"Wilczy Kieł"

Shathow
Dowódca Wojowników
Przedsiębiorca

Shathow


Female Liczba postów : 643
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Wyszczerzyła się jeszcze szerzej i jeszcze radośniej.
Młodzież jest wyjątkowo irytująca.
Postanowiła sobie, że jeśli uda jej się osiągnąć stan majątkowy, w którym będzie ją stać na dzieci, wychowa je lepiej.
Zamiast tego wbiła na kasę kostki.
I rozsiadła się na swoim stołku.
Kein wie o Kle. Ale czy to możliwe, że... Nie, niemożliwe. Miałby zostać jej partnerem dla jej zarobków? Ale...
Niemożliwe.
A jeśli?
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Chyba nie ma co czekać dłużej na Salome. Darowała sobie widocznie spotkanie. Mniejsza. Zamówić coś trzeba, bo jakżeby to wyglądało? Przyszło panisko, pooglądało, powąchało i wyszło, niczego nie zjadłszy. Inna sprawa, iż wszechobecna, jakże kuszące zapachy skutecznie podsyciły jego apetyt. Przeprosił zatem Sal, wyjaśniając, że najwidoczniej nic z tego nie będzie, by za moment podejść do kasy, skinąć grzecznie łbem i poprosić o jedną porcję głuszca. Na blat wyłożył 15 kostek, co - zważywszy na ostatni zarobek - oznaczało tyle, że stracił cały kilkumiesięczny zarobek w raptem kilka sekund. Mistrz!
Shathow
Dowódca Wojowników
Przedsiębiorca

Shathow


Female Liczba postów : 643
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Shath skinęła łbem, zaksięgowała.
Następnie trąciła pracownika w ramię.
- Nie śpij. - mruknęła.
Poszła do kuchni i raz-dwa zabrała się za przyrządzanie głuszca.
Fakt, pachnie tu w lokalu pysznie... Zjadłoby się coś. Jakiś drobiazg, przekąskę.
Ale nie. Nie wolno objadać własnego lokalu. Nie i już. Co by się ostatnio nie działo z jej apetytem, nadal musi pamiętać, że te wszystkie smakołyki nie są dla niej. Że jak chce zarobić, to musi się powstrzymać.
W końcu skończyła przyrządzać głuszca. Userka przyznaje się bez bicia, że pojęcia nie ma, czym jest głuszec i jak się go przyrządza. Hm. Trzeba to kiedyś sprawdzić.
No więc skończyła przyrządzać głuszca i przyniosła go Alastair'owi z całą niezbędną oprawą w postaci koszyczka na sztućce, serwetek i takich tam.
- Smacznego.
Alastair
Latający Wilk

Alastair


Male Liczba postów : 1186

     http://kamilejszon.fbl.pl
Głuszec? Jak się nie mylę taki tam kurak.
Alastair uśmiechnął się promieniście, zaś nieco był rozczarowany brakiem podobnego gestu po stronie kelnerki. Liczył, że za napiwek mu się należało, a co? Nie ma nic za darmo. Niemniej jednak nie dał tego po sobie poznać, bo i nie jego to sprawa, kto wesół, a kogo smutki za kark przygniatają do podłoża. Nieco było mu przykro, iż tak piękna dama się smuci (bo się nie uśmiechnęła, więc na pewno była smutna, prawda?), jednak nawet jej nie znał. Nie mógł nagle zapytać: co się dzieje, piękna nieznajoma, bo jeszcze kto gotów pomyśleć, iż podrywem właścicielki zniżkę ugrać próbuje. Skinął więc głową i pochwycił tacę, powracając do jakiegoś wolnego stolika. Nie tego, gdzie była-nie-była Salome, bo w końcu głupio, jak on będzie jeść - a ona zaś jeno obserwować. Zaczął jeść.

________________________

Zjadł i wyszedł, posyłając jeszcze raz uśmiech w stronę właścicielki lokalu. Jak zgłodnieje, przyjdzie jeszcze raz. Zawsze łatwiejsze to niźli polowanie.

{ zt }
Salome
Szpieg

Salome


Female Liczba postów : 102
Skąd : Monsunowe Wybrzeża

     
Samica ocknęła się po chwili zamyślenia. Bądź co bądź chwila ta mogła trwać niestety trochę krócej. No dobrze... O wiele bardziej krócej!
Ale to niestety wina użytkowniczki. Jak zawsze.
Długa nieobecność. Próby tłumaczenia brakiem dostępu do laptopa, problemami rodzinnymi jak i prywatnymi. Chwila całkowitego załamania (czyt. depresja).
Lecz teraz wspaniały powrót! Ale dość tłumaczenia, wróćmy do fabuły.
Wszystko działo się szybko... Alastair patrzył na innych klientów niestety płci pięknej, a Sal wpatrywała się w niego. Ach te momenty całkowitego zatracenia. W sensie zapomnienia. Taak. To miałam oczywiście na myśli.
Po chwili Alfa opuścił restaurację bez słowa pożegnania.
Samica lekko zaskoczona jego zachowaniem szybko wstała i także podeszłą do drzwi. Zmrużyła ślepia i opuściła miejsce bijące ciepłem i gościnnością.
z.t
Tsukuyomi Aen Saevherne
Dorosły

Tsukuyomi Aen Saevherne


Male Liczba postów : 370
Wiek : 28
Skąd : Warszawa

     
Przyszedł tutaj Tsu, wyraźnie inny, wyraźnie odmieniony. Miał bardzo ważną sprawę do swojej szefowej. Może i niezbyt przyjemną ale wolał to załatwić, szczególnie że jego droga zbliża się ku końcowi.

