął jego ciosu i zwiał na pobliskie drzewo. Dalej tam patrzył. Z kolei Kaed'rin z ogromną pogardą kierował swój wzrok na kruka. Idiotą musi być wielkim aby sądzić, że jego koniec nadchodzi.
Idiotą...
Taimi
Dorosły

Taimi


Female Liczba postów : 303
Wiek : 27

     
Idiotą też jest zapewne ten, kto ośmiela się stawać dobrowolnie na jego drodze.
Przybyła. Niewielka stosunkowo wilcza sylwetka, w znacznej części ukryta pod peleryną i kapturem w kolorze, którego po dziś dzień nie jestem w stanie dokładnie nazwać. Stanęła w pół kroku, obserwując Upiora. Jako szaman wyczuloną była na aury wszelakie; zwłaszcza te należące do dusz nieczystych lub te, które wołają o pomoc. Wedle jej przypuszczeń prawowita 'władczyni' ciała tego domagała się przepędzenia pasożyta. Odesłania w Zaświaty. Przegonienia na cztery wiatry. Nie mogła nie interweniować, gdy tego typu sygnały do niej docierały. Po to została szamanką. Aby pomagać.
Masa bolesnych wspomnień związanych z pierwszą miłością kaskadą przemknęła przez jej umysł. Mort. Ten, którego przed wiekami pokochała. No, może nie przed wiekami - pal sześć. Z nim było podobnie. Był zbyt słaby, aby przeciwstawić się władzom cienia. Nie podołał. Nie wygrał tej bitwy, którą wraz z nim przegrała i ona...
Jeszcze jedno spojrzenie na ową istotę. Jej umysł splugawiony, psychika doszczętnie zrujnowana - dałaby sobie łapę odciąć, że (choć nie mogła tego dostrzec) i ciało nie będzie przypominać zwykłego, wilczego. Typowe działania istot spoza Krainy - delikatnie mówiąc.
- Sveiki galingą būtybę savo neišmatuojama jėga, nenugalimas valdovas tamsos* - przywitała się, nadal zachowując bezpieczną odległość, jedynie przypatrując mu się spod wielkiego kaptura.

*Witaj istoto potężna, w sile swej niezmierzona, niezwyciężony Panie Ciemności.
Kreiza
Dorosły

Kreiza


Female Liczba postów : 130

     
Wreszcie... Cichy szept rozległ się w głowie upiora. Krejz. Przemówiła po latach istnienia w bezruchu, a jednak! nadziei nie straciła. Zapewne szaman wyczuł niewielką, czyściutką niczym łza, aurę wewnątrz odoru samego upiora. Być może i w Taimi wzbudzi to swego rodzaju nadzieję, że ma o co walczyć, a raczej - o kogo. Gdyż duszy tej wiele czasu nie zostało, być może to są minuty, a być może miesiące, ale nawet jak już -niewiele ich zostało.
Wynurzył się jeszcze bardziej ukazując nieco więcej swojej długiej szyi i patrzył teraz tak z jeziora na przybyłą. W jego wzroku pojawiło się jeszcze więcej pogardy na jej słowa. Od początku czuł, że jest szamanem. Coś w środku niego kazało mu uciekać, ale jednak ta zapyziała duma zadecydowała o jego bezruchu. Być może chciał udowodnić Har'thinowi, że jest głupcem? Kto wie. Sowicie za to zapłaci.
- Pfhah! - Parsknął na słowa powitania, niepokojące one były raczej niż schlebiające. - Litewski, co? Jakoś nigdy za tym językiem nie przepadałem. - Warknął.
Kruk zakrakał donośnie, ostrzegawczo i pofrunął na ramię szamana. Har'thin niecierpliwie po nim dreptał, po czym zaczął stukać w szyję Taimi. Tak jakby chciał ją przepędzić. Upiór dostrzegł to i wzrokiem pełnym pogardy patrzył na swojego skrzydlatego przyjaciela.
- Głupcem jesteś, Har'thinie. Tak słaba duszyczka mi nie zaszkodzi. - Syknął. Po tych słowach, jakby chciał je jeszcze bardziej podkreślić, postanowił demonstracyjnie wyjść z zabrudzonej po nim wodzie. Na brzeg, powoli, coraz bardziej ukazując swój przerażający majestat, wychodziło potężne cielsko Regisa. Choć chude, wyposażone było w piękny arsenał mięśni, które wdzięcznie pracowały wraz z każdym jego ruchem. Przystanął tak jak i szamanka w połowie kroku, obserwując ją złowieszczo swymi wydłużonymi, jasnymi ślepiami. Przewyższał ją dwukrotnie, ba! nawet bardziej.
Taimi
Dorosły

Taimi


Female Liczba postów : 303
Wiek : 27

     
Taimi stała w bezruchu, wcale nie przejmując się ni parsknięciami, ni dziobaniem po szyi, ni nawet samym Upiorem. Nie oznaczało to, że wcale się nie bała - bo to byłoby kłamstwem. Pamiętała. Z jej winy brat jej, jedyna namiastka rodziny, oka niemal nie utracił, kiedy to nastoletnia jeszcze Tai w pyskówki z Sasorim poszła. Była mądrzejsza, o tę wiedzę bogatsza, że z tego typu istotami inaczej należy czynić. Nie dać się sprowokować. Nie drgnęła więc ani odrobinę, nie od razu.
- Ne raumenų stiprumo tvirtumas turėtų būti skaičiuojamas, apsireiškimas. Mano protas kaip galinga, kaip savo galios; nepaisymas priešo ir labiausiai paplitusi klaida mene. Kažkas sako, kad patinka jūsų pamiršti apie tai neturėtų - nes kitaip jis turės galvoje, nes aš gyvenu neteisingai amžiaus tikėjimo jums labai plati siela slaugiusiems* - powiedziała z chłodną obojętnością, pozwalając gwałtownemu powiewowi wiatru opuścić na kark kapturzystko. Swoje pozbawionych źrenicy oczu wpatrywało się dzielnie w sylwetkę Upiora, głowa zaś znacznie zadarta (matko, kto go zamiast mlekiem sterydami od lat najmłodszych żywił?!) nie poruszyła się ni przez moment, kiedy stopy samicy wykonały dwa kroki w kierunku Upiora. Woda w jeziorze zdawała się być niespokojną, ale to pewne z winy burzy - która w końcu szalała gdzieś nieopodal. A może przyczyna owego, nieco dziwnego, zachowania cieczy tkwiła gdzieś indziej?
Nie dać po sobie poznać, że się obawia.
Nie karmić duszy piekielnej strachem swoim.
Nie dodawać mu potęgi; i tak ma jej aż w nadmiarze.
- Wiedz, że niejedno stworzenie pokroju Twojego spotkałam. Wiedz, że choć masz mnie za słabe, liche stworzenie - honor siły dodać może, powołanie skrzydeł dorobić - powiedziała jeszcze, zatrzymując się niedaleko samca. Samicy. A cholera wie.
Gdyby machnął porządnie łapą zdzieliłby ją bez trudu.
Gdyby wykonał ze trzy kroki, rozdeptałby jej niewielkie, kobiece łapki.
A mimo to nadal tam była. Krejzolka jej potrzebowała, trzeba działać.
- Abyss nenugalimas! Visų Viešpats blogis ir bet tokių tarpininkų Jūsų! Atsiimti, kas jūsų, kas žemiška pasaulio mirtingųjų, kurie netelpa. Paimkite savo tarną, viena iš daugelio, vieną su begalybe!!** - mówiła, z początku całkiem spokojnie, następnie głos nieco podnosząc - a wraz z nim i oczy ku niebu wznosząc. Piorun zdawał się uderzyć gdzieś całkiem niedaleko, woda w jeziorze zdawała się być równie niespokojna, jak niebo, zasłonięte gęstymi chmurami deszczowymi. Krzyżyk, ukryty dotąd pod peleryną, uniósł się nieco, zaś Taimi wbiła spojrzenie w Upiora.
- Eik šalin piktąsias dvasias. Duok, kad jos dėl! Prašome gyvenimą ir jausmas, emocijos ir kontrolė, tikėjimas ir viltis!
Vear'ze p didžiausias, padėti sumažinti kančias duszyczce! Duok man jėgų priešintis pragaro jėgas, pridėti drąsos ir tvirtumas, kad aš - kaip ištikimas tarnas jūsų - veido šmėkla pavyko! Amen.
***
- niemalże już krzyczała, podchodząc jeszcze krok. Rytuał rozpoczęty.



