Las, zwykły las

Berendar
Dojrzewający



Male Liczba postów : 141
Wiek : 30
Skąd : Dobczyce

     http://www.marian021093.deviantart.com
Popatrzył na mysz, którą podsunęła mu Wardress, no cóż zaśmiała się, ale może chciała dobrze. Jednakże nie chcąc robić jej przykrości Berendar chwycił mysz i po chwili zniknęła w jego pysku. Cóż taka przekąska to zawsze coś, podczas jakiejkolwiek wyprawy, gdy nie ma co innego do wzięcia na ząb. No cóż, przekrzywiło go trochę, bo nigdy myszy nie jadł, ale gorsze rzeczy przyjdzie mu pewnie jeść -Dziękuję... ale ty też nie powinnaś czegoś przekąsić? - Zapytał, bo mimo, że to ona złapała, to czemu jej nie spałaszowała tylko jemu przekazała?

- Pięknie jest teraz. Jeszcze tylko te gorące źródła i wszystko będzie idealnie. Zobaczysz, a swoją drogą prawie jesteśmy poznaje ten zakątek - Poznał go oczywiście po sporym głazie który był przed nimi, a pokryty był on mchem, a obok było przewrócone drzewo, dokładnie była to sosna, która też była pokryta mchem, lecz ona znajdowała się w stanie rozkładu, gdyż dookoła walały się kawałki, które pewnie wiatr lub coś innego oderwało - Jakiś czas temu to drzewo stało spokojnie, ale pasożyty zaczęły je wyniszczać. Wiesz, robaki i inne taki. Dopiero niedawno zauważyłem ze padło, cóż,wszystko ma swój koniec. Za mną, jesteśmy całkiem blisko
Wardress
Latająca Doświadczona Beta Nocy

Wardress


Female Liczba postów : 217
Wiek : 30

     
- To Ty będziesz zaraz potrzebował energii. - zaśmiała się tajemniczo i cofnęła się parę kroków w stronę wilka. Mijając go delikatnie musnęła ogonem jego pysk. War zawsze pozwalała sobie na różne zachowania. Nie było to dla niej ani krępujące, ani nadzwyczajne. Jej najbliżsi często nie reagowali na jej zaczepki, natomiast Shadow... on bywał czasem o to zły. - Ale musimy pamiętać, że na miejscu tego drzewa wyrośnie nowe. I kiedyś to ono stanie się podporą nowych drzew w tym lesie. - dodała spoglądając na rozwalające się próchno. - Moje kości już czują w pobliżu wodę. Czuję, że to będzie całkiem przyjemna kąpiel. - uśmiechnęła się kątem oka spoglądając na wilka. Przy niej był jeszcze... Dzieciakiem.
Berendar
Dojrzewający



Male Liczba postów : 141
Wiek : 30
Skąd : Dobczyce

     http://www.marian021093.deviantart.com
Wilk się zdziwił, o cóż może jej chodzić. Na co niby energia będzie mu potrzebna? Przecież nie ma w planach nic, co wymaga wysiłku. Oczywiście dalej nie reagował na kokieterie, mimo że już zaczynał się martwić sam o siebie. Co ona chce?
- Nie mylisz się, to całkiem niedaleko. I przestań mnie łaskotać tym ogonem, dziwnie się czuję. Po za tym, energia na co niby potrzebna? Do kąpieli? Nie żartuj - Skwitował pokrótce wszystko co powiedziała i robiła. Byli co prawda już niedaleko, ale spieszyć się nie ma co, noc jest długa, a Berendar lubił patrzeć w niebo i słuchać odgłosów nocnych zwierząt. Ach to była symfonia dla jego uszu.
Szedł dalej, a od czasu do czasu zerkał ukradkiem na wilczycę. Była dość tajemnicza i na swój sposób interesująca, tylko po co te wszystkie gestykulacje ogonem i śmiechy?
Wardress
Latająca Doświadczona Beta Nocy

Wardress


Female Liczba postów : 217
Wiek : 30

     
- Do Twojego pierwszego treningu! - zawołała wesoło i ruszyła przed siebie. Złożyła skrzydła, co by nie poranić ich o wystające gałęzie. Spojrzała za siebie, na Berendara. Pokazała mu język i pobiegła w kierunku źródła.

[zt] // Możesz tu odpisać, a ja pierwsza napiszę post w nowym temacie.
Berendar
Dojrzewający



Male Liczba postów : 141
Wiek : 30
Skąd : Dobczyce

     http://www.marian021093.deviantart.com
- No ładnie to tak! - Wilczyca strasznie się wycwaniła, Berendar widząc jak pokazuje mu język, czym prędzej zaprzęgł wszystkie mięśnie do pracy i ruszył w pogoń za Wardress. Cóż tego się nie spodziewał, ciekawe czy będzie pierwszy...
[ZT : Gorące Źródła]
Bezalcour
Dorosły