- Witaj Shathow, możemy porozmawiać?

Powiedział poważnym głosem, trzeba mieć tą sprawę z głowy. Shath będzie przynajmniej zadowolona z innej sprawy, i to nawet bardzo.
Shathow
Dowódca Wojowników
Przedsiębiorca

Shathow


Female Liczba postów : 643
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Shath spojrzała na pracownika z wyraźną dezaprobatą.
- A ciebie gdzie nosiło?
Zmiany wyglądu nie skomentowała, bo i sama się zmieniła.
Była za to bardzo niezadowolona, że zniknął, przepadł, zapadł się pod ziemię. Nie wykonywał swoich obowiązków. Wygląd nie był specjalnie ważny... Ważne były kości i czas.
Skinęła jednak łbem.
- Byle szybko. Zapewne zamierzasz mi powiedzieć, co się stało, że cię tyle nie było?
Była lekko podirytowana... Właściwie nie wiadomo czemu. Chyba przez partnera, który ciągle ją o coś podejrzewał. Chyba przez kolejny zastój rynkowy. Przez to, że zarabiała o wiele mniej, niż by chciała. A rodzinę utrzymać jakoś musi...
Tsukuyomi Aen Saevherne
Dorosły

Tsukuyomi Aen Saevherne


Male Liczba postów : 370
Wiek : 28
Skąd : Warszawa

     
- Wiem to było niedojrzałe ale mam inną sprawę. Wpierw dziękuje ci za danie mi szansy i że mnie nie zwolniłaś po utracie wzroku. Przychodzę jednak do ciebie gdyż muszę odejść, miło wspominam spędzony tutaj czas ale muszę podążyć nową drogą.

Uśmiechnął się w jej kierunku, wiedział że nie będzie z tego zadowolona. Ale skoro radziła sobie wcześniej to i teraz sobie bez problemu poradzi. Taki Tsu nie jest tutaj potrzebny, on się przyda gdzieś indziej.

- Mam też coś dla ciebie, mi się już nie przydadzą, zrobisz z nich znacznie lepszy użytek.

Położył całe swoje oszczędności. 20 kosteczek oraz jeden diament z kopalni, całe jego bogactwo materialne. Wydarzenie to ma miejsce przed spotkaniem z Dianą.
Shathow
Dowódca Wojowników
Przedsiębiorca

Shathow


Female Liczba postów : 643
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Odchodzi? Zaskoczył ją tym.
- Jak uważasz... Ale diament zatrzymaj. Jest zbyt cenny.
Dodatkowo nie miałaby i tak co z nim zrobić, gdzie sprzedać. Liczyły się kości, diamenty w Krainie były niewiele warte.
Odchodzi... I jeszcze jej płaci? Shath nie byłaby sobą, gdyby nie zgodziła się natychmiast. Nie odbiera wypłaty, oddaje jej wszystko, co ma...
Nawet się do niego uśmiechnęła, choć i tak nie mógł tego dostrzec.
Brak weny podgryzał userkę niczym reklamowy Mały Głód. Szkoda, że na brak weny zjedzenie serka nie pomaga...
Tsukuyomi Aen Saevherne
Dorosły

Tsukuyomi Aen Saevherne


Male Liczba postów : 370
Wiek : 28
Skąd : Warszawa

     
Ale żeby nie było! Tsukuś jednak coś poczuł! A diament wedle polecenia zabrał. Kein by chyba mega nerwa dostał gdyby go zauważył, to prawie jak z amuletem od Arthasa. Oczywiście nasz wilk o tym nie wie a ja sobie tylko tak głośno myślę.

- Zmieniłaś się? Pachniesz jakoś inaczej. Trzyma się też ciebie jakiś nietypowy zapach, szczenięta? Perfumy? A może po prostu się mylę?