* Nie w sile mięśni hart ducha liczony powinien być, zjawo. Umysł mój równie potężny, jak moc Twoja; lekceważenie przeciwnika zaś najczęściej popełnianym błędem w sztuce. Ktoś pokroju Twego zapomnieć o tym nie powinien - inaczej oznaczać to by musiało, iżem w wiecznym błędzie żyjąc wiarę w Was zbyt rozległą w duszy pielęgnowałam
** Otchłani niezwyciężona! Panie wszelkiego zła i wszelcy pośrednicy Twoi! Odbierzcie, co Wasze, a co do świata ziemskich śmiertelników nie pasujące. Weź sługę Twego, jednego z wielu, jedynego z ogromu!
*** Odejdź, zły duchu. Oddaj tej istocie, co jej należne! Zwróć życie i czucie, emocje i kontrolę, wiarę i nadzieję!
Vear'ze, Panie najwyższy, dopomóż ulżyć duszyczce tej w cierpieniu! Daj mi siłę, by sprzeciwić się siłom piekielnym, dodaj odwagi i hartu ducha, bym - jako wierna służka Twoja - zmierzyć się z upiorem zdołała! Amen.

Kreiza
Dorosły

Kreiza


Female Liczba postów : 130

     
Trafiła kosa na kamień... Tak! Te określenie wręcz idealnie pasuje na to co tutaj zaczęło się dziać, lecz póki co... Niestety, upiór będąc u szczytu swych sił nie za bardzo reagował na szamańskie inicjacje. Jednakże opisywanie jego reakcji w tych dwóch skromnych zdaniach byłoby nazbyt nieciekawe.
- Jesteś szamanem, młoda istoto, jakże mogłabyś nie wiedzieć, że my, upiory wyczuwamy strach na kilometr. On cuchnie. Ty się boisz. Nie ukryjesz tego. Ale zadziwiające jest, że strach Twój jest stosunkowo mały, zwłaszcza po tym, co teraz robisz wobec mnie. Lekceważę Cię, bo same Twoje czcze słowa nic mi nie zrobią. - Wyszczerzył się paskudnie. Póki co tak jak i rzekł, Taimi za wielkiej szkody mu nie robiła, zwłaszcza po swoich pierwszych słowach.
Patrzył z pogardliwym uśmieszkiem pod nosem jak samiczka dzielnie zbliża się coraz bardziej do niego krzycząc sobie te słowa, de facto na wiatr. Miał taką uciechę z tego, że dalej się powstrzymywał od pacnięcia ją łapą!
- Hah, zdziwiłbym się, moja droga, gdybym był pierwszym upiorem w Twojej karierze. A jeżeli po raz pierwszy przeganiasz złą duszę... No cóż... - Uśmiech, który zrazu zawitał na jego pysku wyraźnie pokazywał nieszczęśliwe zakończenie dla niej i szczęśliwe dla niego.
I nagle, samica, ponownie poczęła w litewsku gadać. A ku zaskoczenia upiora były to słowa inicjujące rytuał. Nie poddaje się, hm? Twarda z niej sztuka. Rzucił wzrokiem na niespokojną taflę wody. Syknął. Zaczyna szamanić. Cholera. Har'thin zaczął tym razem dziobać Taimi w głowę.
A kolejne słowa wywołały już większą reakcję Regisa, która przemieniła się zaraz potem w furię.
- Pomocy! - Piskliwy głosik wydał Kaed'rin, który ewidentnie do niego nie należał. To była sekunda, dosłownie sekunda, kiedy do Krejz odzyskała niewielką kontrolę nad ciałem. To było o sekundę za dużo.
Regis się wściekł.
To była furia.
Napiął swe wszystkie mięśnie i rozdziawił na całą długość paszczę ukazując cieniutkie, ostre kły wypełniające jego gębę. Wydał z siebie ryk. Potężny ryk, zagłuszający słowa szamanki. A po ryku ruszył łapą, pacnął Taimi, która odleciała na jakieś półtora - dwa metry do tyłu. Wielkiej krzywdy jej nie uczynił. Jedynie unieszkodliwił na chwilę.
Chciał na nią ruszyć, rozszarpać tą zuchwałą szamankę, ale nie mógł! Cholerna Krejzolka powstrzymywała go całą swoją siłą, zbieraną przez ostatnie lata.
Kain
Wampir

Kain


Male Liczba postów : 7

     
Wampiry rzadko zapuszczały się na tereny tej krainy. Nie, tylko Kain wracał, niczym uparty dupek w to miejsce. Szczególnie, gdy wyczuwał znajomą woń, znajomą potęgę; ślady łap, które karmiły go krwią, złagodziły tarkę w gardle, kiedy Giovanni przejmował kontrolę nad wygłodniały ciałem. Pomimo pieczęci jego także zainteresowała aura, którą obydwoje byli w stanie wyczuć. Regis. Jest blisko, stary przyjaciel, za którym Kain nie stęsknił się, lecz czuł się odpowiedzialny za to, kim Regis się stał.
„Mamy tą samą krew na łapach.”
Myśl ta była ciężarem nie tylko na jego umyśle, lecz i zimnym sercu, które każdym skurczem wysyłało lodowatą krew po jego martwym ciele. Dlaczego bije, jeżeli jest się martwym? Długie uszy, niepodobne do wilczych, a niczym królicze trwały w tyle, to wzrok i zmysł, którego nie potrafił nazwać prowadzić go dalej, dalej ku wodzie. Dodawał sobie drogi obchodząc jezioro, każdą napotkaną kałużę, ominął większe jeziora, krocząc przez wilgotne tereny, a pomimo to wybierał najsuchsze ścieżki, jakie udało mu się znaleźć. Wreszcie natrafił nad nieznane sobie jezioro, nie badał jednak terenu, wiedza, że Regis jest już blisko wciąż skręcała mu martwe kiszki. Uciekał od wilgoci, aby nie zmoczyć bandaży na łapach, a każda takowy miała. Nie chciał spędzać kolejnych godzin, kiedy te suszyłyby się na słońcu, w bezruchu. Aktywność była ostatnią prośbą, która padła z jego pyska. Więcej próśb nie będzie.
„Jesteśmy mordercami, Ty i ja. On się nie liczy, Kainie. Zabijesz własnego żywiciela? Jeżeli będzie taka potrzeba? To on Cię nakarmił kiedy Ty nie miałeś odwagi. Powinieneś to przemyśleć.”
Przymknął oczy, będąc już całkiem blisko przekroczył niskie zarośla. Słowa Giovanniego poruszyły nawet i to zimne serce, te martwe ciało. Zaczęły piec go oczy. Natychmiast zamarł w bezruchu, bojąc się nabrać powietrza wstrzymał oddech wpół, lecz już za późno. Krzty powietrza, które zdążył wciągnąć do martwych płuc rozpoczęły nieunikniony proces. Pożar w workach powietrza zasygnalizował, że pieczenie miało rację. Podrażnione gardło pobudziło kły do wysunięcia się, te wbiły się w dziąsła. Poczuł kwaśny smak własnej krwi, lecz jego ciało reagowało na woń obcej krwi, słodki zapach zabronionej mu ambrozji.
„Sam go sobie narzuciłeś.”
Potrząsnął łbem i zaprzestał udawania bardziej żywego niż mógłby być. Martwi nigdy nie będą żywi. Klatka piersiowa trwała w bezruchu, z pyska uleciało niepotrzebne powietrze, żuchwa pozostała zaciśnięta, jakoby trzymał w niej skarb. W takim stanie, z rozszerzonymi źrenicami niczym drapieżny kot, który właśnie upatrzył swoją ofiarę i machając zadem przygotowywał się do szarży, zatrzymał się parę metrów od boku Regisa.
„Potęga. Możemy ją mieć, Kainie. W jego żyłach tętni krew, którą Cię karmił. Jeżeli ją posiądziemy staniemy się silniejsi.”
Głos Giovanniego przypominał mu węża, który kusił Ewę do skosztowania zabronionego owocu. Kły cofnęły się, lecz ślepia nadal piekły, płuca paliły, zaś podrażnione gardło zaczęło wymagać nawilżenia. Krwi. Nie odzywał się, próbując nie patrzeć na, zdawało mu się, wilczycę. Zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, królicze uszy wyłapały szum wody, nienazwany zmysł był kłuty przez niepokój w powietrzu. Nadchodziły duże zmiany, wnioskował z tego, że to szamanka. Starał się na nią nie patrzeć, sama woń krwi pobudzała jego zmysły, zaś jej widok poruszyłby już ciało do ataku. Dlatego miodowe ślepia uczepiły się Regisa, choć ich barwa robiła się coraz bardziej skłoniona ku czerwoności. Pysk Kaina milczał, Giovanni także.
„Ciekawi Cię, jak Cię powita? Będziemy mieć szczęście, jeżeli nie zamachnie się na nas łapą. Nienawidzi Cię, Kainie. Gdybyś tylko mnie wypuścił...”
Kreiza
Dorosły