Bezalcour


Male Liczba postów : 44

     
Voltaire prowadził swoją nowo zaadoptowaną parę klientów w pozornie iście posępnym nastroju. Szedł pewnie, badawczo przeczesując teren spojrzeniem, a prześlizgując się nim po osobach towarzyszy, jakby ich tam w ogóle nie było; kiedy zaś którykolwiek z nich próbował go jakkolwiek zaczepić - o ile w ogóle - zbywał ich jakimś burknięciem, rzadko kiedy zrozumiałym i raczej mało życzliwym. W rzeczywistości jednak z każdym krokiem czuł się coraz lepiej: skupił się wszak całkiem na swoim zadaniu, a nic tak nie uwalniało umysłu od trosk, jak konkretne jakieś zadanie. Nawet pobolewająca noga niespecjalnie mu w tej chwili przeszkadzała; na początku starał się jakoś maskować, pilnował swojego kroku, jednak po jakichś dziesięciu minutach wzmocniło to tylko ból i finalnie porzucił wszelkie starania, by zacząć wyraźnie utykać na owe nieszczęsne, prawe tylne łapsko. Nie było się jednak, co martwić - wprawdzie nie sprawiało mu to większego kłopotu w normalnym funkcjonowaniu, a i biegać mógł swobodnie, byleby tylko łapska nie przeciążyć, bo ból stawał się później nie do zniesienia.
Kiedy znaleźli się w końcu wśród drzew, samiec zwolnił na moment, by rozejrzeć się z uwagą i w końcu obrać kierunek, cholera wie, na jakiej podstawie podejmując taką, a nie inną decyzję. Intuicja prawie jak kobieca czy zwykły fart - należało przyznać, że podziałało, bo po dłuższej wędrówce w obraną stronę teren zaczął opadać, a w zasięgu ich wzroku znalazła się większa kałuża lub też mniejsze jeziorko. Niespore, ale nie maleńkie, wgłębienie z wodą. Źródełko! No, nie mogłam jakoś odnaleźć tego słowa, a miałam na końcu języka. Bezalcour wyprostował się, wyraźnie zadowolony z tego powodu i rzucił Owachinashiemu krótkie spojrzenie.
- Trzymaj kciuki - mruknął, pomijając już to, że jako psowate nie bardzo mogli sobie na to pozwolić, cóż. Pochylił czerep, by zacząć zaraz całkiem zamaszystym slalomem zbliżać się źródła, wietrząc z zapamiętaniem w poszukiwaniu tropu.
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Owachinashi podążał dzielnie za Cour'em, niosąc szczeniaka w pysku. Nieco się niepokoił o swego nowego znajomego, gdyż ten widocznie zaczął utykać na jedną łapę. Gotów był nawet zrezygnować z szybszego tempa na chociażby jedną głośniejszą oznakę bólu ze strony wilka. To się jednak póki co nie stało, więc China po prostu podążał dalej z lekkim niepokojem i dużą dozą zmartwienia. Te emocje udzieliły mu się do tego stopnia, że wpierw niemal wpadł w zad Beza, a następnie prawie ruszył w inną stronę. Uszy pozwoliły mu jednak w miarę szybko określić, że czarny wilk szedł w zupełnie innym kierunku. Tak poza tym, to nie stało się nic poważniejszego. Zatrzymał się wraz z basiorem i kiwnął posłusznie głową na słowa "trzymaj kciuki". Nie do końca pojął znaczenie tych słów ustawionych obok siebie, ale uznał, że na pewno dla niego oznaczały to, że miał po prostu siedzieć w miejscu i czekać. Tak więc usiadł i obserwował uważnie Cour'a. Miał nadzieję, że ta łapa nie będzie mu przeszkadzać. Nie tylko dlatego, że pojawiłyby się problemy z pożywieniem dla malucha, ale także dla czarnego nie byłaby to na pewno zbyt ciekawa sytuacja. No więc czekał, z Kan'em uwięzionym w jego pysku.
Kantiagon
Młode

Kantiagon


Male Liczba postów : 46
Skąd : Zielona Góra

     
Wilczek się obudził kiedy się zatrzymali bo przestał się kołysać w pysku Chiny. Otworzył zaspany oczka i przetarł je jedną łapką, w brzuszku mu burczało cichutko co jakiś czas. Maluch ziewnął przeciągle zwijając lekko języczek i obrócił lekko główkę w stronę białego samca.
- Czemu się zatrzymaliśmy? Gdzie ten pan idzie? - spytał nie rozumiejąc co się dzieje.
Powrócił wzrokiem do odchodzącego wilka i zaczął się wyrywać. W pewnym momencie wyskoczył białemu z pyska i podbiegł kilka kroków do przodu.
- Niech pan nie odchodzi mówiłem, że dam sobie radę sam, ale tan biały pan mnie porwał! Niech pan wróci do przyjaciela, ja sobie pójdę! - zawył żałośnie piskliwym głosikiem spanikowany, że przez niego wilk sobie poszedł i przez to biały nie będzie go lubił i będzie zły, a po tym zagryzie małego w akcie zemsty za rozbitą przyjaźń.
Tak bardzo wziął do serca swoje własne wyssane z pazura myśli, że się rozpłakał. Bardzo chciał mieć przyjaciół... Albo chociaż kogoś kto nauczył by go polowania i jak się bronić. Prawda była taka, że gdyby napotkał niedźwiedzia, który stanął by przed nim na tylnych łapach i ryczał wściekle, to mały na pewno by do niego podbiegł i się wtulił chcąc się bawić. Wiadomo czym ta chęć zabawy by się skończyła. Jedyne przed czym wiedział, że należy zawsze, ale to zawsze uciekać to ludzie. Dla małego to były najniebezpieczniejsze zwierzęta w Krainie. Groźniejsze nawet niż niedźwiedzie czy smoki. Przez strach przed ludźmi nie miał nawet zamiaru myśleć o zemście za mamę i rodzeństwo. Wiedział, że jeśli dożyje tego czasu to jeśli dorośnie też nie będzie pakował się na ich tereny i będzie się trzymał od ludzi z daleka.
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Owachinashi w pierwszym odruchu stulił lekko uszy, gdy malec zawył, ale szybko zbliżył się do niego, głaszcząc go po głowie, żeby się uspokoił.

- Spokojnie, Kan. Cour zapolować idzie na jedzenie, więc cicho być musimy. - wytłumaczył mu, mając nadzieję, że żadna upatrzona przez czarnego zwierzyna się nie spłoszyła. - On wróci niedługo, jeśli zwierz nie uciekł.