Stwierdził po chwili zastanowienie, czyżby zmiany nie dotknęły tylko jego? Zanim ruszy swoją drogą można chwilę porozmawiać z swoją starą szefową.
Shathow
Dowódca Wojowników
Przedsiębiorca

Shathow


Female Liczba postów : 643
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
- Trochę się działo pod twoją nieobecność... Tak, szczenięta.
Shath została matką! Cieszyła się z tego, snuła plany... Na tle szczeniąt kąpiel w jeziorze zmian straciła nieco na znaczeniu, ot, drobna niedogodność.
Drobna niedogodność miała postać utraty większości wypracowanych ciężkim treningiem mięśni, zmniejszenia całego ciała, drobniejszej sylwetki. Dawniej Shathow była większa, masywniejsza, o szerokiej klatce piersiowej i mocnych łapach. Obecnie sylwetka była co prawda bardziej waderowata, jednak mniej odpowiednia dla Wojownika. Może i ładna, ale... Cóż.
A jaka na to rada? Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. Z czasem kondycja wróci. Drobniejsza sylwetka zaś to szybkość i zwrotność, lepszy refleks.
Userka właśnie sobie uświadomiła, że będzie wielka szkoda, jak Tsuku odejdzie. Kto wtedy będzie pamiętał o urodzinach Shathow? Nikt więcej w całej Krainie o nich nie wie. Biedna Shath... Ale chyba przywykła. Sama rzadko pamięta.
Shathow
Dowódca Wojowników
Przedsiębiorca

Shathow


Female Liczba postów : 643
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Mamy święta. To zasługuje chyba na osobny post. Może post ten przerwie zastój, sprawi, że do "Wilczego Kła" wróci życie, pobrzękując kostkami do wydania na smakołyki?
Oby... Bo naprawdę by się przydało.
Mamy święta. Z tego to powodu Shath mogła się wydawać nieco bardziej przygaszona, niż zazwyczaj. Różnica ta jednak była niewielka i starannie przez samą Shath maskowana. Nawet jej własny partner by zapewne tego nie zauważył.
Partner... Kein... Gdzie on teraz jest? Czy wróci? Co się stało?
Nie wiedziała.
Wróćmy jednak do kwintesencji esencji, czyli głównego tematu postu - świąt.
Shathow postawiła na ladzie koszyczek pierniczków (za trzy kości sztuka), po czym rozejrzała się po pustym lokalu. Święta... Jej nastrój jednak, pomimo szerokiego wyszczerza zdobiącego pysk, nie był bynajmniej świąteczny. Czemu? W sumie sama nie wiedziała. Męczyła ją samotność. Dobijały wspomnienia. To w święta straciła przyjaciela... Co się stało? Tu, w tym lokalu, rok temu, wyznał jej miłość. Ona nie czuła do niego nic więcej i próbowała to przekazać możliwie najdelikatniej.
Nie zobaczyła go już nigdy później.
Przez chwilę, dłuższą chwilę, przyglądała się diamentowej, niepozornej nutce zawieszonej na łańcuszku. Prezent gwiazdkowy...
Nazywał się Jakecob.
Ciekawe, co u niego. Co teraz robi? Czy żyje jeszcze, czy też ludzie przerobili go na dywanik? Poza Krainą było bardzo niebezpiecznie...
To jej wina. Gdyby była delikatniejsza, nie odszedłby.
Gdyby się w niej nie zakochał, wszystko byłoby dobrze.
Ale cóż... Trzeba żyć dalej. Kolejny rok, kolejne święta... A lokal pusty jak pustynia. Ani pół klienta.
W sumie... Chciała po prostu zarobić. To w końcu dzień jak każdy inny. Tłumaczyła sobie, że wcale nie potrzebuje świąt i bliskości rodziny tak długo, że aż w to uwierzyła.
Wyciągnęła z lodówki butelkę Radler'a. Skoro nikogo nie ma... Za święta i nowy rok. Ot, wypić. Dla smaku, bo procentów w tym niewiele.
Przyjrzała się butelce i odstawiła spowrotem do lodówki. Nie wolno pić w pracy. I nie będzie marnować kości na głupie zachcianki. To się nie opłaca. Lepiej komuś to piwo sprzedać, niż je wypić.
Bart
Dorosły

Bart


Male Liczba postów : 220

     
Czuł, że musi wrócić. Łazik, wieczny turysta i wędrowiec. Pewnie niewiele by się zmieniło, gdyby nie fakt kilku dodatkowych kilogramów, złapanych tu i ówdzie. Szybciej się turlał, niż gdzieś szedł, ale co począć? Losowanie losowaniem, pamiętamy, Barciku, że kiedyś prezentowałeś się całkiem nieźle. Może to właśnie nadmierna tusza spowodowała, że samiec ten przestał w ogóle zaglądać do Krainy? Długo bił się z myślami i walczył ze sobą, zanim ostatecznie podjął decyzję powrotu. Czy ktoś jeszcze o nim pamiętał? Jeśli ktoś miałby - to może właśnie Shathow? Kiedyś byli ze sobą bardzo blisko, zanim ten zniknął po raz kolejny, choć z pewnością nie raz obiecywał, że tego nie zrobi. Musiał ją przeprosić, inaczej nigdy nie wybaczył sobie tego, jak bardzo stchórzył. Trzeba odpokutować!
Nie poznał jej. Na szczęście, choć wizualnie była zupełnie inna (mówi to ten, którego od pewnego czasu dręczy koszmarna nadwaga), o tyle jej zapachu zapomnieć by nie mógł. Nie podszedł jednak do lady, zupełnie, jakby sparalizowany strachem. Po części była w tym i racja - trudno było odważyć się, aby spojrzeć w oczy komuś, kogo być może tak bardzo skrzywdził...
Shathow
Dowódca Wojowników
Przedsiębiorca