Kreiza


Female Liczba postów : 130

     
Stał tak, w swym majestacie i wściekłości, patrzył, patrzył zawistnie, z radością, szczęściem, smutkiem, pokorą i nienawiścią na leżące ciało Taimi. Jego uśmiech stał się wyjątkowo paskudny, a sierść jego zjeżyła się z rozkoszy. Krejz już go nie kontrolowała.
Wreszcie.
Począł iść powoli, spokojnym krokiem, ku nieprzytomnej (jak mniemam) waderze. Lecz! Nagle znajoma woń uderzyła w jego nozdrza. Odwrócił się szybko, obnażył długie, zakrwawione kły, wiecznie czerwone, od wiecznie spożywanej krwi. Krew miliona istot spożytych w ciągu jego żywota zawrzała teraz w nim niczym wrzątek. Regis jeszcze przenigdy tak wściekły nie był. Tuż przed zabiciem kolejnej. Tuż przed zapieczętowaniem go na stałe w ciele Krejzolki. Tuż przed wiecznym żywotem, którego już niegdyś zaznał. Wtedy, oj wtedy żył tysiąc lat, równiutkie tysiąc. Pokonał go święty krąg jakiś mnichów, którzy zabijając go i zaklinając w czarnym kamieniu poświęcili swe własne życie! Tak niedaleko od sukcesu, a teraz on się pojawia.
Plugawiec.
Wampir.
Zabić.
Te słowa zabrzmiały głośnym echem w głowie upiora. Był coraz bliżej. Wreszcie, wreszcie ukazał się. Zatrzymał się parę metrów od niego. Oczy Kaed'rina zaszły krwią.
- Stój! On jedynym ratunkiem twym jest! - Kruk zakrakał donośnie, w desperackim akcie odwrócenia toru wydarzeń. W odpowiedzi został rzucony wściekłym ogonem Regisa o drzewo. Stracił przytomność. Ptak zszedł upiorowi z drogi. Został sam.
Przybliżył się do niego o metr.
- Tyy głupcze... - Wysyczał głośno. - Czego tu szukasz? Nienaturalna siła powstrzymuje mnie od zmiażdżenia Cię, o marna istoto. Wy, wampiry, zawsze byliście ograniczeni umysłowo. Widzicie tylko krew, nie doceniacie jej szlachetności, piękna, widzicie tylko posiłek. - Warknął wręcz opluwając Kaina.
Kain
Wampir

Kain


Male Liczba postów : 7

     
Majestat pozostanie majestatem, podobnie i potęga, lecz i ta kiedyś się ugnie. A pomimo wściekłości i szału, które wyczuwał od Regisa, poprzez pieczenie skóry, jeżenie się futra, czy chęci nabrania dystansu, nawet kilkunastu kilometrów, nie cofnął się. Pozostał na swoim miejscu, on, maleńki okruszek, nawet i nie okruch, jego połowa, w tej wściekłości.
„Zabije Cię.”
Głos Giovanniego był jak wrzask w ciszy, milczeniu, trwającej od wieczności, otrzeźwiający ale też dezorientujący, przesiąknięty niepokojem, lecz nie lękiem. O nie, z ich dwojga Giovanni wykazywał najmniej, o ile w ogóle, strachu. Nawet przed Regisem. Pod jego wzrokiem poczuł się znów mały, podobnie jak przed wieloma innymi osobami. Zawsze mały i na uboczu, próbujący nie oddychać, aby się na nich nie rzucić. Nie dostrzegali w tym siły, akceptowali to, byli mili. Nie rozumieli, jak to jest, jak cierpi. Może dlatego szukał dla siebie odtrutki. Zrozumiał jednak, że nic nie przywróci mu dawnego życia. Stracił je na zawsze. Pozostał spokojny, kiedy Regis się zbliżał, miód oczu rozkosznie wpatrywał się w krwistość ślepi upiora. Ucho drgnęło, podążyło za dźwiękiem świadczącym o roztrzaskaniu kruka o drzewo. Okrucieństwo.
„Kain?”
Pomyślał, że na miejscu Giovanniego także zacząłby się denerwować spokojem i opanowaniem osoby, która mogła być równie sparaliżowana strachem, a nie wyznaczającą się odwagą jednostką, stojącą przed armagedonem. Słuchał Regisa spokojnie. Przypomniało mu się widmo matki, której nawet imienia nie pamiętał, karcącej go za ćwiczenia z ojcem. Uważała, że był na to za młody.
- To nie w porządku. - dlaczego tak brzmiały jego pierwsze słowa? Czuł, że to spotkanie nie było normalne, nie było tylko walką, było czymś więcej. Czuł się, jakby coś, długo trzymane wymioty, właśnie wróciły mu do gardła. - Nie w porządku!
Ton nie przypominał tego, który znał Regis. Znał spokojnego i chłodnego Kaina, znał przestraszonego, zlęknionego, wygłodzonego, stoczonego na dno. Wściekłego i poddającego się. Ale nie takiego. Ton miał niczym dziecko po długich wybuchach wściekłości; ton spokojniejszy, słaby, próbujący się tłumaczyć, kiedy rodzic także złagodniał, a dziecko się rozłamało z emocji.
- Nigdy nie chciałem takiego życia. Nie, nie życia, ja nie żyję. Nigdy tak nie chciałem. Nigdy! Oddałbym wszystko aby móc to cofnąć! Nigdy nie chciałem być tym czymś! Nie nazywaj mnie wampirem, nawet Tym nie jestem! - mówił cicho, słabo, ale z pewną mocą, ukrytą za słowami. Coś w nim pękło.
- Nigdy tego nie zaakceptowałem! Nie chciałem tego, nie chciałem stać się tym czym jestem. Odrzucam to, cały czas. Ale to Ty mnie zmieniłeś. W potwora! W mordercę! Mamy tą samą krew w sobie, w żyłach, tych, których zabiliśmy! To przez Ciebie taki jestem! - podniósł głos, drżąc na całym ciele, źrenice przysłoniły miód. Nigdy nie mógł znieść myśli, że gdyby tam nie poszedł, nie spotkałby go taki los - zaatakowany i rozszarpany, zmieniony w wampira po długich godzinach męki. Był wtedy młody, młodziutki, nie wiedział, że spotka go coś takiego. Wiedział jednak, że nie jest normalnym wampirem. Odrzucił to co wampirze, a jednak wiedział, że to nie tylko wampirza natura. Tamten wampir coś z nim zrobił. Także nie był normalny. Giovanni nie powinien istnieć. Niewiedza dobijała go, sprowadzała na całkowite dno.
- Ty widzisz krew jako piękno. - głos mu drżał, podobnie i ciało, ciężko było stwierdzić z jakich emocji, a jednak powoli wycedzał słowa, jakby każdo ociekało jadem. - Ja za tą krwią widzę kogoś, kogo skrzywdziłeś i zraniłeś! Zabiłeś! A co gorsza, wplątałeś mnie w to. Karmiłeś mnie tym. Pokazałeś mi, jakie to wspaniałe jedzenie. Jesteś z siebie zadowolony?!
Zmrużył oczy, z wściekłości wampirze kły wysunęły się, znów raniąc mu dziąsła. Przysunął się, niebezpiecznie blisko. Słyszał jak nerwowo Giovanni wciąga powietrze, co go szczerze rozbawiło. A pomimo to podniósł zniekształconą łapę, wciąż wilczą, a jednak z dłuższymi niż wilczymi palcami, bardziej zręcznymi i złapał Regisa za pysk, sięgając nad swój własny łeb. Giovanni milczał, kiedy Kain szarpnął ów pysk w dół, patrząc w jego oczy wściekle, dysząc.
- Zabiję Cię i odbiorę wszystko co masz. Wszystko. Rozumiesz? Każdą kroplę, którą w sobie nosisz, popier****** upiorze. - powoli uśmiechnął się, bezczelnie, wbijając pazury w jego pysk. - Wszystko Ci odbiorę! A potem się Tobą nakarmię, tak jak mi wskazałeś!
Łapa puściła, aby móc wrócić i skierować się w kierunku oczu upiora, w które zaraz skierowała pazury, podobnie zresztą skierowało się ciało wampira, który bez namysłu wskoczył na pysk Regisa, żeby to właśnie w pobliżu jego ślepi zacząć siekac skórę wampirzymi kłami.
Viktoria
Latający Mag