Oczywiście, nie winił szczeniaka za potencjalnie nieszczęście, bo las to wielkie miejsce i jeszcze się coś znajdzie, a on sam nie zadbał o to, by młody wcześniej rozeznał się z sytuacją. Czuł się nawet winny z tego powodu. I to nie dlatego, że po raz kolejny najpewniej sprawiał problemy Bezowi. Do stwarzania innym kłopotów swoją osobą przyzwyczaił się do tego stopnia, że niespecjalnie się tym przejmował. Szczególnie, że zapolowanie dla niegubiącego się wilka o dobrym zmyśle węchu było dużo łatwiejsze.

bw
Bezalcour
Dorosły

Bezalcour


Male Liczba postów : 44

     
Wyczuwał w powietrzu wiele zapachów, były jednak one stare i niewarte uwagi, dlatego nie zatrzymywał się ani na chwilę i wciąż parł naprzód, zbliżając się do wody powolnie, bo łażąc przy tym wte i wewte, jakby nie chciał pominąć choćby jednej cząsteczki powietrza na tej powierzchni. Miał szczerą nadzieję, że jakieś zwierzęta upatrzyły sobie owe źródełko na wodopój; to by wielce ułatwiło sprawę, zwykle bowiem zwierzyna trzymała się blisko wody. W pewnym momencie niczym sztylet w jego świadomość wbił się krzyk Kantiagona, wyrywając Beza ze stanu absolutnego skupienia. Uniósł gwałtownie łeb, by spojrzeć w kierunku towarzyszy - dzieciak darł się, jakby go zarzynano. Dopiero po chwili do czarnego dotarło, że jego skowyt układa się w jakieś słowa i prychnął pod nosem znów rozdrażniony. Jako że Owachinashi zajął się już szczenięciem i je uciszył, Bezalcour powrócił do przerwanego zajęcia. Zbliżył się w końcu do wody, by zacząć ją okrążać i właśnie wtedy - wtedy jego towarzysze mogli zauważyć, jak niespodziewanie jego sierść zafalowała, nastroszyła się nieco na karku, sylwetka zaś wyraźnie się spięła, a on na ułamek sekundy zatrzymał się, by zaraz z werwą wyrwać przed siebie. Zniknął wkrótce im z oczu, gdzieś między drzewami, podążając za dość świeżym tropem. Głupi, nieprzyzwyczajony do osób drugich, nie pomyślał nawet, by jakoś im zasygnalizować odkrycie, toteż zostawił ich najpewniej bez słowa czy jakiegokolwiek wyjaśnienia, sam prując przed siebie i lawirując między drzewami. Parę razy zatrzymał się, zakręcił, acz po paru minutach woń była już tak silna, że gnał, nie musząc szczególnie skupiać się na wychwytywaniu jej swym nosem, bo wręcz sama lepiła się do nozdrzy, kusząc i wskazując drogę. Gdy zaś między konarami w oddali dostrzegł ruch, zwolnił i pochylił łeb, by miękkim krokiem zbliżyć się na tyle, aby móc swobodnie osądzić sytuację. Było to niewielkie stadko saren, ot, przewidywalne. Postał jeszcze moment w miejscu, potem zaś postanowił okrążyć zwierzynę i zająć pozycję najlepiej jakoś po drugiej stronie, o ile wiatr mu pozwoli. Następnie zaczął się zbliżać, strategicznie obierając taką drogę, by się zbyt wcześnie nie zdradzić ze swoją obecnością. Upatrzył sobie w końcu sarnę stojącą najbardziej na skraju, najbliżej niego, a kiedy nie mógł już podejść ani trochę bliżej niezauważony - spiął swoje mięśnie i skoczył naprzód z taką siłą, że poczuł mocne szarpnięcie w kontuzjowanej przeszło rok temu kończynie. Zacisnął szczęki, czując, jak noga drętwieje mu z bólu, na chwilę stając się bardziej przeszkodą niż użyteczną częścią ciała. Wściekły był na siebie, bo siłą rzeczy zwolnił i zwiększył się dystans między nim a ofiarą. Przynajmniej o tyle dobrze, że - dzięki wcześniejszej zmianie ustawienia - sarna uciekała naprzód, w kierunku, z jakiego on sam tutaj nadszedł, to jest: w kierunku Owachinashiego i Kana. Łapsko bolało go niemiłosiernie i najchętniej zatrzymałby się, uwalił na miękkim mchu, by dać jej odpocząć; zamiast tego jednak z głuchym warknięciem zmusił się do szybszego tempa, aby nadgonić chociaż odrobinę dystansu. Wiedział wprawdzie, że nie da rady dogonić już sarny - nie starczyłoby mu sił zwyczajnie. Zamiast więc męczyć się próbami dorwania zwierzyny, skupił się na tym, aby nie pozwolić jej zmienić kierunku biegu. Liczył przy tym w dużej mierze na szczęście, zwykłe szczęście.
I tak oto wkrótce doskonałe radary Owachinashiego niewątpliwie wyłapały odgłos racic i łapsk uderzających o ziemię, a między drzewami zamajaczyła sylwetka zbliżającej się, rozpędzonej sarny. Łap ją, dzieciaku - wrzeszczał w myślach Bezalcour, w rzeczywistości nie wydając z siebie jednak żadnego dźwięku, bo pysk zajęty miał staraniem się o niestracenie oddechu.

/wybaczcie tę jakość |:
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Załóżmy, że Kan ucichł, skoro Owachinashi wytłumaczył mu sytuację. W końcu zjeść coś trzeba, a przeciąganie może tylko zanudzić. Biały wilk co prawda się nie nudził, ale wciąż martwiła go łapa, na która Beza wyraźnie utykał. I byłby martwił się tym dalej, gdyby nie zamieszanie, które zaczynało się do niego zbliżać. Owym zamieszaniem były odgłosy racic i łap, które z pewnością uderzały o ziemię, w końcu inaczej się nie dało. Basiorowi z góry wydało się nieco dziwne, że zwierzyna kierowała się w jego stronę, ale postanowił nie ryzykować, że siedząc w miejscu okaże się, iż czarny basior włączył go w polowanie. Dlatego czekał aż cele znajdą się w zasięgu wzroku. A widząc jego odległość od sarny stwierdził, że miał rację. Skrył się za grubym drzewem i krzakami, które były w pobliżu, wpierw sie upewniając, że malec nie stał na drodze. Ze słuchu był w stanie stwierdzić, że sarna się zbliżała. Był stuprocentowo pewien, że nie pomylił jej z Cour'em, gdyż obserwował sytuację przez prześwitujące krzaki. Z wiatrem nie było źle, nie powinien zostać przedwcześnie dostrzeżony. Najwyżej pozostawało liczyć na szczęście. Złapał w zęby swoje ostrze, gdyż był świadom, iż jego zęby nie należały do najostrzejszych. Wziął głęboki wdech i wczuł się w otoczenie, nie spuszczając przez krzaki wzroku z sarny. Nie denerwował się, był spokojny. Pomagał sobie słuchem, aby dokładniej stwierdzić pozycję zwierzęcia. Gotów był do planu wprowadzić szybkie korekty, gdyby sarna zmieniła tor biegu. Gdy była już tak blisko, że nie było mowy o dostatecznie szybkiej reakcji z jej strony, Owachinashi wyskoczył przed nią i wykonał mocny skok w górę, zadając celne cięcie w szyję. Gdy opadł na ziemię stwierdził z ulgą, że nie wyszedł z wprawy. Ofiara padła na ziemię z dość głębokim cięciem niedaleko pod żuchwą. Basior wytarł tantou o trawę najdokładniej jak potrafił i schował do ozdabianej pochwy.