Shathow


Female Liczba postów : 643
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Poczuła znajomy zapach, rozpoznała.
Przez chwilę również stała jak sparaliżowana, zaraz jednak się otrząsnęła.
Jak on ma czelność tu wracać? Po tym wszystkim? Zostawił ją, olał. Płakała przez niego. I to tyle razy...
I ma czelność tu wracać?
Nieważne. Wrócił, owszem. Ale przyszedł tutaj, do jej lokalu. Wypadało więc przełożyć sprawy lokalu ponad osobiste. Owszem, czuła bolesne kłucie serca, ale nie kochała już. Miała do niego tylko wielki żal...
Jako, że nie było innych klientów, a pracownik zniknął, wzięła z lady notes i długopis, po czym podeszła do wilka.
- Co podać?
Jej głos zabrzmiał dziwnie płasko, bez emocji. Nie była w stanie zaprezentować nawet wymuszonego uśmiechu.
Czekała, aż złoży zamówienie.
Bart
Dorosły

Bart


Male Liczba postów : 220

     
Bart musiałby skłamać, gdyby nawet próbował powiedzieć, że nie spodziewał się chłodu, bijącego od Shathow. Dotąd podejrzewał, że kwestią najważniejszą dla niej były treningi, myślał więc, że jakoś to będzie. Że wybaczy jego zniknięcie, tymczasem odniósł wrażenie, że sprawa była poważniejsza, niż wcześniej założył. Czyżby pod przykrywką chłodnej i niewzruszonej jego obecnością Shathow kryła się zraniona, dotknięta jego zachowaniami osoba? Ostrzegał, że jest typem łazika. Przestrzegał, że nie będzie mu łatwo zrezygnować z podróży. Widocznie liczyła jednak, że zostanie przy niej i w sumie miala do tego pełne prawo. Niektórym osobnikom trudno podjąć odpowiedzialność za inną osobę. Nie każdy jest stworzony do życia z jakimikolwiek zobowiązaniami.
- Domyślam się, że wybaczenia nie oferujesz? Zapłacę wszelką cenę - powiedział spokojnie, już nawet nie siląc się na jakkolwiek żartobliwy ton. Sytuacja była zbyt poważna. Przeprosić nie zamierzał, nie teraz. Teraz tylko mógłby wywołać lawinę nieprzyjemnych określeń i tak dalej. W końcu przeprosiny bez udowodnienia, ze się żałuje czy próbuje poprawić, są bez sensu.
Shathow
Dowódca Wojowników
Przedsiębiorca

Shathow


Female Liczba postów : 643
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Spojrzała na niego krótko, po czym wbiła znów wzrok w notatnik.
- Nie ma na magazynie. Ale mogę zaoferować sarninę za dziesięć kości od porcji.
Bart? Bart to przeszłość. Ale nie mogła wybaczyć. Nie mogła ani wybaczyć, ani zapomnieć... A teraz, słysząc ten głos...
Nie. Związki są nieopłacalne, zapomniałaś? Już przez to przeszłaś, głupia. To już było. Była rodzina, partner, szczenięta... I jak to się skończyło? Nijak. Zostawił cię, głupia, i ty już dobrze wiesz, dlaczego. Przyjmij do wiadomości, że nie nadajesz się do związków.
Zostałaś znowu sama, tylko z tym szczeniakiem. Szczeniakiem, który najpewniej nie przeżyje treningów.
A teraz przychodzi Bart i co? Oczywiście, że mu nie wybaczysz.
To zbyt wielkie ryzyko.
Myśl ekonomicznie.

A mimo to... Te kilka słów przypomniały Shath, czemu się w nim zakochała. Oczywiście, że tego nie okazywała. Ona? W życiu. Nie potrafiła i już. Tak, jak teraz nie okaże, jak wielki żal do niego ma o to wszystko.
Za nic.
Bart
Dorosły

Bart


Male Liczba postów : 220

     
- To w takim razie poproszę sarninę i czarne frugo - powiedział spokojnie, kładąc na blat piętnaście kości, by następnie zamaszystym ruchem łapy przysunąć je ku waderze. Nie powinien był żreć, nadwaga dawała mu się poważnie we znaki na każdym niemal kroku. Jednak skoro już się łaskawie zjawił w lokalu i w życiu tej wadery, głupio wyjść bez zakupu. Nie będzie łatwo. Ale czy Bart należał do osób, które się łatwo poddawały?
- A kiedy dostawa? Nie ukrywam, bardzo by mi zależało - powiedział spokojnie, dość poważnie, nie uśmiechając się wcale. Prawdą było, że bolało owego samca to, że się na niego gniewała. Zawsze była kimś bliskim jego sercu, a tych najbliższych najłatwiej zranić - chociaż wcale się tego nie chce i żałuje długimi godzinami.
Shathow
Dowódca Wojowników
Przedsiębiorca