Viktoria


Female Liczba postów : 7

     
Samica, przechodząc nieopodal, usłyszała krzyki, które momentalnie sprowadziły ją w to miejsce.
Walka.
Zobaczyła jak jeden, nienaturalnie wyglądający wilk dopadł drugiego, również innego. Ten był wysoki, chudy, lecz umięśniony. Cofnęła się trwożnie.
Magia.
Czuła, jak powietrze jest nią wręcz przesycone. Magia dobra i ta zła, uwolniona z okowów. Spojrzała szybko w kierunku, z którego to czuła przypływ tej dobrej energii.
- Taimi... - szepnęła, widząc nieprzytomną szamankę, leżącą niedaleko brudnego jeziora. Podbiegła do niej szybko, rozkładając skrzydła i lecąc nawet kawałek, byleby jak najprędzej się przy wilczycy znaleźć. Chyba nic złego jej nie było...
Odwróciła łeb z powrotem w stronę dwóch samców. Jęknęła cicho, kuląc się jakoby z bólu.
Upiór.
Och, jakże nienawidziła tych stworzeń. Upiory, Demony - wszystkie uosobienia zła i czarnej magii! której za wszelką cenę chciała się pozbyć. Drugi wilk był dla niej czymś nieznanym, tajemniczym, ale również napawającym nienawiścią.
Jednak Upiór, tak... Czuła w nim jakieś dobro. Choć straciła kontrolę nad swymi dawnymi zdolnościami, pozostała w niej jakaś ich namiastka. Ktoś był w tamtym ciele. Uwięziony. Czyżby potrzebujący pomocy? Jeśli tak, Viktoria z chęcią jej użyczy...
Kreiza
Dorosły

Kreiza


Female Liczba postów : 130

     
Patrzył nań z tym swoim drwiącym uśmieszkiem pod nosem. Wściekłość w nim wrzała, nie odpowiadał mu. Bawiło go w jaki to sposób się do niego odzywa, i to jak żałośnie!
W pewnym momencie zaczął się śmiać, donośnie, głośno i niepohamowanie. Jednocześnie wewnątrz poczuł niepokój, który niepokojąco narastał wraz z coraz to bardziej ożywioną duszą Krejzolki wewnątrz jego własnej. Klatka, w której to dotychczas znajdowała się samica zaczęła gwałtownie rdzewieć. Co jakiś czas tracił kontrolę. On sam okaże się swoją porażką, on sam to wszystko zawali. Zaślepiony w swej furii zostanie po prostu zgubiony, przepędzony, jak niegdyś. Los jego został przesądzony wraz z przybyciem tutaj wampira i magiczki.
Ale póki co był zbyt silny.
Zbyt silny aby Kain mógł go unieszkodliwić, jeszcze nie. Była potrzebna tutaj pomoc Viktorii, która to bezzwłocznie zaatakować upiora powinna, tym samym go osłabiając, ograniczając ruchy, a jednocześnie dzięki Kainowi i Taimi zaprowadzić ku zgubie Regisa.
Cieszyły go obelgi skierowane do niego. Wzbudzały w nim niepohamowaną radość życia, śmiał się aż do pewnego momentu. Poczuł dotyk. Dotyk, który to ingerował w jego przestrzeń osobistą, należało się go pozbyć. Ale nie dość, że ten głupiec zwany Kainem złapał za kufę upiora, to jeszcze miał czelność ją do siebie przyciągnąć, raniąc! Zakrwawiając. To działo się szybko.
Za szybko.
Zapewne i wina Krejzolki w tym siedziała, która otumaniała z każdą minutą coraz bardziej ruchy tego obrzydliwego stwora. Podziwiał ją. Istniała w takiej agonii wiele lat, a wciąż przeżyła, mimo cierpienia i bólu, którego sama sobie zadawała próbując przejąc kontrolę. Ciche jęki pobrzmiewały w środku umysłu Kaed'rina.
Kain rzucił się na jego pysk, ale nawet mimo spowolnienia ruchów udało mu się odeprzeć atak wampira. Odrzucił go jak najdalej potrafił. Na podobną odległość co Taimi i Har'thina, nie uszkodził go. Był jakiś przyćpany. Krew w nim wrzała, zdawała się jakby być zbuntowana przeciw niemu.
Rozłożył szerzej swe łapy, skierował pysk ku dołowi, zmarszczył nos i ukazał kły. Czuł jak krew tysiąca istnień leniwie kapie z jego pyska. Był wściekły. Przymrużył oczy widząc kolejnego intruza.
- Czy wy naprawdę myślicie, że jesteście w stanie mnie pokonać?! - Zawarczał donośnie, charkliwym głosem, jednocześnie unosząc z impetem swój łeb. Rozdziawił paszczę, rany na jego pysku rozszerzyły się toteż krew poczęła skapywać coraz szybciej.
Zwrócił łeb w kierunku nowo przybyłej.
- Ha! Mag! Twoja magia na nic tu, moja droga, zginiesz jak i reszta. - Syknął mrużąc oczy, które zamieniły się w maciupkie szparki.
Oj, racji on nie ma...
Tylna noga mu zadrżała, ten mały gest a tak ważny! Świadczył o coraz większej jego słabości.
Kain
Wampir

Kain


Male Liczba postów : 7

     
Cios, którym Regis go odrzucił, podziałał otrzeźwiająco - początkowy żal i nawał uczuć, które skłoniły jego martwe ciało do ruchu i ataku zastygły, przestały rosnąć, oddały mu kontrolę nad mięśniami. Dopiero teraz wychwycił w jakim chaosie się zanurzył, a także słowa płynące od Giovanniego. Nie była to wilcza mowa, lecz Kain wyczuwał, że Giovanni właśnie wzywa własne bóstwa na pomoc. Zdawało mu się tak, choćby. Przez chwilę jeszcze leżał na boku, nie zważając pod naporem adrenaliny na ból żeber, oszołomiony, nim pozbierał się i wstał na równe łapy. Łeb pochylił, ukazując kark z nastroszonym niczym jeż futrem, patrząc bez strachu, być może będąc głupcem i szaleńcem, na Regisa.
„Jesteś szalony.”
Wycedzone przez Giovanniego zdanie rozbawiło go, po raz kolejny. Rzeczywiście, atak na upiora był szaleństwem, jednak opłaconym. Z rozkoszą wciągnął do nozdrzy powietrze, przesycone wonią krwi ściekającą z pyska Regisa. Gardło zapaliło prawdziwym ogniem, żar rozpoczynał swą drogę od płuc, źrenice rozszerzyły się i wlepiły w źródło pożywienia, w źródło potęgi. Kły wysunęły się nadto, aż boleśnie, zmuszając go do otwarcia pyska, a mimo to koniuszki zakrzywionych niczym u węża kłów raniły mu dziąsła i brzegi pyska. Zawsze był głodny, zawsze pragnął więcej posoki, lecz tym razem był to nakaz, rozkaz, nigdy nie czuł takiego głodu, jakoby przez całe swoje życie nie pożywił się ani raz. Z jego gardła wydał się przedziwny dźwięk; był to jakoby ryk, a jakby i głośne skomlenie, żałosne jęki głodu, który właśnie dusił i zaciskał jego gardło, nie chcąc przyjmować powietrza przesyconego zapachem zakazanej ambrozji. Miodowa barwa oczu zastąpiona została przez ostrą czerwień, ciało napięło się, sierść zjeżyła, pysk marszczył pod naporem szczęk, które napinały mięśnie, jakby próbując wyostrzyć, wyrżnąć kły na wierzch. Niczym wybuch.
„Nienawidzę magów.”
W całym chaosie uczuć, barw i głodu, szaleństwa którego drzwi otworzył, aby się w nim zanurzyć i zagubić, chrapliwy i szorstki głos Giovanniego był niczym miód dla obolałego gardła, muzyką dla zbolałych uszu, a jednocześnie łagodnym i spokojnym głosem dziecka. A dzięki temu wynurzał się nad oszalałe i zbolałe z głodu członki i myśli, uderzał o jego świadomość jak jeszcze nigdy. A pomimo to czuł, jak Giovanni naciska na pieczęć, próbując się z niej uwolnić, wypełznąć niczym wąż, dostać się do źródła pokarmu. Przypomniało to także Kainowi o obecności nowej jednostki, jednak nie zwrócił na nią większej uwagi. Głód przyćmiewał wszystko, liczyła się tylko krew i będąca za nią potęga.
„Pomyślałeś, czy to udźwigniesz, Kainie?”
Viktoria
Latający Mag