//z jakością w twoim poście dobrze, mój poszedł znacznie gorzej, brak weny i trochę pośpiech xD
Kantiagon
Młode

Kantiagon


Male Liczba postów : 46
Skąd : Zielona Góra

     
Kan ucichł siadając ze spuszczoną główką i kładąc po sobie uszka. Spojrzał na Chinę przepraszająco i się położył bezradnie na ziemi patrząc jak czarny znika wśród drzew. Był zachwycony ich wiedzą i umiejętnościami, których on nie posiadał. Czuł się od nich gorszy i prawdę mówiąc jak kula u nogi.
Smutny czekał początkowo cierpliwie, ale widać było, że nie jest to najlepsza cecha szczeniaka bo cicho zaczął skamleć i się wiercić. W końcu wstał ucieszony, gdy zobaczył że coś się do nich zbliża i radośnie merdając ogonkiem zaczął podskakiwać lekko. Bardzo się zaniepokoił widząc iż łania biegnie prosto na nich, a za nią Cour. Zdezorientowany szczeniak nie wiedząc co powinien zrobić spojrzał na czarnego, a następnie białego basiora i umknął w krzaki wraz za Kumą, nie przeszkadzając mu i nie dając się im zdradzić. Mimo to targał nim entuzjazm i z całych sił powstrzymywał się by nie wydobyć z siebie pisku jedynie ogonkiem energicznie poruszał. Spojrzał na białego nie rozumiejąc czemu trzymał w pysku dziwny błyszczący patyk. Radośnie się rozejrzał i też wziął jakiś kijek do pyszczka myśląc, że to jakaś zabawa albo część planu na złapanie jedzonka. Dlaczego postąpił jak biały samiec biorąc do pyska jakąś bron, w przypadku małego patyk? Ponieważ wierzył, że jeśli bardziej doświadczony wilk tak zrobił, więc on też musiał by w przyszłości potrafić samemu upolować sarnę. Ponadto miał nadzieję, że skoro będzie robił to co China, to Beza nie będzie na niego zły. W Końcu bardzo lubił basiora z tantou w pysku, więc czemu miałby być zły na szczeniaka, skoro robił to samo co lubiany białasek?
Gdy Owa wyskoczył z krzaków i zabił sarnę, mały zrobił to samo patrząc z zachwytem jak wilk precyzyjnie posługuje się swoim ostrzem. Szczeniak patrzył, ze lśniącymi od podziwu oczkami na wilka cały czas trzymając w ząbkach patyk. Chciał podejść do Chiny zrównać się z nim i przystąpić do posiłku, ale zatrzymał się z tylu przy krzaku patrząc w stronę czarnego wilka.
Kiedy czarny się zbliżał, mały usiadł pokornie spuszczając główkę i kładąc po sobie uszka. Nie podchodził trzymał się z tylu i cały czas miał w pyszczku patyk. Nie zamierzał podchodzić do ofiary dorosłych mimo iż na jej widok burczenie w jego brzuszku przybrało na sile.
Bezalcour
Dorosły

Bezalcour


Male Liczba postów : 44

     
Bogom czy jakimkolwiek siłom wyższym dzięki, że jego towarzysz znów potwierdził fakt posiadania czegoś w swojej białej makówce. Byłoby zaiste niezręcznie, gdyby sarna im uciekła - a i tak już teraz Bezalcour czuł się wystarczająco paskudnie. Trzeba bowiem wiedzieć, że w pewnych dziedzinach był wobec siebie samego niezwykle wymagający, a co za tym idzie - choć najmniejszy swój błąd było mu ciężko przełknąć. A jakby tego było mało, miał w dodatku świadka i to nieszczęśliwie takiego, przed którym wolałby raczej zabłysnąć niżeli pokazywać mu swą nieporadność. Tymczasem co zaprezentował?  Nieprofesjonalizm kompletny, ot co. Sarna padła w mgnieniu oka: Owachinashi potrzebował ledwie jednego skoku, by z wprawą poderżnąć jej gardło. Bezalcour zanotował sobie w głowie, coby go nie denerwować niepotrzebnie; wolał uniknąć bliższego kontaktu z ostrzem, które w pysku dzierżył basior. Sam Voltaire zwolnił natychmiast, wyminął martwą sarnę i, nie oglądając się na żadnego ze swych towarzyszy, skierował się od razu do źródełka. Nie dało się nie spostrzec, że w tym momencie nie nastawał już zupełnie na tylne łapsko, a właściwie podskakiwał w dość komiczny sposób. Kiedy zaś zatrzymał się, by się napić, łapsko ledwo czubkiem stopy oparł o podłoże. Jego pysk przecinał głęboki grymas bólu, ale i poirytowania. Gratulacje, Cour. To było doprawdy pełne wdzięku spartolenie - sarknął do sienie w myślach, przełykając ostatni łyk wody, potem zaś odwrócił łeb w stronę Owachinashiego. Milczał ponuro przez krótką chwilę. Mógłby jakoś go pochwalić. Może zażartować. Zakończyć to jakimś miłym akcentem, coby China dobrze go kojarzył. Mógłby.
- Piętnaście kości - oznajmił lakonicznie.
Zerknął na Kantiagona, dość pusto i obojętnie. Młody najwyraźniej zapragnął pójść w ślady Owachinashiego; trzymał mono w swych ząbkach jakiś patyk, postawę miał jednak skuloną i wycofaną.
- Jedz - odezwał się, nie brzmiąc wprawdzie szczególnie miło, ale wyraźnie nie był też tak oschły jak wcześniej.
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Wilk zupełnie nie rozumiał ponurego stanu Cour'a, w końcu polowanie się udało. Martwił się też bardzo, gdyż wilk już w ogóle nie używał jednej łapy do chodzenia. Może to właśnie było jego powodem braku humoru?
Na wymienioną liczbę China zastanowił się chwilę, czy czarny wilk się przypadkiem nie pomylił, gdyż była ona trochę mniejsza od poprzedniej. Przez chwilę przyglądał mu się z pełnym wątpliwości spojrzeniem, ale ostatecznie wypuścił powietrze przez zęby i uśmiechnął się krótko, po czym wyciągnął z sakiewki piętnaście kości i podał je Bezowi. Spojrzał również na szczeniaka, który trzymał patyk w pysku - co trochę rozbawiło basiora - i siedział wycofany.