Shathow


Female Liczba postów : 643
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Zanotowała. Zabrała kości.
Napiwek? Czy próba przekupstwa?
Nie skojarzył sarniny?
Ech, trudno.
- Kryzys mamy, dostawy są rzadko. Powinien pan sprawdzić w czerwcu, ale nie gwarantuję. To bardzo poszukiwany towar.
Ruszyła do kuchni. Zaraz wróciła z talerzem ciepłej, pysznej sarniny i butelką czarnego frugo.
Userka nienawidzi czarnego frugo. Smakuje jak tania chemia z Biedronki. Przecież wszyscy wiedzą, ze to zielone frugo jest tym jedynym, najlepszym!
Postawiła to wszystko przed basiorem.
- Smacznego.
Następnie wróciła na swój stołek za ladą.
Bart
Dorosły

Bart


Male Liczba postów : 220

     
A może skojarzył, tylko nie chciał dać po sobie tego poznać, by nie utrudniać i tak już niełatwej sytuacji? Mógł podejrzewać, że Shathow nie chce wracać do przeszłości i powiązanych z nim skojarzeń, przypominając scenę rozgrywającą się w jaskini za Bursztynowym Wodospadem po to tylko, aby w jakiś sposób mu dociec? Przyznam się, sama wygoglować musiałam, miesiące 'odwyku' od Bart'a swoje zrobiły, przepraszam. Słowo 'sarnina' spowodowalo zapalenie się lampki "coś mi świta", zaś dalsze słowa dotyczące kojarzenia faktów utwierdziły mnie w przekonaniu, że to nie przypadek.
Szybko zniknęła, nie zdążył borok niczego powiedzieć. Nie zamierzał wciskać jej taniej bajery czy beznadziejnie i żałośnie się tłumaczyć (bo i nie zwykł do płaszczenia się przed kimkolwiek), zatem westchnął jedynie i wziął się za jedzenie. Kryzys. A on, dupa wołowa, się do niego przyczynił, zachowując jak nieodpowiedzialny i niegodny zaufania szczeniak. Czego się spodziewał? Że rzuci mu sie na szyję? Nie, o tym nawet przez moment nie pomyślał. Liczył jedynie, że kiedyś mu wybaczy, nie można się chyba boczyć na kogoś do końca życia?
Shathow
Dowódca Wojowników
Przedsiębiorca

Shathow


Female Liczba postów : 643
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Przepraszam? Jedno słowo? Odejście Barta mocno nią potrząsnęło. Mało nie padła z przemęczenia. Płakała, nie raz i nie dwa razy. Wiele. Bardzo wiele. Prawie przestała jeść i spać.
I co? I "Przepraszam"?
Gdyby nie Kein, zapewne nie byłoby jej wśród żywych.
A teraz, bez Kein'a, wszystko wróciło do stanu poprzedniego. Może i Bart był gruby, ale Shathow z pewnością nie. Wręcz wydawała się wychudzona, niewiele jej brakowało do sylwetki szkieletu. Gdyby nie futro, cienie pod oczami zdradziłyby, jak rzadko i krótko sypiała. Łapy paliły ją żywym ogniem, bólem naciągniętych i przeciążonych mięśni.
Przepraszam? Serio?
Obserwowała go zza lady. Starała się przy tym wyglądać, jakby wcale tego nie robiła.
W pewnym momencie, tknięta impulsem, dotknęła wiszącego na szyi medalionu. Zaświecił on na chwilę lekko, niezauważalnie. Został aktywowany.
Pierwsze użycie. Była najoszczędniejsza z wszystkich czterech posiadaczy medalionów.
Bart
Dorosły