Viktoria


Female Liczba postów : 7

     
Nic nie da? Jeszcze się zdziwisz, Upiorku.
Samica stanęła twardo na rozstawionych łapach i rozłożyła skrzydła. Do uwięzienia Regisa w klatce potrzebowała sporej ilości energii i mocy. Dawno nie używała zaklęć, jej poziom magii osłabł, więc musiała się naprawdę wysilić.
Wdech i wydech.
Postarała się jak najszybciej uspokoić. Po tym odwróciła łeb w stronę jeziora, przymrużyła oczy i skupiła się na tym, by kontrolować wodę. Ta po jakimś czasie zaczęła strumieniem, lewitującym w powietrzu, wypływać ze zbiornika i "lecieć" w stronę Upiora. Viktoria cały czas koncentrowała się na tym, by struga cieczy trzymała się jakby "w kupie" - czyli gdyby ktokolwiek by jej dotknął, ta nie opadłaby nagle na ziemię, zapominając o stawianiu oporu grawitacji.
Woda okrążała szybko łapy i ciało Regisa. Coraz szczelniej i mocniej, zostawiając w spokoju tylko pysk.
- Congelo! - krzyknęła.
Ciecz momentalnie zamarzła, tworząc wokół samca grubą warstwę lodu. Z pewnością mógłby ją rozwalić, gdyby nie to, że kończyny powinien mieć teraz skrępowane...
Kreiza
Dorosły

Kreiza


Female Liczba postów : 130

     
Arogancja, arogancja twą zgubą będzie, upiorze. Drugi to już raz nadejdzie, a ona Cię zaślepi. Zostaniesz pokonany, zniszczony, pozostanie po Tobie czarny kamyczek...
Będziesz klatką na szyi tej, co teraz więzisz.
Nic po Tobie nie zostanie, jeno krew i czarna dusza wieczna.

Usłyszał to.
Usłyszał to w swym myślach, w swej głowie. Odezwały się głosy wieczne i uśpione. Znające losy te świata od poczęcia. To jest koniec? Czy tak wygląda nadchodzący nieubłagany koniec ciągnący krzyż za sobą, robiąc bruzdy w ziemi, matce ziemi co nas zrodziła? Jest on jak czas, oś czasu, która jest nam przeznaczona. Idzie on, powoli, zatrważająco. Wieszczy nas koniec, przecież noszony jest przez tysiące istnień, zabitych, niewinnie.
Ty je zabiłeś upiorze. To twoje kły wbiły się w ich miękkie, cieplutkie szyjki, to twoja wina, sam się na to skazałeś.
Wszystko to nagle pojawiło się przed oczami upiora próbując wywołać u niego choćby delikatne poczucie winy, ale nie! Jego reakcja była, po prostu chora. Na zakrwawioną kufę wylazł potworny, wykrzywiony uśmiech. Arogancki, arogancki aż po grób. Najlepszy, najpotężniejszy. Takie mrówki jak te żałosne wilki nic mu nie zrobią! Charknął zakrwawioną śliną pod stopy magiczki.
O, ta zaczęła coś robić. Skrzydlata widać zbierała się do zaklęcia. Chciał jej przeszkodzi, ale coś go blokowało. Nie mógł, ciało jego było zablokowane, jakby ktoś rzucił ciężkie okowy na niego. Ruszył w jej kierunku, powoli. Z wyraźnymi problemami, ociągał się, coś go blokowało. Krew zbuntowana wrzała w jego żyłach, momentami słyszał krzyki zabitych. Krzyki nienawiści. Wszystko to wyglądało jak apokalipsa jednostki. Ale dobra apokalipsa, wszakże dążąca do końca zła. Kiedy to tak szedł poczuł nagle wodę uwijającą się wokół jego łap, uciskającą go. A on dalej arogancki pozostaje, bo cóż mu woda może zrobić?
Ano zamrozić.
I zamroziła, więżąc go tym samym. I tu zaczęła się niedola Regisa.
- Ha! Twe próby na nic tu! I tak się wydostanę, miernoto. - Syknął groźno pomrukując do tego i wypluwając krew zmieszaną z śliną. Sądząc, że wyrwie się od razu jakoby lód nie stanowił dla niego żadnego problemu - pomylił się. Zapewne był wspierany też przez magię magiczki. Stał tak. W furii, wściekłości, która go zaślepiła. Ślina poczęła wręcz toczyć się z jego pyska kapiąc na ziemię. Nastała cisza. Przerywana co jakiś czas próbami upiora wyrwania się z tych oków.
Nie mógł.
Nie miał siły.
Co się z nim dzieje? To nie tak miało być. Wszystko miało się inaczej skończyć. Nie, nie pozwoli na to. Uniósł łeb do góry i w potężnym ryku podjął się próby wyrwania z lodu... Ten zaczął powoli pękać.
Och, Kainie! Spiesz się!
Kain
Wampir

Kain


Male Liczba postów : 7

     
Być może był szaleńcem, ale nie jedynym, który postanowił zrzucić krwawą koronę z łba Upiora. Nie wnikał w tym momencie w swój własny cel, zanurzenie jęzora, a najlepiej kłów w jego szyi, pożarcie, przekazanie całej potęgi, jaką Regis za siebie bierze. Własna krew burzowała, gromiła się, syczała mu w uszach. Krew innych istot, którymi się nakarmił. Czuł smak krwi nawet w pysku, na podniebieniu, pod językiem, być może przez wampirze kły, które wysunęły się i poraniły mu napięte dziąsła. Gdzieś głęboko za tym obcym pragnieniem nadal tliło się poczucie, że powinien przestać, że to nie on. Ale zbyt głęboko. Postąpił bliżej, choć łapy mu dygotały, źrenice rozszerzały się do absurdalnych rozmiarów, przysłaniając już całkowicie czerwone tęczówki. Obserwując Viktorię powoli zrozumiał, że powinien ustąpić magowi na polu walki - była w dobrej pozycji do walki na sztuczki. Gdyby znajdowała się blisko Upiora rzuciłby się na niego, miała jednak dystans i dzięki temu przewagę. Zbliżył się z powrotem, niedbale szurając podeszwami, dygocząc nie z nerwów, a z ekscytacji, duszonej w biednym, marnym ciele, podobnie ekscytował się Giovanni, który będąc źródłem emocji był zarazem źródłem nadmiernej energii, pragnącej rozszarpać liche ciało. Potrzebował potężniejszego ciała, potęgi, mocy, której Kain nie chciał mu oddać, a nawet zdobyć. Z przymrużeniem oka, żywiąc negatywną postawę wobec magów, a wszystko to pochodzące od Giovanniego, patrzył na zmagania magiczki z wodą, a kiedy ta zamarzła dygot natychmiast ustał, aby powrócić, w jeszcze silniejszej formie. Zaciskał pysk, dusząc dźwięki tworzone przez gardło, łapy same poniosły go ku Upiorowi. Nie oddychał, nie potrafił, gardło poczęło boleśnie piec, jakby połknął tarkę. Pojął, po zbliżeniu się, że upiór nie może się uwolnić. Źrenice skurczyły się, łapy przystanęły, niebezpiecznie blisko diabelskiego cielska. Ciało Kaina wiło się jak wąż w swym szaleńczym tańcu, dygotał każdy mięsień. Ale kiedy było trzeba, zrobiły to. Mięśnie zgrały się, aby bez strachu, beztrosko, a jakże głupio rzucić na pysk upiora. Pytanie, gdzie zanurzyć wampirze kły, aby zdały swoje zadanie, szybko znalazło odpowiedź. Wczepił się pazurami w jego pysk, choć niektóre miał połamane i pozdzierane po ostatniej próbie zranienia Regisa, ciało niemal wsparł, kładąc się na jego pysku, wczepiając się kurczowo łapami, gdy ostatnie resztki logicznego myślenia podsunęły mu, że upiór może szarpnąć go za nogę. Pysk odnalazł dwa cele, Kain zdecydował się na lewe na początek, zanurzył wampirze kły w miękkim ciele oka, już po lekkim szarpnięciu gałki, bo niewiele mogło zatrzymać jego wampirze kły, a szczególnie miękkie i wodniste oczy, kierując się na prawe, i o ile mu się uda, aby rozszarpać je także.
Charllie
Mag
Przedsiębiorca