- Dobrze ci Cour mówi, jedz. - zachęcił młodego łagodnie.

Nawet ucieszył się, że czarny basior nie był wobec Kan'a aż tak oschły. Dawno temu nie przeżył tylu zupełnie różnych emocji w tak krótkim czasie. Był przez to odrobinę zmęczony, ale przynajmniej ból głowy minął, gdy już sprawa była załatwiona. Nawet się uśmiechnął szeroko, czego naprawdę od dawna nie robił. I potrwałoby to trochę dłużej, gdyby nie przypomniało mu się, co go tak właściwie gryzło. Spoważniał i odwrócił pysk w stronę Bezalcour'a.

- Widzę, iż coś z łapą twoją dzieje się złego. - powiedział, nie ukrywając swego zmartwienia tym faktem.

I byłby ze swego braku wyczucia powiedział jeszcze "uważać trzeba było", ale równie szybko jak to pomyślał, zrozumiał, że to w sumie jego wina. Przecież to on prosił wilka o pomoc z polowaniem.
Bezalcour
Dorosły

Bezalcour


Male Liczba postów : 44

     
Ujmujący uśmiech znów rozjaśnił facjatę jego kompana; Bezalcour rozmyślnie zwrócił spojrzenie na szczeniaka, a nawet kiwnął mu jeszcze głową ponaglająco. Żołądek młodzika wygrywał im tutaj prawdziwy koncert, jakby ten nie miał nic w ustach od... niepokojąco długiego czasu w każdym razie.
- Polecam się na przyszłość - mruknął, odbierając od Chiny piętnaście kosteczek. W jego posępnym, twardym tonie, gdzieś między nutami, dało się wyczuć ślad jakiegoś z trudem maskowanego przekąsu. Wstrząsnął swoim cielskiem, jakby otrzepywał się ze zmęczenia i śladów odbytego polowania, a może właśnie była to fizyczna odpowiedź na poczucie porażki - może to właśnie ją chciał z siebie zrzucić, niczym warstwę zalegającego kurzu, przysłaniającego lśnienie jego osoby.
Wydawał się niemal zaskoczony kolejnymi słowami Owachinashiego. A raczej tonem jego głosu właściwie: pobrzmiewała w nim szczera troska. Zwyczajnie z pewnością zbył by to lekceważąco, nie przejmując się wcale, ale wszyscy doskonale wiemy, że jeśli ktoś się nam podoba - wobec niego istnieją zupełnie inne zasady reagowania i postępowania, osobne i często niezależne od nas samych. Nie mógł więc się nie uśmiechnąć, krzywo, bo krzywo, ponuro, bo ponuro, ale jednak było to już coś.
- To nic - stwierdził krótko, strzygąc uszami. - Stara kontuzja, nic wielkiego. Nadwyrężyłem ją trochę przy wyskoku, dlatego nie mogłem... - uciął nagle, pochmurniejąc, jakby nie był w stanie wręcz wykrztusić z siebie słów wskazujących na własną słabość i wytykających jego porażkę. - Niedługo przejdzie - skończył w końcu, by zaraz poruszyć się niespokojnie i zwrócić spojrzenie w kierunku, z którego tutaj przyszli. - Tutaj was zostawię, Kumo; wywiązałem się już ze swojej części umowy... poniekąd - stwierdził, ot, wyraźnie dając mową swego ciała znak, że decyzję już podjął i nie zamierza zostawać tutaj dłużej. Zanim jednak ruszył, niespodziewanie prychnał pod nosem, najwyraźniej rozbawiony jakąś swoją myślą, a potem zajrzał po raz ostatni na Owachinashiego niemal ciepło.
- Mam nadzieję, że twoja słaba pamięć nie wykasuje mnie w momencie, w którym zniknę ci z oczu. Byłoby, doprawdy, szkoda - stwierdził wciąż rozbawiony, potem nawet pozwolił sobie puścić Chinie perskie oko, niczym jakiś wyrostek niedojrzały, a w końcu ruszył żwawym krokiem, wciąż silnie utykając, by zniknąć z pola widzenia towarzystwa.

/zt
Dziękuję za tę fabułę mocno ♡
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
//Nie ma za co, jak będziesz jeszcze kiedyś chciała popisać to zwróć się do mnie, mam zbyt dużo wolnego czasu : D

Owachinashi wciąż się martwił, ale stwierdził w duchu, że pewnie i tak nie zatrzyma czarnego basiora. Miał tylko nadzieję, że tej starej kontuzji Beza nie przeciążył sobie nadmiernie. Ale taka była decyzja Cour'a[szczególnie, że najwyraźniej wolał o tym nie mówić], więc kiwnął głową przywołał na swój pysk najzwyczajniejszy w świecie uśmiech, uspokajając się bardziej.

- Za pomoc ci dziękuję, i liczę, iż spotkanie to ostatnim nie będzie. - powiedział Shirokuma.