Bart


Male Liczba postów : 220

     
A co mogla wyczytać z umysłu Bart'a? Kwestie, do których zapewne nigdy się nie przyzna.
Zacznijmy może od wstydu, związanego nie tylko z samym nagłym zniknięciem, ale i wyglądem wilka. Chociaż może wyglądał nadal na beztroskiego, uchachanego od ucha do ucha czy  żartobliwego, o tyle wewnątrz zżerał go wstyd. Nie udał się na kolejne wycieczki, lecz zaszył gdzieś stosunkowo niedaleko, by nie razić po oczach wielkim zadem. Niby głupota, a jednak otyłość, z którą nie potrafił sobie poradzić, przerosła nawet uczucia, którymi darzył Shathow. To dla niej został tu dłużej, to dzięki niej przestał myśleć nawet o zaliczaniu panienek. Tak, kochał ją. Przed zniknięciem, w trakcie oraz teraz, gdy wrócił. Nie chciał się jednak narzucać, zatem przybył po to, by 'wybadać teren'. Wiedział, jak źle się zachował oraz ile błędów popełnił, podejrzewał też, że bardzo ją zranił. Niecelowo, ale jednak. Często o tym myślał, podobnie i teraz, kiedy podobnie jak i ona udawał, że wcale na nią nie patrzy, chociaż jej nowy image nie pomagał w oderwaniu od niej spojrzenia. Była jeszcze piękniejsza. Czarna, wojownicza i przypakowana samica odstąpiła miejsca srebrzystej szacie, wspaniałych niebieskich oczętach oraz grzywce, o której posiadanie nigdy nie podejrzewałby wojowniczki. Toć to takie niepraktyczne!
Teraz, gdy znów był blisko, pierwszy raz poczuł, jak bardzo był daleko. Paradoksalnie, ale tak jest zawsze. Im bliżej, a niedostępne, tym bardziej odległe. Ubolewał nad tym, że wszystko zepsuł (przy czym w rozmyślaniach swoich nie użył określenia "zepsuł"), jednocześnie jednak będąc świadom tego, że zachował się jak kretyn. Teraz, kiedy był po 'wybadaniu terenu', wiedział doskonale, że nie ma co wychylać się z próbami przekonania Shathow, że wcale nie chciał jej porzucać. I tak  nie uwierzy. Na wyjaśnianie czegokolwiek było za późno, a myśl ta dobijała na tyle, że przypadkowo wsadził sobie widelec zamiast do pyska, to niemalże do ucha. Zaklął pod nosem, pocierając dźgnięte miejsce łapą. Rozejrzał się dookoła, jakby chcąc upewnić, że nikt tego nie widział. Zwłaszcza Shathow. Chociaż bowiem czuł, jak bardzo go nienawidzi, nadal zależało mu na jej opinii. Wiedział, że pewnie nie jest ona taką, o jakiej ktokolwiek by marzył, jednak mimo wszystko wciąż miał nadzieję, że mu przebaczy. Musi udowodnić, że nie jest aż takim kretynem. Nawet tusza mu w tym nie przeszkodzi.
Dlaczego chciał zabiegać o jej przebaczenie? Tylko dlatego, że męczyło go sumienie? Cóż, przed medalionem nie da się ukryć tego, że był to jeden z powodów. Inna sprawa, że Bart sądził, iż kiedy ktoś przebaczy oznacza to, że cierpi nieco mniej. Na tym mu zależało, choć jednocześnie wiedział, że pokazując się jej na oczy wcale nie pomaga. Jak sobie radziła? Czy założyła rodzinę? Czy była szczęśliwa? Miał wrażenie, że nie - może przez to wspomniane wychudzenie? Zawsze widział w niej silną samicę, zbudowaną nieco inaczej, bez ni krztyny zwiotczałych mięśni. Czy zaprzestała treningów? Czy awansowała? Chciałby ją zapytać o tak wiele... Wiedział, że nie może.
Shathow
Dowódca Wojowników
Przedsiębiorca

Shathow


Female Liczba postów : 643
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Kurczę... Aż się jej przykro zrobiło, że tak się zachowała. Skąd myśl, że szerokiego będzie kochać mniej? Czy aż tak okropnie się zachowywała? Może i kładła wielki nacisk na własne treningi, ale... Przecież od niego nigdy by tego nie wymagała.
Kochał...
Cóż, może panowała nad sobą lepiej. Może była w stanie przełożyć rozsądek nad uczucia, stłumić te drugie, zabić, zignorować.
Ale czy byłaby w stanie powiedzieć z łapką na sercu, że nic do niego nie czuje? Tak całkiem nic?
Była na niego wściekła, to oczywiste. Gdy się tu pojawił, miała wielką ochotę dać mu w pysk. Ale przecież...
No...
Nieważne. Do ładu ze swoimi uczuciami dojdzie później, lub wcale. Uczucia są nieopłacalne, nie przystoją Wojowniczce.
Podobała mu się? Cóż, sama również uważała, że grzywka jest wyjątkowo niepraktyczna. Nosiła się z zamiarem ścięcia jej od dawna... I nie robiła tego. Nie potrafiła powiedzieć, dlaczego. Bo podobała się Kein'owi? Prawdopodobnie był to powód.
Niby z nim już nie była, niby opanowała wszystkie związane z tym uczucia, wrzuciła do puszki i zakopała gdzieś w lesie...
Ale i tak.
Gdy zobaczyła jego wyczyn z widelcem, uśmiechnęła się lekko, czują przy tym napływające do oczu łzy. Cały Bart...
Grzywka ma jednak pewną zaletę. Teraz lekkim ruchem łba zrzuciła ją sobie na oczy, zakrywając oczy, nie pokazując uczuć.
Bawiła się notesem, spod grzywki zerkając na Barta. Zostały jeszcze dwa posty... A potem co? Zobaczymy.
Bart
Dorosły