Charllie


Male Liczba postów : 24

     
Zupełnie niespodziewanie w okolicy pojawił się Charllie. "Niespodziewanie".
Szedł niezgrabnie, szeleścił, co jakiś czas kaszlał. Chyba nie nadawał się na Szpiega, ani nic podobnego. Wróg odnalazłby go od razu, a potem najprawdopodobniej zaatakował. Zabić by się nie dał. Za dużo walk stoczył w przeszłości, by teraz bez problemu się poddać. Ale czy kogoś to interesuje?
Mruczał coś pod nosem, najprawdopodobniej przeklinał los. Denerwował się, skąd nagle wzięły się u niego jakieś moce. Tak z niczego. Jeszcze te całe cienie, to było nawiedzone.
- Patrz do czego cię to wszystko doprowadziło. - Mruknął z niesmakiem. Zatrzymał się, gdy dotarł nad jezioro i cóż dostrzegł? Jakaś nieprzytomna wilczyca leżała na ziemi, obok niej stała inna ze skrzydłami. Przed nimi był wilk zakuty w lodzie i jakiś inny go gryzł. Aha. No to dobrze wiedzieć. Chyba jednak sobie stąd pójdzie i nie będzie przeszkadzał.
Mimo wszystko coś go tam ciągnęło; najprawdopodobniej aura bijąca od wszystkich wilków. Najmocniejsza biła od obu samców, jednak ten skuty lodem "wydzielał" jakąś specyficzną, dziwną. Charllie nawet nie pomyślał, że może być Upiorem. On w takie stwory nie wierzył. I raczej nigdy nie uwierzy. No chyba, że coś go przekona.
Podszedł nico bliżej, jednak od samców trzymał się z daleka. Spiął się lekko.
- Przecież na wszelki wypadek masz swoje cienie. - Pokrzepił się w myślach. A skoro teraz panował całkowity mrok miał wielkie pole do popisu.
Kreiza
Dorosły

Kreiza


Female Liczba postów : 130

     
Dodajmy do tego, że Regis nie był zwykłych rozmiarów wilkiem. Był potężny, przewyższał w rozmiarze jak i potędze tutaj zebranych trzy-krotnie. Chlubił się blaskiem na tle, teraz, czerwonego jeziora pełnego krwi biednych istot.
Odwrócił swe spojrzenie na wampira, którego ciało zaczęło dygotać w tym dziwnym tańcu, upiornie wręcz. Regis rozumiał czego chciał. Czego chciał ten dureń, który myśli, że może mu krzywdę jakąkolwiek zrobić. Ach, gdyby tylko nie był skuty lodem, gdyby tylko nie był tak ograniczony tą cholerną wodą! Szlag by trafił, że Magiczka z tejże watahy pochodziła, domeną jej była właśnie ta piekielna ciecz, taka czysta, nieskalana w swej postaci. Taka dobra! Pieprzyć dobro i wszystko co jest z nim związane. Zacharczał z wściekłości, patrzył na samicę jakby chciał ją wzrokiem swym zabić. A szkoda, że to jest niestety niemożliwe. Szkoda dla upiora.
Regisie! Czemu twa potęga tak cię zaślepiła? Kiedy to stwór ten stary i obrzydliwy, patrzył z nienawiścią w białych oczach na Wodnistą, rzucił się na niego wampir. Zakrwawiony pysk miał paskudnie, krew ustawać nie zamierzała, krzepnąć nie chciała. Ślepia zakryte czerwienią za późno zareagowały, gdy żywot swój zakończyły. Właśnie w chwili kiedy to kajdany z lodu pękły i roztrzaskały się na miliony malutkich kawałeczków, które iskrząc w słońcu, wirując delikatnie opadły na ziemię. Nastała cisza. Regis stracił wzrok. Był ślepy. Posoka hektolitrami lała się z jego oczu, powodując, że trawa pod stopami wilków plaskała od niej. Krew wielu istnień ulatuje z jego ciała. Trysnęła wpierw na Kaina czyniąc go czerwonym i pozlepianym od tej złośliwej cieczy. Gałki upiora potoczyły się po trawie i zatrzymały się na brzegu.
Nastała cisza.
Kap.
Kap.
Krople kapiącej krwi przerywały głuchość. Były niebywale głośne, drażniące w uszy, tak jakby jęki w nich były zawarte. Cierpienia, bólu, strachu. Rozległ się ryk, potężny, donośny ryk. To był Regis. Krzyk ten zawierał sobie czystą wściekłość i nienawiść to wszystkich zebranych w tym miejscu. Ucichnął. Jego ciało zadrżało i zrzuciło Kaina z niego. Zacharczał. Paskudny grymas pojawił się na jego pysku, który miał imitować uśmiech, uśmiechem był ale krwiożerczym, szaleńczym. Zaraz potem ponownie zacharczał, a charkot ten przeobraził się w śmiech. Z początku był to chichot, który wraz z drgawkami przebiegającymi po ciele Regisa zmienił się w przerażający, huczący śmiech. Śmiech szaleńca. Zamarł. Widział czernią, czernią świat jego był spowity, głęboką czernią jak jego serce. Znowu cisza. Jednak nie była ona taka jak wcześniej. Była normalna. Pojawił się kolejny gracz, kolejny pionek w tej chorej grze.
Stwór odwrócił energicznie łeb w kierunku przybysza. Samotnik. Mag. Znowu mag. Wyczuwał te ich cholernie paskudne aury na kilometr, tak samo jak Szamanów.
- Kolejna paskudna aura do nas zawitała. Kolejny Mag. Nie pozwolę na to. Nie uda wam się. To będzie WASZ koniec. NIE MÓJ! - Oszalał. Nie myślał, zwariował. Krejzolka już powstrzymać go nie mogła. Jego umysł był szalonymi turbinami, które wypadły ze swoich miejsc i skakały śmiercionośnie po nim. Tego nie da się już powstrzymać.
Słuch miał dobry, jednak w tym szaleństwie obrał zły kierunek i ze wściekłością ruszył na Viktorię. Jeżeli nikt go nie powstrzyma, jeżeli nic się teraz nie stanie... Wątpliwe jest przeżycie wadery.