Wilk cieszył się, że Bezalcour nie sprawiał już aż takiego ponurego wrażenia. Był naprawdę dobrym wilkiem, i China naprawdę chciałby go jeszcze kiedyś po tym rozstaniu spotkać. Kto wie, może przypadek kiedyś pozwoli mu na to, bowiem w życiu białego zdarzały się tylko same przypadki. Wynikało to z jego zmysłu orientacji połączonego ze słabą pamięcią. No, ale nie przesadzajmy, masakrycznie słaba nie była. Inaczej już dawno by zapomniał o swej przeszłości.

- Osób nie zapominam, które lubię. - odparł pogodnie zamiast pożegnania.

Odprowadził Cour'a wzrokiem, po czym spojrzał na szczeniaka. Ów naprawdę musiał być głodny. To dobrze, że polowanie się powiodło. Owachinashi jeszcze na chwilę wyjął Hamidashi Tantou i przeciął skórę na brzuchu, aby młody mógł się łatwiej dostać do środka.

- Posil się, Kan. Lepiej ci będzie od razu. - powiedział.

Po tym znów wyczyścił ostrze i je schował. Cóż, mógł to trochę wcześniej zrobić, ale wyleciało mu z głowy.
Kantiagon
Młode

Kantiagon


Male Liczba postów : 46
Skąd : Zielona Góra

     
Kan przygnębiony patrzył jak Beza odchodził wciąż miał przeświadczenie, że to wszystko przez niego, ale nie zmuszał przecież do niczego wilków mógł sam sobie coś znaleźć. Chyba... Mały podszedł lekko niepewnie z położonymi po sobie uszami ale znów usiadł patrząc to na wilki to na sarnę, nie wiedząc do końca czy na pewno może i czy powinien.
- Do widzenia panu. - mruknął cichutko pod noskiem ze spuszczoną głową jakby nie chciał by czarny wilk to usłyszał.
Ostatni raz spojrzał na zad czarnego basiora, a następnie przeniósł tępe spojrzenie na łanię. Obszedł ją niepewnie i usiadł ponownie przy jej szyi tam gdzie Kuma poderżnął zwierzynie gardło. Nie miał wielkich i silnych zębów dlatego przebicie się przez skórę było dla niego niemożliwe. Patrzył jak krew ucieka z rozciętej rany. Nie było na gardle za wiele mięsa, ale mały nie wybrzydzał. Był zły na siebie, że to wszystko tak wyszło.
Przeniósł spojrzenie na białego, patrząc niczym zbity pies odechciało mu się jeść. Wypuścił z pyszczka kijek bez entuzjazmu i pochylił się do rozcięcia na szyi. Pochlipał trochę krwi i usiadł ponownie oblizując pyszczek wciąż smutny.
- Dziękuję panu za pomoc... Będę już szedł. - powiedział smutno Kan nie patrząc na wilka tylko w ziemię.
Zaskoczony spojrzał na wilka kiedy ten specjalnie dla małego rozciął brzuch zwierzęcia. Nie wiedział czy powinien. W końcu to była zwierzyna dorosłych i oni mieli pierwszeństwo by się najeść. Maluch zadowolił by się nawet resztkami i obgryzaniem kości. Nie ruszył się z miejsca siedząc bezradnie na ziemi i myśląc co powinien zrobić, by znów nie zostać skarcony. Podszedł z ociąganiem, wiedząc, że jak będzie przedłużał to też będą się na niego wściekać. Westchnął i niechętnie wyrwał kawałek mięśnia i trzymając go w pyszczku odszedł na bok, kładąc się na trawie i żując i rwąc mięsko.
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
China usmiechnal sie do Kan'a, gdy ten wreszcie zdecydowal sie wziac troche jedzenia. Choc jak dla niego to malec wzial zbyt malo, wiec bialy basior rozerwal troche skory i wyrwal wiekszy kawalek. Moze nie mial zbyt ostrych zebow, ale mial silne szczeki. No i ostrze do pomocy, nawet jesli nie czul sie dobrze z uzywaniem go w takim celu. Coz, do wielu rzeczy bedzie musial sie przyzwyczaic. Ale wracaj. Polozyl spory kawal miesni przed szczeniakiem.

- Nie żałuj sobie, Kan. Najeść się musisz. - powiedzial, obdarowujac malca lagodnym usmiechem.

Sam wrocil do sarny i zabral sie za jedzenie, bo rowniez glod mu troche doskwieral, no i maly pewnie i tak nie dalby rady zjesc wszystkiego na jeden raz. A marnowanie jedzenia to zla rzecz. Szczegolnie, ze nigdy nie wiadomo, kiedy sie ja cos natrafi.
Kantiagon
Młode

Kantiagon


Male Liczba postów : 46
Skąd : Zielona Góra

     
Szczeniak zjadł ten pierwszy kawałek. Gdy wilk przyniósł mu kolejny spojrzał zaskoczony na niego i kiwnął lekko główką. Myślał ze Owa go nie lubi i tylko stara się być miły. Posłusznie zaczął jeść kolejny kawałek mięska. Nie wiedział gdzie pójdzie jak zje, ale wiedział, że nie mógł zostać z wilkiem. Jakby nie patrzeć i tak już się zasiedział i wymusił nadto życzliwości ze strony wilków. Cały czas miał położone po sobie uszka i w ogóle się nie odzywał. Pragnął stać się niewidzialny, by nikomu nie sprawiać już kłopotów.
Zjadł drugi kawałek i oblizał sobie pyszczek siadając. Kan spojrzał jak China, samiec jadł i wstał patrząc na las za sobą. Stanowczo na zbyt długo przyczepił się do białego wilka. Powoli zaczął się cofać uważając by Owa niczego nie zauważył. Nie chciał go martwić bo go bardzo polubił, ale nie mógł się nikomu narzucać, a tym bardziej oczekiwać, że ktoś się nim zaopiekuje dopóki mały się nie usamodzielni i nie będzie w stanie samemu przetrwać w lesie. Wycofywał się powoli nie zauważając tego co jest za nim.
Dwóch kroków mu zbrakło by swobodnie uciec i się schować by wilk sobie poszedł zostawiając go samego, choć mały bardzo nie chciał znów być sam. Cofając się nastąpił jakąś suchą gałązkę przy krzakach z których wyskoczyli. Bardzo się wystraszył nagłego odgłosu łamanego patyka i podskoczył przerażony, odwracając się pyszczkiem do gałązki i czujnie ją wąchając. Serduszko waliło mu jak głupie, dopiero po chwili dotarło do niego co się stało. Odwrócił się zaniepokojony w stronę basiora, wiedząc, że i on usłyszał trzask suchej gałązki.
Szczeniak się przykulił i położył bezradnie wystraszony jak na samym początku, gdy spotkał oba wilki. Patrzył niepewnie na Chinę.
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
China byl skupiony na jedzeniu i nie zauważył, ze szczeniak sie wycofywal. Dopiero dzwiek suchej galazki go zaalarmowal, iz cos sie dzialo. Podniosl glowe i skierowal sie calym cialem w strone zrodka dzwieku, a tak zauwazyl Kan'a. Troche oddalonego, skulonego i wyrasnie wystraszonego. China westchnal dyskretnie, choc bez cienia negatywnych emocji, i podszedl do mlodzika.