Bart


Male Liczba postów : 220

     
Czas zatem na kolejną porcję przemyśleń Bart'a. Dla odmiany może nieco mniej pozytywnych, żeby nie wyszło, że próbuję jakoś go wybielić, korzystając z faktu, że Shathow jest pewną co do prawdziwości postów. Myśli nie kłamią. Tylko usta jakoś je deformują, zanim dopuszczą do uszu innych. Tylko... co mógłby myśleć Bart? Pogrążyć w myślach siebie nie jest wcale tak łatwo...
Okej, sztuczka z widelcem pozostała niezauważoną. Odetchnął z ulgą, bo i emocji Shathow zauważyć nie mógł. W końcu może i ją obserwował, lecz dyskretne podglądanie kogokolwiek ma to do siebie, że nie widzi się wszystkiego. Spokojnie, Klucho, jest dobrze. Chociaż... Nie, nie jest! Nie jest wcale dobrze! Sarnina powoli się kończyła... Była jedynym 'pretekstem' umożliwiającym mu spędzanie czasu z ową waderą, zatem zwolnił porządnie, by zbyt szybko nie skończyć jeść. W sumie... zamówiłby coś jeszcze, żołądek miał wielki, zmieści się - z pewnością! Tylko... nie mógł. Oznaczałoby to, że musi do niej podejść, odezwać się, spojrzeć w oczy... Jakoś stąd, ze stolika, spoglądanie na jej osobę było zdecydowanie łatwiejsze, niż w sytuacji, gdyby znalazł się tuż obok. Poza tym czy nie jest uwłaczającym posiadać bojler zamiast kaloryfera - chociaż to pierwsze jest praktyczniejsze, lepiej grzeje zimą. Latem jednak przyprawia o kompleksy, które utrudniają życie. Dopiero ostatnio Bart nabrał do siebie odrobiny dystansu, która pozwoliła w ogóle przekroczyć granice domu. Syn marnotrawny? Nie, nie czuł się tak. Tamten miał do kogo wracać, ktoś ucieszył się na jego powrót. A on? Usłyszał jedynie o awansach babki, która babką wcale nie jest, bo jedynie przygarnęła rodzicielkę Kluchy.
Oj, słabo idzie pogrążanie Bart'a! Nie dlatego, że nie chcę. Nie umiem, nie da się. To trudniejsze, niż można przypuszczać. W końcu były łowca Wiatru nie był aż takim gnojem, choć błędy popełniał jak każda inna istota. Wziął łyk napoju. Woda! Będzie zamawiał wodę i wlewał w siebie hektolitrami, aż rozsadzi mu tyłek i narobi smrodu! Zerknął dyskretnie w stronę lady i stwierdził, że to słaby pomysł - samica na pewno się zorientuje. Powinien zniknąć, wziąć sarninę na wynos i pożreć gdzieś tam w kącie, z dala od niej. Jeśli udało jej się odzyskać równowagę po jego odejściu, egoistycznie pojawił się i zmącił ją, przynajmniej na czas, który spędzał w jej lokalu... Tak... Zjeść i zniknąć, usiąść z dala od niej i zastanowić się poważnie nad tym, jak mógłby odpokutować, chociaż w części. Do czerwca w końcu tak daleko... Nie obawial się, że braknie mu cierpliwości - bo są osoby, na których uśmiech czy przebaczenie czekać warto. To tylko pół roku. W sumie... W sumie wymyślenie jakiegokolwiek planu i tak zajmie mu więcej czasu... Bezczynność, lenistwo... Teraz usprawiedliwione tuszą. Przynajmniej przed samym sobą tak się tłumaczył. Sumienie ma to do sieibe, że póki się go radykalnie nie wytępi, nie zamorduje czy inaczej unieszkodliwi, dręczy i dręczy - bez końca.
Shathow
Dowódca Wojowników
Przedsiębiorca

Shathow


Female Liczba postów : 643
Wiek : 25
Skąd : Mała wieś pod Warszawą

     
Chciał odejść? Nie!
Zerwała się ze stołka. No, właściwie chciała się zerwać. W praktyce zrobiła to za szybko, efektem czego spadła, przewracając stołek.
Szybkim krokiem poleciała do kuchni, po czym wróciła stamtąd z koszyczkiem pieczywa czosnkowego. Wszyscy kochają pieczywo czosnkowe.
Nie była pewna, czy przyjmie... Skoro tak przeszkadzała mu tusza?
W sumie w jej odczuciu nie wyglądał źle. Może i był trochę szerszy, ale... Tragedii nie ma. A w każdym razie nie byłoby, gdyby się uśmiechnął.
Zanim do niego podeszła, pod pretekstem poprawiania grzywki przetarła oczy. Nie pokaże. Nie. W życiu.
Złapała koszyczek i podeszła, tym razem już bez pośpiechu, spokojnie.
- Na koszt firmy. - powiedziała, stawiając na stoliku pieczywo.
Userka nabrała nagle wielkiej ochoty a pieczywo czosnkowe.
Ta, jasne. Pieczywo jest drogie, a to, że Shath niewiele do tysiąca na koncie brakuje nie znaczy, że userce powodzi się równie dobrze.
Zatrzymała się. Nie miała pojęcia, co zrobić teraz. Wrócić na swój stołek? Przysiąść się?
Chciała z nim posiedzieć.
Ale czy powinna? I czy on by tego chciał? Skoro wolał z daleka...
Zdecydowała się na rozwiązanie najprostsze, pośrednie.
- Mogę? - machnęła łapą w kierunku drugiego krzesła przy stoliku.
Nie chciała, żeby odchodził... Może strasznie ją zranił, może wiele się zmieniło, ale... Był na ten moment jedyną pozytywnie do niej nastawioną osobą.
A ona tak go potraktowała...
Było jej bardzo go szkoda w tym momencie. Przecież to nie jego wina...
A Shathow tendencję miała, by zawsze, zawsze, ZAWSZE brać winę na siebie, wybielając osoby wokół. W myśl zasady, że w każdej postce musi być drobna część osoby piszącej.
Bart
Dorosły