//A więc teraz czekajmy na odpis Viktorii ;3; potem Kain, a na koniec Charllie
Viktoria
Latający Mag

Viktoria


Female Liczba postów : 7

     
Klasnęła w łapy, widząc, że jej czar zadziałał.
I zrobiła to ponownie, gdy zauważyła nadchodzącego wilka. Wyraźnie czuła przepływającą przez jego ciało energię. Kolejny Mag do pomocy!
Jej entuzjazm opadł jednak, widząc jak Upiór morduje ją wzrokiem. Nie ukrywała, że w równym stopniu gardziła tymi stworzeniami, jak i się ich bała. Zaraz przeraziła się jeszcze bardziej, widząc jak Wampir rzuca się na Regisa, jak wydrapuje mu oczy, a jej lodowa klatka pęka na miliardy malutki, iskrzących się w słońcu kawałeczków. Pisnęła, zakrywając łapkami swoje gałki, których to za nic w świecie nie chciałaby stracić. Obrzydzała ją ilość krwi, która toczyła się z ran potwora. Wiedziała mimo wszystko, że musi się uspokoić. Musi coś zrobić.
Do jej uszu dotarł przeraźliwy krzyk Upiora. Potem jego śmiech. I jego gadka. Przetoczyła oczami.
- To Twój ko-
Zamarła. Samiec zmierzał w jej kierunku. Ona nie była w stanie go zatrzymać, straciła swoje dawne zdolności.
A może nie do końca...?
Rozejrzała się wokoło, aż zauważyła jeden z większych głazów. Kiedyś specjalizowała się w transmutacji to dlaczego by nie spróbować i teraz? Szybko machnęła łapami w jego stronę, krzycząc:
- Vos facitis quae dico!*
Skała, choć z początkowym oporem, ruszyła w jej stronę, osłaniając ją przed Regisem. Ot, Magiczka otworzyła przed sobą wysoką i dość szeroką ścianę, która miała zablokować atakującego. Był ślepy, więc nie zauważy tak szybko obejścia... No, taką Viktoria miała nadzieję.


*Zrobisz, co powiem! - bo słowo "rozkazać" programy mają problem z przetłumaczeniem.
Kain
Wampir

Kain


Male Liczba postów : 7

     
Rozszarpawszy oczy poczuł ulgę. Wygramy to! Podsunął mu umysł, tak głupiutką i naiwną myśl. Oślepienie upiora dawało im ogromną przewagę i nawet Giovanni odetchnął z ulgą, wodząc za wzrokiem Kaina, który napatoczył się na szklane gałki oczne, spadające na ziemię. Miał niecałą sekundę, aby poczuć gwałtowny niepokój i przypomnieć sobie, że powinien odskoczyć. Było na to już za późno. Zalała go krew. Mnóstwo krwi. Pysk miał otwarty, choć nie dyszał, bo nie miał na to odwagi aby choćby wciągnąć raz powietrze, ból sprawiały mu naciągnięte głodem i żądzą kły, pocięte przez nie dziąsła. Krew nie zalała mu jedynie oczu, a niemal prawie, bo te uchroniły się zaciśnięciem powiek, wlała się do pyska, język wraz z każdym kubeczkiem smakowym posmakował potęgi, jedynie liznął, nim gardło przygarnęło chciwie wszystko dla siebie. Nie mógł się powstrzymać. Poczuł gorąco. Gorąco krwi rozchodzącej się po ciele. Było to dziwne uczucie, jakby jego krew była lodowatym azotem, leniwie płynącym w żyłach. A krew pochodząca od Regisa była prawdziwym ogniem, lawą. Pod naporem krwi nie puścił się jego pyska, wręcz chwycił mocniej. Obawiał się zeskoczenia na dół będąc oślepionym, postanowił więc pozostać na swoim miejscu. W całym szkwale uszy wychwyciły kruchy trzask lodu i tylko to podziałało na łapy, kazało im się oderwać. Ostatnim powodem była także pomoc Regisa, który po prostu Kaina odrzucił. Nie protestował, padł niczym szmaciana laleczka na ziemię i wijąc się na wzór ryby zaczął gwałtownie wciągać powietrze przez zakrwawione nozdrza. Następnie przez pysk, wydając z siebie głośne syczenie i drażniący uszy pisk. Wraz z ogniem w jego ciele narastał ból, czuł go w kościach, w kręgosłupie, jeszcze nie sięgnął czaszki, lecz ciało bolało, krzywdzone gorącym biczem, jakby rzeźbione od nowa ciasto. Nie otwierał oczu, zagubił się, zatopił w gorącejącej lawie. Kierował go zapach i głód. Język wylizał pysk i pierś, łapy z krwi Regisa jak tylko potrafił. Pełzając zlizywał krew z każdego źdźbła trawy i połykał ziemię splamioną krwistą cieczą. Prowadziła go krew, nie liczyli się magowie, nie liczył się Regis, którego istnienie kończyło się na niedalekim pożarciu, nie liczył się sam Kain. Giovanni dygotał w szale, kląc w starożytnej mowie, niezrozumiałej dla Kaina, a szczególnie otępionego i ogłuszonego Kaina, który zezwalał ciału na wszystko, czego pragnęło. Jednocześnie zlizując krew jego futro zaczęło się stroszyć, kości trzaskać, ból narastał wraz z rozciąganymi wściekłością kośćmi szkieletu, kły wysuwały się, zakrzywionymi czubkami wbijając się w ziemię lub podczas pełzania robiąc w niej małe rowki. Choć całe jego ciało dygotało i wydawało z siebie straszne odgłosy chrupania i łamania kostek to pysk przeobrażał się najbardziej, począwszy od kłów i rosnącej masywności pyska, jak i długości kufy. Przez to pod jego pyskiem i na samym pysku, łbie, tworzyły się podłużne, otwarte, lecz nie krwawiące rany.
Charllie
Mag
Przedsiębiorca

Charllie


Male Liczba postów : 24

     
Nie miał pojęcia o co w tym wszystkim chodziło. Zorientował się jednak, że wszyscy nacierają na wilka, który jeszcze do niedawna był zamknięty w wodnej pułapce. On też nie miał żadnych przeciwwskazań. Sam w tej sytuacji najchętniej ukręciłby mu łeb.
Nieznajomy zaatakował magiczkę. Charllie wreszcie postanowił się ruszyć z miejsca i w czymś tutaj pomóc. Skoczył w kierunku Viktorii i stanął przy jej boku. Mimo, że jej nie znał, czuł, iż trzeba tak postąpić. A jak się tak czuje, to się nie protestuje tylko robi swoje.
- Sötét csapda! - Nie był jeszcze pewien swych mocy i umiejętności. Nie wiedział, czy czar zadziała, czy też okaże się jedną wielką klapą. Ale w sumie czemu miałoby się nie udać? Jego cienie dały krótkie życie zmarłemu wieki temu medykowi. A raczej jego pozostałością. Muszą więc zatrzymać Upiora.
Potrząsnął łbem. O ile się uda, to Regisa łapy ugrzęzną na jakiś czas przy podłożu. Cienie powinny je mocno trzymać swymi czarnymi mackami. Zabawne. Przecież wszędzie było ciemno. W tym wypadku nie dało się ich nawet zauważyć.
Zamaskowany był pewien swego. Przynajmniej starał się sprawić taki wrażenie. Jeżeli obleje do strach, to nic konkretnego nie zrobi. Cóż mu pomagało w podtrzymywaniu takiej odważnej postawy? Możliwe, że brak którejś klepki w mózgu, która odpowiadała za to, że Charllie nie wierzył w "inne" stworzenia. Przede wszystkim w Demony i Upiory, a o innych to już nie chciał słyszeć. Sam twierdził, że jego magię można w jakiś zrozumiały sposób wyjaśnić. Że magia tak naprawdę nie jest magią. No tak, niech żyje w tym swoim przekonaniu. Przynajmniej teraz mu się to na coś zdało.