- Bać się mnie nie musisz, Kan. - powiedzial, obdarzajac mlodego najszczerszym i najcieplejszym usmiechem na jaki tylko potrafil sie zdobyc. - Jeśli nie masz dokąd się udać, to przygarnąć cię mogę do siebie, choć prawdę mówiąc domu stałego nie posiadam. Lubię cię jednak, i by coś ci się stało zdecydowanie nie chcę.

To mówiąc polozyl sie plasko obok szczeniaka, kladac rowniez glowe na ziemi. Tak by zrownac sie z nim wzrostem, czy cos.

//dobra, ja na dzis koncze, bo moja leniwa natura domaga sie snu xd
Kantiagon
Młode

Kantiagon


Male Liczba postów : 46
Skąd : Zielona Góra

     
Mały się wtulił do białego pyska i się rozpłakał. Nie dlatego, że się wystraszył czy było mu smutno choć po części to też był powód. Przede wszystkim rozkleił się prze z frustrację jaka się w nim kłębiła i przez zmęczenie w jednej dziesiątej.
- Nie chce być dla nikogo kłopotem. Ale nie chcę złamać słowa danego mojej mamie. - wyszlochał tuląc się do basiora.
Trochę źle się czuł i nie chodzi tu o samopoczucie. Zazwyczaj jego dieta była inna i bardzo uboga, tak więc mdliło go trochę z przejedzenia, ale miał nadzieję, że ból brzuszka mu szybko minie. Podciągnął noskiem i niepewnie oblizał pyszczek dorosłego z krwi sarny by się jakoś odwdzięczyć za to, że wilk chciał go przygarnąć. Mimo to Kan nie robił sobie zbytnich nadziei na to, że długo zabawi pod opieką wilka. Nie raz już tak było. Wpierw mu pomagano, a kiedy mały zaczynał być uciążliwy po prostu się go pozbywano. Miał nadzieję, że z basiorem będzie inaczej. Bardzo w to wierzył, tylko i wyłącznie w to bo nie miał, w co innego.
Obiecał samemu sobie, że nie będzie sprawiał wilkowi problemów i będzie się zachowywał jakby go nie było, nie przeszkadzając basiorowi, ani nie wchodząc mu w drogę.
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Niemożliwym bylo, aby Owachinashi pozbyl sie szczeniaka, nawet jesli ow stalby sie faktycznie pewnym ciezarem. Nie tylko czulby sie z tym zle, ale sumienie by go gryzlo. Teraz, kiedy nikt go nie scigal, mogl sie bardziej skupic na sobie, co zaczynalo dawac efekty - bylby w stanie martwic sie nawet o zupelnie obcego osobnika. Kiedys nie mial na to wiele czasu, poza tym nie lubil sie baeic w bohatera, choc i tak zdarzalo mu sie komus pomoc. Teraz jednak czul sie calkowicie w obowiązku, by przygarnac mlodego Kantiagona. Poza tym, on sam dobrze wiedzial jak to jest byc odrzucanym przez innych, nawet jesli przez lata nauczyl sie tym nie przejmowac i zwyczajnie cieszyc kazda chwila. Od kiedy zostal znanym przestepca, nie mial wielu przyjaciol. Nie mial nawet wiele czasu, aby nawiazac jakies powazniejsze znajomosci. I choc w trakcie brania sterydow tak tego tak bardzo nie widzial, to teraz byl calkowicie swiadom, jakie zmiany w jego organizmie wywolaly. I nie byly to pozytywne zmiany. Nie zdziwilby sie, gdyby pozostalo mu niezbyt duzo zycia. Ale poki co sie tym nie przejmowal na zapas. Przejmowanie sie swoimi problemami to byla akurat rzecz, na ktora nigdy nie mial czasu.

- Do kłopotów porównując, ty jesteś błogosławieństwem wręcz. - stwierdzil pogodnie basior, delikatnie obejmujac lapa szczeniaka. Tak, zeby ten nie stracil swobody ruchow. - Obietnica to rzecz ważna i cenna, dobrze jest, iż nie chcesz jej złamać.

Ostatnie zdanie bylo nie tylko w pewnym sensie pochwala, ale rowniez wyrazeniem podziwu ze strony doroslego. Wynikalo to z faktu, ze nigdy nie widzial szczeniaka tak powaznie mowiacego o tym, ze nie chce zlamac danego slowa. Nawet jesli slowa te wyszlochal, to zazwyczaj pod wplywem silniejszych emocji ciezko jest klamac, chyba.