Bart


Male Liczba postów : 220

     
Kiedy usłyszał hałas, który zapewne mógł towarzyszyć upadkowi, poderwał się z miejsca, gotów ruszyć jej na pomoc. Znaczy... poderwałby się, ale ten przeklęty baniak zaklinował się pomiędzy blatem stołu a podłogą! Zaklął siarczyście pod nosem, w duchu dziękując bogom za to, że chyba nic wielkiego sie nie stało. Inaczej Shathow nie podeszłaby do niego. Moment, moment... Szlag, podeszła. Bart, ogarnij się! Odchrząknął, kryjąc zażenowanie bębnem, który niedyskretnie zdzielił łapami, by nieco go upchnąć, może chcąc z powrotem ukryć pod blatem. Nie, nie lubił go. Owszem, dietę mial, tylko teraz... Zapomniał. Próbował nawet wysiłku, lecz męczył się zbyt szybko. Upór powodował, że kilka razy świat mu zawirował i mało nie padł na ryj. A mimo wszystko nie utracił ani złamanego kilograma. Lubię niedoskonałości, ale niektóre z nich naprawdę komplikują życie... Tocząc się jak piłka zbyt daleko za ofiarą nie pogoni... Propozycja samicy nieco go zaskoczyła.
- Tak, oczywiście, jeśli tylko masz ochotę - powiedział, jednocześnie próbując otrząsnąć się ze stanu, w którym się znalazł. Przecież... Dała wyraźnie do zrozumienia, że nie chce go znać. W takim razie dlaczego to robiła? Co się zmieniło? W żadnym razie nie miał jej tego za złe, ba, dziękował w duchu, że się pojawiła, choć naprawdę się tego nie spodziewał. I choć wiele razy, zarówno poza Krainą, jak i po powrocie do niej, zastanawiał się, jak zachowa się w podobnej sytuacji, co powie i jak zareaguje, nie wiedział, co czynić. Te wszelkie scenariusze, tak pieczołowicie przygotowywane dzień po dniu, dopieszczane wielokrotnie i nieraz zmieniane, 'na lepsze'... Przepadły. Zapomnial. Nagle każdy kolejny, który mozolnie próbował odtworzyć, wydawał się być kompletnie pozbawionym sensu. Spojrzał na pieczywo. Postanowił już. Nie poruszać 'tamtego'. Odwróci jej uwagę, może jakoś to będzie? Czy tchórzył? Poniekąd. Jedna priorytetem była próba odesłania w dal wspomnień, które mogą okazać się nieprzyjemnymi nie tylko dla Shathow, ale i dla niego samego.
- Przepadam wręcz za pieczywem czosnkowym! Faktycznie, sklep ze wszystkim, dziękuję - zażartował, jednocześnie w myślach dodając 'poza wybaczeniem'. Nie wiedział, że wilczyca posiada jakikolwiek amulet. A nawet, jeśli go miała, to przecież zapewne stanowił tylko ozdobę szyi! Postanowił, że nie przyzna się ani do diety, ani do tego, jak cholernie dokucza mu nadmiar tłuszczu. Nie okaże słabości. Ktoś pokroju Shathow, która w jego oczach zawsze uchodzila za niezwyciężoną, silną, twardą i... idealną, na pewno nie spojrzy ze współczuciem, nie pogłaszcze po łebku, nie pocieszy... nie zrozumie. Zwłaszcza po tym wszystkim, co jej zafundował, a o czym starał się nie myśleć. Była. Tutaj, tak blisko, mógłby poczuć zapach jej potu, gdyby tylko wilki się pociły... Kilka centymetrów, a czułby jej oddech... Oczywiście nieco przesadzał, jednak... zawsze jakiś sposób radzenia sobie z emocjami, prawda? Kraniec jego niezbyt szczupłego ogona zakołysał się nieco, niczym owłosione wahadło zwisające z krzesła, na którym z powrotem usiadł.
Sponsored content