Sötét csapda - Mroczna pułapka.
Kreiza
Dorosły

Kreiza


Female Liczba postów : 130

     
Szaleniec biegł wytrwale w kierunku Viktorii. Dudniąca, wypływająca z niego krew ogłuszyła go, a więc dźwięku przesuwanego głazu nie usłyszał. Wpadł na niego przewracając go tym samym. Upadł z impetem i głuchym hukiem pomiędzy magami. Charknął, zawarczał i splunął krwią gdzieś w bok. Zatrzymał się. Sapał jakby był po ogromnym przemęczeniu. Wodospady krwi lały się z jego oczu tworząc niemalże rzekę krwi przy jeziorze. Stał niebezpiecznie blisko Viktorii, na tyle niedaleko, że gorąca ciecz oblała również zielone futro samicy. Był ogłuszony, nie docierało do niego co się dzieje, lecz powoli zmysły do niego wracały. Szkoda, że nie wzrok.
Oprzytomniał. W tej jednej chwili zrozumiał. Było źle, było naprawdę źle.
Jego ogromne cielsko sapało, dyszało wręcz. Tracił siły z każdą sekundą, z każdą kroplą krwi utraconą. Jest źle, jest bardzo źle. Plugawe stworzenia naruszyły jego majestat. Pozbawiły go wzroku! Nawet jak powróci w ciele innego stworzenia, w dalszym ciągu będzie ślepy. Hańba. Zgorszenie. Pośmiewisko. Gdyby był zwyczajnym wilkiem - zapewne by się teraz poddał i załamał w chwili oprzytomnienia ale Regis... Och, upiorek nasz to zupełnie inna bajka. Zrozumienie tej beznadziejnej sytuacji wprowadziło go w jeszcze większą furię o ile to było możliwe. Ryknął wprost na samicę opluwając ją tym samym czerwonymi kroplami śliny.
Zakładając, że krótko po tym podskoczył Charllie, tylko dlatego, że userka się zagapiła pisząc post i mocno przeprasza, Regis zrazu odwrócił łeb w jego stronę. Chciał go potraktować tradycyjnym pacnięciem na dzień dobry jednak coś go ubiegło. A tym czymś były słowa złotego (a może brązowego) wilka. Jego łapy zaczęły grzęznąć w objęciach jakiś dziwnych macek. Kaed'rin był mocno zdezorientowany, wzrok utracił, nie wiedział co to jest. W tym wszystkim czuł się jak małe dziecko, które straciło matkę z zasięgu swego wzroku. Nigdy wcześniej nie zaznał takiego uczucia. Na nowo poznawał świat, z perspektywy tego bezradnego a nie wszechmogącego i silnego. Szaleństwo minęło lecz wściekłość nie. Szarpał się, próbował wyrwać z objęć dziwnego zaklęcia. Z każdym jego ruchem krew mocniej tryskała i również nowo przybyły został zalany szkarłatną cieczą. Z każdym jego ruchem stawał się coraz słabszy. W pewnej chwili przestał rozumiejąc, że nie ma to sensu, póki co.
- Zaiste, należą wam się gratulacje! Udało wam się chwilowo powstrzymać upiora. Czujecie się z tym dumni, czujecie się lepiej, co? - Splunął pomiędzy nimi, padło akurat na przewalony głaz. - Hm, hm. Coś mało rozmowni jesteście. Atakujecie biednego Regisa, przecież nic wam nie zrobiłem! Egzystowałem sobie spokojnie od czasu do czasu kogoś mordując ale to przecież nic takiego złego! - Westchnął bardzo sztucznie i płytko jak w marnym teatrze. - Wiecie co? Jesteście okropni, nawet się nie przedstawiliście, nic nie powiedzieliście a już zaklęciami we mnie ciskacie! - Wpierw ukazały się kły, a zaraz po nich paskudny, szeroki uśmiech. Wraz z rozchylonymi wargami krew delikatnym strumyczkiem wylała się spomiędzy zębów, celowo "wypluta" przez Regisa. Okropny widok jawił się przed magami. Stwór o czarnych dołkach zamiast oczu z hektolitrami krwi lejących się z nich. Zakrwawiony pysk, poraniony. Zmierzwione futro, pozlepiane, a wszystko to należy do ogromnej kupy mięśni.
Marano
Latający Lekarz



Female Liczba postów : 803
Wiek : 22
Skąd : Severynia

     
Marano miała dużą ochotę, by przejść się nad jakieś jeziorko; odpocząć odrobinę. Rozglądała się co chwilę. Przed siebie brnęła wolno i ostrożnie. Poruszała delikatnie ogonem na boki. Ostatnio Kraina była nieco spokojniejsza, choć zaćmienie nadal trwało. Nuciła pod nosem znaną tylko sobie piosenkę. Wyschnięta trawa chrzęściła pod jej łapami, tworząc jako taki rytm. Wreszcie znalazła się na brzegu. Ułożyła się powoli, a łapy wolno spuściła do letniej wody. Oblizała się. Schyliła delikatnie łeb i pociągnęła kilka łyków cieczy. Westchnęła z zadowoleniem. Cisza i spokój... Tylko ona i leciutko szumiąca woda. Uwielbiała takie momenty. Zapomniała o ciemności. Cofnęła się delikatnie, nawet nie podnosząc cielska. Ułożyła łeb na wilgotnych łapach i powoli zamknęła ślepka. Zasnęła... Jednak wciąż pozostawała czujna!
Karmel
Dorosły

Karmel


Male Liczba postów : 327
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Mortimer przybył tutaj, szukając... Czego szukał? Trudno stwierdzić. Czegokolwiek.
Szukał fiszu na palcach. Wychodząc z założenia, że rozpozna go, gdy zobaczy.
Nie natrafił na fisz. Za to na drodze swej spotkał wilczycę, najwyraźniej śpiącą. Ładną wilczycę, jak poinformował go cichutki głosik w głowie.
Usiadł. A potem się położył. Jeśli ona tu śpi, to jest tu bezpiecznie.
Tylko na chwilkę...
Oczy same mu się zamknęły.

W ciemnościach zalśniły bursztynowe oczy. Ich właściciel zbliżał się powoli, cicho, spokojnie. Podchodził do swej własności, przyglądał się.
Wszystko ładnie się zagoiło. Dobrze.
Nabiera masy. Dobrze.
Nabiera też mięśni. Niedobrze.
A najgorsze, że samodzielnie myśli. W chwili obecnej nie da się nim sterować.
Rudy kocur usiadł obok. Chciał być pierwszym, co wilk zobaczy po przebudzeniu. W ramach swego rodzaju zemsty za utrudnienia. Przekaz był jasny: "uciekaj sobie. I tak cię znajdę. Jesteś mój.".
Nadire
Dorosły

Nadire


Female Liczba postów : 11

     
Wilczyca o złotym futrze wędrowała przez Krainę, starając się poznać jak najwięcej terenu. Musiała w końcu zacząć się orientować w nowym miejscu, które zostało wybrane na jej nowy dom.
Nadire przechadzała się lasem, w sumie drzewa pokryte były już kolorowymi liśćmi, gdyby nie to, że było chłodno i dodatkowo wiał zimny wiatr, byłoby całkiem przyjemnie. No dobra, były jeszcze te cholerne ciemności, które psuły klimat tego miejsca, czyniąc go dość strasznym.
Wilczyca podeszła do jeziora, po czym nachyliła się nad jego taflą i zaczęła pić.
Poruszała delikatnie ogonem, nasłuchując uważnie, czy nic lub nikt się nie zbliża. Słyszała plotki, że w krainie jest jakiś potwór, musiała się pilnować.
Anthony
Dorosły

Anthony


Male Liczba postów : 54

     
Skoro to pierwszy post na tej postaci to nie spodziewajcie się rewelacji. User musi się jeszcze wczuć co nie?
A więc tak - basior przybył tutaj bez najmniejszego powodu. Po prostu tak jak sobie zamierzał tak i poznawał świat nie interesując się tym czy w ogóle ktoś bliski mu kiedyś żyje. Staruszek.. ojciec jego na pewno już padł kilka lat temu, ale po co się tym zadręczać? Trzeba żyć dalej i walić na przeszłość po całości.
Szedł dosyć spokojnie i bezproblemowo nie zwracając uwagi na to co się może dziać wokół. Do momentu aż jest ten wilk bezpieczny... a raczej samowystarczalny nie będzie go obchodziła sytuacja w Krainie. On ma swoje powody aby się zając własną osobą a nie żeby ratować jakiejś osobie tyłek jak zawsze ktoś tego chce.
Pysk w górę i do przodu przez życie! Niech mu naskoczą, a jak!
Nie zwrócił uwagi nawet na waderę która nasłuchuje. Patrzał się przed siebie idąc dumnie tak jakby nie widział świata poza sobą. Trudno, nawet partnerki nie potrzebuje, bo po co? Jest młody i sobie kiedyś znajdzie teraz trza wykorzystać czas na wszystko inne i korzystać z życia po całości!
Sponsored content