- Ale uśmiechnąć się warto, tak żyje sie przyjemniej. - stwierdzil spokojnie, nie tracąc swojej pogody ducha, ktora oststnio jakos nabyl. To znaczy, od kiedy opuscil swoja ojczyzne nie byl zbyt wesoly, ale teraz wszystko zaczynalo sie zmieniac na lepsze. Nawet jesli juz nigdy nie nie odzyska lepszej pamieci i wechu. No, nie ma sie co przejmowac drobiazgami!
Kantiagon
Młode

Kantiagon


Male Liczba postów : 46
Skąd : Zielona Góra

     
Kan otarł łapką oczka i się uśmiechnął przyjaźnie merdając ogonkiem. Szczeniak wtulił się w bok towarzysza.
- Ma pan bardzo dobre serduszko jak moja mama. - cały czas się wtulał z uśmiechem, po raz pierwszy od tygodni czując ciepło i zapach innego wilka. Myślał, że mama zesłała dla Kana Chinę by mały w końcu nie był sam.
Wilczek zdjął radośnie ze swojego grzbietu pluszowego misia z oderwanym okiem i pogryzioną główką, który rozpinał się na plecach. Był to najzwyklejszy misiowy plecak jakiegoś dziecka wyciągnięty ze śmietnika. Mały przywitał się z misiem i przeprosił, że tak długo nosił go na grzbiecie. Uśmiechnął się radośnie do białego i z misiem w pyszczku pokazał basiorowi swojego przyjaciela.
- Proszę posznajcze szę. Gryszku to jesz pan Pan. Proszę pana to jesz mój pszyjaczel Gryszek. - powiedział przez zaciśnięte ząbki, a po przedstawieniu ich sobie radośnie zaczął gryźć, szarpać i rzucać na boki misiem.
Bawiąc się beztrosko zapomniał o tym co mówił wilk. Nie grzecznie było by nie odpowiedzieć, a on chciał być grzeczny, by China go nie zostawił. Mały przerwał zabawę i zaczął się zastanawiać co powiedział do niego Owa i po chwili wyszczerzył swoje kiełki.
- Mama mi i mojemu rodzeństwu zawsze mówiła, że obietnice są ważne, a dotrzymując ich można mieć wielu przyjaciół i nigdy nie być samotnym. - lekko przekrzywił główkę jakby coś mu się przypomniało i położył po sobie uszka, a jego ogonek ruszał się z mniejszym entuzjazmem i radością. - Mimo, że sama nie miała przyjaciół. - dodał i szybko się rozpogodził zdając sobie z czegoś sprawę. - Ale nie była samotna bo miała nas. Byliśmy jej przyjaciółmi prawda? Obietnice są święte, ale najbardziej święte jest wszystko co powiedziała mama. Mama jest bardzo mądra. - dokończył radośnie i powrócił do tarmoszenia, biednym pluszakiem, który pewnie by krzyczał jakby tylko mógł.
Owachinashi
Dorosły

Owachinashi


Male Liczba postów : 150

     
Owachinashi nawet ucieszył się na wiadomość, że był dobry[a przynajmniej jego serce, cóż, ono na pewno jeszcze dobrze działało]. To nie tak, że uważał siebie za bezdusznego drania, ale zawsze słyszał pod swoim adresem jedynie złe słowa, chyba że to kolega po fachu się o nim wypowiadał. Takowych wielu nie miał jednak, i zazwyczaj spotykał ich jeden raz w życiu. Wina ciągłego bycia w podróży. Kiedyś podróżował z Błyskawicami, ale oni zostali zabici przez drania, którego uważali za towarzysza. Przyjaciela.

- Poznać mi cię miło, Gryszek-chan. - przywitał się China z misiek, uśmiechając się krótko.

Przyglądał się spokojnie, jak młody bawił się zabawką. Nie oczekiwał natychmiastowych odpowiedzi. Z resztą, nigdzie mu się nie spieszyło. I tak nie miał dokąd pójść. To był jedyny plus nieprzywiązywania się do jednego miejsca. Tylko w ten sposób dało się poczuć prawdziwą wolność, to znaczy mogąc się udać gdziekolwiek się zechce. Tak przynajmniej to widział Shirokuma.

- Wiesz, Kan-chan - zaczął spokojnie, gdy młody mu odpowiedział - To tak nie jest, iż jeśli obietnic dotrzymywał będziesz, to przyjaciół zdobędziesz wielu. Znaczy się, niekoniecznie. Ale słowa dotrzymując na pewno chociaż znajdziesz paru, których nic ci zastąpić mogło nie będzie.

Dotrzymywanie obietnic nie zawsze jest kolorowe. Owachinashi musiał przez to opuścić ojczyznę i żyć z hańbą porażki, gdy dał się tak żałośnie zaskoczyć. Nie miałby nic przeciwko, gdyby jego życie wtedy już się zakończyło. Widział dostatecznie wiele rzeczy, by móc odejść w spokoju. Ale widać prześladujące go szczęście nie pozwoliło mu na to. A może to pech? Kto wie...

- Mama twoja życie wspaniałe musiała mieć wraz z wami. Na pewno samotna nie była. - stwierdził pogodnie wilk.
Kantiagon
Młode

Kantiagon


Male Liczba postów : 46
Skąd : Zielona Góra

     
Kan zaśmiał się rozbawiony merdając ogonkiem i przestając gryźć maltretowanego do tej pory misia.
- To jest Gryzek. - powiedział rozbawiony tym, że Kuma nie zrozumiał imienia pluszaka.
Szczeniak szybko przestał się śmiać, ale nie tracił uśmiechu z pyszczka i wtulił się do olbrzymiego - w porównaniu do jego samego - pyska Owy i lekko polizał go w nosek. Bardzo lubił wilka i był zdeterminowany, by kiedyś mu się odwdzięczyć.
Mały zasmucił się lekko tracąc entuzjazm, gdy basior powiedział, że dotrzymywanie obietnic nie przysporzy mu wielu przyjaciół. Patrzył na niego przygnębiony kładąc po sobie uszka.
- Ale jak będę dotrzymywał obietnic to pan mnie nie zostawi prawda? - spytał z nadzieją w głosiku.
Teraz mały już nic nie wiedział. Samiec mówił co innego, niż mówiła Kanowi i jego rodzeństwu jego mama. Skołowany szczeniak wtulił się do piersi towarzysza jeszcze bardziej jakby chciał stworzyć jedność z jego futrem w łapkach trzymając i tuląc do siebie misia. Smutny i zmęczony ziewnął pokazując małe ząbki.
- Wciąż nie jest zawsze czuwa by nic mi się nie stało, a poza tym jest z nią moje rodzeństwo. Nieraz w nocy można ją zobaczyć. - lekko się uśmiechnął przykrył ogonkiem pyszczek i zamknął swoje dwukolorowe ślepka.
Sponsored content